16

Latest post of the previous page:

Zawsze, gdy czytam o tym spaślaku powolnym jak stodoła, a robię to już przecież po raz trzeci, to przypomina mi się scena z Bękartów wojny, kiedy chłopaki omawiają swój poziom znajomości języków obcych:

Aldo: Omar najsłabiej mówi po włosku, więc będzie asystentem.
Omar: Ale ja w ogóle nie znam włoskiego.
Aldo: Przecież mówię, że najsłabiej.


Wizja tej sceny, przewijająca się przed moimi oczami, nieodmiennie napawa mnie optymizmem i przywraca tak głęboką wiarę w istnienie niewymuszonego dowcipu, że nie jest w stanie jej zachwiać nawet dalsza lektura "W karczmie".

Smoke! Mam nadzieję, że w kolejnych wersjach, którymi, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości, zdecydujesz się z nami podzielić, stodoła pozostanie na swoim miejscu. Jest to dla mnie o tyle ważne, iż postanowiłem uczynić z niej, tak na własne czytelnicze potrzeby, punkt orientacyjny w przestrzeni twojego tekstu. I podobnie jak hipotetyczna matka, zatroskana o los swoich pociech, mogłaby im powiedzieć: bawcie się na podwórku, ale nie wychodźcie dalej niż za stodołę, tak ja sobie mówię: przy wersji czwartej, piątej i entej - dalej niż do stodoły nie czytam.

17
powiadasz: niewymuszony dowcip? widzisz, wszystko już było i wszystko w jakimś stopniu czerpie z przeszłości,

przytoczona przez Ciebie scena z Bękartów wojny została nakręcona dwie dekady przed nimi w Świecie według Bundych, tylko, że były inne postacie i inne słowa. Być może grzebiąc w historii literatury odkryjemy, że ta sama zagrywka była już romantyzmie, baroku, a może i w starożytności. Petrarka mówił, że zna czterysta metafor na określenie czegoś tam, któryś wybitny malarz renesansu mówił, że na sto sposobów może przedstawić coś tam coś tam, a wracając do humoru, bodajże Andrus czy Kryszak mówili ostatnio (choć pewnie każdy to potwierdziłby), że jeśli chodzi o kawały to jest niewiele ponad setka schematów dowcipów, zmieniają się jedynie postacie, tło i inne (dokładnie jak Bundy i Bękarty). Analogicznie liczba komediowych chwytów jest policzona, przeliczona jak ruchy w szachach (kilkanaście pierwszych ruchów jest dokładnie przeanalizowanych przez teorię, więc jak grają mistrzowie, to przez dziesięć pierwszych posunięć mogą grać z pamięci).

I oczywiście nie ma w tym nic złego, że wciąż pojawiają się nowe odsłony starych motywów, w końcu liczba fabuł została już dawno wyczerpana i to żaden wstyd korzystać z przeszłych dokonań, tworząc je jednak na nowo - dlatego nie nazwę scenarzysty Bękartów xeroboy`em - zrobił, co zrobił, ale dobrze zrobił.

tyle dygresji, wróćmy do textu - niestety, nie powiedziałeś mi nic o nim, powiedziałeś tylko, że masz inne poczucie humoru, ok, masz do tego prawo, a ja nie jestem naiwny, że wszystkich mój text rozbawi, np. są ludzie których klepanie dziadka po glacy u Benny Hilla bardziej śmieszy niż jakiś tam wysublimowany humor - i nie można powiedzieć, że ktoś ma lepsze, a ktoś gorsze poczucie humoru. Dlatego może spróbujesz coś powiedzieć o samym texcie, nie o sobie tylko? - liczę na to.

a co do samej funkcji rozbawiania w "Karczmie" - nie jest ona najważniejsza, jest w zasadzie poboczna i takie momenty jak stodoła, botoks, żołądek przyklejający się do kręgosłupa nie są obliczone na wywołanie śmiechu, po prostu text taki jest, optymalnym przy jego czytaniu jest jedynie lekki uśmieszek :wink:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”