Krwawy Sztandar [Fragment powieści]

1
Od czterech tygodni zajmuje się tą opowieścią. Jest bardziej dopracowana niż moje ostatnio opowiadanie... Na pewno nie jest idealnie :P Więc czekam na opinie, mam nadzieję, że zrehabilituję się w waszych oczach :) (Nie ogarniam robienia akapitów tak żeby było je widać, więc oddzielam poszczególne enterami. Będzie odrobinę czytelniejsze)


Krwawy Sztandar

Brzdęk mieczy i sapanie walczących dudniło między murami starego zamku rodu Foribusów. To na placu ćwiczebnym walczyło dwóch synów lorda Bertranda. Cyryl wraz z Herbertem trenowali przed pokazową walką młodszego z nich. Do twierdzy usadzonej na szczycie wzniesienia otoczonego wsiami, miała przyjechać setka gości z Wodnego Oka, a drugie tyle nadciągało od strony Viburnum.

Pojedynku doglądał sam lord Foribus oraz dowódca straży. Mężczyźni w milczeniu oglądali walczących chłopców. Starszy Cyryl mierzył niemal dwa metry wzrostu i przeżył już dwadzieścia lat – Herbert dziesięcioletni osesek, niższy o brata o dwie głowy, atakował zaciekle jednak bez skutecznie.
- Panie, twój młodszy syn doskonale sobie radzi – zauważył, Borys.
- Powinien być o wiele lepszy – prychnął lord.

Młodszy chłopak rzucił się do przodu, wykonał piruet po czym ciął prosto po nogach sparing partnera, ten szybko odskoczył do tyłu wystawiając miecz. Ostrza uderzyły o siebie. Wibracje przebiegły przez stal, aż do ramion młodzika. Herbert poczuł nieprzyjemne drgania, wykrzywił twarz i wypuścił miecz, gdy chciał szybko go podnieść zachwiał się nieco, Cyryl wykorzystał to podcinając mu nogi płaską stroną głowni. Podlotek upadł.

- Świetny piruet braciszku! – Cyryl, zaklaskał. Miecz zwisał na rzemieniu okręconym dookoła jego nadgarstka. – Wstań. – Podał mu dłoń. Herbert mocno ścisnął jego palce i skoczył ku górze.
- Dziękuję – odpowiedział uśmiechnięty.
Jednak radość szybko znikłą z jego twarzy, jedno przelotne spojrzenie ojca wystarczyło, aby mu ją odebrać.
- Walczcie dalej – rzucił, Bertrand. – Herbert ma wygrać starcie z synem Glaciemów.
- Ojcze, pojedynkujemy się już dwie godziny. Mój brat jest zmęczony, tak samo jak ja zresztą. – Cyryl, schował miecz do pochwy, z braku szarfy przełożył ją przez pas. Popatrzył na brata, chłopiec podnosił swą broń z ziemi. Lord spojrzał na niego zimnymi oczyma, następca stanął przed nim wyprostowany, nieco spięty.

Nienawidził tego spojrzenia, nie czół w nim niczego poza gniewem.
- Macie walczyć dalej – powiedział mrużąc oczy. – Ja, wasz ojciec tak rozkazuje!
- Panie, to nierozsądne – wtrącił, Borys.
- Póki jesteśmy na mojej ziemi! Między murami mojego pałacu! Ja decyduję, co jest rozsądne, a co nie. – cedził przez zaciśnięte zęby. – Nie chcesz walczyć? To odejdź! Niech Wiktoria nie czeka dłużej. – Wskazał okno, z którego nagle znikła młoda kobieta.

Cyryl zacisnął wargi, posłał lekki ukłon ojcu po chwili odszedł do swej ukochanej. Czuł jak emocje buzują pod jego skórą, nikt nie potrafił popsuć mu humoru tak jak rodziciel. Martwił go dalszy los młodszego brata. „ Oby go tylko nie zranił – pomyślał.”

Wszedł do środka, stanął na posadzce pierwszej komnaty obstawionej żelaznymi paleniskami, portrety jego przodków ozdabiały zimne ściany. Foribusowie władali wschodnimi ziemiami Betulii od wieków. Po schodach zbiegła do niego żona, oplotła jego ciało rękoma.
- Znów traktował cie ozięble – powiedziała drżącym głosem. Niepewnymi oczyma spojrzała na twarz męża.
- Spokojnie, nic mi nie będzie, lecz Herbert tam został – westchnął. Jego szerokie ramiona bezwładnie opadły, oparł głowę o czoło ukochanej.
- Poradzi sobie – wyszeptała. – Ruszmy do komnaty, musisz odpocząć. – Zaczęli wspinaczkę po schodach z dziedzińca dochodziły ich krzyki ojca.

Bertrand atakował syna, gęsto uderzał od dołu, do góry. Młodzik ledwie dawał radę unikać ataków, o parowaniu niebyło mowy. Kapitan straży ruszył na spoczynek, zostawiając obu za plecami, oglądanie tej walki wolał ominąć.

Żołnierze chodzący po murach przystanęli, aby obejrzeć walczących. Każdy wiedział jak lord traktował swego młodszego syna. Żołdacy w kolczugach okrytych tunikami, często obstawiali pieniądze podczas potyczek Herberta oraz Bertranda. Nie zakładali się o wynik, tylko o długość pojedynku, dzieciak wytrzymywał najdłużej dwie minuty.
- Długo jakoś na nogach stoi – zauważył, wsparty o glewię.
- Walczy najlepiej jak potrafi… biedny chłopaczyna – dodał drugi. – Lord surowym człekiem jest.
- Ano… lepiej żeby jego tak katował niż nas – prychnął. – Napijmy się gorzały a nie będziemy tu stać. – Obaj ruszyli przez szeroki mur.

Herbert wyprowadził pchnięcie, ojciec odbił jego atak. Posłał kopniaka wprost pod żebra chłopca, ten padł na ziemię, nie mogąc opanować płaczu. Nie wypuścił rękojeści miecza z dłoni. Pamiętał słowa swego ojca: „Jeśli upuścisz broń. Już nie żyjesz”. Lord nadepnął na jego rękę. Mały zawył. Bertrand ściągnął brwi.
- Nie płacz! Nie okazuj słabości! – Siwy mężczyzna rozciął rękaw koszuli swego syna, raniąc przy tym jego ramię. – Nie przestanę zadawać ci bólu dopóki nie przestaniesz płakać! Masz być mężczyzną, wielkim rycerzem! Tak jak ja za młodu… - syczał, stoją nad synem. Zdjął obcas z dłoni dziecka. Chłopiec poczuł ulgę, legł na plecach głęboko wdychając powietrze. Jego nierówny oddech wprawiał lorda w jeszcze większą wściekłość.
-Wstawaj! Walczymy dalej… - Zraniony młokos poczuł ścisk żołądka, pobladł nieco przerażony faktem dalszej walki. Podnosząc się z ziemi wypuścił głośno powietrze. Ścisnął rękojeść obiema dłońmi. Ból przeszył jego ciało, powodując kolejny skurcz mięśni.

- Przestań! – Anastazja wbiegła na plac. – Nie katuj go już. – Podbiegła do syna, klęknęła tuż obok niego i przytuliła. Herbert poczuł bicie jej serca, zamknął oczy, nie chciał dłużej myśleć o ojcu, nie chciał go widzieć, ani słyszeć. Kobieta otarła jego twarz z łez.
- Nie katuje go – warknął. – Nic nieodporni go lepiej niż przemoc! Jeśli pozna ból teraz, już nigdy nie będzie się go bał…
- Nie pozwolę, abyś krzywdził naszego syna! – krzyknęła. – Dobrze wiesz, że Herbert chce zostać medykiem – dodała po chwili.
- Zabierz mi go z oczu. Porozmawiamy o tym zajściu w naszej komnacie. – Kobieta zrobiła krok w tył. Gołowąs spojrzał na jej twarz, dojrzał tam cień przerażenia
- Chodź synu. – Złapała chłopaka za rękę i ruszyła do zamku. Siwy mężczyzna gromił parę wzrokiem, błękitne oczy wraz z upływem czasu nabrały siwawej barwy brudnego lodu. „Zrobi z niego pizdę, a nie mężczyznę – pomyślał. – Nie pozwolę na to.”
Ostatnio zmieniony wt 21 paź 2014, 13:32 przez Jarppy, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Hej hej :)
nie jestem weryfikatorem, ale coś napiszę :)
Jarppy pisze:Brzdęk mieczy i sapanie walczących dudniło między murami starego zamku rodu Foribusów.
Nie wiem czy brzdęk, może lepiej brzęk?
Brzdęk to jak pieniążek upada na tacę.
Sapanie nie dudni - bo to odgłos bezdźwięczny.
Jarppy pisze:Cyryl mierzył niemal dwa metry wzrostu i przeżył już dwadzieścia lat – Herbert dziesięcioletni osesek, niższy o brata o dwie głowy, atakował zaciekle jednak bez skutecznie.
liczył już dwadzieścia lat, osesek to niemowlak, bezskutecznie - pisane razem
Jarppy pisze:zauważył, Borys.
po co przecinek?
Jarppy pisze:sparing partnera
no jakoś mi nie pasuje takie współczesne określenie...
Jarppy pisze:wykrzywił twarz i wypuścił miecz, gdy chciał szybko go podnieść zachwiał się nieco
wykrzywił twarz wypuszczając miecz. Gdy chciał szybko go podnieść....
Jarppy pisze:Podlotek upadł.
Podlotek - młoda dziewczyna :) nastolatka

3
Jarppy pisze:Brzdęk mieczy i sapanie walczących dudniło
niedobrze!
a. gramatycznie - brzdęk i sapanie dudniło - ma być "dudniły"
b. semantycznie - dudnić nie może ... brzdęk ani sapanie

ech... potem wrócę, ale... :(
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Jarppy pisze:Cyryl, zaklaskał.
Po co przecinek?
Jarppy pisze:rzucił, Bertrand.
jak wyżej.
Jarppy pisze:Cyryl, schował miecz do
analogicznie...
Jarppy pisze:nie czół w nim niczego poza gniewem
oj oj... czuł - bo czół to liczba mnoga od czoła
Jarppy pisze:Ja, wasz ojciec tak rozkazuje!
rozkazuję
Jarppy pisze:Póki jesteśmy na mojej ziemi! Między murami mojego pałacu! Ja decyduję, co jest rozsądne, a co nie
Póki jesteśmy na mojej ziemi, między murami mojego zamku, ja decyduję, co jest rozsądne, a co nie...
Jarppy pisze:Cyryl zacisnął wargi, posłał lekki ukłon ojcu po chwili odszedł do swej ukochanej.
Cyryl zacisnął wargi, posłał lekki ukłon ojcu i oddalił się do swej ukochanej...
Jarppy pisze:Po schodach zbiegła do niego żona, oplotła jego ciało rękoma.
Po schodach zbiegła żona, oplotła jego ciało ramionami...
Jarppy pisze:- Znów traktował cie ozięble – powiedziała drżącym głosem. Niepewnymi oczyma spojrzała na twarz męża.
No jakoś mi to nie pasuje. Ozięble to się żonę traktuje albo dziecko, ale małe.
Niepewne oczy?
Jarppy pisze:Zaczęli wspinaczkę po schodach z dziedzińca dochodziły ich krzyki ojca.
schody z dziedzińca...
źle skonstruowane zdanie.
Jarppy pisze:Bertrand atakował syna, gęsto uderzał od dołu, do góry. Młodzik ledwie dawał radę unikać ataków, o parowaniu niebyło mowy. Kapitan straży ruszył na spoczynek, zostawiając obu za plecami, oglądanie tej walki wolał ominąć.
Oj to całkiem nie tegens...
gęsto uderzał od dołu, do góry - nie znam się na walce mieczem, ale chyba to nie tak powinno być opisane (na wery pisuje mistrz szermierki Grimzon - może przyjdzie z pomocą?).
nie było mowy...
oglądanie tej walki wolał ominąć - to drewniane bardzo...

[ Dodano: Nie 05 Paź, 2014 ]
- Przestań! – Anastazja wbiegła na plac. – Nie katuj go już. – Klęknęła tuż obok syna i mocno go przytuliła. Herbert poczuł bicie jej serca, zamknął oczy. Nie chciał dłużej myśleć o ojcu, nie chciał go widzieć, ani słyszeć. Matka brzegiem sukni ocierała jego twarz z łez.
- Nie katuję go – warknął lord. – Nic nie odporni go lepiej niż przemoc! Jeśli pozna ból teraz, już nigdy nie będzie się go bał…
- Nie pozwolę, abyś krzywdził naszego syna! – krzyknęła podnosząc się z ziemi. – Dobrze wiesz, że Herbert chce zostać medykiem – dodała po chwili.
- Zabierz mi go z oczu. Porozmawiamy o tym zajściu w naszej komnacie.
Kobieta zrobiła krok w tył. Gołowąs spojrzał na jej twarz i dojrzał tam cień przerażenia
- Chodź. – Złapała chłopaka za rękę i ruszyła do zamku.
Siwy mężczyzna zgromił ich wzrokiem, błękitne oczy wraz z upływem czasu nabrały sinawej barwy brudnego lodu. „Zrobi z niego białogłowę, a nie mężczyznę" – pomyślał. – "Nie pozwolę na to".

No tak mniej więcej bym napisała.
Kobieta robi krok do tyłu, a przecież ciągle klęczy przy chłopcu?
Pizda niekoniecznie :D mi tu brzmi...
siwy i siwawej - zamieniłam na sinawej, żeby nie było powtórzenia...

Zatwierdzone jako weryfikacja (łącznie z innymi postami Augusty w tym temacie) - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony wt 21 paź 2014, 13:31 przez Augusta, łącznie zmieniany 1 raz.

5
Dzięki za poświęcony czas postaram się poprawić wszystkie błędy :)

Co do pierwszego zdania to: Odgłosy uderzających o siebie ostrzy rozchodziły się między murami zamku... Może być tak? :P

O "sparing partnera" pytałem na forum, podobno nie jest aż tak źle ale muszę to zamienić na coś innego nie wiem czego tam najlepiej użyć.

I co do robienia kroku w tył, wcześniej napisałem, że wstaje z ziemi. Tu Cie mam ;P

Pi*de też zmienię.

6
E.... to ja napisałam :D
że wstaje z ziemi :)
poniżej Twój fragment...

"- Przestań! – Anastazja wbiegła na plac. – Nie katuj go już. – Podbiegła do syna, klęknęła tuż obok niego i przytuliła. Herbert poczuł bicie jej serca, zamknął oczy, nie chciał dłużej myśleć o ojcu, nie chciał go widzieć, ani słyszeć. Kobieta otarła jego twarz z łez.
- Nie katuje go – warknął. – Nic nieodporni go lepiej niż przemoc! Jeśli pozna ból teraz, już nigdy nie będzie się go bał…
- Nie pozwolę, abyś krzywdził naszego syna! – krzyknęła. – Dobrze wiesz, że Herbert chce zostać medykiem – dodała po chwili.
- Zabierz mi go z oczu. Porozmawiamy o tym zajściu w naszej komnacie. – Kobieta zrobiła krok w tył. Gołowąs spojrzał na jej twarz, dojrzał tam cień przerażenia
- Chodź synu. – Złapała chłopaka za rękę i ruszyła do zamku. Siwy mężczyzna gromił parę wzrokiem, błękitne oczy wraz z upływem czasu nabrały siwawej barwy brudnego lodu. „Zrobi z niego pizdę, a nie mężczyznę – pomyślał. – Nie pozwolę na to.”


a w moim jest to dopisane...

7
Mówiłam, że wrócę.
Więc tak:

zasadniczo piszesz nieporadnie - złym językiem i kiepsko fabularnie.
Zastanawiałam się, jak Ci pomóc i jedyne na co wpadłam, to powrót do szkoły:
I zadanie domowe (pierwszy akapit):
Stwórz opis zamku, przyjmując, że stoisz na dziedzińcu, a obok trwa walka ćwiczebna tych synów. Zgromadź potrzebne słownictwo dla: opisu elementów architektury i wrażeń zmysłowych.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
a to mój (po przeróbkach)....


- Przestań! – Anastazja wbiegła na plac. – Nie katuj go już. – Klęknęła tuż obok syna i mocno go przytuliła. Herbert poczuł bicie jej serca, zamknął oczy. Nie chciał dłużej myśleć o ojcu, nie chciał go widzieć, ani słyszeć. Matka brzegiem sukni ocierała jego twarz z łez.
- Nie katuję go – warknął lord. – Nic nie odporni go lepiej niż przemoc! Jeśli pozna ból teraz, już nigdy nie będzie się go bał…
- Nie pozwolę, abyś krzywdził naszego syna! – krzyknęła podnosząc się z ziemi. – Dobrze wiesz, że Herbert chce zostać medykiem – dodała po chwili.
- Zabierz mi go z oczu. Porozmawiamy o tym zajściu w naszej komnacie.
Kobieta zrobiła krok w tył. Gołowąs spojrzał na jej twarz i dojrzał tam cień przerażenia
- Chodź. – Złapała chłopaka za rękę i ruszyła do zamku.
Siwy mężczyzna zgromił ich wzrokiem, błękitne oczy wraz z upływem czasu nabrały sinawej barwy brudnego lodu. „Zrobi z niego białogłowę, a nie mężczyznę" – pomyślał. – "Nie pozwolę na to".

9
Augusta, zwracam honor w takim razie. :P

Natasza, tak zrobię. :) Może nauczycie mnie tutaj pisać. :)

Bardzo dziękuję obu za pomoc. Jesteście świetne. ;)

[ Dodano: Nie 05 Paź, 2014 ]
A co do pierwszego akapitu. Kiedy go już napiszę mogę wstawić tutaj jako komentarz i go ocenicie? Byłbym wdzięczny.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”