Génos

1
Witam po długiej przerwie. Postanowiłam posłuchać dobrych rad i spróbować realiów bardziej mi znanych.

WWW- To nie dzieje się naprawdę. To tylko zły sen.- powtarzałam w myślach wybijając jednocześnie paznokcie w skórzany podłokietnik.
Jednak niezależnie od tego, jak mocno zaciskałam powieki, sytuacja uparcie pozostawała bez zmian. Dalej siedziałam w gabinecie dyrektora. Doskonale znałam to pomieszczenie. Czarne, lakierowane biurko, stół konferencyjny ze szklanym blatem, na ścianie poster z logiem firmy. Prosty: dwa, czerwone, koncentryczne obręcze oraz symbol Instytutu Wetterberga, naszego gospodarza i głównego zleceniodawcy. W Zespole Pracowni Pomocniczych wszyscy doskonale znaliśmy charakterystyczne, wijące się W. Naklejano je na każdym sprzęcie w budynku. Pokój urządzono tak, aby każdy element wyposażenia odzwierciedlał wydajność i zimny profesjonalizm, jakim charakteryzował się jego lokator. I to właśnie w tym miejscu, w otoczeniu chromu i szkła, Isabella, kobieta, z którą miałam stworzyć prężnie działający zespół, właśnie kończyła tłumaczyć czemu domaga się mojego zwolnienia.
WWW- Oczywistym jest, że nie mogę z nią pracować na obecnych warunkach. - lekki ruch brody, który wykonała był zupełnie zbędny. W pokoju nie było nikogo poza naszą trójką.
WWW- Jako współpracownika mogę EWENTUALNIE zaakceptować jakiegoś doświadczonego postdoca.
Andreas zmarszczył brwi słysząc akcent na "ewentualnie".
WWW- Anna została zatrudniona jako specjalista w swojej dziedzinie - przerwał przyjmując ton głosu dobrotliwego wujka. Mimowolnie skuliłam się w fotelu. Nic tak nie przerażało pracowników, jak Andreas włączający tryb słodko-cukierkowy. Widać, że nasz konflikt nie był mu na rękę i ktoś za to beknie. Jednak Isabella, pracująca dopiero od miesiąca, nie zdążyła poznać tej strony szefa i wyraźnie uznała jego łagodność za dobrą monetę. Wyprostowała się wyniośle na krześle. Zupełnie jak stereotypowa bibliotekarka. Sztywna postawa, klasyczny, tweedowy kostium, włosy zwinięte w ciasny kok na potylicy. Do diaska, nawet okulary na łańcuszku!
WWW- Umowy można zmienić - Zacisnęła usta tak, że utworzyły idealnie prostą kreskę. - Jak już mówiłam potrzebuję sekretarki i myślę, że ewentualnie mogłabym dać jej szans na tym stanowisku. W końcu nie powinnam tracić czasu na administracyjne drobnostki. Oczywiście pod warunkiem, że popracuje nad swoją postawą. Podejrzewam, że po trzech miesiącach będę mogła ocenić, czy się sprawdza i mogę jej zaufać.
I znów to "ewentualnie". Ostatkiem sił powstrzymałam słowa cisnące się na usta, ale moja twarz musiała wyrażać, co myślę o tak hojnej ofercie. Isabella nic nie zauważyła. Od samego początku spotkania siedziała do mnie plecami. Że też udawało się jej to przy okrągłym stole konferencyjnym? Andreas uśmiechał się teraz jeszcze szerzej i jeszcze dobrotliwiej, czekając na moją odpowiedź. Zebrałam całą siłę woli, na jaką było mnie stać. Nie chciałam stracić pracy, a zdawałam sobie sprawę, że nie wygram ani wykształceniem, ani doświadczeniem. Cóż, jak ginąć, to z fasonem.
WWW- Absolutnie nie zgadzam się na jakiekolwiek zmiany w moim kontrakcie. Zostałam zatrudniona na określone stanowisko i nie będę pracować na jakimkolwiek innym.- Prawie udało mi się powstrzymać drżenie głosu.
Serce waliło mi jak młotem. Uwielbiałam swoją robotę i myśl, że miałabym stracić wszystko, na co pracowałam przez idiotkę, która czuje się urażona koniecznością współpracy z kimś bez tytułu naukowego doprowadzała mnie do szału. Przez pewien czas w gabinecie panowała absolutna cisza. W końcu Andreas westchnął i spojrzał na komórkę.
WWW- Wygląda na to, że znaleźliśmy się w impasie. Niestety myślałem, że uda nam się szybciej znaleźć rozwiązanie i mam teraz ważny telefon. Proponuję, żebyśmy spotkali się znowu za pół godziny.
Isabella bez słowa podniosła się z krzesła skinęła w kierunku szefa, zajętego porządkowaniem notatek, ktore zrobił podczas rozmowy i opuściła pokój. Nie pozostało mi nic innego, jak pójść w jej ślady. Czułam się okropnie. Byłam pewna, że się nie dogadamy i z nas dwóch to mnie wywalą. W końcu technika można zastąpić łatwiej niż patologa. Wściekłość, tłumiona przez całą rozmowę, zaatakowała ze zdwojoną siłą. Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami pojawiły ciemne plamy. Na korytarzy zawahałam się niepewna, gdzie iść. Zdecydowanie nie do labu. Jeszcze, nie daj Boże, ktoś potrzebowałby pomocy, a nie sądzę, żebym w obecnym stanie nie spartoliła sprawy. Potrzebowałam świeżego powietrza. Dobrą opcją wydawał się taras widokowy na dachu. Do lunchu zostało jeszcze sporo czasu, więc poza kilkoma amatorami nikotyny wykorzystującymi przerwę w eksperymencie, aby wyrwać się na szybkiego dymka, nikt nie powinien się tam pałętać.

Zgodnie z przewidywaniami taras był pusty. Z przyjemnością wystawiłam twarz w kierunku słońca i rozpuściłam włosy pozwalając, aby swobodnie rozsypały się na wietrze. Zawsze lubiłam przebywać na wysokościach. Jednym z moich najpiękniejszych wspomnień był skok na bungee. Zamknęłam oczy próbując przywołać tamte chwile. W tym momencie kobiecy głos mówiący po francusku. Isabella! Że też musiała się tu pojawić! Cała wściekłość, którą starałam się opanować wróciła w mgnieniu oka. Zamiast przyjemnych chwil spędzonych wśród chmur, przed oczami pojawiła mi się scena ostatniej sprzeczki, kiedy ta magiera z kpiącym uśmiechem zaproponowała mi włączenie Andreasa.
WWW- Ale to ty będziesz miała problemy, nie ja - zapowiedziała.
Patrząc, jak pewna siebie przechadza się z komórką przy uchu, z całej siły zapragnęłam zetrzeć jej z twarzy tryumfalny uśmieszek. Spopielić tą pełną wyższości sylwetkę. Nie wiem skąd przyszło mi do głowy właśnie to określenie, ale gdy tylko się pojawiło, wyparło wszystkie inne myśli. Spopielić... spopielić... Oczyma duszy widziałam wokół siebie szalejącą pożogę.

Nagle gwałtowny ból eksplodował w mojej klatce piersiowej i rozpłynął się na całe ciało. Miałam wrażenie, że każde włókno mięśniowe oddzielało się od pozostałych, przemieszczało i rosło. Słyszałam chrzęst łamiących się kości i czułam, jak zrastają się w innych pozycjach. Otworzyłam usta aby krzyczeć, ale ku mojemu przerażeniu dźwięk, który się z nich wydobył nie przypominał ludzkiego głosu. Pierwotny, zwierzęcy ryk zatrząsł tarasem. Isabella odwróciła się gwałtownie. Jak na filmie, w zwolnionym tempie zobaczyłam jak grymas niechęci na mój widok zamienia się w maskę strachu. Eksplozja bólu pozbawiła mnie przytomności. Przynajmniej tak tłumaczyłam sobie fakt, że gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą sufit. Leżałam w białej, wykrochmalonej pościeli na łóżku z wysokimi poręczami. Poruszyłam się niepewnie i syknęłam czując szczypanie w lewej ręce. W zgięciu łokcjiia tkwiła igła podłączona giętką rurką do kroplówki. W tym momencie, w asyście stuku drewnianych chodaków, przy moim łóżku pojawił się wysoki blondyn w kitlu.
WWW- Grüss Gott. Czy wiesz gdzie jesteś? - zapytał po niemiecku. Zawahałam się. Gdy zmienia się kraj zamieszkania co cztery - pięć lat, odpowiedzi na pytania gdzie jesteś lub skąd jesteś zmieniają się w zależności od kontekstu. Spojrzałam na niego pytająco i wyrecytowałam, po kolei zawężając lokalizację:
WWW- Austria, Wiedeń, prawdopodobnie szpital...? - Przy ostatniej części zawiesiłam głos.
Mój rozmówca skinął aprobująco. Któraś z odpowiedzi musiała być prawidłowa. A może po prostu chodziło o sprawdzenie, co pamiętam i kojarzę?
WWW- Herr doktor zaraz przyjdzie. - to mówiąc oddalił się w kierunku biurka stojącego w kącie sali.
Teraz, już bardziej przytomnie, rozejrzałam się wokół. Leżałam w pokoju całkiem pokaźnych rozmiarów. Wzdłuż obu ścian w równych rzędach ustawiono łóżka. Niektóre były zajęte przez pacjentów przypiętych do różnych urządzeń, umieszczonych na scianie. Na monitorach można było na bieżąco śledzić poszczególne funkcje życiowe. Przez chwilę dla zabawy starałam się przyporządkować kolorowe wykresy odpowiednim parametrom. Praca serca, saturacja krwi, ruch klatki piersiowej. Kreseczki biegnące z lewej strony ekranu na prawą, wyznaczające życie i śmierć.
WWW -Frau Grzszegozsewsky? - Nobliwy staruszek w kitlu z łagodnym uśmiechem stał przy łóżku, pochylony tuż nad moim lewym uchem. Jakim cudem nie usłyszałam jak podchodzi? - Nazywam się doktor Heinz. Dziś rano brała pani udział w wypadku. Jak się pani czuje?
Z trudem rozpoznałam swoje nazwisko, choć i tak poradził sobie lepiej niż standardowy Austriak.
WWW- Całkiem dobrze. Czy możemy rozmawiać po angielsku? Mój niemiecki nie jest za dobry.
WWW- Oczywiście - Doktor odpowiedział prezentując nienaganny, brytyjski akcent.
WWW- Co się stało?
WWW- Miała miejsce eksplozja. Najprawdopodobniej gazu. Straż Pożarna właśnie bada przyczynę, ale wszystko wskazuje na nieszczelną instalację. Pamięta pani coś?
WWW- Isabella, przepraszam, moja współpracownica, Isabella Picqarde. Byłyśmy razem na tarasie. - Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek z porannych wydarzeń.
WWW- Przykro mi, ale Frau Picqarde znalazła się bliżej centrum wybuchu. Nie udało się jej uratować.
Zamarłam. Jak to? Isabella nie żyje? Niemożliwe! Przecież dopiero ją widziałam. W tym momencie przed oczami pojawiła mi się jej twarz. Wykrzywiona strachem, tak, jak wtedy na tarasie. I coś jeszcze. Kula ognia lecąca dokładnie na nią. Potrząsnęłam głową.
WWW- Nic więcej nie pamiętam.
WWW- Nie szkodzi. Nie szkodzi. To normalne. Proszę się nie martwić. - Z troską pogłaskał mnie po dłoni. - Musimy jeszcze wykonać kilka testów. Niewykluczone, że doznała pani wstrząsu mózgu, więc na pewno zostanie na obserwacji. Teraz proszę odpoczywać. My się wszystkim zajmiemy.
WWW- Dziękuję - odpowiedziałam ciepło.
Doktor otworzył usta, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili rozmyślił się i zamknął je bezgłośnie. Odwrócił się i podszedł do drzwi. W tym momencie usłyszałam coś dziwnego, jakby świst na granicy słyszalności. Spojrzałam w kierunku skąd dochodził. Pielęgniarz, z którym rozmawiałam wcześniej przyglądał mi się w skupieniu. W umyśle powoli zaczęły mi się formować litery. W końcu utworzyły zdanie:
UWAŻAJ NA SIEBIE
Ostatnio zmieniony pn 05 paź 2015, 21:54 przez Ilharess, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Czytało się całkiem nieźle, chociaż kilka zmian warto byłoby wprowadzić.
Ilharess pisze:- To nie dzieje się naprawdę. To tylko zły sen.- powtarzałam w myślach wybijając jednocześnie paznokcie w skórzany podłokietnik.
Jednak niezależnie od tego, jak mocno zaciskałam powieki, sytuacja uparcie pozostawała bez zmian. Dalej siedziałam w gabinecie dyrektora. Doskonale znałam to pomieszczenie. Czarne, lakierowane biurko, stół konferencyjny ze szklanym blatem, na ścianie poster z logiem firmy. Prosty: dwa, czerwone, koncentryczne obręcze oraz symbol Instytutu Wetterberga, naszego gospodarza i głównego zleceniodawcy. W Zespole Pracowni Pomocniczych wszyscy doskonale znaliśmy charakterystyczne, wijące się W. Naklejano je na każdym sprzęcie w budynku. Pokój urządzono tak, aby każdy element wyposażenia odzwierciedlał wydajność i zimny profesjonalizm, jakim charakteryzował się jego lokator. I to właśnie w tym miejscu, w otoczeniu chromu i szkła, Isabella, kobieta, z którą miałam stworzyć prężnie działający zespół, właśnie kończyła tłumaczyć czemu domaga się mojego zwolnienia.
Opis pokoju w tym akurat miejscu jest zbędny, czytelnik na razie nie wie nic o bohaterce, nie ma pojęcia o sytuacji, w jakiej się znalazła (domyśla się tylko, że nie jest to nic przyjemnego), a Ty zajmujesz jego uwagę wyglądem pomieszczenia, które i tak nie odegra w tym fragmencie żadnej roli. Nazwa firmy i zimny profesjonalizm jej szefa mogą pojawić się wplecione w następne zdania.
Ilharess pisze:- Jako współpracownika mogę EWENTUALNIE zaakceptować jakiegoś doświadczonego postdoca.
Andreas zmarszczył brwi słysząc akcent na "ewentualnie".
WWW- Anna została zatrudniona jako specjalista w swojej dziedzinie - przerwał przyjmując ton głosu dobrotliwego wujka.
Specjalista w swojej dziedzinie, który nie ma studiów? Trochę dziwnie to brzmi. Warto byłoby od razu napisać, że Anna jest technikiem (doświadczonym technikiem) i jako taka bardzo się przyda w zespole Isabelli. Wtedy cała sytuacja jest klarowna od samego początku, łącznie z niezgodą Anny na zmianę warunków zatrudnienia.
Ilharess pisze:Wyprostowała się wyniośle na krześle. Zupełnie jak stereotypowa bibliotekarka. Sztywna postawa, klasyczny, tweedowy kostium, włosy zwinięte w ciasny kok na potylicy. Do diaska, nawet okulary na łańcuszku!
Nie wiem, czy stereotypowe (typowe?) bibliotekarki wyglądają właśnie tak, dużo zależy od biblioteki, lecz w hierarchii bytów zawodowych mieszczą się raczej niewysoko. Jeśli więc posługujemy się stereotypami, to osoba, która tak zdecydowanie domaga się zwolnienia współpracownicy, raczej nie kojarzy mi się z bibliotekarką. Może raczej - z dyrektorką liceum? W każdym razie z kimś, kto ma jakąś władzę.
Ilharess pisze: przed oczami pojawiła mi się scena ostatniej sprzeczki, kiedy ta magiera z kpiącym uśmiechem zaproponowała mi włączenie Andreasa.
Megiera, naturalnie.
Właściwie wiadomo, o co chodzi, lecz Andreas to jednak nie automat ani robot. Za duży skrót.
Ilharess pisze:Słyszałam chrzęst łamiących się kości i czułam, jak zrastają się w innych pozycjach. Otworzyłam usta aby krzyczeć, ale ku mojemu przerażeniu dźwięk, który się z nich wydobył nie przypominał ludzkiego głosu. Pierwotny, zwierzęcy ryk zatrząsł tarasem.
Hmm... Anna przemieniła się w smoczycę? Nie, żebym miała coś przeciwko temu, pytam z ciekawości.
Niespecjalnie mnie natomiast przekonuje moment, kiedy odzyskała przytomność.
Ilharess pisze:Teraz, już bardziej przytomnie, rozejrzałam się wokół. Leżałam w pokoju całkiem pokaźnych rozmiarów. Wzdłuż obu ścian w równych rzędach ustawiono łóżka. Niektóre były zajęte przez pacjentów przypiętych do różnych urządzeń, umieszczonych na scianie. Na monitorach można było na bieżąco śledzić poszczególne funkcje życiowe. Przez chwilę dla zabawy starałam się przyporządkować kolorowe wykresy odpowiednim parametrom.
Dobrze, ale dlaczego ona w ogóle nie zastanawia się, z jakiego powodu tam się znalazła?
Przecież to jest podstawowy odruch: człowiek budzi się, widzi całkowicie obce otoczenie - jak to możliwe? Co się stało? Nawet jeśli w pamięci ma pustkę, ta chwila zainteresowania własną sytuacją powinna się pojawić.
Ilharess pisze:- Isabella, przepraszam, moja współpracownica, Isabella Picqarde.
Współpracownica? Anna chyba była jej podwładną. Tzn. ja rozumiem, że wszystkie osoby zatrudnione przy jednym projekcie teoretycznie są współpracownikami, lecz tak mówi osoba wyższa lub równa rangą.

Jest w Twoim tekście parę potknięć językowych i może trochę nadmiernej drobiazgowości w relacji z miejsca pracy, lecz do fabuły nie mam więcej uwag.
Jeśli chodzi o ciag dalszy - przeczytałabym.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Re: Génos

3
Ilharess pisze:Jako współpracownika mogę EWENTUALNIE zaakceptować jakiegoś doświadczonego postdoca.
Co ona rozumie przez pojęcie "doświadczonego postdoca"? Kogoś na drugim postdocu? Na trzecim? (W USA taki ktoś uchodzi już za nieudacznika.) Ten "doświadczony" mi nie tworzy stałego związku frazeologicznego ze słowem "postdoc".
Ilharess pisze:Doktor odpowiedział prezentując nienaganny, brytyjski akcent.
Nie ma czegos takiego, jak "brytyjski akcent", a nawet jakby było, czemu miałby go mieć Austriak (chyba, że jest to jakoś fabularnie uzasadnione)? Proponuję: "Doktor odpowiedział płynną, nienaganną angielszczyzną" czy coś w tym stylu.

Ilharess pisze: Miała miejsce eksplozja. Najprawdopodobniej gazu. Straż Pożarna właśnie bada przyczynę, ale wszystko wskazuje na nieszczelną instalację.
Co to miałby być za gaz? Ziemny? Moze być, ale masz świadomość, że ilość metanu w powietrzu musi być niemała (5-15%), żeby był wybuch? Nie bardzo to sobie wyobrażam na świeżym powietrzu. (Eksplozje gazu ziemnego owszem są bardzo niszczące, ale w pomieszczeniach zamkniętych.) Problem w tym, że metan jest lżejszy od powietrza i nie gromadziłby się przy podłodze. Ta instalacja musiałaby mieć potężne ciśnienie. (Nie jest oczywiste, co oni robią w tym instytucie, może ma.) Cieższa od powietrza jest na przykład mieszanina propan-butan. Albo eter etylowy. Oczywiście, wiemy, ze to wyjaśnienie jest nieprawdziwe, ale niech ta Straż Pożarna nie będzie całkiem głupia.

4
Na początek dzięki wielkie za weryfikacje. Miło, że ktoś poświęcił czas i energię, aby mi pomagać uniknąć wtórnego analfabetyzmu.

Co do sugestii:

Andreth:
Co ona rozumie przez pojęcie "doświadczonego postdoca"? Kogoś na drugim postdocu? Na trzecim? (W USA taki ktoś uchodzi już za nieudacznika.) Ten "doświadczony" mi nie tworzy stałego związku frazeologicznego ze słowem "postdoc".
Nie wiem, jak na polski przetłumaczyć "senior postdoc". Ogólnie wyraz postdoc chyba nie ma związków frazeologicznych z czymkolwiek. A doświadczony może oznaczać właśnie kogoś już po jednym postdocu zatrudnionego na pozycji technicznej (co często się zdarza, ale są to zazwyczaj pozycje "head of facility", po polsku chyba kierownik pracowni?) lub po prostu osobę po doktoracie, czyli postdoca, ale z dużym doświadczeniem (nie wiem, pierwszoautorowy papier w Science, czy coś). Dopuszczam obie opcje, bo są równie absurdalnym żądaniem ze strony Isabelli.

Nie ma czegos takiego, jak "brytyjski akcent", a nawet jakby było, czemu miałby go mieć Austriak (chyba, że jest to jakoś fabularnie uzasadnione)? Proponuję: "Doktor odpowiedział płynną, nienaganną angielszczyzną" czy coś w tym stylu.
Jest akcent Szkocki, Irlandzki, Amerykański, to jak nazwać akcent, powiedzmy prezentera BBC? I czemu Austriak nie może się takim poszczycić? Słyszałam takowy od Polaka, to co? Austriacy gorsi?

Co to miałby być za gaz? Ziemny? Moze być, ale masz świadomość, że ilość metanu w powietrzu musi być niemała (5-15%), żeby był wybuch? Nie bardzo to sobie wyobrażam na świeżym powietrzu. (Eksplozje gazu ziemnego owszem są bardzo niszczące, ale w pomieszczeniach zamkniętych.)Problem w tym, że metan jest lżejszy od powietrza i nie gromadziłby się przy podłodze. Ta instalacja musiałaby mieć potężne ciśnienie. (Nie jest oczywiste, co oni robią w tym instytucie, może ma.) Cieższa od powietrza jest na przykład mieszanina propan-butan. Albo eter etylowy. Oczywiście, wiemy, ze to wyjaśnienie jest nieprawdziwe, ale niech ta Straż Pożarna nie będzie całkiem głupia.
Nie napisałam, że to teoria straży pożarnej a jedynie co Annie powiedział lekarz. I ma być grubymi nićmi szyta, bo Anna to w następnym rozdziale zauważa i nabiera podejrzeń. I zaczną zabawę w "ja wiem, że ty wiesz, ale czy ty wiesz, że wiem, że wiesz?" i tak dalej.

Rubia:
Specjalista w swojej dziedzinie, który nie ma studiów? Trochę dziwnie to brzmi. Warto byłoby od razu napisać, że Anna jest technikiem (doświadczonym technikiem) i jako taka bardzo się przyda w zespole Isabelli. Wtedy cała sytuacja jest klarowna od samego początku, łącznie z niezgodą Anny na zmianę warunków zatrudnienia.
Anna ma studia. Nie ma doktoratu. Ale skoro nie jest to takie jasne co, kto i po co, to postaram się przemyśleć i wprowadzić te informację jakoś klarowniej. Ogólnie nie lubię pisać początków, więc pewnie wiele prób na to pójdzie.
Nie wiem, czy stereotypowe (typowe?) bibliotekarki wyglądają właśnie tak, dużo zależy od biblioteki, lecz w hierarchii bytów zawodowych mieszczą się raczej niewysoko. Jeśli więc posługujemy się stereotypami, to osoba, która tak zdecydowanie domaga się zwolnienia współpracownicy, raczej nie kojarzy mi się z bibliotekarką. Może raczej - z dyrektorką liceum? W każdym razie z kimś, kto ma jakąś władzę.
Miałam na myśli tylko wygląd: surowa, w ciasnym koku i szarym kostiumie, zasadnicza. Taka co wypomni każdy szept i drżą przed nią wszyscy, którzy wkroczą na jej teren. No i sama uważa się za władczynię absolutną, ale naprawdę nie ma za dużej władzy. Idealnie pasuje do charakteru Isabelli.
Hmm... Anna przemieniła się w smoczycę?
Tak
Dobrze, ale dlaczego ona w ogóle nie zastanawia się, z jakiego powodu tam się znalazła?
Przecież to jest podstawowy odruch: człowiek budzi się, widzi całkowicie obce otoczenie - jak to możliwe? Co się stało? Nawet jeśli w pamięci ma pustkę, ta chwila zainteresowania własną sytuacją powinna się pojawić.
Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że obudzenie się w szpitalu powoduję chwilę ogólnego zawieszenia procesów myślowych poza: ok, jestem w szpitalu. Plus od razu ją zapytali gdzie jest, to odpowiedziała, a chwilę potem pojawił się lekarz i z nim nie gadała o pogodzie, tylko od razu się pytała co się stało.
Współpracownica? Anna chyba była jej podwładną. Tzn. ja rozumiem, że wszystkie osoby zatrudnione przy jednym projekcie teoretycznie są współpracownikami, lecz tak mówi osoba wyższa lub równa rangą.
O to chodziło, że obie były na równorzędnych stanowiskach, i miały stworzyć zespół, tylko Isabella nie chciała tego zaakceptować, bo miała więcej doświadczenia i więcej dyplomów. Stąd cała awantura.
Jeśli chodzi o ciag dalszy - przeczytałabym.
Kolejne rozdziały leżakują już czekając na poprawki, więc jeszcze będziesz miała okazję.

5
Ilharess pisze:Anna ma studia. Nie ma doktoratu. Ale skoro nie jest to takie jasne co, kto i po co, to postaram się przemyśleć i wprowadzić te informację jakoś klarowniej. Ogólnie nie lubię pisać początków, więc pewnie wiele prób na to pójdzie.
Wyjaśnij te kwestie, gdyż Anna sama mówi o sobie "technik", co może oznaczać typ wykształcenia (studia techniczne), ale i rodzaj stanowiska (podrzędne wobec stricte naukowych). W instytutach naukowych jest przecież wiele stanowisk pomocniczych, ogólnie zwanych właśnie technicznymi.
Ilharess pisze:O to chodziło, że obie były na równorzędnych stanowiskach, i miały stworzyć zespół, tylko Isabella nie chciała tego zaakceptować, bo miała więcej doświadczenia i więcej dyplomów. Stąd cała awantura.
Jeżeli Isabella domaga się zwolnienia Anny i mówi, że EWENTUALNIE widziałaby ją jako własną sekretarkę, to naprawdę trudno się zorientować, że zajmują stanowiska równorzędne:
Ilharess pisze:Jak już mówiłam potrzebuję sekretarki i myślę, że ewentualnie mogłabym dać jej szans na tym stanowisku. W końcu nie powinnam tracić czasu na administracyjne drobnostki. Oczywiście pod warunkiem, że popracuje nad swoją postawą. Podejrzewam, że po trzech miesiącach będę mogła ocenić, czy się sprawdza i mogę jej zaufać.
Ilharess pisze:Byłam pewna, że się nie dogadamy i z nas dwóch to mnie wywalą. W końcu technika można zastąpić łatwiej niż patologa.
Rozumiem, że to zagrożenie utratą pracy jest Ci potrzebne do kumulacji złości w Annie, lecz tym bardziej potrzebne byłoby - i to już wcześniej - wyjaśnienie, że pomysły Isabelli (dawanie szans, ocena "czy się sprawdza") są w gruncie rzeczy uzurpacją.

A jeśli chodzi o pobyt w szpitalu - to skoro Anna bawi się, przypisując kolejne wykresy jakimś parametrom, to znaczy, że jej umysł funkcjonuje całkiem sprawnie, no i ma czas na tę zabawę. Więc nadal twierdzę, że jednak mogło ją zastanowić, skąd tam się wzięła :)
Ostatnio zmieniony pn 05 paź 2015, 21:37 przez Rubia, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

6
Ilharess pisze:Nie wiem, jak na polski przetłumaczyć "senior postdoc".
Nie tłumacz. Niech ona zażąda "kogoś po doktoracie i z odpowiednim dorobkiem naukowym".
Postdoc to w ogóle brzydkie słowo, nie wiadomo jak to pisać w deklinacji.
Ilharess pisze:Jest akcent Szkocki, Irlandzki, Amerykański, to jak nazwać akcent, powiedzmy prezentera BBC?
Akcentem prezentera BBC. ;D

Co do gazu, jak ma być jawna bujda, to może być.

Ogólnie - jeśli to jest początek, to tego jest za mało. Nie wiadomo, na czym polega konflikt między tymi kobietami, czym się zajmują (Isabella jest patologiem, zatem rozumiem, że medycyną, ale czym konkretniej?), Isabelli w ogóle nie zdążyliśmy poznać, więc się jej śmiercią nie przejmiemy. Daj nam trochę więcej mięsa. Opis pomieszczenia z kolei zbyt drobiazgowy.

Fabuła natomiast obiecująca.

7
Jeszcze raz dzięki za wypunktowanie niejasności. Postaram się bardziej naświetlić sytuację jednocześnie nie zanudzając czytelnika.

[ Dodano: Pon 05 Paź, 2015 ]
Nie tłumacz. Niech ona zażąda "kogoś po doktoracie i z odpowiednim dorobkiem naukowym".
Postdoc to w ogóle brzydkie słowo, nie wiadomo jak to pisać w deklinacji.
Nigdy w życiu nie słyszałam aby ktokolwiek w normalnej rozmowie użył takiego sformułowania (no może, jeśli rozmówcą byłby profesor starej daty). W opisanej przeze mnie wymianie zdań najbliższy realizmowi jest właśnie ten nieszczęsny postdoc.
Ogólnie - jeśli to jest początek, to tego jest za mało. Nie wiadomo, na czym polega konflikt między tymi kobietami, czym się zajmują (Isabella jest patologiem, zatem rozumiem, że medycyną, ale czym konkretniej?), Isabelli w ogóle nie zdążyliśmy poznać, więc się jej śmiercią nie przejmiemy. Daj nam trochę więcej mięsa. Opis pomieszczenia z kolei zbyt drobiazgowy.
Jest to początek, wersja beta wygładzona, o ile potrafiłam, ortograficzno-interpunkcyjno-składniowo i wrzucona w celu uzyskania opinii czy obrałam dobry kierunek. Czyli: co rozwinąć? Co uciąć? Co brzmi niejasno? Wasze opinie już sporo rozjaśniły.

8
Ilharess pisze: Cytat:
Nie tłumacz. Niech ona zażąda "kogoś po doktoracie i z odpowiednim dorobkiem naukowym".
Postdoc to w ogóle brzydkie słowo, nie wiadomo jak to pisać w deklinacji.


Nigdy w życiu nie słyszałam aby ktokolwiek w normalnej rozmowie użył takiego sformułowania (no może, jeśli rozmówcą byłby profesor starej daty).
Ja bym użyła, chociaż nie jestem profesorem starej daty :) To jest oficjalna rozmowa, nie pogaduchy przy automacie z kawą. Wtedy trochę inaczej się formułuje myśli.

Moim zdaniem, ingerencje w tekst wcale nie muszą być duże, żeby to i owo się wyjaśniło.
Ilharess pisze:Zebrałam całą siłę woli, na jaką było mnie stać. Nie chciałam stracić pracy, a zdawałam sobie sprawę, że nie wygram ani wykształceniem, ani doświadczeniem. Cóż, jak ginąć, to z fasonem.
Mogłabyś np. zamiast tej straceńczej deklaracji (niespójnej, bo dyrektor wcześniej mówi właśnie o doświadczeniu Anny) napisać coś takiego:
Fakt, że Isabella miała doktorat, ja zaś nie, nie dawał jej takiej przewagi, jak sobie wyobrażała. Doświadczenie też się liczy, a tego mi nie brakowało. Od początku zakładano, że będziemy ze sobą ściśle współpracować, ale na zasadach równorzędności. Ona moją szefową? Nigdy.
Możesz, oczywiście, inaczej, byleby role w pracy, te rzeczywiste, zostały jasno określone.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

9
Nie ma czegos takiego, jak "brytyjski akcent"
no popatrz, a ja nawet jestem na studiach w grupie specjalizacji z akcentem brytyjskim. Cuda niewidy, widać już drugi rok robią mnie w trąbę te doktorki przemądrzałe
Me ne frego

10
A to nie wiem. Znajomi Brytyjczycy strasznie się z tego pojęcia naśmiewali (jako że brytyjskich akcentów jest co najmniej kilkanaście), ale może w lingwistyce coś takiego faktycznie funkcjonuje. W nauczaniu angielskiego na pewno. Jako opis sposobu mówienia nadal mi nie leży, tym niemniej to drobiazg i nie warto zaśmiecać tym wątku.

11
Możliwe, że z brytyjskim akcentem jest podobnie jak z kuchnią włoską, która też, w zależności od regionu, jest zupełnie inna.

12
Andreth pisze:A to nie wiem. Znajomi Brytyjczycy strasznie się z tego pojęcia naśmiewali (jako że brytyjskich akcentów jest co najmniej kilkanaście), ale może w lingwistyce coś takiego faktycznie funkcjonuje. W nauczaniu angielskiego na pewno. Jako opis sposobu mówienia nadal mi nie leży, tym niemniej to drobiazg i nie warto zaśmiecać tym wątku.
już się nie pogrążaj. Akcent brytyjski = Received Pronunciation (RP).

Rubia: uprzejmie proszę o komentowanie tekstu, a nie krytykowanie innych komentatorów.
Ostatnio zmieniony wt 06 paź 2015, 20:50 przez Arctur Y. Vox, łącznie zmieniany 1 raz.
Me ne frego

13
już się nie pogrążaj. Akcent brytyjski = Received Pronunciation (RP).
Tak, jasne. Każdy wie, że RP = Rzeczpospolita. Nie pogrążaj się.

Tekst (pomijając np nieumiejętność poprawnego pisania dialogów) jest poprawny. Tylko tyle mogę powiedzieć, bo zarówno na poziomie fabularnym jak i językowym przedstawiasz typową, podręcznikową rzecz, której nie chce się czytać.
ludzie cywilizują się nagminnie, a ja wciąż jestem dziki.

14
Tekst (pomijając np nieumiejętność poprawnego pisania dialogów) jest poprawny. Tylko tyle mogę powiedzieć, bo zarówno na poziomie fabularnym jak i językowym przedstawiasz typową, podręcznikową rzecz, której nie chce się czytać.
Szczerze, jest to dla mnie duży komplement. Przy tak nikłej styczności z językiem polskim, moim głównym celem jest trenować pisanie tekstów poprawnych. Na wielkie dzieło nie liczę, a oryginalny pomysł trafi mi się najwyżej przypadkiem. Jeżeli uda mi się uzyskać poziom strawnego czytadła, będę zachwycona.[/quote]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”