
Uwaga, wulgaryzmy.
Samotnia
ROZDZIAŁ 1 – Święta Wojna
30 LAT WCZEŚNIEJ
30 LAT WCZEŚNIEJ
TERRA
WWWTerra przeczytała na głos rozkazy od dowódcy, po czym wrzuciła list do ogniska.WWW- Rozumiem, że nikt nie zgłasza się na ochotnika? – spytała po chwili, nie mogąc znieść pełnej napięcia ciszy. Twarze pozostałych Strażników przypominały kamienne maski. – Nie? W takim razie losujmy.
WWWNikt nie zaprotestował, kilkoro kiwnęło głowami. Kucnęła, by nazbierać dziesięć patyków. Potem wyciągnęła do towarzyszy zaciśniętą pięść. Nikt nie wiedział, która z trzymanych przez nią gałązek jest krótsza niż pozostałe.
WWWPowinniśmy mieć przywódcę – myślała Terra, obserwując kolejnych mężczyzn i kobiety ciągnących losy. Strażnicy od wieków pracowali samotnie, demokratycznie rozwiązując rzadkie spory. Każdy z nich był zbyt potężny, by pozwolić sobą rządzić, a więc zbyt słaby, by rządzić resztą. A kiedy wybuchła wojna, system sprowadził się do podejmowania ważnych decyzji za pomocą garści patyków.
WWWRęka Terry zaczęła drżeć. Kobieta na próżno wypatrywała na twarzach Strażników strachu i niedowierzenia. Tylko uśmiechy ulgi i gałązki ściskane niczym trofea.
WWWOstatni w kolejce był Grot, łysy mężczyzna równie podenerwowany jak ona. I równie usilnie próbujący to ukryć. Jego palce długo błąkały się między dwoma patyczkami. Wreszcie podjął decyzję i wyciągnął los.
WWWNie... - pomyślała. Zdusiła w sobie dziecinną, absurdalną chęć wykłócania się o „sprawiedliwość”.
WWW- Wyruszę o świcie. – Miała nadzieję, że jej głos był spokojny. Miała nadzieję, że inni nie słyszą przyspieszonego bicia jej serca.
WWWGrot poklepał ją po ramieniu. Wszyscy zasiedli do prostej kolacji, ktoś wyjął z juków butelkę rumu. To nie była pożegnalna, pełna braterstwa wieczerza – poza doroczną Radą Strażnicy się nie spotykali, każdy pracował na swoim terenie. Terra starała się nie myśleć o przyszłości, bo odpowiedź na pytanie: „Dam radę?” z każdą chwilą stawała się coraz bardziej niepewna. Położyła się najwcześniej, ale zasnęła najpóźniej. Wcześnie rano spakowała swoje rzeczy i osiodłała konia. Pozostała tylko jedna rzecz. Terra podeszła do Starej Silvy, która trzymała ostatnią wartę.
WWW- Mam do ciebie prośbę – powiedziała półgłosem, by nie obudzić pozostałych.
WWW- Mów, dziecko – odparła kobieta. Terra nauczyła się to ignorować – sama miała dwadzieścia cztery lata, a Silva dobiegała sześćdziesiątki.
WWW- Mam ucznia, nazywa się Erd. Nie proszę cię, żebyś go później szkoliła, bo nie będzie żadnego „później” dla Szamanów. Ale zaopiekuj się nim, to jeszcze dzieciak. Jest zdolny. Jeśli będzie wolał walczyć zamiast uciekać z resztą, pozwól mu. Możesz to dla mnie zrobić?
WWW- Oczywiście.
WWW- Dziękuję. Jest w Drewnianym Forcie, będziecie tamtędy przejeżdżać.
WWWTerra upewniła się, że sakwa z narzędziami ki jest dobrze przypięta, po czym dosiadła konia.
WWW- Powodzenia, Terro.
WWW- Nawzajem. – Strażniczka zmusiła się do uśmiechu i ruszyła w drogę.
WWWPojechała na północ. Minęła Samotnię, niewielkie miasto stanowiące granicę między cywilizowaną Harmatią a dzikimi, chłodnymi pustkowiami. Musiała znaleźć się daleko od smrodu wojny - krucjaty, którą pobożny Car wytoczył przeciwko Szamanom. Ciągnęło ją do walki, ale jeden z nich musiał ukryć się w bezpiecznym schronieniu, by potem wykonać zadanie znacznie trudniejsze niż mordowanie najeźdźców. Pech chciał, że trafiło na nią.
ERD
WWWErd siedział w kącie sali wykładowej, ze znużeniem słuchając słów Szamana Urlika. Przerabiali podstawy, które chłopiec opanował wiele miesięcy temu.WWW- Na koniec powtórzymy to, czego się ostatnio nauczyliście – powiedział Urlik, kulawy brodacz, który posadę nauczyciela bandy przestraszonych nowicjuszy dostał właściwie przypadkiem. Erd podniósł głowę, ożywiony. – Preio, skąd pochodzą Mgliste Duchy?
WWW- Z wnętrza Szamana. Nie przyzywamy ich, ale uwalniamy – odezwała się niska, tęga dziewczyna, parę lat starsza od Erda.
WWW- Właśnie. Co należy zrobić, aby uwolnić Ducha?
WWW- Trzeba spełnić dwa warunki. Odczuwać silne emocje: strach, wściekłość, wolę walki, szał… Potrzebna jest też otwarta rana, najlepiej na którejś z linii ki. Im silniejsze emocje, tym mniejsze znaczenie ma wielkość i miejsce rany.
WWWNa prośbę wykładowcy kolejny uczeń wstał i pokazał na schemacie ludzkiej sylwetki odpowiednie linie.
WWW- Nieco bardziej w lewo, Fik… I niżej, niżej, chyba nie chciałbyś sobie przeciąć tętnicy? Przestudiuj jeszcze raz schematy, zostały nam tygodnie, jeśli nie dni. Siadaj.
WWWPrzestraszony chłopak wrócił na swoje miejsce.
WWW- Wreszcie najważniejsze pytanie: po co przyzywamy Duchy? Lees. – Szaman skinął na rudego młodzieńca.
WWW- To potężna broń, która zawsze utrzymywała Szamanów na szczycie hierarchii. Duchy doprowadzają Nieuzdolnionych do szaleństwa, oślepiają, zsyłają wizje, paraliżują, duszą. Jeśli mamy jakoś obronić się przed Imperium… to właśnie w ten sposób.
WWWUrlik poważnie skinął głową. Lees był jednym z niewielu dzieciaków, które rozumiały, że niedługo ta sala wykładowa rozsypie się niczym domek z kart, a oni będą musieli stanąć do prawdziwej walki.
WWW- Ostatnie pytanie. Co trzeba zrobić, gdy nasz Duch wykona robotę? Erd, szkolisz się na Strażnika, więc ty odpowiedz.
WWW- Należy wchłonąć go z powrotem. Jeśli tego nie zrobimy, Duch pozostanie związany z ziemią i będzie zaburzać Równowagę.
WWW- Dokładnie – potwierdził nauczyciel. – Strażników, którzy odprawiają cudze Duchy, jest niewielu. To trudna robota, wiec pamiętajcie, by po sobie sprzątać.
WWW- Ale przecież na wojnie… - zaczął wypłosz, który nie potrafił wskazać linii ki.
WWW- Tak. Na wojnie nikt po sobie nie sprząta. Potem nastanie chaos. – Erd miał wrażenie, że Urlik patrzy na niego. – Naprawa potrwa lata.
*
WWWGdy tylko Erd opuścił salę, iluzja bezpiecznego uniwersytetu pękła jak bańka mydlana. Ludzie biegali, zamiast chodzić i krzyczeli, zamiast mówić. Nieśli przez korytarze broń, torby i nosze z rannymi. Drewniany Fort był jednym z niewielu miejsc niezajętych przez Imperium. Teraz mieściło się tu wszystko: siedziba dowództwa, koszary, szpital… Erd skierował się do tego ostatniego – choć miał jedenaście lat, pobierał nauki z wielu dziedzin i mógł asystować medykom przy prostych zadaniach.
WWW- Strażnicy! – usłyszał czyjś radosny okrzyk, gdy przechodził przez dziedziniec.
WWWUśmiechnął się. Przystanął, gdy grupa najpotężniejszych Szamanów wjeżdżała przez główną bramę. Chciał się przywitać z dawno niewidzianą nauczycielką, zanim popędzi do swoich obowiązków.
WWWNa próżno wypatrywał Terry. Kusiło go, by podejść bliżej i zapytać o nią któregoś ze Strażników, ale zachował pełną szacunku odległość.
WWWSiwowłosa, dziarska kobieta zauważyła jego zaniepokojone spojrzenie. Przekazała wodze stajennemu i ruszyła w stronę chłopca. Ten skłonił się niezgrabnie.
WWW- Szukasz Terry? – zapytała, a on kiwnął głową. – Erd, prawda?
WWW- Tak, proszę pani.
WWW- Jestem Silva. Chodź ze mną, po drodze porozmawiamy.
WWWKobieta zamieniła parę słów z towarzyszami, zabrała swoje rzeczy i skinęła na chłopca. Ruszył za nią, potykając się o własne nogi. Strażnicy po prostu tacy byli: bezpośredni, onieśmielający, zdający się promieniować własną i zebraną od obcych potęgą. Gdyby nie to, że Erd tak bardzo martwił się o Terrę, pewnie nie byłby w stanie sklecić zdania.
WWW- Twoja nauczycielka została mianowana Ostatnią i wyruszyła na północ. Jeśli przegramy wojnę, już jej nie zobaczysz.
WWWNie jeśli, tylko kiedy – pomyślał Erd. Strażnicy nie wybieraliby Ostatniego, gdyby sprawa nie była przesądzona. Chłopiec zacisnął zęby.
WWW- Powierzyła mi opiekę nad tobą. Pomogę ci w ucieczce.
WWW- Chcę walczyć.
WWWSilva uniosła brwi.
WWW- Już to robiłem. Terra mówiła, że szybko się uczę. Uwalniałem Duchy. Wchłaniałem te własne i te cudze. Mam dość mocy, by się przydać.
WWWDotarli do celu. Strażniczka zatrzymała się przed drzwiami swojego pokoju.
WWW- W prawdziwej walce jest inaczej – powiedziała. Erd patrzył na nią uparcie, ale nie z dziecinną brawurą. Traktował udział w bitwie jako naturalny obowiązek. Silva zastanowiła się nad metodami Terry: czy pędzili z nauką, bo uczeń był tak zdolny, czy mentorka tak ambitna?
WWW- Wiem.
WWW- Twój wybór. Czekaj na dziedzińcu jutro o siódmej rano, gotowy do drogi. Pojedziemy na Szare Stoki wspomóc generała Andresa. Ostatnio stracili zbyt wielu Szamanów.
*
WWWNajwiększą słabość w strategii bitewnej Szamanów stanowił fakt, że nie mogli im pomagać Nieuzdolnieni sojusznicy. Mgliste Duchy były dziką energią, która raniła każdego, kto znalazł się w pobliżu, nieważne, czy był przyjacielem, czy wrogiem Uwalniającego.
WWWByli sami.
WWWErd cały się trząsł, jego rytualny nóż wyślizgiwał się ze spoconej dłoni. Obok stała Silva, spokojna, uśmiechnięta i gotowa. Otaczała ich może dwudziestka innych Uzdolnionych, gotowych chronić Strażniczkę.
WWWNaprzeciw, kilkadziesiąt metrów dalej, czekała niezliczona armia Imperium.
WWW- Pamiętaj – odezwała się Silva. – Uwalniasz, robisz zamieszanie, wchłaniasz i uciekasz. Żadnego bohaterstwa, ludzie Andresa dokończą dzieła.
WWWErd nie miał najmniejszej ochoty na bohaterstwo.
WWWWłaściwie nie pamiętał, co się potem działo. Pierwsza Mgła, która miała tylko zmylić wrogich łuczników. Dziki bieg przed siebie. Krzywe, pospieszne cięcie własnych przedramion. Zbyt głębokie. Bez znaczenia. I nagle cudza klinga centymetry od jego twarzy.
WWWDuchy wyrywają się na wolność, rozrywając jego rany od środka, chciwie spijając powietrze zewnętrznego świata, karmiąc się strachem każdego, kto nie jest na nie odporny. Wokół jest czarno od bezkształtnej Mgły.
WWWNagle orientuje się, że leży na ziemi, krzyczy, krzyczy głośniej niż wszyscy wokół, a z jego ran płynie coraz więcej krwi i coraz mniej Mgły.
WWW- ODWRÓT!!! – słyszy, a może tylko mu się wydaje. Ktoś chwyta go za zdrętwiałą rękę i wyciąga z pola bitwy. Może biegnie, może ktoś go niesie… Nie wie. Wciąż uwalnia Duchy, jest ciemno, jest prawie całkiem czarno.
WWWTraci przytomność.
*
WWW- Do diabła, nie wiedziałem, że Urlik uczy aż tak kiepsko.
WWW- Co? – jęknął Erd, oszołomiony. Spróbował usiąść, ale jakiś Szaman popchnął go delikatnie z powrotem na trawę.
WWW- Linie ki, chłopcze. Istnieją też po to, by nie zrobić sobie krzywdy.
WWWErd spojrzał na swoje przedramiona, naprędce opatrzone przeciekającym bandażem.
WWW- Wygraliśmy?
WWW- Owszem. Ledwo. – uśmiechnął się Szaman. – Żałuj, że nie widziałeś Strażniczki w akcji. Jest silniejsza niż setka naszych.
WWW- Moc własna i cudza… - wymamrotał Erd bezsensownie, walcząc z opadającymi powiekami.
WWW- Tak, tak, a teraz odpoczywaj, bo wyglądasz jak sama śmierć. Spisałeś się.
WWWChłopiec już go nie słyszał.
*
WWWKolejne tygodnie Erd przeleżał w przepełnionym szpitalu Drewnianego Fortu, wykończony fizycznie i psychicznie. Był za młody na udział w bitwie. Raz odwiedziła go Silva, pochwaliła i poradziła, by następnym razem choć trochę trzymał się teorii. Chłopiec szczerze wątpił, czy będzie jakiś „następny raz”.
WWWZ bredzenia rannych i szeptów sanitariuszy wyłapywał ponure informacje. Szamani robili, co mogli, ale z każdym dniem było ich coraz mniej. Armia Imperium zajęła Stolicę i niestrudzenie parła na północ. Zbliżali się do Drewnianego Fortu. Erd spodziewał się oblężenia.
WWWWtedy Dar Burzy, król Harmatii, ustąpił.
WWW- Musimy się poddać – przemawiał do rodaków gromkim głosem. Erd dowlókł się do okna wychodzącego na dziedziniec, by słyszeć wyraźnie. – Straciliśmy zbyt wielu Szamanów. Tak wielu, że dalsza walka będzie oznaczać już tylko śmierć Nieuzdolnionych żołnierzy. Dość już ofiar! Pojadę negocjować warunki. Car nie walczy przeciwko Harmatii, lecz przeciwko Szamanom, dlatego większość z was nie ucierpi.
WWW- Wie, że go zabiją – pomyślał Erd z podziwem. Dar Burzy sam był Uzdolniony, podobnie jak większość klasy rządzącej.
WWW- A co do reszty… - podjął król. Imperium nie pozwoli przeżyć żadnemu Szamanowi. Uciekajcie na północ, w góry, na pustkowia. Ukryjcie się. Przetrwajcie, by kiedyś powstać.
ROZDZIAŁ 2 – Puszka Pandory
10 LAT WCZEŚNIEJ
10 LAT WCZEŚNIEJ
ADARA
WWW- No już, broń się! – krzyknął jakiś wyrostek z poparzoną gębą. Skoczył na nią, biorąc zamach.WWWUpuściła na podłogę kufel z niedopitym piwem i zablokowała pierwszy cios. Wymierzyła kontrę, ale przeciwnik uchylił się zręcznie. Gdzieś w tle słyszała okrzyki bywalców karczmy. Nagle kopniak w goleń, który normalnie nie zrobiłby na niej wrażenia, wytrącił ją z równowagi. Podłoga wydała jej się pochyła, a pięść lecąca w prosto w jej oczy zdawała się dwoić i troić. Co ja piłam? – przemknęło jej przez myśl, gdy wylądowała na plecach. Chłopak rzucił się na nią, a gdy próbowała go odepchnąć, przygniótł jej rękę do desek podłogi. Poczuła ostry ból, ból, który nie pasował do karczemnej bijatyki. Zanim zorientowała się, że krwawi, przeciwnik zaczął okładać ją po twarzy i nie przestał, dopóki sędzia nie krzyknął „dość”.
*
WWW- Może to cię nauczy odkładać naczynia na miejsce – powiedziała żona karczmarza, pomagając Adarze usunąć z przedramienia ostre odłamki tego, co pozostało z kufla. Dziewczyna zaciskała zęby z bólu. – I pokaż to medykowi – dodała, owijając jej ranę kawałkiem płótna, które natychmiast nasiąkło krwią.
WWWAdara chwiejnie wytoczyła się z zaplecza i ruszyła prosto do baru, pragnąc usiąść, zanim przed oczami zrobi się jej kompletnie ciemno.
WWW- Przez ciebie przegrałem dwadzieścia miedziaków, ślicznotko – warknął jakiś bywalec. Do jego słów dołączyło parę gniewnych pomruków. Znali Adarę, a dziś zawiodła ich w walce, której wynik wydawał się oczywisty.
WWW- Coś mocniejszego – powiedziała, oparłszy się ciężko o ladę. Rzuciła parę monet młodemu pomocnikowi właściciela. Zaraz…
WWWOtyły chłopak uśmiechał się głupkowato i przeliczał coś pod stołem.
WWW- Brałeś dziś udział w zakładach? – zapytała cicho. Spojrzał na nią speszony. – Czego dodałeś mi do piwa? – Gdy uciekł przed jej wzrokiem, powtórzyła głośniej. Dość głośno, by obejrzała się na nich połowa gości.
WWWZdrową ręką chwyciła go za kołnierz, ale przyćmiony alkoholem umysł nie przewidział, że nie ma szans ruszyć tak wielkiego cielska. Grubas odtrącił jej rękę.
WWW- Naucz się przegrywać – powiedział tylko. Zaczęła się wykłócać, choć im głośniej mówiła, tym bardziej plątał jej się język. Paru bywalców kazało jej się zamknąć, a gdy to nie poskutkowało, karczmarz kazał jej się wynosić. Wylądowała na zewnątrz, w deszczu i w ciemności, wściekła i upokorzona.
WWWWieczór był jeszcze młody, ale postanowiła wracać do domu. Przedramię paliło, a lewe oko napuchło tak, że nic przez nie nie widziała. Przynajmniej nie będzie musiała iść przez całe miasto na piechotę. Wielu mówiło jej, że to czysta głupota zostawiać w złej dzielnicy dobrego wierzchowca bez opieki, ale Dzikus potrafił obronić się sam.
WWW- Kurwa mać! – Krzyk dochodził ze strony zadaszonej wiaty kilkanaście metrów dalej. – To żeś sobie cel wybrał!
WWWSłyszała krzyki wielu mężczyzn, a w rżeniu spanikowanego konia było coś znajomego. Pobiegła w kierunku zamieszania, klnąc siarczyście i nie dbając o to, że potyka się o bruk.
TERRA
WWWTerra zachwiała się i upadła, gdy Mglisty Duch wdarł się do jej ciała. Ślad obcej świadomości we wnętrzu własnej głowy zawsze przyprawiał ją o mdłości.WWWMusiała przyjąć gniew, który jakiś Szaman wyrzucił z siebie podczas wojny dwadzieścia lat temu. Przyjąć, przechować i spróbować z nim żyć. Chociaż ostatnio techniki medytacyjne zawodziły – jako Ostatnia dźwigała zbyt wielki ciężar. Była jak przepełnione naczynie.
WWWPrzez chwilę leżała na dawnym polu bitwy, uspokajając oddech. Potem zmusiła się, by wstać.
WWW- Czysto! – krzyknęła do Cymry, czekającego w bezpiecznej odległości. Imperialny gwardzista podszedł do niej pieszo, zostawiając ich konie nieco dalej. Zwierzęta były bardziej wrażliwe na obecność Duchów i niepokoiły się, wyczuwszy choćby ich ślad.
WWWTerra wyciągnęła z sakwy bukłak wody i czyste bandaże. Opatrywała się mechanicznie, niemal nie myśląc i prawie nie czując bólu. Kaleczyła się w tych samych miejscach przez całe życie tak często, że rany nigdy nie zdążyły się do końca zabliźnić.
WWWCymra pomógł jej zawiązać bandaże i razem wrócili do wierzchowców. Terra poklepała Puzo po gniadej szyi – był jednym z niewielu koni, który pozwalał się dosiadać Strażniczce noszącej tak wiele Duchów i kobieta przywiązała się do niego.
WWW- Wygląda na to, że to koniec twojej pracy – odezwał się Cymra, gdy kłusowali leśnym traktem. – Ostatni Duch na ostatnim polu bitwy. Poza sporadycznymi wypadami będziesz miała spokój.
WWWTerra uśmiechnęła się na myśl o emeryturze. Choć nie miała jeszcze pięćdziesięciu lat i cieszyła się dobrym zdrowiem, była zmęczona, bardzo zmęczona.
WWWOd Stolicy dzieliły ich trzy godziny jazdy. Po drodze gawędzili swobodnie o dzieciach, polityce i miejskich rozrywkach. Cymra był jednym z niewielu przyjaciół Strażniczki w jej nowym życiu.
WWWPrzypomniała sobie początki ich znajomości. Gdy Dar Burzy poddał Harmatię i został stracony razem z innymi Szamanami, którzy nie zdołali uciec, wojna się skończyła. Car Imperium Gratii szybko zorientował się, że tysiące Mglistych Duchów na jego nowych terenach stanowią niemały problem, opętując osadników. Tyle dobrego, że się nie odchodziły daleko od miejsca, w którym zostały przyzwane. Wtedy Terra wyszła z ukrycia i wyjaśniła, na czym polega zadanie Ostatniej Strażniczki. Cymra był wtedy jednym z tuzina kuszników, którzy pilnowali jej, gdy pracowała. Minęły lata, nim Car zrozumiał, że Terra nie knuje nic przeciwko Imperium, lecz służy jedynie Równowadze. Liczba pilnujących jej żołnierzy malała, aż pozostał tylko Cymra, pełniący teraz rolę bardziej pomocnika i ochroniarza niż nadzorcy. Pojawiła się między nimi więź, do której jego popchnęła ciekawość, a ją – samotność.
WWWGdy dotarli do miasta, już zmierzchało.
WWWTerra czasem dziwiła się, jak niewiele zmian zaszło w Stolicy od czasu wojny. Owszem, wśród budynków pojawiło się trochę świątyń południowych religii, a wśród przechodniów trochę ciemnowłosych Gratyjczyków w drogich strojach. Car Imperium rządził zbyt wielkim terytorium, by wierzyć, że zniewolenie rodowitych mieszkańców przyniesie lepszy skutek niż zmodyfikowanie rządu, nałożenie wyższych podatków i zostawienie reszty gospodarki Harmatii w spokoju. Większość obywateli podbitego kraju nie ucierpiała. Krótka wojna, która rozegrała się przed dwudziestu laty, była skierowana przeciwko tylko jednej, nielicznej grupie Harmatyjczyków.
WWWCymra odprowadził ją do stajni, w której trzymała Puzo. Stary zwyczaj z czasów, kiedy co radykalniejszym Imperialnym chciało się szukać kryjówki ostatniej Szamanki.
WWW- Gdzie Dzikus? – zapytała, widząc, że sąsiedni boks jest pusty.
WWW- Panienka zabrała go dziś rano – odparł ostrożnie stajenny. Nie lubił Terry. W jej niepozornej posturze zdawała się drzemać jakaś dziwna moc. Mężczyzna podzielał niepokój koni, które na jej widok zaczynały nerwowo rżeć i wiercić się w boksach. Cóż, przynajmniej zawsze płaciła w terminie.
WWW- Nie przejmuj się, nic jej nie będzie – powiedział Cymra.
WWW- Kto wie, co tym razem strzeliło jej do głowy.
WWW- Może trzeba było jej wtedy pozwolić zaciągnąć się go miejskiej gwardii?
WWWTerra zmroziła go wzrokiem.
WWW- Mówię poważnie – rzekł, po czym dodał ściszonym głosem. - Ryzyko, że coś Uwolni podczas służby byłoby mniejsze niż podczas jej przygód w dolnym mieście. Wiesz, że stoję dość wysoko, załatwiałbym jej patrole w bezpiecznych dzielnicach, gdzie nie miałaby zbyt wiele emocji. Zapanuj nad nią albo zgłoś się do mnie… zanim będzie za późno.
ADARA
WWW- Zostawcie, kurwa, mojego konia! – Adara wydarła się wściekle na dwóch obcych. Dzikus miotał się i kopał, ale udało im się zarzucić mu pętlę na szyję.WWW- Bo co? – wysapał jeden ze złodziei, z nosem połamanym i źle nastawianym co najmniej parę razy.
WWWDziewczyna sięgnęła po nóż. Nie myślała jasno i nie była to wina jedynie tamtego świństwa, które wypiła. Gniew, rozkosznie obezwładniający gniew zdawał się pulsować pod jej skórą i rozrywać od środka rany na przedramieniu. Poddała się mu z uśmiechem, bezrozumnie niczym marionetka.
WWWGdyby była w stanie myśleć, nie wyciągałaby broni. Koniokradów było dwóch, oboje byli więksi i twardsi niż ona. I tak nie uciekliby daleko z jej rozszalałym koniem.
WWWZaatakowała, nie myśląc wcale.
TERRA
WWWTo było jak cichy szept wśród ciszy albo jak iskra w ciemnościach. Terra wyczuła coś złego niemal podświadomie, kierowana jedynie instynktem Strażnika.WWWZerwała się z krzesła i wybiegła z domu, płosząc służącą. Kilkaset metrów, które dzieliły ją od stajni, pokonała, jakby znów miała dwadzieścia lat. Nie siodłała Puzo, wepchnęła mu tylko wędzidło do pyska tak brutalnie, że próbował ją ugryźć. Po chwili pędziła na oklep przez ciemne ulice Stolicy w stronę najgorszych dzielnic.
WWWGwardia była na miejscu pierwsza, ale oczywiście nic nie mogli zrobić. Prawdziwy tłum stróżów prawa stał z obnażoną bronią, bezradnie obserwując, jak dwóch osiłków wrzeszczy, miota się po ziemi i usiłuje wydrapać sobie oczy. Wśród kłębów ciemnej mgły majaczyła też sylwetka jej córki. Łucznicy naciągali cięciwy, ale nie wiedzieli, czy strzelać i w kogo strzelać.
WWW- Z drogi! – krzyknęła Terra, wjeżdżając w gęstniejący tłum gapiów. Prawie zapomniała zostawić konia, który już kładł uszy na widok Duchów, w bezpiecznej odległości. Przepchnęła się między gwardzistami i wbiegła we mgłę.
WWW- Zostań tu, nie wychodź do nich – szepnęła do Adary. Ze zdziwieniem poczuła na sobie dotyk. Córka przytulała się do niej, pierwszy raz od wielu lat. I pierwszy raz od lat płakała.
WWWTerra myślała intensywnie. Najchętniej zostałaby tu na zawsze, w schronieniu morderczego dymu, który tylko im dwóm nie czynił żadnej szkody. Zupełnie bezsensowne myśli o ucieczce kołatały się w jej głowie.
WWWAdara, Adara, Adara… Owoc przypadkowej nocy w karczmie, tuż po odzyskaniu swobody, kiedy już nie dawała sobie rady z samotnością. Rodząc ją, złamała umowę z Carem. Omotała specjalnie zwołaną radę siecią kłamstw i fałszywych dowodów; przekonała ich, że Adara nie jest Uzdolniona. Potem była zbyt zajęta pracą Ostatniej, by ją wychowywać. Córka nie słuchała jej ostrzeżeń. Terra czuła się wtedy bezsilna, ale nie tak jak teraz. Sytuacja bez wyjścia. Gdy opadnie Mgła, zostaną tylko dziesiątki wymierzonych w nie łuków, mieczy i włóczni.
WWWPozostał tylko blef.
WWW- Wiecie, kim jestem! – zawołała Terra, przekrzykując wrzaski opętanych. – Jestem Ostatnią Strażniczką, która przez ostatnie dwie dekady oczyszczała pola bitew. Cała ta moc, która zdziesiątkowała waszą armię, należy teraz do mnie!
WWWPrzerwała, by wsłuchać się w nerwowy szmer.
WWW- Jeśli skrzywdzicie moją córkę, uwolnię wszystkie Duchy! – dodała.
WWWZastanawiała się, czy jej teraz nie zastrzelą. Czy któryś z nich zwolni cięciwę, ryzykując, że Terra nie umrze od razu i będzie miała czas na rytuał? Może strzelą wszyscy naraz?
WWW- Zaczekaj! – usłyszała niski głos negocjatora. – Wezwiemy kogoś z Pałacu. Nic nie rób.
WWWCóż, jeśli chcieli je zabić, to właśnie stracili okazję. Terra wydobyła z rękawa mały nożyk i ukłuła się w palec. Żaden inny Szaman nie zdołałby tego dokonać, ale z niej Duchy wypływały strumieniem grubości pajęczej nici. Dwadzieścia lat. Gdy wokół kobiet zrobiło się zupełnie ciemno, Terra z trudem zamknęła źródło. Teraz nie zaryzykują strzału. Więcej – słyszała uporczywe szepty. Prawie uległa pokusie.
WWW- A więc czekamy – powiedziała, bardziej do siebie niż do Adary. Położyła się na ziemi, by zniwelować do zera szanse oberwania strzałą jakiegoś bohatera. Córce kazała zrobić to samo.
WWWWrzaski dwójki mężczyzn powoli zaczynały słabnąć.
ADARA
WWWAdara krążyła nerwowo po ciasnej celi. Trzy kroki na pięć. Krata pokryta śliskim nalotem i kamienne ściany, które miała ochotę zacząć drapać tak, by zedrzeć sobie paznokcie.WWWMatkę gdzieś zabrali. Przecież możemy uciekać! – miała ochotę krzyknąć jej to do ucha, kiedy leżały w przyzwanych przez nią ciemnościach, a Terra negocjowała z samym Carem. Terra mogła utorować im drogę na północ, tam gdzie na pewno ukrywali się inni Szamani. Czemu nie spełniła swoich gróźb? Adara nie potrafiła tego pojąć.
WWWUsłyszała zamieszanie na korytarzu. Czworo strażników prowadziło jej matkę, skutą i związaną tak dokładnie, że nie mogła kiwnąć palcem. Umieścili ją w celi naprzeciwko, mocując kajdanki na jej rękach na haku w niskim suficie. Patrzyły na siebie przez kraty.
WWW- Quatori? – spytała Adara po staroharmatyjsku. Dlaczego? Niegdyś przeklinała matkę za wymuszone lekcje ojczystego, niepotrzebnego języka, ale teraz był on jedyną namiastką prywatności wśród bandy Imperialnych.
WWW- Nigdy mi nie ufali, a dziś złamałam wszystkie obietnice – odparła Terra w tym samym języku. Spojrzała w górę, na metalowe obręcze wżynające się w skórę nadgarstków. – Uwolniłam Duchy. Groziłam. Tak musi być.
WWW- Nie. – Nie o to pytała. - Dlaczego nie uciekłyśmy?
WWWTerra nie odpowiedziała. Adara podeszła do samych drzwi i chwyciła kraty.
WWW- To były tylko puste groźby, prawda? – syknęła. – Nie uratowałabyś nas?
WWW- A jak myślisz? – spytała matka i zaśmiała się gorzko.