Opowieść, która się nie kończy

1
A/N: Tekst opiera się na legendzie o Ys (mitologia celtycka). Z chęcią przyjmę wszystkie uwagi, zarówno krytykę, jak i ewentualne pochwały.

Opowieść, która się nie kończy


W jej wspomnieniach piasek jest suchy, gorący i drobny jak mąka, a powietrze pachnie solą i wodorostami. Morskie fale rozbijają się o skaliste wybrzeże, plując naokoło pianą, a dalej — dalej niż plaża, dalej nawet niż miasto — wysoko w górze, ponad białą ścianą wapieni, zieleni się trawa. Słońce odbija się od wzburzonej powierzchni wody i właśnie takie, roztrzaskane na skrzące się ognistą czerwienią kawałki, podoba się jej najbardziej.
W snach Dahut czasami jeszcze siada na brzegu i zanurza stopy w ciepłej wodzie. Myśli, że niczego nie kochała bardziej niż morza i Ys. Że jeśli kiedyś przyszłoby jej umierać, to jedyne, czego nie może zabraknąć w świecie zmarłych, to właśnie to: morze i jej miasto.
Potem się budzi. Przeczesuje długie, białe włosy i wpina w nie błyszczące ozdoby, tak drobne, że wydają się magicznym, świetlistym pyłem w jasnych pasmach. Przeguby rąk i kostki ozdabia fantazyjnie skręconymi bransoletami, które na jej skórze lśnią jak lód w słońcu. Lekką, unoszącą się wokół suknię spina fibulą z rytym kabłąkiem; pamiątka po którymś krwistym kochanku, gdy jej oczy i włosy miały jeszcze kolor ziemi. Później wstaje, pieści dłonią mokrą taflę lustra i przechadza się po pałacu. Sunie przez zatopione w zielonkawym granacie korytarze, a delikatna suknia unosi się i faluje za nią, niby meduza. Potem wychodzi na zewnątrz i spaceruje wzdłuż wysokich na wpół zniszczonych murów, siada na gładkim od wody kamieniu i zamiera w bezruchu. Piękna pani w najpiękniejszym mieście świata. Wyciąga rękę, rozkłada szeroko palce, ale tutaj nie ma słońca. Tylko ciemna, lodowata woda, która unosi jej włosy i sprawia, że te wyglądają jak biały welon.
Może gdyby rycerz w czerwieni ujrzał Dahut — szukającą śladu słońca na dnie morza — może nawet zlitowałby się nad czarodziejką, sięgnąłby po nią ręką i wyciągnął na powierzchnię. Ale tylko może, bo w końcu Dahut to Dahut, a rycerz w czerwieni pewnie nigdy nie miał serca, które mogłoby na ten widok skruszeć.
Więc Dahut siedzi na swoim kamieniu i patrzy w górę. Czasami próbuje śpiewać, ale jej głos, tak piękny na powierzchni, w wodzie nie przypomina żadnej mowy. Po pewnym czasie w pieśni zaczyna brakować słów, zostaje tylko niepokojąca melodia, która, może jeśli doszłaby do ludzkich uszu, może mogłaby kogoś do Dahut zwabić.

Opowieść, która się nie kończy

2
Ariadna pisze: A/N: Tekst opiera się na legendzie o Ys (mitologia celtycka). Z chęcią przyjmę wszystkie uwagi, zarówno krytykę, jak i ewentualne pochwały.

Opowieść, która się nie kończy


W jej wspomnieniach piasek jest suchy, gorący i drobny jak mąka, a powietrze pachnie solą i wodorostami. Morskie fale rozbijają się o skaliste wybrzeże, plując naokoło pianą, a dalej — dalej niż plaża, dalej nawet niż miasto — wysoko w górze, ponad białą ścianą wapieni, zieleni się trawa. Słońce odbija się od wzburzonej powierzchni wody i właśnie takie, roztrzaskane na skrzące się ognistą czerwienią kawałki, podoba się jej najbardziej.
W snach Dahut czasami jeszcze siada na brzegu i zanurza stopy w ciepłej wodzie. Myśli, że niczego nie kochała bardziej niż morza i Ys. Że jeśli kiedyś przyszłoby jej umierać, to jedyne, czego nie może zabraknąć w świecie zmarłych, to właśnie to: morze i jej miasto.
Potem się budzi. Przeczesuje długie, białe włosy i wpina w nie błyszczące ozdoby, tak drobne, że wydają się magicznym, świetlistym pyłem w jasnych pasmach. Przeguby rąk i kostki ozdabia fantazyjnie skręconymi bransoletami, które na jej skórze lśnią jak lód w słońcu. Lekką, unoszącą się wokół suknię spina fibulą z rytym kabłąkiem; pamiątka po którymś krwistym kochanku, gdy jej oczy i włosy miały jeszcze kolor ziemi. Później wstaje, pieści dłonią mokrą taflę lustra i przechadza się po pałacu. Sunie przez zatopione w zielonkawym granacie korytarze, a delikatna suknia unosi się i faluje za nią, niby meduza. Potem wychodzi na zewnątrz i spaceruje wzdłuż wysokich na wpół zniszczonych murów, siada na gładkim od wody kamieniu i zamiera w bezruchu. Piękna pani w najpiękniejszym mieście świata. Wyciąga rękę, rozkłada szeroko palce, ale tutaj nie ma słońca. Tylko ciemna, lodowata woda, która unosi jej włosy i sprawia, że te wyglądają jak biały welon.
Może gdyby rycerz w czerwieni ujrzał Dahut — szukającą śladu słońca na dnie morza — może nawet zlitowałby się nad czarodziejką sięgnąby po nią ręką i wyciągnął na powierzchnię. Ale tylko może , bo w końcu Dahut to Dahut, a rycerz w czerwieni pewnie nigdy nie miał serca, które mogłoby na ten widok skruszeć.
Więc Dahut siedzi na swoim kamieniu i patrzy w górę. Czasami próbuje śpiewać, ale jej głos, tak piękny na powierzchni, w wodzie nie przypomina żadnej mowy. Po pewnym czasie w pieśni zaczyna brakować słów, zostaje tylko niepokojąca melodia, która, może jeśli doszłaby do ludzkich uszu, może mogłaby kogoś do Dahut zwabić.
się

Opowieść, która się nie kończy

7
Ariadna pisze: Przeguby rąk i kostki ozdabia fantazyjnie skręconymi bransoletami, które na jej skórze lśnią jak lód w słońcu.
trzeba uważać na metafory, ta wydaje się zbyt blisko porównywanych rzeczy, wszak bransoletki to błyskotki i błyszczą z natury rzeczy (pobłyskują, mienią się), a jeśli już porównujesz, to czy na pewno jest to trafne i fortunne? lód jest zbyt ogólny tu, bo i niekoniecznie kojarzy się z lśnieniem (jako sople czy szron czy coś tam), może skojarzyć się np. z oślepianiem gdy zalega na ziemi.
problem jest też taki, że we wcześniejszym akapicie słońce odbija się od wody, masz więc dwa porównania i jeśli nie ma tu w zamyśle wspólnego mianownika (nie jest to celowe, nie ma czemuś służyć) to świadczy to, niestety, o ubóstwie metaforycznym - tu, niestety, tak to wygląda (choć słońce przewija się potem - już nieprzypadkowo)

przymiotniki i przecinki (nadmiar i chaos)

i nie - nie ma w texcie ani jednego zbędnego "się" - język polski po prostu taki jest i na to nie trzeba zwracać specjalnej uwagi (ponad zwykłe szlifowanie rytmiki - bo to tu wyjdzie)

i nie - "może" jest prawidłowym, celowym powtórzeniem, nie zaniechuj stosowania podobnych środków stylistycznych z obawy, że ktoś tam coś tam, w "Lalce" jest zdanie:
Mając dużo wolnego czasu pan Ignacy dużo rozmyślał i dziwił się, że teraz po całych
dniach zaprzątały go kwestie, które dawniej nawet nie przeszły mu przez głowę.

no ale wiadomo, nomen omen, duży może więcej :mrgreen:

ogólnie - jest bardzo dobrze, nareszcie przeczytałem kawałek fantastyki napisany nie standardami fantastyki, ale literatury wyższej. dobrze skrojona miniaturka, przyjemnie się czytało, dobre tempo, brak pustych przebiegów i psujących rytm skrótów - zdecydowanie jestem na tak
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”