Ten przymus gatunkowania jest strasznie kłopotliwy, ale trudno. Wrzucam krótki fragment, bo co za dużo to i wiadomo kto nie zeżre. Miłej lektury!
Alain Fragonard nie przepadał ani za teatrem, ani za operą, ani w ogóle za żadną że sztuk scenicznych, jednak kochał mocno swą żonę Beatrice. Pani Fragonard, mimo braku talentu, czy to do aktorstwa, czy to do śpiewu, czy też na sam koniec nawet i do tańca, nigdy myśli o podboju sceny nie porzuciła, a pierwszym krokiem ku temu, zdawało jej się być koniecznie obecnym na każdej premierze, jaką tylko w stolicy ogłaszano. Bywał zatem Fragonard na wszelkich operetkach, komediach i dramatach, co w zasadzie było mu wszystko jedno, gdyż męczył się niepomiernie jedynie na balecie, a dla towarzystwa, hucpy oraz wreszcie by nie marnować czasu aż tak, do szczętu, ciągnął na te kulturalne bachanalia kogoś ze swej świty. Dziś padło na Jeana Almsterga, równie co Fragonard gorliwego wyznawcy Erato. W Teatrze Obywatelskim szedł właśnie romans w trzech aktach, o tytule wielce obiecującym; „Eugen i Klaudyna”.
Sala Obywatelskiego urządzona była dosłownie pysznie. Ciemna zieleń mieszała się tu z wielkim smakiem ze złotem, dając pierwszorzędną oprawę dla bogatych ubiorów wszelkich bez wyjątku gości. Sezonem władała czerwień, najlepiej w jak najmocniejszej, bliskiej szkarłatu tonacji, która w połączeniu z jakże ekstrawaganckim dodatkiem, jakim były pióra (najlepiej wysokie, sztucznie kręcone w zakładach perukarskich, lub strusie, zwożone na potęgę z dalekiego południa), dawała efekt tyle intrygujący, co i bezwstydnie śmiały. Fason kunsztownych sukien, który nie wiadomo z jakiej przyczyny przywędrował do stolicy aż z krajów wyspiarskich, miał w swym charakterze coś z delikatnego papierka, w jaki zwykło się okręcać nadziewane marcepanem łakocie. Obserwujący salę z wysokości loży Fragonard, czuł się przez to niczym dziecko, zagubione w pudełku pełnym drogich czekoladek i była mu ta myśl nadzwyczaj miłą, gdyż ogromnie przepadał za każdym wyrobem z domieszką kakao.
Spektakl był niestety nudny i tak naiwny, że Alain, nie chcąc ziewaniem lub mimowolnymi żartami rzucanymi do Almsterga rozdrażniać małżonki, większość czasu miast aktorów, obserwował zebrane tłumnie towarzystwo. Grom osób znał osobiście lub przynajmniej z widzenia, szczególnie twarze goszczące w lożach opatrzyły mu się tak, że z zamkniętymi oczami mógłby wskazywać, gdzie kto siedzi i tłumaczyć dlaczego. Tu atrakcją były twarze nowe, persony panien i paniczów młodych, wchodzących na salony, lub przyjezdni goście oraz zagraniczni dyplomaci, którzy bawić się w stolicy potrafili jak mało kto z miejscowych. Tych ostatnich można było ujrzeć na widowniach przeważnie, gdy w miasto szła plotka, iż któryś ze spektakli zaszczyci osoba z królewskiej rodziny, lecz ostatnio, chyba ze względu na wrzenie w polityce, prawie nikt ze dworu nie bywał w stolicy. Patrzył więc Fragonard najwięcej czasu na dół, na głowy tych mniej dostojnych, kupców i dorobkiewiczów, który błękit krwi zastępowali brzękiem sprawnie zarabianej monety. Obserwacja tej części widowni była w zasadzie zajęciem o wiele ciekawszym; persony mniej znane, ledwie może czasem widywane gdzieniegdzie, fantazja stroju często odważniejsza niż pośród balkonów, a nade wszystko, krasa panien jakoś tak silniej do wrażliwości Fragonarda przemawiająca. Łaskotał go przyjemnie ten plebejski element, jaki wprawne oko wyłapać potrafiło w urodzie, szorstkim geście lub czasem akcencie, gdy akurat natrafiała się okazja na rozmowę z kimś takim. Nie był przy tym Fragonard uprzedzony do stanów niższych, o nie, broń Boże! Przeciwnie! Dziś tylko ostatni bęcwał wyżej stawiał beztalencie błękitnej konduity, niż syna szewca i praczki, który robotnością i pomysłem potrafi dorobić się grosza. Czasy się zmieniały i pewien był Fragonard, iż długo czekać nie przyjdzie, jak i pośród balkonów wymieszają się stany. Zresztą, daleko szukać nie musiał.
Zerknął na Almsterga i uśmiechnął się pod nosem. Sam jego widok budził w Alainie wewnętrzną wesołość. Ten syn rzeźnika z przedmieścia Largentiere fizjonomię miał tak ułożoną, jakby sam większość życia obrabiał wołowe ćwierci. Pasował on do towarzystwa jak pięść do nosa, lecz Fragonard lubił go przeokrutnie, ceniąc za chłopską logikę, cięty język i to, że gdy trzeba, potrafił dać po mordzie. Zresztą w fakcie, że Almsterg kręcił się w pobliżu urzędnika ministerialnego wysokiego stopnia nie było ani krztyny przypadku. Mało kto był bowiem tak biegły w robieniu zamieszania jak Jean Almsterg, a już nikt doprawdy nie umiał czynić tego tak dyskretnie i bez zbędnych świadków. Posiadał Jean Almsterg talent nie lada: potrafił być zarówno człowiekiem widmo, jak i znanym wszystkim w mieście zabijaką w protekcji Ministerstwa Wojny. Czuł się swobodnie zarówno na wykwintnym balu, markując kroki kadryla czy kontredansa, jak i w podłej oberży, pijąc piwo pośród rozwrzeszczanych marynarzy. Był po prostu człowiekiem na każdą okazję, a wszechstronność należała do cech, których Fragonard pożądał najbardziej.
Oczywiście wszystko miało też swe granice. Alain wiedział doskonale, iż Almsterg duchową potrzebę obcowania ze sztuką, zaspokajał pijackim zaśpiewem, godnym przywołanych powyżej marynarzy, dlatego też widok jego do cna plebejskiej gęby, z rozdziawioną miną gapiącej się na aktorstwo dziś jak w sam raz nie najwyższych lotów, był czymś doprawdy zajmującym. To prawie tak, jakby posadzić tu małpę i kazać jej podziwiać tę przecudną szmirę. Nieprawdopodobne. Bawił się Alain tym obrazem doprawdy wspaniale.
Antrakt obaj panowie przyjęli z ukontentowaniem.
2
Pierwszy przecinek w powyższym zdaniu jest umiejscowiony nieprawidłowo. Należy go przenieść przed słowo "Fragonard".Obserwujący salę z wysokości loży Fragonard, czuł się przez to niczym dziecko, zagubione w pudełku pełnym drogich czekoladek i była mu ta myśl nadzwyczaj miłą, gdyż ogromnie przepadał za każdym wyrobem z domieszką kakao.
Jeśli konieniecznie chcesz postawić przecinek po "aktorów", potrzebny jest jeszcze jeden - przed "miast" - by otworzyć wtrącenie, zamknięte pierwszym z wymienionych. Jeśli zaś nie, to należy usunąć ten po "aktorów".Spektakl był niestety nudny i tak naiwny, że Alain, nie chcąc ziewaniem lub mimowolnymi żartami rzucanymi do Almsterga rozdrażniać małżonki, większość czasu miast aktorów, obserwował zebrane tłumnie towarzystwo.
W tym zdaniu masz literówkę - który - chyba miało być "którzy".Patrzył więc Fragonard najwięcej czasu na dół, na głowy tych mniej dostojnych, kupców i dorobkiewiczów, który błękit krwi zastępowali brzękiem sprawnie zarabianej monety.
W tej części zdania przecinek po "sztuką" zbędny.Alain wiedział doskonale, iż Almsterg duchową potrzebę obcowania ze sztuką, zaspokajał pijackim zaśpiewem, godnym przywołanych powyżej marynarzy,
Tyle dojrzałam niedociągnięć technicznych.
Ogólnie, to dla mnie wstawiony fragment jest kawałkiem solidnego obyczaju. Urzeka wierność realiom epoki, koloryt opisów, przekonująco działa wykreowany klimat. Postaci są zręcznie zróżnicowane, ukazywane niejako mimochodem, co chroni przed sztucznością. Bardzo interesującą wydaje mi się osoba Almsterga, barwna i wzbogacająca fabułę.
Ogólnie, to dla mnie wstawiony fragment jest kawałkiem solidnego obyczaju. Urzeka wierność realiom epoki, koloryt opisów, przekonująco działa wykreowany klimat. Postaci są zręcznie zróżnicowane, ukazywane niejako mimochodem, co chroni przed sztucznością. Bardzo interesującą wydaje mi się osoba Almsterga, barwna i wzbogacająca fabułę.
Ze swojej strony chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że przy takich blokach tekstu wskazane byłoby wstawić doń akapity.
Pozdrawiam serdecznie.
Pozdrawiam serdecznie.
..."Właściwe słowa na właściwym miejscu to prawdziwa definicja stylu"... /Jonathan Swift/
3
Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

Starałem się nie powtarzać tego, co wytknęła Majqa.
Technicznie całkiem sprawnie. Nie ma dużych ortów czy interpunkcji.
Napisane jest spójnie. Nie dostrzegam też luk.
Bohaterowie są dobrze nakreśleni (poza żoną, która pojawia się i znika), tzn. mają swoją przeszłość, upodobania itp. Choć tu pojawia się zarzut, który dotyczy całego tekstu - bohaterowie są bardzo statyczni. Wolałbym, żebyś pokazał te postaci w akcji niż je opisywał.
Widać, że przyłożyłeś się do klimatu. Gorzej ze stylem - wydaje mi się przekombinowany. Ja w ogóle nie przepadam za tym stylem, więc można na to wziąć poprawkę, ale mimo wszystko podobne teksty czytam i daję radę, a tutaj dłuższego bym nie przełknął. Po prostu odnoszę wrażenie, że ten styl jest pisany "na siłę", a nie naturalnie.
Jednocześnie dodam, że do tego klimatu ten styl pasuje.
O fabule nie mogę za dużo powiedzieć, bo jej tu nie ma. To jest fragment opisu. Moim skromnym zdaniem trochę za długi ten opis.
Aha, i to z pewnością obyczaj. Przygody tutaj nie ma.
Pozdrawiam,
B.A.
Co ma miłość do żony do teatru i opery?DAF pisze:Alain Fragonard nie przepadał ani za teatrem, ani za operą, ani w ogóle za żadną że sztuk scenicznych, jednak kochał mocno swą żonę Beatrice.
Strasznie poplątane zdanie.DAF pisze:Pani Fragonard, mimo braku talentu, czy to do aktorstwa, czy to do śpiewu, czy też na sam koniec nawet i do tańca, nigdy myśli o podboju sceny nie porzuciła, a pierwszym krokiem ku temu, zdawało jej się być koniecznie obecnym na każdej premierze, jaką tylko w stolicy ogłaszano.
Bo to w rzeczywistości była chatka z piernikaDAF pisze:Sala Obywatelskiego urządzona była dosłownie pysznie. Ciemna zieleń mieszała się tu z wielkim smakiem ze złotem

Czy ta przyczyna jest ważna? Bo jeśli nie, to po co o tym wspominać.DAF pisze:Fason kunsztownych sukien, który nie wiadomo z jakiej przyczyny przywędrował do stolicy aż z krajów wyspiarskich
A to mi się podoba. Wolałbym więcej takiego.DAF pisze:miał w swym charakterze coś z delikatnego papierka, w jaki zwykło się okręcać nadziewane marcepanem łakocie.
Do połowy fajne, a później przekombinowane.DAF pisze:Obserwujący salę z wysokości loży Fragonard, czuł się przez to niczym dziecko, zagubione w pudełku pełnym drogich czekoladek i była mu ta myśl nadzwyczaj miłą, gdyż ogromnie przepadał za każdym wyrobem z domieszką kakao.
Usuwając pierwszą literę słowa, nie czyni się tego słowa bardziej wyszukanym. W tym wypadku po prostu zmieniło znaczenie.DAF pisze:Grom osób
Starałem się nie powtarzać tego, co wytknęła Majqa.
Technicznie całkiem sprawnie. Nie ma dużych ortów czy interpunkcji.
Napisane jest spójnie. Nie dostrzegam też luk.
Bohaterowie są dobrze nakreśleni (poza żoną, która pojawia się i znika), tzn. mają swoją przeszłość, upodobania itp. Choć tu pojawia się zarzut, który dotyczy całego tekstu - bohaterowie są bardzo statyczni. Wolałbym, żebyś pokazał te postaci w akcji niż je opisywał.
Widać, że przyłożyłeś się do klimatu. Gorzej ze stylem - wydaje mi się przekombinowany. Ja w ogóle nie przepadam za tym stylem, więc można na to wziąć poprawkę, ale mimo wszystko podobne teksty czytam i daję radę, a tutaj dłuższego bym nie przełknął. Po prostu odnoszę wrażenie, że ten styl jest pisany "na siłę", a nie naturalnie.
Jednocześnie dodam, że do tego klimatu ten styl pasuje.
O fabule nie mogę za dużo powiedzieć, bo jej tu nie ma. To jest fragment opisu. Moim skromnym zdaniem trochę za długi ten opis.
Aha, i to z pewnością obyczaj. Przygody tutaj nie ma.
Pozdrawiam,
B.A.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude
B.A. = Bad Attitude
4
No cóż, nie da się ukryć, że tytanem interpunkcji nie jestem, także Majqa, dzięki za cenne uwagi w tym względzie. Także każdy głos rozsądku powściągający moje zapędy do zbędnej rozbudowy zdań jest nie do przecenienia, także B.A., również wielkie dzięki.
W ogóle dzięki, że zechcieliście przeczytać i podzielić się opinią, dla mnie to bardzo cenna rzecz.
Pozdrawiam!
W ogóle dzięki, że zechcieliście przeczytać i podzielić się opinią, dla mnie to bardzo cenna rzecz.
Pozdrawiam!
5
Pokażcie no Panie Fantasto, cóż Pan tam napisał :-P
Muszę od razu wyznać, że do tekstu nie przyciągnęły mnie jego wybitne walory, przejrzałem, - jak większość Tuwrzucia – i coś mi nie pasowało. To znaczy przeczytało się całkiem gładko, nawet z zaciekawieniem, ale pozostało wrażenie pewnej sztuczności, nadmuchania, dlatego zacząłem przyglądać się dokładniej. No i pomyślałem, że mam dobry poligon do pojeżdżenia czołgiem po czymś, co wydaje mi się błędami, pomyłkami, brakami precyzji, ale takimi, które zaczynają się POWYŻEJ poziomu szkolnego, w miarę poprawnego pisania. Czyli już w tym miejscu, gdzie kandydat na pisarza kształtuje świadomie środki wyrazu w odniesieniu do tego, co, jak i komu chce opowiedzieć. Wtedy już nie chodzi o bazową znajomość ortografii czy interpunkcji, ale o maksimum staranności w kształtowaniu języka przekazu, ponieważ niedotrzymanie jej psuje tekst i wywołuje niepożądane wrażenia czytelnicze.
Wydaje mi się – i pisałem to już w niejednej weryfikacji – że konstrukcja ze „zdawać się” jest piekielnie niebezpieczna i nie wszędzie pasuje.
„Obecnym” czy „obecną”? Ha, dobre pytanie, jeśli trzymać się Twojego stylu, taki drobny archaizm (czyli druga możliwość) wydaje mi się bardzo na miejscu. Dalej: pierwsza z nieprecyzyjności frazeologicznych – premierę się raczej „zapowiada” ewentualnie "daje" niż „ogłasza”.
To, powiedzmy:
„Pani Fragonard – mimo braku talentu do aktorstwa, śpiewu, czy nawet i do tańca - nigdy nie porzuciła myśli o podboju sceny, a pierwszym krokiem ku temu zdawało jej się być obecną na każdej premierze, jaką w stolicy zapowiadano.”
Bałbym się takiego zdania – potwora :-P
Wydaje mi się, że w ogóle lepszym wyjściem byłoby rozbić powyższe na dwa zdania, swobodnie omawiające temat.
Pani Fragonard charakteryzowała się kompletnym brakiem talentu – czy chodziło o aktorstwo, o śpiew, czy o taniec wreszcie - co nie przeszkadzało jej w snuciu marzeń o podboju teatralnych scen. Pierwszym zaś krokiem do scenicznej kariery była obecność na wszystkich stołecznych premierach.
Albo tak, nieco bardziej fikuśnie:
Pani Fragonard, niestety, dobry Bóg poskąpił talentów w dziedzinach związanych ze sztuką sceniczną, obojętnie, czy rzecz dotyczyła aktorstwa, śpiewu, czy też tańca. Mimo to nie porzuciła myśli o teatralnej karierze, a póki co uznawała za swój obowiązek pilnie uczęszczanie na wszystkie stołeczne premiery.
Najpierw logika: za SJP - hucpa «bezczelność i arogancja». Gdzie, jak, wobec kogo i czego? Mam wrażenie, że chodziło raczej o „hecę”.
Świtę, owszem, ciągnie się ale w kupie – i to jest w miarę utrwalony związek frazeologiczny, natomiast wydaje się, że w naturze świty jest to, że podąża za swoim patronem sama z siebie, sformułowanie o „ciągnięciu” kogoś pojedynczego, wybranego z grupy jest mocno niezręczne. Można by „wyznaczyć”, „zaprosić”, „porwać” kogoś.
„Co w zasadzie było mu obojętne” – mamy utrwalony związek frazeologiczny, „było mu wszystko jedno” też jest prawidłowe, ale tak, jak Ty napisałeś, to znaczy dodając „co” do „wszystko mu było jedno” tworzy niewłaściwą, nieprawidłową krzyżówkę dwóch wyrażeń.
Dalej: „…a dla towarzystwa, hucpy oraz wreszcie by nie marnować czasu aż tak, do szczętu..” jest drobny zgrzyt w wyliczance, bo najpierw idą dwa rzeczowniki, a potem opisowo, z użyciem czasownika. Ale rzeczywiście, nie znajduję zręcznego rzeczownikowego odpowiednika dla trzeciej składowej :-(
Czyli:
Bywał zatem Fragonard na wszelkich operetkach, komediach i dramatach (w zasadzie było mu wszystko jedno, gdyż męczył się niepomiernie jedynie na balecie), a dla towarzystwa, hecy, oraz wreszcie - by nie marnować czasu aż tak, do szczętu, zapraszał na te kulturalne bachanalia kogoś ze swej świty.
Ale – „kulturalne bachanalia” mi się podobają, zabawna ironia.
Gdzieś w związku z tym poginęli mi ci ubożsi, z aspiracjami, choćby archetypiczni studenci na jaskółce, których nie stać było na stroje wybitnie bogate czy wyszukane, co nadrabiali żywiołowością reakcji, często opłacanej. Co Ty o tym myślisz?
Teraz „twarze goszczące”. No nie. Twarze nie są autonomiczne, są przytwierdzone do osób :-P „…twarze tych goszczących (siedzących) w lożach…” – powiedzmy, że poprawnie.
„Tu atrakcją były twarze nowe, młode panny i panicze, wchodzący dopiero na salony, przyjezdni goście czy zagraniczni dyplomaci, którzy bawić się w stolicy potrafili jak mało kto z miejscowych.”
To dzie tyn król się podziewa? W Wersalu? Na ogół dwór był, bywa i dziś, centrum życia politycznego, a przynajmniej pełnił rolę dekoracyjnego zwieńczenia większości procesów w życiu publicznym. Wydaje mi się, że jakaś drobna dygresja wyjaśniająca byłaby nie od rzeczy.
Czemu „na widowniach”? W sytuacji, kiedy dalej mówisz o „którymś ze spektakli”, czyli sugerujesz jednak liczbę pojedynczą?
Po „przeważnie” brakuje słówka „wtedy” lub "wówczas”.
No i fantazja w stroju niejako z definicji jest odważna, użycie tego ostatniego przymiotnika w stopniu wyższym w ogóle winduje strzelistość wypowiedzi pod nieboskłon. „Krasa” jest ogromnie archaiczna (chyba i może zapożyczona), nawet w otoczeniu tracącym z lekka myszką wyróżnia się in minus.
„Pośród balkonów”. Ech. Jak to szło w „Dniu świra”? „Pośród ogrodu siedzi ta królewska para…” :-P Mnie się zawsze komponuje dalszy ciąg - "Kretynem jest Zygmunt, idiotką Barbara". :cool:
„Obserwacja tej części widowni była w zasadzie zajęciem o wiele ciekawszym; persony mniej znane, ledwie może czasem widywane gdzieniegdzie, fantazja stroju często większa, niż pośród towarzystwa zasiadającego na balkonach, a nade wszystko nadobność panien jakoś silniej przemawiały do wrażliwości Fragonarda.”
Tak mniej więcej wyszło po różnych liftingach i zabiegach upiększających :-)
„Dziś tylko ostatni bałwan ceniłby wyżej pierwsze z brzegu beztalencie szlachetnego pochodzenia, od – dajmy na to – syna szewca i praczki, który robotnością i pomysłem potrafił dorobić się grosza.”
A tak?
„Ten syn rzeźnika z przedmieścia Largentiere fizjonomię niewątpliwie odziedziczył po ojcu i, szczerze mówiąc, wyglądał tak, jakby sam większość życia obrabiał wołowe ćwierci.”
1. «pozorować jakąś czynność lub jakiś stan»
2. «naśladować coś, zwykle w sposób niezbyt wierny»
3. «w brydżu: sygnalizować partnerowi wartość własnych kart za pomocą przewidzianych konwencją wyjść lub zrzutek»
Taniec nie brydż, więc sądzę, że słowo jest dobrane nieszczęśliwie. Czy udawanie znajomości kroków tanecznych pozwoliłoby potomkowi rzeźnika na całkowitą swobodę w wykwintnych okolicznościach? „Stawiając” – to najprościej.
„Mina” nie może być „rozdziawiona”! Choć „gęba” – jak najbardziej. Zabrakło synonimów, żeby to zdanie zgrabnie upleść. Mogłeś użyć jeszcze na przykład „oblicza”, „facjaty”, „opadniętej szczęki” czy czegoś tam jeszcze.
Ravva twierdzi, że Wery jest zboczone – przez czepliwość pod kątem megadokładności językowej czy interpunkcyjnej, normalny czytelnik w ogóle nie jest w stanie dostrzec, a tym bardziej zeźlić się na to, co uznawane jest w Tuwrzuciu za błąd.
Pewnie ma trochę racji, zwłaszcza przy nacisku na zawrotne tempo w fabule, ale nieuchwytne, trudno werbalizujące się – a negatywne - wrażenia z lektury powstają również na poziomie „puszczania” różnych drobniutkich błędów autorskich, te błędy się sumują, zakłócając przekaz.
Precyzja komunikatu to coś, co ma mniejsze lub większe znaczenie przy różnych gatunkach czy stylach. Akurat u Ciebie ma spore – z uwagi na próbę stylizowania w kierunku lekkiej, sympatycznej archaizacji.
Dlatego warto czasem popatrzeć na tekst pod kątem rygorystycznej poprawności we wszystkich jej aspektach. Czyjś. Swój. To bywa pouczające. Dla mnie było. Następny karb na snajperskim karabinie :-P
Ale co do tekstu. Koncepcyjnie jest w porządku, ma interesujące fragmenty (opis teatru, sugestie tyczące się zawodowych powinności Fragonarda i jego kumpla) – wyczyszczony i gruntownie przemyślany może być wstępem do całkiem zajmującej historii. Czego i Tobie i Państwu Czytelnikom serdecznie życzę.
Zatwierdzam weryfikację. Rubia
Muszę od razu wyznać, że do tekstu nie przyciągnęły mnie jego wybitne walory, przejrzałem, - jak większość Tuwrzucia – i coś mi nie pasowało. To znaczy przeczytało się całkiem gładko, nawet z zaciekawieniem, ale pozostało wrażenie pewnej sztuczności, nadmuchania, dlatego zacząłem przyglądać się dokładniej. No i pomyślałem, że mam dobry poligon do pojeżdżenia czołgiem po czymś, co wydaje mi się błędami, pomyłkami, brakami precyzji, ale takimi, które zaczynają się POWYŻEJ poziomu szkolnego, w miarę poprawnego pisania. Czyli już w tym miejscu, gdzie kandydat na pisarza kształtuje świadomie środki wyrazu w odniesieniu do tego, co, jak i komu chce opowiedzieć. Wtedy już nie chodzi o bazową znajomość ortografii czy interpunkcji, ale o maksimum staranności w kształtowaniu języka przekazu, ponieważ niedotrzymanie jej psuje tekst i wywołuje niepożądane wrażenia czytelnicze.
„Nie przepadał” jest pierwszą negacją, „żadna” jest drugą negacją, czyli jest podwójne zaprzeczenie. Niby ujdzie, takie konstrukcje są częste, jednak właściwsze byłoby chyba coś takiego: „..ani w ogóle jakąkolwiek sztuką sceniczną (za którąkolwiek ze sztuk scenicznych)”.DAF pisze:Alain Fragonard nie przepadał ani za teatrem, ani za operą, ani w ogóle za żadną że sztuk scenicznych, jednak kochał mocno swą żonę Beatrice.
Lubisz długie zdania, w porządku, to też jest pełnoprawny środek stylistyczny. Tylko że po długim zdaniu wzrok musi wędrować płynnie i tak samo, jak w zdaniach prostych obowiązuje racjonalność konstrukcji, bez produkowania niepotrzebnego nadmiaru słów. Tutaj rolę nadmiarowego wypełniacza pełni na przykład wyszukany ozdobnik „czy to..”, a stylistyczny wygibas – to inwersja w pierwszej części zdania.DAF pisze:Pani Fragonard, mimo braku talentu, czy to do aktorstwa, czy to do śpiewu, czy też na sam koniec nawet i do tańca, nigdy myśli o podboju sceny nie porzuciła, a pierwszym krokiem ku temu, zdawało jej się być koniecznie obecnym na każdej premierze, jaką tylko w stolicy ogłaszano.
Wydaje mi się – i pisałem to już w niejednej weryfikacji – że konstrukcja ze „zdawać się” jest piekielnie niebezpieczna i nie wszędzie pasuje.
„Obecnym” czy „obecną”? Ha, dobre pytanie, jeśli trzymać się Twojego stylu, taki drobny archaizm (czyli druga możliwość) wydaje mi się bardzo na miejscu. Dalej: pierwsza z nieprecyzyjności frazeologicznych – premierę się raczej „zapowiada” ewentualnie "daje" niż „ogłasza”.
To, powiedzmy:
„Pani Fragonard – mimo braku talentu do aktorstwa, śpiewu, czy nawet i do tańca - nigdy nie porzuciła myśli o podboju sceny, a pierwszym krokiem ku temu zdawało jej się być obecną na każdej premierze, jaką w stolicy zapowiadano.”
Bałbym się takiego zdania – potwora :-P
Wydaje mi się, że w ogóle lepszym wyjściem byłoby rozbić powyższe na dwa zdania, swobodnie omawiające temat.
Pani Fragonard charakteryzowała się kompletnym brakiem talentu – czy chodziło o aktorstwo, o śpiew, czy o taniec wreszcie - co nie przeszkadzało jej w snuciu marzeń o podboju teatralnych scen. Pierwszym zaś krokiem do scenicznej kariery była obecność na wszystkich stołecznych premierach.
Albo tak, nieco bardziej fikuśnie:
Pani Fragonard, niestety, dobry Bóg poskąpił talentów w dziedzinach związanych ze sztuką sceniczną, obojętnie, czy rzecz dotyczyła aktorstwa, śpiewu, czy też tańca. Mimo to nie porzuciła myśli o teatralnej karierze, a póki co uznawała za swój obowiązek pilnie uczęszczanie na wszystkie stołeczne premiery.
To następny Frankenstein, pozszywany w naśladownictwo ludzkiej sylwetki.DAF pisze:Bywał zatem Fragonard na wszelkich operetkach, komediach i dramatach, co w zasadzie było mu wszystko jedno, gdyż męczył się niepomiernie jedynie na balecie, a dla towarzystwa, hucpy oraz wreszcie by nie marnować czasu aż tak, do szczętu, ciągnął na te kulturalne bachanalia kogoś ze swej świty.
Najpierw logika: za SJP - hucpa «bezczelność i arogancja». Gdzie, jak, wobec kogo i czego? Mam wrażenie, że chodziło raczej o „hecę”.
Świtę, owszem, ciągnie się ale w kupie – i to jest w miarę utrwalony związek frazeologiczny, natomiast wydaje się, że w naturze świty jest to, że podąża za swoim patronem sama z siebie, sformułowanie o „ciągnięciu” kogoś pojedynczego, wybranego z grupy jest mocno niezręczne. Można by „wyznaczyć”, „zaprosić”, „porwać” kogoś.
„Co w zasadzie było mu obojętne” – mamy utrwalony związek frazeologiczny, „było mu wszystko jedno” też jest prawidłowe, ale tak, jak Ty napisałeś, to znaczy dodając „co” do „wszystko mu było jedno” tworzy niewłaściwą, nieprawidłową krzyżówkę dwóch wyrażeń.
Dalej: „…a dla towarzystwa, hucpy oraz wreszcie by nie marnować czasu aż tak, do szczętu..” jest drobny zgrzyt w wyliczance, bo najpierw idą dwa rzeczowniki, a potem opisowo, z użyciem czasownika. Ale rzeczywiście, nie znajduję zręcznego rzeczownikowego odpowiednika dla trzeciej składowej :-(
Czyli:
Bywał zatem Fragonard na wszelkich operetkach, komediach i dramatach (w zasadzie było mu wszystko jedno, gdyż męczył się niepomiernie jedynie na balecie), a dla towarzystwa, hecy, oraz wreszcie - by nie marnować czasu aż tak, do szczętu, zapraszał na te kulturalne bachanalia kogoś ze swej świty.
Ale – „kulturalne bachanalia” mi się podobają, zabawna ironia.
Związek zgody czy tam czegoś :-P „WyznawcĘ”. Jednak moim zdaniem jeszcze lepszy byłby „entuzjasta” dla podkreślenia ironii.DAF pisze: Dziś padło na Jeana Almsterga, równie co Fragonard gorliwego wyznawcy Erato.
A gdyby tak: „..pod wielce obiecującym tytułem „Eugen i Klaudyna”? „…opatrzony wielce obiecującym tytułem „Eugen i Klaudyna”?DAF pisze:W Teatrze Obywatelskim szedł właśnie romans w trzech aktach, o tytule wielce obiecującym; „Eugen i Klaudyna”.
Tak sobie myślę. Czytając opis (i dalszy ciąg) mimowolnie sięga się do jakiegoś punktu odniesienia, mnie się jawi teatr mniej więcej dziewiętnastowieczny, co podparte jest również jego nazwą.DAF pisze:Ciemna zieleń mieszała się tu z wielkim smakiem ze złotem, dając pierwszorzędną oprawę dla bogatych ubiorów wszelkich bez wyjątku gości.
Gdzieś w związku z tym poginęli mi ci ubożsi, z aspiracjami, choćby archetypiczni studenci na jaskółce, których nie stać było na stroje wybitnie bogate czy wyszukane, co nadrabiali żywiołowością reakcji, często opłacanej. Co Ty o tym myślisz?
„Od groma” - w porządku. „Grom” jako taki – nie. „Gros” w znaczeniu „większość” od biedy mogłoby być, występuje wszakże pewna cienkość, bowiem na ogół tego słowa używa się wobec osób czynnych, będących podmiotem na przykład „Gros kupujących wybiera zestaw pierwszy”. Tutaj nie te wymienione osoby są podmiotem, a raczej przedmiotem czynności „znania”. Hmmm… tu się zatrzymam, bo mi ćwiartek włosa nie wystarczy :-PDAF pisze:Grom osób znał osobiście lub przynajmniej z widzenia, szczególnie twarze goszczące w lożach opatrzyły mu się tak, że z zamkniętymi oczami mógłby wskazywać, gdzie kto siedzi i tłumaczyć dlaczego.
Teraz „twarze goszczące”. No nie. Twarze nie są autonomiczne, są przytwierdzone do osób :-P „…twarze tych goszczących (siedzących) w lożach…” – powiedzmy, że poprawnie.
Mnie się wydaje, że w wyrażeniu „persony panien i paniczów młodych” widać tę przeszkadzającą nadmiarowość stylistyczną. Toć to jak cytat z „Pana Tadeusza” :-P No i najpierw są twarze, potem postaci, a potem w ogóle osoby. Stylistyczna dyscyplina wymagałaby trzymania się jednego myślowego ciągu, na przykład tak:DAF pisze:Tu atrakcją były twarze nowe, persony panien i paniczów młodych, wchodzących na salony, lub przyjezdni goście oraz zagraniczni dyplomaci, którzy bawić się w stolicy potrafili jak mało kto z miejscowych.
„Tu atrakcją były twarze nowe, młode panny i panicze, wchodzący dopiero na salony, przyjezdni goście czy zagraniczni dyplomaci, którzy bawić się w stolicy potrafili jak mało kto z miejscowych.”
Ojojoj. Długaśnie.DAF pisze:Tych ostatnich można było ujrzeć na widowniach przeważnie, gdy w miasto szła plotka, iż któryś ze spektakli zaszczyci osoba z królewskiej rodziny, lecz ostatnio, chyba ze względu na wrzenie w polityce, prawie nikt ze dworu nie bywał w stolicy.
To dzie tyn król się podziewa? W Wersalu? Na ogół dwór był, bywa i dziś, centrum życia politycznego, a przynajmniej pełnił rolę dekoracyjnego zwieńczenia większości procesów w życiu publicznym. Wydaje mi się, że jakaś drobna dygresja wyjaśniająca byłaby nie od rzeczy.
Czemu „na widowniach”? W sytuacji, kiedy dalej mówisz o „którymś ze spektakli”, czyli sugerujesz jednak liczbę pojedynczą?
Po „przeważnie” brakuje słówka „wtedy” lub "wówczas”.
„W” dół, patrzy się „w dół”.DAF pisze:Patrzył więc Fragonard najwięcej czasu na dół, na głowy tych mniej dostojnych, kupców i dorobkiewiczów, który błękit krwi zastępowali brzękiem sprawnie zarabianej monety.
No i tak: „persony” w tym miejscu użyte jak najbardziej poprawnie, jednak inwersja i słówko „tak” – niepotrzebne.DAF pisze:Obserwacja tej części widowni była w zasadzie zajęciem o wiele ciekawszym; persony mniej znane, ledwie może czasem widywane gdzieniegdzie, fantazja stroju często odważniejsza niż pośród balkonów, a nade wszystko, krasa panien jakoś tak silniej do wrażliwości Fragonarda przemawiająca.
No i fantazja w stroju niejako z definicji jest odważna, użycie tego ostatniego przymiotnika w stopniu wyższym w ogóle winduje strzelistość wypowiedzi pod nieboskłon. „Krasa” jest ogromnie archaiczna (chyba i może zapożyczona), nawet w otoczeniu tracącym z lekka myszką wyróżnia się in minus.
„Pośród balkonów”. Ech. Jak to szło w „Dniu świra”? „Pośród ogrodu siedzi ta królewska para…” :-P Mnie się zawsze komponuje dalszy ciąg - "Kretynem jest Zygmunt, idiotką Barbara". :cool:
„Obserwacja tej części widowni była w zasadzie zajęciem o wiele ciekawszym; persony mniej znane, ledwie może czasem widywane gdzieniegdzie, fantazja stroju często większa, niż pośród towarzystwa zasiadającego na balkonach, a nade wszystko nadobność panien jakoś silniej przemawiały do wrażliwości Fragonarda.”
Tak mniej więcej wyszło po różnych liftingach i zabiegach upiększających :-)
Okazja DO rozmowy!DAF pisze:gdy akurat natrafiała się okazja na rozmowę z kimś takim.
Temu zdaniu też przydałby się drobny lifting.DAF pisze:Dziś tylko ostatni bęcwał wyżej stawiał beztalencie błękitnej konduity, niż syna szewca i praczki, który robotnością i pomysłem potrafi dorobić się grosza.
„Dziś tylko ostatni bałwan ceniłby wyżej pierwsze z brzegu beztalencie szlachetnego pochodzenia, od – dajmy na to – syna szewca i praczki, który robotnością i pomysłem potrafił dorobić się grosza.”
Jednak „ułożona” fizjonomia to nie to. Ją może coś „ukształtować” – powiedzmy liczne bójki w młodości, nadmiar pracy umysłowej, ciężkie przejścia życiowe. „Układanie” sugeruje jakąś, czyjąś celową działalność dla uzyskania określonego efektu.DAF pisze:Ten syn rzeźnika z przedmieścia Largentiere fizjonomię miał tak ułożoną, jakby sam większość życia obrabiał wołowe ćwierci.
A tak?
„Ten syn rzeźnika z przedmieścia Largentiere fizjonomię niewątpliwie odziedziczył po ojcu i, szczerze mówiąc, wyglądał tak, jakby sam większość życia obrabiał wołowe ćwierci.”
Dyskrecja zakłada brak świadków, czyż nie? Zgrabniej byłoby może – „..samemu pozostając w cieniu”.DAF pisze:Mało kto był bowiem tak biegły w robieniu zamieszania jak Jean Almsterg, a już nikt doprawdy nie umiał czynić tego tak dyskretnie i bez zbędnych świadków.
Markować:DAF pisze:Czuł się swobodnie zarówno na wykwintnym balu, markując kroki kadryla czy kontredansa, jak i w podłej oberży, pijąc piwo pośród rozwrzeszczanych marynarzy.
1. «pozorować jakąś czynność lub jakiś stan»
2. «naśladować coś, zwykle w sposób niezbyt wierny»
3. «w brydżu: sygnalizować partnerowi wartość własnych kart za pomocą przewidzianych konwencją wyjść lub zrzutek»
Taniec nie brydż, więc sądzę, że słowo jest dobrane nieszczęśliwie. Czy udawanie znajomości kroków tanecznych pozwoliłoby potomkowi rzeźnika na całkowitą swobodę w wykwintnych okolicznościach? „Stawiając” – to najprościej.
Aleś się sam zaszachował :-P Frazeologicznie.DAF pisze:dlatego też widok jego do cna plebejskiej gęby, z rozdziawioną miną gapiącej się na aktorstwo dziś jak w sam raz nie najwyższych lotów, był czymś doprawdy zajmującym.
„Mina” nie może być „rozdziawiona”! Choć „gęba” – jak najbardziej. Zabrakło synonimów, żeby to zdanie zgrabnie upleść. Mogłeś użyć jeszcze na przykład „oblicza”, „facjaty”, „opadniętej szczęki” czy czegoś tam jeszcze.
Ravva twierdzi, że Wery jest zboczone – przez czepliwość pod kątem megadokładności językowej czy interpunkcyjnej, normalny czytelnik w ogóle nie jest w stanie dostrzec, a tym bardziej zeźlić się na to, co uznawane jest w Tuwrzuciu za błąd.
Pewnie ma trochę racji, zwłaszcza przy nacisku na zawrotne tempo w fabule, ale nieuchwytne, trudno werbalizujące się – a negatywne - wrażenia z lektury powstają również na poziomie „puszczania” różnych drobniutkich błędów autorskich, te błędy się sumują, zakłócając przekaz.
Precyzja komunikatu to coś, co ma mniejsze lub większe znaczenie przy różnych gatunkach czy stylach. Akurat u Ciebie ma spore – z uwagi na próbę stylizowania w kierunku lekkiej, sympatycznej archaizacji.
Dlatego warto czasem popatrzeć na tekst pod kątem rygorystycznej poprawności we wszystkich jej aspektach. Czyjś. Swój. To bywa pouczające. Dla mnie było. Następny karb na snajperskim karabinie :-P
Ale co do tekstu. Koncepcyjnie jest w porządku, ma interesujące fragmenty (opis teatru, sugestie tyczące się zawodowych powinności Fragonarda i jego kumpla) – wyczyszczony i gruntownie przemyślany może być wstępem do całkiem zajmującej historii. Czego i Tobie i Państwu Czytelnikom serdecznie życzę.
Zatwierdzam weryfikację. Rubia
Ostatnio zmieniony czw 15 sty 2015, 08:56 przez Leszek Pipka, łącznie zmieniany 1 raz.
6
Fajnie, że wjechałeś czołgiem na ten mój ugór. Miło popatrzeć, jak ktoś zgrabnie operuje ciężkim sprzętem;)
Jutro chyba też jest dzień, zatem jutro dokończę tę litanie "no rzeczywiście". Dziś muszę walnąć w kimono. W każdym razie ogromne dzięki za poświęcony mi czas i uwagę. Bardzo to pouczające.
Mógłbyś tę myśl rozwinąć? To bardzo ciekawe.Leszek Pipka pisze:Wydaje mi się – i pisałem to już w niejednej weryfikacji – że konstrukcja ze „zdawać się” jest piekielnie niebezpieczna i nie wszędzie pasuje.
Zastanawiałem się nad tą obecnością i rzeczywiście, dwójeczka chyba lepsza. A premiera, o matko na niebie!, "premierę, którą dawano", tożby było w punkt trafione! Przegapiłem, nie zastanowiłem się, zgroza.Leszek Pipka pisze:„Obecnym” czy „obecną”? Ha, dobre pytanie, jeśli trzymać się Twojego stylu, taki drobny archaizm (czyli druga możliwość) wydaje mi się bardzo na miejscu. Dalej: pierwsza z nieprecyzyjności frazeologicznych – premierę się raczej „zapowiada” ewentualnie "daje" niż „ogłasza”.
Też mi się tak wydaje. Miłość do długich zdań jest trudna;)Leszek Pipka pisze:Wydaje mi się, że w ogóle lepszym wyjściem byłoby rozbić powyższe na dwa zdania, swobodnie omawiające temat.
No rzeczywiście, przedobrzyłem, heca aż się tu prosi. Piszę przeważnie z otwartym słownikiem, ale tej hucpy wytłumaczyć nie potrafię. Moje podwórkowe rozumienie tego słowa rozminęło się ze słownikowym. Ładna muka! - jak no nazywał się ten mały z Tolka Banan co tak mówił?Leszek Pipka pisze:Najpierw logika: za SJP - hucpa «bezczelność i arogancja». Gdzie, jak, wobec kogo i czego? Mam wrażenie, że chodziło raczej o „hecę”.
Że się powtórzę, no rzeczywiście.Leszek Pipka pisze:Świtę, owszem, ciągnie się ale w kupie – i to jest w miarę utrwalony związek frazeologiczny, natomiast wydaje się, że w naturze świty jest to, że podąża za swoim patronem sama z siebie, sformułowanie o „ciągnięciu” kogoś pojedynczego, wybranego z grupy jest mocno niezręczne. Można by „wyznaczyć”, „zaprosić”, „porwać” kogoś.
Cholerka jasna, rzeczywiście;)Leszek Pipka pisze:„Co w zasadzie było mu obojętne” – mamy utrwalony związek frazeologiczny, „było mu wszystko jedno” też jest prawidłowe, ale tak, jak Ty napisałeś, to znaczy dodając „co” do „wszystko mu było jedno” tworzy niewłaściwą, nieprawidłową krzyżówkę dwóch wyrażeń.
Nie chciałbym nudzić, ale rzeczywiście, nie sposób się nie zgodzić.Leszek Pipka pisze:Związek zgody czy tam czegoś :-P „WyznawcĘ”. Jednak moim zdaniem jeszcze lepszy byłby „entuzjasta” dla podkreślenia ironii.DAF pisze: Dziś padło na Jeana Almsterga, równie co Fragonard gorliwego wyznawcy Erato.
W takich momentach zastanawiam się dlaczego mam siano w głowie. Pierwsza z zaproponowanych przez Ciebie wersji jest najbardziej naturalna i najlepsza. Dlaczego tak nie napisałem? A zresztą wiem, ale takie rzeczy nie nadają się na forum publiczne;)Leszek Pipka pisze:A gdyby tak: „..pod wielce obiecującym tytułem „Eugen i Klaudyna”? „…opatrzony wielce obiecującym tytułem „Eugen i Klaudyna”?DAF pisze:W Teatrze Obywatelskim szedł właśnie romans w trzech aktach, o tytule wielce obiecującym; „Eugen i Klaudyna”.
Świetny pomysł, w ogóle o tym nie pomyślałem! A starczyłyby choć dwa słowa, szczególnie, że idzie to w parze z zajęciem, któremu oddaje się bohater sceny. Począwszy od balkonów, poprzez widownię, kończąc na tych co ukradkiem, zza kotary, na schodku, jak tam się da, oby tylko coś podejrzeć. Przecież to się tak ładnie składa! Ojej, zatraciłem się w tym glamurze, zapominając o maluczkich;) Bardzo fajne spostrzeżenie.Leszek Pipka pisze:Tak sobie myślę. Czytając opis (i dalszy ciąg) mimowolnie sięga się do jakiegoś punktu odniesienia, mnie się jawi teatr mniej więcej dziewiętnastowieczny, co podparte jest również jego nazwą.DAF pisze:Ciemna zieleń mieszała się tu z wielkim smakiem ze złotem, dając pierwszorzędną oprawę dla bogatych ubiorów wszelkich bez wyjątku gości.
Gdzieś w związku z tym poginęli mi ci ubożsi, z aspiracjami, choćby archetypiczni studenci na jaskółce, których nie stać było na stroje wybitnie bogate czy wyszukane, co nadrabiali żywiołowością reakcji, często opłacanej. Co Ty o tym myślisz?
Dobrze, że zwróciłeś na to uwagę. Strasznie mnie irytuje idiotyczna skłonność do popadania w taką pisaninę, a'la podwórkowy "Pan Tadeusz" właśnie - czasem coś takiego mi się włącza i tracę kontrolę. A potem, przy poprawkach, głowa jest już do takich wygibasów przyzwyczajona i nie zawsze zwraca na nie uwagi. O, i czytelnik się męczy.Leszek Pipka pisze:Mnie się wydaje, że w wyrażeniu „persony panien i paniczów młodych” widać tę przeszkadzającą nadmiarowość stylistyczną. Toć to jak cytat z „Pana Tadeusza” :-PDAF pisze:Tu atrakcją były twarze nowe, persony panien i paniczów młodych, wchodzących na salony, lub przyjezdni goście oraz zagraniczni dyplomaci, którzy bawić się w stolicy potrafili jak mało kto z miejscowych.
Piękne przyłapanie autora na niezdecydowaniu;) Niby w szerszej fabule jest to uzasadnione, ale tak naprawdę niczemu nie służy, a we fragmencie w ogóle wspominanie o tym powoduje tylko i wyłącznie powstawanie w głowie czytelnika pytań jak powyższe. No bo przecież dygresji wyjaśniającej autor nie dał. Bo po co? Niech się zastanawiają;)Leszek Pipka pisze:To dzie tyn król się podziewa? W Wersalu? Na ogół dwór był, bywa i dziś, centrum życia politycznego, a przynajmniej pełnił rolę dekoracyjnego zwieńczenia większości procesów w życiu publicznym. Wydaje mi się, że jakaś drobna dygresja wyjaśniająca byłaby nie od rzeczy.
Nie wiem, czy już wystarczającą ilość razy napisałem "no rzeczywiście", ale no rzeczywiście;)Leszek Pipka pisze:Czemu „na widowniach”? W sytuacji, kiedy dalej mówisz o „którymś ze spektakli”, czyli sugerujesz jednak liczbę pojedynczą?
No dobra, jeśli "krasa" jest archaiczna to "nadobność" była słowem, którym Bóg posłużył się do stworzenia świata. To chyba dlatego, że w dużej mierze jestem ze wsi, ale krasa w moim słowniku jest może i nieco przestarzała, ale żeby ją od razu tak spychać w czeluści? Eee, na to się nie zgodzę. Poza tym "krasa panien", niesie to w sobie taki sielsko plebejski ładunek, a to łamie glamur opisywanej sytuacji i zabiera naszego Fragonarda to tej mlekiem i miodem krainy płynącej, gdzie czerstwe dziewczęta o warkoczach grubych jak przedramię śmieją się do ciebie, a jest to uśmiech tyleż obiecujący do uroczo naiwny itd., a nasz Fragonard w głębi serca tęskni do tego, tęskni do tego... Znaczy rozpędzam się bez sensu, ale, zresztą mam nadzieję że wiesz o co mi chodzi. Zaczyna mi się chcieć spać i średnio mi to idzie...Leszek Pipka pisze:„Krasa” jest ogromnie archaiczna (chyba i może zapożyczona), nawet w otoczeniu tracącym z lekka myszką wyróżnia się in minus.DAF pisze:Obserwacja tej części widowni była w zasadzie zajęciem o wiele ciekawszym; persony mniej znane, ledwie może czasem widywane gdzieniegdzie, fantazja stroju często odważniejsza niż pośród balkonów, a nade wszystko, krasa panien jakoś tak silniej do wrażliwości Fragonarda przemawiająca.
„Obserwacja tej części widowni była w zasadzie zajęciem o wiele ciekawszym; persony mniej znane, ledwie może czasem widywane gdzieniegdzie, fantazja stroju często większa, niż pośród towarzystwa zasiadającego na balkonach, a nade wszystko nadobność panien jakoś silniej przemawiały do wrażliwości Fragonarda.”
Doprawdy, bezdenna jest otchłań mej rozpaczy, gdy patrzę na takie kulfony. Sromota, pożoga i zatrata. No i wstyd na miasto wyjść.Leszek Pipka pisze:Okazja DO rozmowy!DAF pisze:gdy akurat natrafiała się okazja na rozmowę z kimś takim.
Jutro chyba też jest dzień, zatem jutro dokończę tę litanie "no rzeczywiście". Dziś muszę walnąć w kimono. W każdym razie ogromne dzięki za poświęcony mi czas i uwagę. Bardzo to pouczające.
7
Otóż.DAF pisze:Mógłbyś tę myśl rozwinąć? To bardzo ciekawe.
Po pierwsze to nieszczęsne "zdawać się" łączy się z różnymi częściami mowy, może być z przymiotnikiem na przykład "morze zdawało się spokojne, jak rozpostarte błekitne prześcieradło", albo z czasownikiem na przykład "czas zdawał się ciągnąć, niczym guma od majtek". Ale to nie koniec, bo jest jeszcze następne piętro z użyciem czasownika "być". Na przykład: "Kokosiński zdawał się być rodzajem faceta, który nie ugnie się przed niczym" i jeszcze poetyczniej: "Joanna zdawała się być stworzoną na podobieństwo rzymskiej bogini".
Po drugie, wyobraźmy sobie upiększanie każdej częsci zdania dodatkowymi przymiotnikami, imiesłowami i w ogóle wszelką ornamentyką. Rzecz w tym, że one wszystkie muszą być gramatycznie poprawne, zachowywać związki rządu, zgody i czegoś tam jeszcze, co mi się nie chce sprawdzać. Dość powszechne i nagminne jest kałapućkanie się - przy dłuższych zdaniach - w hybrydy części zdań i poszczególnych poziomów tak, że zupełnie do siebie nie pasują.
To miałem na myśli, pisząc o złożoności i niebezpieczeństwach, jakie czyhają na użytkowników tej konstrukcji.
A najlepsze jest to, że stosunkowo rzadko ma ona uzasadnienie, bo jest troszkę... stylistycznie napuszona, można na ogół ją uprościć, bez szkody dla komunikatu i mowy naszej ojczystej :-)
Jesssuuuu. Ty nie rób takich rzeczy, po prostu nie rób!!!DAF pisze:Ładna muka! - jak no nazywał się ten mały z Tolka Banan co tak mówił?
Dla osób obsesyjnych jest to ciężka próba, zwłaszcza, jak są ambitne, albo nie mają dostępu do netu - nie zasną, póki nie znajdą odpowiedzi. A jeszcze jak mają sklerozę...

Filipek, kurde chyba. Stare miał buty, starą koszulę.... :-P
Ech.
[ Dodano: Sob 17 Sty, 2015 ]
Tfu, dżinsy! I nikt nie poprawia :-(