"Odkrycie" [science-fiction] - część pierwsza

16

Latest post of the previous page:

Der_SpeeDer pisze:
Swoją drogą, miałem nadzieję, że chociaż ty skreślisz jakiś komentarz pod tymi dwoma dużo późniejszymi, wybranymi przeze mnie kawałkami "Wilczego stada".
Jakieś przeoczyłem? Cóż, ja to czasem mam tak, że mnie inna rzecz przyciąga i pisanie oraz wszystko z nim związane na jakiś czas porzucam, a że potem nie ma czasu na nadrabianie zaległości, to się staram w temat na bieżąco wchodzić (niegrzeczne to może, ale w internetach można).
Der_SpeeDer pisze: Broń laserowa nie może strzelać pociskami.
Ogólnie to już samo strzelanie wiązką lasera nie jest zbyt szczęśliwym pomysłem, wszak to tylko światło, jeszcze w jakieś lustro trafi :P.

A co do epickości, to wydaje mi się, że często zapominasz, jak mało wie czytelnik w stosunku do autora. Szczegółowe opisy są ok, ale jeżeli dotyczą czynności/postaci która akurat czytelnikowi nie podpasała, to będą go odrzucać. Czasem, jeżeli ciekawi go co innego, przebrnie przez takie "chaszcze", śledząc "smakowite kąski". Ok, jako autor znasz wszystkie postacie, wiesz które są interesujące, które nie (zresztą, ponownie jest ich zbyt wiele), ale czytelnik ani tej wiedzy, ani postawy nie ma. Więc jak przez pewien czas nic go nie zainteresuje, dlaczego miałby brnąć dalej?
Wiadomo, każdy szuka czegoś innego, a jak mówisz, masz różne komentarze. Też ok, ale jak na 10 osób, 8 mówi, że coś tam im nie gra, a pozostałe 2 się zachwycają, to już tylko od ciebie zależy, czy poprzestaniesz na tych 2, czy spróbujesz zrobić coś, by część z tych 8 przestała marudzić.
Chętnie zobaczyłbym w twoim wykonaniu coś nie militarnego, ewentualnie militarnego, ale z przymrużeniem oka (może nie aż "Kapitana Bombę", ale coś na luzie).
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

"Odkrycie" [science-fiction] - część pierwsza

17
DAF pisze:Czy to było górnolotne? Być może (choć szczerze wątpię:).
Chcesz mi wmówić, że przykładowo to zdanie - "Wiązka lasera przeorała ramię obcego, pstrząc aseptyczną biel korytarza pióropuszem zielonkawej krwi" - nie jest górnolotne? I jeszcze inne określenia, niepasujące do stylistyki tekstu - te sformułowania o "cielskach" i tym podobnych, jak gdyby walczyli tutaj z prawdziwymi smokami, a nie z przedstawicielami zwyczajnej, humanoidalnej rasy (tyle, że opętanymi), to jak "poczęli wstawać", ten wypełniający przestrzeń szkarłat...

Na podstawie tego, co piszesz, odnoszę coraz silniejsze wrażenie, że idzie tu nie tyle o "suchość" czy "drętwotę", a po prostu o stylistyczną ascezę. No, to może coś w tym stylu:
"Srebrzyste pola pakiru ciągnęły się od horyzontu po horyzont i zdawały się nie mieć końca. Sporych rozmiarów, agrokulturowa farma, wyglądała na ich tle jak samotna wyspa pośrodku bezkresnego morza. Obrazu ogromnego akwenu dopełniał wiatr, wprawiający pakir w falowanie, oraz żniwiarka, przemierzająca pola zbóż na podobieństwo prującego fale wód statku."
(też oderwane od konwencji, bo pochodzące z innego utworu)
DAF pisze:mógłbyś poświęcić chwilę czasu na analizę co poszło nie tak
Zawsze staram się dokonywać takiej analizy, tylko że to nie jest proste. To nie pisarskie przedszkole, gdzie uczyłbym się jeszcze, do czego w ogóle służą poszczególne środki stylistyczne albo innych elementarnych rzeczy. Przyzwyczaiłem się już do tego, że moje wypociny podobają się osobom, które zdecydują się je przeczytać (w tym osobom dorosłym, wykształconym, które same setki - jeśli nie tysiące - książek przeczytały), a po wizycie na Weryfikatorium czuję się, jakbym z ogólniaka przeniósł się na studia.


Namrasit pisze: Jakieś przeoczyłem?
Nooo, te w TYM temacie.
Namrasit pisze: Ogólnie to już samo strzelanie wiązką lasera nie jest zbyt szczęśliwym pomysłem, wszak to tylko światło, jeszcze w jakieś lustro trafi
Jeżeli to bojowy laser, tnący futurystyczne stopy metali, lustro nie wytrzyma takiego poboru energii cieplnej :P .
Namrasit pisze:Wiadomo, każdy szuka czegoś innego, a jak mówisz, masz różne komentarze. Też ok, ale jak na 10 osób, 8 mówi, że coś tam im nie gra, a pozostałe 2 się zachwycają, to już tylko od ciebie zależy, czy poprzestaniesz na tych 2, czy spróbujesz zrobić coś, by część z tych 8 przestała marudzić.
Staram się. Kłopot w tym, że kilkakrotnie miałem już takie sytuacje, że jak dogadzałem tym, co marudzą, wtedy ci, co się wcześniej zachwycali, zaczynali marudzić.
Namrasit pisze: Chętnie zobaczyłbym w twoim wykonaniu coś nie militarnego, ewentualnie militarnego, ale z przymrużeniem oka (może nie aż "Kapitana Bombę", ale coś na luzie).
Mógłbym pokazać coś z cywilnego wątku w "Niebie i piekle", ale postanowiłem sobie, że nie będę już nigdzie wlepiał tej powieści, odkąd narobiłem sobie nadziei, że może jednak kiedyś ją wydam.
Jest jeszcze zawieszone opowiadanie "Echo", które rozgrywa się w tym samym uniwersum, ale w zamierzeniu miało być horrorem science-fiction. Rzecz dzieje się w pilnie strzeżonym ośrodku badawczym, ale głównym bohaterem jest nie żołnierz, tylko agent śledczy.

"Odkrycie" [science-fiction] - część pierwsza

19
Der_SpeeDer pisze: Możemy zresztą dla ułatwienia dokonać jakiegoś rozbioru fragmentu sceny akcji, jaką powyżej rozpisałem.
Możemy dokonać takiego rozbioru chociaż nie wiem, czy to Ci coś ułatwi ;)

I.
Na tak krótki fragment przypada sporo powtórzeń: najpierw mamy natłok stania, potem strzelania, a w międzyczasie powtarzasz bardzo blisko całą konstrukcję zdania.
Der_SpeeDer pisze:Stał jeszcze przez ułamek sekundy w miejscu, po czym – bez żadnego ostrzeżenia, nie wydając nawet dźwięku – rzucił się na stojącego najbliżej Fuchsa. Marine wciąż stał w osłupieniu i zareagował zbyt późno. Odskoczył do tyłu, ale pazury jaszczura – jaśniejące tym samym błękitnym światłem, co oczy – i tak go dosięgły, trafiając w tors. Noszony przez żołnierza pancerz wspomagany był zbudowany ze stopu atlastalowego, ale szpony gada i tak się przezeń przedarły, pozostawiając cztery równoległe pręgi. Krzyk bólu, jaki wydał z siebie Fuchs, wskazywał, iż pazury przeorały mu klatkę piersiową.
Nie zastanawiając się ani chwili, Marines unieśli broń. Każdy z żołnierzy oddał kilka strzałów, masakrując ciało jaszczura. Sam Sawicki trafił w głowę, odstrzeliwując sporą jej część.
Wstrząs porucznika pogłębił się jeszcze bardziej, gdy stwierdził, że strzały nie zrobiły na obcym żadnego wrażenia. Jaszczur ponownie doskoczył do Fuchsa, który, opanowując ból, nabrał dystansu i uniósł już broń do strzału. Sorevianin jednak natychmiast wytrącił mu z rąk karabin i zadał mu kolejny cios szponami, który Marine w ostatniej chwili zablokował. Chase, McGruder i Poulsson strzelali, ale obcy nie reagował i właśnie przezwyciężał opór Fuchsa.
W akcie desperacji Sawicki zmienił tryb prowadzenia ognia w karabinie z pulsacyjnego na falę ciągłą – i przytrzymał wciśnięty spust, mierząc w nasadę ramienia obcego. Liliowa wiązka lasera gładko odcięła kończynę, która wylądowała na podłodze.
Jaszczur nadal jednak się poruszał, więc Jerzy – a także pozostali Marines, idący za jego przykładem – zaczął dosłownie ciąć napastnika na kawałki. Obcy stracił drugą kończynę i głowę, a kiedy Fuchs kopnięciem odrzucił go od siebie, McGruder przeciął tors Sorevianina na pół. Nie było to łatwe, ze względu na chroniący jaszczura kombinezon, ale ostatecznie jego zmasakrowane ciało znieruchomiało na podłodze. Emanowana przez nie poświata także zanikła.
II
Dużo również imiesłowów, w tym biernych (noszona, emanowany), których lepiej używać z rozwagą. One tutaj nie obrazują, one „dotłumaczają”, więc w tym przypadku spowalniają.
Der_SpeeDer pisze:Stał jeszcze przez ułamek sekundy w miejscu, po czym – bez żadnego ostrzeżenia, nie wydając nawet dźwięku – rzucił się na stojącego najbliżej Fuchsa. Marine wciąż stał w osłupieniu i zareagował zbyt późno. Odskoczył do tyłu, ale pazury jaszczura – jaśniejące tym samym błękitnym światłem, co oczy – i tak go dosięgły, trafiając w tors. Noszony przez żołnierza pancerz wspomagany był zbudowany ze stopu atlastalowego, ale szpony gada i tak się przezeń przedarły, pozostawiając cztery równoległe pręgi. Krzyk bólu, jaki wydał z siebie Fuchs, wskazywał, iż pazury przeorały mu klatkę piersiową.
Nie zastanawiając się ani chwili, Marines unieśli broń. Każdy z żołnierzy oddał kilka strzałów, masakrując ciało jaszczura. Sam Sawicki trafił w głowę, odstrzeliwując sporą jej część.
Wstrząs porucznika pogłębił się jeszcze bardziej, gdy stwierdził, że strzały nie zrobiły na obcym żadnego wrażenia. Jaszczur ponownie doskoczył do Fuchsa, który, opanowując ból, nabrał dystansu i uniósł już broń do strzału. Sorevianin jednak natychmiast wytrącił mu z rąk karabin i zadał mu kolejny cios szponami, który Marine w ostatniej chwili zablokował. Chase, McGruder i Poulsson strzelali, ale obcy nie reagował i właśnie przezwyciężał opór Fuchsa.
W akcie desperacji Sawicki zmienił tryb prowadzenia ognia w karabinie z pulsacyjnego na falę ciągłą – i przytrzymał wciśnięty spust, mierząc w nasadę ramienia obcego. Liliowa wiązka lasera gładko odcięła kończynę, która wylądowała na podłodze.
Jaszczur nadal jednak się poruszał, więc Jerzy – a także pozostali Marines, idący za jego przykładem – zaczął dosłownie ciąć napastnika na kawałki. Obcy stracił drugą kończynę i głowę, a kiedy Fuchs kopnięciem odrzucił go od siebie, McGruder przeciął tors Sorevianina na pół. Nie było to łatwe, ze względu na chroniący jaszczura kombinezon, ale ostatecznie jego zmasakrowane ciało znieruchomiało na podłodze. Emanowana przez nie poświata także zanikła.
III
Stosujesz dużo wtrąceń (sprawdziłam robisz to w całym tekście – maniera?), a to wytrąca czytelnika z rytmu czytania, wybija z akcji. Myślnik to mocny znak przystankowy.


IV
I fragment zdanie po zdaniu:
Der_SpeeDer pisze:Stał jeszcze przez ułamek sekundy w miejscu [1], po czym – bez żadnego [2] ostrzeżenia, nie wydając nawet dźwięku – [3] rzucił się na stojącego najbliżej [4] Fuchsa. Marine wciąż stał w osłupieniu [5] i zareagował zbyt późno. Odskoczył do tyłu, ale pazury jaszczura – jaśniejące tym samym błękitnym światłem, co oczy [6] – i tak go dosięgły, trafiając w tors. Noszony przez żołnierza pancerz wspomagany był zbudowany [7] ze stopu atlastalowego, ale szpony gada i tak się przezeń przedarły, pozostawiając cztery równoległe pręgi. Krzyk bólu, jaki wydał z siebie Fuchs, [8] wskazywał, [9] iż pazury przeorały mu klatkę piersiową.
[1] Stać w miejscu to związek frazeologiczny, który w tym kontekście IMO nie do końca pasuje. Może nieruchomo?
[2] Podkreślone zbędne.
[3] To wtrącenie można załatwić przecinkami.
[4] Czy ta informacja jest nam absolutnie potrzebna? Z wcześniejszego fragmentu wynika, że nie stali jakoś szczególnie rozproszeni i daleko od jaszczura.
[5] No już wiemy, że stał (wiemy to nawet z wcześniejszych fragmentów), dopowiadasz tylko, że w osłupieniu, można to załatwić przymiotnikiem: zaskoczony marine, osłupiały marine
[6] Sprawdziłam, wcześniej napisałeś już, że poświata sączyła się ze zwłok, w domyśle całych, więc IMO wtrącenie do usunięcia.
[7] Tutaj nie wiem, czy pancerz „wspomagany był”, czy „był zbudowany”. A jeśli mam wyobrazić sobie coś super-hiper-mega, to przydałoby się jakoś nakierować wyobraźnie: z twardej / mocnej / wytrzymałej altastali?
[8] Nie można prościej i mniej górnolotnie? Po prostu: krzyknął z bólu.
[9] Jak rozumiem, był to krzyk specjalnie wskazujący na pierś, czy w przypadku brzucha byłby inny?

Osobna kwestia to te trzy zdania:
Der_SpeeDer pisze:Odskoczył do tyłu, ale pazury jaszczura – jaśniejące tym samym błękitnym światłem, co oczy – i tak go dosięgły, trafiając w tors. Noszony przez żołnierza pancerz wspomagany był zbudowany ze stopu atlastalowego, ale szpony gada i tak się przezeń przedarły, pozostawiając cztery równoległe pręgi. Krzyk bólu, jaki wydał z siebie Fuchs, wskazywał, iż pazury przeorały mu klatkę piersiową.
Są właściwie o tym samym: informują, że Fuchs oberwał. Zakładam, że chciałeś uzyskać efekt stopniowania, ale już w pierwszym zdaniu streściłeś dwa kolejne (trafiając w tors). Czy jesteś również pewien, że to były pręgi, a nie bruzdy, skoro pazury przeorały?


Zupełnie inną sprawą - i dotyczącą całego tekstu - jest punkt narracji, z którego piszesz. Nie wiem, czy to jest narrator wszechwiedzący, czy punkt widzenia jest przy którejś postaci, bo z tym skaczesz: raz mi się wydawało, że opowiadasz Sawickim, potem, że jednak Jerzym i tak dalej. To powinno być dookreślone, a jeśli chcesz zmieniać punkt widzenia, to czytelnik nie powinien się w tym gubić.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

"Odkrycie" [science-fiction] - część pierwsza

20
Aktegev pisze:Na tak krótki fragment przypada sporo powtórzeń: najpierw mamy natłok stania, potem strzelania, a w międzyczasie powtarzasz bardzo blisko całą konstrukcję zdania.
Powtórzenia to osobna w moich wypocinach kwestia, wielce cierpiętnicza...
Aktegev pisze:Dużo również imiesłowów, w tym biernych (noszona, emanowany), których lepiej używać z rozwagą. One tutaj nie obrazują, one „dotłumaczają”, więc w tym przypadku spowalniają.
Idea, żeby imiesłowy dotłumaczały i spowalniały, jest dla mnie zupełnie nowa. Jest to mimo wszystko sposób, żeby uniknąć rozbijania tekstu na mnóstwo króciutkich zdań, poświęcanych każdemu szczegółowi z osobna.
Aktegev pisze:Stać w miejscu to związek frazeologiczny, który w tym kontekście IMO nie do końca pasuje. Może nieruchomo?
Szczerze mówiąc, nie widzę większej różnicy.
Aktegev pisze:Podkreślone zbędne.
Bo ja wiem? W moim zamierzeniu, dodanie tego słówka miało podkreślić (podobnie jak wzmianka o niewydawaniu dźwięku), że działa toto jak automat. Nawet nie jak stereotypowy zombie (bo nie wyje ani nie warczy - ot, milczy), po prostu jakby był zaprogramowany.
Aktegev pisze:To wtrącenie można załatwić przecinkami.
Nie za długie na przecinki? Wtedy się zaciera granica, gdzie wtrącenie się zaczyna, a gdzie kończy.
Aktegev pisze:Sprawdziłam, wcześniej napisałeś już, że poświata sączyła się ze zwłok, w domyśle całych, więc IMO wtrącenie do usunięcia.
Tu się może nieprecyzyjnie wyjaśniłem. Zwłoki jako całość emanowały poświatą, ale pewne części ciała - jak oczy czy pazury - wydzielały bardziej intensywną poświatę. To, że "energia" animująca ciało skupiła się akurat w pazurach, ma znaczenie dla fabuły, że tak powiem.
Aktegev pisze:Tutaj nie wiem, czy pancerz „wspomagany był”, czy „był zbudowany”. A jeśli mam wyobrazić sobie coś super-hiper-mega, to przydałoby się jakoś nakierować wyobraźnie: z twardej / mocnej / wytrzymałej altastali?
To ty nie wiesz, co to jest "pancerz wspomagany"? Nie może być "wspomagany był", bo "wspomagany" ewidentnie jest częścią innego wyrażenia. A jeśli chodzi o nakierowanie wyobraźni, to wydawało mi się, że kontekst jest dostatecznie jasny.
Aktegev pisze:Jak rozumiem, był to krzyk specjalnie wskazujący na pierś, czy w przypadku brzucha byłby inny?
Nie o to chodzi. Chodzi o to, że ten pancerz ma mimo wszystko określoną grubość i pazury mogły go uszkodzić, ale niekoniecznie musiały się przedrzeć aż do ciała użytkownika (szczególnie, jeśli ten przed chwilą próbował uskoczyć poza zasięg ciosu). W tym wypadku się przedarły. Stąd zresztą to sformułowanie o tym, na co wskazuje krzyk Fuchsa - krzyknął, znaczy oberwał bezpośrednio. Nie krzyknąłby - wtedy by oznaczało, że poszło tylko po pancerzu.
Aktegev pisze:Są właściwie o tym samym: informują, że Fuchs oberwał. Zakładam, że chciałeś uzyskać efekt stopniowania, ale już w pierwszym zdaniu streściłeś dwa kolejne (trafiając w tors).
Nie o efekt stopniowania idzie, tylko o odmienną funkcję poszczególnych zdań z osobna. W pierwszym chodzi o sam fakt, że Fuchs nie zdołał uniknąć ciosu i został trafiony. W drugim idzie o to, że choć pancerz jest wykonany z nadzwyczaj trwałego materiału, został przebity - i to pazurami (co nie jest normalne, bo przecież pazury jaszczurów są za słabe, żeby tak po prostu przeciąć metal). W trzecim chodzi o to, że cięcie okazało się na tyle głębokie, że dosięgło ciała Fuchsa i raniło go bezpośrednio - znaczy, tym bardziej nic mu nie dał ten unik do tyłu.
Aktegev pisze:Czy jesteś również pewien, że to były pręgi, a nie bruzdy, skoro pazury przeorały?
Mogą być i bruzdy...
Aktegev pisze:Zupełnie inną sprawą - i dotyczącą całego tekstu - jest punkt narracji, z którego piszesz. Nie wiem, czy to jest narrator wszechwiedzący, czy punkt widzenia jest przy którejś postaci, bo z tym skaczesz: raz mi się wydawało, że opowiadasz Sawickim, potem, że jednak Jerzym i tak dalej. To powinno być dookreślone, a jeśli chcesz zmieniać punkt widzenia, to czytelnik nie powinien się w tym gubić.
Sawicki i Jerzy to jedna i ta sama osoba.

No, dobra... czyli wygląda na to, że rzeczywiście przyjdzie mi następnym razem postawić na minimalizm.

"Odkrycie" [science-fiction] - część pierwsza

21
Der_SpeeDer pisze:Sawicki i Jerzy to jedna i ta sama osoba.
To cofam - czytałam w tempie ekspresowym i, jak widać, gdzieś umknęło ;)

Co do reszty, zastanów się dlaczego, to co zostało napisane, nie jest odbierane przez czytelnika (mniej więcej) tak jak chciałeś. Bo wygląda, że nie jestem odosobnionym przypadkiem.

Powodzenia z kolejnym tekstem :)
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

"Odkrycie" [science-fiction] - część pierwsza

22
Chyba powinienem przeprosić za swoje zachowanie w tym temacie. Ktoś mógłby odnieść wrażenie, że nie mam sobie nic do zarzucenia jako pisarz - czy raczej "pisarzyna" - ale zapewniam, że choć się wykłócam i staram bronić własnych racji, to jednak biorę zawsze pod uwagę to, co pisze kto inny.

Poza tym, moje nastawienie wynika w dużej mierze ze zwykłej frustracji. Człowiek pisze już trochę czasu, nasłuchał się różnych pozytywnych opinii i już mu się wydaje, że relatywnie niewiele mu brakuje, żeby przejść do pisania "na poważnie". A tutaj się okazuje, że jeszcze to jest źle, to jest źle, tamto jest źle. Nigdy nie uważałem własnej pisaniny za doskonałą (gdyby taka była, robiłaby furorę w sieci, gdzie bym jej nie pokazał, natomiast... no, czytać jest czytana, podobać się podoba, ale nie tak wielu osobom, jak bym tego chciał) i zdawałem sobie sprawę, że wymaga dopracowania - mam nawet świadomość co istotniejszych słabości (te nieszczęsne postaci...). Po prostu nie bardzo wiedziałem, jak wiele wypada mi jeszcze zmienić.
Przepraszam, jeśli ktoś odczuł, że wyładowałem na nim rzeczoną frustrację.

I dziękuję (w końcu - bo dotąd tego nie powiedziałem!) wszystkim osobom, które zdecydowały się wyrazić opinię na temat moich wypocin. W szczególności tym, które zabrały się za to w sposób szczegółowy. No i za komentarz Navajero - bardzo chciałem, aby na moją pisaninę rzucił okiem pisarz zawodowy.
Aczkolwiek koncept "obcinania" z narracji czego tylko się da, nadal wydaje mi się jakąś herezją... Zwłaszcza jeśli mieć na względzie świadomość, iż osobiście czytałem wiele wydanych drukiem książek, gdzie rzeczona narracja równie zwięzła nie była...

"Odkrycie" [science-fiction] - część pierwsza

23
Der_SpeeDer, nie wtrącam się z reguły do dyskusji, które toczą się żywo i bez mojego udziału, więc i do tych nad Twoimi tekstami też się nie wtrącałam, zwłaszcza że proza wojenna, nawet transgalaktyczna, to nie jest gatunek, po który bym chętnie sięgała. Ponieważ jednak Twoje wyjaśnienia do komentarzy są już od nich o wiele dłuższe, a egzegeza intencji i założeń osiągnie chyba niedługo objętość samych tekstów, pozwalam sobie napisać, co następuje:
Wrzucone tu fragmenty (dotyczy to również "Wilczego stada") grzeszą rozwlekłością, i to w dwóch warstwach: koncepcyjnej i językowej. Koncepcyjnej, gdyż stworzyłeś świat, w którym przemyślałeś każdy chyba detal, co - generalnie - jest zaletą. Ale: nie wszystkie szczegóły musisz podawać czytelnikowi. To jest naprawdę całkowicie zbędne, pisać, że kiedy ktoś mówił do żołnierzy, wtedy stał, trzymając się poręczy, która była u góry, a żołnierze, zanim wyszli, najpierw musieli odpiąć pasy, a potem wziąć do ręki broń, natomiast kiedy wyszli z pojazdu, to przykucnęli, trzymając broń gotową do strzału. Oba fragmenty naszpikowane są mnóstwem szczegółów kompletnie nic nie znaczących. Akurat tak się składa, że autor może, a nawet powinien, dysponować rozległą wiedzą o wykreowanym przez siebie świecie, żeby móc swobodnie się w nim poruszać, ale to wcale nie znaczy, że cała ta wiedza powinna trafić do tekstu, zwłaszcza jeśli dotyczy ona sytuacji i zachowań banalnych, najzupełniej podstawowych.
Podobnie sprawa się ma z warstwą językową. Piszesz poprawnie, więc skąd te wskazówki komentatorów, żebyś skracał tekst, albo nawet próby samodzielnego poprawiania akapitów? Stąd, że tekst napisany poprawnym językiem, prawidłowo skonstruowanymi zdaniami podrzędnie złożonymi, może być równocześnie rozwlekły i monotonny. I to jest właśnie Twój przypadek. W warstwie zdarzeniowej - coś się dzieje, w warstwie językowej - prawie tego nie widać, dominuje powolna, rozlewna narracja, niemalże bez zmiany tempa, co dla czytelnika jest nużące. To jest zresztą chyba podstawowy powód braku napięcia, które znakomicie daje się budować nie poprzez zwroty typu "z przerażeniem spostrzegł, że...", ale właśnie przez posługiwanie się zróżnicowaną frazą oraz wprowadzanie mowy pozornie zależnej, której u Ciebie brak.
Kwestia trzecia - to nierozpoznawalni bohaterowie, sprowadzeni do imion i funkcji. Tu oczywiście możesz posłużyć się wyjaśnieniem, że tak jest tylko w tych fragmentach, w całości natomiast mają oni okazję pokazać pełnię swoich osobowości. Dobrze byłoby, gdyby tak się stało, gdyż wyrazistym postaciom chętnie kibicujemy, nawet jeśli teksty nie są wolne od wad.

Nie ma co się frustrować, można natomiast spróbować coś zmienić: wybierz sobie jakiś fragment, sprawdź, ile ma znaków, i postaraj się sprowadzić go do mniejszej objętości, redukując, powiedzmy, o 1/4. A potem powtórz ten zabieg. To był niegdyś najpopularniejszy sposób przyuczania narybku dziennikarskiego do zwięzłości, niezbędnej w tekstach prasowych. Beletrystyka zwykle (poza konkursami na opowiadanie) nie narzuca aż takich ograniczeń objętości, ale zwięzłość warto poćwiczyć, choćby po to, żeby się przekonać, czy tekst rzeczywiście wiele straci, jeśli nada mu się inną, bardziej skondensowaną formę.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

"Odkrycie" [science-fiction] - część pierwsza

24
Rubio,
IMO istotą "nieczytalności" ( nie dałam rady przejść przez całość) tego testu jest narrator, a raczej brak wewnętrznej konstrukcji narracyjnej. Autor nie panuje nad narratorem, to sobie on dryfuje ponad-poza światem przestawionym i bez kontaktu z bohaterami, bo wciąż lata do autora po nowe szczegóły, szczególiki, szczególikisiunie.
Dawno temu mialam takiego instruktora żeglarstwa - w pierwszej lekcji pływania nie odbił nawet od pomostu, a doszedł w szczególowym omawianiu budowy kadłuba do funkcji tylnicy, której na omedze nie było i nigdy nie będzie (jest pawęż). Zamiast pokazać frajdę pływania (akcja) - pokazał nieistniejącą tylnicę.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron