Grunwald - [humoreska, parodia]

1
Tak... Konkurs. Napisać coś radosnego... Nie umiem. Postanowiłem napisać więc coś śmiesznego. Czy mi wyszło? Zobaczcie i oceńcie.







Jagiełło spoglądał tępo przed siebie. Widział drzwi. I ścianę. I przysypiającego strażnika.

Król Polski potarł skronie. Był zmęczony ciężką pracą. Tak, patrzenie na chłopów ścinających zboże jest męczące. Straszna robota. Oni mogli tam sobie ścinać zboże, cieszyć się robotą, podatkami nakładanymi przez ukochanego władcę, dziesięciną dla Boga, własnym skrawkiem ziemi i gnijącą strzechą nad głową, a on musiał tu się męczyć, patrząc na nich. To było straszne. To siedzenie na tronie... To patrzenie się w dal. Chryste, jak po tym bolą mięśnie! Zazdrościł chłopom. Mieli takiego dobrego władcę. Dawał im przecież łokieć ziemi do zaorania dla siebie...

Skrzydła wrót uderzyły o ściany. Strażnik po otrzymaniu potężnego ciosu kawałkiem drewna runął na posadzkę. Spał dalej.

Garbaty posłaniec bez jednego oka i trzech dłoni padł przed królem na kolana i wyrżnął głową w sufit. No, miał chłopak talent. Nawet Jagiełło tak nie potrafił.

- Mów, chamie! - wrzasnął możnowładca, szukając okularów.

Znalazł. Piękne, różowe oprawki z wielkim napisem "MADE IN ALBANIA". Spojrzał na nie, zezując.

- Nie moje...

Po chwili odrzucił okulary na bok. Upadły w róg pokoju. Chwilę później eksplodowały w kłębie jasnoczerwonego dymu.

Gdzieś w oddali zaklął głośno albański terrorysta wynajęty przez Krzyżaków. Zamach się nie udał!

- Panie, Krzyżaki idom! - wybełkotał posłaniec.

- O, tak, kocham pajączki! - uradował się Jagiełło. - Odejdź teraz, posłańcze, kucharz może da ci jakieś ochłapy ze stołu.

Kurier przewrócił się na bok i wytoczył do wyjścia. Przysypiający strażnik wstał i ziewnął.

- Słyszałem, ze Krzyżacy idą - odezwał się.

- Nie, nie. Krzyżaki. Takie pajączki - sprostował Jagiełło.

- Chłop bełkotał. Chodziło mu o Krzyżaków! Jestem pewien, przyjaciel z Wehrmachtu mnie poinformował!

- A, no to chyba, że tak... - Jagiełło wzruszył ramionami. - Zaraz wydam im glejty podróżne.

Do sali ponownie wtoczył się garbaty posłaniec.

- Krzyżaki już tu som! - wrzasnął.

Rzeczywiście. Grupka dwunastu rycerzy z zakonu krzyżackiego weszła do sali. Jeden z nich odtoczył garbusa pod ścianę.

- Królu Władysławie Jagiełło! - zadeklamował jeden z rycerzy.

- Możesz mi mówić Włodek... - odparł król, znudzony wspierając głowę o pięść.

- Władysławie... Włodku... Włodku Jagiełło! - zawołał ponownie rycerz, nieco zbity z tropu. - Przybyliśmy tu, aby wypowiedzieć ci wojnę! Przekażemy ci teraz te dwa, nagie miecze...

- Nagie?! O wy, zboczeńcy jedni, ja wam dam, tak folgować sobie w moim zamku! Zbereźnicy! - Władca poderwał się z tronu.

- Miałem na myśli... Te, no... Niekompletnie ubrane... - wyjąkał rycerz.

- A, to już lepiej... Ale i tak, wynocha, posadzkę mi brudzicie!

- Panie! Chcemy wypowiedzieć ci wojnę!

- A, o to chodzi... Już, wszystko, skończyliście?

- Raczej tak, panie.

- No, zabić ich - Jagiełło tym razem zwracał się do strażnika.

Zbrojny dobył sztyleciku, który nosił u pasa i natarł na jednego z Krzyżaków. Klinga pękła na stalowym pancerzu.

- Radziecki bubel! Chiński złom! - Wojownik wyklął mieczyk trzy pokolenia wstecz i odrzucił zbędną rękojeść. - Nie umiem, panie!

- Czy ja zawsze wszystko muszę robić sam...? - westchnął Jagiełło, wstając z tronu i włączając świetlny miecz.

Kilka błysków i krzyków później, król stał nad szczątkami Krzyżaków.

- No, to już koniec tej wojny? - uniósł brwi, zdziwiony.

- Nie, panie, to byli tylko posłańcy - odezwał się strażnik.

- O? Ciekawe. Ilu tam ich jeszcze mają?

- Dwadzieścia pięć tysięcy, plus minus trzy tysiące, panie.

Jagiełło zmarszczył brwi i próbował zobrazować sobie tę liczbę na palcach dłoni.

- Hej, to więcej niż pięć! - krzyknął.

- Tak, panie.

- To źle... Po co mam się właściwie z nimi bić? Zmęczony jestem, spać mi się chce. Poślijcie wiadomość do ich dowódcy... Właśnie, kto tam dowodzi?

- Ulryk von Junginen.

- Oż to bydlę! Pamiętam, kiedyś wygrałem z nim w bierki. Jest mi nadal winien półtora złotego! I piwo! Zbrójmy się, bracia! Wytoczymy wojnę temu prostakowi! Tak! Hurmem na niego!



Zebrały się wojska polskie. Potężne oddziały stanęły na wzgórzu, obserwując znajdujący się poniżej obóz krzyżacki.

W skład wojsk Jagiełły wchodził garbaty sługa, strażnik, siedmiu kucharzy i ślepy kusznik. No, i sam król. Na kulawym koniu. Dodatkowo towarzyszył im jakiś niski karzeł z wąsikiem nazywający się Adolf Hitler, jeśli mu wierzyć, oraz dwóch talibów z bombami zegarowymi w rękach. Jako że Adolf mówił po niemiecku, podobnie jak Krzyżacy, od razu pocięto go na plasterki. Talibów nikt się nie czepiał. W końcu tolerancja przede wszystkim!

- Jest ich więcej niż pięciu! - krzyknął zdziwiony władca, patrząc na wroga.

- Mówiłem, panie - odezwał się zbrojny.

- No dobrze. Teraz czas na monolog? Jasne... Bracia! Sięgnijmy teraz po broń! Stoimy naprzeciw armii krzyżackich psich synów! Czas odwetu nadszedł! Zmiażdżymy ich... Hmm... CO ja miałem powiedzieć? SUFLERZE!

Jagiełło odwrócił się. Mężczyzna o bladej cerze leżał w trawie. Z jego piersi sterczał bełt. Nieboszczyk ściskał w dłoni plik kartek.

- Zabili mi suflera! Oż to bydlaki! BUDYń!

Kucharze posłusznie załadowali do stojącej nieopodal katapulty garniec z budyniem. Melasa ukręcona z owsianki, skruszonych cegieł i żwiru miała konsystencję rozgrzanego sera.

Kocioł wzbił się w górę, rozlewając nad głowami Krzyżaków gorącą masę. Budyń zbierał krwawe żniwo. Rycerze padali pod gradem cegieł i gorącą miazgą płynącą między stalowymi płytami.

- Pokażmy im! - wrzasnął Jagiełło.

Kolejna salwa mocarnej papki obryzgała wroga.

Krzyżacy zadziałali błyskawicznie. Szybko włożyli zbroje, wyłączyli żelazka, wstawili piwo do lodówek i, potykając się, ruszyli do walki. Pod ostrzałem budyniu parli pod górę.

- Nie damy rady - oznajmił Jagiełło. - Jest ich więcej niż pięciu!

Na wzgórze weszło trzystu potężnych mężczyzn. Zdawało się, że pojawili się z nicości. Nosili czerwone płaszcze, hełmy i nagolenniki. W rękach trzymali włócznie, a do przedramion przypięli brązowe tarcze. Skóra ich była opalona i wysmagana wiatrem.

- Hej, Termopile to raczej był wąwóz? - spytał jeden z nich, człowiek z brodą i czymś przypominającym miotłę na hełmie.

- Tak, królu. To chyba Termopile nie jest! - rzekł drugi.

- Psiakrew, pozabijacie Krzyżaków czy nie? - zdenerwował się Jagiełło.

- Kogo? - człowiek ze szczotką na hełmie uniósł brwi.

- No, tamtych... - Władca Polski wskazał palcem szarżujących rycerzy.

- Hmm... Krzyżak, Pers, jaka różnica? Jam jest Leonidas, władca Spartan! Z pomocą bogów pokonam to plugawe nasienie...!

- Giń, żydomasonie! - wrzasnął ślepy kusznik i strzelił.

Bełt trafił wojownika ze szczotką na głowie w pierś. Mężczyzna zachwiał się i upadł na plecy, charcząc.

Pozostali Spartanie rozsiekali strzelca, mając go za Krzyżaka i natarli na pozostałych rycerzy.

- Za Spartę...!

Jagiełło pomknął za nimi. W drodze odpalił świetlny miecz. Zielone, laserowe ostrze rozcinało stal, ciało i kości. W końcu król zauważył swojego wroga.

Ulryk.

Mistrz zakonu Krzyżaków stał spokojnie wśród zawieruchy. Jego szmelcowany na czarno pancerz błyszczał w świetle słońca. Stal okrywała mechaniczne protezy, które wszczepiono mu, gdy w dzieciństwie niefortunnie podpalił się zapałkami. Oddychał ciężko przez garnczkowy hełm z przyciemnianymi wizjerami. Uruchomił swój świetlny miecz. Czerwone ostrze zalśniło złowrogo.

- łukaszu! - ryknął w kierunku nadbiegającego.

- E... Jestem Włodek - odezwał się Jagiełło.

- Jeden pies! Chodź ginąć, jak twój mistrz!

- Ale on umarł na gruźlicę!

- Poważnie? Znów się pomyliłem...

- Koniec zabawy, Ulryku! - Jagiełło wzniósł miecz. - Zabiłeś mi ojca!

- Nie, twój ojciec zmarł na gruźlicę!

- Naprawdę?

- Tak. Walczmy!

Szkarłatne ostrze zderzyło się ze szmaragdowym. Klingi zamigotały i znów uderzyły o siebie.

- Nie rzucim ziemi skąd nasz ród... - zaczął nucić Jagiełło. - Nie damy pooogrześć mowy...! Polski mi naród, polski ród, królewski szczep piastowyyy!

- Hej! - Ulryk odskoczył od wroga. - To pieśń z dwudziestego wieku!

- No i?

- Mamy piętnasty!

- Aha... Dzięki ci.

- I czemu śpiewasz o Piastach? Ty jesteś Jagiellonem!

- Mniejsza!

Znów się ze sobą starli. Błysnęły ostrza.

- Postrafiam pszystkich Polakóf! - krzyknął Arcykapłan krzyżacki gdzieś w oddali i cisnął w polskie oddziały kilka kul ognistych, które eksplodowały z głośnym hukiem.

- Miałeś, chamie, złoty pięćdziesiąt! - wrzasnął Jagiełło, atakując Ulryka. - Nadal jesteś mi je winien!

- Ja? - zdziwił się mistrz zakonu, odpierając cios.

- Przegrałeś ze mną w bierki! Giń!

- To był mój ojciec!

- Co?

- No, mój ojciec, Ulryk.

- Aha. To przepraszam.

Król Polski wyłączył miecz. Zielone ostrze zgasło.

- Ale i tak cię zabiję! - wrzasnął Krzyżak i przeszył Jagiełłę klingą.

- Hej, to nieuczciwe - zawołał możnowładca. - On gra nie fair!

- Czas! - krzyknął Arcykapłan, podchodząc do walczących.

Ulryk wyłączył miecz.

- Dałeś się nabrać! - zaśmiał się Jagiełło, odpalając laserowe ostrze i pozbawiając Krzyżaka głowy.

- To nie było fair! - Arcykapłan podbiegł do króla. - Schodzisz na dziesięć minut!

- To więcej niż pięć!

Głowa Arcykapłana potoczyła się po ziemi.

- Ale to zabawne! - Jagiełło kopnął czerep. - Chcę więcej!

Niestety, nie było dane mu odcinać więcej głów. Równinę zaściełała masa ciał Spartan i Krzyżaków. Bitwę zakończono.

- ARGH! - ryknął Leonidas, podnosząc się z trawy. - Dzielni synowie Sparty...!

- Zamknij się! - strażnik kopnął powstałego w twarz. - Jak nie żyjesz, to nie żyj dalej! No zdychaj, zdychaj, zdychaj!

Zbrojny przestał kopać, dopiero gdy głowa Leonidasa znajdowała się kilka cali pod ziemią.

- Musze udać się do mojej ojczyzny! Powiedzieć im, aby nie zapomnieli dzielnych Spartan! - Ostatni ocalały wojownik wzniósł włócznię. - Zapamiętają nas, dzielnych trzystu...!

- A masz! - Jagiełło pięknym cięciem odciął głowę mężczyzny. - Tak, już trzy do kolekcji!



Tak zakończyła się bitwa pod Grunwaldem. Pole zasłane trupami, budyniem i starym sprzętem AGD świadczyło o przebytej tu bitwie. Zwycięzcy znów zebrali się i ruszyli na Malbork. Na Malbork, odzyskać piwo i półtorej złotego Jagiełły. Zapowiadała się kolejna bitwa...
Are you man enough to hold the gun?

2
Dobre, Testudosie. Gdzieś był brakujący przecinek... O, tu:


Pozostali Spartanie rozsiekali strzelca, mając go za Krzyżaka i natarli na pozostałych rycerzy.


Po "Krzyżaka".



Zaśmiałam się raz - przy parodii Star Wars. A przecież, o dziwo, był to najmniej oryginalny moment całej historii. Jak zawsze powtarzam, dobry miecz świetlny i porządny Mistrz Jodu gwarantują dobrą zabawę. Jest Jedi, jest impreza.



Dodanie Spartan było dobre - "300" z "Gwiezdnymi" jeszcze nie łączyli.



Podobało mi się, może nie do "Najlepszych...", ale piąteczkę minus, czwóreczkę plus bym dała.



Pozdro.
"Tymczasem zaś trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy".

Przedmowa - list do Czytelnika z "Zielonej mili" Stephena Kinga.



"Zawsze wiedziałem, że jestem cholernie wyjątkowy".

Damon Albarn

3
Testudosie, nareszcie Twój tekst :D. Parodia całkiem dobra, szczególnie początek (tak, to z chłopami było super). Koniec mnie nie zachwycił, ale i nie zdołował. Ogólnie tak samo jak Eitai Coro, +4/-5 :wink: .
Obrazek

4
tekst fajny.



Ale mam jedno zastrzeżenie natury historycznej, pominąwszy fakt, że to parodia. A zapewne nie było to zamierzone, choć mogę sie mylić.



Rozchodzi się tu o "garbatego sługę". Na dworze królewskim sługą przenigdy nie był chłop. Przeważnie umowę podpisywali rycerze ze szlachetnych rodów lub chłopcy oddani przez wielmożów na wychowanie - ale zawsze była to ta klasa uprzywilejowana.
jestem, więc pisze...


Jedni myślą, że piszą. Drudzy piszą, że myślą.

5
Dziękuję za oceny ^^



Hairocie (tak odmieniać?)! Chcę zauważyć, że Jagiełło rozmawiał jak równy z równym ze strażnikiem, umiał liczyć do pięciu, walczył o piwo, a jego armia składała się z dziesięciu osób (których nie umiał policzyć).

:D


lub chłopcy oddani przez wielmożów na wychowanie - ale zawsze była to ta klasa uprzywilejowana.
Tzw. paziowie? ^^



Ogólnie jednak dzięki za informację!

Bo nie wiedziałem ^_^'
Are you man enough to hold the gun?

6
hmm paziów na pewno miała żona Jana Bez Ziemi w Robin Hoodzie, a w Polsce? giermkowie? Prawdopodobnie król mógł mieć takiego giermka, ale bardziej prawdopodobnie nie nosili jakiegoś określonego tytułu.
jestem, więc pisze...


Jedni myślą, że piszą. Drudzy piszą, że myślą.

7
Przeczytałem sobie tekst wczoraj, powiedzmy "do poduszki". I moja ocena podobna jak wyżej. 4+/-5. Ciekawy pomysł tak btw. ;)
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

8
Prawdopodobnie król mógł mieć takiego giermka, ale bardziej prawdopodobnie nie nosili jakiegoś określonego tytułu.
Z tego co pamiętam, to najpierw, mniej więcej w wieku siedmiu lat wysyłano chłopca z rodu do służby u kogoś, gdzie zostawał paziem. Potem, w wieku trzynastu lat bodajże, najczęściej brał go pod skrzydła jakiś rycerz i uczył rzemiosła wojennego. ów paź stawał się wtedy giermkiem. Nasz giermek polerował rycerzowi miecz, ostrzył go, odrdzewiał zbroję, czyścił konia, takie tam ^^

Potem prawdopodobnie zostawał pasowany na rycerza. Jeśli nie? Cóż, nadal był giermkiem ^^

Chyba tak to szło.


Ciekawy pomysł tak btw.
Który dokładnie? ;)
Are you man enough to hold the gun?

9
Dokładnie cały tekst. Coś tak dla odmiany, a nie tylko miłośc, tajni agenci, rozwalanie głów, kosmici, potwory =) Skutecznie wszystko pomieszane i proszę jak ślicznie wyszło :)
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

10
Odświeżę temat, to w regulaminie nie pisało, że nie wolno, więc co się będę ograniczać...



Początek był trochę nijaki. Sporo absurdu, powiedziałabym, że nawet za dużo. A ten fragment zwłaszcza:
Garbaty posłaniec bez jednego oka i trzech dłoni padł przed królem na kolana i wyrżnął głową w sufit.
Chodzi mi dokładnie o te trzy dłonie. Poraziło mnie. Sufit wytrzymam.



Za to pod koniec - sceny walki z motywami filmowymi - bardzo mi się podobało. Uwielbiam taką twórczość.

Czytało się bardzo przyjemnie, zwłaszcza ten moment z czasem i zasadami (zachichotałam ;)).



Udana praca według mnie, poprawiła mój chorobowy nastrój :)

11
ładny tekst, Test. Ogólnie mam wrażenie, że był najlepszy pod względem "błędowym" z Twoich dotychczasowych opowiadań. Gdzieś tam tylko raz zabrakło ogonka. I stylistycznie też ok, nic nie przeszkadzało mi w czytaniu i cieszeniu się tekstem. Chwała Ci, że zrezygnowałeś z szatkowania zdań ^^ Niektóre momenty były bardziej śmieszne, drugie mniej. Chyba najbardziej spodobał mi się wątek półtorej złotego Jagiełły. I sam początek był niezły. I Rota.



Pozdrawiam ;-)
czas poplątał kroki; jest łagodny i beztroski

ma zielone kocie oczy, tak samo jak ty

12
Początek był trochę nijaki. Sporo absurdu, powiedziałabym, że nawet za dużo. A ten fragment zwłaszcza:
Mam bardzo absurdalne poczucie humoru. Baaardzo ^^


Ogólnie mam wrażenie, że był najlepszy pod względem "błędowym" z Twoich dotychczasowych opowiadań. Gdzieś tam tylko raz zabrakło ogonka.
Właśnie dziwię się, gdzież są złowrodzy Userzy i Weryfikatorzy z szatkownicami, mieczami i toporami?!

Mój tekst nadal dycha! Ba, dycha, stoi prosto, dumnie i uciska jedną, niewielką ranę.

Coś tu nie gra... :D



Dziękuję wam serdecznie!

<kłania się w pas, uderzając głową o sufit>
Are you man enough to hold the gun?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”