Ballada o kreacji, fantasy, całość.

1
   Jeśli żywisz uczucia religijne lub naukowe, które można urazić czytasz na własne ryzyko. Pamiętaj - korzystam z licencja poetica. Cytaty pochodzą z Biblii Tysiąclecia. Autor.



               Ballada o kreacji



   To był Sam. Patrzył i podziwiał Całość z wyżyn swojej krainy - Utop Sam Absolut. A wśród Bogów był On najmłodszy i nudziło się mu. Bowiem będąc najmłodszym był porywczego rozumu. Co pomyślał to robiło się. Zbyt szybko i dlatego Bogowie się na niego gniewali. Gdy jest się jednym z Odwiecznych powinno się bardzo długo i wolno myśleć. Trzeba kontemplować każdą ideę. Czasami trzeba się zatrzymać w medytacjach i wówczas warto dorzucić nową myśl do poprzednich. Te chwile mierzy się eonami eonów. I to było dobre.
   Do pewnej chwili - zwanej Czasem czasu, której to sami Odwieczni nie mogli pojąć. Gdy każdą myśl doprowadza się do końca, czyli gdy przestaje się o niej rozważać - wymyka się spod kontroli i żyje własnym życiem – materializuje się. Fakt, że Odwieczni powstali przez nieuwagę jednego z Nich, każe im nie mnożyć bytów bez potrzeby. Długowieczność szybko by straciła na urokach. Brakowałoby Bogom swobody do przestrzeni i ciszy do kontemplacji.
   W takich okolicznościach Sam pomyślał, a była to myśl, przed którą drżeli nawet najpotężniejsi Bogowie chroniący przed nią swe siedliska.
- Ja chcę.... – i w tym czasie jego wzrok padł na poniewierające się tu i ówdzie kupki materii. I stało się. Sam powołał nowy byt – Wszechświat zwany inaczej Kosmosem.
To było aż za proste, dziewięćdziesiąt dziewięć procent niczego, osiemdziesiątych procent materii i tylko dwie dziesiąte procent siebie. Nowy byt - Kosmos był z tego powodu niedoskonały, bo cóż można powiedzieć o nim, jeśli w myśli stwarzającego więcej było wodolejstwa niż treści! Nie powinno nikogo dziwić, że w takim świecie można Go szukać i nie znaleźć.
Świat długo rodził się w bólu i kaskadach wodoru – efekcie ubocznym wodolejstwa. Całość błyszczała feerią barw i strumieni zderzających się cząstek materii.
   W miarę rozrastania się młodego Świata przerażeni Bogowie musieli opuścić swe siedziby zaszywając się w ostatnią wolną otchłań Całości. I Odwieczni tak stłoczeni na małej przestrzeni musieli uznać swoją obecność. A z braku czasu i przestrzeni dochodziło między nimi do kłótni. Każdy na własną rękę szukał winnego. Zasadnicze pytanie - kto pierwszy zaczął myśleć, miało kolosalne znaczenie w ustaleniu ojcostwa. Kto jest Ojcem Ojców i kto jest winny powołania do istnienia Sama? Wzajemne pretensje i żale doprowadziły do politeizmu, czyli do konieczności uznania na równi z własną potęgą władzy innych Bogów. Odwieczni mieli do siebie wiele żalu. Tak utworzone myśli, doprowadziły równocześnie wraz narodzinami młodego Świata do powstania Panteonu.
   Tylko Sam wyszedł z tych perypetii zwycięsko. I to w dwójnasób. Nie mieszając się do spraw pozostałych Bogów pozostał jedyny. Tak naprawdę przez ostracyzm bogów. Przerażony chciał z nimi uciec przed swym dziełem! Dlatego ma głęboki sens jego wypowiedź, że jest Jedyny. Nie Jednym, acz Jedynym. Owszem, w swoim rodzaju.
   Sam długo podziwiał błyski i fajerwerki w Kosmosie. Tak się zachwycał jego pięknem, że bardzo długo nie ingerował w jego wewnętrzną strukturę. Wodór i jego pochodne związki powoli ostygły i porządkowały się na upatrzonych orbitach. Z czasem materia wiele straciła ze swej pierwotnej dzikiej piękności i to był czas miniony. I szkoda go było Samowi. A to było już niedobre.
   Z czasem przestało go interesować formowanie się materii w obiekty urągające jakiejś uniwersalności Kosmosu. Już go nie podniecały kwazary, czarne dziury i inne obiekty. Dostrzegł inne ciekawostki w swoim świecie. Po pewnym czasie wstrzymał wzrok i z gwiazd ruszył na planety. I dopiero tam zauważył rzeczy godne Boga.
Materia zgodnie ze swoją dziwną regułą próbowała tworzyć coraz wyższe formy organizacji. Wydawała organizmy, których stopień komplikacji mógł zadziwić nawet wyrafinowany boski umysł.
– Chyba dąży do wyabstrahowania części mnie – pomyślał sobie patrząc na materię, w której coraz więcej było subtelności.
   Wzrok Sama wędrował przez miliony planet. Materia na nich różnie radziła sobie w rozwoju. Gdy na niektórych planetach wytworzyła w różnych kombinacjach seksualnych - pełzające, fruwające, ryjące, chodzące, wspinające się obiekty, to na innych planetach zachowywała się topornie i nic nie wschodziło. Jeżeli już, to w męce i bólach trylionów organizmów.

   I gdzieś na krańcach Kosmosu była planeta pełna pustkowia i chaosu. Ciemność nad ciemnościami pogrążała planetę w otchłani nad otchłaniami. A Sam miewając kaprysy i będąc w gruncie rzeczy bogiem sprawiedliwym leciutko dmuchnął na powierzchnię tej biednej zapomnianej planety. A jego duch aż za długo unosił się nad powierzchnią wód i wszystko stało się zbyt skomplikowane. Po wymieszaniu się gazów oceanicznych z atmosferycznymi i wyziewami z wnętrza planety, wpadło jeszcze do głębin wód kilka wzbogaconych w minerały obiektów kosmicznych. Tak z boską pomocą zaczęła się na niej historia.
Gdy inne formy materii nabywały świadomości i zaczynały eksplorację Kosmosu, na tej wodnej planecie nazwanej ironicznie – Ziemią, życie dopiero wypełzało na lądy.
   Ale jak na ironię Bogów planeta ta była ułomna. Nawet boska ingerencja nie zapobiegła żmudnej i pełnej katastrof ewolucji. Kilka razy ewolucja była tuż, tuż, tworząc swą koronę stworzenia, lecz jakby wszystkie złe żywioły kosmosu sprzymierzyły się nad nią. Sam sądził, iż to pozostali Bogowie złośliwie ingerują. I by w przyszłości usunąć wszelkie podejrzenia wydał werdykt:
– Jestem bogiem jednym i zazdrosnym - jakby nie wiedział, że żaden z Odwiecznych nie może zniszczyć bytu stworzonego nawet przez najmniejszego z Bogów. Takiej władzy nie miał nikt, bowiem Pierwszy z Bogów byłby nadal pierwszy i ostatni.
   Im bardziej Sam widział trud tej planety w zdobywaniu wyżyn ewolucji tym bardziej ją miłował. Tylko on widział jej skomplikowane dzieje i wiedział, że jest jej potrzebny. Gdy poczuł odór gnijących ciał po kolejnym kataklizmie kosmicznym, który zniszczył prawie wszystkie gatunki, rzekł do żyjących stworzeń:
- Od tej pory tylko ja mogę podnieść na was rękę.
I stało się tak. Z błogosławieństwa Sama powstała rodzina naczelnych. W przyszłości korona stworzenia tego gatunku, którego imię będzie – Homo Sapiens Sapiens, nie mogła dokonać samozniszczenia. Woda, ogień, lód, trzęsienia ziemi i atmosfera daremnie starały się pozbyć owych ssaków.

   A oto byli spadkobiercy wczesnych ssaków. Pierwsi naczelni wyrośli z łożyskowców tworzących wielką rodzinę – Plesiadapoidea, żyjącą około sześćdziesięciu milionów lat temu. Około pięćdziesięciu milionów lat temu wytworzyły się z nich dwie grupy naczelnych – Tarsiidae i Adapiae. Tarsiidae wymarli bezpotomnie. Kontynuatorami Adapiae były dwie grupy małp – szerokonose i wąskonose. I wśród nieokreślonych oligoceńskich naczelnych należy doszukiwać się przodków człowieka. A najstarsi ich oligoceńscy przedstawiciele to Oligopithecus sprzed trzydziestu dwóch milionów lat i Aegyptopithecus urodzony około dwudziestu ośmiu milionów lat temu. W tym czasie po ziemi biegali ich kuzyni Parapithecus i Apidium, a bracia kuzynów to Aeolopithecus i Propliopithecus. Dwadzieścia dwa miliony lat temu Aegyptopithecus urodził Dryopiteka.. Dryopithecus żyjący w Europie spłodził Proconsula, który około dwudziestu milionów lat temu przebywał w Afryce. A Proconsul miał synów, giganta – Proconsul Maior, średniego syna - Proconsul nyanzae i karła Proconsul africanus. Synowie Proconsula założyli rodziny - Ponginae i Hominidae. Ponginae żyli w tak doskonałej znajomości z Samem, że wszelki słuch po nich zaginął. A Hominidae żyjący cztery miliony lat temu spłodził Australopiteka afarensis. Australopitek był pierwszym, który stworzył kulturę. Jego synami byli: Australopitek africanus i bardziej uczłowieczony Homo habilis. Obaj żyli około dwóch milionów lat temu. Australopitek africanus wydał na świat jednego acz tęgiego Australopitecusa robustusa, który zmarł bezpotomnie. A Homo Habilis urodził Homo Erectus i było to około miliona lat temu. I pojawiła się wśród naczelnych ciekawa gałąź – smukłych, subtelnych, szybkich w myśleniu. Było to interesujące i piękne, Homo Erectus wydał na świat Homo Sapiens. A Homo Sapiens urodził Homo Sapiens Neanderthalensis i Homo Sapiens Sapiens. A wśród braci Homo Sapiens panowała niezgoda, w której wygrał przebiegły Homo Sapiens Sapiens. W efekcie Homo Sapiens Neanderthalensis żył tylko sześćdziesiąt pięć tysięcy lat, a Homo Sapiens Sapiens żyje aż do dziś. Ale całej tej familii żyjącej z krwi własnej nadal brakowało iskry bożej.

   Sam wziął się po raz kolejny do pracy. Najpierw pomyślał o budulcu, który miałby przypominać ludziom o ich pochodzeniu. Materiał musiał być uniwersalny, trwały, łatwo dostępny, pokazujący ułomność człowieka i potęgę Sama. I tak powstał obły gliniany człowiek, który w istocie był piękny.
   Gdy Sam w znoju i trudzie tworzył człowieka z gliny to ze wszystkich rodzajów zwierząt wąż najbardziej znienawidził rodzaj ludzki. On jeden nie mógł szybko ominąć tumanów glinianego kurzu jak inne zwierzęta.
   A że Sam znał wszystko co jest najlepsze, i by obdarzyć swego wybrańca obiektem godnym głębokich wzruszeń, musiał go uśpić. Było to proste, gdyż w okolicy walało się wiele sfermentowanych owoców. A wąż, który wiecznie krztusił się prochem ziemi zamiast jadłem, pamiętał pierwsze upokorzenia jakich doznał od Sama, gdy ten tworzył protoplastę rodu ludzkiego.
   I tak Sam stworzył człowieka; mężczyznę i jedną kobietę, by mężczyzna nie miał problemów z wyborem i sercem. A na jej widok mężczyzna rzekł w zachwycie:
- Ta dopiero jest kością moich kości i resztą ciała z mego ciała! A prawowity mąż powinien ją osłaniać niczym tarcza chroniąca ramię wojownika..
   W takich oto warunkach patriarcha ludzi żył sobie sielsko i anielsko. Od chwili przebudzenia mężczyzna długo nie mógł się nacieszyć swoim szczęściem z posiadania niewiasty. Aż do chwili, gdy kobieta podała mu bezwolnie do skosztowania owocu podniesionego niby z ziemi przez uczynnego węża. W rzeczywistości owoc ów był z drzewa i nie sfermentowany. Wtedy mężczyzna ocknął się i poznał co to dobro i zło. Wówczas zrozumiał sens słów Sama:
- Z tego drzewa spożywaj owoc leżący tylko na ziemi.
   I zawstydził się przed kobietą swej nagości oraz braku dorobku jakie już miały zwierzęta. Gdy przechadzający Bóg zobaczył to, przeklął go i dar dla niego;
- Będziesz teraz w trudzie i bólu wydzierał z ziemi pożywienie dla niej i potomstwa swego, ku któremu będą ciążyć twoje myśli i uczynki. Będziesz deptał węże po głowach orząc suchą ziemię, a one będą Cię wiecznie gryźć w stopy.
   Tak już zostało na wieki. A taka była prawdziwa historia. Z czasem Ewa powiła Adamowi syna – Abla. A Abel miał brata Kaina. Bracia razem składali ofiary temu samemu bogu. Pewnego razu Kain nie mając czasu poprosił brata, by wybrał za niego zgodnie ze zwyczajem jakieś dorodne zwierzę. Kain miał przyjść już na samą ceremonię by osobiście ofiarować Panu zwierzę. I stało się tak. A Abel nie w ciemię bity zrozumiał, że natrafia się okazja by Pan wejrzał na jego ofiarę. Gdy Kain podążał na ceremonię ofiarowania zobaczył jak Abel nie czekając na niego podkłada ogień pod ofiarę. Gdy Kain podszedł bliżej przejrzał niecny plan brata. Ów wybrawszy z trzody Kaina najsłabsze i najbrzydsze zwierzę wziął swe najlepsze plony ziemi. Gdy Pan wejrzał na ofiarę Abla, Kain przejrzał serce brata. I rzucił się na niego. A kainowe ostrze służące do oprawiania i zabijania zwierząt weszło w ciało brata. I krew Abla głośno krzyknęła do nieba, gdyż zawsze czuł się pokrzywdzony. Sam zagłuszony krzykiem winnej krwi Abla nie wejrzał bezstronnie w krzywdę – miła woń z ogniska przestała bić ku niebu. I wydał werdykt na Kaina:
- Na pamiątkę tego zdarzenia daję Ci brodę i wąs. Odtąd ostrze swe będziesz kierował codziennie z rana ku sobie. Będziesz pamiętał i widział do czego nie należy używać ostrza i nie zrobisz tego – Ty będziesz za słaby, a ono za tępe.

   I człowiek ył przez długie wieki w zgodzie z Bogiem i swą niedoskonałością. Ludzie czerpali z życia garściami, a Sam cieszył się z tej szczerości. Tak upływało życie pełne treści, i to było dobre.
A reszta Bogów obserwowała Sama, który nie potrafił już bardziej udoskonalić tego świata. I słowa magiczne - Odwieczni nie wykorzystali ani jednego a On roztrwonił już wszystkie. Wiedział, iż nie uchroni siebie przed nieoczekiwanym.
   A Odwieczni zrozumieli swoja szansę i zaczęli walczyć między sobą. Echa ich walk dochodziły aż do maleńkiej Ziemi. Bitwa na słowa była ciężka, jedno słowo magiczne – kolejny Bóg się degradował. Każdy tak walczył by zachować jak najmocniejsze słowa na ostateczną rozgrywkę z Samem. A Czterech Bogów wyróżniało się w walce, sprzymierzeńcy czy przeciwnicy warci siebie - oto pytanie! Sam bojąc się ich też siedział cicho. Nie mając już nic do zaoferowania i widząc swój koniec postanowił dać ludziom siebie samego. I odkrył moc nieznaną innym Odwiecznym. Dużo mówił o dziwnych rzeczach i wystrzegał się ludzkich czynów. Nikt Go nie rozumiał, nawet jego wybrańcy. Poruszał ważne sprawy, nawet kapłani z nim polemizowali. Ale niejeden człowiek zachodził w głowę, po co on to mówi jak sam twierdzi, że to już zostało wcześniej wszystko wyłożone.
   Ale ludzie oczekiwali od Sama tylko chleba i igrzysk. I był dla nich dobry póki rozdawał chleb i o dziwo jeszcze mnożył ryby i wino. A z czasem miejscowi pozazdrościli Rzymianom, że potrafią się tak dobrze bawić kosztem innych i postanowili ich naśladować. A że Bar Kochba stawał okoniem wybrano tego spokojnego i pokornego człowieka – skoro mówił o pokorze… . Rzymianie byli gwarantami, że zabawa będzie przebiegać zgodnie z uznawanymi międzynarodowymi regułami gry. Ale to co się działo z Nim gorszyło nawet rzymskich namiestników i nikt nie chciał być winny jego krwi. Ale wielka polityka zwyciężyła.
   A ludzie mając dość wielowiekowego hałasu wytwarzanego przez walki Bogów między sobą, myśleli;
- zazdrość wśród Bogów jest wieczna jak oni sami.
   I coraz częściej ludzie zwracali się w swych modłach do Sama. A Sam obserwując Olimp też był zatrwożony. Widział to co przed ludźmi było zakryte. Z czasem coraz większa ilość wiernych zanoszących modły ku Samowi przestało słyszeć odgłosy walk wśród Bogów. Ludzie myśleli, że wymodlili spokój a to przypadkowo w tym samym czasie z walk Bogów pozostało czterech tryumfatorów. I w ciszy Czterech Odwiecznych mierzyło swe możliwości pokonania siebie nawzajem.

   A najważniejsze w ludzkiej historii były cztery ostatnie wieki. Wówczas powstało wiele wspaniałych wynalazków. Ale nie tylko. Woń ofiar osiemnastego, dziewiętnastego a zwłaszcza dwudziestego wieku nie była miła Samowi. Wznoszące się kominy fabryk i obozów były jak pięść wygrażająca jemu, gdyż przypominały zniszczony Babel. Wówczas pomieszał ludziom języki by ambicja ludzka nie dorównywała boskiej. A teraz w smrodzie dymu słyszał lament w tych stworzonych przez siebie językach, i to było złe.
Człowiek nie powstawał jak dotychczas przeciw człowiekowi, lecz przeciwko Bogu i Bogom. Wszystko się zmieniło. Na sztandarach nie wypisywano imienia boskiego, lecz ludzkie idee – Wolność, Równość, Braterstwo. Lecz to one potrafiły zniszczyć każdą religię. Nie potrafiły one stworzyć systemu, który nie obróciłby się przeciw nim samym. A tymi systemami były kapitalizm, komunizm i faszyzm. I nie było w nich Wolności, Równości i Braterstwa. Trzy nowożytne bożki systemowe szybko wzięły się za łby. Fatalnie padł faszyzm, komicznie padł komunizm, kapitalnie wygrał kapitalizm. I nadeszły czasy relatywizmu.
   Wówczas nad ziemią zapanowała demokracja - czas mędrców i proroków. Jeśli pracownik powiedział szefowi, że z próżnego i Salomon nie naleje to pracodawca mu to udowodnił. Nie było darmowego chleba, ryb, wina – wszystko służyło zyskowi. Przewidywano wszystko; gonitwy, kursy pieniądza, zachowanie polityków, pogodę. I jeśli powstałby prawdziwy prorok to uznano by go za dziwaka. Ludzie strajkowali, robili pikiety i narzekali. A mimo to wszystko nadal się kręciło - i tak sprzedawano co się dało, jak najtaniej, jak najszybciej i jak najwięcej. Wówczas komercja zataczała coraz radośniej swe koła w obłędnym pochodzie przez świat.

   Aż nadciągnęły złe czasy i Czterej Odwieczni zapragnęli zemsty na Samie. Zrozumieli, że Sam mimo iż bezbronny to jeszcze może ich zaskoczyć i jeszcze bardziej się sprzymierzyli.
A Sam spacerując wśród ludzi mówił już dawno temu;
- nadejdzie potężniejszy ode mnie... .
I z czasem zrozumiał, że nie udał się plan ratowania ludzi przez swoich proroków i przestrzegał przed walką z Czterema Odwiecznymi. A Prorocy nawoływali:
- Niech ludzie nie walczą, a będą żyli.
   Pewnego dnia, najmniej oczekiwanego, Czterej Odwieczni zwarli szeregi i spadli z czterech stron świata by szybko znaleźć Sama i by nie umykał im po kątach. Ale ludzie nie wyparli się Go. Walczyli dzielnie. I cała Ziemia spłynęła krwią. Sam widząc wysiłki ludzi i ich ofiarę wybaczył im wszelkie niegodziwości. A że kochał ich ponad wszystko i by przerwać ich cierpienia sam oddał się Odwiecznym. Tego było już za wiele – niewątpliwie był Bogiem nad Bogami. Na taką ofiarę żadnego z Odwiecznych nie było stać.
A Odwieczni bezsilni wobec ogromu jego miłości do ludzi pełni zła rzekli:
- wyśpiewaj to jeszcze raz Sam,....
...... matka bogów ojciec mądrości strażnik skarbów.... Czas ...... ¬– wyrzekł Sam tracąc swą tożsamość i rozpływając się wśród Odwiecznych znowu nie stawiając przecinka.
....a tym razem zrobimy z tobą porządek.
To było ponad siły nawet Czterech Odwiecznych. Złość z nich uleciała i pochylili czoło nad jego ofiarą. Zawstydzeni swą bezwzględnością wybaczyli Samowi. Postanowili złożyć swą ofiarę. Zakrzątnęli się i użyczyli temu światu mocy czterech Bogów. I wszystko stało się prostsze, znośniejsze, a ludziom żyło się szczęśliwiej i ciekawiej.
A ostatnie słowo Pisma stało się ciałem:
– ... i przyjdzie po mnie potężniejszy, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandała.
Ostatnio zmieniony ndz 07 wrz 2014, 22:00 przez Magis, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Pamiętaj - korzystam z licencja poetica.
„licentia poetica”
Cytaty pochodzą z Biblii Tysiąclecia.
Bardzo ładnie, że piszesz z jakiego źródła pochodzą cytaty. Tylko jeśli jest to BT, to (teoretycznie) powinno się podawać z którego wydania, gdyż jak zapewne wiesz, istnieją pomiędzy niektórymi z nich, bardzo znaczące różnice.
Bowiem będąc najmłodszym był porywczego rozumu
.
Przecinek przed „był” by się przydał.
A wśród Bogów był On najmłodszy i nudziło się mu.
Formalnie rzecz biorąc, to w takiej sytuacji (w całym tekście), „Bogów” powinno się pisać małą literą. Tak przynajmniej głoszą zasady polskiej pisowni, choć biorąc pod uwagę charakter utworu, nie musisz ich przestrzegać. Ale to razi.
Gdy jest się jednym z Odwiecznych powinno się bardzo długo i wolno myśleć.
Przecinek przed „powinno”.
Czasami trzeba się zatrzymać w medytacjach i wówczas warto dorzucić nową myśl do poprzednich.
Wolałbym liczbą pojedynczą – medytacji; zwłaszcza w odniesieniu do Istot Nadprzyrodzonych. Wszelkie rozróżnianie pochodzi raczej od człowieka. Co prawda teoretyzując, można postawić pytanie, czy jakikolwiek bóg/Bóg oddaje się medytacji – pamiętając czym mniej więcej ona jest (ściślej: jak jest najczęściej rozumiana). Wynikało by z tego bowiem, że ów Byt nie za bardzo jest bogiem.
Fakt, że Odwieczni powstali przez nieuwagę jednego z Nich
Istnienie nieuwagi u jednego z Nich, zakłada tu Ich istnienie przed Ich powstaniem. Sprzeczność.
To było aż za proste, dziewięćdziesiąt dziewięć procent niczego, osiemdziesiątych procent materii i tylko dwie dziesiąte procent siebie.
Policzmy: 99% + 80% + 0,2% = 179,2%
Hm. Mamy 179,2% Kosmosu. Coś mi się zdaje, że o 79,2% za dużo.
Świat długo rodził się w bólu i kaskadach wodoru
Nie chciałbym się za bardzo czepiać, ale skoro – mówiąc o narodzinach Świata - jesteśmy na etapie kaskad wodoru, to kto odczuwał wspomniany ból?
W miarę rozrastania się młodego Świata przerażeni Bogowie musieli opuścić swe siedziby zaszywając się w ostatnią wolną otchłań Całości.
Przecinek przed „przerażeni”.
Dwa razy „się” w jednym zdaniu.
I Odwieczni tak stłoczeni na małej przestrzeni musieli uznać swoją obecność. A z braku czasu i przestrzeni dochodziło między nimi do kłótni.
Powtórzone „przestrzeni”.
Z czasem przestało go interesować formowanie się materii w obiekty urągające jakiejś uniwersalności Kosmosu. Już go nie podniecały kwazary, czarne dziury i inne obiekty
.
Powtórzone „obiekty”.
– Chyba dąży do wyabstrahowania części mnie – pomyślał sobie patrząc na materię, w której coraz więcej było subtelności.
Interesujący pogląd.
Wzrok Sama wędrował przez miliony planet.
Dokładnie jeszcze nie wiadomo, ale najprawdopodobniej liczba planet we Wszechświecie, liczona w milionach, byłaby bardzo zaniżona.
Wzrok Sama wędrował przez miliony planet. Materia na nich różnie radziła sobie w rozwoju. Gdy na niektórych planetach
Powtórzone planety. W drugim przypadku możesz to słowo opuścić, albo zastąpić je poprzez „z nich”.
to na innych planetach zachowywała się topornie i nic nie wschodziło.
„Planety” po raz trzeci. Można opuścić.
Jeżeli już, to w męce i bólach trylionów organizmów.
Rozumiem, że chciałeś dać możliwie największa liczbę, ale na pewno będzie i tak zbyt mała. Lepiej powiedzieć coś o nieokreśloności i nieskończoności.
I gdzieś na krańcach Kosmosu była planeta pełna pustkowia i chaosu. Ciemność nad ciemnościami pogrążała planetę w otchłani nad otchłaniami.
No i znowu te planety!
I „pełna pustkowia” to trochę złożenie przeciwstawnych/przeciwnych pojęć. Oksymoron.
A Sam miewając kaprysy i będąc w gruncie rzeczy bogiem sprawiedliwym leciutko dmuchnął na powierzchnię tej biednej zapomnianej planety.
Przecinek przed „leciutko”.
Nawet boska ingerencja nie zapobiegła żmudnej i pełnej katastrof ewolucji. Kilka razy ewolucja była tuż, tuż,
Powtórzona „ewolucja”.
– Jestem bogiem jednym i zazdrosnym
Bardziej by pasowało „jedynym”.
Homo Sapiens Sapiens
Chyba omyłkowe powtórzenie.
A oto byli spadkobiercy... … nadal brakowało iskry bożej.
Cały ten fragment, w tekście mającym nosić charakter literacki, jest całkowicie zbyteczny. Należy to skwitować jednym – dwoma zdaniami.
Gdy Sam w znoju i trudzie tworzył człowieka z gliny to ze wszystkich rodzajów zwierząt wąż najbardziej znienawidził rodzaj ludzki.
Przecinek przed „to”.
A że Sam znał wszystko co jest najlepsze, i by obdarzyć swego wybrańca obiektem godnym głębokich wzruszeń, musiał go uśpić.
Zdanie do przeredagowania.
Od chwili przebudzenia mężczyzna długo nie mógł się nacieszyć swoim szczęściem z posiadania niewiasty.
Przecinek przed „mężczyzna”.
I „szczęściem z posiadania” - nie jest zbyt poprawnie. Lepiej by było na przykład: „swoim szczęściem, płynącym z posiadania niewiasty.”
Aż do chwili, gdy kobieta podała mu bezwolnie do skosztowania owocu podniesionego niby z ziemi przez uczynnego węża.
Zdanie do przeredagowania. „bezwolnie” - nielogiczne, „owocu” - niepoprawne.
- Będziesz teraz w trudzie i bólu wydzierał z ziemi pożywienie dla niej i potomstwa swego, ku któremu będą ciążyć twoje myśli i uczynki. Będziesz deptał węże po głowach orząc suchą ziemię, a one będą Cię wiecznie gryźć w stopy.
Ja rozumiem, co to licentia poetica. I doskonale wiem, że w Biblii jest trochę inaczej. Oczywiście tutaj nie musi być tak samo. Ale te zmiany są niczym nieuzasadnione, sprawiają wrażenie przypadkowych i nieprzemyślanych.
Gdy Kain podążał na ceremonię ofiarowania zobaczył jak Abel nie czekając na niego podkłada ogień pod ofiarę.
Przecinek przed „zobaczył”.

W historii o Kainie i Ablu, zbyt często powtarzasz imiona. I sposób jej zrelacjonowania jest nazbyt infantylny. Istnieje o niej (i nie tylko o niej) ogromna literatura i nie można tego wydarzenia, stanowiącego swoisty kanon religijny i kulturowy, traktować w tak lekki, pobieżny i trywialny sposób. Nie chodzi mi o treść, bo masz jakiś pomysł i coś nowego do zaproponowania – i to jest ciekawe i wartościowe – ale o formę. A z tym ostrzem – to nie wiem co chciałeś osiągnąć. Jeśli miało to być humorystyczne – to nie jest.
I człowiek ył przez długie wieki w zgodzie z Bogiem i swą niedoskonałością.
Podejrzewam, że miało być „żył” - literówka.
Tak upływało życie pełne treści, i to było dobre.
O jakiej treści mówisz?
I słowa magiczne - Odwieczni nie wykorzystali ani jednego a On roztrwonił już wszystkie.
Przecinek przed „a”.
I nie opisałeś, gdzie, kiedy i jak roztrwonił te magiczne słowa.
Każdy tak walczył by zachować jak najmocniejsze słowa na ostateczną rozgrywkę z Samem.
Po co? Przed chwilą napisałeś, że Sam już roztrwonił wszystkie magiczne słowa.
sprzymierzeńcy czy przeciwnicy warci siebie - oto pytanie!
Tego typu ujęcia, nie mają prawa znaleźć się w tekście; są nie na poziomie.
po co on to mówi jak sam twierdzi,
po co on to mówi, skoro (jak) sam twierdzi,
Ale ludzie oczekiwali od Sama tylko chleba i igrzysk.
Tutaj również rozmijasz się z tekstem Biblii i znów nie wiadomo, z czego to wynika.
A że Bar Kochba stawał okoniem wybrano tego spokojnego i pokornego człowieka
Bar Kochba (postać historyczna) nie żył równolegle z Jezusem.
Ale to co się działo z Nim gorszyło nawet rzymskich namiestników i nikt nie chciał być winny jego krwi. Ale wielka polityka zwyciężyła.
Nie bardzo wiadomo, o co chodzi.
A Sam obserwując Olimp też był zatrwożony.
Mieszasz epoki, kultury i różne wyznania. Bez „ładu i składu”.
Ludzie myśleli, że wymodlili spokój a to przypadkowo w tym samym czasie z walk Bogów pozostało czterech tryumfatorów.
Przecinek przed „a”.
gdyż przypominały zniszczony Babel.
Jeśli będziemy się trzymać tradycji judeochrześcijańskiej, to była to wieża Babel, a więc rodzaj żeński: zniszczoną.
Wówczas pomieszał ludziom języki by ambicja ludzka nie dorównywała boskiej.
Przecinek przed „by”. Aczkolwiek lepiej zabrzmiałoby tu „aby”.
To bogowie byli tacy ambitni?
Na sztandarach nie wypisywano imienia boskiego, lecz ludzkie idee – Wolność, Równość, Braterstwo. Lecz to one potrafiły zniszczyć każdą religię.
Z tym zniszczeniem to przesada. Na jakim świecie żyjesz?
Wówczas nad ziemią zapanowała demokracja
„nad”? A z tym panowaniem demokracji, to już nie przesada, a nonsens.
Jeśli pracownik powiedział szefowi, że z próżnego i Salomon nie naleje to pracodawca mu to udowodnił.
Bezsens.
wszystko służyło zyskowi. Przewidywano wszystko;
Powtórzone „wszystko”.
A tak w ogóle to są truizmy z dziennika telewizyjnego
.
I jeśli powstałby prawdziwy prorok to uznano by go za dziwaka.
Przecinek przed „to”.
Hasłowy fakt, wymagający szerszego potraktowania (o Dostojewskim i Wielkim Inkwizytorze nie wspomnę).

Cały ten fragment jest bardzo źle napisany, zakładając, że w ogóle jest zasadny. Niepotrzebne dywagacje. Trzeba go zdecydowanie zmienić.
Zrozumieli, że Sam mimo iż bezbronny to jeszcze może ich zaskoczyć i jeszcze bardziej się sprzymierzyli.
Przecinek przed „to”.
„i jeszcze bardziej się sprzymierzyli.” - „zawarli ściślejsze przymierze”.
i rozpływając się wśród Odwiecznych znowu nie stawiając przecinka.
Dobre z tym przecinkiem. I przynajmniej w tym tekście konsekwentnie realizowane.

Pomysł miałeś interesujący, ale wykonanie... no, powiedzmy eufemistycznie, że pozostawia wiele do życzenia. Szkoda. Pogubiłeś się. Przede wszystkim nie bardzo wiadomo, co to miało być – rozprawa filozoficzno – teologiczna? Jeśli tak, to za mało konkretów i ścisłej wiedzy w poruszanych tematach. Totalny chaos i bałagan. Przeskakujesz epoki, tradycje, zwyczaje, kultury, religie, nie licząc się z logiką i nie przedstawiając wiodącej (a nawet jakiejkolwiek) idei. Nie uzasadniasz przedstawianych tez. Nie wiem, jaki sens ma mieć ten utwór. Rozproszyłeś się na kilka zagadnień, chcąc ogarnąć zbyt wiele i wyszedł mętlik. Styl, a właściwie jego brak, dopełnia smutnego obrazu. Trzeba to wszystko uporządkować, wybrać na początek pojedyncze zagadnienie i przeprowadzić zakładaną myśl, która u Ciebie jest czasem jakąś, nowatorską nawet, koncepcją – ale gubi się i rozmywa w meandrach bałaganu, miotania się na wszelkie strony i zwyczajnej nieporadności.

Przestudiuj również dokładniej poruszane tematy religijne i ogólnie te wyznania, z judaizmem i chrześcijaństwem na czele. Bo żeby coś zmieniać, trzeba dobrze znać oryginał, dobrze poruszać się w macierzystych tekstach i poglądach, a odnoszę wrażenie, że z tym u ciebie nie jest najlepiej. Kiedy ludzie patrzą na zgeometryzowane i maksymalnie uproszczone abstrakcyjne kompozycje Picassa, najczęściej sądzą, że on po prostu nie umiał dobrze rysować, że oni też by tak potrafili, że do wykonania takich rysunków, nie trzeba posiadać specjalnych umiejętności. A nigdy nie widzieli, jego perfekcyjnych, realistycznych szkiców, wykonanych z fotograficzną dokładnością i nie zdają sobie sprawy, że aby narysować kilkoma kreskami kanciastą twarz i aby było to dobre, (z plastycznego punktu widzenia), trzeba niech opanowany do perfekcji klasyczny rysunek. Tych spraw nie można traktować powierzchownie i iść na skróty.

Mam nadzieję, że przyłożysz się do tego tekstu, przestudiujesz na początek odnośnie fragmenty Biblii, koniecznie w kilku przekładach, wyrzucisz Olimp, albo osadzisz go w treści nie tylko za pomocą hasłowej wzmianki, nie będziesz szafował hasłami w stylu „wolność, równość, braterstwo” czy używał imienia bar Kochby nie wiadomo po co i dlaczego, bez uwzględniania realiów historycznych. I poszukasz materiałów o magii słowa. Wymieniłeś ją tylko. To o wiele za mało. Nic z tego nie wynika, czytelnik niczego się nie dowiaduje. Poczytaj choćby mity sumeryjskie, tradycję hinduską czy kabalistykę (ale nie w jarmarcznym wydaniu). I zdecyduj się co chcesz napisać, przedstaw jasno relację między swoim utworem a tym, co jest uznawane za prawdę teologiczną czy ma oparcie w istniejących źródłach (a czytałeś odnośne apokryfy, na przykład „Księgę Jubileuszów”?).

Życzę powodzenia i czekam na efekty.

3
Spodziewałem się, że suchej nitki nie będzie na tym tekście. Ach z drugiej strony czuję się zaskoczony, bo spodziewałem się większej krytyki z zupełnie innej strony. Uwagi są bardzo cenne i wezmę sobie je do serca. Popracuję nad nimi. Zależało mi na wytknięciu moich błędów warsztatowych - za co dziękuję.



Kilka słów wyjaśnienia do pewnych uwag. Może i mógłbym ich uniknąć, ale uznałem że wynikają one z konstrukcji opowiadania. I pozwolę odnieść się co do niektórych:

1.Opowiadanie miało być synkretyczne z celowym pomieszaniem epok i znaczeń religijnych. "Świat długo rodził się w bólu i kaskadach wodoru" Ból odczuwał wszechświat? - próba włączenia do opowiadania aluzji panteizmu, że rodzący się wszechświat to osobny byt. A którego procesy (zmiany/ewolucję) musiał naprostowywać byt wyższego rzędu (Sam), aby kosmos działał tak jak Sam chciał. Co też znowu trąca gnozą. Tak samo aluzja do niektórych cytatów z Pisma, które w zasadzie odnoszą się do monoteizmu, a których rozumienie chciałem powiązać z politeizmem. Czy wyszło mi to czy nie to już inna sprawa. Może Szymona Maga powinienem wziąć zamiast Bar Kochby aby było to czytelne?

2. Homo Sapiens Sapiens - powtórzenie nie jest omyłkowe. Sapiensowate były co najmniej dwa gatunki, a najbardziej myślącym gatunkiem (nieważne czy inaczej :lol: ) byliśmy my. I zgodnie z nomenklaturą naukową tak powinno być - homo sapiens sapiens czyli człowiek rozumny właściwy. Z tego co wiem to na tym forum czasami udziela się co najmniej jeden człowiek po odpowiednim kierunku, który mógłby to potwierdzić jakby chciał.

5. Tak, Bar Kochba nie żył równolegle z Jezusem, ale był postacią historyczną. Barabasz (osoba fikcyjna) to imię utworzone z przypadkowej zbitki słów oznaczającej co innego. Tego nie chciałem ruszać w tym tekście. Celowo wybrałem Bar Kochbę, bo mimo że żył później był w swoim czasie co najmniej tak samo ważny jak Jezus dla pewnego kręgu kulturowego .

Abstrahując od błędów warsztatowych, mój pierwszy tekst, i moje największe wtopy za które wstydzę się to:
1. Procenty są dobrze policzone. Wkradła się literówka, powinno być osiem dziesiątych. Wówczas wszystko by się zgadzało.
2. Miliony planet - nawet liczone w miliardach to też byłoby za mało. Powinno być przez nieokreśloną liczbę planet.Tak jak z tą ilością organizmów.


Dopiero po daniu tekstu do krytyki człowiek widzi błędy, których nie zauważał. Wszystkim co się wahają, powiem warto! Aż tyle powtórzeń robię? Brak stylu i pewnego rodzaju chaos wynikający z przeskakiwania przerysowanych epok (jak to określił znajomy - galop Waść uprawiasz) miał być celowy, oczywiście bez przesady, tak jak w Piśmie zestawione są koło siebie treści o innej narracji i różnej wartości literackiej. I tak - fragment ze spadkobiercami, czułem, że to ni z gruszki czy pietruszki acz właśnie dlatego postanowiłem to zostawić. Czyż w ST nie stoją obok siebie dwa sprzeczne opisy stworzenia świata? W NT też są fragmenty sprzeczne z wiedzą historyczną.


Serdecznie dziękuję za tak szybką weryfikację. Z pokorą przyjmuję wszelką krytykę, która jest bardzo pożyteczna i rzeczowa. Co do magii słowa - nawet nie wiedziałem, że za tym może kryć się coś więcej.


Tak ogólnie tym opowiadaniem chciałem przede wszystkim pokazać inną treść kryjącą się za pewnymi dobrze znanymi wszystkim cytatami z Pisma. Miała to być próba pokazania innych znaczeń opowieści i cytatów w kontekście nauki i obecnych czasów. Co niektóre są celowo zmodyfikowane. Tak jak awers posiada rewers. Z założenia nie miało być to nic ambitnego. Czy wyszło mi to czy nie, cóż. W zasadzie to mój pierwszy tekst. Pierwsze koty za płoty. Mam ciekawsze, mocniejsze pomysły do zrealizowania w których nie chcę popełniać błędów jak w tej wprawce.

Całkowicie się z Tobą zgadzam, żeby łamać kanony najpierw trzeba je świetnie znać.

Za jakiś czas wrzucę kolejną wprawkę napisaną dawno temu, którą miałem dać jako pierwszą. Dopiero wtedy będzie ubaw po pachy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”