Witam.
Jedno opowiadanie skomentowałem, to i jedno wrzucę. Oczywiście nie byłbym wstanie tak szybko napisać nawet tej miniaturki. Muszę przyznać, że poszedłem na łatwiznę i skopiowałem tekst z forum, na którym brał udział w konkursie, ale mimo to uniknął drobiazgowej analizy.
Ponieważ bez wyjaśnień widać, że to dość specyficzne opowiadanie, więc dodam jeszcze, że był pisany według następujących ram:
Limit 5k znaków.
Temat: Inne światy (czyli wiecie, to nie dzieje się na Ziemi)
Konwencja: hard sf
Warunki:
1. Opowiadanie jest dialogiem. Tylko! Czyli nie ma też opisów w stylu: - Oh, I'm pretty - powiedział Johnny Bravo.
2. Pierwszy kontakt z Obcymi
3. Przedstawienie zasad fikcyjnej religii Obcych
Wszystkich, którzy mieli już okazję zapoznać się z tekstem przepraszam za rozczarowanie. A reszta niech rozszarpuje
-------------------------------------------------------------------------------------
Anestezjon
- Co? Kto? Kim jesteś?
- Dla pana, profesorze, jestem obcym.
- Jak to obcym? To do was lecieliśmy? Gdzie jesteśmy?
- Proszę się uspokoić. Nadal jest pan w swoim statku.
- A reszta załogi?
- Oni też tam są. W stanie hibernacji, podobnie jak pańskie ciało.
- Jak to moje ciało?
- Przebudziłem tylko pana ducha, świadomość. Niech pan to nazwie jak chce.
- Ale co właściwie zrobiliście? Czy dotarliśmy do waszej planety?
- Nie, profesorze. Oddalamy się od niej.
- Jak to możliwe?!
- Wasz pocisk leci do planety, z której otrzymał informację w postaci fal radiowych. Ja też tam zmierzam. Dostaliśmy to samo wezwanie.
- Ale jak? To niemożliwe! Skądkolwiek, pochodzisz, sygnał radiowy musiał dotrzeć do was wiele lat później! Nie dogonilibyście nas!
- Kwestia sposobu podróżowania.
- Czyli?
- Muszę przyznać, że macie ciekawą metodę na pokonywanie kosmicznych odległości. Zamknąć się w pocisku i wystrzelić w kierunku obranego celu. Intrygujące, ale niepraktyczne. Lecąc setki lat musi się pan liczyć z rozwojem obu cywilizacji. Skąd pan wie, że nie nawiązano już kontaktu?
- Statek zostałby zawrócony...
- Dla was byłaby to tragiczna strata czasu. Po powrocie bylibyście zupełnie nieprzystosowani do życia.
- Zgodziłem się na to ryzyko tak, jak reszta załogi.
- Ale czy było to niezbędne? Na przykład ja, według pańskiej miary czasu, wyruszyłem przedwczoraj...
- Jaka technologia pozwala podróżować tylekroć szybciej od światła? Skoro macie takie możliwości, to czemu nie ma was w całym wszechświecie?
- Dobre pytanie. Chyba po prostu nie odczuliśmy takiej potrzeby. Teraz, kiedy dostaliśmy wezwanie, zdecydowaliśmy się na nie odpowiedzieć.
- Ale co pozwala wam podróżować z taką prędkością?
- Czy może mnie pan zlokalizować? Albo siebie, lub statek? Może pan odbierać bodźce zewnętrzne? Milczy pan. Piorunujące wrażenie, prawda? A wystarczy jedynie zrezygnować ze świata materii. Jest pan świadom mnie, siebie, naszej rozmowy, czy przedmiotów nieożywionych. Duch potrafi przemieszczać się szybciej niż jakakolwiek materia.
- Ale jak? To niemożliwe!
- Dlaczego wszystko, co nowe i nie zgadza się z pańskim widzeniem świata, ma być niemożliwe? Niech mi pan powie, czym jest dla pana wiara?
- Wiara? To zabobon. Zaślepia, odbiera możliwość jasnego spojrzenia na świat. To rodzaj psychicznego samozniewolenia.
- Czy kiedy pan wyruszał, to byli na pana planecie wierzący?
- Tak. Było ich sporo. Wierzyli w swojego „boga”...
- Niech i pan uwierzy.
- Słucham?
- Niech pan w niego uwierzy. Wiara, to potęga, rozumie pan? Połączenie nadziei i wyobraźni dające wielką siłę. Narzędzie umożliwiające podróże z jednego końca galaktyki na drugi w ciągu tygodni. Wystarczy uwierzyć!
- Jesteś infantylny. Chcesz mi wmówić, że wszystko w co uwierzysz, co sobie wyobrazisz, staje się rzeczywistością? To brzmi jak gadanie pomyleńca.
- Nie. Moja wiara nie ma siły sprawczej. To tylko narzędzie, mechanizm, który jest w stanie dać mi to, czego pragnę. Ja jestem źródłem energii dla tego mechanizmu. Posługuje się nim kto inny.
- Bóg?
- Jeśli tak chcesz go nazwać... My wierzymy w Pierwszego. Był genialnym wynalazcą. Zainicjował proces odłączenia świadomości od ciała.
- Chcesz powiedzieć, że wierzycie w jednego z was?
- Zgadza się.
- To żałosne. On was omamił! Poddaliście się jego demagogii!
- Czyżby, profesorze? Pierwszy wskazał nam drogę ku wolności. Poza tym jest jedynym, który potrafi posługiwać się machiną naszej wiary.
- Wyjaśnij mi proszę, w jaki sposób osiągnęliście stan oddzielenia ducha od ciała? Bo jeśli dobrze rozumiem, to pierwotnie byliście istotami materialnymi?
- I nadal jesteśmy. Młodzi w dalszym ciągu mają swoje ciała. Moje już umarło. Dawno temu Pierwszy skonstruował automaty utrzymujące ciało przy życiu, po uprzednim unicestwieniu ośrodka nim zawiadującego. Każdemu, kto poddawany jest zabiegowi, podaje się środek psychotropowy ułatwiający przejście. Ale głównym narzędziem, które to umożliwia, pozostaje wiara.
- Dla mnie to odrażające! To zbrodnia! Robicie z siebie warzywa. W imię kogo?! Szalonego naukowca?!
- Nie rozumie mnie pan. Pierwszy sam poddał się zabiegowi. Za nim podążyła grupa wiernych, a gdy wszystko okazało się prawdą, wiara ogarnęła całą planetę. Nasze ciała żyją dzięki automatom. Dorastają, starzeją się, umierają. My żyjemy dalej. Kiedyś świadomość ginęła wraz z ciałem. Teraz trwa po jego śmierci.
- Nie! To jakiś koszmar. Wasze ciała dorastają? Robicie to dzieciom? Nie dajecie im możliwości wyboru? Przecież one są nieświadome. Jak mogą wierzyć?
- Jakie znaczenie ma wiek przejścia, profesorze? Obecnie do zabiegu wystarcza wiara zewnętrzna, a rozmnażaniem sterują automaty.
- Pozbawiacie dzieci możliwości odczuwania! To nie po bożemu! żyjecie jak w hodowli! Nie znając miłości...
- Proszę. Sceptyk zmienia się w teologa. Robisz postępy, profesorze. Jednak mylisz pojęcia. Znamy uczucia. Miłość, radość, nienawiść i wiele innych, o których nie ma pan pojęcia.
- Mówiłem o miłości fizycznej. O przyjemności związanej z dotykiem, smakiem, czy węchem. Pamiętasz to? Czy miałeś możliwość to poznać?
- Nie. Podobnie, jak nie znam bólu, zimna, chorób i innych cierpień.
- Jesteś niepełny. Nie wiesz o czym mówię...
- Przeciwnie. Znamy mechanizm odczuwania. To, że nie pamiętam wrażenia, nie ma znaczenia.
- To śmieszne! I ty chcesz mnie nawrócić na swoją wiarę?
- Nie, profesorze. Stan hibernacji jest bliski przejściu, ale za wcześnie jeszcze na ten krok. Chcę, żeby poznał pan potęgę wiary. Niech pan uwierzy w boga. Albo w tych obcych, do których lecimy. Kto wie, może okażą się waszymi bogami?
- Bzdura! Ich sygnał radiowy był tak słaby, że ledwie rozpoznaliśmy w nim twór obcej cywilizacji. Nie dało się go w pełni odczytać. Bóg stworzyłby coś doskonalszego.
- Nasze automaty odczytały ten sygnał. Można powiedzieć, że jest doskonały w swej prostocie. Oni nazywają siebie ludźmi, profesorze. Niech pan uwierzy w ludzi.
- I czym mnie wynagrodzą? śmiercią?
- To już od pana zależy...
Anestezjon [SF psychologiczne] opowiadanie konkursowe
1Nie obgryzaj paznokci. Wenus z Milo też tak zaczynała...