Boruta

1
Karczma Pod Starym Dębem słynęła w okolicy ze smakowitego jadła, porządnie przepędzonej gorzały, cycatej karczmarki, ale przede wszystkim z fantazyjnych opowieści starego bajarza.
Bajarz ów, człowiek mocno wiekiem sfatygowany; siwy, marny w posturze i karykaturalnie przygarbiony; z jednej strony wzbudzał litość.
Zaś z drugiej, patrząc nań i słuchając jego słów, niektórych ogarniało poczucie powagi. Nieliczni dostrzegali, że wewnątrz starczego ciała, kryje się duch niezwykły; dźwigający na barkach olbrzymi bagaż życiowych doświadczeń, który emanuje swego rodzaju świętością.
Nikt nie wiedział skąd przybył i kim był. Starzec zbyt wiele nie mówił o sobie, a jeżeli już mu się zdarzyło, czynił to w taki sposób, że więcej tajemnic przysparzał aniżeli ich rozwiewał.
Tak czy owak, mawiano o nim różnie. A dlatego, że dogłębniej nie znał go nikt, po okolicy dało się słyszeć przeróżne historie.
Ale to już inna opowieść.
Tym razem staruszek pojawił się tuż przed zachodem słońca.
Swoim zwyczajem zasiadł przy popielniku i uraczył gardło garnuszkiem zimnej wódki.
Trwając w zamyśleniu rozkoszował się ciepłem, które razem z alkoholem, łagodziło ból jego stawów i inne, nabyte z wiekiem, cielesne przypadłości.
Szeptano:
Jedni, że ów starzec jest obłąkany i należy strzec się jego jadowitych słów.
Inni, że to uczony, który wybrał żywot łazęgi a w takowy sposób zapewnia sobie wikt i opierunek.
A byli i tacy, którzy ostrzegali, że to nie człowiek a istota nienaturalna, która przybrała człowieczej formy, aby naiwnych zwodzić.
Ale na kolejną opowieść czekali wszyscy.
Drżącymi dłońmi wygładził znoszony kożuch i zza krzaczastych brwi przetoczył spojrzeniem po gawiedzi.
Przemówił, stonowanym i dźwięcznym głosem:
Za złamany grosz lub część chleba opowiem wam historię; ani dobrą ani złą, taką o ludziach, ich życiu, wyborach i czynach. Opowiem wam, jak owi ludzie żyli i jak umierali, o czasach trudnych i nader często okrutnych.
Niby o was samych, moi mili, opowiadał będę; o waszych słabościach i namiętnościach, które nadały kształtu tejże opowieści. Ale nie obawiajcie się, nudna ona nie będzie, przeciwnie, chwatów w niej nie zabraknie.
I będzie barwnie, tudzież zabawnie, niestety też krwawo.
Stary bajarz opowiadał...

Wielu tej nocy śniło koszmary. Byli też tacy, którzy wyglądając zbawiennej jutrzenki, w napięciu czuwali, gdyż bali się zasnąć. Kto silnie wierzył, gusła odprawiał lub z prośbą na bylice spoglądał, a także w modlitwie boga wzywał, gorzko za swe grzechy żałując.
Kędyś w starej chałupie, zasiadając przy żwawo płonącym ogniu w palenisku, stara baba przestrzegała cichcem domowników, że zło powróciło.
Mówiła, aby drzwi i okna zaryglować, sól w izbie rozsypać, koguta sierpem zarżnąć a jego krwią próg chałupy namaścić, po czym truchło w żywym ogniu spalić.
Mamrotała babuleńka, że ten, który niegdyś miał władzę nad ludźmi w koronach i nad tymi o wątłych sercach, znowu na ziemi zawitał.
Ten, który dawniej, nad co dziesiątym panował i co setnego do swojego przeklętego orszaku zwerbował a nieposłusznych okrutną śmiercią karał, powrócił.
Ten, o trzech imionach a w siedmiu osobach znany, nieżywy i potępiony, nieustannie w ludzkich przekleństwach wspominany, choć w mowie zakazany, powrócił.
Ten, którego oddech; jako u śmierci, spojrzenie jak u śmierci, mowa jak u śmierci, krew już dawno zgniła, na wieki wieków przeklęty, od stuleci umarły, mimo że bez krwi, kości, wnętrzności, nóg, rąk i paznokci, powrócił.
Ten czarownik upadły, demon plugawy, zły duch…
Mamrotała w transie babuleńka.
I to wasze czyny, słowa, świadome lub niezamierzone, nadały sposobności ponownemu stąpieniu ducha jego!
Jak tej nocy, kiedy na podgrodziu, dla kilku miedziaków, zabito człowieka.
Jak krew kobiety, której zazdrosny mąż gardło poderżnął, atoli ona niewinną była, a kiedy jej martwe oczy ujrzał, sam na linie sprawiedliwość sobie wydał.
I jako wisielec diabła powitał.
Tak jak pijany chłop, który w obłędzie zatłukł wyjącego psa a własną córę pięścią w twarz zdzielił, bo ta w płaczu zawodziła.
Tak jak kat, który przeszło setkę głów ściął a tej nocy spał spokojnie.
Jak sędziowie, którzy pod katowski topór zagubione dusze oddawali.
Tak jak rębajło, którego w snach nawiedzały twarze ubitych ludzi.
Jak królowie, pod którymi waleczne rębajły służyli.
W czynach i słowach, świadomie lub nie, wysławiano trzy imiona jego i siedem osób jego.
Szeptała babuleńka, że Boruta powrócił.

Boruta

2
Gruszku, to jest Twoja najlepsza miniatura, dobrze się czyta, wciąga od początku do końca. Ma kilka drobnych szczegółów do poprawy, ale o nich może któryś weryfikatorów napisze.

Jestem bardzo na TAK dla takiego pisania.

Tytuł bym tylko zmienił - bo pointa:)

Pozdrawiam.

Boruta

3
Brat Ruina, dziękuję za myśl, którą wyraziłeś. I jakkolwiek staram się z pokorą pracować nad swym słowem i brakami, tak niestety opornie przychodzi mi nauka, by słowo doskonalić i pchać w siłę. Pozdrawiam.

Boruta

4
Najpierw przeczytałem komentarz brata ruiny, a potem miniaturkę, przez to zapewne zanadto się nastawiłem na coś bardzo dobrego i zapewne przez to też przeczytałem zbyt krytycznie. Nie powiem, że miniaturka jest zła, bo nie jest. Językowo jest fajnie, ma swój klimat, dość dobrze się czyta. Jednakże, dla kontrastu z opinią przedpiścy, mnie to jakoś nie wciągnęło. To znaczy, zaczęło wciągać, narobiło apetytu, ale potem poczułem rozczarowanie.

A teraz konkret:
Gruszka pisze: Bajarz ów, człowiek mocno wiekiem sfatygowany; siwy, marny w posturze i karykaturalnie przygarbiony; z jednej strony wzbudzał litość.
Czyli z przodu litość, a od tyłu nie. Przez tą kropkę i to połączenie z opisem postaci powstaje to raczej niezamierzone skojarzenie.
Gruszka pisze: Trwając w zamyśleniu rozkoszował się ciepłem, które razem z alkoholem, łagodziło ból jego stawów i inne, nabyte z wiekiem, cielesne przypadłości.
Z jednej strony piszesz z punktu widzenia "innych", którzy patrzą na starca - ale tutaj nagle piszesz w jednym dosłownie zdaniu z punktu widzenia starca.
Gruszka pisze: Stary bajarz opowiadał...

Wielu tej nocy śniło koszmary. Byli też tacy, którzy wyglądając zbawiennej jutrzenki, w napięciu czuwali, gdyż bali się zasnąć.
To przejście właśnie mnie wybiło z rytmu. Nie wiem, czy to opowieść bajarza, czy też inni śnili koszmary po opowieści bajarza, która tutaj nie została ujęta.
http://radomirdarmila.pl

Boruta

5
Szopen, spotkałeś w przeszłości człowieka, który na pierwszy rzut oka sprawiał iże wzbierała w Tobie litość, czasem niechęć "brudny bezdomny, dajmy na to", lecz kiedy porozmawiałeś z nim, spojrzałeś w jego oczy to dostrzegłeś osobliwe "coś", ten błysk i opowieść? . Zwykłe przypadki z ulicy, czasem coś, SOS z życia albo bełkot, też z życia.
Rozkojarzenie tematu, czy jak tam to nazwać, nie wiem. Trudno odnieść mi się do reszty Twoich słów toteż wybacz, że tematu nie podejmę.
Pozdrawiam.

Boruta

6
Gruszka pisze: Szopen, spotkałeś w przeszłości człowieka, który na pierwszy rzut oka sprawiał iże wzbierała w Tobie litość, czasem niechęć "brudny bezdomny, dajmy na to", lecz kiedy porozmawiałeś z nim, spojrzałeś w jego oczy to dostrzegłeś osobliwe "coś", ten błysk i opowieść? . Zwykłe przypadki z ulicy, czasem coś, SOS z życia albo bełkot, też z życia.
Rozkojarzenie tematu, czy jak tam to nazwać, nie wiem. Trudno odnieść mi się do reszty Twoich słów toteż wybacz, że tematu nie podejmę.
Pozdrawiam.
ALeż ja nie podważam, że ktoś może z jednej strony wzbudzać jedno uczucie, a z drugiej inne. TO jest oczywiste. Zwróciłem uwagę tylko, że moje pierwsze wrażenie po przeczytaniu tego zdania było nie takie, jakie zamierzyłeś - i wyjaśniłem także dlaczego.
http://radomirdarmila.pl

Boruta

7
Nie w moim stylu. Moim zdaniem jeśli to jest całe opowiadanie to przebajerzone i zero jakiejkolwiek akcji. Podsumowując: Stary dziad wchodzi do knajpy, wypija szklanice wódki; zimnej wódki i zaczyna bajerzyć o tym, że Boruta powrócił.
Intelektualista - to człowiek mówiący zawile o rzeczach prostych; artysta - to człowiek mówiący prosto o rzeczach zawiłych.
Buk

Boruta

8
huri75 pisze: Nie w moim stylu. Moim zdaniem jeśli to jest całe opowiadanie to przebajerzone i zero jakiejkolwiek akcji. Podsumowując: Stary dziad wchodzi do knajpy, wypija szklanice wódki; zimnej wódki i zaczyna bajerzyć o tym, że Boruta powrócił.
Wspaniałe podsumowanie :D

Boruta

10
Co mi się podoba? Klimat - gęsty, że można kroić, dużo miejsca na rożne domysły, ma się wrażenie, że siedzi się obok tego dziada i słucha w napięciu. Co się nie podoba? Szkoda, ze to tylko miniatura literacka.
"This world is a machine. A machine for pigs. Fit only for the slaughtering of pigs."

Boruta

11
Borias pisze: Co mi się podoba? Klimat - gęsty, że można kroić, dużo miejsca na rożne domysły, ma się wrażenie, że siedzi się obok tego dziada i słucha w napięciu. Co się nie podoba? Szkoda, ze to tylko miniatura literacka.
Niby to prolog jest do całości, która kotłuje mi się zawzięcie w głowie a którą staram ubrać się w słowa, ot, syzyfowa praca :mrgreen: Nie cukruj :P

Boruta

13
Bajarz ów, człowiek mocno wiekiem sfatygowany; siwy, marny w posturze i karykaturalnie przygarbiony; z jednej strony wzbudzał litość.
gruszce się spieszylo i zezarl resztę zdania.

Wrócę.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Boruta

14
ravva pisze:
Bajarz ów, człowiek mocno wiekiem sfatygowany; siwy, marny w posturze i karykaturalnie przygarbiony; z jednej strony wzbudzał litość.
gruszce się spieszylo i zezarl resztę zdania.

Wrócę.
Zapraszam, stół syto zastawiony, wina nie zabraknie jeno oka trza :)

Boruta

15
gruszka, jak zwykle, chce za dużo na raz - przeładujesz zdania informacjami, których czytelnik nie przyswoi, nawet większości nie zauwazy, więc albo je dawkuj, jak sa istotnie, albo daj spokój z montowaniem ich w text - vide: "Karczma Pod Starym Dębem słynęła w okolicy ze smakowitego jadła, porządnie przepędzonej gorzały, cycatej karczmarki, ale przede wszystkim z fantazyjnych opowieści starego bajarza."

chociaż własciwie mam ochotę wywalić cały środek :-D bo sam napisałeś, ze na dobrą sprawę karczma słynęła z opowieści bajarza.
no i lecisz kliszą - gorzałą, cyckami i jedzeniem. nic z tej trójcy nie wyróżnia knajpy.
Bajarz ów, człowiek mocno wiekiem sfatygowany; siwy, marny w posturze i karykaturalnie przygarbiony; z jednej strony wzbudzał litość.
Zaś z drugiej, patrząc nań i słuchając jego słów, niektórych ogarniało poczucie powagi. Nieliczni dostrzegali, że wewnątrz starczego ciała, kryje się duch niezwykły; dźwigający na barkach olbrzymi bagaż życiowych doświadczeń, który emanuje swego rodzaju świętością.
ot jest bardzo, bardzo niedobre, bo rozdzieliłes zdanie, to raz, dwa, że bagaz ci emanuje "swego rodzaju swietoscią", ale co ja tam wiem o bagażach, może jakies nowe teraz robią.

ech, długo tlumaczyć, paczaj:
Karczma Pod Starym Dębem słynęła z fantazyjnych opowieści starego bajarza - siwego i przygarbionego wiekiem.
prościej, gruszka, nie kombinuj za bardzo, bo forma przerasta treść, a nad formą jeszcze nie panujesz.
Nikt nie wiedział skąd przybył i kim był. Starzec zbyt wiele nie mówił o sobie, a jeżeli już mu się zdarzyło, czynił to w taki sposób, że więcej tajemnic przysparzał aniżeli ich rozwiewał.
tajemnice się wyjasnia, uchyla rabka, powierza, etc. rozwiać można watpliwosci. no, mgłę ewentualnie :-D
Tak czy owak, mawiano o nim różnie. A dlatego, że dogłębniej nie znał go nikt, po okolicy dało się słyszeć przeróżne historie.
Ale to już inna opowieść.
jak inna, po co zawracasz głowę?
"dogłębniej"?
Tym razem staruszek pojawił się tuż przed zachodem słońca.
Swoim zwyczajem zasiadł przy popielniku i uraczył gardło garnuszkiem zimnej wódki.
Trwając w zamyśleniu rozkoszował się ciepłem, które razem z alkoholem, łagodziło ból jego stawów i inne, nabyte z wiekiem, cielesne przypadłości.
a czemu nagle wskoczyliśmy narratorem dziadkowi na plecy?

po "szeptano" - tworzy ci sie nowa rzeczywostość, konkurencyjna wobec prowadzonej fabuły - w dodatku zaludniona bohaterami bliżej nieokreślonymi: jedni, inni, tacy - masz 3 akapity, które znowu mozna zamknąć w jednym dwóch zdaniach, skupiając się na tym co czytelnika interesuje - na bajarzu. można to tez skladniej zrobić - np. wędrując narratorem po knajpie i podsłuchujac dialogi tubylców.
Drżącymi dłońmi wygładził znoszony kożuch i zza krzaczastych brwi przetoczył spojrzeniem po gawiedzi.
Przemówił, stonowanym i dźwięcznym głosem:
Za złamany grosz lub część chleba opowiem wam historię; ani dobrą ani złą, taką o ludziach, ich życiu, wyborach i czynach. Opowiem wam, jak owi ludzie żyli i jak umierali, o czasach trudnych i nader często okrutnych.
Niby o was samych, moi mili, opowiadał będę; o waszych słabościach i namiętnościach, które nadały kształtu tejże opowieści. Ale nie obawiajcie się, nudna ona nie będzie, przeciwnie, chwatów w niej nie zabraknie.
I będzie barwnie, tudzież zabawnie, niestety też krwawo.
tu sie logika wali: raz - kto siedzi przy popielniku w kożuchu?, toż wiadomo, ze one izolują od mrozu i po wejsciu pod dach, ściaga się taki ciuch natychmiast. dwa - warto przeczytać text na głos, zobaczyć, jak brzmi, szczególnie, gdy sięgasz po bajarza który ma zaczarować ludzi opowieścią. powtórzenia do ekstrakcji.

acha, i pilnuj, bo ci sie text rymuje niepotrzebnie ;-)
Wielu tej nocy śniło koszmary. Byli też tacy, którzy wyglądając zbawiennej jutrzenki, w napięciu czuwali, gdyż bali się zasnąć. Kto silnie wierzył, gusła odprawiał lub z prośbą na bylice spoglądał, a także w modlitwie boga wzywał, gorzko za swe grzechy żałując.
jw - opisz klientów karczmy, potem idź za nimi do domu, bo tak czytelnik nie czuje związku z nimi i sklania sie ku bajarzowi. kłopot, ze narratora znowu niesie i nagle ladujemy przy jakiejś babci - babka wiedząca, masz z jej udziałem połowe textu - przeplatasz informacje o złym jak mantrą. tylko nie ma mocy ani w babci, która coś pitoli pod nosem (mamrocze), ani w wyliczance zasług boruty - bo zrobiłeś z tego reporterska relację zamiast opowiadania, wyliczasz kto, gdzie i komu, bez wprowadzenia czytelnika w świat przedstawiony i choćby proby stworzenia związku miedzy odbiorca a postaciami, które opisujesz. i tak kobieta, kórej mąż podciał gardło jest mi równie obojętna jak wisielec czy sedziowie. nawet boruta, bo jego w tym tekscie równiez nie ma, a mógłby być i mieć moc sprawczą wsród tych, co w knajpie siedzieli i bajań słuchali. (ouć, wpadam w manierę... :-? )
reasumujac - poszedłeś kanonem, jak RAZ w "ognie na skałach" - on tam w karczmie zaczął i wcale nie lepiej skończył - ale zamiast wykorzystać potencjał, karczmarkę, starca, gosci, przeslizgnąles sie po temacie, chyba tylko, zeby zobaczyć, co na to wery.

text do napisania od nowa. chociaż - imo - lepiej wziąć się za coś innego - np. powędrować za borutą i zrobic antywiedźmina :-D
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”