Zły król i dobra królowa.

1
(...) Tymczasem Cyryl puściwszy się obrzeża studni, spadał w jej otchłań z coraz to większą szybkością. Przestraszony zamknął oczy, upadł na ziemię, ale o dziwo nie poczuł najmniejszego bólu. Powoli wstał z ziemi i ciekawie rozejrzał się dookoła. Wszędzie było mnóstwo zieleni, dużo drzew, krzewów, ale ludzi nie dostrzegł. Stał przy szerokiej drodze, która prowadziła pod stromą górę, nie widział jej końca, a więc do szczytu góry było bardzo daleko. Zastanawiał się co dalej robić, gdy zauważył, że w jego stronę idzie staruszek podpierając się drewnianą laską. Szedł powoli, więc Cyryl podbiegł do niego.
- Witaj! - przywital nieznajomego - możesz mi powiedzieć gdzie ja jestem?
- Oczywiście - uśmiechnął się starzec - jesteś w kraju "życiodajnej wody". Z pewnością po nią przyszedłeś.
- Tak - odparł Cyryl zgodnie z prawdą - w moim kraju, nasza księżniczka jest bardzo chora, tylko "woda życia" może ją uratować. Postanowiłem ją zdobyć, aby ją uzdrowić. Nie wiem tylko gdzie się znajduje.
- O, tam! - wskazał staruszek laska, majacząca w oddali górę - daleko, ale ty naprawdę tam chcesz iść? - dodał z niedowierzeniem.
- Tak, gdy jej nie przyniosę księżniczka umrze, umrze też mój ojciec i mój brat - ze smutkiem powiedział Cyryl.

Staruszek milczał, gładził tylko swoją długą siwą brodę, nad czymś myślał. Nie patrzył na chłopca. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili.
- Droga jest bardzo trudna - mówił powoli,chciał aby Cyryl wszystko zapamiętał - czyha na niej wiele niespodzianek. Wielu już było śmiałków, którzy chcieli zdobyć "wodę życia", ale dotychczas nikomu się to nie udało. Wszyscy zginęli.
- Jak to? - zdziwił się młodzieniec - wszyscy zginęli?
- Tak! Widzisz te kamienie wzdłuż drogi? To są właśnie ci śmiałkowie, którzy zginęli. Zostali zamienieni w te kamienie i czekają na wybawienie. Gdy znajdzie się śmiałek, który dotrze do "życiodajnej wody", weżmie ją i pokropi te kamienie to przywróci im życie. Znów staną się ludżmi.
- Dokonam tego! - niemal krzyknął Cyryl - wszystkich wybawię, przyrzekam!
- Oby ci się udało - cicho powiedział staruszek - musisz pamiętać o jednym. Nie wolno ci się odwrócić do tyłu, gdy to uczynisz zamienisz się w następny głaz i będziesz leżał przy drodze jak te oto kamienie. Nie wolno ci również nic podnieść z ziemi, bo czeka cię to samo. Gdy dotrzesz na szczyt gory, zobaczysz tryskające żródełko, nabierzesz z niego tylko tyle wody ile zmieści się w butelce. Więcej nie wolno ci brać. Póżniej możesz wracać do swojego kraju. Życzę ci powodzenia.

Cyryl chciał jeszcze spytać staruszka o inne sprawy, ale staruszka nigdzie nie było. Zniknął, na próżno go szukał, ślad po nim zaginął.Usiadł więc na ziemi i zaczął rozmyślać o tym co powiedział mu starzec. Przestrogi jego nie wydawały mu się grożne, ot takie gadanie. Zastanawiał się jednak, dlaczego starzec przestrzegał go, aby nie odwracał się poza siebie. Coś musiało w tym być, coś co nie dawało mu spokoju. Myślał o tym intensywnie. Musi coś wymyślić, aby nie odwracać się poza siebie. Ale dlaczego miałby odwracać się? No właśnie, dlaczego? Sięgnął do swojej starej wysłużonej torby podróżnej i wyciągnął z niej kilka kawałków starego materiału. Pozwijał materiał w nieduże kulki i włożył je do kieszeni. Uśmiechnął się, był zadowolony z siebie. Jeszcze raz przeglądnął torbę i odstawił ją na bok. Nie będzie mi potrzebna - szepnął do siebie.

Poprawił na sobie ubranie, spojrzał na swoje wysłużone buty, uśmiechnął się i zdecydowanym krokiem wszedł na gościniec. teraz już nie miał odwrotu, musiał iść przed siebie. Albo zdobędzie "życiodajną wodę", albo umrze. Powoi mijał leżące duże głazy ułożone wzdłuż drogi. Starał się nie patrzeć na nie, wiedział tylko, że musi je uratować.
- A ty dokąd idziesz? - ni stąd ni zowąd odezwał się jakiś głos.

Przystanął zdziwiony. Kto tu mówi na tym pustkowi, przecież nie widział nikogo. Któż więc mówi do niego. Już miał się odwrócić, aby zobaczyć nieznajomego, gdy wtem przypomniał sobie przestrogę starca. "Nie wolno ci się odwrócić" - jego słowa jeszcze brzmiały mu w uszach. Ruszył w dalszą drogę, przyspieszył nawet kroku, aby jak najszybciej znależć się na szczycie góry, która majaczyła w oddali.Wspinał się jednak z trudem.
- Puść psy! - usłyszał znów za sobą - szybciej bo nam ucieknie! - mówił jeden głos do drugiego.
- Już to robię! - Cyryl ze zgrozą usłyszał głośne ujadanie kilkunastu psów. Czuł,że się zbliżają, że lada chwila a zaczną go gryżć. Struchlał przestraszony, nerwowym ruchem otarł lecący ciurkiem pot z jego czoła.
- Wypuść węże - znów usłyszał za sobą - tygrysy też!
- O, Boże! - wyszeptał Cyryl i przyklęknął na ziemi. Tuz nad nim zabrzmiało złowrogo niebo, błysnęły błyskawice, ziemia zadrżała.

Przestraszony śmiertelnie Cyryl, zakrył dłońmi głowę i zamknął oczy. Czekał teraz na najgorsze, które jednak nie nadchodziło, wręcz przeciwnie, wszystko ucichło. Odjął ręce od głowy i znów jak za sprawą czarodziejskiej różdżki wszystko wróciło. Znów słyszał ujadanie psów i syk jadowitych węży, znów zadrżał na całym ciele.Szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni przygotowane wcześnie z materiału i włożył je sobie do uszu. Zaległa cisza, nie słyszał nic. Uśmiechnął się do siebie i ponownie ruszył w dalszą drogę.
Szedł teraz spokojnie, nigdzie się nie rozglądał, patrzył tylko przed siebie. Uszedł kilkanaście metrów, gdy spostrzegł leżącą na ziemi złotą monetę, obok niej w niedalekiej odległości leżały następne. Schylił się by je podnieść, gdy znów przypomniał sobie ostrzeżenie starca. "Nie podnoś nic z ziemi". Stal nieruchomo i wpatrywał się w złote, błyszczące monety. Och, jak bardzo chciał je mieć, dałby je ojcu, bratu, już nigdy by nie zaznali głodu. Wahał się, pokusa była bardzo silna, bieda jaką zaznał również, znów popatrzył na drogę. Wszędzie leżały złote błyszczące monety, zdawało mu się, że nawet ich przybywa, pokryły całą drogę. Dalej stał oszołomiony nie wiedząc co dalej robić.
Spojrzał przed siebie, do szczytu góry już mu niewiele pozostało, ruszył w dalszą drogę.

Szedł po złotych monetach, które sięgały mu już kostek, brzęczały gdy po nich stąpał. Szedł coraz wolniej, a monet ciągle przybywało, już prawie sięgały do kolan, a do szczytu tak niewiele pozostało. Czy dojdzie? Cyryl zobaczył tryskające życiodajną wodą żródełko, ostatnim wysiłkiem zrobił kilka kroków i znalazł się tuż przy żródełku. Pochylił się i wypił kilka łyków zimnej wody. Przez jego ciało przepłynęła fala ciepła, która dodała mu energii, nabrał więc jej do butelki i usiadł, aby trochę odpocząć.
- Dokonałeś to co przyrzekłeś! - obok niego stal starzec, którego już wcześniej poznał - czy zamienisz te kamienie w ludzi? spytał.
- Oczywiście! - wykrzyknął Cyryl - jakże mógłbym o tym zapomnieć - powiedział z nutą goryczy w głosie. Czyżby starzec mu nie wierzył?
- Oczywiście wierzę ci - starzec odgadł jego myśli - muszę ci zatem dać parę rad, abyś wiedział co dalej robić. Weż drugą butelkę i rozlej wodę w dwie. Jedną dobrze ukryj, a drugą użyj do zacnych celów. Wiesz co masz czynić?
- Tak starcze. Dziękuję ci za pomoc - powiedział Cyryl i uczynił to co kazał mu zrobić - chciałbym... - nie dokończył. Starca nigdzie nie było, na próżno rozglądał się wokół siebie. Po starcu nie pozostał żaden ślad.

Wzruszył ramionami, ukrył dokładnie za koszulą jedną buteleczkę, a drugą trzymając w ręce, ruszył w powrotną drogę.
Schodząc w dół, kropił "życiodajną wodą" leżące przy drodze duże i małe kamienie, które przybierały ludzkie postacie. Byli to rożni ludzie, młodzi, starsi, rycerze jak i zwykli mieszkańcy różnych państw i państewek. Bogaci jak i biedni, ale wszyscy zaraz po odczarowaniu oddawali mu hołd i pokłon. Było ich dużo, a czym więcej schodził w dól, to ich przybywało. Wszyscy dziękowali i ściskali mu dłonie. Był zadowolony, że tylu ludziom pomógł, że tylu ludzi wyrwał ze szponów śmierci. Teraz wszyscy wracali do swoich domów, do swoich najbliższych. (...)

(...) Brama została zamknięta. Książę Fabiś uśmiechnął się. Razem z królem udał się do sali tronowej, aby omówić dalsze plany. Dal królowi akt darowizny swojej ziemi, buteleczkę z drogocennym płynem pozostawił sobie. Teraz musiał czekać na zmianę decyzji Róży, odnośnie ich małżeństwa, był pewny, że po pewnym czasie księżniczka zmieni zdanie. Nie wiedział tylko, ile to potrwa.
- Zadowolony jesteś królu? - spytał.

Król przez chwilę nie odpowiadał, uważnie czytał dokument, który dał mu Fabiś. Teraz naprawdę był bogaty. Żeby tak mieć jeszcze tę wodę, "życiodajną wodę", byłby panem życia i śmierci.
- Tak, zadowolony jestem - odpowiedział po chwili - ale nie spełnileś drugiego warunku. Nie dałeś mi obiecanej wody.
- Umówiliśmy się, że otrzymasz ja po moim ślubie!
- Tak! - westchnął król - to prawda, ale nie wiem czy ty ja w ogóle masz? Nawet mi jej nie pokazałeś? Skąd mam wiedzieć czy ty mówisz prawdę!

Oburzyły go te słowa, więc król mu nie wierzy. Zamaszystym ruchem wyciągnąl z kieszeni niewielką buteleczkę i podał ją królowi.
- Oto ona, czy teraz wierzysz mi królu?

Król uważnie oglądał buteleczkę, uśmiechał się. Miał teraz to, co tak bardzo pragnąl i przyszło mu to bardzo łatwo, w dziecinny sposób oszukał łatwowiernego księcia. Teraz już mu jej nie odda, stała się jego własnością. Chciał ją schować, ale uprzedził go Fabiś.
- Nie! - krzyknął i rzucił się w stronę króla.

Zaczęli się szamotać, wyrywać sobie buteleczkę z rąk. Przechodziła ona od jednego do drugiego, aż w ferworze walki upadła na posadzkę. Rozległ się głos tłuczonego szkła. Niedawni napastnicy zamarli w bezruchu, z otwartymi ustami patrzyli jak wylew się życiodajny płyn. Rzucili się na posadzkę i zaczęli go zbierać, ale bezskutecznie, nie udało się im zebrać rozlanego płynu.(...)

[ Dodano: Pią 03 Paź, 2014 ]
Chciałbym dowiedzieć się, czy mogę wrzucić nowe opowiadanie, bo przedtem nieopatrznie pospieszyłem się i zostałem zablokowany. Moja baśń została zablokowana i gdzieś tam przepadła. Pytam dlatego, że nie chcę powtórzyć poprzedniego błędu.

[ Dodano: Pią 03 Paź, 2014 ]
Chciałbym dowiedzieć się czy, mogę wrzucić nowe opowiadanie, bo przedtem nieopatrznie pospieszyłem sie i zostałem zablokowany. Moja baśń została zablokowana i gdzieś tam przepadła. Pytam dlatego, ze nie chce powtórzyć poprzedniego błędu.
Ostatnio zmieniony pt 03 paź 2014, 13:25 przez Tadeusz Iwan, łącznie zmieniany 1 raz.
tadeo.

2
Zastanawiał się co dalej robić, gdy zauważył, że w jego stronę idzie staruszek podpierając się drewnianą laską.
Może lepiej by było: Myśląc (Kombinując) co dalej robić, zauważył, że w jego stronę idzie staruszek podpierając się drewnianą laską.
W ten sposób unikamy podwójnego „się” oraz powtarzającego się czasownika w trzeciej osobie. Oczywiście, można też inaczej.
- Witaj! - przywital nieznajomego - możesz mi powiedzieć gdzie ja jestem?
„przywitał”
Postanowiłem ją zdobyć, aby ją uzdrowić.
Powtórzone „ją”.
- O, tam! - wskazał staruszek laska, majacząca w oddali górę
„laską”, "majaczącą"
- Tak! Widzisz te kamienie wzdłuż drogi? To są właśnie ci śmiałkowie, którzy zginęli. Zostali zamienieni w te kamienie i czekają na wybawienie. Gdy znajdzie się śmiałek, który dotrze do "życiodajnej wody", weżmie ją i pokropi te kamienie to przywróci im życie. Znów staną się ludżmi.
Trzykrotnie powtórzone „kamienie”.
„kamienie” - „wybawienie”; powstał zbędny wewnętrzny rym.
„weźmie” , „ludźmi”.
„ci” - zbędne
Przecinek przed „to przywróci”. Zamiast „to” użyłbym „wówczas”.
nabierzesz z niego tylko tyle wody ile zmieści się w butelce.
Przecinek po „wody”
Nie wolno ci się odwrócić do tyłu,
„do tyłu” – do usunięcia.
Więcej nie wolno ci brać. Póżniej możesz wracać do swojego kraju. Życzę ci powodzenia.
Powtórzone „ci”. Właściwie z obu można zrezygnować; zaimków zawsze za dużo.
„Później”
Usiadł więc na ziemi i zaczął rozmyślać o tym co powiedział mu starzec.
Może lepiej: ... i zaczął rozmyślać nad tym co usłyszał. Starzec, staruszek, występuje zbyt często.
Myślał o tym intensywnie. Musi coś wymyślić,
„Myślał” - „wymyślić”: powtórzenie
aby nie odwracać się poza siebie.
Zawsze się odwracamy za siebie. Tautologia.
Sięgnął do swojej starej wysłużonej torby podróżnej i wyciągnął z niej kilka kawałków starego materiału.
„starej” / „starego” - powtórzenie. Może w pierwszym przypadku użyć słowa „wysłużonej”?
Uśmiechnął się, był zadowolony z siebie.
„był” - zbędne
Poprawił na sobie ubranie, spojrzał na swoje wysłużone buty,
„sobie” , „swoje” - zbyteczne
teraz już nie miał odwrotu, musiał iść przed siebie.
Teraz...
Powoi mijał leżące duże głazy ułożone wzdłuż drogi.
Powoli...
Kto tu mówi na tym pustkowi, przecież nie widział nikogo.
„pustkowiu”
"Nie wolno ci się odwrócić" - jego słowa jeszcze brzmiały mu w uszach.
„mu” - zbędne
- Już to robię! - Cyryl ze zgrozą usłyszał głośne ujadanie kilkunastu psów.
„kilkunastu psów” - do usunięcia. Nie trzeba tak wszystkiego dookreślać. Wiadomo już czyje ujadanie, a że było ich kilkanaście – to nieistotne; zresztą nie mógł tego wiedzieć, najwyżej przypuszczać.
Czuł,że się zbliżają, że lada chwila a zaczną go gryżć.
Czuł, że się zbliżają, że lada chwila zaczną go gryźć.
Struchlał przestraszony, nerwowym ruchem otarł lecący ciurkiem pot z jego czoła.
„jego” - do usunięcia. Wiadomo czyjego czoła. A jeśli już, to nie „jego” lecz „swego”/”swojego”.
Przestraszony śmiertelnie Cyryl, zakrył dłońmi głowę i zamknął oczy.
Może lepiej „Przerażony”.
które jednak nie nadchodziło, wręcz przeciwnie, wszystko ucichło.
„wręcz” - zbyteczne.
Szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni przygotowane wcześnie z materiału i włożył je sobie do uszu.
Co było przygotowane?
Szedł coraz wolniej, a monet ciągle przybywało, już prawie sięgały do kolan, a do szczytu tak niewiele pozostało.
Gdyby monety, wykonane ze złota, ciężkiego metalu (jakby był lekki, niczego by to praktycznie nie zmieniło), sięgały mu do kolan, to już dawno nie mógłby się ruszyć.
- Dokonałeś to co przyrzekłeś! - obok niego stal starzec,
„stał”
Weż drugą butelkę i rozlej wodę w dwie.
„Weź”
powiedział Cyryl i uczynił to co kazał mu zrobić
powiedział Cyryl i uczynił to, co tamten kazał mu zrobić
Starca nigdzie nie było, na próżno rozglądał się wokół siebie. Po starcu nie pozostał żaden ślad.
Powtórzony „starzec”. Może: Nie pozostał po nim żaden ślad.
Byli to rożni ludzie, młodzi, starsi, rycerze jak i zwykli mieszkańcy różnych państw i państewek.
„różni”
Było ich dużo, a czym więcej schodził w dól, to ich przybywało.
„Było ich wielu”. Mowa o ludziach.
Przechodziła ona od jednego do drugiego, aż w ferworze walki upadła na posadzkę. Rozległ się głos tłuczonego szkła. Niedawni napastnicy zamarli w bezruchu, z otwartymi ustami patrzyli jak wylew się życiodajny płyn. Rzucili się na posadzkę i zaczęli go zbierać, ale bezskutecznie
Powtórzona „posadzka”.

Tekst wymaga pewnych poprawek, wygładzenia stylu, usunięcia nadmiaru zaimków. Motyw ludzi zamienianych w kamienie, podróż młodzieńca w celu znalezienia wody życia, starzec, (czasem czarodziej lub wróżka) udzielający pomocy, podróż, zakaz odwracania się, podnoszenia czegokolwiek, ludzie zamienieni w kamienie, ich odczarowanie – to motywy doskonale znane z bajek. Szkoda, że nie wniosłeś tutaj niczego nowego, powtarzając funkcjonujące w kulturze schematy, przez co czytelnik może poczuć się zawiedziony i rozczarowany. Przedstawiony fragment nie wyróżnia się niczym, co mogłoby budzić zainteresowanie. Pozostaje żywić nadzieję, że w kolejnych będzie inaczej.


P.S. Wszedłem na to opowiadanie dosłownie dwie minuty po jego zamieszczeniu i miało już wtedy 295 wyświetleń. Kolejny błąd naszego kochanego programu.

3
To nie błąd programu, tylko tekst został zablokowany bo za wcześnie go wrzuciłem na stronę.

[ Dodano: Wto 07 Paź, 2014 ]
W pewnych kwestiach masz rację, poprawię je. Niezbyt dobrze wybija mi klawiatura, a i pisząc póżnym wieczorem, trudno nieraz dostrzec braku przecinków czy kropek.Z pewnymi wywodami nie mogę się zgodzić, bo jest to baśń, a w baśni wszystko może się zdarzyć. Trudno też coś wyrokować na podstawie małego fragmentu, trzeba by przeczytać całość, a jak widać jest to niemożliwe.
tadeo.

4
Zgodzę się z Gorgiaszem. Opowiadanie ogólnie spoko, ale nie należy niestety do porywających. Przejrzyj dokładnie, bo wcina ci spacje. Przemyśl też, czy nie rozbić niektórych długich, złożonych zdań na dwa krótsze np:
Zniknął, na próżno go szukał, ślad po nim zaginął
Można by to rozbić:
Zniknął, na próżno go szukał. Ślad po nim zaginął.

Przemyśl motyw zapadania się po kostki w złotych monetach. Z tego co wiem, bohater raczej by się w nich nie zapadał.
God's in his heaven, all's right with the world.

5
Ach z tymi monetami, czy faktycznie stanowią taki problem? Może. Monet stopniowo przybywało, to nie jest tak, ze było ich tak dużo, że zapadał się w nich po kolana. Ich przybywało stopniowo i coraz wyżej sięgały, najpierw kostek, a póżniej do kolan. Będę próbował jednak zmienić ten opis. A to, że nie wyczytałeś nic nowego(Gorgiasz) to zrozumiale. Jest to baśń wielowątkowa, a tutaj zaprezentowałem niewielki fragment i akcja całej baśni nie dotyczy tylko zaklinania ludzi w kamienie i odwrotnie, ale ma szerszy wątek. Trzeba jednak przeczytać całość. Niestety jest to tu niemożliwe. Pozdrawiam. (Chciałbym przypomnieć, że błędy poprawiam na swoich maszynopisach)
tadeo.

6
To może podkreślisz, że te monety pojawiają się nagle, bo czytając to wcale nie jest to takie oczywiste. Ja myślałem, że on idzie drogą, a monety już tam leżą. Najpierw jedna potem osiem potem milion. Ale leżą już na ziemi.
God's in his heaven, all's right with the world.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron