Taka tam robótka, ciekaw jestem czy do czytelnika dotrze jakaś choćby minimalna wymowa tego opko w sferze psychologicznej (z pewnością ubogiej). Łapanka mile widziana.
*******
„Na urwanym filmie”
Gdyby były tłumy – może widzielibyśmy świat? Na razie jednak pokój jest zadymiony i gdyby nie mały nadruk na pudełku zapałek, nie wiedzielibyśmy nic o zgiełku - wielkich dla kontrastu – miast. Ten mini widoczek to nie zapowiedź wielkich odkryć i przygód, a raczej wspomnienie, reminiscencja, przywoływanie przygody. Chęć podróży wywołuje nienasycenie i ciekawość świata, natomiast wspomnienie z oddali dojrzewanie zasianego owocu.
- Pamiętasz? Wspomnij coś, jechaliśmy dwa tysiące kilometrów i chyba nie mogę sądzić, że na urwanym filmie?
- Mnie się wydaje, że zaniki i ubytki były, nie mogę tak ad hoc mówić o tym, co wolałbyś usłyszeć.
Mój towarzysz, pewnie niczego nie chciał ukryć, zostały mu tylko te czarne jak skrzydła kruka dziury w pamięci. Nade mną jak znienawidzony ptak krążyły pourywane skrawki wspomnień z podróży autostopem. Przypadkowy początek, krótka narada i szybka decyzja o wyjeździe począwszy od swojskiego miasteczka, potem koleją i nocna marszruta poboczem drogi do granicy. Mieliśmy tylko latarkę i ciężkie plecaki, lepiej było noc przeczekać i złapać stopa o świcie, oszczędzilibyśmy sobie wysiłku, za chwilę już jechaliśmy po autostradzie, pędziliśmy jak strzała, tak jak oczy poniosą.
Pracy szukaliśmy na wioskach – bez skutku. Bogaci plantatorzy najsłynniejszych na świecie tulipanów woleli nie ryzykować zatrudniać nielegalnie.
- Skąd były te kartki przy namiocie?
- Na nich pisaliśmy nazwy miast, do których jechaliśmy.
- Ale dlaczego były rozrzucone?
- Ja myślę, że ktoś z nas w nocy lunatykował i tak je rozwalił, to byłeś ty.
W słoneczny dzień na rynku przy pomniku wszyscy turyści zasiedli wystawiając swe twarze w kierunku prażącego słońca, a my usiedliśmy w jego cieniu. Po jakimś czasie zbliżył się do nas ktoś, kto widząc takich odszczepieńców zaoferował szczyptę haszyszu za paczkę papierosów.
- Ty wiesz, on też chciał się napić, ale obrzydziła go woda z rozpuszczonym dżemem.
- A potem zdecydowaliśmy się na zakup kiełbasek w centrum, były drogie i to był twój rozmach.
- Byliśmy jak bezdomni menele, którzy beztrosko jadą pół Europy niby do sąsiedniego miasta.
- Pamiętam, że jednak zaraz w kraju zamówiłeś obiad, no wiesz, ziemniaczki, kotlecik, czy ja też jadłem?
- Nie pamiętam.
- Kiedy była ta podróż na urwanym filmie?
- Siedemnaście lat temu.
Nie ma zdjęć, które przywoływałyby i odświeżały pamięć nie mówiąc już o pamiętnikach, wszystko jest w mózgu albo nigdzie. Można z wielkim trudem przeczesywać pamięć i wypełniać luki konfabulacjami, ale mój towarzysz sztywny był jak coś, co nie posiada już żadnej inteligencji.
Siedzieliśmy w tym pokoju do świtu, okno trzeba było otworzyć, aby to właśnie tlen dożywił cztery pamiętające szare komórki.
- A wiesz, co miał ten Holender w ogrodzie?
- Psa.
- Nie tylko, japońską malinę też.
- No i żonę, która nas pogoniła.
- Tak, nie chciała nas do roboty, on mówił, że to przez jakieś jej egzaminy.
Orientować się w rozkładzie jazdy tramwajów, w mieście obcym także językowo, ponadto będąc w stanie wskazującym na spożycie nie tylko tradycyjnych środków wskazujących jest czymś, czego towarzysz mój mógłby pozazdrościć, a nawet być przywiązanym do tej zdolności, gdyż sam szybko tracił jaźń. Dzięki temu znaleźliśmy pole campingowe. Cały następny dzień spędziliśmy leżąc i odpoczywając.
- Ej, a skąd ty wiesz, że my w ogóle wróciliśmy?
- Może cały czas właśnie wracamy?
- Nie, nie takie jaja, wracamy tylko wspomnieniami.
- Znam takich, którzy przez to przepadli.
Minęła noc na lakonicznych i żywiołowych jak rachunek sumienia rozmowach. Za oknem rozjaśnił się dzień marszów przechodniów i przepruwających wszystko hałasów samochodów. Na wytartym pudełku zapałek wyświechtane zdjęcie Amsterdamu nasuwało kolejne skojarzenia. Każdy przejeżdżający rower będzie dzwonkiem skradzionego mienia, oraz wszyscy zakapturzeni osobnicy będą świadectwem pokolenia i pewnej mody, trendu wycierania chodników, po tym te kaptury, łyse głowy i blanty przestały być nowalią, a tylko czymś w rodzaju rozpłaszczenia fali na brzegu.
- I co teraz masz z tego?
- Nie mam nawet firanki, tylko bezpośredni i brutalny obraz rzeczywistości.
- Nie potrafisz odpocząć, bujasz się i chodzisz w trampkach w zimę.
- A ty, co masz?
Towarzysz zamilkł, musiał rozbudować i zamknąć rozrastający się kompleks, niepozwolił by przelał się nadmiar doświadczenia. Żeby nieco go ocucić gdyż zastygł jak wosk ze świecy zapytałem:
- Interesuje cię mercedes?
- Nie.
- A moherowy beret?
- Nie.
- A młoda matka z wózkiem?
- Też nie.
- To, na co patrzysz?
- Hm, lubię, gdy widzę ten sam beret, merca, i tę samą matkę co wcześniej.
- Aha....Wolno, wolno płyną łodzie, tak?
- Tak, te same, rozpoznaję okręty, wtedy tylko istnieję.
- Raczej śpisz z otwartymi oczami.
Lapidarne rozmowy są chęcią powrotu, lub choćby nieudolną próbą liniowego przedstawienia akcji. Mój rozmówca był dręcząco spowolniony, co prawda popalał papierosy, ale z nikłą żwawością. Palił bez zaciągania, chwilami spoglądając w okno. Mnie także znużyła ta donikąd prowadząca rozmowa. Zapytałem jeszcze:
- Wspomnij coś o tym, cokolwiek.
- Deszcze, wiatr,
- I?
- Długie marsze i szare bez przerwy niebo.
- Chciałbyś tam wrócić?
- Nie wiem, może bym chciał, kiedyś.
- Po co?
- Wiesz, pod tym pomnikiem, usiadłbym jeszcze raz, ale w słońcu, jak wszyscy.
-
Na urwanym filmie (opowiadanie)
2Pierwsze zdanie jest dla mnie niezrozumiałe, a drugie jeszcze to niezrozumienie pogłębia. Nie wiem o jakie tłumy chodzi i o jaki zgiełk. Myślę że dużo zła robią myślniki w środku zdań, które psują szyk. Ale nawet pomijając to, muszę przeczytać kilka razy i żeby wiedzieć o co chodzi.
Dojrzewania owocu, a zasiane może być ziarno.
Te konstrukcje są niegramatyczne. Jakby bohaterowie plątali się we własnej mowie. I to "ad hoc" też mi nie pasuje.
Lepiej: przeczekać noc.
Może "nie ryzykować nielegalnego zatrudnienia". Dwa bezokoliczniki brzmią tu nienaturalnie.
O, to dobre. Przyznaję, że mnie też to obrzydziło:)
Tego rodzaju określenia pojawiają się u Ciebie często, i są wszystkie w tym samym dziwnym stylu. Być może to celowe i ma być językiem bohaterów uwikłanych w haszyszową ucztę. Tak czy inaczej przebrnięcie przez nie wymaga jak dla mnie za dużo cierpliwości, wskutek czego wciąż muszę się zatrzymywać, a takie przystanki sprawiają ze gubię wątek.
Przy "środkach wskazujących" się uśmiałem:)
Ten długi fragment skłania mnie do myślenia, że jednak celowo stylizujesz język na ponarkotyczny, bo nie wyobrażam sobie wyczytać z tego jakikolwiek sens.major sedes pisze: Każdy przejeżdżający rower będzie dzwonkiem skradzionego mienia, oraz wszyscy zakapturzeni osobnicy będą świadectwem pokolenia i pewnej mody, trendu wycierania chodników, po tym te kaptury, łyse głowy i blanty przestały być nowalią, a tylko czymś w rodzaju rozpłaszczenia fali na brzegu.
Tutaj skończę wyliczankę. Dalej pojawiają się podobne błędy, te nie do końca jasne określenia i zmiany szyku. Wydaje mi się, że można je wychwycić czytając pracę po tym jak chwilę odleży w szufladzie. Dla mnie one zasłaniają sens tekstu (ten psychologiczny, o którym piszesz we wstępie), ale intuicja podpowiada mi, że coś tam pod spodem jest. Podoba mi się pomysł z podróżą, która nie wiadomo czy się skończyła. I bardzo dużym plusem jest dla mnie sposób konstrukcji. Każdy mały akapicik (czy to opis czy dialog) jest opowiadaniem innej sytuacji i one wszystkie składają się w całość. Opowiadają o błahostkach dlatego nie trzeba, żeby łączyła je jakieś bardzo płynnie zazębiająca się fabuła. Mnie taki sposób narracji z reguły dużo bardziej wciąga niż opisy odbywających się po kolei czynności.
Na urwanym filmie (opowiadanie)
3Dzień dobry.
Powyżej została napisana znaczna część tego, co sam bym napisał.
Czytałem go trzy razy i za każdym razem wyciągałem coś innego oraz inny obraz miałem w głowie, a teraz już sam nie wiem czy bohaterowie to dwa menele czy normalni ludzie, starzy znajomi, którzy spotkali się po przerwie i wspominają młodzieńcze wybryki. Niby opisy i to co mówi się w dialogach sugerują to pierwsze, ale niektóre użyte słowa i wypowiedziane kwestie mówią mi co innego. To może być zarówno moja wina, jak i twoja, jednak ja bym się temu przyjrzał jeszcze raz na twoim miejscu. Może ja mam kulejąca wyobraźnie, niech inni dorzucą swoje trzy grosze w tej kwestii.
To, że ten tekst chce o czymś powiedzieć czuje się od samego początku. Nastrój jest właściwy i łapie nostalgia. Myślę, że warto w niego inwestować.
Mam nadzieję, że pomogłem.
Ps: Chciałeś tu opowiedzieć o tęsknocie do tego co było i niemożności powrotu do przeszłości? Czy może to zaszło dalej i tak jak stoi w ostatnim zdaniu:
Powyżej została napisana znaczna część tego, co sam bym napisał.
Czytałem go trzy razy i za każdym razem wyciągałem coś innego oraz inny obraz miałem w głowie, a teraz już sam nie wiem czy bohaterowie to dwa menele czy normalni ludzie, starzy znajomi, którzy spotkali się po przerwie i wspominają młodzieńcze wybryki. Niby opisy i to co mówi się w dialogach sugerują to pierwsze, ale niektóre użyte słowa i wypowiedziane kwestie mówią mi co innego. To może być zarówno moja wina, jak i twoja, jednak ja bym się temu przyjrzał jeszcze raz na twoim miejscu. Może ja mam kulejąca wyobraźnie, niech inni dorzucą swoje trzy grosze w tej kwestii.
To, że ten tekst chce o czymś powiedzieć czuje się od samego początku. Nastrój jest właściwy i łapie nostalgia. Myślę, że warto w niego inwestować.
Mam nadzieję, że pomogłem.
Ps: Chciałeś tu opowiedzieć o tęsknocie do tego co było i niemożności powrotu do przeszłości? Czy może to zaszło dalej i tak jak stoi w ostatnim zdaniu:
że lepiej się nie buntować i "stać w słońcu, jak wszyscy"? A może i to i to?
Na urwanym filmie (opowiadanie)
4@Kusz PIerwsze zdanie nie przekazuje każdemu czytelnikowi "obrazu" Mam na myśli tak jak robiło się w polskiej szkole filmowej , że nagle na początku następuje najazd kamery na konkretny symboliczny szczegół który łączy i wprowadza widza z resztą rozrastającej się fabuły. Pisałem o obrazku na pudełku zapałek na którym jest wielkie i ludne miasto które wywołuje skojarzenia i fragmentaryczną nostalgię z podróży do Amsterdamu. Hmm Może trzeba było bardziej dosłownie a zarazem literacko. Dzięki za wpis, już rozumiem że tekst jest językowo niezborny ale koresponduje z klimatem jaki chciałem wyrazić. W teatrze absurdu Becketa, język (czy komunikacja) też jest złamany, dalej się posunąć niepowinno bo byłby bełkot.
@Uczniak To ostatnie zdanie miało być takie wymowne. I syboliczne, bo dla mnie myślenie symboliczne zatrzymuje i kończy rozważania. Chciałem powiedzieć klimatem tekstu jakie spustoszenie potrafi dokonać buntowanie wbrew/ przeciwko wszystkim, aczkolwiek tam w słońcu też mogli siedzieć buntownicy
Wyobraziłem sobie też jak mogłaby wyglądać rozmowa ludzi którym wiek i dojrzałość nie pozwala na zbytnią szczerość czy wylewność lub krótka pamięć. Również dziękuję za zainteresowanie.
@Uczniak To ostatnie zdanie miało być takie wymowne. I syboliczne, bo dla mnie myślenie symboliczne zatrzymuje i kończy rozważania. Chciałem powiedzieć klimatem tekstu jakie spustoszenie potrafi dokonać buntowanie wbrew/ przeciwko wszystkim, aczkolwiek tam w słońcu też mogli siedzieć buntownicy
