Naród Smoka, Wyprawa do głębi

1
Rozdział siódmy

Po szkaradach ślad nie pozostał.
Froll jednak chwilę nasłuchiwał woląc przekonać się czy jakiś potworek nie zaczaił się w ciemnym kącie i na cudze życie nie dybie.
Póki co drzwi pozostawił otwarte, przytrzymywał wierzeje. Nie brakło mu cierpliwości. Nic się jednak nie stało, zatem w spokoju zostawił wejście. Zamknęło się bezszelestnie, ni rysy po sobie nie zostawiło. Po prostu niczym nie wyróżniająca się skalna ściana.
Dotknął.
- Niezła sztuczka – zamruczał z podziwem.
Zatarł ręce.
- Naprzód! – zawołał ochoczo. – Jak dotąd wszystko udaje się doskonale. Oby tak dalej.
Więc poszedł.
Po drodze opukiwał, co się dało. Wszystkiego był ciekaw. Zaglądał w szyby, szczeliny, omijał sztolnie. Kilkakrotnie natknął się na pozostałości po czymś, niby jakiś budowlach. Walały się porozbijane na drobny mak skorupy, o które nie pokaleczył się tylko dlatego, że buty nosił na grubiej podeszwie i uczciwie wzmocnione gwozdkami oraz blaszkami. Prędzej sam by komuś siniaki ponabijał niż by mu to zagroziło.
Ni razu nie zapalił kaganka, lampy lub pochodni. Na ścianach świeciły grzybki i kryształki, ciekła jasna woda, zbierana w dłonie tworzyła wesołą kałużę, latały jakieś robaczki błyskające albo odwłokami, albo oczyma, choć niektóre odnóża mające jak patyki migotały nimi jak świetliki w letnią noc.
Prędko i lekko zeszła mu ta droga. Nie wiadomo kiedy dotarł do kantorka. Miało się tak stać, zatem tak się stało, zgodnie z zapowiedziami. Już z daleka widziało się wzniesioną budowlę. Niezbyt ładną, choć wygodną, bo obszerną, jednak naprawdę skleconą nienadzwyczajnie.
Buda to była.
Choć na fundamencie solidnym.
Ale z kamieni niedobranych. Bez żadnego ładu, to czarnych i lśniących, to szarych i kruchych albo czerwonych od żyłek. Jednak na podwalinie wznosiły się ściany z belek, prawdziwych, drewnianych, zaś dach tworzyły fantazyjne dachówki. Jako szczyt wybujała strzelista wieżyczka. Tylko ozdoba, nie strażnica, bo pająk może by na nią wlazł, żaden uczciwej miary dwunóg by się nie zmieścił.
Taki siedział przed progiem z niezapaloną fają w gębie, mając za sobą otwarte drzwi i okienka, nieduże, ale okrągłe, z pstrokatymi okiennicami. Farb na ich ozdobienie nie pożałowano.
- Witaj! – Froll pokłonił się przed gospodarzem.
Tamten oczy wytrzeszczył, jakby mowy nie znał. Nie imponował wzrostem, choć do knypków też się nie zaliczał, budowy solidnej, choć jakoś pokręcony. Nie do przesady, ale nogi to miał co najmniej pałąkowate, zaś ramiona jak konary bagiennego drzewka, niezmiernie pokręcone. Urodą też nie grzeszył.
Lecz człowiek widywał brzydszych goblinów, bo ów fajczarz zaliczał się do tej rasy.
- Że gadasz: witaj? – zamamrotał gospodarz.
- Byle godnie się przedstawić.
- To jest godnie?
- A nie?
Goblin zruszył ramionami.
- Nie lepiej po prostu: dzień dobry? – podrzucił.
Froll się rozejrzał. Jasno, owszem, ale czy to dzień? Już raz po głowie dostał za te dobre dni.
Zdradził się ze swymi przemyśleniami.
- A w tym rzecz! – wykrzyknął gospodarz, po czym odłożył faję. – A już myślałem, że się ze mnie natrząsasz. Mów, jak ci wola.
- Słyszałem, żeś kawalarz.
- Ja? A kto ci takich głupot naopowiadał?
- Mienił się twoim krewniakiem.
- Czyli goblin. Nie wierz goblinom, dobrodzieju – zaszeptał. – Jeden w drugiego same przechery.
- A ty?
- Ja?
- Też jesteś goblinem.
- Ba! Ale ja to jednak co innego. Mnie możesz wierzyć.
Froll spoglądał nieufnie. Goblin roześmiał się.
- Wiem, co myślisz – mruknął.
- Co? – zaciekawił się człowiek.
- Żem taka sama przechera jak inni. A nieprawda! Oni w bandach biegają a jeden drugiego nahajką traktuje, by w biegu nie ustawać. Ja takich rzeczy nie czynię.
- Nahajką się brzydzisz?
- W gromadzie biegać nie lubię – wyjaśnił goblin. – Solidny bacik zawsze się przyda.
- Ach tak – mruknął Froll.
- Widzę, że ci takiego brak. Masz chęć?
- Znajdziesz jakiś na podorędziu?
- Z pewnością! – wykrzyknął gospodarz. – I nie tylko to. Widzę, że ciekawią cię takie sprawy, jak dobre wychowanie. Chwali się, maniery, to rzecz pierwsza. Każdy na samym początku na to patrzy. Dlatego nieobyczajnego złośnika od razu trzeba solidnym rzemieniem przez kark.
- Do czego pijesz?
- Do twoich powitań, oczywiście, zacny nabywco, bo zamierzasz? Nie mylę się?
- Jeśli masz coś dla mnie...
- Z pewnością. Wiem nawet co.
- Zadziwiasz mnie.
- Za mną, nabywco. Sam się przekonasz, że odgadłem twe myśli.
Zagłębili się w brzuchu budowli, przeciskali między skrzyniami postawionymi jedna na drugiej, omijali wieże talerzy i garnków, zadziwiających dlatego, że pośród wyrobów wysokiej jakości, znajdowały się naczynia otłuczone, porysowane albo zwyczajnie brudne, jakby żywcem wydobyte z jakiejś zapuszczonej, gobliniej nory.
Dumny gospodarz pociągnął gościa za sobą. Zasapał z przejęcia.
- Oto jest! – rzekł obydwiema rękami wskazując na przedziwny przedmiot.
Froll gapił się na byle jak zbitą skrzynkę z patykiem na tle czegoś, co przypominało tarczę. Kiedyś być może białą. Lecz to kiedyś strasznie dawno się zestarzało i dziś straszyło zgrzebną, zgoła dziadowską szarością.
Człowiek chrząknął.
- I co? – goblin trącił go łokciem. – Zapiera dech?
- Jakby tu rzec...
- Słów ci brak. Byłem pewien!
- A co to jest?
- Żartujesz?
Froll energicznie pokręcił głową.
- Raczej mniemam, że to ty sobie ze mnie dworujesz.
- Z ciebie nie śmiałbym. Tyś ćwik! Widać na pierwszy rzut oka – sapnął goblin i skrzywił gębę. – Wzrostu tu masz ho, ho, a przez to i krzepy. Z takim nie warto.
- Ostrzegano mnie, żeś kawalarz.
- Bolesne oskarżenie.
- Zatem czym jest to coś?
- Mierzycielem czasu.
- Czym?
- Widzisz – gospodarz podskoczył do skrzyneczki. – Popatrz, ten patyczek się kręci, powolutku, ale stale, w ten sposób cały dzień odmierza dzieląc go na mniejsze cząstki. Sprytne, prawda?
- O, tak.
- Bardzo sprytne, a wszystko dzięki śrubkom, drutom i kółeczkom oraz sprężynkom. Sprężynki są najważniejsze, bo naprężone muszą być. Ale w miarę by nie pękły, kruszynki. Umiar najważniejszy, a to coś pomaga go znaleźć, bo umiar to sprawa w czasie zawieszona. Mówię ci, bez tego cudu żyć się nie da.
- Naprawdę?
- Pewnie.
- To jaki mamy czas?
- Patyczek wskazuje, że wczesny – odpowiedział gospodarz.
- Moi się budzą – zamyślił się Froll i wspomniał bliskich. Przez chwilę ich widział, ale zaraz przestał. Przygoda wczoraj, dzisiaj, za pasem, namacalna, pociągała go bardziej. Zasłaniała wszystko inne.
Goblin chrząknął. Cmoknął.
- Może być, że się kładą – zamruczał.
- Powiedziałeś ledwie co, że wczesny?
- Ranek albo wieczór – objaśnił handlarz. – Zegar ma pewien mały feler. Drobiazg w zasadzie nie warty wspominania...
- Wspomnij! – roześmiał się przybysz.
- To w podziemiach znaczenia nie ma. Tu słońce nie świeci. Ranek, wieczór, wszystko jedno. Jego twórcy zapomnieli oznaczyć dzień i noc...
Froll się zaśmiał.
- Zaprawdę drobnostka.
- Sam się zgadzasz! – wykrzyknął sprzedawca. – Wiedziałem, że człek tak obyty, przybywający spod słońca, roztropniejszy od miejscowego tałatajstwa. Cieszę się, że doceniasz zalety tego wynalazku.
- Nie przyjmie się.
- Nie? – zmartwił się zawiedziony goblin.
- Nie – Froll pokręcił głową.
- Ranisz mnie.
- Na powierzchni niepotrzebny. Dzięki słońcu wiadomo jaka pora, a tu... Nie przyjmie się! – powtórzył zdecydowanie.
Sprzedawca sapnął.
- Banda goblinów też go nie chciała – pokręcił głową. – Dziwne, nikt nie chce.
- Byli tu?
- Cała horda. No dwa tuziny, niecałe. Paskudy i gbury. Nic, tylko nahajką ich po pyskach prać. A może życzysz sobie pożyteczny bacik? Skórę tnie aż do mięsa. Jak takiego paskudnika zaprawić, to zmyka o nogach zapominając. Cudo!
- Dzięki, obejdę się,
- Niesłusznie, to wyborny wyrób.
- Nie.
Sprzedawca spojrzał spode łba.
- Mam też oczywiście paliki i młotki – zauważył.
O czymś podobnym Froll już słyszał.
- Nie chcę.
- Nie wiesz co tracisz! – z zapałem zawołał goblin. – W palik wali się młotkiem. Pomysłowe urządzenie i bardzo proste w użyciu.
Gość się zaśmiał.
- A po co mi ono?
- Jak to? – zdumiał się gospodarz. – Każdemu się przyda. Proszę, sam zobacz.
- Nie, dzięki.
- Będziesz żałował, ostrzegam. To wyrób pierwszorzędnej jakości. Palik wygładzony, młotek z doskonale osadzonym obuchem, daje się odczuć mistrzostwo wytwórcy. Na twoim miejscu nie gardziłbym tak pochopnie.
- A w czym to mi się przysłuży?
- Można wbić w skałę, kiedy wisi się nad przepaścią – zauważył sprzedawca.
- Wolałbym nie wisieć.
- Lepiej spaść?
- W żadnym wypadku! – sprzeciwił się wędrowiec. – Wolałbym nie znaleźć się w podobnych tarapatach.
- Może będziesz musiał.
- Chyba bym oszalał – zamruczał człowiek.
- A jeśli sprawa będzie dotyczyła ratowania życia?
- Prędzej jego utraty.
- A jeśli będziesz musiał tak zmykać, że okaże się, iż to jedyna droga? Wtedy wyjdzie na to, że w paliku jeden ratunek, czyż nie?
Froll ubawił się. Cieszyła go taka rozmowa.
- Niby dlaczego? – spytał próbując zgasić śmiech. Nie była to najłatwiejsza rzecz na świecie.
- Bo taka potrzeba. Zawiśniesz, palik wbijesz w skałę, drewno podatne. Będziesz wisiał rad, że wisisz.
- Już to widzę.
- Zawsze mógłbyś spaść – podpowiedział gospodarz.
Przybysz się wstrząsnął.
- Wolałbym nie.
- Czyli bierzesz palik i młotek? – zasapał sprzedawca. – Wiedziałem od początku! – wykrzyknął. – Zawsze potrafię utrafić w gust klientów. Urodziłem się po to, by wiedzieć czego im trzeba.
- Ale mi tego nie trzeba – zaprotestował wędrowiec. – Z pewnością nie zawisnę nad żadną otchłanią.
- Strasznie marudzisz – sapnął goblin.
- Ty wymyślasz!
- Ale gdzie tam! Można sobie takie rzeczy łatwo wyobrazić.
- Inne poza spadaniem w otchłanie?
- Bez trudu! – wykrzyknął handlarz. – Na ten przykład takie latające nicpotem.
- Nicponie?
- No, takie ze skrzydełkami, robiące zamieszanie i fruwające nad głową. Ciarki przechodzą. Nicpotem.
- Nietoperz?
- Jak zwał! – goblin machnął ręką. – Taki krew wysysa i nic na niego nie działa, bo hasa na boki, tylko palik ociosany jak znalazł...
- Bo to wampir?
- Chciałbyś, by się twoją krwią opił?
- Wolałbym go zdzielić w łeb.
Goblin klasnął się po udach.
- Zapewniam, że palikiem najlepiej – zawołał uradowany. – Ale najskuteczniej nie w łeb, a w serce. Głowę zdjąć trudno, a taki palik sam szuka drogi do serca gada.
- Chyba nicpotema?
- Nietoperza! – poprawił goblin. – Tylko młotkiem przyklepać i po kłopocie.
- Czuję, że poradzę sobie bez niego.
Stwór zasapał.
- Strasznie trudno cię zadowolić. Bardzoś wybrzydny.
- Palik mi się nie przyda, ale coś na nogi, owszem. Łażę bez ustanku.
Goblin klasnął.
- Doskonale się składa.
- Masz coś na to?
- Oczywiście! Palik i młotek. Korzystaj, póki towar na półkach!
- A niby jak mi to ma pomóc?
- Młotek możesz przyłożyć na bolące miejsce, bo zimny. Palikiem natrzeć dla ciepła. Jest sto sposobów.
- Bardzo nietypowych – zauważył przybysz.
- Wolisz pospolite? Nic łatwiejszego! Na ból nogi najlepiej w łeb czymś przyrżnąć. Jak zacznie puchnąć ucho, nos albo wyrośnie guz na ciemieniu, to zaraz przestaje się dumać nad byle czym. W tym oczywiście najlepiej posłuży palik i młotek.
- Dobre na wszystko?
- A jakże! – zawołał goblin. – Sprawdza się jako prezent albo ozdoba do zawieszenia nad kominkiem.
- Strasznie się napraszasz z tym badziewiem.
- No wiesz! – oburzył się handlarz. – Bardzo niedrogo policzę – kusił.
- Zjadłbym coś...
- Mam...
- Palik i młotek? – domyślił się Froll.
- Nie! – zawołał goblin. – Ale mam taki zwyczaj, że poczęstunek po zakupach. Nie przed.
- Ale ja palików i młotków nie potrzebuję – człowiek rozłożył ręce.
- Szkoda – zafrasował się sprzedawca. – Mam na składzie góry całe...
- I leżą bezużyteczne? Po coś tyle tego wziął?
Gospodarz sapnął bardzo ciężko.
- Dostawca mało sobie policzył. Pomyślałem, okazja. Szast, prast i wszystkie komórki tym barachłem załadowane. Poruszyć się trudno. Zrób mi przysługę i nabądź choćby jeden zestaw. Życie mi uratujesz.
- Innym razem.
- Każdy tak gada – westchnął sprzedawca.
- Wziąłbym coś niedużego.
- Palik? – z nadzieją podpowiedział goblin.
- Za duży.
- Młotek mniejszy – zauważył handlarz.
- A gdzie bym go trzymał?
- A zatem to cię gnębi? Całkiem niepotrzebnie! Mam taką sakwę... No! Gdzieś tu była, zaraza! – ostrożnie uchylił drzwiczki do jednej z komórek, później do drugiej, z trzecimi mocował się, ale później znalazł to, czego szukał, choć gdy drzwi zatrzaskiwał, to towarzyszył temu taki łomot jakby chałupa się waliła. – Jest! – zawołał uradowany i zamachał postrzępioną torbą. – Tego potrzebujesz!
- Na pewno? – Froll nieufnie przyglądał się znalezisku naderwanemu tu i ówdzie.
- Zapewniam! – goblin położył rękę na sercu. – Patrz! – zawołał. Wepchnął do środka palik i młotek. Obydwa się schowały. – I co?
- Jak to zrobiłeś? – zdumiał się wędrowiec.
Palik był znaczący dłuższy od sakwy, w żadnym wypadku nie powinien zmieścić się w jej wnętrzu.
- Ha! – parsknął goblin. – Daj topór i swe manatki.
Przybysz uczynił to, zaś sprzedawca chował pospiesznie wszystko w nie za wielkiej sakwie.
- Sztuczki? – zaciekawił się człowiek.
- Magia! – prychnął handlarz. – Wejdzie tu ze trzydzieści przedmiotów – podrapał się po głowie. – A może trzysta?
- Ale potem ich z miejsca nie ruszę, bo ciężkie?
- Ha! – ponownie parsknął gospodarz. – Łap! – to mówiąc rzucił sakwę.
Froll złapał odruchowo.
- Lekka – mruknął.
Prawie nic nie ważyła. Raptem tyle, co postrzępiona skóra. Goblin odebrał mu sakwę, policzki zrobiły mu się krągłe, coś tam zamamrotał pod nosem, po czym ze środka wyciągał przedmiot po przedmiocie. Z wielkim namaszczeniem to czynił, niby prawdziwy sztukmistrz przed oczarowaną gawiedzią.
- Bierzesz? – spytał mrużąc oczy.
- Chętnie.
- Palik i młotek dołożę jako wyraz dobrej woli.
- Nie trzeba...
- Ależ z radością! – zawołał sprzedawca, po czym zatarł ręce. – To do rzeczy!
Froll sięgnął po bardzo chudą sakiewkę. Goblin prychnął kiedy zobaczył wysypującą się drobnicę.
- Za żebraka mnie masz? – oburzył się. – Sakwa warta więcej. O wiele, o wiele, o wiele!
- Zostało mi tylko tyle...
- Nie. Ale widzę zacny miecz i topór – wyciągnął ręce.
- Są mi niezbędne! – Froll odsunął broń.
- To nici z handlu.
Podobała się wędrowcowi sakwa. Przydałaby się z pewnością. Jednak mógł tylko wzruszyć ramionami.
- To idę...
- Czekaj! Może ja coś od ciebie kupię?
- Wszystko co mam mi potrzebne – zmartwił się człowiek. – No, chyba, że to... – wyciągnął naczynie z klejem.
Goblin najpierw obejrzał. Cmokał z początku, później wyprostowały mu się klapnięte uszy.
- Wszystkolep! – zawołał. – Nie do wiary! Powiadano, że zaginął na wieki wieków. Wymienisz się? Dodasz tę pustawą sakiewkę i mniej więcej rachunek równy.
Froll zamyślił się.
- Niech będzie – przystał.
Handlarz wyciągnął dłoń. Splunął w nią. Człowiek uczynił to samo. Już mieli przyklepać targ, kiedy szkaradek cofnął rękę.
- Nie mogę! – sapnął.
- Nie możesz?
- Ten klej wart więcej – goblin otarł łzę. – Niestety, przyznaję bez bicia, chciałem cię niecnie oszukać. Niestety, jestem handlarzem uczciwym. Nie mogę inaczej.
- Współczuję.
- I ja myślę, że to straszna przywara. Czasem żyć nie daje.
- To dodaj palik i młotek – odpowiedział człowiek.
- Przyjacielu! – wykrzyknął sprzedawca, po czym ponownie posmutniał. – Zawstydzasz mnie swą hojnością. I ja też tym odpłacę! – zawołał. – Masz tu jeszcze całozjadka!
- Co?
- No takie żuczki, pchełki, robaczki, co wszystko zeżrą – goblin wyciągnął bardzo mocno zamknięte naczynko. Znowu głową pomachał. – Wciąż mało. Masz jeszcze to! – wcisnął własną sakiewkę w ręce przybysza.
- Żartujesz?
- Schowaj za pazuchę. Na pewno się przyda na czarną godzinę.
- Teraz to tyś zbyt hojny.
- Wyrównasz wszystko dotrzymując mi towarzystwa w czasie uczty.
Froll sapnął. Uczta goblina. Już żołądek ciążył. Pomachał głową.
- Postaram się – mruknął.
- Ale najpierw manele do sakwy.
- Miecz wolę mieć na podorędziu.
Goblin przytaknął.
- A całozjadka trzymaj za pazuchą. W środku mógłby się potłuc o inne szpargały, po czym by coś zjadł. A i lepiej go mieć pod ręką, bo użyć łatwiej.
- Nie brak mi kieszeni.
Goblin popatrzył uważnie. Westchnął.
- Obiecaj mi coś...
- Wszystko, druhu.
- Obiecaj, że całozjadka nie wyrzucisz, bo obawiam się, że żywisz podobny zamiar.
Froll chrząknął.
- Obiecaj! – nastawał – sprzedawca.
- Dobrze, nie wyrzucę – przyrzekł wędrowiec.
- Miej go zawsze na podorędziu. Jeszcze mi za to kiedyś podziękujesz. I jedno pamiętaj. On zje wszystko, ale jak napocznie roślinkę, to nie tknie mięsa i na odwrót.
- To ważne?
- Ważne. A teraz uczta! – goblin zatarł ręce i pociągnął gościa za sobą.
Później Froll patrzył jak stwór się kręci po izbie, nakrywa stół serwetą i znikąd pojawiają się na niej przysmaki. Wstrząsnął się, bo chłód go ogarnął.
- Serwetka samonakrywka? – spytał i zębami zadzwonił.
- Nabrałem cię! – goblin klasnął w dłonie. – To sprawa ducha – wyjaśnił.
- Ducha?
- Mam takiego na służbie od kiedy nabyłem dość lichą zastawę stołową. On dostał się w nawiązce. Lubi sprzątać, cerować, gotować. To duch domowy.
Froll wzdrygnął się.
- Nie przepadasz za duchami? – zagadnął goblin. – Duch krzywdy nie zrobi. Zacne to i przylepne.
- Po prostu mi zimno – wyjaśnił wędrowiec.
- A to! – wykrzyknął handlarz. – Napij się – podał gościowi szklanicę.
W środku przelewał się trunek mocny jak skała. Człowiek wstrząsnął się do głębi, ale pocieplał.
- Przy duchu trzeba się napić – tłumaczył gospodarz – bo on, biedaczyna, mrozi. Taka to natura. Nic złego jednak na myśli nie ma. A ponadto przydaje się przy mrożonkach. Kremy takie wychodzą. No, miód!
- Zdrowie ducha! – zawołał rozochocony Froll.
Rozległo się szuranie.
- Dziękuje ci – przetłumaczył goblin. – Zyskałeś przyjaciela.
Stuknęli się szklanicami. Trunek jak miód popłynął, niby do żołądka, a jednak jakoś nie wprost, bo wcześniej trafił do serca.


Edytowałam Nat: nie dałam rady czytać w tym rozmiarze czcionek
Ostatnio zmieniony pn 13 kwie 2015, 12:40 przez Jastek Telica, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Jak rozumiem, czytanie dla Ciebie jakiejś książki od 7 czy 10 rozdziału to normalka? Bo po co czytać od początku i tak pewno każdy się domyśli o co chodzi...

A jeżeli to 7 rozdział drugiego czy trzeciego tomu, to już w ogóle łał.
Nie wierzę i nigdy nie uwierzę w żadne utopie, ale za to wierzę we wszelkie możliwe antyutopie.


http://edwardhorsztynski.blog.pl/

https://www.facebook.com/pages/Edward-H ... 81?fref=ts

3
E.Horsztyński pisze:Jak rozumiem, czytanie dla Ciebie jakiejś książki od 7 czy 10 rozdziału to normalka? Bo po co czytać od początku i tak pewno każdy się domyśli o co chodzi...

A jeżeli to 7 rozdział drugiego czy trzeciego tomu, to już w ogóle łał.
Tu masz początek, drogi czytelniku:

http://jastektelica.blogspot.com/2014/1 ... stepu.html

lub tu (od drugiego rozdziału forma nieco wygodniejsza, bo z podziałem na mniejsze fragmenty):

http://jastek.telica.salon24.pl/624748, ... a-ks-i-r-1

Na potrzeby tego forum musiałem dokonać jakiegoś wyboru. Pierwsze rozdziały to ja skrobię długie, ponad 60 tys. znaków. W całości by się nie zmieściły.
Myślałem, że to forum do omawiania umiejętności, wytykania błędów, krytyki stylu i takich tam podobnych, nie czytania całości. Oczywiście całość mogę zamieścić, ale księga pierwsza liczy rozdziałów - trzy (długich), druga - osiem.
Za wszelkie sugestie będę wdzięczny. Dzieło nieczytane i niekomentowane jest martwe. A ja mam taką ambicję, by żyło.

4
obaj nie wiecie o czym mówicie:
E.Horsztyński pisze:Jak rozumiem, czytanie dla Ciebie jakiejś książki od 7 czy 10 rozdziału to normalka? Bo po co czytać od początku i tak pewno każdy się domyśli o co chodzi...
ten dział służy poprawianiu jakości pisania, nie prezentowaniu utworów w celu umożliwienia lektury czytelnikom końcowym. jeśli ktoś pisze w trybie powieściowym, to siłą rzeczy musi wstawić jakiś fragment, niekoniecznie początkowy. w bibliotece czy księgarnii przeglądając jakąś książkę też wiele osób kuka w środek.
Jastek Telica pisze:Myślałem, że to forum do omawiania umiejętności, wytykania błędów, krytyki stylu i takich tam podobnych, nie czytania całości.
dokładnie! skoro tak trafnie rozszyfrowałeś ideę forum, to czemu jej nie stosujesz? czemu nie omawiasz umiejętności, nie wskazujesz błędów, nie krytykujesz i takie tam? no! - to nie jest pytanie retoryczne.

5
Powróćcie do komentowania utworu, ok?
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

6
Jastek Telica pisze:Myślałem, że to forum do omawiania umiejętności, wytykania błędów, krytyki stylu i takich tam podobnych, nie czytania całości.
dokładnie! skoro tak trafnie rozszyfrowałeś ideę forum, to czemu jej nie stosujesz? czemu nie omawiasz umiejętności, nie wskazujesz błędów, nie krytykujesz i takie tam? no! - to nie jest pytanie retoryczne.[/quote]

Przyznam, że mnie zatkało.


OK. Wróciłem po długiej podróży do siebie.
Mam komentować swój tekst?

7
nie, zatkany człowieku, nie masz komentować swojego tekstu, ale teksty współforumowiczów - na zasadzie wzajemności; ty skomentujesz czyjś tekst, ktoś skomentuje twój itd - forum nie zatrudnia pracowników na etacie, którzy tylko czekają, aż ktoś wstawi tekst do skomentowania. każdy poświęca swój czas itp. itd. rozumiesz zatkańcze?

a żeby nie był oftop, bo Szefowa paczy, to powiem, że tekst jest odkrywczy, świeży, działający na emocjach i intrygujący fabularnie

8
Smoke pisze:a żeby nie był oftop, bo Szefowa paczy, to powiem, że tekst jest odkrywczy, świeży, działający na emocjach i intrygujący fabularnie
taaa
ale pamiętajmy o tym, że jeszcze niedawno weryfikatorzy szczycili się tu, że mają za dużo pracy = a teraz?
I Smoke - nie każdy czytelnik umie wykazać błędy u innych...
ale wracając do tekstu:
Jastek Telica pisze:Froll jednak chwilę nasłuchiwał woląc przekonać się czy jakiś potworek nie zaczaił się w ciemnym kącie i na cudze życie nie dybie.
osobiście nie lubię, jak w jednym zdaniu czytam wiele informacji, tak szczególnie nie wnoszących nic do fabuły.
Jastek Telica pisze:Póki co drzwi pozostawił otwarte,
Jastek Telica pisze:przytrzymywał wierzeje
Jastek Telica pisze:Zamknęło się bezszelestnie,
Jastek Telica pisze: zatem w spokoju zostawił wejście.
cóż mam wrazenie, że autor nie chciał powtarzać słowa drzwi - i coś słabo mu to wyszło: drzwi, brama, wejście to jednak znaczeniowo inne słowa
Jastek Telica pisze:Po drodze opukiwał, co się dało. Wszystkiego był ciekaw. Zaglądał w szyby, szczeliny, omijał sztolnie. Kilkakrotnie natknął się na pozostałości po czymś, niby jakiś budowlach. Walały się porozbijane na drobny mak skorupy, o które nie pokaleczył się tylko dlatego, że buty nosił na grubiej podeszwie i uczciwie wzmocnione gwozdkami oraz blaszkami. Prędzej sam by komuś siniaki ponabijał niż by mu to zagroziło.
I znów mnóstwo informacji - tylko po co? O czym mnie tu informujesz?
Nie będe się rozwijać - bo powiem tak: dużo tekstu, ale jak dla mnie za dużo słow i do tego użytych bez związku z treścią, co powoduje znużenie czytaniem = bowiem nie zastanawiam się, co dzieje się z bohaterem? A raczej zastanawiam się, co autor miał na myśli?
Aby przebrnąć przez zaprezentowany tekst musiałabym bardzo mieć dużo wolnego czasu by wyłonić fabułę.
Wybacz że tak niepochlebnie, ale... tekst jest do poprawy.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

9
Smoke pisze:tekst jest odkrywczy, świeży, działający na emocjach i intrygujący fabularnie
Tak, z pewnością są to zupełnie świeże pokłady bełkotu. Przeczytałem fragment, ale lektura jest okropnie męcząca. Rozumiem, że to po coś, ale nie można normalnie?
https://soundcloud.com/para-bellum-3

10
Smoke pisze:nie, zatkany człowieku, nie masz komentować swojego tekstu, ale teksty współforumowiczów - na zasadzie wzajemności; ty skomentujesz czyjś tekst, ktoś skomentuje twój itd - forum nie zatrudnia pracowników na etacie, którzy tylko czekają, aż ktoś wstawi tekst do skomentowania. każdy poświęca swój czas itp. itd. rozumiesz zatkańcze?

a żeby nie był oftop, bo Szefowa paczy, to powiem, że tekst jest odkrywczy, świeży, działający na emocjach i intrygujący fabularnie
Dziękuję za pouczenie.
A nie obyłoby się bez uszczypliwości?

[ Dodano: Pon 06 Kwi, 2015 ]
DAF pisze:
Smoke pisze:tekst jest odkrywczy, świeży, działający na emocjach i intrygujący fabularnie
Tak, z pewnością są to zupełnie świeże pokłady bełkotu. Przeczytałem fragment, ale lektura jest okropnie męcząca. Rozumiem, że to po coś, ale nie można normalnie?
Dzięki za merytoryczną krytykę. Z tak cennymi wskazówkami w życiu się nie spotkałem.

[ Dodano: Pon 06 Kwi, 2015 ]
I Smoke - nie każdy czytelnik umie wykazać błędy u innych...
ale wracając do tekstu:
Jastek Telica pisze:Froll jednak chwilę nasłuchiwał woląc przekonać się czy jakiś potworek nie zaczaił się w ciemnym kącie i na cudze życie nie dybie.
osobiście nie lubię, jak w jednym zdaniu czytam wiele informacji, tak szczególnie nie wnoszących nic do fabuły.

Jeden lubi barany, a drugi owieczki.
Humor też nic nie wnosi do fabuły. Zatem w zasadzie można go sobie darować.

[ Dodano: Pon 06 Kwi, 2015 ]
Jastek Telica pisze:Póki co drzwi pozostawił otwarte,
Jastek Telica pisze:przytrzymywał wierzeje
Jastek Telica pisze:Zamknęło się bezszelestnie,
Jastek Telica pisze: zatem w spokoju zostawił wejście.
cóż mam wrazenie, że autor nie chciał powtarzać słowa drzwi - i coś słabo mu to wyszło: drzwi, brama, wejście to jednak znaczeniowo inne słowa

Owszem, ale bliskoznaczne. A one są po to, by je stosować.
Przesadny puryzm językowy żadnej wypowiedzi dobrze nie robi.
Ale jeśli źle ci się tekst czyta, to rzeczywiście nic nie poradzę.

[ Dodano: Pon 06 Kwi, 2015 ]
Nie będe się rozwijać - bo powiem tak: dużo tekstu, ale jak dla mnie za dużo słow i do tego użytych bez związku z treścią, co powoduje znużenie czytaniem = bowiem nie zastanawiam się, co dzieje się z bohaterem? A raczej zastanawiam się, co autor miał na myśli?
[/quote]

Nie chcę byś się zastanawiał co autor miał na myśli. To nie ma znaczenia.
Albo tekst trafia, albo nie.
Dzięki za uwagi.
Ale mam zdanie odmienne.

12
I niestety humor przy tym opowiadaniu jest bezwzględnie potrzebny.
Bo jeżeli chcesz wszystkim wmówić, że bez różnicy jest jak nazwiesz drzwi = wrotami, bramą czy odrzwiami-to po prostu nie szanujesz czytelnika i jego wiedzę na temat wyrazów bliskoznacznych.
Jeżeli uważasz, że tekst jest dobry
Jastek Telica pisze:Nie chcę byś się zastanawiał co autor miał na myśli. To nie ma znaczenia.
Albo tekst trafia, albo nie.
Dzięki za uwagi.
Ale mam zdanie odmienne.

to nie proś o opinię.
I cóż do tego wszystkiego dodać?
Pisz jeżeli to sprawia ci przyjemność, ale oprócz tego, że ty jesteś zadowolony ze swoich opowiadań przekonaj o tym jeszcze potencjalnego czytelnika ;D

[ Dodano: Pon 06 Kwi, 2015 ]
przepraszam: nie odrzwia lecz odedrzwia :x
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

13
Dzięki za merytoryczną krytykę. Z tak cennymi wskazówkami w życiu się nie spotkałem.
Jeden lubi barany, a drugi owieczki.
Ale jeśli źle ci się tekst czyta, to rzeczywiście nic nie poradzę.
Dzięki za uwagi.
Ale mam zdanie odmienne.
To mówisz, że wiesz, po co jest ten dział? xD

Nie wiem, czy to świadoma decyzja, czy mimowolna inspiracja, czy w ogóle zbieg okoliczności - ale myśl, jaka nachodzi po przeczytaniu trzech pierwszych zdań to "aha, ktoś tu próbuje stylizacji na Sapkowskiego". Tylko że no, polotu do tworzenia takich językowych konstrukcji w nim nie ma.

Masz fragmenty jak:
Dotknął.
- Niezła sztuczka – zamruczał z podziwem.
Zatarł ręce.
- Naprzód! – zawołał ochoczo. – Jak dotąd wszystko udaje się doskonale. Oby tak dalej.
Więc poszedł.
a) czego dotknął?
b) czy twój bohater ma jakieś psychiczne problemy, że mówi sam do siebie, bo w innym przypadku takie zachowanie jest skrajnie nienaturalne?
c) "zatarł ręce" - nie jest to nic dla czytelnika istotnego, nie ma w tym językowej finezji, w dodatku klikasz "enter" jak oszalały i z jednego akapitu zrobiłeś trzy króciutkie, co nie jest wygodne do czytania;
d) nie zaczyna się zdania od "więc", zwłaszcza kiedy jest to zupełnie zbędne (a poza tym, do czego to "więc", tak właściwie: "naprzód, więc poszedł"? "wszystko udaje się doskonale, więc poszedł"? "oby tak dalej, więc poszedł"? "zawołał ochoczo, więc poszedł"? nie, chyba jednak wstawiłeś tutaj słowo o konkretnej roli, bo tak).

Z drugiej strony masz takie kuriozalne zdania:
Na ścianach świeciły grzybki i kryształki, ciekła jasna woda, zbierana w dłonie tworzyła wesołą kałużę, latały jakieś robaczki błyskające albo odwłokami, albo oczyma, choć niektóre odnóża mające jak patyki migotały nimi jak świetliki w letnią noc.
Grzybki, kryształki, robaczki, wesołe kałuże i jeszcze patyki-świetliki, nie wiem, czy lukier do potęgi to naprawdę jest zamierzony efekt? A jeśli tak, to czy musisz go uzyskiwać takim jednym, śmiesznie brzmiącym zdaniem?

I teraz tak - przeczytałam dziewięć akapitów.
Nie wiem z nich właściwie nic, poza tym, że bohater gdzieś wszedł ukrytym przejściem a la Moria i dotarł do celu.
Rozumiem brak sensownego opisu bohatera, bo to siódmy rozdział, ale Froll(o) jest w owej lukrowej krainie po raz pierwszy, prawda? A przepraszam, wisi w pustce - razem z robaczkami, grzybkami, sztolniami, resztkami budowli i tak dalej. O tym wszystkim nie wiem nawet jak wygląda, bo twoje opisy mają charakter informacyjny, a plastykę bliską zeru.
Jeżeli to jest efekt wyrwania z kontekstu - to fragment wydaje mi się niezbyt szczęśliwie dobrany.
Btw, czy dopiero w siódmym rozdziale informujesz czytelnika, jakie buty nosi ta postać? Myślę, że do tej pory zdążył sobie je tysiąc razy wyobrazić. Takie nagłe rzucanie strzępem informacji, która ma zastąpić coś, co czytelnik już sobie sam wymyślił, zwykle kończy się jednak przegraną autorskiej wizji.

Przeczytałam fragment, z którego niewiele wynika. Z bohaterem, który zachowuje się co najmniej dziwacznie (bo i mówi do siebie, i cechuje go dziecinna ciekawość, bo wszystko na swojej drodze opukuje i zagląda w każdą dziurę oraz szczelinę - chyba że w sztolnię, w sztolnię nie). Napisany językiem, który wygląda na nie do końca udaną inspirację cudzym stylem.

Dalej nie czytam - bo przecież tobie się podoba i wiesz, że jest dobrze, no więc szkoda mojego czasu. :twisted:
jestem zabawna i mam pieski

14
Ok, więc próbowałem to przeczytać, i po dwóch podejściach znalazłem się gdzieś w połowie tekstu. Trzeciego podejścia nie chce mi się już robić, sorry. Czytanie nie powinno być, cholera, nawet nie przykre, ale jakieś krępujące. Twój tekst jest jakiś niezręczny.
Zgadzam się chyba w 100 procentach z Cerro, więc nie będe się powtarzał. Jeśli mogę ci coś polecić, to przede wszystkim - Galerię złamanych piór, Feliksa W. Kresa. Przeczytaj jeśli nie czytałeś, na prawdę ciekawa lektura i zabawna. Można pośmiać się z siebie, jak i z innych.

A teraz do rzeczy: ty nie piszesz źle, albo koszmarnie, tylko jakoś tak niezręcznie.. Moje wrażenie jest takie, że Tobie brakuje obycia ze słowem, oczytania, przewertowania kilku słowników.

Aha, jednemu z użytkowników było w niesmak, że zaczynasz od siódmego rozdziału.
Zdarzało mi się już nieraz zacząć pisanie od ostatniego rozdziału lub ostatniej sceny. Niektórych to nawet bardzo dziwi, ale wydaje mi się, że jest to najnormalniejszy sposób pracy, zwłaszcza jeśli ma się komputer, który może to potem poskładać. Gorzej, jak się nie ma komputera, bo wtedy kartki mogą poginąć, więc lepiej pisać chronologicznie. Co też ma zresztą swoje plusy, bo jak się ma niedobory w domowej kasie, to zawsze można zdjąć ze sterty stron górne dwadzieścia i sprzedać jakiemuś pismu w charakterze opowiadania. Znam takich, którzy tak robili.
To cytat z wywiadu z Andrzejem Sapkowskim. Sam AS zresztą opublikował w NF-ie (7/1994) opowiadanie pod tytułem "Róże z Shaerraweed", które później okazało się być czwatym rozdziałem "Krwi elfów".
Więc śmiało wklejaj rozdziały nawet końcowe, byle tylko czytelnik się nie gubił.
Aha, zanim osiągniesz poziom Sapkowskiego, poczytaj trochę.

Pozdrawiam.

15
Ale ja nie dawałem żadnych wskazówek! Poza tym trudno o merytoryczną krytykę, gdy nie przeczytało się tekstu. Po prostu pytam.[/quote]

Ale o co pytasz? Wcześniej wspominasz o bełkocie, to też pytanie? Teraz przyznajesz się, że nie czytałeś tekstu. Uznaj, że się zdumiewam.
Poza tym ta wymiana uwag nie dotyczy tekstu.

[ Dodano: Wto 07 Kwi, 2015 ]
gebilis pisze:I niestety humor przy tym opowiadaniu jest bezwzględnie potrzebny.
Bo jeżeli chcesz wszystkim wmówić, że bez różnicy jest jak nazwiesz drzwi = wrotami, bramą czy odrzwiami-to po prostu nie szanujesz czytelnika i jego wiedzę na temat wyrazów bliskoznacznych.
Jeżeli uważasz, że tekst jest dobry
Jastek Telica pisze:Nie chcę byś się zastanawiał co autor miał na myśli. To nie ma znaczenia.
Albo tekst trafia, albo nie.
Dzięki za uwagi.
Ale mam zdanie odmienne.

to nie proś o opinię.
I cóż do tego wszystkiego dodać?
Pisz jeżeli to sprawia ci przyjemność, ale oprócz tego, że ty jesteś zadowolony ze swoich opowiadań przekonaj o tym jeszcze potencjalnego czytelnika ;D

[ Dodano: Pon 06 Kwi, 2015 ]
przepraszam: nie odrzwia lecz odedrzwia :x
Pani w piątej klasie mazała mi na czerwono, kiedy używałem tych samych określeń. Nie upieraj się przy tych bramach, drzwiach i wierzejach. Wyrazy bliskoznaczne należy używać. Ponadto wierzeje może oznaczać skrzydło drzwi.
Czytelnik ma sam rozumieć, bez autorskich wskazówek. Inaczej widzimy rolę autora, ja wolę zostawić czytelnika samego z tekstem.
Uważam, że humoru w tym opowiadaniu dość.

[ Dodano: Wto 07 Kwi, 2015 ]
Cerro pisze:
Nie wiem, czy to świadoma decyzja, czy mimowolna inspiracja, czy w ogóle zbieg okoliczności - ale myśl, jaka nachodzi po przeczytaniu trzech pierwszych zdań to "aha, ktoś tu próbuje stylizacji na Sapkowskiego". Tylko że no, polotu do tworzenia takich językowych konstrukcji w nim nie ma.

Masz fragmenty jak:
Dotknął.
- Niezła sztuczka – zamruczał z podziwem.
Zatarł ręce.
- Naprzód! – zawołał ochoczo. – Jak dotąd wszystko udaje się doskonale. Oby tak dalej.
Więc poszedł.
a) czego dotknął?
b) czy twój bohater ma jakieś psychiczne problemy, że mówi sam do siebie, bo w innym przypadku takie zachowanie jest skrajnie nienaturalne?
c) "zatarł ręce" - nie jest to nic dla czytelnika istotnego, nie ma w tym językowej finezji, w dodatku klikasz "enter" jak oszalały i z jednego akapitu zrobiłeś trzy króciutkie, co nie jest wygodne do czytania;
d) nie zaczyna się zdania od "więc", zwłaszcza kiedy jest to zupełnie zbędne (a poza tym, do czego to "więc", tak właściwie: "naprzód, więc poszedł"? "wszystko udaje się doskonale, więc poszedł"? "oby tak dalej, więc poszedł"? "zawołał ochoczo, więc poszedł"? nie, chyba jednak wstawiłeś tutaj słowo o konkretnej roli, bo tak).
twisted:
Odpowiadam.
a) Nie mam czytelników za debili. Z poprzedniego akapitu wynika skąd wyszedł. Łatwo można się domyślić, czego zatem dotyka, bo wynika to z kontekstu. Można zastanawiać się co najwyżej nad użyciem zaimka. Ale po co, skoro kontekst oczywisty?
b) Człowiek to istota społeczna. Jak nie ma z kim nawiązywać relacji, gada do konia.
Albo do siebie.
Przykładem może być Robinson Crusoe. Albo jakikolwiek dramat. Uważałbym z łatwym określaniem czegoś jako nienaturalne. W dramatach bohaterowie notorycznie gadają na boku. Niby do siebie. Naprawdę do publiczności.
A skoro już ten Sapkowski się pojawił, to:
- mamy taki Głos rozsądku 4, w którym Geralt mówi. Do kogo? Nazywa ją Iola, ale tej Iola ni razu nie słyszymy. Czyli tak naprawdę mówi do siebie.
- lub też:
– Nadłożymy trochę drogi, Płotka – powiedział. – Zjedziemy z traktu.
Ptaszyska, jak mi się zdaje, nie krążą tam bez przyczyny.
Klacz, rzecz jasna, nie odpowiedziała, ale ruszyła z miejsca, posłuszna
głosowi, do którego przywykła.
– Kto wie, może to jest padły łoś – mówił Geralt. – Ale może to nie łoś. Kto
wie? (Sapkowski, Ziarno prawdy).
Wiedźmin gada do konia. Ma kłopoty psychiczne, czy nie?
- z porównywaniem do Sapkowskiego to ludziom odbija. Jakby wcześniej fantastyki nie było. A była w postaci Lema albo Balladyny, czy też Ballad Mickiewicza.
Nie wiem na jakiej podstawie rozpoznanie mego stylu jako Sapkowskiego. Nie przekonujesz mnie do swych kwalifikacji. Chodzi o dynamikę i wewnętrzny dialog tekstu oraz robienie oka do czytelnika. A w ogóle to różnicowanie. I trochę współczesna maniera, do której, chcąc nie chcąc, nie można się nie odnosić.
c) Zacieranie rąk w oczywisty sposób mówi coś o bohaterze. Entery, czyli akapity.
To proszę:
Głowa upadła na żwir.
Potworów jest coraz mniej?
A ja? Czym ja jestem?
Kto krzyczy? Ptaki?
Kobieta w kożuszku i błękitnej sukni?
Róża z Nazairu?
Jak cicho!
Jak pusto. Jaka pustka.
We mnie. (Sapkowski, Ziarno prawdy)
Po zabawieniu się w rachmistrza, wyszło mi tych enterów dziewięć. Nie przeszkadza mi to. Osobne akapity to przecież mocniejsze znaki przestankowe. Skoro Autor ich używa, znaczy, że chce coś powiedzieć dobitniej. Nie to mi przeszkadza w tym fragmencie (jedynym jaki uznaję za słaby w tym - moim zdaniem - najlepszym opowiadaniu ASa), ale niepotrzebna poetyzacja, która do Geralta nie pasuje.
d) Zaczyna się od więc. Stosuje się równoważniki zdań. Ba, nawet można rozpocząć od się.
Choćby tak:
- Zrobi pan, to szefie? - zmartwiony lokator zwraca się do hydraulika.
- Się wie, szefie - odpowiada monter, pojadając kanapkę ze śledziem i jajkiem.
"się" w tym wypadku podkreśla protekcjonalny ton fachowca.
Taki sposób nazywa się licencja poetycka. I nie jest żadnym specjalnym wymysłem, ale wzbogacaniem tekstu. Co konieczne.

[ Dodano: Wto 07 Kwi, 2015 ]
Cerro pisze:
Przeczytałam fragment, z którego niewiele wynika. (...)

Dalej nie czytam - bo przecież tobie się podoba i wiesz, że jest dobrze, no więc szkoda mojego czasu. :twisted:
Klasyka.
Dotąd wiedziałem, że Polacy znają się bezbłędnie na trzech dziedzinach.

Medycynie.
- Pani droga, a mnie ucho boli.
- A mnie noga bolała. Maść pani pewną polecę.

Polityce.
Wszyscy politycy to ścierwa, oszuści i złodzieje - powszechna wiedza naszych rodaków. Tym dobitniej głoszona, im mniej dany krajan tych wszystkich obleśnych polityków słucha. I tak o nich wszystko wie, więc po co ma ich słuchać?
W gruncie rzeczy nie to mi przeszkadza, ale banał tych wypowiedzi. Kiedy można ładnie. Choćby tak: polityka to w krysztale pomyje.

Piłce nożnej.
Szpakowski po pięciu minutach recenzuje grę drużyny. Stada łamaga przed telewizorem wyzywający zawodników od patałachów.

Teraz dowiedziałem się, że na literaturze też znają się wszyscy. Pominę zestaw kilku komunałów, jakie uchodzą za zasady pisania. Gorzej, że wystarczy przeczytać pół strony, by wiedzieć wszystko. Skoro wiesz wszystko przed, nie czytaj. Ze mną nie dyskutuj. Nudzi mnie obrzucanie się złośliwościami. Zaś to, co podajesz jaki wzorzec, powinno być odrzucane, bo język jest żywy i stale się zmienia.

[ Dodano: Wto 07 Kwi, 2015 ]
slavec2723 pisze:Ok, więc próbowałem to przeczytać, i po dwóch podejściach znalazłem się gdzieś w połowie tekstu. Trzeciego podejścia nie chce mi się już robić, sorry. ()
Aha, zanim osiągniesz poziom Sapkowskiego, poczytaj trochę.

Pozdrawiam.
Zanim zaczniesz dawać mi rady dotyczące czytania, poczytaj trochę. Zacznij od tekstu na temat którego się wypowiadasz. To raptem piętnaście minut.
Twoja rada dotycząca tego co powinienem czytać jest BEZCZELNA.
Nie cierpię maniery wyższości, zwykle świadczy ona o lenistwie. Przykładem tu są belfrowie z podstawówki lub gimnazjum (no, większa ich część), którym zależy tylko na tym by lekcję odbębnić. Posłużą się konspektem dołączonym do podręcznika, z ulgą odetchną jak nikt się nie wyrwie z czymś nietypowym. Przygotują gorzej lub lepiej do zaliczenia tekstu. Później mamy sformatowane wypowiedzi na tematy wszelkie.
Drugą grupą stanowią nauczyciele szkół średnich i wyższych. Niestety, sformatowani uczniowie, kiedy wykładowca choćby takiej politologii, socjologii albo ekonomii, holistycznie zacznie od jednego, przejdzie do drugiego, podsumuje trzecim, sięgając po Sienkiewicza, nie rozumieją o co mu idzie. Oni znają Sienkiewicza, ale tylko z bryków.
Chwalisz się tym, że znasz się na temacie, którego nie poznałeś. Ja tam głupi jestem, za Sokratesem powiem, że wiem, czego nie wiem.
Wolę zadawać się z ludźmi, którzy nie pozjadali wszystkich rozumów.

[ Dodano: Wto 07 Kwi, 2015 ]
Drodzy przyszli Autorzy.
Posługujecie się kliszami, przyznajecie do nieczytania, a oceniacie. Dokonujecie rozpoznania stylu, przyznając się przy tym do bardzo wąskiej wiedzy na ten temat. Wszystko odnosicie do Sapkowskiego.
Są inni. Dla mnie zdecydowanie bliżsi przez ironię i absurd: Heller i Bułhakow, nie rozpisując się o Sienkiewiczu czy Dumasie.
Oczekiwałem subtelnej szermierki słownej, ironii, zaskakujących i ciętych ripost, zamiast tego cepologia i posługiwanie się schematami. Szukajcie nowych środków wyrazu, dynamizujcie tekst, stawiajcie na dialog wewnętrzny, nie ograniczajcie się dalibóg do takich rad, że nie zaczyna się zdania od więc!
Mogę uznać, że tekst się komuś nie podoba, mogę dyskutować nad sensownością wprowadzanych informacji, ale na Boga, nie o banalnych radach!
To nudne.
W obydwu znaczeniach tego słowa.

Czytanie tekstu w proponowanej formie na tej stronie trudne, postaram się załączyć w pdf.
Nawet rozdziały wcześniejsze.
Jak tu mi się nie uda, spróbuję gdzie indziej, a wtedy podam adres.

I proszę.
Bardzo gorąco.
Nie nudźcie mnie komunałami. Jesteście twórczy, nietypowi, szukacie nowych ścieżek, błądzicie, macacie po omacku z nadzieją, że się uda. I to właśnie jest pisarstwo. Zaskoczcie mnie, będę wdzięczny.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron