Witam wszystkich
Mój drugi tekst na tym forum. Zapraszam do czytania i z góry dziękuję za komentarze.
Nigdy nie była fanką własnego gatunku. W kinie trzymała kciuki za tych złych, a gdyby chodziła do kościoła, modliłaby się o nadejście zombie apokalipsy. Dlatego też widząc mackę na dnie studni nie pomyślała nawet o zawiadomieniu policji, straży pożarnej czy kogokolwiek, kto rozpoznałby zagrożenie i zdołał się z nim uporać.
Kazek, siwiejący labrador, który zaprowadził ją tutaj, wciągnął powietrze, a potem głośno kichnął. Mogła to być reakcja na smród ze studni, ale i niemal każdą inną woń, bo przepełniona zapachami wieś wciąż była dla niego terenem nieznanym. Nie mógł dojść do siebie po przeprowadzce.
Marta stanęła tuż przy rozsypującej się cembrowinie i spojrzała w dół. Macka też ją zauważyła, bo czubek poderwał się do góry. W powietrzu rozszedł się bagnisty odór.
Zawołała psa i ruszyła w drogę powrotną, pogrążona w myślach.
Sądziła, że wie, kto odpowiada za pojawienie się macki. Oglądała wystarczająco dużo horrorów, by domyślać się, że stoją za tym kultyści, kosmici albo amerykańska armia. Znała swoje możliwości i wiedziała, że z żadną z tych grup nie ma szans. Najrozsądniej byłoby zawiadomić kogoś bardziej kompetentnego, ale na to nie mogła się zdobyć, bo dopóki trzymała istnienie macki w tajemnicy, miała kontrolę nad sytuacją. Przeczuwała, że może z tego wyniknąć coś więcej.
Przez następne dni zastanawiała się, co zrobić. Olśnienie przyszło podczas grilla, organizowanego przez sąsiada z domu po lewej. Jako nowy przybysz i lekarz weterynarii była dość popularna. Często dostawała zaproszenia na podobne imprezy, ale z większości nie korzystała: rozwód sprawił, że straciła chęć na jakiekolwiek kontakty towarzyskie, zwłaszcza z mężczyznami. Nie chciała się jednak zamienić w zupełnego odludka.
Stała z butelką piwa na tarasie. Myślała o tym, jak źle idą interesy i jak mało udało się jej w tym miesiącu zarobić. Kiedy przejmowała gabinet sądziła, że w tak rozległej wsi będzie musiała pracować na okrągło. Tymczasem większość czasu spędzała, przyglądając się ścianom w kolorze mięty i białemu sufitowi. Zdążyła serdecznie znienawidzić obie barwy.
Pociągnęła łyk i spojrzała na psa zamkniętego w kojcu. Zwierzę miało skołtunioną sierść i obłęd w oczach. Ile razy prosiła, żeby wypuszczać go choć na krótko, by pozwolić mu się wybiegać?
Właściciel psa, pan Wacław, znowu perorował przed gronem sąsiadów. Główny temat tyrady stanowiły pijawki, żerujące na ciężkiej pracy polskich rolników. Do grona krwiopijców zaliczono lekarzy, którzy biorą grube tysiące, a nic przecież nie robią, bo jak przyjdzie co do czego, to i tak trzeba chodzić prywatnie; opłacanych ze wspólnych podatków nauczycieli, którzy nie potrafią dzieci czegokolwiek nauczyć; urzędników, co tylko siedzą na dupach i siorbią herbatkę. Lista była długa. Weterynarzom też się oberwało. Za to, że wymyślają zbędne badania, że narażają na koszta, ale przede wszystkim – że traktują zwierzęta, jakby to byli ludzie. Otaczający mówcę tłumek przysłuchiwał się każdemu słowu.
Po prawej stronie stał prawnik, który mieszkał tu tylko latem. Często na jej podwórko zaglądała kotka, którą przywiózł ze sobą. Marta ją dokarmiała, bo sąsiad był zdania, że kot na wsi sam się powinien wyżywić. Ciężarne, wygłodniałe stworzenie rzucało się na kostki suchej karmy tak zaciekle, że kiedyś niemal się udławiło. Ludzie ze wsi mówili, że kotka zachodziła w ciążę każdego lata.
Usiłowała kiedyś porozmawiać z właścicielem o sterylizacji. Wspominała, że poza oczywistymi korzyściami zabieg pomaga też uniknąć infekcji, a nawet nowotworów. Jednak mężczyzna, którego podobno stać było na to, by co roku przyjeżdżać nowym samochodem, przez dwa miesiące nie zdołał zebrać stu dwudziestu złotych na zabieg. A kotka, po urodzeniu czwórki młodych, znowu chodziła z brzuchem.
Jeszcze raz spojrzała na zgromadzenie pijanych, pewnych swego ludzi. Tych, którzy żyli z hodowli zwierząt, widywała czasem w gabinecie. Jeśli chodzi o resztę, jedynie nieliczni stanęli w jej drzwiach, by zaszczepić zwierzęta, kupić im środki na odrobaczenie czy obroże na wszy. Niektórych nie znała wcale. Może gdyby rzadziej słyszeli podobne tyrady, także nabraliby chęci, by ją odwiedzić?
Dwa dni później założyła bluzkę z głębokim dekoltem. Może i nie miała cycków jak z filmu porno, ale coś tam z przodu sterczało. Bała się, że przynęta okaże się za słaba, jednak niepotrzebnie, sąsiad nie należał do wybrednych. Po zlustrowaniu jej wzrokiem bez oporów przyjął propozycję spaceru i dał się zaprowadzić do opuszczonego gospodarstwa. Opuściła ramiączko bluzki i przysiadła na skraju cembrowiny. Kiedy zajął miejsce obok niej wstała, położyła mu ręce na ramionach i uśmiechnęła się zalotnie. A potem pchnęła.
– Naści, macko. Taś, taś – zawołała i uchyliła się przed rozbryzgiem krwi.
Nigdy nie była fanką własnego gatunku. Za to często kibicowała innym.
Studnia
2To jest niepotrzebne.
Miniak ciekawy, choć temat studziennych potworów oklepany. Przeczytałem bez przedzierania się przez tekst. Masz tam kilka potknięć, ale o tym napiszą Ci spece od weryfki.
W środku masz miejscami lekką dłużyznę, pozbyłbym się cycków i wesz.
Całość ok.
Added in 21 minutes 38 seconds:
ps
fajny awatar;)
Studnia
6Sympatyczna miniaturka. Temat może nie odkrywczy, ale ładnie zrealizowany. Nie wiem dlaczego, ale czytając początek pomyślałam: łoooo, rąbnięta nastolatka. Na końcu pomyślałam: łooo, dorosła psychopatka. Ale do rzeczy.
Co do warsztatu i poprawności językowej zastrzeżeń nie mam.
Na początku zgrabnie zarysowujesz sytuację : dziewczyna, świeżo po przeprowadzce, znajduje potworka w studni. Konkretne zakończenie, które wynika i z bohaterki, i z sytuacji. Niechęć do własnego gatunku też mi jakoś do pani weterynarz pasuje. Także tutaj bardzo ładnie. Czytam i wiem o co chodzi. Z takich nieścisłości to może tylko bym spytała, skąd u bohaterki automatyczne założenie, że macka zabija ludzi? Przecież mogła sobie po prostu czasem wyjrzeć, na świat popatrzeć... No i w cytacie poniżej, kultysta czy raczej okultysta? Oczywiście mogę nie mieć racji, ale zdaje mi się, że to drugie.
Mocny akord na zakończenie.
Ekspertem nie jestem, ale moim skromnym zdaniem naprawdę dobra miniaturka.
Co do warsztatu i poprawności językowej zastrzeżeń nie mam.
Na początku zgrabnie zarysowujesz sytuację : dziewczyna, świeżo po przeprowadzce, znajduje potworka w studni. Konkretne zakończenie, które wynika i z bohaterki, i z sytuacji. Niechęć do własnego gatunku też mi jakoś do pani weterynarz pasuje. Także tutaj bardzo ładnie. Czytam i wiem o co chodzi. Z takich nieścisłości to może tylko bym spytała, skąd u bohaterki automatyczne założenie, że macka zabija ludzi? Przecież mogła sobie po prostu czasem wyjrzeć, na świat popatrzeć... No i w cytacie poniżej, kultysta czy raczej okultysta? Oczywiście mogę nie mieć racji, ale zdaje mi się, że to drugie.
Rozwaliłaś mnie

Rozwaliłaś mnie po raz drugi.
Mocny akord na zakończenie.
Ekspertem nie jestem, ale moim skromnym zdaniem naprawdę dobra miniaturka.
Po co być normalnym, skoro można być dziwakiem.
Studnia
7Dobrze się czytało, choć na początku też odniosłem wrażenie, że bohaterka jest nastolatką. Trochę niewiarygodnie wychodzi to, że przy tej pijackiej imprezie, wszyscy się tak z sąsiadem zgadzają. Przy takich okazjach to ktoś dla przekory lubi stanąć po przeciwnej stronie, do tego we wsi na pewno ludzie mają w rodzinie jakiegoś urzędnika, nauczyciela itp.
Dziwi też to, jak łatwo wrzuciła sąsiada do studni (strzelam, że był od niej większy i silniejszy?). No i czym sobie biedna macka zasłużyła na to, by ją takim wielkim człowiekiem po głowie zdzielić?
Czytało się przyjemnie.
Ogólnie to trochę dziwny motyw, ciąża u kota trwa 2 miesiące, więc w pewnie nie raz ten prawnik musiał kociaka do domu zabierać i tam mu się nowe szkodniki rodziły. Czy poza wsią kotka też zachodziła w ciążę? Lekko przekoloryzowane.
Dziwi też to, jak łatwo wrzuciła sąsiada do studni (strzelam, że był od niej większy i silniejszy?). No i czym sobie biedna macka zasłużyła na to, by ją takim wielkim człowiekiem po głowie zdzielić?
Czytało się przyjemnie.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie
Studnia
8Namrasit pisze: Dobrze się czytało, choć na początku też odniosłem wrażenie, że bohaterka jest nastolatką. Trochę niewiarygodnie wychodzi to, że przy tej pijackiej imprezie, wszyscy się tak z sąsiadem zgadzają. Przy takich okazjach to ktoś dla przekory lubi stanąć po przeciwnej stronie, do tego we wsi na pewno ludzie mają w rodzinie jakiegoś urzędnika, nauczyciela itp.
Kadah pisze:
Source of the post Jednak mężczyzna, którego podobno stać było na to, by co roku przyjeżdżać nowym samochodem, przez dwa miesiące nie zdołał zebrać stu dwudziestu złotych na zabieg. A kotka, po urodzeniu czwórki młodych, znowu chodziła z brzuchem.
Ogólnie to trochę dziwny motyw, ciąża u kota trwa 2 miesiące, więc w pewnie nie raz ten prawnik musiał kociaka do domu zabierać i tam mu się nowe szkodniki rodziły. Czy poza wsią kotka też zachodziła w ciążę? Lekko przekoloryzowane.
Dziwi też to, jak łatwo wrzuciła sąsiada do studni (strzelam, że był od niej większy i silniejszy?). No i czym sobie biedna macka zasłużyła na to, by ją takim wielkim człowiekiem po głowie zdzielić?
Czytało się przyjemnie.
W pierwszej wersji tego tekstu było, że facet przyjeżdża wiosną, zostawia kota i potem pojawia się głównie na weekendy i na tydzień urlopu. Potem stwierdziłam, że nie chcę opisywać zwyczajów jednego bohatera, i to wszystko wyrzuciłam, ale fakt, tekst stał się trochę mniej czytelny.
Ciąża trwa 2 miesiące, ale bardziej zaradne kotki potrafią zajść w ciąże już w trzy-cztery tygodnie po porodzie.
Co do tego tego zgromadzenia - to raczej sytuacja, że jeśli gospodarz chce sobie ulżyć i ponarzekać, dopóki nie przekroczy pewnej granicy, ludzie raczej będą mu przytakiwać, niż zaprzeczać.
A dlaczego zakładała, że macka ma niecne zamiary? Bo to wielbicielka horrorów i wszystko się jej kojarzy.
Macka, przypuszczam, była wdzięczna za śniadanko. A bohaterka walnęła ją człowiekiem, bo jest niezbyt zrównoważona. Przeżyła rozwód, przechodzi fazę nienawiści do ludzi w ogóle i do facetów w szczególności i wmawia sobie, że jej mordercze instynkty mają bardziej etyczne uzasadnienie. Dzięki temu może zabijać z poczuciem moralnej wyższości.
Ogólnie - bardzo dziękuję za komentarz. Zmusiłeś mnie, żebym popatrzyła na tę historię z innej strony, i dopiero teraz widzę jej wady.
Added in 10 minutes 13 seconds:
Tak! Mniej więcej o to chodzi. Co do pytania, czemu założyła, że macka miała niecne zamiary - bo obejrzała dziesiątki horrorów i macka kojarzy się jej tylko z jednym. I nie, nie jest to tentacle porn ;-)
Kultysta jako członek kultu. Możliwe, że używam tego słowa niepoprawnie, bo jako długoletni gracz w Zew Cthulhu RPG mam pewne skrzywienia, także słownikowe (w Zewie często walczyłam z kultystami :-), ale mam wrażenie, że zetknęłam się z nim też w realu.
There is no God and we are his prophets.
The Road by Cormac McCarthy
The Road by Cormac McCarthy
Studnia
10Dobra miniaturka. Jasne że wywody sąsiada bardzo jednostronne, ale byłabym skłonna uwierzyć, że bohaterka podświadomie wypałuje u innych wszystko co złe. Duży plus za nie robienie z niej nieskazitelnej obrończyni sprawiedliwości. Gdyby tak historię nieco rozbudować to mógłby powstać brudny, zawiesisty klimat.
Całkiem fajne klimaty swoją drogą, pierwszy tekst kojarzył mi się z Mroczą Wieżą, ten bardzo delikatnie z Przedwiecznym
Całkiem fajne klimaty swoją drogą, pierwszy tekst kojarzył mi się z Mroczą Wieżą, ten bardzo delikatnie z Przedwiecznym

W grach zdarza się kultystom występować jako okultystom, ale w znaczeniu słownikowym to goście, których poezja podchodziła pod kultyzm.Kadah pisze:Kultysta jako członek kultu. Możliwe, że używam tego słowa niepoprawnie, bo jako długoletni gracz w Zew Cthulhu RPG mam pewne skrzywienia, także słownikowe (w Zewie często walczyłam z kultystami :-), ale mam wrażenie, że zetknęłam się z nim też w realu.
Studnia
11Dzięki za wyjaśnienie, Soark, jednak Zew Cthulhu wypacza umysł, powinni takie ostrzeżenie umieszczać na okładce podręcznika głównego
Brutalny, zawiesisty klimat brzmi cholernie cool – może kiedyś coś takiego uda mi się skrobnąć.

There is no God and we are his prophets.
The Road by Cormac McCarthy
The Road by Cormac McCarthy
Studnia
12Rozumiem punkt widzenia


Ach te RPG

Po co być normalnym, skoro można być dziwakiem.