Klątwa Yeti /opowiadanie

1
Klątwa Yeti

- Wracamy! Zaraz załamie się pogoda – zadecydował Wiktor.
- Jak to? – Zaprotestował jeden z turystów, ślizgając się po śniegu w swoich skórzanych półbutach. – Miały być jeszcze jakieś atrakcje, inna grupa widziała misia…
- Nie misia, tylko Yeti – przerwała mu druga turystka, dla odmiany ubrana w kompletny ekwipunek górski. Miałą na sobie drogą kurtkę z goreteksu, spodnie z goreteksu, stuptuty, buty za kostkę, do których dało się przyczepić raki, a pod spodem wszystkie przepisowe warstwy odzieży.
- Proszę pani – zaprotestował Wiktor. - To są góry a nie safari. Musi się pani dostosować do grupy. A grupa jest słaba. Kto z was regularnie chodzi po górach?
- Ale przecież zapłaciliśmy! – Rozległy się okrzyki oburzenia.
- W regulaminie wycieczki jest grubym drukiem napisane, że o jej przebiegu decydują przewodnicy i że część atrakcji może zostać odwołana.
- Zaraz zadzwonię do pana szefa – zaczął grozić ten w biurowym obuwiu.
- Proszę bardzo – odpowiedział Wiktor. Wiedział doskonale, że w tym miejscu nie ma już zasięgu i kontakt ze światem można uzyskać tylko drogą radiową.
Facet w biurowym obuwiu ostentacyjnie wyjął najnowszy model telefonu. Pogroził palcem Wiktorowi i wybrał numer. Po chwili twarz mu lekko zszarzała.
- Nie ma zasięgu! - Powiedział.
Wszyscy uczestnicy dwudziestoosobowej grupy zaczęli grzebać w swoich plecakach i po kieszeniach, wyciągając własne komórki. W tym zamieszaniu Wiktor podszedł do drugiej przewodniczki.
- W ogóle nie powinniśmy wychodzić dzisiaj. Zaraz zacznie sypać śnieg. A ten facet w lakierkach to jakaś porażka…
- To ich prezes, nic nie można było zrobić – odpowiedziała Karolina. – Martwię się o Marka. Dzisiaj miał takiego kaca, że w pośpiechu zapomniał radia, szpeju…
- To co wy wczoraj robiliście? Zachlaliście? Przecież wiedzieliście, że mamy robotę..
- Mieliśmy druga rocznicę, a wiesz, że jak Marek się dorwie do butelki, to nie wie kiedy skończyć…Może pójdę go poszukać? Powiem, że wracamy…
- Nie możesz opuścić grupy. I tak według przepisów jest nas za mało, żeby obsługiwać taką liczbę osób.
- Ale on jest pewnie sto metrów wyżej, wiesz, że szybko chodzę… A grupie przyda się wypoczynek.
- Nie ma mowy – uciął Wiktor. – Nie ma czasu na odpoczynki.
Gwałtowny podmuch wiatru, niosący pierwsze płatki śniegu, potwierdził jego słowa.
- Są ślady! – Krzyknęła któraś z turystek.
Cała grupa stłoczyła się i dopiero co wyjętymi komórkami wszyscy zaczęli pstrykać fotki ogromnej łapy, odbitej na śniegu.
- Najlepsze zdjęcia wrzucimy na naszą stronę – entuzjazmował się ich prezes.
Karolina lustrowała wzrokiem skały, gdzie zazwyczaj czekał na swoją okazję Marek, przebrany za Yeti. W odpowiednim momencie, pomrukując, wychodził na szlak. Zawsze wychodził wcześniej, żeby porobić wystarczającą ilość śladów, a później, czekając na nadejście grupy, popijał kawę z termosu. Dzisiaj zapomniał wszystkiego. Czy to przez ich kłótnię? Karolina wszystkim się chwaliła drugą rocznicą, a dla niego wciąż był to niezobowiązujący związek. Nawet nie usunął swojego konta z portali randkowych.
- Kurwa, źle się dzieje. Bekniemy za to – zaczął mamrotać Wiktor. – Spinamy ich liną i schodzimy.
Przybierający na sile wiatr sprawił, że uczestnicy grupy potulnie pozwolili wpiąć linę w swoje uprzęże.
- Wiktor, wystarczy, że jeden poleci… - drżącym głosem odezwała się Karolina.
- Nikt nie poleci, to ich uchroni przed zabłądzeniem – zaprotestował Wiktor.
Dojście do pierwszego dupozjazdu w nadciągającej zamieci zajęło im pół godziny. Wiktor kazał zjechać najpierw Karolinie, a później co pół minuty zsyłał po zboczu kolejne osoby. Uczestnicy w milczeniu zjeżdżali na swoich pośladkach stromym zboczem, w wyżłobionym w śniegu przez poprzedników tunelu. Po dziesięciu minutach operacji byli już tylko pół godziny marszu od schroniska. Wiktor pospinał ich znowu liną i ruszyli dalej.
Prezes zaczął śpiewać doniosłym głosem góralską piosenkę.
- Jak panu na głowę spadnie lawina, to nici z kariery piosenkarskiej – uciszył go Wiktor.
Następnego dnia na stronie firmowej znanej firmy browarniczej pojawiły się zdjęcia z imprezy integracyjnej, wraz ze zdjęciem prezesa, pozującego ze swoją nogą w ciżemce obok śladu łapy „Yeti”.
Tydzień później na stronie firmowej grupy, oferującej trekkingi górskie w ramach imprez integracyjnych, pojawiły się czarne banery i notatka: „Wczoraj odszedł nasz kolega, doświadczony alpinista. Zginął w górach, które kochał. Szkoda, że tak wcześnie.”
Od tego dnia slogan „szukanie Yeti”, nabrało innego znaczenia dla Wiktora i Karoliny. Ciała Marka nigdy nie znaleziono.
https://pisarzdowynajecia.com

Klątwa Yeti /opowiadanie

2
Myślałam, że opowiadanie zacznie się rozwijać, a ono się skończyło. Po wstępie jest zakończenie. W Twoim tekście brak jest akcji w sensie nadawanym temu słowu w utworach literackich. Jest kilka sytuacji, jak w życiu: grupa turystów w górach, przewodnicy, ktoś się ubrał nieodpowiednio, ktoś domaga się czegoś ponad program, przewodnicy mają swoje kłopoty, które muszą ukrywać przed grupą... Z tego można zbudować opowiadanie, ale zabrakło tu ciągu zdarzeń budujących napięcie, prowadzących do jakiegoś punktu kulminacyjnego, do nagłego zwrotu akcji i później do zakończenia.
Do tego, nie bardzo rozumiem "klątwę Yeti". Właściwie nie wiadomo, co to za klątwa. Czy akcja rozgrywa się w polskich górach? Jeśli tak, to Yeti jest postacią czysto umowną, zabawę w jego tropienie można zaserwować uczestnikom spotkania integracyjnego i czekać, co z tego wyniknie. A niedźwiedź, to inna sprawa: może być sfingowany, może być jak najbardziej prawdziwy i tu pojawia się możliwość nieporozumień i zaskoczenia. Wszystko jest do rozegrania. Tymczasem u Ciebie mamy sprowadzanie turystów do schroniska (bo śnieg, bo zmrok) i to wszystko. Wiadomość o śmierci Marka jest mechanicznie przyklejona do wcześniejszej akcji. Z faktu, że facet nie stawił się w pracy, wcale nie wynika, że nie żyje, nawet jego żona nie bierze tego po uwagę, a co więcej, nieobecność owego Marka nie powoduje żadnych komplikacji - a powinna, żeby ta postać w ogóle miała jakiekolwiek znaczenie.
Tak więc, jeśli chodzi o fabułę i akcję - potrzebne byłyby duże zmiany.

I jeszcze jedno: skoro "ciała Marka nigdy nie znaleziono" to skąd ten nekrolog? Czy ktoś był świadkiem, jak Marek spadał w przepaść? Do tego, zginął chyba sześć dni po imprezie, którą opisujesz.

CDN.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Klątwa Yeti /opowiadanie

3
Rubia pisze: Z faktu, że facet nie stawił się w pracy, wcale nie wynika, że nie żyje, nawet jego żona nie bierze tego po uwagę, a co więcej, nieobecność owego Marka nie powoduje żadnych komplikacji - a powinna, żeby ta postać w ogóle miała jakiekolwiek znaczenie.
Rubia, Marek to facet przebrany za Yeti, któy zostawił wspomniane ślady, a więc stawil się w pracy i był kilkaset metrów wyżej od turystów. Karolina chce mu iść na pomoc, ale nie może opuścić grupy. Zabawa w Yeti nie nastapiłą z powodu załamania pogody. Natomiast zgodzę się, że mogłam dodać trochę więcej akcji. Plus wymazać słowo "wczoraj" z notatki na stronie internetowej. Z ciałem w górach jest tak, że jak się nie znajdzie go po iluś tam dniach poszukiwan, to raczej automatycznie ogłasza się zgon.
https://pisarzdowynajecia.com

Klątwa Yeti /opowiadanie

5
katamorion pisze: - Wracamy! Zaraz załamie się pogoda – zadecydował Wiktor.
- Jak to? – Zaprotestował jeden z turystów,

Też się zastanawiam, jak to.
Pogoda może się "zmienic", "zepsuc", etc.
"Zalamanie" pogody jest terminem używanym w oficjalnych komunikatach, meteorologicznych lub powypadkowych. Zwykli ludzie szwendajacy się po górach tak nie mówią.

Chyba, że pogoda ma psychikę i powinna trafić do specjalisty ;-)

Druga rzecz, która mnie ujęła, to zakończenie:
Tydzień później na stronie firmowej grupy, oferującej trekkingi górskie w ramach imprez integracyjnych, pojawiły się czarne banery i notatka: „Wczoraj odszedł nasz kolega, doświadczony alpinista. Zginął w górach, które kochał. Szkoda, że tak wcześnie.”
Co poeta chciał powiedzieć, mogę się tylko domyśląc, co powiedział, to inna para kaloszy.
Poecie wyszło, że deprymujacy jest nie fakt śmierci marka, tylko jej pora.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Klątwa Yeti /opowiadanie

6
ravva pisze: Co poeta chciał powiedzieć, mogę się tylko domyśląc, co powiedział, to inna para kaloszy.
Poecie wyszło, że deprymujacy jest nie fakt śmierci marka, tylko jej pora.
Każdy taternik, czy alpinista, chce umrzeć w góach, a nie w łóżku. Przynajmniej większość.

Added in 1 minute 48 seconds:
ravva pisze: "Zalamanie" pogody jest terminem używanym w oficjalnych komunikatach, meteorologicznych lub powypadkowych. Zwykli ludzie szwendajacy się po górach tak nie mówią.
Wiktor zwraca się do grupy, więc raczej ma prawo używać ogólnie zrozumiałych sformułowań.
https://pisarzdowynajecia.com

Klątwa Yeti /opowiadanie

7
katamorion pisze:Każdy taternik, czy alpinista, chce umrzeć w góach, a nie w łóżku. Przynajmniej wiekszosc.
Acha, a każdy strażak chce umrzeć w ogniu, a każdy nauczyciel w szkole.
Umieranie w łóżku jest passé.
:roll:
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Klątwa Yeti /opowiadanie

9
Katamorion, ja wiem, że Marek to ten facet od Yeti, tyle tylko, że z tego nic nie wynika dla akcji. Dlaczego nie zbudowałaś fabuły wokół tego, że oni jednak zaczynają się bawić w to poszukiwanie Yeti? Mogliby się jakoś kolejno eliminować z tej zabawy, i byłoby napięcie, i opowiadanie wciągnęłoby czytelnika.

A z tą śmiercią - to nie całkiem tak. Ciało męża mojej przyjaciółki odnaleziono w Tatrach pół roku po wypadku i on przez ten czas jednak nie został uznany za zmarłego. Przecież to prosta droga do różnych działań nie całkiem legalnych: poprosić kolegę, żeby zeznał, że widział delikwenta spadającego w przepaść i już można żyć swobodnie w Hiszpanii, zostawiając żonie kredyt we frankach do spłacenia.

I jeszcze przy okazji: rozumiem, że facet mógł mieć na nogach pantofle od garnituru, nawet lakierki. Ale, na litość, nie ciżemki! Musiałby być albo niespełna rozumu, albo należeć do średniowiecznej grupy rekonstrukcyjnej.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Klątwa Yeti /opowiadanie

10
ravva pisze: Acha, a każdy strażak chce umrzeć w ogniu, a każdy nauczyciel w szkole.
Umieranie w łóżku jest passé.
jednakowoż nie dla żigolaków
:shock:
katamorion pisze: Swego czasu miałam kontakt z tym środowiskiem i nasłuchałam się wypowiedzi, typu - cytuję: "Jak już będę stary, to pójdę w takie góry, z których już nie wrócę."
tylko, że to taki sam, polany winem, bełkot jak wypowiedzi gimbazy typu: jak dorosnę, to będę miał willę z basenem i coś tam :twisted:

szał jest nieobecny, cdn

Klątwa Yeti /opowiadanie

12
ravva pisze: Acha, a każdy strażak chce umrzeć w ogniu, a każdy nauczyciel w szkole.
Umieranie w łóżku jest passé.
:roll:
Cholera, Smoke mnie wyprzedził:/
Każdy jebaka chce umrzeć w łóżku. Umieranie w łóżku nie jest passe:)
http://sjp.pl/jebak

Co do samej wyżej zamieszczonej miniatury to uwagę moją zatrzymały 'biurowe obuwie' Nie znam się na biurowej modzie/stylu stąd moje zakłopotanie:)

Klątwa Yeti /opowiadanie

14
katamorion pisze: - Jak to? – Zaprotestował jeden z turystów, ślizgając się po śniegu w swoich skórzanych półbutach. –
jeśli dla utrzymania rytmiki potrzeba jakiegoś słowa, to nie trzeba wstawiać bezsensownego atrybutu - w cudzych miał się ślizgać? a może w za mszowych?
katamorion pisze: - Nie misia, tylko Yeti – przerwała mu druga turystka, dla odmiany ubrana w kompletny ekwipunek górski. Miałą na sobie drogą kurtkę z goreteksu, spodnie z goreteksu, stuptuty, buty za kostkę, do których dało się przyczepić raki, a pod spodem wszystkie przepisowe warstwy odzieży.
ok, nie wiemy kiedy dzieje się akcja, parę lat temu goreteks był drogi, dziś już nie jest materiałem elitarnym, więc jeśli akcja jest powiedzmy z ostatnich pięciu lat, to podkreślenie przygotowania przez władowanie kasy jest kulawe, ale to małe piwo, dalej jest już błąd krytyczny, na poziomie podstawówki - rentgen w oczach narratora, przypadkowy rentgen

dalej jest coś nie tak z dialogiem, laska poprawia (tylko) gościa w półbutach, a Wiktor protestuje (lecz nie przeciw poprawie, a tak w ogóle), on wcześniej oznajmił decyzję, więc nie mógł teraz protestować, bo i przecież protestował półbut (jeden więc powinien podtrzymywać, bronić, drugi może protestować), no i niedozwolone powtórzenie w didaskaliach
katamorion pisze: - Proszę bardzo – odpowiedział Wiktor. Wiedział doskonale, że w tym miejscu nie ma już zasięgu i kontakt ze światem można uzyskać tylko drogą radiową.
do rozważenia czy owo już nie sugeruje, że kiedyś zasięg był, a teraz już nie ma (czy nie powinno być: w tym miejscu już nie ma)
katamorion pisze: Facet w biurowym obuwiu ostentacyjnie wyjął najnowszy model telefonu.
drewno
katamorion pisze: Wszyscy uczestnicy dwudziestoosobowej grupy zaczęli grzebać w swoich plecakach i po kieszeniach, wyciągając własne komórki. W tym zamieszaniu Wiktor podszedł do drugiej przewodniczki.
do rozważenia- czy można być uczestnikiem grupy? pewne natomiast jest zbędne: własne
katamorion pisze: - Nie możesz opuścić grupy. I tak według przepisów jest nas za mało, żeby obsługiwać taką liczbę osób.
świetny przykład fatalnego drewna w dialogu: jak dwójka zawodowców może operować takim sztywnym bełkotem w takiej chwili, już nie mówię, że trzeba dać jakieś określenia środowiskowe/branżowe, ale to jest jakby wprost copy/paste z jakiegoś raportu
katamorion pisze: - Najlepsze zdjęcia wrzucimy na naszą stronę – entuzjazmował się ich prezes.
muszę coś mówić?
katamorion pisze: - Kurwa, źle się dzieje. Bekniemy za to – zaczął mamrotać Wiktor. – Spinamy ich liną i schodzimy.
Przybierający na sile wiatr sprawił, że uczestnicy grupy potulnie pozwolili wpiąć linę w swoje uprzęże.
o, pierwsza linijka już nie sztywna jest, ale potem drewno straszne: suchy komunikat (jak z IMGW), przed chwilą dopiero co tak wierzgali, a teraz nagle są potulni, ok, w górach sytuacja potrafi być dynamiczna, ale to nie zwalnia autora z obowiązku oddania tej dynamiki
katamorion pisze: Uczestnicy w milczeniu zjeżdżali na swoich pośladkach stromym zboczem, w wyżłobionym w śniegu przez poprzedników tunelu.
jedno lub trzy słowa zbędne, do wyboru
katamorion pisze: Prezes zaczął śpiewać doniosłym głosem góralską piosenkę.
no to w końcu jest ten wiater i zamieć czy nie? koniecznie chcesz oddać buractwo gościa i na siłę wymyślasz jodłowanie w początkach zamieci? ja tego nie kupuję
katamorion pisze: Następnego dnia na stronie firmowej znanej firmy browarniczej pojawiły się zdjęcia z imprezy integracyjnej, wraz ze zdjęciem prezesa, pozującego ze swoją nogą w ciżemce obok śladu łapy „Yeti”.
pogrubienie - to już zaczyna być nudne, poza tym lepiej unikać zlepków przymiotników i rzeczowników i dać: na firmowej stronie znanej firmy - a tak w ogóle to firmowa strona firmy - ubóstwo, ech w ogóle skasować "firmowej" - nie trzeba dookreślać takich rzeczy
katamorion pisze: Tydzień później na stronie firmowej grupy, oferującej trekkingi górskie w ramach imprez integracyjnych, pojawiły się czarne banery i notatka: „Wczoraj odszedł nasz kolega, doświadczony alpinista. Zginął w górach, które kochał. Szkoda, że tak wcześnie.”
Od tego dnia slogan „szukanie Yeti”, nabrało innego znaczenia dla Wiktora i Karoliny. Ciała Marka nigdy nie znaleziono.
zaś "firmowej", poza tym "strona firmowa grupy"? i dalej drewno wyjaśniające czym się w ramach czego zajmowali, strasznie toporne

uznanie zaginionego za zmarłego wymaga decyzji sądu, to trwa latami i w ogóle to tak średnio bez żadnych twardych przesłanek stwierdzać, bo rodzina, bo może wyszedł do kiosku po papierosy, mało to takich historii? ale niech to nie będzie przedmiotem dyskusji, poza tym tak sobie na skróty to opisałaś, takie w zasadzie zawiązanie niby fabuły w ostatniej linijce,
i jeśli czarne banery miały korespondować z nogą prezesa - to nieudolnie to wyszło, bardzo tanio

podsumowanie: text mocno niedopracowany, chaotyczny, rządzi w nim przypadkowość, a błędy są elementarne, schematyczne. przerysowane postacie (prezes), w ogóle brak klimatu, dramaturgii i lekkości w opisywaniu zachowań i sytuacji potencjalnie się do tego nadających, fabuły nie ma, najpierw są półbuty potem nagle okazuje się, że ginie przewodnik, cóż, słabizna, trzeba mniej łopatologicznie, a za to więcej redakcyjnie, postaraj się. 2/10
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”