Mglisty Anioł

1
 Każdego dnia, na całym świecie, ludzie kupują tysiące o ile nie miliony komiksów. Czemu to robią? By uciec: przed dniem codziennym, przed jego szarością i tym, jak bardzo życie potrafi nas sponiewierać. Przerzucając kartki pokryte kolorowym atramentem, wskakują w skórę głównego bohatera. Odczuwają jego emocje i przypisują sobie tryumfy, jakie odnosi.
 Wszystkie komiksy kryją w sobie coś magicznego. Herosi zwyciężają zło, tak jak każdy chciałby przezwyciężyć życiowe problemy.

 Cyryl śledził przygody swoich ulubionych bohaterów z zapałem i niezmierzoną przyjemnością. Aktualnie odpoczywał na kanapie w salonie i zaczytywał się Kapitanem Niezwyciężonym. W kulminacyjnym momencie odcinka, kiedy muskularny Afroamerykanin odziany w obcisły strój z lateksu miał zrzucić z dachu seryjnego mordercę i terrorystę Jima Eskalację, do pomieszczenia weszli ojciec Cyryla, Roman Sol i Andrzej Bombka. Mężczyźni rozmawiali o interesach.
 — Jesteś gotowy zainwestować w ten biznes? — spytał gościa w garniturze.
 — Mógłbym zaryzykować. Mówisz, że poza tobą nikt nie działa w tej branży? — Ukradkowe spojrzenie Andrzeja spoczęło na Cyrylu. — Może pogadamy jutro, dzisiaj jest nas zbyt wielu — dodał, przesuwając lodowaty wzrok na starego Sola, ten spojrzał przez ramię, grymas oburzenia zalał jego twarz nagłą falą.
 — Nie ma sprawy. Remi, odprowadź naszego gościa do jego samochodu! — Zawołał.
 Z przedpokoju wyłonił się młody, dwudziestoczteroletni Latynos. Najbardziej zaufany pracownik oraz, niemal, prawa ręka Romana.
 — Panie Andrzeju, pozwoli pan? Odprowadzę do drzwi. — Po chwili obaj znikli za frontowymi drzwiami.
 Czytelnik wyjrzał znad kart, na widok nadchodzącego ojca westchnął przeciągle. Nie chcąc okazać swojego lęku przed jego osobą, wrócił do dalszej lektury. Niespodziewane, silne szarpnięcie wyrwało komiks z jego dłoni. Roman zerknął na okładkę i pokręcił głową.
 — Ile raz mam ci powtarzać, żebyś nie wychodził ze swojego pokoju, kiedy przyjmuję ważnych gości. — Usiadł obok Cyryla i zepchnął jego nogi na podłogę.
 Chłopak odpowiedział mu cichym mruknięciem.
 — Przestałbyś w końcu czytać te głupkowate pisemka. Co to ma być? — Ponownie zbadał okładkę wzrokiem. — Kapitan Niezwyciężony. Jakieś bzdury. W tym roku matura mógłbyś się przyłożyć do nauki.
 — Mam dobre ceny i nie muszę powtarzać… A to, co czytam to tylko moja sprawa. — Zobaczył, jak ojciec próbuję powstrzymać narastające oburzenie.
 — Może i jesteś inteligentny, ale do przejęcia interesu potrzebujesz czegoś więcej niż rozumu — powiedział, luzując krawat. — Nie masz odpowiedniego wyglądu, jesteś chuderlawy i słaby. Pracownicy nie będą odczuwać przed tobą, żadnego respektu.
 Cyryl wstał, był świadom, że zaczynała się bezsensowna paplanina o firmie.
 — Zacząłeś tę rozmowę tylko po to, żeby znów się mnie czepiać co? Widzę, że muszę po raz kolejny sprowadzić cię na ziemię. Nigdy nie obejmę twojego stanowiska, choćbyś mnie błagał. To życie mnie nie pociąga.
 — Buntownik z ciebie, co? — Rozsiadł się wygodniej, a jego twarz przeciął jadowity uśmieszek. — Zobaczymy, jak będziesz śpiewał, kiedy zablokuję wszystkie twoje karty i wydziedziczę. Umrę, a ty nie dostaniesz nawet grosza.
 „Nawet nie wiesz, jak bym chciał, żebyś już zdechł zwyrodnialcu” — pomyślał. — Twoje pieniądze mało mnie obchodzą, sam dałbym radę zapracować na swoje utrzymanie.
 Roman parsknął śmiechem.
 — Ciekawe jak?
 Cyryl wyszedł bez słowa.

 Wyczekiwany przez wszystkich uczniów dzwonek zaprosił ich na przerwę obiadową. Młodzież, niczym stado bydła pozostawione samemu sobie, wypadła na korytarz. Cyryl i Dawid przechodzili między ludźmi podzielonymi na grupy. Prawie jak w kiepskim filmie przedstawiającym trudne szkolne życie: byli sportowcy, ślicznotki, spoko kolesie z wątpliwą szansą na przejście do kolejnej klasy. Masa szaraków zamykających się w kręgu najbliższych przyjaciół oraz para najlepszych kumpli znających się od podstawówki.
 Chłopcy kontrastowali ze sobą w każdym calu. Dawid wysportowany z zacięciem do mechaniki, Cyryl chudy, słaby, kochający medycynę. Jedynym i najważniejszym, co ich łączyło była pasja do komiksów. Od najmłodszych lat spotykali się, żeby czytać je wspólnie i nieraz odgrywać poszczególne postacie oraz epickie w ich mniemaniu pojedynki, które zawsze rozśmieszały matkę Dawida do łez.
 — Temu miastu przydałoby się kilku bohaterów. Jacyś Mściciele w nieco uboższej edycji.
 — Nie zajmuj sobie tym głowy. Mój ojciec i cała banda policjantów temperują tych typków spod ciemnej gwiazdy.
 Rozmawiali, wchodząc na stołówkę. Zawsze, kiedy poruszali ten temat, Cyryl miał ochotę wyjawić całą prawdę o swojej rodzinie, lecz nie potrafił jej zdradzić.
 W opinii publicznej Roman Sol był szefem wielkiej korporacji produkującej leki na ADHD. Jednak tylko wtajemniczeni wiedzieli, że lekarstwa to zaledwie siedemdziesiąt procent całej produkcji. To narkotyki dawały rodzinie czterokrotnie większe zyski niż psychotropy. Pracownicy nigdy nie pochodzili z miasta rodzinnego Solów, byli ściągani z całego kraju i przekupywani. Duże honoraria i groźba bolesnej śmierci skutecznie zamykała wszystkim usta.
 — Pomyśl tylko, jak duże korzyści miałaby Maironia z takich bohaterów. Przestępczość by spadła, a ludzie odetchnęli z ulgą. W dodatku to niezła atrakcja turystyczna i okazja do zarobku. — Cyryl mówił o tym, jakby całymi dniami nie myślał o niczym innym.
 — No, byłoby fajnie, ale spójrz na to ze strony prawnej. Tacy goście mieliby strasznie przewalone z policją. — Odgryzł wziął duży kawał kanapki z salami i ogórkami kiszonymi. — Zresztą jak każdy super bohater — dodał po chwili nieco bełkotliwie.
 — Jak pies je, to nie szczeka, bo mu miska ucieka. — Obaj wybuchli śmiechem. — Dlaczego ty zawsze analizujesz każdą rzecz od strony prawnej? Nie wszyscy mieli problemy z policją. Kapitan Ameryka na przykład.
 — On był projektem rządowym. Spędził kilkadziesiąt lat pod lodem i potem współpracował z organizacją rządową. Był czysty jak łza. Więcej przypadków raczej nie znasz.
 Dzwonek zagłuszył Cyryla, który próbował jakoś zagiąć przyjaciela. Dwadzieścia minut przeleciało chłopakom przez palce, nie pozwalając skończyć drugiego śniadania. Stołówka opustoszała w okamgnieniu, nikt nie chciał narażać się nauczycielom.
 Liceum przy ulicy Drwalskiej słynęło z wysokiego poziomu oraz surowej kadry pedagogicznej, srogo karzącej młodzież za nawet drobne naruszenie regulaminu. Dwuminutowe spóźnienie było niemal grzechem śmiertelnym.
 Na szczęście dla komiksowych zapaleńców, klasę chemiczną dzieliło od stołówki tylko kilka metrów. Nauczyciel otworzył drzwi i zaprosił wszystkich na lekcję — zajęcia praktyczne były konikiem Cyryla. Uwielbiał eksperymentować i mieszać ze sobą różnorakie substancje. Kilkukrotnie wywołał w klasie mały pożar, przez co jego ojciec musiał fundować ze swojej kieszeni malowanie ścian.
 — Gdyby nasze miasto miało bohatera, to jakby się nazywał? — spytał młody chemik.
 — Ja nazwałbym takiego gościa idiotą. Po co zabierać się za coś, z czym doskonale radzi sobie policja? — odparł Dawid rozniecający ogień pod menzurką.
 — Chłopcy, mam was na uwadze — Usłyszeli twardy głos belfra przechadzającego się między ławkami.
 — Jak dla mnie to mógłby być Wyklęty Rycerz. Dobrze brzmi. Nie uważasz?
 — Całkiem niezłe, oficjalny przydomek wymyśliliby pewnie dziennikarze, a nazwa zapożyczona od pomnika mogłaby być całkiem dobrym posunięciem.
 — Pan Cyryl i Dawid dostają po jedynce z zachowania. Wystarczy tych pogaduszek. — Między uczniami przebiegł chichot. Chłopcy popatrzyli błagalnie na staruszka wpisującego oceny do dziennika. — Proszę nie robić szczenięcych oczu, mieliśmy przeprowadzać eksperyment, a wy paplacie niczym stare baby na targu.
Ostatnio zmieniony pn 16 mar 2015, 09:12 przez Jarppy, łącznie zmieniany 1 raz.

2
do pomieszczenia weszli ojciec Cyryla, Roman Sol i Andrzej Bombka.
Napisałbym: do pomieszczenia wszedł jego ojciec, w towarzystwie Romana Sola i Andrzeja Bombki.
— Nie ma sprawy. Remi, odprowadź naszego gościa do jego samochodu! — Zawołał.
„Zawołał” - małą literą.
Z przedpokoju wyłonił się młody, dwudziestoczteroletni Latynos.
Czy jest istotne, że miał akurat dwadzieścia cztery lata?
Najbardziej zaufany pracownik oraz, niemal, prawa ręka Romana.
Najbardziej zaufany pracownik, uważany nieomal za prawą rękę Romana.
Tutaj wychodzi chyba, że Roman Sol, będąc gospodarzem, jest ojcem Cyryla. Coś jest pokręcone.
Czytelnik wyjrzał znad kart, na widok nadchodzącego ojca westchnął przeciągle.
„Czytelnik” - to nie jest dobre określenie w tym kontekście.
— Ile raz mam ci powtarzać, żebyś nie wychodził ze swojego pokoju, kiedy przyjmuję ważnych gości.
O ile dobrze zrozumiałem, to nie wychodził, tylko siedział w nim i czytał czy oglądał komiks.
W tym roku matura mógłbyś się przyłożyć do nauki.
Przecinek albo średnik po „matura”.
— Mam dobre ceny i nie muszę powtarzać…
„oceny” - literówka
Zobaczył, jak ojciec próbuję powstrzymać narastające oburzenie.
„próbuje'' – literówka
I zamiast „Zobaczył” lepiej by było „Widział” /forma niedokonana/.
Pracownicy nie będą odczuwać przed tobą, żadnego respektu.
Przecinek niepotrzebny.
Cyryl wstał, był świadom, że zaczynała się bezsensowna paplanina o firmie.
Cyryl wstał. Był świadom, że zaczynała się bezsensowna paplanina o firmie.
— Zacząłeś tę rozmowę tylko po to, żeby znów się mnie czepiać co?
Przecinek przed „co”.
kiedy zablokuję wszystkie twoje karty i wydziedziczę.
Nie zdał matury i już ma kilka kart bankowych? I groźba wydziedziczenia w tym wieku? A rozmowę ojciec zaczął od tego, że jest chuderlawy i słaby, jakby to była jego wina. Co chciał osiągnąć tymi „mobilizującymi” uwagami? Nierealne i sztuczne to wszystko.
„Nawet nie wiesz, jak bym chciał, żebyś już zdechł zwyrodnialcu” — pomyślał.
Określenie „zwyrodnialcu” jest chyba za mocne. Opisywana sytuacja nie uzasadnia jego użycia.
Twoje pieniądze mało mnie obchodzą, sam dałbym radę zapracować na swoje utrzymanie.
W tej sytuacji „dałbym” nie brzmi przekonująco. Powinno być wyrażone zdecydowane przekonanie, na przykład: sam doskonale zapracuję na swoje utrzymanie.
Cyryl i Dawid przechodzili między ludźmi podzielonymi na grupy.
„ludźmi” - nie pasuje to określenie.
Prawie jak w kiepskim filmie przedstawiającym trudne szkolne życie: byli sportowcy, ślicznotki, spoko kolesie z wątpliwą szansą na przejście do kolejnej klasy.
„byli sportowcy” - to określa obecność tych, którzy byli kiedyś sportowcami, ale aktualnie już nie są. Ale podejrzewam, że nie o to chodzi, lecz o stwierdzenie obecności sportowców, ślicznotek oraz spoko kolesi. W każdym razie trzeba to przeredagować.
Liceum przy ulicy Drwalskiej słynęło z wysokiego poziomu oraz surowej kadry pedagogicznej,
Nazwa ulicy niby może brzmieć dowolnie, ale „Drwalska” jest dosyć dziwna. I lekko niegramatyczna. Sprawdziłem też w sieci – wychodzi, że nigdzie w kraju nie ma takiej ulicy.
Jedynym i najważniejszym, co ich łączyło była pasja do komiksów.
Jeśli „jedynym”, to już wyklucza „najważniejszym”, bo to z kolei zakłada istnienie innych, mniej ważnych czynników czy rzeczy, które ich łączyły.
Duże honoraria i groźba bolesnej śmierci skutecznie zamykała wszystkim usta.
Przecinek po „śmierci”.
— Pomyśl tylko, jak duże korzyści miałaby Maironia z takich bohaterów.
Co to jest Maironia?
Odgryzł wziął duży kawał kanapki z salami i ogórkami kiszonymi.
Odgryzł wziął - ?
— Gdyby nasze miasto miało bohatera, to jakby się nazywał? — spytał młody chemik.
To, że uczęszczał jak wszyscy inni uczniowie na lekcję chemii, jeszcze nie czyni z niego chemika.
Po co zabierać się za coś, z czym doskonale radzi sobie policja?
Chyba nikt, nigdy i nigdzie nie słyszał i nie twierdził (ewentualnie oprócz prorządowej propagandy), żeby policja doskonale sobie radziła z jakąkolwiek przestępczością (zresztą w takim przypadku po prostu by jej nie było). A już na pewno nie wpadłoby to do głowy chłopcom na poziomie szkoły średniej.
odparł Dawid rozniecający ogień pod menzurką.
Roznieca się ognisko (w szkolnej pracowni chemicznej raczej niedopuszczalne), a pod menzurką - to raczej zapala palnik gazowy.
— Chłopcy, mam was na uwadze — Usłyszeli twardy głos belfra przechadzającego się między ławkami.
Kropka po „uwadze”.
— Całkiem niezłe, oficjalny przydomek wymyśliliby pewnie dziennikarze, a nazwa zapożyczona od pomnika mogłaby być całkiem dobrym posunięciem.
Powtórzone „całkiem”.
— Pan Cyryl i Dawid dostają po jedynce z zachowania.
Nie słyszałem, aby w średniej szkole do uczniów mówiono „per pan”; ale może i tak.

WWWNo cóż, przykro mi, ale mówiąc oględnie – tekst nie jest porywający. Nie zauważam w nim niczego interesującego. Język nieciekawy, dialogi akademickie czyli poprawne i nic więcej (aczkolwiek nieco sztuczne), trochę potknięć i błędów (ale do ogarnięcia), brak opisów, fabuła nudna, nie bardzo wiadomo gdzie i kiedy rozgrywa się akcja. Dziwi również, że sam nie wiesz jaki gatunek z tego wyjdzie. Z reguły dobrze wiedzieć dokąd się podąża i co chce się przekazać. Zwłaszcza w momencie publikacji. Krótki wstęp wydaje się być niepotrzebny, przyklejony taki, przynajmniej w obecnej formie. Sugeruję, abyś bardziej wczuł się w sytuację bohaterów, trochę ożywił całość, nadał jej jakiś wyraz i sens.
WWWPozostaje mieć nadzieję, że w przyszłości będzie lepiej, więc nie przejmuj się za bardzo krytyką, tylko siadaj do poprawek.

3
Pierwsze cztery linijki są po prostu nudne, nadęte i sztuczne. Rozumiem, że chcesz zaakcentować, że komiks będzie odgrywał dużą rolę w fabule, ale ja osobiście wyciąłbym to i wstawił (po pewnych przeróbkach) gdzieś dalej.

Nie zgodzę się z:
Czemu to robią? By uciec: (…)
To samo możesz powiedzieć o telewizji, tradycyjnych książkach, grach, muzyce i praktycznie wszystkim co nie jest pracą. Dziś już nie czytam komiksów, ale w młodości czytałem. Czy przed czymś uciekałem? Nie. Czytałem je, bo lubiłem np. kreskę autora, humor, fabułę. Może po prostu miałem zbyt szczęśliwe dzieciństwo ;)

Może to bohater czyta komiksy by uciec? (to nie dziwi gdy dowiadujemy się z jakiej „rodziny” się wywodzi- kolejny argument, żeby ten fragment przesunąć i zmienić). Zgodzę się- gdy pozna się tło życia rodzinnego Cyryla, można przyjąć, że ucieka z realnego świata w świat komiksów. Jestem jednak pewien, że większość fanów komiksów nie zgodzi się z tym co napisałeś. Wiem, że to fikcja, ale dużo bardziej spójnie byłoby gdybyś nie pisał o innych ludziach tylko o nim. Gdyby ten ustęp znajdował się gdzieś dalej w tekście i zaczynał się tak:

Cyryl miał setki, jeśli nie tysiące komiksów. Czemu je kupował? By uciec: (…)

Jeśli jednak chcesz zostawić ten ustęp na początku, musisz zrobić coś co sprawi, że czytelnicy komiksów, którzy to czytają nie poczują silnego sprzeciwu.
bohaterów z zapałem i niezmierzoną przyjemnością.
Niezmierzoną? Może miało być niezmierną?
Aktualnie odpoczywał na kanapie w salonie i zaczytywał się Kapitanem Niezwyciężonym.

To w końcu czytanie komiksów jest ucieczką czy odpoczynkiem? Niespójność.
do pomieszczenia weszli ojciec Cyryla, Roman Sol i Andrzej Bombka.
Dziwnie brzmi. Może byłoby lepiej:
do pomieszczenia wszedł ojciec Cyryla z Andrzejem Bombką.

Imię i nazwisko ojca możesz przytoczyć później. W tym konkretnym momencie jego nazwisko burzy nieco harmonię zdania.

— Jesteś gotowy zainwestować w ten biznes? — spytał gościa w garniturze.


Jest znak zapytania, a po myślniku dodajesz, że spytał. Może lepiej by było „zwrócił się do gościa/ pana Bombki/Andrzeja Bombki”.
nie działa w tej branży? — Ukradkowe s

ukradkowe powinno być z małej
przesuwając lodowaty wzrok na starego Sola, ten spojrzał przez ramię, grym
Zgubiłem się. Jeśli Roman Sol jest ojcem, to jakim cudem siedzący w pokoju syn jest „stary”? Coś pokręciłeś.
Najbardziej zaufany pracownik oraz, niemal, prawa ręka Romana.

W biznesie prawa ręka zawsze jest najbardziej zaufanym pracownikiem. „Niemal” jest zbędne.
o drzwi. — Po chwili obaj znikli
Po z małej. Znikli?

— Ile raz mam ci powtarzać, (...) gości. — Usiadł obok Cyryla i
Po pierwsze: zamiast kropki powinien być znak zapytania. Po drugie, usiadł z małej.
Co to ma być? — Ponownie(...)
Znów napisałeś po myślniku z dużej. Przez ciebie zaczynam wątpić czy tam powinna być mała czy duża litera ;) Osobiście zawsze wstawiam małą.
czegoś więcej niż rozumu — powiedział,
Kropka po rozumu.
przed tobą, żadnego
Zbędny przecinek?
 — Temu miastu przydałoby się kilku bohaterów. Jacyś Mściciele w nieco uboższej edycji.
 — Nie zajmuj sobie tym głowy. Mój ojciec i cała banda policjantów temperują tych typków spod ciemnej gwiazdy.

Nie wiadomo, kto wypowiada te zdania. Jeśli drugi mówi Cyryl to jest ciekawie, bo niby jego ojciec sprzedaje dragi, a jednak „temperuje ciemnych typków”. Przestępca i stróż porządku w jednym?
 — Jak pies je, to nie szczeka, bo mu miska ucieka. — Obaj wybuchli śmiechem. —
Sztuczne i wcale nie śmieszne. Wydaje mi się, że lepiej by było to pominąć i jechać dalej od -Dlaczego ty zawsze(...)

Początek dyskusji o sytuacji prawnej superbohaterów jest naprawdę dobry. Typowa rozmowa „nerdów” na intrygujący temat. Z tym, że...
Więcej przypadków raczej nie znasz.


Szybko ją kończysz. Nie jestem ekspertem od komiksów, ale chyba nie muszę być, by wiedzieć, że to nie może być jedyny przypadek. Na pewno jeszcze ktoś o tym pomyślał i jego superbohater nie ma wielkich problemów z prawem. Nie muszę szukać w internecie- Iron Man. Superman?

Dyskusję na ten temat kończysz dzwonkiem na lekcję, ale wydaje mi się, że nie powinieneś. Jeśli będzie to czytał ktoś kto zna się na komiksach to z pewnością pomyśli, że nie odrobiłeś lekcji (nie zbadałeś sprawy). Albo nie chciało ci się drążyć tematu- jeszcze gorzej. Tak czy inaczej dobrze zacząłeś dyskusję i jej nie skończyłeś.

Dalej.
Dzwonek zagłuszył Cyryla, który próbował jakoś zagiąć przyjaciela. Dwadzieścia minut przeleciało chłopakom przez palce, (…)

Te dwadzieścia minut szkolnego życia zamknąłeś w sześciu liniach dialogowych niedokończonej dyskusji i trzech akapitach narracji. Z czego jeden z akapitów był o rodzinnym biznesie Solów. Z tego co pamiętam, przerwy w szkole były czasem gdy działo się naprawdę dużo. Wydaje mi się, że lepiej oddałbyś upływ tego czasu rozwijając dyskusję i przerywając ją w pewnym momencie akapitem narracji mówiącym, że kłócili się dalej. Mógłbyś opisać też ich otoczenie akcentując to, że są w swoim świecie (świecie komiksów), a świat zewnętrzny (szkoła) niewiele ich obchodzi. Lub wrócić do ich dyskusji z jakąś mocną pointą lub rozstrzygnięciem. Tylko wtedy napisanie, że dwadzieścia minut przeciekło im przez palce będzie miało zamocowanie w tekście. Teraz to wygląda jakby wyszli z lekcji, przeszli się do stołówki, żeby zjeść jedną kanapkę(?) i wrócili na lekcje do sali, która...
Na szczęście dla komiksowych zapaleńców, klasę chemiczną dzieliło od stołówki tylko kilka metrów

Za bardzo ułatwiasz i sobie, i swoim bohaterom.
mam was na uwadze — Usłyszeli twardy
Kropka. Z małej.
-Jak dla mnie to mógłby być Wyklęty Rycerz. Dobrze brzmi. Nie uważasz?
-Całkiem niezłe, oficjalny przydomek wymyśliliby pewnie dziennikarze, a nazwa zapożyczona od pomnika mogłaby być całkiem dobrym posunięciem.
Moim zdaniem znów sobie ułatwiłeś. Co mógłbyś zrobić, żeby było trudniej i ciekawiej?

-Jak dla mnie to mógłby być Wyklęty Rycerz.- zaproponował Cyryl- Dobrze brzmi. Nazwa zapożyczona od pomnika mogłaby być całkiem dobrym posunięciem. Nie uważasz?
-E tam, oficjalny przydomek wymyśliliby pewnie dziennikarze. Poza tym słyszałeś o superbohaterze biorącym przydomek po pomniku? Niee... to byłoby coś w guście...

Wydaje mi się, że wtedy powinni dostać ponowne ostrzeżenie od nauczyciela; ich rozmowa powinna być wznowiona i dopiero wtedy powinni dostać po jedynce.

Tekst byłby dużo lepszy gdybyś nie szedł na skróty ułatwiając wszystko bohaterom. Nawet w pierwszej scenie wolisz odesłać ważnego kontrahenta za drzwi zamiast doprowadzić do spięcia między ojcem, a synem na oczach Andrzeja Bombki.

Jakbym usłyszał, że mój rozmówca na pytanie...
-Jesteś gotowy zainwestować w ten biznes?
Odpowiada:
 — Mógłbym zaryzykować.
… to nie wypuściłbym go z pokoju dopóki nie dobiłbym targu. Mówię z doświadczenia. Interes to gorąca rzecz. Trzeba kuć żelazo póki jest gorące, a nie wyrzucać inwestora za drzwi, bo synek leży na sofie. Ojciec wyśmiewa się z Cyryla, że jest wątły, a sam przy gościu nie jest w stanie pokazać kto rządzi w domu?

Podsumowując: trochę błędów technicznych z którymi szybko się uporasz. Technicznie tekst jest niezły i czyta się płynnie co uwielbiam. Ale musisz stawiać sobie i bohaterom wyzwania. Nie zgadzaj się ze wszystkim, nie ulegaj. Przynajmniej nie zawsze.
Podpisano

4
Gorgiasz, tsjones, dzięki wam za rady. Wstawiłem ten fragment, bo wydawał mi się strasznie dziwny, potrzebowałem potwierdzenia i bodźca, który zmobilizowałby mnie do przeredagowania, lub pisania od nowa i właśnie dzisiaj zacząłem.
Na razie mam trochę ponad dwa tysiące znaków, ale całość jest nie do poznania. Zaczynam od przedstawienia Romana i jego interesów. Sceny, które opisuje we wstawionym fragmencie, będą wyglądać całkiem inaczej, ogólnie tekst powinien być bardziej spójny i logiczny, a dialogi naturalniejsze. Opisy będą pełniejsze i postaram się, żeby nie wyszły mi zbyt koślawe.
Jeszcze raz dziękuję. :)
Nigdy nikomu nie ufaj, Danielu, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”