Świat powoli umiera, a ja nie chcę się obudzić.
Wychodzenie ma jedną wadę, nigdy nie wiesz ile czasu ci jeszcze, pozostało, zanim wrócisz do ciała. Otwierasz oczy, znika dom i to, co udało ci się zbudować. Kiedyś, w tym samym mieście, w którym teraz mieszkam była szkoła z internatem, do której chodziłem, stałem w niej na korytarzu i czekałem na dzwonek aż zacznie się lekcja, a nauczyciel śmiał się pod nosem. Nie za wcześnie?- powtarzał. To jest właśnie uczucie, które mi towarzyszy, chcę jeszcze pozwiedzać ten nowy świat, ale jakaś niewidzialna linia oddziela moje chęci od możliwości, staje mi na drodze i mówi zobaczyłeś dzisiaj już wystarczająco dużo, wracaj do żywych i widzimy się jutro. Postanowiłem że nie dam się ograniczać i zacznę walczyć z tą ukrytą we mnie chęcią powrotu, spróbuje wydłużyć swój czas w astralu na tyle długo ile będę miał odwagi.
W tym tygodniu ćwiczę siłę woli — powiedziałem do siebie.
W lesie zielonym od liści klonu na przemian wymieszanych z igłami świerku nie miałby mnie kto rozpraszać oprócz zapachu miodu unoszącego się w powietrzu — nigdy nie przepadałem za naturą, ale pójście tam wydawało się świetnym pomysłem
Wyszedłem z mieszkania, spokojnym krokiem zszedłem po schodach w dół klatki schodowej,
otworzyłem drzwi do piwnicy i wniosłem na parter swój zielony rower, to nie był jakiś hit sezonu,
ale dostałem go na komunię świętą i mam do niego sentyment.
Ulica na moim osiedlu była poskręcana w niektórych miejscach tak że z lotu ptaka przypominała
karuzelę wyglądającą z jakiegoś podmiejskiego lunaparku. Mieszkam tutaj praktycznie całe dzieciństwo a nie pamiętam, żeby jakiś sąsiad nie narzekał jak trudno mu się poruszać po tym zygzaku i tak miało tu miejsce już za wiele wypadków - wolałem trzymać się chodnika i uniknąć nieprzyjemności. Uśmiechnięci ludzie w swoich samochodach pędzili po jezdni obok mnie, godzina szczytu, wszyscy pędzą gdzie popadnie w poszukiwaniu swojego biura, domu kultury czy sklepu z odzieżą używaną. Zagłusza ich natłok myśli, o tym, czy to, co robią na co dzień, wystarczy na opłacenie rachunków, głęboki oddech, samochód za samochodem znika w kłębowisku spalin.
Zjazd do lasu, a raczej ścieżka wyżłobiona w piasku przez tutejszych rowerzystów oddzielała mnie
od drzew, czerwono-atramentowe liście wyrastały z gałęzi, korzenie układały się w kształt dłoni minąłem parking, opustoszały, ludzie i tak z niego nie korzystali. Po lewej stronie rozciągało się jezioro. Zimą, kiedy było zamarznięte spacerowałem po nim, pies prowadził mnie w stronę wysepki a ja probowałem dotrzymać mu tempa. Gołe ramiona drzew obserwowały nasz każdy ruch, na swój sposób były gospodarzami starającymi się oprowadzić nas po pokrytej szronem roślinności. Zardzewiała huśtawka skrzeczała poruszana przez wiatr. Położyłem się na trawie obok niej, w wyobraźni czułem jak huśtam się do przodu, spadam w dół. Znalazłem się w pustym miejscu bez ścian, okien czy kolorów. Spodobało mi sie uczucie wolności, jakie wiązało się z tym miejscem, przypominało to nie zapisaną jeszcze kartkę, na której można wymyślić swój własny świat, spróbuję — pomyślałem. Przyszło mi do głowy drzewo rozpływające się w czarnej czekoladzie, fontanna podzielona na cztery części pośrodku fontanny stało krzesło i za każdym razem, kiedy miałem ochotę wrócić, zwyczajnie siadałem na nim i zostałem wyrzucony poza sen.
- Podoba ci się tutaj ? - usłyszałem w myślach głos
- jestem twoim opiekunem
- Po co mi opiekun ? - założę się, że to tylko kolejny mój wymysł
- Chyba nie myślałeś, że na tym miejscu kończy się nasz świat ?
- jesteś w pustce, wyobraź sobie prezent, zapakowany, zakończony kolorową kokardką
- czekasz aż ktoś pozwoli ci go rozpakować i zastanawiasz się co jest w środku.
- To jak się stąd wydostać ? - opiekun wyciągnął rękę w moim kierunku
Poczułem jak ciągnie mnie za sobą, pusta kartka, która kiedyś tu była zamieniła się w przepełniony ludźmi park. Starsi chowali się za drzewami a dzieci miały za zadanie znaleźć swoich rodziców, jeśli podeszły do odpowiedniego drzewa, rodzice opowiadali im swoje historie z dzieciństwa, w ten sposób budowali więź ze swoja rodzina, podchodząc do złego drzewa, więź pomiędzy dzieckiem a rodzicem zrywała się.
- Masz w Parku rodzinę, czy kogoś bliskiego ?
- Jeśli chcesz to możesz spróbować odnaleźć go za jednym z drzew.
Przyglądałem się drzewom, które nie dały po sobie poznać, kogo ukrywają.
Mały jasnozielony świerk spojrzał na mnie zaczepnie, zignorowałem go, wydawał się nie pasować do opisu charakteru mojej babci. Był pełen energii, świeżości, której w babci brakowało, nie była osobą która lubi się zmieniać i kiedy kupowała jakieś słodycze dla mnie czy kuzynki, rzadko i po wielu namowach zmieniała smaki. Obok niego znajdował się pień, liczne słoje oznaczały że drzewo umarło w późnym wieku, Starość nie była jednak jej największym problemem, tylko walka z nałogiem. Kiedy brakowało butelek w domu, dziadek pod kara ścięcia, ewentualnie porządnej awantury, był wysyłany po kolejna porcje alkoholu.
Jasna brzoza w biało-czarne plamy z wygiętymi do tyłu ramionami, opartymi o cienką łodygę, zwróciła moją uwagę. Biel przypomniała mi o czystości jaką kierowała się w ciągu życia, była bardzo pobożną kobietą, tak bardzo, że nie była w stanie opuścić chociaż jednej soboty w kościele. Czarne plamy wydały mi się jej trudnym dla mnie charakterem a poskręcane gałęzie
ciężarem, jaki nosiła podczas życia wychowując dzieci, opiekując się wnukami czy choćby
podejmując decyzje które nie były po jej myśli. Postępowanie wbrew sobie zmieniło babcie w ostatnich latach życia, mając dosyć narzucania innym swoich pomysłów, zmiękła, stała się spokojniejsza i jakby pełna nadziei.
Podchodząc do drzewa, wyobrażałem sobie twarz, którą miałem za chwilę zobaczyć.
Zmarszczone od starości czoło, farbowane rude włosy, niebiesko-fioletowe cienie pod oczami.
Za drzewa wyszło dziecko, dziewczynka, miała nie więcej niż kilka lat.
- Część Kuba
- Nie jesteś moją babcią, prawda ?
- To zależy od ciebie, nie wszystko musi być takie jak się na początku wydaje
- Nie rozumiem
- Widzisz, na ziemi wyglądałam staro, bo nie podobało mi się życie i probowałam od niego uciec
- jeżeli będziesz chciał zobaczyć we mnie tamtą kobietę to wkrótce odkryjesz że nie jestem taka obca
Dziewczynka którą zobaczyłem zaczęła powoli przybierać kształt starszej kobiety.
Zachrypnięty głos który dobrze znałem odezwał się do mnie.
Wiesz, drzewa zawsze miały dla mnie znaczenie, to była jedna z tych rzeczy które trzymały mnie przy życiu.
One słuchały a ja opowiadałam, miło jest czasem być wysłuchanym przez kogoś
II- Spotkanie w Parku
2Aleosochodzi? Bo ja nie ogarniam? Poza totalnie niezrozumiałą fabułą, gdzie nic się nie dzieje, a bohater nie chce się obudzić, są tu zaczepne świerki, drzewa o gołych ramionach, ścieżki żłobione przez rowerzystów oraz najlepsze zdanie całego tekstu: "Ulica na moim osiedlu była poskręcana w niektórych miejscach tak że z lotu ptaka przypominała
karuzelę wyglądającą z jakiegoś podmiejskiego lunaparku" – karuzela wyglądająca lunaparku (a to ciekawski z niej mechanizm, że tak zerka i wygląda) rozłożyła mnie na łopatki. Przykro mi, ale tekst jest zupełnie niezrozumiały.
karuzelę wyglądającą z jakiegoś podmiejskiego lunaparku" – karuzela wyglądająca lunaparku (a to ciekawski z niej mechanizm, że tak zerka i wygląda) rozłożyła mnie na łopatki. Przykro mi, ale tekst jest zupełnie niezrozumiały.
There is no God and we are his prophets.
The Road by Cormac McCarthy
The Road by Cormac McCarthy