23 czerwiec 2007 roku.
Czas przed burzą.
Feliks Schmid, operator elektrowni jądrowej w Kruemmel, obudził się jak zwykle zmęczony. Wstał, zapalił papierosa i poczłapał do kuchni. Od czasu rozwodu, czyli około trzech lat, przestał jeść śniadania i zaczął wieźć bardziej frywolny tryb życia. Używkami i pracą zastąpił zdrowe nawyki.
Spojrzał na zegarek.
Miał półtorej godziny, by doprowadzić ciało i umysł do względnego ładu; kilka papierosów, dwa kubki kawy, toaleta, prysznic i czysta koszula zazwyczaj załatwiały sprawę.
Zazwyczaj, bowiem niekiedy przed wyjściem wlewał w siebie trzecią czarną a w drodze do pracy kupował kolejną.
Pomimo spadku formy i pogorszenia samopoczucia, niespecjalnie przejmował się swoim zdrowiem.
Z racji stanowiska, które podejmował pracując w termojądrowym piecu, regularnie poddawał się wnikliwym badaniom lekarskim, z których wynikało, że był zdrów jak ryba.
Zdaniem Feliksa, jak nijaka ryba, prędzej karp hodowany, którego sens życia został sprowadzony do kilku nic nieznaczących priorytetów.
Przygotowany do dnia i mniej zmęczony usiadł w fotelu. Zapalił papierosa, siorbnął kawy i sprawdził w smartfonie pocztę elektroniczną. Z wyrazem niesmaku odczytał email od byłej żony: „Feliksie, zapomniałeś o racie za kredyt mieszkaniowy. Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonów?”
Wykasował wiadomość i zdecydował, że sobie o zaległym rachunku nie przypomni.
Sprawdził godzinę. Była 4:47.
***
Dima, były żołnierz formacji Specnaz, od kilku godzin trzeźwiał w przydrożnym rowie. Pił, aby zapomnieć o przeszłości.
Służył w Czeczeni, gdzie wziął udział w kilkunastu brawurowych akcjach bojowych.
Po powrocie do kraju uczestniczył w szturmie na szkołę w Biesłanie. Podczas wymiany ognia z terrorystami nagle „zaciął się”. Przestał reagować na jakiekolwiek bodźce. Wylądował w szpitalu psychiatrycznym. Tam lekarze przykleili mu łatkę zespołu stresu po bojowego i zalecili, aby poddał się psychoterapii.
Więc wrócił na rodzinną wieś. Tyle, że przypisane środki farmaceutyczne wyrzucił i zaczął pić. A psychoterapię zamienił na seks i bójki.
Nader często zdarzało się, że nie pamiętał ostatnich godzin libacji.
A o ewentualnych incydentach, które odbijały się echem po okolicznych wsiach, dowiadywał się od znajomych bądź milicji.
Klnąc wygramolił się na pobocze i spojrzał na zegarek.
Była 4:50. A do chałupy jedynie ćwierć kilometra.
***
Robert Stasiak obudził się obok wciąż smacznie śpiącej żony.
Po cichu wygramolił się z łóżka, zszedł do salonu i włączył nastawiony na stację radiową telewizor.
Szalony głos z głośników oznajmił, że zapowiada się wyjątkowo słoneczna niedziela a on za pięć minut kończy swoją nocną zmianę i udaje się na zasłużony odpoczynek…
Robert z uśmiechem poszedł do kuchni, nastawił czajnik i spojrzał w okno.
Był dumny ze swojego majątku.
Ziemię odziedziczył po zmarłym na raka ojcu. Za namową żony zaryzykował, zmodernizował gospodarstwo i zainwestował w sadownictwo.
Pięć lat harówy i stresu związanego z kredytami w końcu przyniosło wymarzony efekt. Tego roku drzewka zakwitły wyjątkowo obficie więc perspektywa godziwego zarobku jawiła się w szczególnie optymistycznych barwach.
Spojrzał na zegarek. Była 4:52.
***
Isabel była młodą, ładną, wysportowaną brunetką o oczach, które potrafiły zaczarować. Pracowała jako pielęgniarka w paryskim szpitalu Sal Petrae. Wychowała się w patologicznej rodzinie, w której alkohol i przemoc były normą szarej codzienności. Uchlany ojciec regularnie tłukł pijaną matkę a ona często obrywała z przypadku.
Mając lat piętnaście zadecydowała, że zostanie niezależną i być może bogatą kobietą. Rozpaczliwie zapragnęła być jak osoby, które widywała przez szyby ekskluzywnych restauracji. Chciała zostać „kimś”. Musiała wyrwać się z tego bagna. I przenigdy nie pozwoli, aby jej dzieci zasmakowały życia, od którego ona uciekła.
Za pieniądze obciągnęła po raz pierwszy mając dziewiętnaście lat. Wzięła za usługę trzysta euro. Tłumaczyła sobie, że to z konieczności. Przecież musi opłacić mieszkanie, studia i jakoś żyć. Te kilka razy niczego nie zmienią a gotówka znacznie ułatwi jej rozwój i pozwoli godnie żyć.
Będzie dobrze, wmawiała sobie. Wiem co robię.
Tego poranka wracała metrem po nocnej zmianie.
Spojrzała na zegarek. Była 4:57.
Wyczerpana zamknęła oczy. Tylko na chwilę, pomyślała.
Zasnęła.
***
Feliks Schmid, leniwie rozciągnięty w fotelu, kończył dopijać drugą kawę, gdy niespodziewanie zamilkło radio.
Wstał i pstryknął włącznik lampki. Nic. Poszedł sprawdzić bezpieczniki, które okazały się w porządku.
Odpalił papierosa i sięgnął po telefon, aby zadzwonić do elektrowni i zapytać o przyczynę przerwy w dostawie elektryczności. Cholerny telefon, mimo że ładowany całą noc, nie działał.
- To zorza – usłyszał głos z ulicy. – Boże, jaka piękna.
Podekscytowany wyszedł na taras. Osłupiał. Całe niebo przybrało demonicznie jaskrawych barw.
Sam fakt, że taka anomalia pojawiła się w czerwcowy poranek nad europejskim niebem, przeraził Feliksa.
- To niemożliwe – powiedział i spojrzał w stronę słońca.
- Niesamowicie piękne. -Dosłyszał głos sąsiada, który wraz z żoną i córkami obserwował osobliwe zjawisko. – Przepiękne…
- Kurwa, to nie mogło się wydarzyć – poczuł jak drżą mu nogi.
Potykając się w progu wbiegł do mieszkania i popędził do garażu.
Po chwili siedział w samochodzie, wsadził kluczyki do stacyjki, przekręcił i… rozpaczliwie jęknął.
Auto nie działało.
Wyszedł na ulicę, gdzie z minuty na minutę przybywało ludzi. Wszyscy spoglądali w niebo. Podziwiali i dyskutowali. Feliks analizował.
Nagle zdał sobie sprawę, że jest boso.
Początek, jakby prolog, fantastyka.
2Złamałeś chyba regulamin mało konkretnym tytułem. Ale do rzeczy.
Nad całym obszarem wokół elektrowni przeszła "emisja" i towarzyszący jej impuls EMP. Zgadłem?
Mamy cztery osoby, dla których pierdolnięcie w Kruemmel (musiałem sprawdzić, gdzie to jest) będzie miało różne skutki. Pomysł może nie do końca oryginalny, ale ciekawy. W sumie czytałbym dalej. Gorzej natomiast z wykonaniem.

Gdzieniegdzie brakuje też przecinków, ale nie chciało mi się już wstawiać kolejnych przykładów. Podsumowując: warsztat, warsztat, warsztat.
Nad całym obszarem wokół elektrowni przeszła "emisja" i towarzyszący jej impuls EMP. Zgadłem?

Błąd w pierwszym zdaniu.
Niepotrzebna inwersja.
Wydaje mi się, że stanowisko można podjąć tylko raz, więc czasownik "podejmować" nie powinien wystąpić tu w aspekcie niedokonanym. Poza tym w piecu, zwłaszcza termojądrowym, nikt nie da rady pracować. Może "przy obsłudze termojądrowego pieca"?
trochę oksymoron, priorytet nie może być nic nie znaczący. może "kilku nic nie znaczących rytuałów"?
Z niesmakiem. Sam e-mail trochę sztucznie brzmi jak na korenspodencję rozwiedzionych małżonków. Zwłaszcza ten wołacz, którego już prawie nikt w polskim nie używa.
były żołnierz Specnazu
zbyt prosta kalka z angielskiego. PTSD to po naszemu "zespół stresu pourazowego". Albo "stresu bojowego" po prostu.
Nie zaczynamy zdania od...
Można sobie zadać pytanie, czy w tamtym stanie to było dla Dimy "jedynie" ćwierć, czy "aż".
Czegoś tu nie rozumiem. Może "nastawiony na wiadomości/kanał informacyjny/z wiadomościami"?
przyczyna śmierci zbędna w kontekście opowieści
zaimek "ona" wprowadził tu chaos, to nie matka obrywała z przypadku, a córka, IMO nie dość jasno jest to wyrażone w tym zdaniu
wyjątkowo niezgrabne. Napisz po prostu "niezależną, samodzielną kobietą sukcesu"
Pomijając wulgarność, zmieniłbym szyk na "Pierwszy raz obciągnęła za kasę mając 19 lat". Nie wiem, po co te "za pieniądze' na początku, chyba z pośpiechu autora
włącznikiem
Jakimś takim niezgrabno-szkolnym stylem zalatuje to zdanie. Lepiej: Poszedł sprawdzić bezpieczniki, ale wszystko było OK, w normie etc.
Miał otwarte okno? Jeśli nie, nie mógł tego usłyszeć z ulicy. Chyba, że ściany z tektury

Ee?
na niebie, nad niebem to już raczej nic nie zobaczy, bo kosmos się zaczyna
usłyszał? Dosłyszeć to w zasadzie można tylko z partykułą "nie".
show, don' tell. "Zadrżały mu nogi" styknie. Wszelkie "poczuł", "usłyszał", "zobaczył", "spostrzegł" i tak dalej najlepiej wyrzucić, tworzą sztuczny dystans między narratorem a czytelnikiem
Wbiegając do mieszkania potknął się o próg. Albo soczyściej: "Pognał do drzwi, omal nie przewrócił się przez próg, ale popędził dalej do garażu."
Chyba niezamierzenie powstał tu jakiś kontrast. Wyszło, że tamci podziwiali i dyskutowali, ale tylko Feliks analizował.
Gdzieniegdzie brakuje też przecinków, ale nie chciało mi się już wstawiać kolejnych przykładów. Podsumowując: warsztat, warsztat, warsztat.
An artist can't tell you what the hell they're up to. They don't know. They can maybe guess. What they're actually doing when they're producing a piece of art is figuring out what they're up to. And that's when you know they're actually artists. They're moving beyond themselves.
Jordan Peterson
Jordan Peterson
Początek, jakby prolog, fantastyka.
3Za wcześnie wkleiłeś, dzisi napisane dziś wklejone
jak poprzednik nakreślił, nie trzeba zbytnio się wysilać, by błędy warsztatowe wyłapać. Niemniej zamysł jest, rozbłyski smażą elektronikę w Europie i cztery ciekawe postacie, dużo ciekawych możliwości
jak pisałem, zamysł i postacie ( realistycznie nakreślone ) interesująco zapowiadają ciąg dalszy. Gdyby to wyszło za miesiąc pewnie wyglądało by inaczej. I jeszcze jeden plus
wreszcie ktoś uterza w prawdziwą fantastykę naukową.



Nie ma rzeczy bardziej niewiarygodnej od rzeczywistości.
Początek, jakby prolog, fantastyka.
4wieść, bo on to życie wiódł, a nie wiózł.
Ponadto; "frywolny «mający swobodny i żartobliwy stosunek do spraw erotycznych; też: świadczący o takim stosunku» ". Czy aby na pewno o to tutaj chodziło?
"priorytet: 1. «pierwszeństwo przysługujące lub przyznane czemuś»Gruszka pisze: Z racji stanowiska, które podejmował pracując w termojądrowym piecu, regularnie poddawał się wnikliwym badaniom lekarskim, z których wynikało, że był zdrów jak ryba.
Zdaniem Feliksa, jak nijaka ryba, prędzej karp hodowany, którego sens życia został sprowadzony do kilku nic nieznaczących priorytetów.
2. «sprawa szczególnie ważna, która musi być załatwiona w pierwszej kolejności»"
Teraz służył? Zaraz się wyjaśnia, że kiedyś, ale lepiej moż enie zaskakiwać czytelnika i od razu podkreślić, kiedy służył.
bez kropki, dosłyszał z małej.
Bohaterów wprowadzasz rzucając na początek multum informacji na ich temat. Brzmi to jak jak zestaw konspektów, szkice na potrzeby powieści. To się może bronić, czemu nie, natomiast pytanie, czy takiego zabiegu użyłeś świadomie, czy dlatego, bo tak było łatwiej.
Początek, jakby prolog, fantastyka.
5Świadomie, bo to był mój pomysł na potrzeby powieści - jesteśmy jak bracia Strugaccy 

Nie ma rzeczy bardziej niewiarygodnej od rzeczywistości.