Wrzucam początek ciągle rozrastającej się historii pisanej przede wszystkim dla przyjemności i cobym nie zapomniała, jak używać ojczystego języka. Zawiera raczej typowe motywy, ale uprzedzam, nie ma elfów/orków/krasnoludów/smoków. Zapraszam.
WWWJens kończył właśnie czyścić stół, gdy drzwi do karczmy otworzyły się, ukazując czterech nowych klientów. Chłopak nerwowo przeczesał palcami krótkie, jasne włosy i spojrzał na ojca czyszczącego kufle za barem. Stary karczmarz wyraźnie stężał na widok wchodzącej grupy i z niepokojem poszukał wzrokiem córki. Karen, drobna szatynka o jasnych oczach spokojnie myła podłogę tuż przy wejściu do kuchni. Na razie była bezpieczna. Jens natychmiast skupił wzrok na szmacie, którą pieczołowicie przesuwał po stole. Wolał nie ryzykować skierowania uwagi na siebie lub siostrę.
- A już było tak dobrze.- Westchnął. Już prawie uznał, że udało się im przeżyć kolejny dzień, bez konieczności narażania życia.
- Czemu właściwie tkwimy tu, ciułając drobniaki i drżąc za każdym razem, gdy pojawia się ktoś choć trochę bardziej agresywny niż pijany wieśniak? - zastanawiał się. Wiadomo, że prowadzenie karczmy przy słabo uczęszczanym trakcie nie jest zaliczane ani do najbezpieczniejszych, ani najbardziej zyskownych zajęć. Gdy najbliższy posterunek straży królewskiej, a co za tym idzie również i prawo, oddalony jest o dobre dwa dni drogi, cieszysz się, jeżeli doczekasz nocy mając wszystkie części ciała w komplecie. Jeśli jeszcze znajduje się na nich ubranie, a żołądek nie skręca się z głodu, to śmiało możesz uznać dzień za wyjątkowo udany. Jens wielokrotnie obiecywał sobie, że porozmawia z ojcem o sprzedaży przybytku i przeniesieniu się do miasta. Jednak za każdym razem wycofywał się w ostatnim momencie. Mimo wszystko, jaki by nie był, to jednak jego dom. No i zazwyczaj nie bywało źle. Na przykład dzisiejszy dzień mijał całkiem spokojnie. Poza jednym klientem skulonym w kącie naprzeciw wejścia i sączącym piwo, karczma była pusta.
- W sumie, to bardzo dziwny gość. – Rozważał obserwując ukradkiem podróżnika.- Przez cały czas nie zdjął nawet kaptura. Nie odezwał się wcale. Nawet piwo zamówił skinieniem ręki. Od dobrej godziny nie robi nic, poza wpatrywaniem się w swój kufel. Chociaż tak naprawdę licho wie w co się wpatruje, bo twarzy nijak nie można dojrzeć. No cóż. - Wzruszył ramionami - Przynajmniej nie sprawia kłopotów.
WWWNiestety wszystko wskazywało na to, że kłopoty mimo wszystko się pojawią. Będąc synem karczmarza szybko nauczył się oceniać ludzi jednym spojrzeniem, a to co teraz widział, wszczynało alarm w jego umyśle. Potężnie zbudowani, brudni i nieogoleni mężczyźni. Ubrani prosto, niechlujnie, ale każdy z przytroczoną do pasa bronią porządnej jakości: mieczem, toporem lub maczugą. Wszystkie wyglądające na często używane.
- Najemnicy albo rozbójnicy.- Pomyślał.- Nie wiadomo co gorsze. Zbóje przynajmniej poprzestawali na kradzieży. Nie opłacało się im zabijać osoby, która w przyszłości mogłaby okazać się źródłem kolejnego zarobku. Najemnicy nie musieli tak kalkulować. W końcu płacono im za walkę niezależnie od wyniku. Nawet, gdy nie byli na niczyim żołdzie sami szukali zwady. Po prostu kochali przemoc. Była sensem ich życia. Ba, była całym ich życiem. Nie ważne, kto miał być ich ofiarą. Każdy pretekst był dobry do bójki, a każda bójka do obicia komuś pyska tak, żeby nie mógł podnieść się z ziemi.
- Karczmarz, daj no tu zaraz gorzałki i coś na ząb! Ino chyżo! - krzyknął jeden z grupy. Ojciec Jensa wyciągnął flaszki z domowym samogonem, natomiast Karen, zanim brat zdążył ją powstrzymać, podbiegła do nowych gości z chlebem i garncem smalcu.
- O! Dyć mamy i deser! Jak ci na imię ślicznotko?- Największy z drabów złapał ją gdy stawiała jedzenie na stole, jednocześnie ściskając jej pośladek dłonią wielką, jak bochen chleba.
- Zostawcie ją!- krzyknął karczmarz ruszając w kierunku grupy skupionej wokół przerażonej dziewczyny. Jeden z mężczyzn złapał go i zatrzymał w miejscu przystawiając sztylet do gardła.
- Folguj dziadku, a nic się nikomu nie stanie. Podjemy sobie. Popijemy. Zabawimy się i pójdziemy dalej. Dawno nie miałem okazji do porządnego chędożenia. Ta laleczka pewnie też nie.- Towarzysze bandyty zarechotali.
Jens w pierwszej chwili sparaliżowany strachem, otrząsnął się i rzucił na nich z krzykiem. Jeden z osiłków złapał go za koszulę.
- Spieprzaj dzieciaku! Za miętki jesteś!- śmiejąc się głośno, bez wysiłku pchnął chłopaka wprost na stół, przy którym siedział samotny klient, dalej spokojnie pijący piwo.
WWWWędrowiec podniósł się z ławy, chwytając kij leżący mu na kolanach i bez pośpiechu skierował się w stronę bandyty dobierającego się do Karen. Pozostali zatrzymali się w połowie ruchu. Wszystko świadczyło, że byli gotowi do bójki. Pragnęli komuś przyłożyć, ale przeciwnik zachowujący się tak spokojnie sprawił, że na moment stracili rezon. Coś było nie tak jak powinno. Zahipnotyzowani obserwowali zakapturzoną postać. Wędrowiec odezwał się:
- Mogę znieść, że wpadacie tutaj drąc ryje jak zarzynane wieprze. To nie moja sprawa jak traktujecie ludzi prowadzących tą karczmę, ale na bogów! Że rozlewacie moje piwo, tego nie zdzierżę!
WWWZanim jeszcze dobrze wybrzmiały ostatnie słowa pierwszy z bandytów już leżał na ziemi, celnie trafiony w żołądek. Pozostali zareagowali z opóźnieniem, zaskoczeni nie tyle treścią okrzyku, co przede wszystkim kobiecym głosem, którym został wydany. Jednak wyrobione przez lata odruchy szybko wzięły górę. Bójka to bójka, nieważne z kim. Ten, który trzymał karczmarza odrzucił go i zaszarżował na przeciwnika. Wędrowiec zrobił, a właściwie zrobiła, szybki unik jednocześnie podcinając napastnikowi nogi kijem i wykrzykując krótki rozkaz . Z jej dłoni wystawionej w kierunku pozostałych dwóch drabów wyleciał snop iskier. Zaatakowani z okrzykiem bólu zasłonili oczy. W tym momencie jeden z nich otrzymał miażdżący cios w szczękę a drugi kopniaka w krocze. Upadli z głośnym jękiem. Nieznajoma zebrała wszystkich i bez wysiłku wyrzuciła za drzwi karczmy. Po tym ominęła zastygłą w szoku Karen i jak gdyby nic się nie stało, usiadła na swoim miejscu. Jens mógł się jej teraz dokładnie przyjrzeć. Pierwszym co zwróciło jego uwagę, były włosy, które wysunęły się spod kaptura. Długie, bujne, w kolorze ciemnej czerwieni. Nigdy w życiu nie widział nikogo podobnego. Nie przypuszczał nawet, że ludzie mogą mieć włosy w takim kolorze. Poza tym zauważył, że dziewczyna wygląda bardzo młodo. Na pewno nie dałby jej więcej niż dwadzieścia lat. Do tego wydawała się drobna i delikatna.
- Niemożliwe, że to właśnie ona przed chwilą pokonała i wyrzuciła z karczmy czterech bandytów.- Pomyślał. Nieznajoma spojrzała mu prosto w oczy.
- Będziesz tak się gapił czy pomożesz ogarnąć ten bajzel? - zapytała. W tym momencie podbiegł do niej karczmarz.
- Pani! Uratowałaś moją córkę! Uratowałaś nas wszystkich! Jak mamy Ci dziękować?!- Dziewczyna wyraźnie się skrzywiła. - Daj mi jeszcze piwa, łóżko na noc i święty spokój, a będziemy kwita - powiedziała zirytowanym tonem.
- Pani, dla ciebie wszystko! Na piętrze, na końcu korytarza po lewej jest nasz najlepszy pokój. Karen zaraz przyniesie piwa i jadła, bo nie godzi się tak na pusty żołądek jeno alkohol w siebie wlewać. Mamy dziś pieczone prosię. Palce lizać. Zobaczysz pani. Rozpływa się w ustach! - Zdenerwowany jednym tchem wylewał z siebie potok słów, starając się przypodobać wybawicielce. W końcu zabrakło mu powietrza i po chwili niezręcznej ciszy uciekł do kuchni.
WWWDziewczyna zawinęła się szczelnie w płaszcz, naciągnęła kaptur na oczy zupełnie ignorując zarówno wcześniejszą tyradę karczmarza, jak i zaciekawione spojrzenia rodzeństwa. Ożywiła się jedynie, gdy Karen postawiła przed nią pełen kufel piwa, a później jeszcze trzy kolejne, które klientka konsekwentnie osuszała nie mówiąc ani słowa. W końcu podniosła się zza stołu i chwiejnym krokiem ruszyła do swojego pokoju.
WWWGdy wszystko w karczmie zostało posprzątane, a drzwi wejściowe porządnie zaryglowane rodzeństwo położyło się spać. Jednak ani Jens, ani Karen nie byli w stanie zasnąć. Oboje niespokojnie kręcili się na posłaniach. W końcu Jens odezwał się do siostry:
- Widziałaś jak ona się poruszała?
Dziewczyna jakby tylko czekała, aż jej brat rozpocznie rozmowę. Natychmiast usiadła na łóżku z podkulonymi nogami i wsparła brodę na pięściach.
- No. A ta sztuczka z iskrami? To magia, prawda? Myślisz, że jest magiem?
- Nie wiem. Raczej jest wojownikiem. Magowie tak nie walczą.
- Skąd ty możesz wiedzieć, jak walczą magowie? Widziałeś kiedy jakiegoś?
- W zeszłym roku na festynie wiosennym, pamiętasz? Był w długiej szacie i szpiczastym kapeluszu. I miał mnóstwo zwojów i fiolek z eliksirami.
- I sprzedał starej Miriam miksturę na kurzajki? Potem cały tydzień biegała z niebieską twarzą.
Jens trochę stracił rezon.
- No może nie był najlepszym magiem, ale szaty i czapki jestem pewien. Po tym poznajesz maga.
- Ale jak to możliwe, że sama jedna pokonała czterech bandytów?
- Prawdziwi bohaterowie potrafią podobno rozprawić się z całą armią.
- Nie wierzę! Nabierasz mnie!
- Nie wiem. Sam myślałem, że to bajki. Przecież ona nie wygląda na dużo starszą od nas. I jeszcze jest dziewczyną...
- To co? Dziewczyny nie mogą być bohaterami?- Karen poczuła sie urażona.
- Nie o to chodzi...- Chłopak próbował się bronić - Ale sama powiedz. To dziwne prawda? Nie powinna być tak silna.
- No dziwne. I co z tego?
- No i te włosy. Nigdy nie widziałem nikogo z takimi włosami.- Zamilkł rozważając wszystko, co do tej pory wiedział o dziwnej dziewczynie. W końcu wykrzyknął: - Chodźmy do jej pokoju! Przyjrzymy się trochę bliżej.
- Zwariowałeś? Co jak nas nakryje? A poza tym jeżeli tata się o tym dowie, to nas zleje tak, jak ostatnio.
- Nikt nas nie nakryje i nikt się nie dowie. - Jens był wyraźnie zawstydzony wspomnieniem pomysłu rzucenia okiem na zawartość tobołka, jak to określił, „dziwnego gościa”, który później okazał się królewskim urzędnikiem. Wprawdzie uniknęli posądzenia o szpiegostwo, ale oboje nie mogli później usiąść przez tydzień.
- Będziemy cicho, a ona na pewno już dawno twardo śpi. Widziałaś ile wypiła? Po czterech kuflach naszego piwa nawet stary kowal padł jak bela w stogu za stodołą i nie podniósł się do rana. Powiedz, że nie jesteś choć trochę ciekawa?
- No dobrze, ale obiecaj mi, że tym razem nic się nie stanie.
- Obiecuję.
WWWRodzeństwo, znając dobrze każdą skrzypiącą deskę w podłodze, nie miało problemu z przedostaniem się bezszelestnie do pokoju nieznajomej. W tym momencie Jens był wdzięczny swojemu ojcu za skrupulatne dbanie o karczmę. Chłopak sam kilka dni wcześniej oliwił zawiasy u wszystkich drzwi tak, że otwierały się zupełnie bezdźwięcznie. Wszystkie środki ostrożności okazały się jednak niepotrzebne. Nieznajoma spała rozwalona na łóżku z twarzą w poduszce. Prawdopodobnie nie obudziłaby się nawet, gdyby wmaszerowali tu razem z Karen ze śpiewem na ustach.
- Mimo to, lepiej nie ryzykować. - Pomyślał i ostrożnie rozejrzał się po pokoju.
WWWPrzy łóżku leżał kij, którego dziewczyna używała wcześniej w karczmie. Był to kawał dębiny opleciony na środku skórzanym rzemieniem dla lepszego uchwytu. Dopiero po bliższych oględzinach dało się zauważyć, że na całej długości misternie wyrzeźbiono delikatny wzorek. Symbole wytłoczono nawet na rzemieniu. Próbując zobaczyć je dokładniej zrobił krok naprzód i zahaczył nogą o porzucona na podłodze, niewielką torbę podróżną. Przyklęknął i zaczął przeglądać jej zawartość licząc, że znajdzie coś co powie mu więcej o tajemniczym gościu.
WWWW tym czasie jego siostra, wcześniej skulona przy futrynie, ośmielona brakiem reakcji śpiącej, przezwyciężyła swój lęk i weszła do pokoju. Dalej obawiała się że zostaną nakryci na myszkowaniu u jednego z gości. Poza tym wolała nie zastanawiać się nawet co dziewczyna, która bez problemu rozprawia się z czterema bandytami może zrobić z dwójką wścibskich nastolatków. Mimo wszystko jej ciekawość okazała się silniejsza od strachu. W końcu widziała już kilka bójek i była pewna, że jedna, drobna kobieta nie może od tak pokonać czterech potężnie zbudowanych zbirów. Sama wiele razy żałowała, że nie jest silnym mężczyzną i nie potrafi się obronić przed zaczepkami, jakie spotykają młodą panienkę pracującą w karczmie. Nie było źle jeżeli w okolicy znajdował się ojciec lub brat, ale kiedy zostawała sama... Lepiej nie wspominać... Tak samo czuła się dzisiejszego wieczoru: przerażona i bezsilna. Gdy zobaczyła wojowniczkę radzącą sobie tak łatwo z przeciwnikami, podczas gdy pozostali mogli się jedynie przyglądać, zdecydowała, że zrobi wszystko, aby stać się taką jak ona i już nigdy nie bać się nikogo i niczego. Teraz miała okazję.
WWWPowoli podeszła do łóżka i przyjrzała się śpiącej. Drobna figura nieznajomej ginęła praktycznie w fałdach płaszcza, którego nie zdjęła przed zaśnięciem. Jednak włosy dalej prezentowały się imponująco. Długie, lekko falujące, okalały głowę niczym języki ognia. Karen jeszcze nigdy nie widziała włosów w takim kolorze. Nagle coś migoczącego zwróciło jej uwagę. Okazało się że płaszcz nieznajomej podwinął się lekko odsłaniając dwa małe kamyki wszyte w podszewkę. Różniły się kształtem i kolorem, jednak każdy z nich świecił delikatnym, ale wyraźnie widocznym blaskiem, jakby w ich środku uwięziono małe świetliki. Gdy zbliżyła rękę jeden z kamieni rozjarzył się na zielono.
- Zobacz jakie to piękne.- powiedziała cicho do brata. - Jens podniósł głowe dokładnie w momencie, gdy ręka jego siostry zbliżała się do kamienia, świecącego się tym intensywniej, im bliżej była dłoń dziewczyny.
- Nie dotykaj!- krzyknął zapominając o ostrożności. Palce Karen zetknęły się z kamieniem i cały pokój eksplodował zielonym blaskiem. Czerwonowłosa zerwała się na równe nogi. Chwyciła kij i rozejrzała się. Jednak było już za późno. Jens usłyszał krzyk siostry i zobaczył jak jej ciało bezwładnie upada na podłogę. Nieznajoma widząc leżącą dziewczynę szybko sięgnęła pod podszewkę. Kamienie dalej tkwiły na swoim miejscu, jednak zielony nie błyszczał już jak wcześniej. Był ciemny i matowy.
- Co żeście najlepszego zrobili!- krzyknęła i przyklękła przy Karen. Szybko sprawdziła jej puls i położyła rękę na czole
- Niemożliwe - powiedziała. - To się nie mogło wydarzyć. Ty tam! - Spojrzała na Jensa - Leć natychmiast po swojego ojca. Czekajcie pod drzwiami, aż was zawołam!
- Co jej się stało?
- Nie mam na to czasu! Jeśli zależy ci na niej, rób co mówię! No spadaj, ale już! - Rzuciła mu krótkie, wściekłe spojrzenie, a następnie całkowicie skupiła się na leżącej.
WWWJens wybiegł z pokoju. Na korytarzu zderzył się z zaniepokojonym ojcem, któremu w krótkich, urywanych zdaniach streścił nocne wydarzenia. Karczmarz rzucił się w kierunku pokoju nieznajomej. W żaden sposób nie był jednak w stanie otworzyć drzwi. Stawiały opór, jakby blokowało je od środka coś bardzo ciężkiego. Krzyki i szarpanie za klamkę nie przyniosły efektów. Jedyne co pozostało, to czekać.
- Jak mogłeś zrobić coś takiego?! I jeszcze wciągnąć siostrę?! - Mężczyzna był załamany.
WWWJens nie potrafił wymyślić żadnej odpowiedzi. Czuł jak do jego oczu napływają łzy i musiał zmobilizować całą siłę woli, aby się nie rozpłakać. Przecież tego nie wypadało robić żadnemu młodzieńcowi, choćby go krojono żywcem. W końcu był już prawie mężczyzną i musiał się tak zachowywać. Ale teraz, gdy stał z trzęsącym się sercem i słuchał krzyków ojca, a za ścianą zostawił nieprzytomną siostrę, jakoś nie czuł się dorosły.
- Nieprzytomną? A może martwą?... - Nie, tej ostatniej myśli nie mógł znieść. - Karen nie mogła tam umrzeć! W końcu nic nie zrobiła. W ogóle nie powinno jej tam być! - Jens przeklinał się za to, że zdradził siostrze swój plan i jeszcze namawiał ją, aby mu towarzyszyła.
- Powinienem iść sam.- Myślał. - Wtedy nic by się nie stało. - Nie chciał przyznać, nawet przed sobą, że bał się samotnej eskapady. Poza tym uznał, że jeżeli wszystko się wyda lepiej będzie gdy zawinią oboje. Ojciec zawsze był łagodniejszy w stosunku do córki, więc Jens liczył, że kara byłaby lżejsza gdyby przyłapano ich razem. W tej chwili jednak wcześniejsze kalkulacje wydawały się zupełnie nieistotne i sto razy bardziej wolałby dać się złapać sam, niż stać teraz przed zamkniętym pokojem. Po nieskończenie długiej chwili drzwi, które Jens obserwował prawie hipnotycznym wzrokiem, otworzyły się ukazując stojącą za nimi czerwonowłosą. Z tyłu na łóżku leżała Karen.
- Oddycha! - Jens nie posiadał się ze szczęścia. Chciał do niej natychmiast pobiec, ale nieznajoma zagrodziła mu drogę.
- Zostań gdzie jesteś. Już dość narobiłeś.- Zwróciła się do karczmarza.- Proszę wejdź. Musimy porozmawiać. - Drzwi zatrzasnęły się, zostawiając chłopca w pustym korytarzu. Ten nie wahał się ani chwili.
- Musi się udać! - Pomyślał i szybko wybiegł z karczmy. Wiedział, że nie ma szans podsłuchać czegokolwiek z wewnątrz, ale przy odrobinie zręczności jest w stanie dostać się na dach stodoły, a stamtąd przeskoczyć na drzewo znajdujące się naprzeciwko okien od pokoi.
WWWGdy znalazł się na odpowiedniej gałęzi zobaczył ojca nachylonego nad Karen. Stojąca obok nieznajoma coś mu tłumaczyła. Karczmarz podniósł twarz i Jens dostrzegł łzy spływające po policzkach i wsiąkające w gęstą brodę.
- Przecież on nigdy nie płakał. - Pomyślał. – Oprócz tego dnia... Tego dnia, gdy mama odeszła - dokończył cicho. Karczmarz pokiwał głową i z powrotem zajął się córką przemawiając do niej łagodnie i głaszcząc po policzku. Kobieta ruszyła do drzwi. Jens zerwał się ze swojego miejsca i jak burza wpadł z powrotem do karczmy. Spotkali się na schodach do sali jadanej.
- Tu jesteś. Przygotuj konia i wóz. Ruszamy o świcie.
Piętno daru- fragment
1
Ostatnio zmieniony wt 21 paź 2014, 13:39 przez Ilharess, łącznie zmieniany 1 raz.