Kiedy kilka miesięcy temu pojawiłeś się w moim życiu, nie wiedziałam...
Początkowo, ledwo zauważalny cień skrywał się za Twoimi plecami. Z każdym kolejnym dniem stawała się śmielsza, to była Ona. Tak bardzo mnie polubiła, że przestała opuszczać, nawet na krok. Wykazywałeś wobec niej niezwykłą, jak na ciebie troskę. Dałeś siłę wytrwałości, pewności siebie i pobudziłeś nieposkromiony apetyt, przez co stawała się coraz bardziej zaborcza. Było jej więcej, niż nas…
Późnym wieczorem, jak co dzień, wracam do domu. Wita mnie cisza, wokół panuje półmrok. Pierwsze wrażenie - nikogo nie ma. Ulga. Po chwili jednak z pokoju dochodzą do mnie znajome dźwięki świadczące o tym, że piszesz wiadomość na klawiaturze telefonu. Czynność pochłaniająca bez reszty, przez większość czasu, w którym niby jesteś, a jednak ciebie nie ma. Dudnienie mojego serca zagłusza wszystko – lęk przed dzielącą nas pustką. Czy wcześniej było inaczej? A może zawsze byłeś Ty, ja i powietrze między nami.
Z trudem łapię oddech. Czuję jak ciało zalewa fala irytacji, bezradności i niezrozumiałego rozczarowania. Dlaczego wciąż mnie to dziwi? Skąd we mnie nadzieja, że tym razem będzie inaczej? Uwięzieni w dwóch równoległych światach oddzielonych od siebie niewidzialną kurtyną, łączy nas tylko wspólna przestrzeń.
Powoli zdejmuję płaszcz, wieszam go do szafy. Za wszelką cenę staram się panować nad emocjami. Idę do kuchni, włączam czajnik, wyciągam kubek z szafki, z pojemnika herbatę. Skupiam uwagę na zwyczajnych czynnościach, aby zmniejszyć ciśnienie, nie tworzyć w głowie zbędnych scenariuszy zdarzeń. Mimo to ogarnia mnie przytłaczające poczucie nieuchronnie zbliżającej się porażki. Właściwie było już wszystko… Rozmowa, szukanie kompromisów, tłumaczenie, prośba, krzyki, płacz, stawianie warunków, groźby, a nawet próby obojętności … i jedno niezmienne, odpowiadająca temu cisza.
Zauważam, że bezmyślnie mieszam herbatę, której nie słodzę. Przestaję. Zbieram w sobie odwagę. Wchodzę do pokoju, włączam światło. Wbrew sobie samej, siłą woli maluję uśmiech na twarzy i beztrosko się witam. Nie odrywając wzroku od telefonu rzucasz krótkie – cześć – po czym powraca nieznośny stukot. Stoję, uwięziona w czasie, oglądając jedną i tę samą scenę. Minuta, dwie… nic. W myślach uparcie powtarzam: „Nie daj się sprowokować. Nie daj się sprowokować. Nie…” Im dłużej trwa ten stan, tym bardziej zapadam się w nieistnienie. Zaciskam zęby, aby nie krzyczeć. Co się stało z moim ciałem? Jestem niewidzialna… I jak powietrze ulatuję z pokoju.
Wiem, nie spodziewałeś się tego po mnie, a jednak… Przyznaję, że się pogubiłam. Tak bardzo chciałam wierzyć, nawet kosztem siebie. I ten strach przed widmem porażki. Co za bzdura. Jestem silna. Podjęłam decyzję. Jeżeli tak ma być, to tylko ja i ona, nie ty.
Budzę się rano, czując ciężar własnego ciała… jestem, samotność stała się cieniem, a on kroczy zupełnie inną drogą. Najwyższy czas.
5
Ogólnie nieźle napisane i sprawia pozytywne wrażenie. Tylko w końcówce, rzeczywiście się trochę pogubiłaś. Ten cień, czyli ona, to inna kobieta (jak rozumiem). Dlaczego po stwierdzeniu, że jesteś silna, odwracasz się od niego i pozostajesz z Nią? Być może chciałaś powiedzieć, że cień, to tylko Twoja samotność, która uległa personifikacji, ale to odczucie czy wniosek wyciągnięty na jawie, po przebudzeniu, więc jakby w innym świecie, czyli nie dotyczy mężczyzny. I szkoda, że przenosisz całość w świat snu. Nie mam też pojęcia, na co nastał „najwyższy czas”.
Ale z przyjemnością poczytam także inne Twoje teksty.
„Nie daj się sprowokować. Nie daj się sprowokować. Nie…” Im dłużej trwa ten stan, tym bardziej zapadam w nieistnienie. Zaciskam zęby, aby nie krzyczeć. Co się stało z moim ciałem? Jestem niewidzialna… I jak powietrze ulatuję z pokoju.
Wiem, nie tego po mnie oczekiwałeś, a jednak… Przyznaję, że się pogubiłam.
Co się stało z moim ciałem? Nie czuję go... I jak powietrze ulatuję z pokoju.
Ale z przyjemnością poczytam także inne Twoje teksty.
Te trzy kropki, nie wydają się konieczne. Chyba jedna wystarczy.Było jej więcej, niż nas…
„mnie” można usunąć.Po chwili jednak z pokoju dochodzą do mnie znajome dźwięki świadczące o tym, że piszesz wiadomość na klawiaturze telefonu.
Pominąłbym „pojemnik na herbatę”. Zbędna drobiazgowość.Idę do kuchni, włączam czajnik, wyciągam kubek z szafki, z pojemnika herbatę.
Za dużo „się”. Można na przykład tak:„Nie daj się sprowokować. Nie daj się sprowokować. Nie…” Im dłużej trwa ten stan, tym bardziej zapadam się w nieistnienie. Zaciskam zęby, aby nie krzyczeć. Co się stało z moim ciałem? Jestem niewidzialna… I jak powietrze ulatuję z pokoju.
Wiem, nie spodziewałeś się tego po mnie, a jednak… Przyznaję, że się pogubiłam.
„Nie daj się sprowokować. Nie daj się sprowokować. Nie…” Im dłużej trwa ten stan, tym bardziej zapadam w nieistnienie. Zaciskam zęby, aby nie krzyczeć. Co się stało z moim ciałem? Jestem niewidzialna… I jak powietrze ulatuję z pokoju.
Wiem, nie tego po mnie oczekiwałeś, a jednak… Przyznaję, że się pogubiłam.
To, że możesz odlecieć (abstrahując, w jaki sposób), nie musi być konsekwencją niewidzialności, a tutaj tworzy się taka domniemana zależność przyczynowo – skutkowa. Poza tym jeśli zauważysz, że jesteś niewidzialna, to będzie stanowić spory szok, który tu pomijasz. No i samemu to stwierdzić też raczej trudno, bo twoje oczy również są niewidzialne (dla ciebie), a czy niewidzialne (czyli pozbawione przynajmniej pewnych atrybutów fizyczności) oczy, mogą widzieć? Może lepiej tak:Co się stało z moim ciałem? Jestem niewidzialna… I jak powietrze ulatuję z pokoju.
Co się stało z moim ciałem? Nie czuję go... I jak powietrze ulatuję z pokoju.
6
Lęk jest cichy, nie trzeba go zagłuszać dźwiękami. Może raczej dudnienie serca ma zagłuszyć ten stukot klawiatury? A może po prostu - wypełnić ciszę?Kamyk pisze: Dudnienie mojego serca zagłusza wszystko – lęk przed dzielącą nas pustką.
Kamyk pisze:Czuję jak ciało zalewa fala irytacji, bezradności i niezrozumiałego rozczarowania. Dlaczego wciąż mnie to dziwi? Skąd we mnie nadzieja, że tym razem będzie inaczej?
Skąd biorę (czerpię) nadzieję...Kamyk pisze:Uwięzieni w dwóch równoległych światach oddzielonych od siebie niewidzialną kurtyną, łączy nas tylko wspólna przestrzeń.
W pierwszym zdaniu (jeśli to ma być zdanie) wyraźnie brakuje orzeczenia: Tkwimy uwięzieni?
Czegoś za dużo w tym zdaniu. Chyba po prostu słów. Mimo to przytłacza mnie poczucie nieuchronnej porażki. Skoro porażka jest nieuchronna (albo nieunikniona), to wiadomo, że dopiero się zbliża.Kamyk pisze:Mimo to ogarnia mnie przytłaczające poczucie nieuchronnie zbliżającej się porażki.
Z powietrzem sprawa jest skomplikowana, gdyż ono niby ulatuje, a jednak ciągle jest obecne. Nie ma miejsca, gdzie by go nie było. Zmieniłabym na: wraz z powietrzem ulatuję z pokoju. Tak, jak to się dzieje np. z zapachem.Kamyk pisze:Jestem niewidzialna… I jak powietrze ulatuję z pokoju.
Tu czegoś nie rozumiem. Cień kroczy zupełnie inną drogą? To jest sprzeczne z naturą cienia. Gdyby zaś chodziło o mężczyznę, to nie wiem, czy właśnie do niego pasowałaby ta "nowa droga". Bo to chyba jednak kobieta, po unicestwieniu przez wszechogarniającą obojętność, zdecydowała się na zmianę.Kamyk pisze: Budzę się rano, czując ciężar własnego ciała… jestem, samotność stała się cieniem, a on kroczy zupełnie inną drogą. Najwyższy czas.
No właśnie. I, jak rozumiem, dzięki temu odzyskała poczucie, że ma ciało. Więc przydałaby się zakończeniu większa klarowność.Kamyk pisze: Podjęłam decyzję. Jeżeli tak ma być, to tylko ja i ona, nie ty.
W sumie - spodobała mi się Twoja miniatura. Dużo w niej niewiadomych, lecz bohaterka jest bardzo czytelna i wyrazista w swoich emocjach.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.