"Jeszcze 5 minut"
Nieziemska błogość. Jeśli Natalia miałaby wskazać moment, w którym byłaby skłonna uwierzyć, że powrót do łona matki jest skrytym, acz potężnym pragnieniem każdej ludzkiej istoty - wybrałaby właśnie ten.
Leżała w łóżku. Śniła szczelnie odgrodzona od rzeczywistości ciężką, dającą dostatnie ilości ciepła, błękitną kołdrą. Ta, niczym ołowiana płachta chroniąca przed groźnym promieniowaniem, oddzielała ją od jałowego doświadczenia jawy.
Jej fantazje przybrały postać dokładnie odwzorowanych wspomnień, wydobytych gdzieś z ciemnych, nieuczęszczanych od dawna zakamarków pamięci. Odzwierciedlenia przeszłości, stanowiące lśniące łzy dla cieniów minionych, hipnotyzowały zmysłowością. Były żywe, soczyście nasycone kolorami i zapachami. Czuła mocno i wyraźnie każdy dotyk na swej skórze, niezależnie czy bodziec stanowiło muśnięcie delikatnego materiału, czy zdecydowany chwyt szorstkiej dłoni.
Początkowy ciąg licznych i intensywnych, acz niestabilnych i błyskawicznie zmieniających się obrazów zwolnił. Wizja składająca się z mnóstwa momentów zaczęła drżeć, by po chwili przeistoczyć się w jeden stabilny, zapierający dech w piersiach widok. Czuła słońce oświetlające czule jej twarz, jak i delikatny powiew wiatru smagający nieśpiesznie kark. Przed oczyma rozpościerał się emanujący aurą autentycznej nieskończoności bezkres zielonych pól.
Fantazja zastygła w tym punkcie. Ile miała lat gdy rzeczywiście poczuła zachwyt tym ogromem zieleni? 14? 15? To całkowicie nieistotne. Kompletnie pogrążyła się w tej chwili i chciała by moment trwał wiecznie.
Kilka pomieszczeń dalej, żar z odpalonego wczoraj papierosa desperacko walczył o przetrwanie. Szansami na realizację tego celu stanowił położony pod nim stos kolorowych magazynów. Postanowił dokonać ekspansji.
Pokój Natalii wypełnił ostry dźwięk smartfonowego budzika. Prymitywnej melodii wtórował telefon, wbijając swój grzbiet w podłogę utrzymując wibrujący rytm. Przebudzenie. Twarz wyrwanej ze snu przybrała kwaśny grymas rozczarowania.
-Kuuurwa, jeszcze 5 minut.-wymamrotała niewyraźnie. Chuda, pokryta kwiecistym tatuażem ręka wystrzeliła spod kołdry w poszukiwaniu źródła dźwięków. Książka. Opakowanie po czekoladzie. Strzykawka. Telefon. Dźwięk ucichł, wróciła błogość.
Tym razem brak było zieleni. Umysł wrzucił jej świadomość do kompletnie innego wspomnienia. Siedziała na sofie. Tuż przy jej udzie spoczywało fioletowe pudełko. Stworzenie znajdujące się w środku odwróciło się i obdarzało Natalię naznaczonym pewną ostrożnością, acz ufnym spojrzeniem. Przesunęła dłonią po miękkim, kocim futrze. Zwierzę znów odwróciło wzrok, znów pogładziła sierść. Kocie ślepia, kocia sierść, kocie ślepie, kocia sierść. Wspomnienie zapętliło się. 5 sekund rozciągnięte do formatu nieskończoności. To było ich pierwsze spotkanie. Jej usta ułożyły się w szeroki uśmiech.
Ogień trawił stół. Łapczywie szukał okazji na przedłużenie egzystencji. Kuchnia i korytarz wypełniały się gorzkim, ciężkim, czarnym dymem.
Obraz drgnął. Kanapa wyrwała się z posadzki i ruszyła przed siebie w zawrotnym tempie. Mebel zatrzymał się w pomieszczeniu pozbawionym sufitu i podłogi. Rolę dywanu pełniła jasna wiosenna trawa. Za żyrandol robił świecący mocno księżyc. Kota już nie było. Obok niej siedzieli rodzice. Zanosili się radosnym, beztroskim śmiechem. Po momencie zaskoczenia ich niespodziewanym powrotem z zaświatów, od razu do nich dołączyła, śmiejąc się głośno we własnym łóżku. Ten sam wybuch wesołości, powtarzał się wielokrotnie, związany w niekończącą się pętle wesołości.
Dym, złowrogi zwiastun spopielenia, wkradł się do jej pokoju przez szparę pod drzwiami.
Patrzyła lśniącymi oczyma jak jej niewidziany od dawna ojciec otwiera usta. Lecz zamiast kolejnego wybuchu przepełnionego optymizmem chichotu, z jego ust wydobyło się donośne kocie miauknięcie. Potem kolejne. I następne. Wszystkie przepełnione rozczarowaniem i wyrzutem. Ciepło i błogość towarzyszące wszystkim wspomnieniom nagle zaczęły się ulatniać, niczym powietrze z pękniętego balonu. Poczuła pazur rozrywający skórę.
Obudziła się z wrzaskiem. Stał na niej nastroszony, biały kot. Po policzku spływała jej krew. Pokojem zawładnął szary dym. Sturlała się z łóżka, otworzyła okno i wspinając się po starym kaloryferze wyskoczyła na zewnątrz. Upadła na miękki wilgotną rosą trawnik. Tuż za nią wylądował kot, wyszczerzył się zawadiacko. Z okna buchnął wściekły, rozczarowany płomień.
Jeszcze 5 minut
2Można powiedzieć, że to opowiadanie/ten fragment pokazuje, dlaczego warto mieć w domu jakiegość zwierzaka, czy to kota, czy to psa. Wiele razy, przy podobnych wydarzeniach zwierzęta ratowały ludziom życie. A przede wszystkim pokazuje jakie niebezpieczne może być nasze "jeszcze pięć minut"
Reasumująć bardzo dobrze napisane (jak dla mnie prostego człowieka po zawodówce), czekam na więcej podobnych.
Pozdrawiam Faraon

Pozdrawiam Faraon

Jeszcze 5 minut
3Powtarzam z SB - popcorn i fajerwerki metaforek.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
Jeszcze 5 minut
4Sam pomysł wydaje mi się całkiem niezły. Dziewczyna śpi, nie mając pojęcia o realnym zagrożeniu, ale ono w jakiś sposób przenika do snu, zmienia kierunek marzeń sennych, rzeczywistość coraz silniej daje znać o sobie, aż do finalnego przebudzenia - to, owszem, jest materiał na zgrabne, krótkie opowiadanie. Niestety, przekombinowany, napuszony język odebrał tekstowi potencjalne zalety.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
Jeszcze 5 minut
5Dobrze by się czytało, gdyby nie nadmiar określeń.
Podoba mi się żonglowanie słowami, choć są dysonanse, na przykład:"Za żyrandol robił świecący mocno księżyc.". Może celowe? Ale efekt nie budzi mojego zachwytu.
Nie wiem czemu, zabawnie brzmi zdanie: "Otworzyła okno i wspinając się po starym kaloryferze..." Może "stary kaloryfer" budzi we mnie inne skojarzenia?. Poza tym razi mnie "K..wa" w zderzeniu ze stylem. Powinna raczej wykrzyknąć:"O, bogowie!" albo coś w tym klimacie.
Podoba mi się żonglowanie słowami, choć są dysonanse, na przykład:"Za żyrandol robił świecący mocno księżyc.". Może celowe? Ale efekt nie budzi mojego zachwytu.
Nie wiem czemu, zabawnie brzmi zdanie: "Otworzyła okno i wspinając się po starym kaloryferze..." Może "stary kaloryfer" budzi we mnie inne skojarzenia?. Poza tym razi mnie "K..wa" w zderzeniu ze stylem. Powinna raczej wykrzyknąć:"O, bogowie!" albo coś w tym klimacie.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda
Katarzyna Bonda