Jak szybko i skutecznie wydorośleć

1
Ten krótki sygnał, taki przyjemny. To ktoś pamięta, ktoś lubi, ktoś zaszczycił nas odrobinką zainteresowania.
Nowe powiadomienie.
Pojawiło się tych dźwięków kilka naraz, Pamelka dosłyszała aż z kuchni i opadły jej ręce na blat kuchenny. Znaczy, że matka odpaliła fejsbuka i już życie towarzyskie kwitnie.
– Pamelka, znów dostałaś lajka! – zawołała Kinga z sypialni. – Cieszysz się?
– Tak, mamo – powiedziała dziewczynka. Totalny brak przekonania w jej głosie. Zwiesiła głowę nad właśnie zrobionymi kanapkami. Apetyt już wprawdzie straciła, znów zje na siłę, zostawiając tylko skórki. Jednak ponieważ kiedyś trzeba będzie się zmierzyć z prawdą, odłożyła nóż i poszła do sypialni matki.
– Maaaamoooo! – jęknęła przeciągle, gdy nachyliła się nad laptopem i zobaczyła, za co dostała lajka. Za swoje wakacyjne zdjęcie na plaży. – Ten strój był na mnie za mały!
Matka nie słyszała.
– Mam brudne stopy!
Matka nie słyszała.
– I jeszcze ciocia, i jaki opis dałaś, i w ogóle!
Matka nie słyszała, patrzyła jak urzeczona w ekran. Odezwała się po chwili.
– Kochanie, świat widzi, że jesteś ładnym i grzecznym dzieckiem. Zobacz, o, nawet Marianna polubiła, to moja koleżanka z pracy. Wiesz, zaczęłam pół roku temu i każda z nas jest na fejsie, no i wreszcie ona też polubiła. Myślałam, że tylko zazdrośnie patrzy, a ona…
„…bla, bla, bla…” – tyle już po chwili słyszała Pamela, bo nagle zestresowała ją jedna, krótka myśl: jutro szkoła.
*
– Słodka jak pączuszek!
Raz.
– Ej, pączuszku!
Dwa.
Już dwa komentarze, a była dopiero siódma czterdzieści siedem. Pamela zmieniała buty w szatni. Nie trzeba było się wysilać, żeby jej dopiec, wystarczyło przytoczyć cytat ze statusu na fejsie.
Miała jedenaście lat i wcale nie była pączuszkiem. Po prostu była nieco niewymiarowa, jak to w wieku, kiedy już zaczyna się tyć, a jeszcze nie wykształcają się upragnione krągłości. Brzydka też nie była, uczyła się nieźle, tylko trochę za spokojna się wydawała i najchętniej przebywała we własnym towarzystwie.
Wcale nie chciała być grzeczną dziewczynką. Tylko jak miała przestać nią być, skoro w szkole stale oceniały ją starsze dziewczyny? Takie trzynastki, Anita z Agą. Do nich sporadycznie dołączali inni, też starsi. O dziwo, we własnej klasie rówieśnicy dawali Pameli spokój.
A przecież te dwa lata różnicy były przepaścią. Kosmosem jakimś. To było już noszenie stanika, pozwolenie na makijaż i wysokie buty na szkolnej zabawie.
„Moja córeczka, słodka jak pączuszek” – to opis zdjęcia, na którym Pamela ma strój jeszcze dziecinny, jednoczęściowy. Uśmiecha się tak, jak dorośli kazali. Tak bardzo teraz żałowała, że dała się sfotografować. Powiedzieli, że jeszcze parę fotek i dostanie posypkę do lodów. Nie upatrywała w tym żadnych złych zamiarów.
Do długiej przerwy usłyszała już prawie wszystko. Że strój w słoniki świetnie podkreśla urodę słonia w niego ubranego, że uśmiech wygląda jak grymas po zjedzeniu cytryny, że ciotka na drugim planie chyba nie słyszała o maszynce do golenia. Nawet brudne z piasku stopy, na plaży zupełnie oczywiste, tu stały się powodem wbicia kolejnej szpilki.
Nie ma rzeczy, której nie da się wyśmiać, jeśli się chce.
Wzięła kanapki i wyszła na zewnątrz. Październik był tak ciepły, że miała tylko bluzę. Lubiła chodzić w bluzach, chowała w nich swoją nieładną, jak sądziła, figurę. Luźno opadające, długie włosy dawały jej poczucie odseparowania od reszty przyglądających się z boku rówieśników.
Usiadła na schodach wejściowych. Uczniowie korzystali z pogody i każdej minuty przerwy. Chłopcy zaczęli grać w piłkę na dziedzińcu, a dziewczyny gadały, siedząc na ławkach.
Do Pameli dosiadł się Marcin.
– Myślałem, że będziesz jeść pączki.
Spojrzała na niego z nienawiścią. Dała radę tylko przez dwie sekundy i nie udało jej się powstrzymać uśmiechu.
– Jak ci poszła kartkówka? – dopytał.
– Na dwa nie odpowiedziałam.
– Ja na żadne. Rodzice nie mogą się mną pochwalić.
Pamela pokiwała głową. Nie mogą się pochwalić. Na fejsie. Żenującą fotką, tak na przykład. A potem zorientowała się, że Marcin już jest zupełnie oderwany od tematu, to tylko ona wciąż myśli.
– Andrzejki za miesiąc – znów się odezwał. – Nie pomagasz mi. Jak będę się tak źle uczył, to nie będę mógł iść.
– I tak pójdziesz.
– I tak pójdę.
Wstał i skierował się do Darka i Krzyśka ze starszej klasy. Wolał, żeby nie zauważyli, że gada z dziewczyną.
*
Pamela próbowała interweniować tyle razy. Prosiła matkę, żeby tak już nie robiła, jęczała i marudziła, ale kompletnie bez rezultatu.
Kinga od kilku miesięcy miała nową pracę w biurze, więc chciała wpasować się w środowisko. Tak się złożyło, że środowisko było złożone z kobiet w wieku średnim, które pragnęły nadążać za trendami i światem nowych mediów. Zdarzało się przy tym dość widowiskowe popełnianie błędów.
– Wiesz, dlaczego twoje stanowisko było wolne? – zapytała raz Kingę koleżanka z biurka obok, popijając kawę z mlekiem.
– Podobno dziewczyna była nieprofesjonalna.
I to jak nieprofesjonalna. Ubrała mini i zrobiła samojebkę na kserokopiarce, a później pokazała światu z hasztagiem #fuckmyjob.
– Kompletny brak wyobraźni – skomentowała koleżanka. – Pierwsza zasada: nigdy o pracy i nie w godzinach pracy. Trzeba wiedzieć, po co się ma fejsbuk i umieć używać. O, właśnie! Miałam coś napisać pod zdjęciem z USG Gosi. Ciekawe, kiedy idzie na ten macierzyński?
Kinga przez długi czas wcześniej była na bezrobociu, toteż chętnie dała się porwać w świat ploteczek, obcisłych garsonek i kawki z mlekiem. Zaczęła nawet jeździć dawno nieużywanym autem, choć parkowała na dwóch miejscach w poprzek oraz chodziła na oficjalne i nieoficjalne imprezy integracyjne. Gdy córka próbowała rozmawiać, ona zawsze miała głowę pełną wrażeń i własnych spraw.
Bo dzieci nie miały prywatności – tak sądziła Kinga. Przecież była matką, a przed matką nie trzeba mieć żadnych tajemnic. Zresztą dziecięce tajemnice są takie zabawne. Jak się dorośnie, to można się z nich pośmiać.
Zaczęło się, kiedy Kinga chwaliła się laurkami na Dzień Matki. Pod wpisem było siedemnaście lajków i osiem komentarzy, z czego co drugi był odpowiedzią Kingi na jakieś gówniane „Ale ślicznie”. Pamela w szkole dowiedziała się, że robi brzydkie laurki jak jakiś bachor, a w ogóle to mogłaby zamiast tego perfumy kupić, przecież to się właśnie na prezenty mamusiom daje.
Może i kupiłaby perfumy, gdyby dostawała kieszonkowe. Póki co, gdy czegoś potrzebowała, musiała o to poprosić i uargumentować.
Był to dzień, kiedy z nowymi współpracownikami Kinga jadła sushi. W głowie liczyła, jak dużo przepłaciła, w ustach miała posmak ryby, który jej się nie podobał. Zastanawiała się, czy nie posługiwała się pałeczkami jak totalna amatorka.
– Mamo, bo takie starsze dziewczyny ze szkoły znalazły twój profil. A ty tam wrzucasz jakieś rzeczy o mnie.
– I co? Polubiły?
– Nie, śmieją się z tego.
– Nie zauważyłam.
– Bo to w szkole, to ze mnie się śmieją. Przestań, dobra?
– Pamelciu, nie bądź samolubna. Zwyczajnie nie pozwalasz mi się cieszyć.
– Ale ja się nie cieszę.
Matka nie słyszała.
– Muszę zabić smak tej ryby. Zjadłaś już ten obiad, co był dla ciebie w lodówce?
– Tak.
– To idziemy na ciacho.
Ciacho miało zrekompensować brak szczerej rozmowy. Na ten moment wystarczało.
*
Po wakacjach okazało się, że do klasy Pameli dołączył nowy kolega. Spadochroniarz z zeszłych dwóch lat. Wszystkim dokuczał, taki rozbójnik, kawalarz i, oczywiście, bardzo słabo się uczył. Podobno wyciągał ślimaki z domków oraz sprawdzał, czy da radę rzucić kotem na wysokość drugiego piętra. Wychowawczyni wyznaczyła Pamelę, aby pomagała mu w nauce.
Dziewczynka była mocno zaniepokojona. Jak to w ogóle ma wyglądać? Jak nad tym zapanować? Ona ma uczyć starszego od siebie, i to najgorszego chłopaka w szkole? Nie mogła się nawet sprzeciwić. Nauczyciele często widzą jakieś rozwiązanie we własnej wyobraźni, jakby to było coś naturalnego. Miała jedenaście lat, nie wytrzymałaby godziny siedzenia w jednej ławce z takim chłopaczyskiem.
Marcin był równie niechętny, ale też został do tej sytuacji zmuszony. Postanowili, że raz na tydzień spotkają się u niej w domu. Pierwsza lekcja – Pamela postanowiła nie pokazywać żadnych obaw. Otworzyła książki, zadała parę pytań i ustaliła, w czym są braki i czego się nauczą. Kolega podrapał się w brodę.
– Myślałem, że po prostu odrobisz za mnie lekcje.
– Nie dyskutuj – odparowała, naśladując swoją mamę podczas wcale nie tak rzadkich kłótni.
Okazało się, że na pierwszym wrażeniu da się jechać bardzo długo, bo chłopak z bólem serca wytrzymywał wspólną naukę. Niestety stało się nieuniknione i z upływem czasu charakter Marcina zupełnie zdominował tę znajomość.
A więc listopad. Zrzucili kurtki, wzdrygnęli się od ostatniego podmuchu wiatru, który złapał ich jeszcze pod klatką schodową. Przeszli do kuchni. W taki dzień obowiązkowa była herbata z imbirem.
– Gdybym wiedział, ubrałbym czapkę. Ale, cholera, wyglądałbym jak debil.
– To nie przez czapkę – roześmiała się.
Pokiwał jej palcem, choć na jego twarzy również malowało się rozbawienie. Wreszcie spoważniał.
– To co dzisiaj przerabiamy?
– Nie wiem. Dalej „Grę o tron”?
Wzięli swoje herbaty i poszli do pokoju.
Miało jeszcze minąć dużo czasu, zanim rodzice zorientują się, że oceny Marcina nie poprawiają się, za to Pameli – pogarszają. Nauczyciele też nie widzieli jeszcze niczego niepokojącego.
Kinga czasem pytała córkę, co w szkole. „Do dupy, przez ciebie śmieją się ze mnie, nie chce mi się już starać i mam złe stopnie!” – tak Pamela chciała wykrzyczeć. „W porządku” – odpowiadała ostatecznie.
– Ty zawsze w szkole masz takie same kanapki – powiedział raz Marcin, gdy znów byli w jej mieszkaniu. Książka leżała otwarta tylko dlatego, żeby matka nie miała wątpliwości, że się uczą, gdyby tu weszła bez zapowiedzi.
Pamela wzruszyła ramionami, nic nie mówiąc.
– Kup sobie bułkę w naszym kiosku, też jest dobra. Albo te zapiekanki z serem.
– Nie lubię ich.
– Kłamiesz. Nie masz pieniędzy.
To prawda, nie miała pieniędzy. Gdyby powiedziała mamie, że chce na zapiekankę, usłyszałaby odmowę, bo to niezdrowe. Gdyby powiedziała, że chce na soczek, musiałaby przynieść paragon.
Była traktowana nawet nie tak, jak na swój wiek. Jakby była jeszcze młodsza.
– Nie mam pieniędzy, bo oszczędzam – skłamała znów.
– Na co?
– Na buty. Andrzejki niedługo.
– Może sukienkę?
– Nie znoszę sukienek.
– Źle w nich wyglądasz?
Marcin miał niesamowitą zdolność trafiania w samo sedno. Czasem zupełnie bezwiednie celował w jej kompleksy czy pewne fakty, które chciała ukryć.
– Nie znoszę sukienek – powtórzyła z naciskiem.
– Anita też nie znosiła, a teraz tylko tak chodzi.
– Nieważne. Dlaczego w ogóle mówisz o Anicie?
– Bo kiedyś to ona mi miała pomagać w nauce, jak byliśmy w jednej klasie. Wkurzała mnie. Myślała, że jestem głupi. Ty też tak myślisz?
– Nie, no co ty.
– Przecież wiem, kiedy kłamiesz.
Nie odpowiedziała. Przecież wiedział.
*
Dawniej, kiedy koleżanki opowiadały, że w przyszłości będą modelkami, Pamela twierdziła, że w takim razie im pomoże i będzie projektować dla nich ubrania.
Za swój pomysł wzięła się z zapałem. Zaczęła rysować przeróżne kreacje, a gdy już uzbierała kilka godnych podziwu rysunków, pokazała mamie.
– O! Będziesz szyła sukienki dla lalek?
Tak cała przyszła kariera Pameli legła w gruzach.
Obecnie nie pasjonowała się niczym szczególnym. Z koleżankami nie miała złego kontaktu, ale nie należała do żadnej stałej „paczki”. Była jedną z tych stale rotujących przyjaciółek, gdy łączyły ją z kimś wspólne interesy – próba teatralna, chórek w kościele lub praca w grupie na technice. Poza tym trzymała się osobno.
Może przez brak bliższych koleżanek, może przez swoją nostalgiczną naturę prowadziła pamiętnik. W nim zapisywała tylko dziwne myśli, które przychodziły jej do głowy. Coś, nad czym musiała się zastanawiać. Czasem trzeba było coś przemyśleć.
Na schodach szkolnych było już za zimno, dziś ulubionym miejscem był parapet na korytarzu. Na razie nikt jej tam nie niepokoił.
Nie wiedziała, jak ma to ująć w słowa. Poprawiała długopis w ręce, żeby leżał jak najwygodniej i przygryzała wargę. Wreszcie napisała.
„A jeśli to dzięki niemu daję sobie radę?”.
Popatrzyła na wpisy nieco wyżej. Ostatnie chyba zbyt często dotyczyły Marcina.
Nagle widok przesłoniła jej czyjaś głowa. To sam Marcin pojawił się przy niej i próbował zajrzeć w jej zeszycik.
– Pokaż!
– Nie! Przestań!
Uniosła pamiętnik w górę tak szybko, że chłopak oberwał kantem w nos. Nie przejął się tym zupełnie, przetarł tylko twarz wierzchem dłoni.
– Gdyby to nie było coś o mnie, to byś mi pokazała.
– Nie o tobie.
– Kłamiesz.
Marcin miał oczy niebieskie, jak ona, i jasnobrązowe włosy – jak ona. Dla kogoś, kto przyglądał się tylko powierzchownie, wyglądali na rodzeństwo. Tylko chłopak urósł już dość wysoko, na pewno wyżej nie tylko od kolegów z klasy, ale i od swoich rówieśników.
Tego dnia po szkole znów się spotkali. Pamela widziała brak efektów wspólnej nauki. Pewnie dlatego, że nie uczyli się wcale. Z tego powodu chciała skończyć te głupie wizyty, gadanie o niczym i to, że usposobienie Marcina nie pozostawiało miejsca dla niej samej.
Ale nie wiedziała, jak.
Bo dzięki niemu dawała sobie radę. Więcej dziewczyn dołączyło do Anity i Agnieszki. One potrafiły być takie wredne. W szkole zaczęły jej nawet szukać po korytarzach tylko po to, żeby jej dociąć. A on był taki nonszalancki, tak zupełnie niedbały. I przynajmniej rzadko komentował to, co widział. Mogli udawać, że nic się nie dzieje.
Właśnie dlatego zapisała tę myśl, żeby to przetrawić. Trochę zysków, trochę strat. Coś trzeba wybrać.
Zrobiła dwie herbaty, jak zwykle, i wróciła z nimi do pokoju, gdzie czekał Marcin.
– Ej, wiesz co… – zaczęła.
– Dlaczego nie masz konta na fejsie? – zapytał, nie odrywając się od klikania w telefonie.
No i masz, jak zawsze. Znów nie może być tak, jak ona chce. Znów to on narzucił temat. Doniosła kubki na biurko i dopiero wtedy odpowiedziała.
– Bo nie potrzebuję.
– Mama ci nie pozwala?
Trafił, ale nie chciała potwierdzać. Jej matka uważała, że fejsbuka trzeba umieć używać, a ona jest na to za mała.
Po chwili zauważyła, że to jej telefonem Marcin się bawił.
– Co ty robisz?! – zawołała. Rzuciła się, żeby odebrać swoją własność, a on nie zaprotestował, kiedy wyrwała mu komórkę z rąk.
– W porządku, już skończyłem.
– Niby co?
– Profil ci założyłem. Taki fikcyjny. Zapiekanka z serem.
– Maaaarciiiiin! – zawyła przeciągle, jakby jej zrobił krzywdę.
– A hasło to pączki, ha ha! No co, nikt się nie zorientuje, że to ty. Dodasz mnie do znajomych i będziemy często pisać.
Pamela tak bardzo miała ochotę się zezłościć. Ale on przecież chciał, żeby często pisali.
*
Pisali. Podczas lekcji obgadywali nauczycieli. Śmiali się z kolegów. Nawet na przerwach czatowali, choć mieli siebie w zasięgu wzroku. Było w tym coś fajnego, że nikt nie wiedział, jak się kontaktują. Pamela trzymała się na uboczu, jak zwykle. Marcin nikomu nie dokuczał, co było raczej powodem do ulgi.
Mimo to znów widzieli się po szkole.
– Moglibyśmy się wyjątkowo pouczyć – stwierdził chłopak, kładąc się na jej łóżku. W jej pokoju zaczynał się już czuć jak u siebie. Jedyne, czego nie znosił w wystroju, to plakatów piosenkarzy. Ona wtedy brała poduszkę i siadała trochę dalej, pod ścianą. Książki już nie chciało im się otwierać.
– Dziś wywiadówka – stwierdziła.
– Mam złe oceny. Rodzice nie pozwolą mi iść na andrzejki.
Pamelka parsknęła śmiechem. Brak pozwolenia nigdy nie był dla Marcina przeszkodą. Tym razem jednak nie podzielał wesołości i dziewczynka spoważniała.
– I tak pójdziesz – powiedziała niepewnie.
– Jasne. Nigdy ich nie słucham.
– I nie masz przez to później kłopotów? Mama na ciebie nie krzyczy?
Marcin prychnął. Czy mama krzyczy? Czy to w ogóle może być dla kogokolwiek straszne? Przez chwilę bawił się suwakiem od bluzy, zanim odparł:
– Czasem krzyczy, ale wtedy przypominam jej, że widziałem coś takiego. Wiesz, głupia sytuacja i taki facet, i nie był to mój tata, bo tata za granicą, no i jak coś, to jej mówię, że wszystko powiem, a ona się boi rozwodu, w sumie też się boję. A podobno twoja mama też będzie na andrzejkach?
Tak. Jej mama niespodziewanie zadeklarowała się do opieki nad dzieciakami na szkolnej zabawie. Nigdy tego nie robiła. Ni stąd, ni zowąd postanowiła brać czynny udział w życiu towarzyskim. To było dla niej wydarzenie właśnie towarzyskie – chciała się pokazać jako dobra matka, a także dobra organizatorka. Wzięła część gastronomiczną na siebie. Wypieki należały do niej.
– Marcin, a tobie tak zależy, żeby tam iść?
– Byłem na andrzejkach więcej razy niż ty i mówię ci, nie ma nic lepszego niż tradycyjne zepsucie zabawy innym. Pamiętasz ciastka z wróżbą?
Pamela otworzyła usta ze zdziwienia.
– To twoja sprawka? Przecież wtedy piekła je mama Gosi.
– Tak, w naszej szkolnej kuchni. Podmieniłem te zrolowane karteczki, kiedy nikt nie widział.
Dziewczynka dobrze pamiętała zabawę z zeszłego roku. Rozpoczynało się ciastkiem z wróżbą – dyrekcja i samorząd mieli odczytać to, co było dla nich napisane. Nie było tam obietnic miłości czy bogactwa. Anita jako przewodnicząca na przykład musiała wypowiedzieć swoją wróżbę, a było to mniej więcej „śmierdzę i jestem głupia”. Partia ciastek dla grona pedagogicznego zawierała same wulgaryzmy.
– Zastanawiam się, co zrobić w tym roku.
– Nic nie rób. To bez sensu.
– Mówisz tak, bo liczyłaś na wróżbę, że będziesz mieć męża i piątkę dzieci.
– Nie piątkę, tylko dwójkę. I same córki.
– Ja to bym wolał synów.
Przez chwilę zapanowała cisza. Luźna, zupełnie nic nie znacząca. Taka, jaka się pojawia między tymi, którzy gadają zbyt często.
– Ty nie możesz mieć dzieci – stwierdziła Pamela wreszcie.
– Skąd wiesz? Może po mnie nie widać, głos zmieniam bez skrzeczenia, a inne objawy…
– Nie, Marcin! – przerwała ze skrępowaniem, ale nie mogąc się powstrzymać od śmiechu.
– No co? Może i ty, nawet młodsza, dojrzewasz szybciej niż chłopaki, ale…
– Ja mówię o tym, że nie możesz, bo pewnie byłyby takie nieznośne jak ty!
– Aha! A ja myślałem, że teraz! Bo jakby co…
– Cicho!
– To mogę, chyba. A ty?
Pamela śmiała się, jednocześnie czerwieniejąc z zażenowania. O dojrzewaniu słyszała na paru programach w telewizji albo na wizycie u lekarza, coś zdawkowego na lekcjach, ale nigdy nie gadała o tym z koleżankami, o kolegach nie wspominając.
– Odczep się – odparła, ponownie wybuchając śmiechem. Pomyślała, że odpowiednio długi rechot usprawiedliwi zmianę kolorów na twarzy.
– Nie możesz, nie wyglądasz – odpowiedział sam sobie. – A chciałabyś?
– Co? – wydusiła z siebie.
– No, żeby tak już, wiesz, jak ta Magda na przykład, żeby urosło tu i tam, i w ogóle.
– Ej, a zajmij się sobą, co?
– Zajmuję się, och, czasem tak potrafię się sobą zająć, chcesz posłuchać?
– Nie!
*
Marcin miał rozrywki jak każdy inny chłopak w jego wieku. Wałęsał się z kolegami pod blokiem albo w okolicach cmentarza, który był otoczony fajnym, grubym murem i można było z niego skakać na odległość. Patrzyli wtedy czasem na rozwinięte ciała dziewczyn, które wracały z kościoła z przygotowania do bierzmowania. Z ich rówieśniczek to może ze trzy wyglądały podobnie.
Ale te trzy były nieosiągalne dla kogoś pokroju Marcina. Raczej zarezerwowane dla kolesi, którzy nie kiblowali z roku na rok. Darek jedną taką zdobył prostym pytaniem: „Ej, będziemy razem?”. Zaśmiała się i powiedziała, że się zastanowi. Wzięła koleżanki do damskiej toalety, a gdy po przerwie wróciła, powiedziała, że okej, w sumie mogą, ale ma jej przynosić paczkę chipsów raz na tydzień. Ich związek polegał na publicznym, przeciągłym „czeeeeść!” i jedzeniu tych chipsów, a czasem chłopak ciągnął ją za włosy i pstrykał w ucho i się kłócili.
Chłopcy marzyli o quadzie, bo choć rowerem potrafili jeździć nawet po barierkach, to już im nie wystarczało. Kiedy przebywali w domu, wyszukiwali sobie pornole, a podczas oglądania wykrzykiwali na przemian „o ja cię!” i „fuj!”. Później kasowali historię przeglądania i grali na konsoli.
Marcinowi powoli się to nudziło, a z nudnych zajęć zazwyczaj rezygnował. Jak z sobotniego odkurzania pokoju, jak z nauki. Pamela też była nudna, ale stanowiła ciekawostkę, której nie musiał się przyglądać z daleka. Do niej przynajmniej mógł dotrzeć. Była taka odwrotna, takie miała w życiu poprzestawiane priorytety. Widział, że nie jest jej z tym dobrze. Taka grzeczna i poukładana, rozmawiała z dorosłymi tak ładnie, używała czasem takich mądrych słów, że aż brzmiało to śmiesznie razem z jej okrągłą buzią i dużymi oczami. Traktowali ją jednak zupełnie niepoważnie. Jak mówiącą laleczkę.
Prawdziwa Pamela jeszcze nie istniała. Nie było jej pod otoczką miłej dziewczynki trzymającej się prosto, w ciele ukrytym pod bluzą z rękawami zakrywającymi dłonie. W wielofunkcyjnym umyśle jeszcze nie rozwijała się osobowość. Przez bycie sobą rozumiała możliwość podłubania w nosie, gdy nikt nie widział.
– Jaka jesteś? – zapytał raz. – Tak w skrócie.
– Nie wiem. Nudna. Nieciekawa.
– A jaki ja jestem?
– Nie wiem.
– Głupi, prawda?
– Prawda! – roześmiała się, ciesząc się właściwie, że on sam to powiedział.
Określenie „głupi” bywało czasem pochwałą. Oznaczało „jesteś taki nieokrzesany, nieprzewidywalny, ale lubię z tobą przebywać, fajnie spędzamy czas”. To tylko przekomarzanie się, wyczuwane przez drugą stronę tylko dzięki uśmiechom skrywanym na niby.
– Widziałem, jak dłubiesz w nosie – stwierdził.
Wzruszyła ramionami.
*
Po wywiadówce atmosfera w domu zgęstniała. Kinga była zła na córkę za słabe oceny.
– Tak dobrze się zawsze uczyłaś! – narzekała. – Co teraz, fochy jakieś dziewczyńskie ci się zaczęły? A ty ciągle jeszcze jesteś dzieckiem i chyba znasz swoje obowiązki: nauka i nic więcej. To naprawdę nie jest dużo. Myślałam, że chociaż wykaz ocen pokażę znajomym, a teraz nie ma czego pokazywać. Nie wiem, co z tobą, jesteś leniwa, o, albo może ten chłopak cię rozprasza, co tak do ciebie przychodzi. Uczycie się w ogóle?
– Tak.
– Oby. Tylko nie daj sobie zawrócić w głowie, a zresztą, co ja mówię, za mała jesteś na takie głupie historie.
Kiedy Pamela słyszała, że jest dzieckiem albo że jest na coś za mała, zaczynała się gotować w środku. A jeśli zawrócił? Jeśli właśnie jej zawrócił w głowie? Tak, na przekór, tak specjalnie postanowiła, że jej zawrócił!
*
Dzień andrzejek był właściwie pełen spięć. Pamela nie dostała sandałków na koturnie. Matka stwierdziła, że w sali będzie na to za zimno i lepiej jeszcze założyć grube skarpety. Oprócz tego miała być również grzeczna bluzeczka w kolorowe paski, ale kiedy Kinga chciała córce zapleść warkocz, dziewczynka nie wytrzymała.
– Będę wyglądać jak idiotka! Nikt tak nie będzie ubrany!
– Nie dyskutuj, zrobię to tak ładnie, że…
Pamela zrzuciła pudełko z akcesoriami do włosów na ziemię. Z grzechotem posypały się spinki i klamerki. Matka wciąż była opanowana. Jak wtedy, gdy musiała znosić rozrzucanie kaszki łyżką, gdy córka miała jedenaście nie lat, a miesięcy.
– Pozbierasz to. I nie rób takiej miny, uśmiechaj się, tam zdjęcia będą robić.
Gdy dotarły do szkoły, na szkolnym korytarzu rozdzieliły się. Kinga poszła przywitać się z komitetem rodziców i dyrekcją. Pamela dołączyła do swoich znajomych. Niestety, nie było podziału na klasy, cały tłum uczniów mieszał się.
I oczywiście, Anita, przewodnicząca szkoły.
Ubrana w tunikę z zabawnym, ale stylowym wzorkiem, leginsy i szpilki.
Szpilki. I pomyśleć, że Pamela nie mogła sobie wywalczyć sandałków na koturnie. Już ich nie chciała.
Starsza dziewczyna zmierzała w jej stronę. Czy uwaga będzie o ubiorze? Czy o jakieś zadawnione pierdoły, nieco przykurzone, ale wciąż mogące sprawić przykrość?
Podeszła. Powiedziała coś z sarkazmem, złośliwość odbiła się w spojrzeniu. Pamela nie uwierzyła, wolała myśleć, że to zbieg okoliczności. Musiała dopytać. Anita odpowiedziała dosadniej i roześmiała się. A potem ktoś ją zawołał i odeszła, nie zauważając, jak młodsza koleżanka czerwienieje.
Pamela poczuła, jak jej się coś wymyka. A przecież zawsze coś można zrobić w swojej sprawie. Gdy spada kanapka masłem do dołu, można próbować ją złapać. Gdy życie Pameli spadało, gdzieś tam wirtualnie było deptane, ona w tym czasie była tak nieświadoma. A teraz stanęła przed faktem dokonanym i nie było czego ratować.
Udało jej się nie rozpłakać przy wszystkich, ale gdy szła spotkać się z mamą, już czuła ciepłe łezki na policzkach.
Znalazła ją rozmawiającą z jakimś nauczycielem i, nie dbając o dzień dobry, odciągnęła ją na bok.
– Pamelka! Co robisz, to niegrzeczne. Ale zaraz, dlaczego ty…
– To moje prywatne rzeczy, a ty, a ty… a ja…
Dziewczynka zaczęła tak płakać, że Kinga wolała wziąć ją za ramię i poprowadzić tam, gdzie nie było ludzi. Szkolna kuchnia była najbliżej i na szczęście nikt się tam nie kręcił.
– No dobrze, córciu, to o co chodzi?
– Pamiętnik mi czytasz i prze, przepisujesz!
– Ach, to! Już się bałam, że coś poważniejszego się stało. Pamelciu, tak mi się te zdania spodobały, tak ładnie to napisałaś. Nawet miałam cię o to zapytać, ale pomyślałam, że przecież gdybyś chciała, to byś mi o tym powiedziała.
– A na twojej ta, tablicy to, to niby chciałam? Śmieją się ze mnie!
– A moi znajomi cię pochwalili. Że taka pisareczka z ciebie będzie…
– W dupie mam twoich znajomych!
Matka spoważniała.
– Nie przeklinaj!
– Dupa, dupa, chuj, chuj!
Kobieta zerknęła na drzwi, by upewnić się, że nikt przypadkiem w nich nie stoi.
– Uspokój się – wysyczała. Chciała dodać, że porozmawiają w domu, ale szybko przeanalizowała pomysł i stwierdziła, że lepiej nie rozmawiać. Przybrała pogodny wyraz twarzy. – Bądź grzeczna, to w domu dostaniesz lody. I nie przesadzaj, to dziecinne. Pośmieją się i przestaną. Wiesz, Pamelka, nie wyjdziesz tak do ludzi, musisz się uspokoić. Ja idę pogadać jeszcze z paroma osobami. Niedługo zaczynamy.
Pamelka została sama ze swoim płaczem, ze swoimi dziecinnymi spazmami, jakby rozbiła kolano. To nie kolano, to życie jej się rozbiło, a ona była zupełnie bezsilna. Jej najbardziej skrywane emocje, które ubrała w słowa tylko dla siebie samej, zostały pokazane i obśmiane, a na dodatek tak mylnie zrozumiane!
*
Prawie dwunasta w południe, a Kinga wciąż była w szlafroku. Przeglądała profil szkoły, ale nikt jeszcze nie napisał relacji ze szkolnej zabawy. Lokalne media na szczęście o niczym się nie dowiedziały. W końcu wzięła telefon i wykręciła jakiś numer. Przedstawiła się, poprosiła o informacje na temat poszkodowanej. Wyjaśniła, że czuje się odpowiedzialna za całą sytuację.
Akurat gdy kończyła rozmowę, do pokoju weszła Pamela. Była ubrana w koszulę nocną w groszki i miała czerwone oczy, jakby w nocy w ogóle nie spała.
– I co z nią? – zapytała.
– Cóż… Niewiele chcieli mi powiedzieć, bo nie jestem członkiem rodziny. Ale nie martw się, podobno już z Anitką coraz lepiej.
– Nie martwię się. Naprawdę.
Przez chwilę milczały.
– Mamo… Ja powbijałam igły w te ciastka.
Kinga myślała, że się przesłyszała.
– Coś ty powiedziała?
– To ja. I przyznam się.
– Córciu, nie mów tak, nikt nie uwierzy, że jesteś do tego zdolna. W zeszłym roku żart był przykry, ale nie tak okrutny. Chodzą plotki, że to ten twój kolega.
– W tym roku go nie było, musiał zostać w domu. Mamo, ja to zrobiłam, kiedy zostałam sama w kuchni. Tam jest taka szafka z przyborami na technikę, wzięłam wszystkie igły i powbijałam w ciastka.
Kinga po raz pierwszy miała wrażenie, że nie poznaje swojej córki. To ją przeraziło.
– Pamelka… Nawet jeśli to ty…
– Nie „nawet jeśli to ja”. To ja.
– …to nie możesz się przyznać. O tym, dlaczego… i co się stało, to zaraz. Przede wszystkim, nie wolno się przyznać. Kochanie, ja cię ochronię, nikt się nie dowie.
– Wszyscy się dowiedzą. Ja powiem.
Kinga już miała pewność. Ta dziewczynka była kimś obcym. Kimś, kogo zupełnie nie znała.
– Powiem – kontynuowała Pamela – i dowiedzą się w szkole, i twoje koleżanki, i wszyscy u ciebie w pracy.
– Dlaczego tak mówisz? – Matka poczuła, że w gardle tworzy jej się twarda kulka.
– Usuń konto. Aha, i obiecałaś mi lody.
*
Leżeli na łóżku. Długo milczeli, właściwie Marcin przyszedł tylko zobaczyć, jak się koleżanka miewa. Chyba nie za dobrze. Była poważna i zamyślona bardziej niż zwykle.
– Chciałaś, żeby tak wyszło? – zapytał wreszcie.
– Chciałam, żeby się tym zakrztusiła, wypluła i straciła humor na cały wieczór. A ona rzyga krwią.
– Co dalej?
– Szukają tego, kto to zrobił. Nikt normalny nie posądza mojej mamy, ona tak się starała. A to były jej ciastka.
Znów chwila ciszy. Tym razem krępująca. Zarówno Marcin, jak i Pamelka pisali sobie w głowie scenariusz dalszej rozmowy, zastanawiając się, czy go zrealizować. Każdy temat wydawał się taki głupi.
– Wiesz – zaczął wreszcie Marcin. – Jak wychodziłaś po herbatę, to czytałem te twoje myśli.
– Jak to?
– Są fajne. Pamiętam, że Anita takich rzeczy nie wymyślała, tylko oglądała bajki.
Pamela chciała okazać złość, jednak porównanie do Anity łagodziło wszystkie winy Marcina. Za swój pamiętnik wstydziła się do teraz, a jej matka wybrała najbardziej poufne zapiski z adnotacją „Czy to pierwsza miłość mojej córeczki?”. We własnym towarzystwie chwilowo błysnęła. Córki koleżanek były w nieco innym wieku – triumfowały albo pierwszym ząbkiem, albo pójściem na studia i nie pierwszą, a dziesiątą z rzędu miłostką, pozbawioną już górnolotnych uczuć.
Pamela tak skutecznie postawiła matkę pod ścianą, grożąc jej zepsuciem opinii, że konto zniknęło.
– Teraz Anita jest inna – stwierdziła dziewczynka.
– I dalej nie potrafi takich rzeczy wymyślić. Nie doganiaj jej, to bez sensu. Jak już będziesz mieć trzynaście lat, my będziemy mieć piętnaście. Zawsze będzie za dużo do nadrobienia.
– Ale ja już nie mam nic własnego. To zdjęcie z wakacji, wszyscy widzieli moje ciało. Później ten pamiętnik i wszyscy lepiej wiedzą, co myślę. Ja sama nie wiem, co myślę. Nie ma nic więcej do odkrycia.
– Jest jeszcze mnóstwo do odkrycia.
Nie odpowiadała, więc szturchnął ją lekko nogą w nogę. Nie doczekał się reakcji, więc zrobił to jeszcze raz.
– Nie dotykaj mnie! – obruszyła się, a on wybuchnął krótkim śmiechem.
– Poczekam. Kiedyś zechcesz.
– Żebyś mnie kopał?
– Żebym dotykał.
Nie zrozumiała, ale nie miał jej tego za złe. Przecież nie mogła być we wszystkim taka mądra.
*
Kinga po cichu podchodziła do drzwi, zastanawiając się, dlaczego nic nie słychać. Niech to będzie śmiech, rozmowa, cokolwiek. Ale ta cisza oznaczała, że celowo się ukrywali.
O mój Boże, tylko nie to.
Minął już ponad tydzień. W tym czasie Anita wyszła ze szpitala. Jeszcze podczas pobytu odwiedziło ją parę osób ze szkoły, w tym Kinga, której jak zwykle zależało na nieposzlakowanej opinii. Kobieta wyraziła ubolewanie nie tylko nad tym, że ktoś tak brutalnie chciał skrzywdzić niewinną dziewczynkę, ale i prawdopodobnie zrzucić winę na nią i jej czekoladowe ciastka. Poza tym, jako członek komitetu, wręczyła jakiś tani bukiecik z funduszu szkoły, z życzeniami powrotu do zdrowia. Pamelka podarowała maskotkę.
Rodzice Anity zażądali gigantycznego odszkodowania, grożąc, że pójdą z tą sprawą do mediów. Dyrekcja zaczęła myśleć o monitoringu.
Nic nie wyszło na jaw.
Kinga odetchnęła z ulgą, ale nie na długo. Córce zaczęło przeszkadzać, że wchodzi do pokoju, gdy ta się przebiera. Jakby już zapomniała, że przecież kiedyś sama zmieniała jej pieluchy! Nagle też dziewczynka zaczęła chować swoje przedmioty, a potem zażądała kieszonkowego, bo wszyscy mają, a ona nie. Założyła własne konto na fejsbuku pod imieniem i nazwiskiem, pisała niecenzuralne słowa i sypała selfikami, na których pokazuje język na tle bałaganu w pokoju! Oby koleżanki z pracy nie znalazły tego profilu.
I ten zamek do drzwi! Dziewczynka powiedziała, że chce zamykać pokój, gdy będzie do niej przychodził Marcin.
Tak, dokładnie. Chciała się zamykać w pokoju z Marcinem! Pod jej dachem mogła się dziać patologia trudna do wyobrażenia, a Kinga nie mogła tego zabronić, bo wystarczyło wymowne spojrzenie Pameli, mówiące: bo wszystko powiem!
Gdyby tylko znała córkę lepiej. Gdyby nie śmiała się, słuchając opowieści o klasowych przyjaźniach i całej gamie wrażeń, które jej towarzyszyły, to może nie zastanawiałaby się teraz, dlaczego na pytanie „Co w szkole?” zawsze dostaje odpowiedź „Nic”.
I może też wiedziałaby, że to, co się rozgrywa w jej wybujałej wyobraźni, niekoniecznie ma miejsce w zamkniętym pokoju. Ale przegapiła jakiś etap. Bała się, że przegapiła wszystkie.
A Pamela tymczasem po drugiej stronie odstąpiła krok od drzwi i szepnęła:
– Chyba tam stoi i podsłuchuje. Co ona sobie myśli, że co robimy?
– Ja wiem – uśmiechnął się Marcin szelmowsko.
Marcin wiele myśli zachowywał tylko dla siebie. Jak to, że nienawidził wizerunku piosenkarza nad łóżkiem koleżanki. Jak to, że według niego jej relacje z mamą zostały schrzanione bezpowrotnie. Nie można szantażować matki i mieć nadzieję, że to się rozejdzie po kościach. Sposób był niezły i efektowny, żeby coś dla siebie wywalczyć, ale są lepsze.
– Powiedzieć ci, co mówi mój tata?
– No?
– Że przestanę być dziecinny, jak zrozumiem, że nie jestem dorosły.
– Trochę bez sensu.
– Trochę.
– Łap. – Podrzuciła mu telefon. – Zrób mi zdjęcie, to sobie wrzucę.
Przyglądał się Pameli, jak z uśmiechem wyciąga z pudełka nowe botki na obcasie. Na sandały za zimno, był przecież grudzień. Te dostała na święta od mamy, dokładnie takie, jak sobie zażyczyła. Patrzył, jak zakłada, nie potrafi w nich ustać bez rozłożonych szeroko rąk, ale próbuje zrobić kilka kroków. Prawie się wywraca i śmieje się.
Zachował dla siebie, że trochę jednak z sensem.
Ostatnio zmieniony wt 19 maja 2015, 16:12 przez cru, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Przeczytałam z zainteresowaniem. Nie wiem jak długa jest całość i na ile starczyłoby rozpędu, ale na ten fragment napędzają ciekawie zarysowane, może lekko tylko przerysowane postaci. Przerysowane w niewielu momentach - matka pozwala się jedenastolatce zamykać w pokoju ze starszym kolegą... to chyba za dużo. Podobnie z wypowiedzi Pameli czasami wychyla się starsza nastolatka.

Ale uchwyciłaś coś specyficznego, co trudno mi opisać. "Nieżyt", o. Jakby Pamela wyrastając z dzieciństwa wchodziła w pustkę, w niezdrowy świat lęków matki, nieakceptacji w szkole, internetowej pół-rzeczywistości. Ani nie jest jeszcze nastolatką, ani już dzieckiem i wszystko zaczyna brzmieć fałszywie, zarówno zachwyty nad słonikami jak i buty na obcasie. A w tym wszystkim ona sama znika, kurczy się, choruje. Dobrze to wychwyciłaś.

Za parę lat może z tego wyjdzie na stały grunt, a może nie.

3
Też przeczytałam z zaciekawieniem.

Ładnie rysujesz postacie - krótki fragment, a bohaterowie dają się poznać, są interesujący. Matka trochę przerysowana, za głupia - myślę, że warto ją zrobić mniej oczywistą. Natomiast dziewczynka i chłopak - bardzo fajni.

W kilku miejscach przeszkadzały mi dopowiedzenia, łopatologia np. tu:
cruelsommer2 pisze:Ciacho miało zrekompensować brak szczerej rozmowy. Na ten moment wystarczało.
To jest oczywiste, nie trzeba wprost. Powyrzucałabym wszystkie tego rodzaju odautorskie wyjaśnienia, czytelnik głupi nie jest, rozumie, czuje.

A poza tym - kawał dobrej roboty. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

4
Fragment...? Ale... to jest całość...
Galla pisze:Przerysowane w niewielu momentach - matka pozwala się jedenastolatce zamykać w pokoju ze starszym kolegą... to chyba za dużo.
Pod jakim względem za dużo? Zastanawialam się nad tym fragmentem i próbując przewidzieć reakcje, dochodziłam do wniosku: a niby czemu mają się nie zamykać, przecież się podobno uczą, przecież są dziećmi (aaaha, metryka nie kłamie).

Dzięki Wam obu za sweet komcie!

5
cruelsommer2 pisze:Ale... to jest całość...
No, coś Ty! Zrób więcej! Co z nimi będzie dalej? Jak się dalej Pamela rozwinie? Jak Marcin? Jak pójdą w życie? Jak te swoje doświadczenia przerobią i jakimi będą dorosłymi?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

6
Ja mam wiedzieć? Ja chciałam pokazać 2 rzeczy:

1. Jak używają fejsbuka dzieci, a jak dorośli, jak zupełnie różnymi rzeczami się chwalą.
2. Jak dziecko zna pewne schematy i symbole dorosłości i próbuje korzystać, ale nie umie być dorosła, jest dalej dzieckiem, DZIECKIEM, dupa, dupa!

Bohaterowie nie będą dorośli, bo jak cokolwiek z tym zrobię to mi wyjdzie telenowela. Ale to, że domagasz się kontynuacji jest dla mnie jeszcze większym zaszczytem.

7
cruelsommer2 pisze:Ja chciałam pokazać
cruelsommer2 pisze:1. Jak używają fejsbuka dzieci, a jak dorośli, jak zupełnie różnymi rzeczami się chwalą.
No przecież wiem! :)
Ale to, że domagasz się kontynuacji jest dla mnie jeszcze większym zaszczytem.
Ale ja to robię po to, żeby Cię do roboty zagonić, a nie na laurach kłaść! Weź no, pokombinuj z tym jeszcze, bo masz pięknych bohaterów. Już gotowych. Tylko dać im pożyć, a będzie jeszcze z pięć dobrych opowieści. ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

8
Fragment...? Ale... to jest całość...
Konstrukcja jest taka, że spodziewałam się kolejnych rozdziałów. Jeśli chciałaś pokazać sam proces przemiany - oczywiście, możesz na tym poprzestać.

Ale ciąg dalszy byłby wyzwaniem i fajną wprawką. Czy udałoby Ci się nie skręcić w klimat filmów o zbuntowanych nastolatkach i galeriankach? Albo ukazać od innej, mniej stereotypowej strony, matkę?
Pod jakim względem za dużo? Zastanawialam się nad tym fragmentem i próbując przewidzieć reakcje, dochodziłam do wniosku: a niby czemu mają się nie zamykać, przecież się podobno uczą, przecież są dziećmi (aaaha, metryka nie kłamie).
Kinga raczej nie miała oporów przed kontrolowaniem Pameli - przeczytała jej pamiętnik. Aż dziwne wydaje mi się, że nie zauważyła wcześniej, że córka z kolegą się nie uczą - oczekiwałabym pytań przy kolacji - i jak, a pokaż co przerobiliście, co napisaliście?
Z tego, jak odebrałam postać matki - szybko przyszłoby jej do głowy, że słodkie dzieciaczki mogą się bawić w lekarza :D

9
Gdybym miała napisać dalszy ciąg, byłby nadal o wchodzeniu w dorosłość, ale na pewno nie o wchodzeniu pod kołdrę. Uważam, że mimo wszystko dorastanie jest procesem (emocjonalnie) strasznie powolnym.
Galla pisze:Kinga raczej nie miała oporów przed kontrolowaniem Pameli - przeczytała jej pamiętnik. Aż dziwne wydaje mi się, że nie zauważyła wcześniej, że córka z kolegą się nie uczą - oczekiwałabym pytań przy kolacji - i jak, a pokaż co przerobiliście, co napisaliście?
Nie zauważyła, bo
cytat gdzieś z opowiadania pisze:blabla, prowadziła pamiętnik. W nim zapisywała tylko dziwne myśli, które przychodziły jej do głowy. Coś, nad czym musiała się zastanawiać. Czasem trzeba było coś przemyśleć.
To nie był pamiętnik, że dziś nie dostałam posypki do lodów, a wieczorem kiedy tuliłam misia to urwałam mu uszko.
Galla pisze:Z tego, jak odebrałam postać matki - szybko przyszłoby jej do głowy, że słodkie dzieciaczki mogą się bawić w lekarza :D
Ahaaa, to jednak dobrze odebrałaś. A Ty pozwoliłabyś córce 11-latce zamykać się z 13-latkiem? :D

10
A Ty pozwoliłabyś córce 11-latce zamykać się z 13-latkiem?
Mam rodzeństwo w tym wieku. O zamku nikt nie myśli, wejście z ciastkami czy herbatą jest zupełnie normalne. Ale u dzieciaków starszych o dwa lata takie inspekcje mamusi byłyby już nie na miejscu.

Natomiast starsze rodzeństwo wpada do młodszego kiedy mu się podoba, co jest przyjmowane (słusznym) świętym oburzeniem, ale to inna bajka ;)
Gdybym miała napisać dalszy ciąg, byłby nadal o wchodzeniu w dorosłość, ale na pewno nie o wchodzeniu pod kołdrę. Uważam, że mimo wszystko dorastanie jest procesem (emocjonalnie) strasznie powolnym.
Święta prawda. Spróbuj.

11
Jak powiedziały Thana i Galla - to jest dobry materiał. Z potencjałem i dalszym ciągiem. Dobra lektura

Rzeczy to przemyślenia (według mnie)
1. Doprecyzować adresata i odbiorcę wewnętrznego - to chyba będzie praca w układzie sprzężonym - decyzja wymusi przeredagowanie stylistyczne.
2. w tej chwili narrator jest z granicy świata - trochę jak komentarz-sprawozdanie/dydaktyczne. Przesunięcie albo do wewnątrz świata przedstawianego, albo na zewnątrz poprawi ostrość obrazu.
3. Jeśli założysz target 10-15 wymusi to z automatu dokomponowanie postaci - ich modelowanie. To co mi się podoba - to dotychczasowe "punkty widzenia" narracyjnego - trochę jednak są jak w gabinecie Super Nani z odwrotką hepiendu, jako pytaniem "co dalej, piąta klaso". I znów - jak Tahna - kluczem jest portretowanie matki - na razie wątpliwość moją wzbudza że ona jest też idiotka w perspektywie "od-matki".
4 Jeśli target pójdzie "szerzej " - jako powieść rodzinna/familijna - to IMO trzeba by zniuansować postaci (matka jest za grubymi krechami robiona w zachowaniach i charakterologicznie!). Tworzyć konflikt złożony psychologicznie, nie z uproszczoną tezą sytuacyjną.

[ Dodano: Nie 23 Lis, 2014 ]
Analiza - łapanka(I cząstka)

Ten krótki sygnał, taki przyjemny. To ktoś pamięta, ktoś lubi, ktoś zaszczycił nas odrobinką zainteresowania.
Nowe powiadomienie.
Pojawiło się tych dźwięków kilka naraz, Pamelka dosłyszała aż z kuchni i opadły jej ręce na blat kuchenny. Znaczy, że matka odpaliła fejsbuka i już życie towarzyskie kwitnie.
– Pamelka, znów dostałaś lajka! – zawołała Kinga (tu jest nie tak - kim jest Kinga? Dalej wiem, że to matka, ale ona nie utożsamia się z mamą z poprzedniego zdania)z sypialni. – Cieszysz się?
– Tak, mamo – powiedziała dziewczynka. Totalny brak przekonania w jej głosie (kto to mówi? gdzie ten ktoś jest?). Zwiesiła głowę nad właśnie zrobionymi kanapkami. Apetyt już wprawdzie straciła, znów zje na siłę, zostawiając tylko skórki. Jednak ponieważ kiedyś (nagromadzenie ) trzeba będzie się zmierzyć z prawdą, odłożyła nóż i poszła do sypialni matki.
– Maaaamoooo! – jęknęła przeciągle, gdy nachyliła się nad laptopem i zobaczyła, za co dostała lajka. Za swoje wakacyjne zdjęcie na plaży. – Ten strój był na mnie za mały!
Matka nie słyszała.
– Mam brudne stopy!
Matka nie słyszała.
– I jeszcze ciocia, i jaki opis dałaś, i w ogóle!
Matka nie słyszała, patrzyła jak urzeczona w ekran. Odezwała się po chwili.
– Kochanie, świat widzi, że jesteś ładnym i grzecznym dzieckiem. Zobacz, o, nawet Marianna polubiła, to moja koleżanka z pracy. Wiesz, zaczęłam pół roku temu i każda z nas jest na fejsie, no i wreszcie ona też polubiła. Myślałam, że tylko zazdrośnie patrzy, a ona…
„…bla, bla, bla…” – tyle już po chwili (znowu) słyszała(powtórzenia) Pamela, bo nagle (!!! bla-bla to chyba inne emocje, niż reakcja na stres) zestresowała ją jedna, krótka myśl: jutro szkoła.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

13
cru pisze:Tak. Jej mama niespodziewanie zadeklarowała się do opieki nad dzieciakami na szkolnej zabawie. Nigdy tego nie robiła. Ni stąd, ni zowąd postanowiła brać czynny udział w życiu towarzyskim. To było dla niej wydarzenie właśnie towarzyskie – chciała się pokazać jako dobra matka, a także dobra organizatorka.
Pytałaś o narratora: on przyjmuje rolę "pedagoga" - natrętnego i wyraźnie sekwencjonującego scenki pod "tezę wychowawczą". Gdy jest tylko obserwatorem, jest dobrze, a gdy staje się nienaturalnie "mądry" trąci fałszem. Wtedy postaci stają się figurkami dla ilustracji i opowieści na wiarygodności (klisze). Pamela i Marcin oddają się od emocji odbiorcy, bo zawłaszcza ich narrator.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

14
przeczytałam, bardzo ciekawe, aktualne i skłania do myślenia - i utrudniania własnym rodzicom założenia Facebooka. bo rodzic nie wie, że za przypałowe zdjęcia ich dzieci będą ich kiedyś nienawidzić.
tl;dr

Kawa moim bogiem.

15
cru pisze:Fragment...? Ale... to jest całość...
...doszedłem do wniosku, że warto przeczytać :)

Nie zawiodłem się. Rzeczywiście warto było. Całość wydaje mi się zamknięta, i to zamknięta niezłym motywem, kiedy chłopak zaczyna powoli, bo powoli, ale dojrzewać.

Co do uwag, twierdzę, że Pamela jest trochę za stara, mogłaby być ze dwa latka młodsza... a może to ja zbyt liberalnie wychowywałem swoje dzieci? Tak czy inaczej, jedyny drobiazg jaki mi przeszkadzał.

... a, i jeszcze to:
Matka nie słyszała.
– Muszę zabić smak tej ryby.
Powinna zabijać ten smak czerwonym wytrawnym :mrgreen:

Na koniec refleksja ogólnej natury: przez ostatnie pół wieku, nic się nie zmieniło.

Cru, dzięki za dobry tekst.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”