!!!WULGARYZMY!!!
Wyrwana (pun intended) z kontekstu scenka z powieści.
-------------------------------------------------------------
- Kuuuurwaaa! – krzyknął głośno Shelstock, odciągając od swych ust obcęgi, którymi jeszcze chwilę wcześniej szarpał się z jego zębem spasiony góral.
Splunął krwią i odetchnął głęboko. Był blady jak trup. Gard przyglądał mu się z wyraźnym niepokojem.
- Mocno się trzyma – stwierdził góral wzruszając ramionami – ciężko będzie.
- Gard… - wymamrotał Shelstock – gorzałka, znajdź mi gorzałkę, albo cokolwiek…
- Się robi – zgodził się Gardriam, po czym oddalił się pędem w kierunku dworu.
- To co? – spytał grubas.
- Chwila – odrzekł Shelstock – czekaj chwilę.
Zamknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów.
- Dobra…
Góral postawił stopę na ramieniu opartego o pniak Fredericka. Wsadził mu w usta stalowe kleszcze i zacisnął na zębie. Szarpnął.
Głuchy jęk wydarł się z krtani pacjenta.
I kolejny.
Obcęgi zgrzytnęły na zębach, ześlizgnęły się. Coś trzasnęło.
- Co jest, kurwa? – spytał Shelstock, a krew pociekła mu po brodzie.
- Nic, ząb obok się złamał. Wypluj.
Shelstock splunął na dłoń. Zobaczył na niej pół zęba i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Może jednak znieczulenie? – spytał góral.
Frederick spojrzał w bok. Masywna, drewniana pałka stała oparta o ścianę. Zastanawiał się krótko.
- Nie, dziękuję. Rwij na żywca, no dalej.
- Stój! – wrzasnął od drzwi Gard – czekaj.
W ręku miał dzban i kubek, który szybko napełnił i podał Shelstockowi. Ten wychylił zawartość jednym haustem. Cokolwiek to było, było mocne, paliło w przełyk, rozgrzewało. W chwilę później poczuł zawroty głowy. Dopiero teraz dotarło do niego, że razem z Gardem przyszedł ktoś jeszcze. Ten sam młodzieniec, który był wcześniej w izbie.
Meuric.
- Zostaw to – powiedział młody wyciągając obcęgi z rąk grubasa – ja się tym zajmę.
Alkohol działał szybko i Frederickowi było już wszystko jedno. Spojrzał na trzymaną w palcach połówkę zęba, pokręcił głową z rezygnacją, po czym odchylił ją do tyłu i szeroko otworzył usta.
Zamknął oczy.
Znowu poczuł w ustach stal i skrzywił się nim jeszcze Meuric zrobił cokolwiek. Bolało już zresztą bezustannie, ale wypity alkohol sprawiał, że Shelstock czuł się nieco lepiej niż jeszcze przed chwilą.
Szarpnięcie.
Zarzęził paskudnie. Nie, jednak to tylko złudzenie. Wcale nie czuł się lepiej.
Uciekaj, myślał, uciekaj od tego. Przed oczami stanął mu obraz wypiętego tyłeczka dziwki, którą niedawno odwiedził w Enk. Ależ to była pamiętna noc… aż chciałoby się to powtórzyć. Uśmiechnął się do siebie.
Zgrzyt.
- Aaaaaaaa!
Krew pociekła mu z ust obfitym strumieniem. Zdał sobie nagle sprawę z tego, że było już po wszystkim. Odetchnął głęboko i zwalił się na ziemię bez ducha.
Na żywca
1
Ostatnio zmieniony pt 10 paź 2014, 00:03 przez Vercenvard, łącznie zmieniany 1 raz.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.
http://narreweid.blogspot.com/
http://narreweid.blogspot.com/