Serwus ;D
Oto opowiadanie (z przyciętą końcówką), które ostatnio popełniłem. ;D
Grupa docelowa (na oko) 5-10 lat. ;D
Komentarze mile widziane. ;D
Jak zmierzyć przyjaźń
Ciemno, śnieg prószy, a ci stoją pod domem i próbują mnie zbałamucić!
– Bierz telefon! Drops coś w zamku wyniuchał! – krzyknął Meloman.
Pyzaty wilczurek brykał wesoło wokół kolorowej zbieraniny. Mocny próbował go trafić śnieżką, ale dostało się Pralinie. Ciapa jedna! Znowu ją będzie przepraszał.
– Zanim zdążycie ulepić belfra będę na dworze! – powiedziałem ze swadą i pobiegłem do pokoju.
Telefon? Jest! Kurtka, buty, szalik i rękawiczki? Na cebulkę! Wełnianą czapkę też wezmę żeby sprawiać dobre wrażenie przed najważniejszym pytaniem na świecie. W mgnieniu oka stanąłem stosownie odziany przed mamą.
– Mama, mogę iść na dwór?
– Tylko na zamek nie idź, bo będzie szlaban.
Zamek, a raczej ruiny Mysiego Fortu. Ceglany labirynt z mnóstwem zakamarków. Nie było lepszego miejsca do harców!
– Kto ostatni ten warchlak! – krzyknąłem w stronę ferajny wybiegając z domu.
Ferajna – tak się nazwaliśmy. Ja, to znaczy Hrabia, bo jako jedyny mieszkam w domku. Meloman – rezolutny psotnik. Kolekcjonuje minerały i gra na oboju. W pokoju ukrywa kuferek ze wszystkimi bajkami na świecie! Pralina – przebiegła łobuziara. Szybsza od Dropsa, wejdzie na każde drzewo do połowy i nie boi się zejść do piwnicy. Mocny – ugodowy koneser słodkich wiktuałów o słusznej posturze. Podnosi Pralinę jedną ręką! Drops – kosmaty wilczur, nieodłączny kompan Mocnego. Uwielbia miętosić gumowe kości i obwąchiwać przechodniów.
Po krótkim wyścigu stanęliśmy przed zamkiem. Pralina jak zwykle pierwsza, zaraz za nią Drops, Mocny i ja. Meloman się wyłamał i poszedł spacerkiem, artysta!
– Gotowi? Włączcie latarki w telefonach – wyszeptał skrycie Meloman.
Maszerowaliśmy w zwartym szyku, ostrożnie i w milczeniu. W roli przewodnika Drops, zaraz za nim Meloman, Pralina i ja. Mocny na końcu jako ubezpieczenie. Idąc zapajęczonym korytarzem dotarliśmy do zasypanego przejścia. Tuż przy suficie, między rdzawymi cegłami, w bladej poświacie ekranów dostrzegłem niewielkie przejście.
– Kto ma cykora? – zapytała swawolnie Pralina, wskakując szybko do dziury i znikając w ciemnościach.
Drops grzecznie czekał, pilnując żeby wszyscy poszli za jej przykładem.
– To teraz ja chyba? – zapytał znienacka ogarnięty wątpliwościami Meloman.
Po nim nadeszła moja kolej, ale rozsądnie ustaliłem z Mocnym, że jak pójdzie ostatni i zaklinuje się w przejściu, nie będzie nikogo, kto sprowadziłby odsiecz. Kiedy zdołał się przepchnąć jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w mroczną czeluść.
– Wchodzisz ciamajdo czy nie? – krzyknęła z drugiej strony Pralina.
– Drops? Za mną! – wydałem komendę i niczym spieszący na ratunek światu pelerynowy bohater wskoczyłem do ciasnego tunelu.
Wydostając się z wieńczącego przesmyk zwężenia ujrzałem spowitą mrokiem komnatę. W jej głębi spostrzegłem ferajnę stojącą wokół okrągłego, alabastrowego murka. Otrzepałem wyjściowy kubraczek i podszedłem bliżej. Drops chyba się bał, bo – mając jako jedyny komfort bezwstydnego okazania lęku w towarzystwie – wskoczył Pralinie na ręce i mocno się w nią wtulił. Wszyscy wpatrywaliśmy się w napięciu w bezdenną otchłań.
– Tajemne przejście. Z pewnością prowadzi do skarbca – wyszeptała zachwycona nietuzinkowym odkryciem Pralina.
– Wygląda jak studnia – stwierdziłem wzruszając ramionami.
– Wrzucę do niej monetę! Dzięki temu dowiemy się jaką ma głębokość i będę mógł sobie czegoś zażyczyć! – krzyknął Mocny namiętnie się oblizując.
– Ty beztroski łasuchu! Ta moneta powinna zostać roztropnie zainwestowana w cukierni! Poszukaj lepiej kamyków! – zaprotestował przejęty spodziewaną utratą bilonu Meloman.
Zafrapowany Mocny podszedł do gruzowiska i zaczął wymachiwać telefonem szukając odpowiednich okazów. Po chwili wrócił z kilkoma umiejętnie dobranymi sztukami.
– Uwaga! Wrzucam! – powiedział, uroczyście zrzucając pierwszy egzemplarz.
– Oj! – usłyszeliśmy dobiegające z głębi jęknięcie.
Wszyscy zamarliśmy w bezruchu.
– W nogi! – huknął Meloman.
Odruchowo zerwaliśmy się do ucieczki. Kiedy wbiegliśmy na rumowisko usłyszeliśmy upiorny chichot.
– To Meloman! – warknęła Pralina.
Podstępny kawalarz nie przestawał się turlać śmiejąc się do rozpuku.
– Obiecuję, że nie będę już więcej psocił. Lepiej dowiedzmy się kogo Mocny trafił kamykiem – powiedział zgrywus ocierając łzy radości z rumianych policzków.
Zaniepokojeni ponownie stanęliśmy przy murku.
– Jak się macie figlarze? – nastroszyliśmy się słysząc dochodzący z otchłani głos.
– Kim jesteś? – zapytałem.
– Jak chcecie możecie tytułować mnie królewiczem. W końcu mieszkam w prawdziwym zamku!
– To nie zamek tylko zniszczony fort – wyszeptał skwaszony Meloman.
– Nie miałem na myśli waszego uroczego szańca! Zwykle bawię w zaczarowanym pałacu z którego wyruszam na awanturnicze ekspedycje wizytując prowincjonalne majątki.
– Potrzebujesz pomocy? – zapytała zatroskana Pralina.
– W żadnym wypadku! W dowolnym momencie mogę wrócić do mojej rezydencji! Zresztą jestem strasznie zajęty. Mam mnóstwo obowiązków! Kosztowanie wyszukanych delikatesów, doglądanie kolekcji minerałów, dekorowanie galowych kreacji! Wszystko na mojej głowie! Opowiem wam z jak wieloma przeciwnościami musiałem się dzisiaj zmierzyć!
Przez cały wieczór chłonęliśmy barwną opowieść królewicza o ekscytującym życiu na krańcu świata, pomiędzy gorzką jawą, a najsłodszym ze snów. Przeprawa przez piołunowy las i emocjonująca potyczka z odzianą w czerwony kapturek kłusowniczką. Brawurowe pojmanie siarkowego owczarza, podrzucającego zatrute kąski baraniny pierzastym smokom. Oblężenie ceglanej tawerny i spektakularne oswobodzenie wilka szykanowanego przez szajkę nieobliczalnych prosiąt. Nawet nieufny z natury Meloman uległ skrytym marzeniom o wspólnych perypetiach.
– Do stu nadziewanych muchomorowym farszem uszek! Jak nie przestanę opowiadać spóźnię się na wyprawiany z okazji waszego przybycia bankiet!
– Ktoś organizuje przyjęcie na naszą cześć i nic o tym nie wiem? – zapytał Mocny oczekując wyjaśnień.
– To kameralna uroczystość! Będzie w niej uczestniczyć zaledwie siedmiuset biesiadników, a jako wieczny jubilat muszę uraczyć ich okolicznościową oracją bez której nie będą mieć apetytu!
– Wolnego! My tu jeszcze wrócimy! – krzyknęła ochoczo Pralina.
– Zastanowię się nad kolejną audiencją zasięgając opinii nadwornego błazna. Odchodząc skorzystajcie z bardziej reprezentacyjnego tunelu w głębi komnaty, ale nikomu ani mru mru! Nie cierpię niezapowiedzianych wizyt i w razie najścia będę udawał, że wcale mnie tutaj nie ma!
Po zakończonej rozmowie zaleciłem ewakuację. Ponaglany przez Pralinę Drops namierzył drewnianą bramę. Meloman macając wilgotne zakamarki wyczuł wygiętą, chropowatą dźwignię, a kiedy Mocny się na niej uwiesił usłyszeliśmy dochodzący zewsząd warkot ukrytej w ceglanych ścianach maszynerii. Zmurszałe wrota lekko się uchyliły i wybiegliśmy na zamkowy dziedziniec.
W trakcie powrotu ustaliliśmy, że naradzimy się przy gorącej, cynamonowej czekoladzie. Wpadliśmy napuszeni doniosłym odkryciem do cukierni, przejmując ulubiony, stojący nieopodal rozpalonego kominka stoliczek. Mocny zamówił delicje i przystąpliliśmy do obrad.
– Co o nim myślicie? Ja nie ufam mu ani troszeczkę! Tak jest! Wcale, a wcale! – zainaugurował debatę Meloman.
– Jak to był królewicz to ja jestem czekoladowy renifer! – przejął inicjatywę Mocny.
– Zręczny lawirant! Taki nigdy prawdy nie powie, bo by oniemiał! – zdiagnozowała oczywistą przypadłość Pralina.
– To pewnie ten co tydzień temu do cukierni się włamał. Gagatek urządził sobie kryjówkę żeby przeczekać obławę, a potem się potknął i wpadł z całym łupem do dziury! – utkał kryminalną intrygę Meloman.
– Podstępny wodnik! Omami i wciągnie pod wodę! – zawyrokowała Pralina.
– Bies! Naobiecuje i podsunie cyrograf! Podpiszesz i jesteś ugotowany! – podsumował kulinarnie Mocny.
– Na pewno tam więcej nie pójdę!
– Nawet jakbym się zakochała i tak tam nie wrócę!
– Choćby za tuzin maczanych w miodzie pierników nie dam się tam zaciągnąć!
– Hau!
– Hrabia, wałkoniu! Może byś się tak z nami zgodził? – zapytał naburmuszony Meloman.
Jak powiem, że jako jedyny uwierzyłem królewiczowi to się wyłamię i zanim wystygnie czekolada wylecę z hukiem z ferajny. Z drugiej strony jak przyznam im rację zostanę największym krętaczem na świecie! Mój autorytet wisi na włosku!
– Właśnie zamierzałem ogłosić jak bardzo podzielam wasze zdanie – odpowiedziałem bez mrugnięcia okiem w sposób, który zostałby nagrodzony owacją na stojąco na uroczystym festiwalu kłamczuchów.
– Pysznie! Niniejszym zamykam posiedzenie ferajny! – krzyknął udobruchany Meloman.
Po opróżnieniu filiżanek rozstaliśmy się przed cukiernią, ale wracając do domu cały czas zastanawiałem się czy słusznie postąpiłem. Każdy potrzebuje przyjaciół, nawet królewicz. Pora przejąć inicjatywę!
Następnego dnia, wraz ze zwiastującym zimowy poranek bzyczeniem telefonu przeszedłem do konspiracji. W brudnopisie skomponowałem misterny scenariusz operacji – podprowadzić żelazną porcję makowca, przejąć termos z gorącą herbatą, dmuchnąć latarkę, zwinąć wełniany kocyk i wszystko dyskretnie upchnąć w szkolnym plecaku. Poruszać się bocznymi uliczkami. W razie nakrycia przygotować wiarygodną legendę o kursie kaligrafii. Jak będę duży zostanę tajnym agentem!
W zamku skorzystałem z przestronnego tunelu. Kiedy zbliżyłem się do uchylonej bramy ujrzałem oświetlone latarką, złowieszcze lico Melomana pląsającego wokół studni. To dopiero intrygant!
– Jeszcze trochę i pęknę jak zbyt mocno napompowany przez bujającego w obłokach marzyciela balonik! – westchnął Meloman.
– Jak można tyle grymasić? Spałaszowałeś dopiero trzeci tobołek łakoci! – odrzekł królewicz.
– Nie zamierzałem biesiadować! Z poświęceniem oceniałem wyroby kulinarnej magii którą się tak wytrawnie parasz.
– Choć jako królewicz nie ulegam wzruszeniom, zawsze miałem słabość do subtelnych pochlebstw zabiegających o moją uwagę lizusów.
– Nie podlizuję się! Chciałem ocenić czy jesteś prawowitym pryncypałem magicznego królestwa!
– Lepiej się przyznaj dlaczego przyszedłeś tu bez obstawy.
– Oj, no bo ja chciałem się tylko o coś zapytać, tylko tak żeby nikt inny nie słyszał.
– Ciekawe o co?
– Jak zmierzyć przyjaźń?
– Czy to pytanie pułapka?
– Bynajmniej! To najważniejsze pytanie na świecie!
– Wyborna riposta! Wspólnie rozwikłamy tę łamigłówkę. Zaczniemy od niesmacznych pytań. Tylko bez nawijania makaronu na uszy i językowych lapsusów. Oczekuję owocnej współpracy!
Zaintrygowany zbliżającym się przesłuchaniem Meloman coraz żwawiej krzątał się po komnacie. Korzystając z chwili wytchnienia rozpocząłem kolejny etap wnikliwej inwigilacji delektując się apetycznym makowcem.
– Kogo najbardziej nie lubisz? – zaatakował spłoszonego Melomana królewicz.
– Mam to powiedzieć na głos?
– Naturalnie! To niezwykle istotna rewelacja bez której niczego się nie dowiemy!
– Najbardziej nie lubię Prymusa!
– Niby dlaczego?
– To największy łobuz jakiego znam! Dołączył do mojej klasy rok temu. Na początku udawał poczciwego fajtłapę, ale wiedziałem, że to przykrywka. Zaczął od fortelu ze słabym wzrokiem. Wymachiwał okularami dopraszając się wielu wymyślnych przywilejów! Z marszu przejął pierwszą ławkę i zapewniając sobie dogodną pozycję bez przerwy robił mi na złość śpiewająco odpowiadając na każde pytanie! Kiedy wszyscy zaczęli tytułować go Prymusem zrozumiałem, że nie jestem już nikomu potrzebny.
– Chwileczkę! Poddałeś się szelmie bez walki?
– Wręcz przeciwnie! Bez przerwy czytam próbując spełnić oczekiwania moich przyjaciół! Opracowałem nawet stosowny system – zanim skonsumuję wybrane dzieło podsuwam je do powąchania Dropsowi. Jak zaczyna się krzywić szybciutko oddaję wolumin do biblioteki. Szczeniak najwidoczniej gustuje w zwietrzałych, obleganych przez gawiedź tytułach, a takim utworom zawsze warto się bliżej przyjrzeć!
– Wytrawny manewr! Niestety, mój zapalony bibliofilu, zupełnie bezcelowy!
– Jak to?
– Nikt nie dobiera sobie kompanów kierując się pospolitymi korzyściami! Twoi przyjaciele są nimi, ponieważ – o zgrozo – zwyczajnie się lubicie.
– To ma być rada oświeconego monarchy? Dziękuję za takie frazesy!
– Skoro nie cenisz moich osobliwych wskazówek, śmiertelnie obrażony zrywam naszą dozgonną znajomość!
– Akurat kiedy cię polubiłem?
– Niby za co? Od kilku godzin tylko się ze mną droczysz!
– Masz rację! Przekomarzanie się to najlepszy sposób na bezpłatne zdobycie nowego przyjaciela!
– Choć zmierzasz w dobrym kierunku, istnieją bardziej urzekające sposoby na ujmującą rozmowę.
– Muszę natychmiast wracać do domu!
– Ty dezerterze! Miałeś tu ze mną siedzieć i opychać się frykasami!
– Mam zamiar dobrać się do mojego kuferka! Przechowuję w nim wszystkie bajki których nie obejrzałem, niepotrzebnie realizując wymagania szkolnych leserów.
– Trudno. Skorzystam z okazji i pozwiedzam sobie studnię. Pod warstwą szlamu odkryłem frapującą ornamentykę dna. Czy to wczesne rokoko? Podejrzewam zabytek.
– Bez obaw wybawco! Jak tylko skataloguję całą kolekcję, zorganizuję posiedzenie ferajny i nakłonię ją do ponownej schadzki.
Rozgorączkowany Meloman niczym uciekający przed dyktandem wagarowicz pomknął w kierunku bramy. Chwileczkę! Czy to przypadkiem nie w moim kierunku?
– Hrabia! Ty tutaj? – jęknął demaskując moją działalność.
Tylko spokojnie – najważniejsze to zyskać na czasie trawiąc makowiec. Z pełnym brzuchem jeszcze nikt nie wygrał potyczki, nie wspominając o daniu drapaka.
– Poniekąd – mruknąłem przeciągając do granic werbalnych możliwości każdą sylabę.
Wtem usłyszeliśmy dobiegający z ciasnego przesmyku lament.
– Wasza studzienność? Znowu zaklinowałem się w przejściu!
– Czy to przypadkiem nie Mocny? Jak on nazwał mojego przyjaciela? – wymamrotał nabzdyczony Meloman.
– Tylko głosu nie podnoś, bo nas nakryją – wyszeptałem.
– Zgubiła cię słodka namiętność i podjadanie z tobołka! – dyscyplinował Mocnego królewicz.
– Uznałem ten wybieg za nieodzowny nie mogąc pozwolić coraz donośniej burczącemu brzuszkowi na ujawnienie mojego azylu!
– Rozkoszna wymówka! Kiedy do komnaty wpełznął Meloman, byłeś o krok od dekonspiracji!
– W porę zaszyłem się z Dropsem w tunelu przez który nie mogę się teraz przecisnąć! Co począć mój dobrodzieju?
– Niech wilczur skubnie największego winowajcę tej skandalicznej hecy!
– Stanowczo protestuję przeciwko jakimkolwiek próbom gryzienia mnie w tyłek!
– Alternatywą jest akcja ratunkowa i pamiątkowa sesja zdjęciowa z wyciągarką i mydlinami w tle.
– Takiej zniewagi bym nie zniósł. Drops? Bierz mnie!
– Hau!
Nagle z przesmyku wyłoniła się spuchnięta, ponura gęba. Mocny, niczym skrzywdzony kolejnym swetrem solenizant, ryknął.
– Udało się! – krzyknął strudzony śmiałek wygrzebując się z przewężenia.
Oswobodzony, zbiegł wraz z ukochanym pupilem ceglanym zboczem.
– Skoro dopieszczony przeze mnie omnibus zatonął w objęciach sztuki, oczekuję wznowienia przerwanej przez niego dyskusji! – rozkazał królewicz.
– Po tej przygodzie zupełnie opadłem z sił! Postuluję o regeneracyjny posiłek! – poprosił masując coraz dosadniej mruczący brzuch Mocny.
– Znam smakowite panaceum na tę banalną dolegliwość! Oto pralinki nadziewane zatopionymi w migdałowym kremie bakaliami.
Wraz z Melomanem ujrzałem wyskakujący ze studni pakunek, który z gracją utytułowanego akrobaty przechwycił Mocny. Obaj zgodnie ustaliliśmy, że gastronomiczne incydenty wyzwalają u naszego niepozornego przyjaciela zdumiewającą umiejętność bagatelizowania grawitacji.
– Dziękuję mój chlebodawco! Samo wspomnienie tak umiejętnie dobranej kuracji to balsam na moje trzewia!
– Wystarczy tych jałowych pogaduszek! Oczekuję wstydliwych wyznań i niewygodnych sekretów!
– W takim wypadku ponawiam zadane wcześniej pytanie – dlaczego nikt mnie nie lubi?
– Skąd wy bierzecie te wszystkie mrzonki?
– Jestem nagminnie poddawany nieprzyzwoitym szykanom! Oto terminarz w którym skrzętnie notuję wszystkie docinki!
– Przeczytaj ostatnią adnotację.
– Wskazuje na Melomana! Nicpoń nakłonił mnie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem!
– Zrobił to w trosce o twoją skarbonkę! Choć to przyziemne podejście, przymknąłbym na nie oko.
– Ciekawe dlaczego?
– Miarą przyjaźni jest skłonność do poświęcenia! To zaś musi być niespotykane, skoro nadal ze sobą wytrzymujecie!
– Chwileczkę mój powierniku! Nie napomknąłem o rubasznym figlu jaki nam wczoraj wywinął!
– Wystarczy już tego marudzenia!
– W takim razie poproszę kolejny tobołek!
Nagle uwagę Mocnego zwrócił przybierający pozycję stójki wilczurek, wskazując wprost na zdradliwy przesmyk.
– Następny petent? Znów muszę przejść do podziemia! – oznajmił osiłek mknąc ku drewnianej bramie.
– Teraz dopiero się zacznie – przewidująco wyszeptałem, kiedy po chwili odkrył nasz posterunek.
– Wy tutaj? Zdrada! – warknął przystępując do długo wyczekiwanego debiutu – batalii, która uwieczni się w rozchwytywanej kronice dziejów ferajny pod nazwą słynnej potyczki pod alabastrowym murkiem.
Szczęk termosu, niecelny zamach, zuchwały unik – wojenna zawierucha wydawała się nie mieć końca! Wtem szykujący się do decydującego natarcia Mocny zastygł w bezruchu. Po drugiej stronie komnaty stała Pralina.
– Co to za awantura? Ręce do góry! – krzyknęła oświetlając ekranem telefonu ceglany trakt.
– Nikogo tu nie ma! – stwierdził podejmując karkołomne wyzwanie ukrycia naszej obecności królewicz.
– Wasza wysokość?
– Precz z przeterminowanymi konwenansami! Zapraszam na alabastrową kozetkę! Dysponuję nieprzebranymi pokładami zrozumienia dla współpracujących ze mną kuracjuszy.
– To dobrze, bo chciałabym żebyś zachował wszystko co powiem w sekrecie.
– Obiecuję na wszystkie zapasy lukru w moim królestwie – załaskotany do utraty mojego majestatu nikomu nic nie wyjawię.
Jak zmierzyć przyjaźń
1
Ostatnio zmieniony śr 26 sie 2015, 23:08 przez logitech, łącznie zmieniany 3 razy.