
UWAGA!!! MOŻE ZAWIERAĆ WULGARYZMY!
WWWSzerokie łóżko, które bez problemu pomieściłoby dwie osoby jest zdecydowanie za duże dla niewysokiej i chuderlawej Danieli. Leżąca u jego stóp czarna, skórzana, niepozorna torba, mieści w sobie spis książek i notatnik, w którym widnieje lista najpilniejszych do nabycia rzeczy.
WWWDziewczyna prycha głośno i z plaskiem wpada w pościel, wykończona dzisiejszymi zajęciami. To nie do pomyślenia, żeby bez pytania umieszczono ją na wydziale prawa, gdzie nigdy, ale to nigdy w życiu sama by nie poszła. Pieniądze, które przez lata otrzymywała od ojca, odkładane sumiennie na koncie bankowym przez matkę, w ciągu dwudziestu dwóch lat pozwoliły uzbierać niemałą sumkę. Starczyłoby na skromny dom w jakimś ciepłym zakątku Florydy, szkołę i jeszcze zostałoby sporo na życie. Niestety, skończyła w jakimś zapyziałym Poznaniu, którego chlubą są trykające się w południe koziołki. Naprawdę, ma ich dość i czasami chce się już nimi wymiotować.
WWWZwinięta w kłębek otula się rękami, choć w hotelowym pokoju wcale nie jest zimno. Tęskni za Bostonem, a jeszcze bardziej za Charlotte w Północnej Karolinie, gdzie się urodziła i wychowywała przez jedenaście lat. Za ciepłym letnim słońcem, gorącym wiatrem i niezliczoną ilością nocnych gwiazd. Za zapachem świeżych owoców na straganiku Pula, a także smaku puszystych, waniliowych lodów u Hokey’a, który nagle pojawia się na ustach. Ile by dała by tylko móc posmakować ich jeszcze raz…
WWWWłącza odtwarzacz Blu-Ray, przeszłości już sobie nie wróci, ustawia więc na częstotliwość poznańskiego radia, by zagłuszyć wspomnienia o poprzednich życiach. Teraz rozpoczyna trzecie. Czy będzie jak kot i z rękawa wyciągnie ich jeszcze sześć?
WWWW radiu, słyszy spokojne, monotonne takty „Say Something” A Great Big World w towarzystwie Aguilery. Lubi piosenkę, która smutnie opowiada o rozstaniu. Daniela o sobie nie może powiedzieć, żeby kogoś kiedykolwiek kochała. Może tych kilka przelotnych pocałunków, uścisków i niewinnych dotyków, których doświadczyła w liceum, mogłoby się przerodzić w coś silniejszego, gdyby tylko matka nie zniknęła z domu pewnego słonecznego, lipcowego dnia prawie trzy lata temu. Pewnie gdyby nie to, że musiała zrezygnować z College’u pokochałaby mądrego chłopca. Byłaby bezpieczna, otulona opieką i nie musiałby bać się każdego szmeru nocy, przechodzącej ulicą osoby i martwić się, czy w koszu na śmieci na tyłach pobliskiej restauracji znajdzie kawałek niedojedzonej potrawy, którą da się jeszcze włożyć do ust i zjeść, nie wymiotując obok.
WWWDźwiga się na ręce i zrzuca z siebie całodniowe ubranie. Czuje, jakby wspomnienia na nowo skaziły ciało brudem i smrodem ulic Bostonu. Wchodzi pod kabinę prysznicową i puszcza strumień gorącej wody. Wraz z kroplami, spływa z niej tęsknota i ten cały śmierdzący obraz niedalekiej przeszłości. Oczyszczają się myśli wracając na odpowiedni tor. Choć jeszcze przez moment, gdy kieruje wzrok na niebieskie oznaczenie przy kurku wie, że za żadne skarby świata nie weszłaby znów z własnej woli pod zimną wodę. Chociaż czy aby na pewno? Może w czyimś towarzystwie, w tańcu gorących ciał, poddałaby się orzeźwiającej, chłodnej cieczy. Uśmiecha się i odgania od siebie wyobrażenie Łukasza w roli partnera w łazienkowych zabawach i zamyka oczy, poddając się rozluźniającemu uczuciu. Dlaczego obraz uśmiechniętego blondyna ciągle stoi przed oczami, przypominając o gafie, którą popełniła pierwszego wspólnego wieczoru, kiedy omal wlazła mu do łóżka? Co u licha sobie myślała? Cholera jedna wie. Za to ona jest pewna, że biały szampan i liścik ze szczerymi przeprosinami podziałał, bo na śniadaniu rozmawiał z nią, jakby nigdy nic się nie stało. I dobrze, ona sama nie kwapiła się do ustnych przeprosin. Nadal jest jej głupio.
WWWJednak z ręką na sercu, gdyby wtedy, w ciemności rozświetlonej latarniami miasta, Łukasz przyjął pocałunki, oddałaby mu się z uśmiechem na ustach. Nie żałowałaby. Może jedynie tego, że nie poznała go zbyt dobrze, a po wspólnej nocy, mogło się to już nigdy nie zdarzyć. A nie chciała tego. Polubiła go i w pewnych momentach, część o wiele mądrzejsza danielowego jestestwa, skacze ze szczęścia, że oparł się pieszczotom.
WWWZakręca kurek. Sięga po biały, pachnący delikatnym płynem do prania ręcznik i obwiązuje go sobie wokół ciała. Wysuwa stopę na chłodną płytkę i przejeżdża po zaparowanym lustrze ręką. Nie zmyła makijażu, więc wygląda komicznie. Ratuje twarz wacikiem z zapominalskiej głupoty i w zaczerwienionej, ale świeżej skórze wychodzi z łazienki. Torba nadal leży w miejscu, gdzie ją pozostawiła. Wyciąga telefon. Dwa nieodebrane połączenia. Sms od Kariny T., nowej koleżanki, której jako jedynej nie interesował cud przyjęcia na studia osoby po odległym już terminie zamknięcia listy. Co więcej nie zastanawiała się dlaczego to, niejaki Bartosz Z. musiał pożegnać się z rozpoczęcia przygotowań do świetlanej kariery prawnika na cztery dni przed zajęciami.
/Jutro poczekam za tobą przy Kaponierze./ /Ok, 7 40? Do zobaczenia/ Naciska wyślij i tekst idzie w świat. Połączenia są od Łukasza. Postanawia nie oddzwaniać.
WWWWłącza telewizor i sadowi się wygodniej na łóżku. Podciąga nogi pod brodę, gdy na kanale wyświetlają napisy końcowe jednego z ulubionych filmów. Kręci nosem zrezygnowana, gdy w drzwiach rozlega się pukanie. Niechętnie idzie otworzyć. Stoi w nich boy hotelowy, sprzed kilku dni i niepewnie przekazuje jej lśniąco białą karteczkę. Daniela dziękuje, jak przystało na dobrze wychowaną, bogatą pannicę i zamyka mu przed nosem drzwi.
W
Czekam za Tobą w restauracji. Ł.M.
W
WWWSerce Danieli podskakuje i radośnie fika fikołka. Czyżby zmienił zdanie? Jeden sus wystarcza by znaleźć się przy szafie, przerzuca kilka wiszących sukienek. O matko, myśli ze zgrozą, nie mam co na siebie włożyć…
W
WWWGodzinę później. Daniela gotowa wchodzi do restauracji hotelowej, gdzie kelner z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc wypowiedzieć słowa, prowadzi do odpowiedniego stolika do czekającego mężczyzny, który nie ma jeszcze pojęcia, jak bardzo się starała, by dzisiejszego wieczoru wyglądać pięknie. Odziana w czarną, dopasowaną sukienkę, z dekoltem na plecach, przeplatanym delikatnymi, złotymi łańcuszkami patrzy na niego z uśmiechem, okolonym niesfornymi kosmykami z luźnego koczka. Łukasz wstaje prędko, gdy w sekundzie dociera do niego, że to przecież Daniela S., której nigdy przedtem nie spotkał.
- Pięknie wyglądasz – mówi i odsuwa krzesło, odsyłając natrętnego kelnera. Daniela uśmiecha się delikatnie.
- Dziękuję, tobie również niczego nie brakuje – mówią pełne, podkreślone czerwoną pomadką usta.
WWWŁukasz trzyma mocno oparcie krzesła, jakby zaraz miało mu wypaść z rąk, nim jednak dziewczyna siada, muska delikatnie napiętą dłoń, przez którą przechodzi iskra zapalająca w umyśle chłopaka nową myśl, która prędko umyka. Siadają. Podaje towarzyszce menu, ale nie rozumiejąc dlaczego, nie potrafi spojrzeć w kartę dań. Jego uwagę przykuwa ona, która w jakiś dziwny sposób nie pasuje do tego otoczenia. Nie dziś, może jutro tu zjedzą.
WWWWstaje. Podchodzi do niej i wyciąga dłoń. Daniela patrzy zdziwiona.
- Chodź. Poszalejemy trochę. W końcu nie oblaliśmy jeszcze pierwszego dnia studiów, a już rozpoczął się trzeci.
WWWPo sali roznosi się perlisty śmiech, wszyscy wkoło patrzą na nich zaciekawieni. Co znowu wymyśliła ta para niedorostków, myślą. Czy nie potrafią uszanować spokoju innych?
WWWFaktycznie nie robią sobie nic z obecności pozostałych osób. Łukasz całą uwagę skupia na Danieli, którą nagle i niespodziewanie zapragnął poznać. Wybiega z nią w chłód wieczoru. On w eleganckich butach, ona w lakierowanych, czerwonych szpilkach. On bardziej na sportowo, ona cudownie wieczorowo. Co może jej pokazać? Co zechce oglądać? Czy ruszy z nim w przeszłość? Czy będzie tak samo jak i on podekscytowana?
WWWWsiadają w tramwaj, który nadjeżdża od Teatralki. Daniela opada na siedzenie, Łukasz pochyla się nad nią, zawisając na uchwytach bezpieczeństwa.
- Zimno mi będzie – śmieje się dziewczyna, a starsza pani przed nią przygląda się z uwagą.
WWWTo nie do pomyślenia, by w taki wieczór, założyć coś tak kusego, przecież przeziębi sobie nerki. Gdzie ma matkę, która zwróci uwagę? Niestety, kobieta nie wie, że Daniela nie ma matki, która pomogłaby jej się uporać z życiem. Nie wie, że praktycznie nigdy nie miała, a to kim jest dzisiaj zawdzięcza krótkim wizytom ojca, które ustąpiły na jej jedenaste urodziny. Gdy odnalazł ją, Władysław S. była chuda i wymizerowana, gdyż większa część pieniędzy ojca leżała zamrożona na bezpiecznym koncie, z którego może korzystać dopiero od roku. Nagłe zniknięcie matki pozostawiło Danielę bez środków do życia, zmuszając do wyjadania śmieci z pobliskich restauracji. Wygodne, ale nieduże mieszkanie zamieniła na karton pod mostem, który dzieliła z Shillą, narkomanką o przetłuszczonych, czarnych włosach.
WWWJak więc taka kobieta – prosta, nieznająca prawdziwego życia może cokolwiek wiedzieć? Czy zauważa, że młoda dziewczyna jest skażona złą krwią? Czy potrafi prześwietlić umysł osoby, której rodzicielka była niegdyś wytworną damą do towarzystwa na bankietach bogatych panów, bawiących się kosztem pozostałych w domach, nic nieświadomych żon? Co by powiedziała kobiecie, nieodpowiedzialnej matce, która dopuściła do anemii i innych skutków wielotygodniowego niedożywienia u dziecka, które walczy o zdrowie do dziś? Prawda jest taka, że nie rzekłaby nic. Starsza pani należy do osób, które oceniają i obgadują innych, tylko z jedną, najważniejszą i najmądrzejszą osobą. Z sobą samą.
WWWTeraz, nieświadoma oceniającego wzroku kobiety Daniela, patrzy wesoło na Łukasza, który wywozi ją w nieznane. Odwraca głowę w stronę szyby, by móc obserwować z ukrycia sylwetkę blondyna. Nawet pod marynarką Hugo Bossa widzi, jak pod koszulą rysują się napięte mięśnie człowieka wysportowanego i niepozornie silnego. Jego twarz, bez śladu zarostu, obserwuje otoczenie, jakby czekając na atak. Nie, z całą pewnością nie jest zwykłym handlowcem.
WWWTramwaj się zatrzymuje, a starsza pani wysiada, obrzucając parkę ostatnim, karcącym spojrzeniem. Łukasz odprowadza ją wzrokiem, doskonale wie, że cała uwaga kobiety skupiała się na jego towarzyszce. Inna niż wszystkie Polki, z domieszką egzotycznej krwi matki, przyciąga uwagę siedzących niedaleko facetów, którzy wyruszyli na nocny podbój miasta, tak jak i on niegdyś to robił.
Siada naprzeciw niej.
- Coś cię gryzie?
- Przepraszam – mówi i przygryza wargę.
WWWŁukasz udaje, że nie wie o co chodzi, a przecież wie doskonale. Sam powinien powiedzieć to słowo pierwszy. Prawda jest jednak taka, że Bóg świadkiem, gdyby nie wywalił jej z pokoju, do dzisiaj nie wyszliby z łóżka. I o rany, dlaczego wtedy popełnił największą głupotę życia?
- Ładną mamy pogodę, prawda? – Pyta ze śmiechem. I ona się śmieje, a kiedy zbliża się przystanek Półwiejska, łapie ją za rękę. Wstają. Łukasz próbuje nacisnąć guzik na drzwiach, jednak maszynista gwałtownie hamuje, a osoby stojące lecą na złamanie karku do przodu. Daniela traci równowagę nie mając się czego przytrzymać, w ostatniej chwili łapie za silne ramię, które bezczelnie opiera się działaniu siłom fizyki i przyciąga do jedynego oparcia, jakim jest umięśnione ciało. Ręce dziewczyny obejmują talię Łukasza, przytrzymują materiał koszulki, muskają napiętą skórę. Podnosi wzrok w górę krzyżując spojrzenie swych ciemnych tęczówek z bezchmurnym niebem pośrodku lata. Jego ręce trzymają ją blisko, ściskają ni to mocno, ni delikatnie. Rozłożone palce nie chcą puścić nagich i drobnych pleców, bo przyjemne ciepło które promienieje od Danieli sprawia, że Łukasz czuje coś, co dawno temu schował w zakamarkach siebie.
- Możecie nas przepuścić? Chcielibyśmy wyjść – odzywa się głos tuż przy nich i chłopak kieruje na obcego swój wzrok. Mierzy go od stóp po głowę. Ocenia możliwości, które znacznie przeważają nad niedorostkiem, i zastanawia się, czy może nie przypomni sobie przeszłości.
WWWZaciska pięść, szczękę i czując buzującą adrenalinę, słyszy dźwięk rozsuwanych drzwi. Ktoś chwyta jego dłoń, gotową łamać nosy przeciwników. Łagodny uścisk rozprostowuje palce i wtedy Łukasz przypomina sobie o bliskości Danieli. Patrzy na nią, a ona lekko kiwając głową uśmiecha się delikatnie i ciągnie go w noc.
WWWOn trzyma jej ciepłą dłoń w swojej. Udało się. Nie poddał się słabości, a ona nie spanikowała, nie uciekła. Prowadzi go prosto przez pasy, koło Starego Browaru i wchodzą na deptak, który nawet w tej godzinie nie jest mniej zaludniony niż w południe. To tu i jeszcze w kilku innych miejscach spędził gimnazjalną i licealną młodość. Chce jej pokazać. Pokazać, że Poznań jest równie piękny co i Boston. Można by rzec, że jest to bardziej kameralne przyjęcie, aniżeli wielka faknia, na której tylko się ćpa i nikogo nie zna.
WWWIdą powoli, niespiesznie, on opowiada o swoich młodzieńczych wybrykach. Nie wiedzieć czemu język rozwiązuje się sam i papla jak najęty, nawet nie próbuje ukryć wstydliwych faktów szaleńczej głupoty.
- Tu, z Dawidem W. próbowaliśmy sił na parkiecie. Założyliśmy się o stówę, że w pięć minut wyrwę laskę i zdobędę numer.
- I co, udało się?
- Oczywiście. W końcu sam mu ten pomysł podsunąłem – wzrusza ramionami. Daniela szczypie go w żebro.
- Kłamczuch z ciebie. Gdyby nie ustawka, pewnie byś wyszedł z niczym.
- Ta dziewczyna, stała się później moją. Krętą drogą szliśmy, raz się godziliśmy, raz kłóciliśmy – wzdycha. – Fajnie było.
- A moja siostra?
- Hannah? – spogląda na nią z niepokojem. Zauważa. Dopiero teraz dostrzega, że ten pieprzyk na szyi jest w identycznym miejscu co i u siostry.
- Chodziłeś z nią do szkoły.
- Tak. Zjawiła się na początku drugiej klasy liceum. Wyniosła i dumna jak paw, nie chciała zadawać się z takimi jak ja, Dawid czy Natalia. Później jednak szybko przekonała się, że większość u Słowackiego to typowe snobistyczne bałwany.
- Nie lubiła cię – stwierdza.
- Tak jak ty.
- Ja? – Pyta niedowierzając. – Naprawdę sądzisz, że cię nie lubię? – Łukasz kieruje na nią swój wzrok i wzrusza ramionami. – Każdy ma w sobie jakiś mrok, prawda? Ty, ja – jesteśmy tylko ludźmi. Niczym mniej i niczym więcej. Ale lubię cię, na dłuższą metę jesteś miłym człowiekiem, mimo tego całego bólu, który w sobie trzymasz i dusisz. Możesz mi zaufać – staje na palcach i cichutko szepcze – jestem tak samo skomplikowana jak ty.
WWWŁukasz ściska mocniej drobniutką dłoń. Ciepła, delikatna, z pomalowanymi na czerwono paznokciami odwzajemnia gest. Mężczyzna ciągnie ją za sobą. Mijają Kupca, śmiejąc się i żartując przechodzą Wrocławską – ulicę pełną wspomnień o rozbitych butelkach, wypalonych lufkach, tysiącach złotych przepuszczonych w jednym miesiącu, zarzyganych taksówkach i siódemce kolegów ze Słowackiego, z którymi bawił się i żył pełną, młodą piersią nastolatka o buzujących hormonach. Dawid W., Aleksander T., Daniel J., Mikołaj ‘Micki’ K., Bartosz G., Natan S. i on, Łukasz – razem zdobywali noce pijąc, paląc, czasami ćpając. Zależnie od humoru i zasobów finansowych podbijali poznańskie kluby, podrywali laski i szaleli do białego rana, zapominając o dobrym wychowaniu oczekiwanym od bogatych gówniarzy ze Słowackiego.
WWWWbiegają na Plac Wolności. Ona stukając cichuteńko cieniutkimi obcasikami przykuwa uwagę kilkorga zebranych tam ludzi. Miała racje, jest zbyt elegancka jak na przechadzkę po wspomnieniach Łukasza, ale nie narzeka. Chce go poznać. Naprawdę, dzisiejszego wieczoru, gdy porwał ja ze sobą w przeszłość, zapragnęła zrozumieć dlaczego uciekł. Co wydarzyło się takiego, że dawno temu postanowił opuścić Polskę i zostawić bogactwo, koleżków, świetlaną przyszłość dla jej dziadka. Co stało się z dziewczyną, która nie dotrzymała obietnicy. Kim była?
WWWChce wiedzieć. Chce wiedzieć o nim wszystko, bo dzisiejszego wieczoru, w tramwaju, gdy stała blisko Łukasza poczuła coś, czego nigdy wcześniej, ani już nigdy więcej nie poczuje. Stało się to raz, i tylko ten jeden raz wydawało się, że niebo ukłoniło się w jej stronę, posyłając niewidzialną błyskawicę, która trafiając w szczyt serca, przyspieszyła jego bicie.
WWWTeraz stoją pod fontanną i Daniela dostrzega jarzący się w nocy neon w oddali, jakieś dwieście metrów dalej. Fast-food? Czemu by nie? Patrzy na Łukasza, wskazuje tamto miejsce palcem, jakby znów miała dwadzieścia lat i nie przejmowała się obyczajami panującymi wśród bogaczy. Mężczyzna kiwa głową, śmieje się i znów ściska mocniej dłoń dziewczyny, po której przechodzi korowód przyjemnie łaskoczących mrówek.
WWWPrzebiegają drogę w niedozwolonym miejscu, a czarny, zmuszony do przyhamowania samochód trąbi na nich wściekle. Przyciemniane szyby przesłaniają widok i Łukasz nie ma pojęcia kto siedzi w środku. Czy babka, czy facet – czy to ważne? Nie, w tej chwili nic się dla niego nie liczy, nic oprócz Danieli, której tak roześmianej nie widział od miesięcy.
WWWJednak to, co nieważne dla jednego, istotne jest dla drugiego. Tego, który niedowierzając poprawia okulary, odwraca głowę nadwyrężając ścięgna, byleby tylko upewnić się, że nie zaszła pomyłka, że to co widzi, to nie miraż drwiącej z ludzi przyrody. I nie, faktycznie, nie pomylił się. To on. To Łukasz M., ten gnojek z przeszłości, któremu wszystko odebrał.
WWWWyciąga iphona i odnajduje dawno zapomniany numer. Czyści szybkę, jakby ukryty w pamięci telefonu kontakt, w czasie wieloletniego milczenia zdążył pokryć się warstwą kurzu, który teraz jakimś cudem przedostał się na powierzchnię aparatu, brudząc idealną szybkę. Wdusza zielony przycisk i łączy się z grubym, męskim i zapomnianym głosem.
- Nie uwierzysz. Ten skurczybyk M. powrócił…