"Wilcze stado"

16

Latest post of the previous page:

Der_SpeeDer, Z zaciekawieniem czytam komentarze pod wrzuconym przez ciebie tekstem. Są bardzo ciekawe, dużo ciekawsze niż sam tekst. Oczywiście go nie przeczytałem, więc odniosę się tylko do komentarzy i może dostanę za to bana albo przynajmniej upomnienie czy coś takiego. Ale w końcu pytasz co robisz źle, więc już wyjaśniam:
Nudzisz straszliwie. Usprawiedliwiasz się tym, że układasz drwa, z których w następnych rozdziałach buchną ogniska, ale to nieprawda, bo to się nie wydarzy. Jestem pewien, że kiedy już dojdziemy do tego co nazywasz "kwestiami dotykającymi istoty człowieczeństwa", czy do burzenia mitów (których wcale nie trzeba burzyć, bo w mit, że na wojnie są źli i dobrzy wierzą tylko ludzie, którzy i tak nie czytają książek), więc kiedy do tego dojdziemy będzie jeszcze gorzej, bo oprócz nudzenia zasypiesz nas trywialnymi bzdurami, które tylko imitują jakąś głębię i na które nikt nie czeka.
Gdybym miał Ci coś poradzić to obejrzenie tego:

a później tego:
Der_SpeeDer pisze: Jeśli chodzi o "Wilcze stado", tutaj główną rolę odgrywa wpływ różnic kulturowych i etnicznych, jak również wspólnej historii, na relacje międzyludzkie
To brzmi jak opis materiału na kolokwium. Jeśli koniecznie chciałbyś opowiadać o czymś takim, to czy nie mógłbyś zmieścić się w jednym opowiadaniu na 40 tys. zzs, zamiast pisać powieść, której i tak nie przeczyta nikt, kto ceni swój czas? Ja piszę średnio 30-35 tys zzs na miesiąc, czasem mniej, a czasem w ogóle nic. Tak naprawdę człowiek nie ma wiele do powiedzenia. Jeśli nie ma się nic do powiedzenia, to po co próbować? A jeśli ma się coś do powiedzenia, to po co nudzić przez kolejne rozdziały, kiedy można to powiedzieć zwięźle?

"Wilcze stado"

17
Widzę że Chabanina w sposób bezpośredni wykazała to, co próbowałem ci przekazać wcześniej.
Der_SpeeDer pisze: Lem zaczął przykładowo swojego "Niezwyciężonego" od spokojnych i niekoniecznie ciekawych scen lądowania tytułowego okrętu, rutynowych operacji załogi temu towarzyszących... a dopiero potem zaczynała się właściwa, dużo ważniejsza część opowieści.
Tylko kiedy to było? Wtedy dla czytelnika to musiało być coś, takie lądowanie na obcej planecie. A dziś? Zapewne dzieci w przedszkolu byłyby w stanie wiele o tym powiedzieć.
Der_SpeeDer pisze: Co, do diabła, robię źle?
Piszesz zbyt "inżyniersko". Taki styl jest dobry dla książek naukowych, gdzie czytelnik przysiada z przygotowany na gimnastykę umysłową. I chyba zapominasz, że czytelnik i tak sobie wszystko wyobraża na swój sposób, a nie tak, jak chciałeś.
Der_SpeeDer pisze: Przywykłem do tego, że jeśli dany autor pisze w określonej tematyce, jest to z reguły tematyka, na której się zna i w związku z tym operuje w opowiadaniu fachową terminologią z danej dziedziny.
Takie utwory nazywamy literaturą fachową, wiesz, wzory, różniczki, hipotezy, twierdzenia. Niektórzy nawet to lubią... jakiś 1% może...
Der_SpeeDer pisze: Poza tym, czy kropki w dialogach naprawdę mają aż takie znaczenie, żeby od razu mówić o pisaniu "wbrew zasadom"?
Da radę bez nich żyć, ale pamiętaj, że czytelnik, zanim przyzwyczai się do tego stanu, najpierw wytknie ci błąd (większość bardzo lubi wytykać błędy innych np.ja :D).

A tak na koniec, to najważniejsze, by być wytrwałym w tym, co chce się osiągnąć. Być może to my, krytykańci mamy rację, ale historia pokazuje, że czasami, koniec końców, bywa wręcz odwrotnie.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

"Wilcze stado"

18
Harrisona na przykład nie przeczytałem jeszcze niczego.
Poczytaj koniecznie, pisze w konwencji, która powinna Cię zainteresować. W końcu warto uczyć się od mistrzów.
ale to wcale nie tak, że nie robię absolutnie nic w tym kierunku.
Ależ nie musisz. Podałem ich tylko dla zobrazowania pewnego podziału i istniejących kierunków.
że na wojnie tak naprawdę nie ma "dobrych" i że przeważnie giną na niej głównie ci, którzy najmniej na to zasługują - w szczególności ci, którzy nie chcą mieć z nią nic wspólnego (ludność cywilna).
To było powtarzane przysłowiowy milion razy, do znudzenia. Sugeruję odpuścić takie „odkrywcze prawdy”.
Całość napisałem zaś jako ćwiczenie na kreację postaci (z którą zawsze miałem problemy) i zarazem swego rodzaju studium psychologiczne
Jeśli ma to być ćwiczenie – to w porządku. Ale ten Twój świat, choć jak widzę szczegółowo i starannie przez Ciebie dopracowany, wcale nie musi zainteresować czytelnika. Nie przedstawiasz go w atrakcyjny i wciągający sposób, a nadmiar szczegółów i różnych wzajemnych relacji, jest z założenia nudny.
Jedni są nastawieni do przedstawicieli drugiej rasy jawnie wrogo (Matson, Scott, Bakure), inni przyjaźnie (Jaworski, Perrin, Kilai), a jeszcze inni traktują rzecz obojętnie, jako kolejne zadanie do wykonania (McReady). Jedni nawet nie próbują ukrywać swoich uczuć (Scott czy Bakure), inni przybierają maskę, która skrywa ich prawdziwe uczucia (Akode, Perrin). Jedni są powodowani tragicznymi wydarzeniami z przeszłości (Scott, Jaworski czy Akode), innymi kierują po prostu uprzedzenia (Matson, Bakure).
Za dużo imion, za dużo szczegółów, za dużo wyjaśnień. To nie budzi zainteresowania.
no, przecież nawet Lem zaczął przykładowo swojego "Niezwyciężonego" od spokojnych i niekoniecznie ciekawych scen lądowania tytułowego okrętu, rutynowych operacji załogi temu towarzyszących...
No tak, ale troszeczkę lepiej mu to wyszło. Zresztą, nie jest to jego szczytowe osiągnięcie.
Czytając podobne opinie, odnoszę coraz silniejsze wrażenie, że zbyt długo zwlekam z opisywaniem takich scen, które wykładałyby "esencję" całego utworu,
Chyba tak właśnie jest.
Co, do diabła, robię źle?
Jeszcze raz. Krótko. To nie jest wciągające i ciekawe. Szczegóły musisz sam wyciągnąć z różnych komentarzy i je sobie ułożyć. Nikt Cię w tym nie wyręczy.
I nie dramatyzuj, że źle. W końcu jesteś na początku drogi twórczej, a nikt nigdy nikomu (przynajmniej poważnie i odpowiedzialnie) nie obiecywał, że będzie łatwo.
Jak już mówiłem, to ostatnie zdanie mnie smuci. "Sensy" z tego rozdziału wypływają z założenia dwa - pierwszy to ta operacja specjalna, którą mają przeprowadzić (w końcu to militarne science fiction). Drugi, w sumie istotniejszy, to omówiona przeze mnie powyżej kwestia wspólnej historii, różnic etnicznych oraz tego, jak to się przekłada na postawy postaci oraz relacje pomiędzy nimi.
A co mnie to obchodzi? Nie zainteresowałeś. Koniec, kropka. Nie masz tu niczego do tłumaczenia. Tekst się nie obronił (w mojej opinii jako czytelnika, ale przecież mogą też być inne), a Twoja rola się skończyła w momencie jego opublikowania.
Swoją drogą, pod tym enigmatycznym akronimem FNR kryją się pospolite słowa z języka esperanto - "facila" ("lekki"), "neutrona" ("neutronowy") oraz "raketo" ("rakieta"). "Sagitario" to... hm, w sumie powinno być "sago", czyli "strzała", ale słownik, z którego korzystałem podczas wymyślania nazwy kodowej dla tej broni, wprowadził mnie w błąd i podsunął wyraz "sagitario", który oznacza gwiazdozbiór Strzelca.
Tak się składa, że nie znam esperanto. Mam też brzydkie podejrzenie, że nie jestem wyjątkiem. Ale masz trochę racji, gdyż nie każdy tekst jest adresowany do każdego (dobrze jest sobie określić grupę potencjalnych odbiorców). Ten najwyraźniej nie jest dla mnie.
no, bo skoro już w takiej (nazwijmy to) konwencji zacząłem rzecz pisać, to machnąłem ręką i uznałem, że tak już dokończę.
To nie był szczęśliwy pomysł.
Publikując ten tekst, miałem raczej nadzieję na opinie dotyczące kwestii czysto merytorycznych, a nie wskazywania mi, gdzie powinny być kropki.
Tylko widzisz, jeśli ktoś nie wie, gdzie stawiać kropki, to tak jakoś machinalnie nasuwa się myśl granicząca z pełnym przekonaniem, że o bardziej skomplikowanych kwestiach, tym bardziej nie ma pojęcia. To po co tracić czas na wnikanie w jego tekst?
czujesz się na siłach, żeby zweryfikować jeszcze (w swoim czasie) dwa pozostałe fragmenty?
Czuję się na siłach. Może nie zweryfikować w pełniejszym słowa tego znaczeniu (mam na myśli dwie następne, zamieszczone części), gdyż widziałem, że otrzymałeś już sporo komentarzy, ale przeczytam i coś napiszę.

"Wilcze stado"

19
Długo się ociągałem z napisaniem tej odpowiedzi, bo ilekroć układałem ją sobie w myślach na różne sposoby, za każdym razem odnosiłem wrażenie, że mogę zostać źle zrozumiany. No nic, spróbujmy wreszcie.
Tak czy inaczej, chcę, aby było to jasne - moją intencją nie jest i nigdy nie było dawanie komukolwiek do zrozumienia, że jestem wybitnym pisarzem, którego pomysły zasługują na uznanie na równi z klasykami gatunku.

@ Chabanina
Chabanina pisze:Oczywiście go nie przeczytałem, więc odniosę się tylko do komentarzy i może dostanę za to bana albo przynajmniej upomnienie czy coś takiego.
Skoro go nie przeczytałeś, to "dlaczemu" w dalszej części wypowiedzi zawierasz takie konstatacje, jak gdybyś przeszedł pełną próbę organoleptyczną?
Chabanina pisze:Jestem pewien, że kiedy już dojdziemy do tego co nazywasz "kwestiami dotykającymi istoty człowieczeństwa", czy do burzenia mitów (których wcale nie trzeba burzyć, bo w mit, że na wojnie są źli i dobrzy wierzą tylko ludzie, którzy i tak nie czytają książek)
Wiwat czytanie ze zrozumieniem. "Kwestie dotykające istoty człowieczeństwa" pojawiły się w całkiem innym utworze. "Wilczego stada" to nie dotyczy. Poza tym, wiedza, o której mówisz w nawiasie, jest aż tak powszechna, że nadal spotykam się - nader często - z przykładami takiego uproszczonego myślenia o rzeczywistych konfliktach zbrojnych. Czyli na przykład w drugiej wojnie światowej alianci to wciąż "ci dobrzy", a państwa osi "ci źli". Problem więc nadal wydaje mi się aktualny. Podobnie jak kwestia człowieczeństwa, który to termin nadal rozumie się przeważnie jako tę jednoznacznie szlachetną postawę i skłonność do czynienia wyłącznie szeroko pojętego dobra - jak gdyby w ludzkiej naturze nie leżała też zdolność do czynienia innych, mniej chwalebnych rzeczy.
Chabanina pisze:To brzmi jak opis materiału na kolokwium.
No cóż, u mnie z kolei żadna filozofia, z jaką się zetknąłem - a miałem z nią do czynienia wielokrotnie, w tym z racji pobieranego wykształcenia - nie zdołała zmienić sposobu myślenia, ani wpłynąć na mój sposób postrzegania rzeczy. Praktycznie w każdym przypadku mógłbym to podsumować słowami - tak, to bardzo piękne... ale wiecie, co? Nie jest to nic, na co sam bym nie wpadł. I to bez poświęcania temu długich dywagacji.
Przykładem mógłby być tutaj wspomniany przeze mnie "Niezwyciężony" Lema, który generalnie mi się spodobał i którego przeczytałem z przyjemnością. Ale czy powiedziałbym, że jest z mojego punktu widzenia tak odkrywczy, jak się z reguły o twórczości Lema mówi? Szczerze mówiąc... nie. I to nawet mając na względzie fakt, że ta powieść została napisana w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Brutalnie upraszczając, "Niezwyciężony" skupia się na kwestii pozycji poszczególnych istot w ekosystemie oraz przedstawia teorię, w myśl której organizmy doskonalsze i bardziej zaawansowane niekoniecznie muszą stać się dominującymi formami życia. Ciekawa konstatacja, ale przy tym taka, na którą można wpaść samemu, jeśli się w tej kwestii przez dłuższą chwilę pogłówkuje. Nawet przy oglądaniu czegoś tak prymitywnego, jak durne dreszczowce w typie "Roju", może przejść przez myśl taki wniosek. Odnoszę jednak wrażenie, że krytycy literaccy myślą w tej kwestii inaczej, niż ja - dla nich najwyraźniej to niesamowicie skomplikowany temat, wart rozprawy oraz prowadzący do wniosków rzucających nowe światło na otaczającą nas rzeczywistość. Mnie samemu już "Powrót z gwiazd" wydał się bardziej odkrywczy - i to nie ze względu na stojącą za nim filozofię (której tematyka też wydała mi się w ogólnym rozrachunku prosta i pospolita), ale na wizję świata przyszłości, jaką pokazał tam Lem. Dodałbym jeszcze, że byłem lekko rozczarowany tym, że motyw filozoficzny z "Niezwyciężonego", o którym czytałem przed lekturą samej powieści, został tak naprawdę wyłożony kawa na ławę - było to mniej imponujące, niż niektóre utwory Dicka, gdzie filozofia była niejako wpleciona w fabułę, a nie wciśnięta weń w formie filozoficznych dywagacji bohaterów.
Czy mógłbym zatem powiedzieć, że motyw przewodni "Niezwyciężonego" brzmi jak dla mnie niczym opis materiału na kolokwium i że ja ująłbym to w formie krótkiego opowiadania na X stron, a nie całej powieści? Nie miałbym chyba odwagi tak rzec. Co nie zmienia faktu, że cała sytuacja każe mi zapytać - gdzie jest granica, po przekroczeniu której rozprawianie na temat pospolitych zjawisk jest "już" odkrywcze i głębokie? Mnie samemu pewnie trudno to ocenić ze wspomnianego powyżej względu, że chyba jeszcze nie zetknąłem się z filozofią, która naprawdę by na mnie wpłynęła. I nie, nie uważam się z tego tytułu za geniusza. Wcale nie.
Chabanina pisze:Jeśli koniecznie chciałbyś opowiadać o czymś takim, to czy nie mógłbyś zmieścić się w jednym opowiadaniu na 40 tys. zzs, zamiast pisać powieść, której i tak nie przeczyta nikt, kto ceni swój czas?
Poza tym zwróciłbym jeszcze uwagę na fakt, że cały czas mówisz tutaj w kategoriach absolutów, jak gdyby to, iż moje wypociny cię znudziły, miało charakter obiektywnej informacji, a nie twojego subiektywnego spojrzenia. Weryfikatorium to nie jest pierwszy sajt, gdzie zamieszczam swoją pisaninę i są osoby, które czytają toto od lat. I najwyraźniej wcale nie czują się znudzone.
Nie znaczy to, że zamierzam wysłuchiwać jedynie opinii tych, którym rzecz się spodobała, jak jakiś narcyz, ale... byłoby fajnie, gdyby osoby, które moja pisanina znudziła, mogły w sposób bardziej konkretny określić przyczyny takiego stanu rzeczy. To zdecydowanie bardziej pomocne.


@ Namrasit
Namrasit pisze:Widzę że Chabanina w sposób bezpośredni wykazała to, co próbowałem ci przekazać wcześniej.
Chabanina to jest on.:P
Namrasit pisze:Takie utwory nazywamy literaturą fachową, wiesz, wzory, różniczki, hipotezy, twierdzenia. Niektórzy nawet to lubią... jakiś 1% może...
Tylko że ja właśnie nie mówię teraz o literaturze fachowej, tylko o zwykłych utworach fabularnych. Wspomniałem o cudzym amatorskim opowiadaniu, które traktowało, najogólniej rzecz biorąc, o wyścigu maszyn parowych - jeśli ciekawi cię, co to konkretnie za utwór, możesz znaleźć go tutaj. Tytułem wyjaśnienia - rzecz rozgrywa się w postapokaliptycznym świecie, gdzie zwierzęta stałocieplne, na czele z homo sapiens, zostały wyniszczone przez globalną epidemię wirusa, a schedę po ludzkości przejęła sztucznie stworzona rasa humanoidalnych jaszczurów, nazywanych artilacerami (lub w skrócie lacerami). Autor tekstu interesuje się koleją i daje temu znać, stosując w tekście fachową terminologię - ale to wcale nie odstręcza od lektury. Wręcz przeciwnie, sprawia, iż rzecz wydaje się bardziej fascynująca i bardziej wiarygodna.
Albo wydawany wciąż cykl Taylora Andersona "Niszczyciel" - ten autor jest z kolei zorientowany w militariach tudzież marynistyce i w sposób bardzo szczegółowy oraz fachowy opisuje poczynania załogi przy obsłudze tytułowego okrętu, przebieg napraw na nim czy też prac nad nowoczesnymi technologiami. I też, z mojego punktu widzenia ułatwia to jeno uwierzenie, iż "łyżka nie istnieje", a nie odstręcza od lektury.
Albo "Opowieści o pilocie Pirxie" wspomnianego już Lema - kiedy czytałem tę książkę, odnosiłem wrażenie, że autor sam musiał kiedyś pracować jako astronauta, bo wszystko to było opisane tak szczegółowo, tak fachowo, z użyciem terminologii, o której istnieniu nie miałem pojęcia, ale której obecność sprawiała, że wszystko to wydawało mi się tym bardziej koherentne i wiarygodne.


@ Gorgiasz
Gorgiasz pisze:Poczytaj koniecznie, pisze w konwencji, która powinna Cię zainteresować. W końcu warto uczyć się od mistrzów.
O ile się nie mylę, seria Harrisona o Stalowym Szczurze to raczej humorystyczna space opera, a zatem gatunek cokolwiek odmienny, niż militarne science fiction. W tej materii planowałem zwrócić się do Roberta Heinleina (i "Starship Troopers", na przykład).
Gorgiasz pisze:To było powtarzane przysłowiowy milion razy, do znudzenia. Sugeruję odpuścić takie „odkrywcze prawdy”.
Być może. Ale ja osobiście spotykałem się w życiu - czemu dałem wyraz, odpisując na komentarz Chabaniny - z przykładami zachowań czy też postaw wskazujących, że ta odkrywcza prawda nie jest jednak aż tak powszechnie znana, jak mogłoby się wydawać. Poza tym, podporządkowanie powieści takiemu motywowi sprawia, że wydaje się bardziej dojrzała, niż na przykład baśniowa walka bielutkiej Rebelii ze złym Imperium znana ze Star Wars.
Poza tym, co już powiedziałem - mnie osobiście jeszcze żadna filozofia (nawet ta od Lema czy Dicka) nie wydała się dostatecznie odkrywcza, więc co ja mogę? Staram się na rozgrzewkę chwytać prostych i codziennych zagadnień, widząc, że dla wspomnianych w nawiasie twórców (i krytyków ich zachwalających) są one dość dobre. Dick w swoim "Człowieku z Wysokiego Zamku" zabrał się nawet za coś tak przyziemnego, jak kwestia prawdy i fałszu; i też chwyta się tego zagadnienia od różnych stron, poprzez przeżycia różnych postaci. Ja w "Wilczym stadzie" przedstawiam poprzez poszczególne postaci różne postawy, jakie mogą się u ludzi wykształcić pod wpływem wydarzeń z przeszłości, jak również różnic pomiędzy dwiema grupami kulturowymi i etnicznymi.
Właśnie zauważyłem, że jednak porównałem siebie do Dicka... ech, dostanie mi się za taką butę...
Gorgiasz pisze:A co mnie to obchodzi? Nie zainteresowałeś. Koniec, kropka. Nie masz tu niczego do tłumaczenia. Tekst się nie obronił (w mojej opinii jako czytelnika, ale przecież mogą też być inne), a Twoja rola się skończyła w momencie jego opublikowania.
Chcę tylko wyjaśnić, jaki plan i jaki cel mi przyświecały w budowie takiej właśnie, a nie innej struktury tekstu. To wszystko nie bierze się z tego, że poszedłem na żywioł i sam nie wiedziałem, o czym chcę pisać - po prostu miałem pewne odgórne zamierzenie... które najwyraźniej w waszym przypadku się nie sprawdziło.
Gorgiasz pisze:Tak się składa, że nie znam esperanto. Mam też brzydkie podejrzenie, że nie jestem wyjątkiem. Ale masz trochę racji, gdyż nie każdy tekst jest adresowany do każdego (dobrze jest sobie określić grupę potencjalnych odbiorców). Ten najwyraźniej nie jest dla mnie.
Mimo wszystko wolałbym, aby trafiał do szerszej niż węższej grupy odbiorców. Z drugiej strony, czy sam się na to nie skazałem, pisząc militarne SF? Ten gatunek chyba sam w sobie jest niszowy.
Nawiązując jeszcze do kwestii fachowej terminologii, o której pisałem powyżej... Czy niemal całkowita rezygnacja z ekspozycji - której dokonałem chyba, wziąwszy sobie aż nadto do serca uwagi Naczelnego Krytyka (ten często wytykał mi nadmiar ekspozycji) - była błędem? Czy opowiadanie zyskałoby, gdybym przykładowo przystopował na chwilę i objaśnił, jak działa broń subatomowa? Czy nie tędy droga?

"Wilcze stado"

20
Ciekawi mnie to zjawisko. Komentarze piszesz o wiele bardziej żywym językiem, niż opowiadanie. Może podczas tego prawdziwego pisania wpadasz w pułapkę perfekcjonizmu? Nie wiem.
Der_SpeeDer pisze: Czy opowiadanie zyskałoby, gdybym przykładowo przystopował na chwilę i objaśnił, jak działa broń subatomowa? Czy nie tędy droga?
Z inżynierskiego punktu widzenia na pewno tak, z czytelniczego, raczej wątpię. No chyba że przedstawisz to jak dla przedszkolaków. Swoją drogą, gdyby w jakiejś historii występowałaby bomba, która może zniszczyć świat, to ważniejsze byłoby to, jak działa, czy w jaki sposób bohater ma zamiar nie dopuścić do jej eksplozji?
Nie stopuj już w tej opowieści, tylko dodaj gazu, to jej na pewno pomoże.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

"Wilcze stado"

21
Namrasit pisze:Ciekawi mnie to zjawisko. Komentarze piszesz o wiele bardziej żywym językiem, niż opowiadanie. Może podczas tego prawdziwego pisania wpadasz w pułapkę perfekcjonizmu? Nie wiem.
To możliwe, choć nazwałbym to inaczej. Pisząc tekst literacki, narzucam sobie pewne ograniczenia, bo to mimo wszystko... no, tekst literacki. A nie wypowiedź na internetowym forum. Może powinienem się przerzucić na narrację pierwszoosobową? Wtedy jest generalnie dużo większe przyzwolenie na swobodny styl w narracji.

No, dobra... miałem toto napisać równocześnie z komentarzem do jakiegoś cudzego tekstu, ale już od jakiegoś czasu coś brakuje chętnych na pokazanie czegoś nowego, a nie mogę się zebrać, żeby włączyć się do dyskusji nad którymś z już wcześniej wlepionych i skomentowanych utworów. Postaram się zrobić to później, a tymczasem... skoro się tyle odgrażałem, że w późniejszych rozdziałach akcja nabiera tempa, że są tam różne rzeczy, o których komentujący mówili, że powinny były się znaleźć, postanowiłem, że pokażę jeden z takich rozdziałów. Już bez zakładania oddzielnego tematu. Wybrałem rozdział piętnasty, gdyż jest to jeden z tych, z których jestem w gruncie rzeczy zadowolony. Rzecz dzieje się już po tym, jak nasi bohaterowie wyruszyli z bazy na misję, ale jeszcze nie dobrnęli (pieszo) do celu i chwilowo zostali na noc, żeby odpocząć. Odgrażałem się, że później były retrospekcje i bezpośrednie nawiązania do zdarzeń z przeszłości - jedna retrospekcja tutaj jest (w formie koszmaru sennego). Odgrażałem się, że rozmowy pomiędzy bohaterami, ponoć zbyt oficjalne i sztywne, stają się z biegiem czasu mniej formalne - tutaj jest rozmowa pomiędzy Akodem, Matsonem, McReady'm i Zhackiem, która jest prowadzona bardziej luźnym językiem. Rozmów o międzyplanetarnych rozgrywkach sportowych tutaj akurat brak (były w jedenastym rozdziale).

Mówiłem co prawda, że nie będę zamieszczał więcej fragmentów "Wilczego stada"... no, ale to już ostatni raz!
No i mimo wszystko nie zawalam forum nowym tematem. Albo ktoś to przeczyta, albo nie.

Tradycyjnie ostrzegam, iż tekst zawiera wulgaryzmy.
===============================================================================

Tradycyjnie przypominam, że regulamin jest jeden dla wszystkich. (ithi)

"Wilcze stado"

22
Moim zdaniem mało oryginalny tytuł, przecież nie jest to tekst o niemieckich łodziach podwodnych. Stosujesz podobne imiona i nazwę rasy, można pomylić się kto jest kto. Telepatia to też moce psioniczne nie trzeba tego rozdzielać w jednym zdaniu. Z rzeczy na plus to język Esperanto, którym się wszyscy komunikują, świetny pomysł ale już użyty w literaturze np. Najwspanialszym Parostatku Jose Farmera. Teraz mam kilka pytań: Czemu winda nazywa się grawitacyjna i czym różni od zwykłej? Jak działa zmienny układ napędowy? Dlaczego statki patrolowe nie przechwyciły wroga (Terran)? Czym różnią się subatomowe rakiety neutronowe od zwykłych rakiet jądrowych? Pułkownik jest wyższy stopniem od majora, na jakie jeszcze potwierdzenia czeka wezwany oficer? (brak rozróżnienia na rodzaje wojska) Przede wszystkim brakuje mi opisów, za dużo dialogów jak na mój gust. Postaram się przeczytać kolejne części i wypowiedzieć w kolejnych tematach, życzę wytrwałości w napisaniu powieści do końca!

"Wilcze stado"

23
No, wow. Ja już zdążyłem właściwie postawić krzyżyk na tym tekście (w każdym razie, jeśli chodzi o jego publikację na Weryfikatorium), ale ktoś tu się jeszcze odezwał. Dzięki za komentarz, no i za miłe słowo.

Co się zaś tyczy tych paru podniesionych przez ciebie drobiazgów.
RebelMac pisze: Moim zdaniem mało oryginalny tytuł, przecież nie jest to tekst o niemieckich łodziach podwodnych.
Ano, "Wilcze stado" było w pewnym sensie tytułem roboczym, który z czasem jednak uznałem za "oficjalny". Też budzi we mnie skojarzenia z U-Bootami, ale z drugiej strony - przecież one wcale nie mają monopolu na to określenie.
RebelMac pisze: Z rzeczy na plus to język Esperanto, którym się wszyscy komunikują, świetny pomysł ale już użyty w literaturze np. Najwspanialszym Parostatku Jose Farmera.
Nic mi nie wiadomo o wcześniejszym użyciu tego języka w tekście literackim - wiem tyle, że idea sztucznego języka, stworzonego jako język międzynarodowy (i to jeszcze przez naszego rodaka), wydała mi się piękna i uznałem, że byłoby nieźle, gdyby w przyszłości esperanto zyskało na popularności i faktycznie stało się urzędowym językiem międzynarodowym. Inna sprawa, że momentami żałuję tej decyzji - esperanto znam cokolwiek słabo (miałem się go nauczyć - w końcu cała jego gramatyka to szesnaście bezwyjątkowych zasad - ale do tej pory się za to nie zabrałem), nie umiem się nim swobodnie posługiwać, co stwarza pewne trudności, gdy chcę budować w tej mowie jakieś bardziej rozbudowane sformułowania. Z językiem angielskim byłoby zdecydowanie łatwiej.
RebelMac pisze: Czemu winda nazywa się grawitacyjna i czym różni od zwykłej?
Tym, że nie bazuje na ciągnących ją (lub opuszczających) linach, tylko na manipulacji oddziaływaniem grawitacyjnym - jeżeli je odwrócić, wtedy platforma windy się unosi. Jeżeli pozwolić mu działać normalnie (ale wciąż w sposób kontrolowany), wtedy platforma windy opada.
RebelMac pisze: Jak działa zmienny układ napędowy?
Chodzi tu o taki układ napędowy, na jaki można się natknąć np. w realnie istniejącym V-22 Osprey. Silniki można w zależności od potrzeby ustawić albo poziomo, albo pionowo.
RebelMac pisze: Dlaczego statki patrolowe nie przechwyciły wroga (Terran)?
No... bo wróg się wycofał, zanim się zbliżyły? A nie było sensu go ścigać, bo Aer'imuel prosił przecież o eskortę, a nie o wypad na terytorium wroga?
RebelMac pisze: Czym różnią się subatomowe rakiety neutronowe od zwykłych rakiet jądrowych?
Głowice subatomowe - które są podstawowymi "wybuchadłami" w moim uni - bazują na całkowicie przeze mnie wymyślonej reakcji fuzji cząsteczek subatomowych (protonów lub neutronów). Zasadnicza różnica pomiędzy nimi, a zwykłą bronią jądrową, to brak masy krytycznej (co oznacza, że można teoretycznie zbudować głowicę subatomową o dowolnej sile rażenia), jak również niższe koszta i ogólna łatwość produkcji, co pozwala na masowe ich stosowanie tudzież miniaturyzację (soreviańscy żołnierze z elitarnych formacji ładują swoje karabiny pociskami, które zawierają właśnie miniaturowy, subatomowy ładunek kruszący - eksplodujący w ułamek sekundy po trafieniu w cel). Inne udogodnienie, jakim się cechują i jakie ułatwiają ich produkcję i używanie na masową skalę, to właściwie zerowe skażenie radioaktywne.
RebelMac pisze: Pułkownik jest wyższy stopniem od majora, na jakie jeszcze potwierdzenia czeka wezwany oficer? (brak rozróżnienia na rodzaje wojska)
Przepraszam, ale tej uwagi nie zrozumiałem. Można jaśniej?

"Wilcze stado"

24
RebelMac pisze: Pułkownik jest wyższy stopniem od majora, na jakie jeszcze potwierdzenia czeka wezwany oficer? (brak rozróżnienia na rodzaje wojska)
Przepraszam, ale tej uwagi nie zrozumiałem. Można jaśniej?[/quote]


Chodzi mi o to, że major jest niższy stopniem od pułkownika i nie rozumiem dlaczego nie chce mu opowiedzieć o swojej poprzedniej misji.

"Wilcze stado"

25
RebelMac pisze: Chodzi mi o to, że major jest niższy stopniem od pułkownika i nie rozumiem dlaczego nie chce mu opowiedzieć o swojej poprzedniej misji.
No, jak to dlaczego? Przecież to była operacja specjalna. Ściśle tajne przez poufne. Nie wolno mu zdradzać żadnych szczegółów na jej temat komukolwiek spoza grona wtajemniczonych. Rozkaz o zachowaniu tajemnicy pochodzi tutaj od ludzi o randze wyższej, niż pułkownik.

Zresztą, pisząc tamtą wymianę zdań, miałem w głowie scenę z filmu "Czas Apokalipsy", kiedy główny bohater (Willard), zapytany przez generała o to, czy brał udział w tych lub tamtych działaniach, też odpowiedział, że nic o tym nie wie, a nawet gdyby wiedział, to i tak nie wolno byłoby mu tego mówić.

"Wilcze stado"

26
Czasami w wojsku dostęp do pewnych informacji daje nie ranga, a imienne dopuszczenie ( niezależne od rangi). W takim wypadku dopuszczenie może mieć szeregowiec, a generał nie.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron