Szacunek i zemsta

1
Witam. Wrzucam swój pierwszy tekst, który kiedyś zacząłem i analizowałem. Tego rodzaju opowiadanie pisałem po raz pierwszy. Nie miałem pojęcia, czy kontynuować, ponieważ uważałem, że tekst się nie przyjmie. Tak czy owak postanowiłem go tutaj wrzucić. Miłej lektury.

"Szacunek i zemsta"

Jack przyspieszył do siedemdziesięciu kilometrów na godzinę. Jego kabriolet wymijał samochody jak błyskawica. Było lato. Wiatr zachodni skierował się na wschód. Za nim podążyły stada ptaków. Słońce rzadko się tu pojawiało. Mniejsze chmury łączyły się z tymi większymi, tworząc nieprzeniknione ściany obłoków. Czasami, kiedy cisza panowała na rozdrożach powietrze przecinał odgłos przelatującego helikoptera.
W tej części stanów rzadko kto jeździł. Dookoła rozpościerały się jedynie lasy. Nie było latarni, a szarówka wkraczała tu po szesnastej. Jazda po zmroku była niebezpieczna, toteż przyspieszenie do osiemdziesiątki kończyło się zazwyczaj dachowaniem. Wysokie na kilkanaście stóp drzewa przesłaniały krajobraz. Z głębi lasu wydobywały się przeróżne jazgoty i piski. W koronie drzew śpiewały ptaki. W dole trzeszczały krzaki. Wilki lub lisy wychylały się, by popatrzeć na drogę, by potem zniknąć w czeluściach zagajnika. Liście tańczyły w powietrzu, a ponieważ były ich dziesiątki (zwłaszcza na ziemi) opuszczały brązowe zacisze i atakowały drogę.
– Ile jeszcze do celu? – zapytała Tanako, machając rękami dookoła, by odgarnąć liście z twarzy i włosów.
– Zaraz, moja droga – odparł oschle Jack.
– Wiesz, że bardzo mi się chce.
– Pięć minut. Zaraz się tobą zajmę.
Tanako zapięła bluzkę pod szyją i wtuliła się w rękę kierowcy i przymknęła oczy. Jack zerknął na nią kątem oka i uśmiechnął się. Wystarczył jedynie dotyk, by poczuł się wniebowzięty. Natychmiast rozluźnił wszystkie mięśnie i pogłaskał jej kasztanowe włosy. Codzienna pielęgnacja sprawiła, że dłoń zjeżdżała po nich jak sanki z górki. Japonka westchnęła i zamruczała. W odbiciu wewnętrznego lusterka wyglądała jak postać z bajki. Miała mały, różowy nosek. Usta nieco większe od przeciętnych, pomalowane na szkarłatny kolor. Kiedy otwierała oczy, źrenice miała brązowe i wielkie jak bile. Jack kochał je najbardziej. Do tego Tanako operowała tak urzekającym głosem, że pod ich wpływem rozpływał się on jak lody w upalne dni.
Skręcili z autostrady w nieoznakowaną drogę. Ta poprowadziła ich pierw przez gaj, potem przez skoszoną łąkę. Ziemia usłana była różnego rodzaju kamieniami, toteż pojazd trząsł się jak galareta. Dziewczynie jednak w ogóle to nie przeszkadzało, ponieważ ani na chwilę nie przestała rozmyślać z zamkniętymi oczyma.
Chwilę potem wyjechali z równiny. Znaleźli się przy brzegu szerokiego strumienia. Woda stąd parła przed siebie z nieziemską szybkością. Ryby skakały do góry jak poparzone. Jedna z nich uderzyła o maskę, co lekko zdekoncentrowało Japonkę. Jack, zdziwiony jej opanowaniem, przejechał na drugą stronę. Jechał powoli, ponieważ w tych rejonach łatwo było o wpadkę. Ostatecznie, widząc jak kilka metrów od niego biły się niedźwiedzie zjechał w dół doliny. Jego oczom ukazał się wtenczas rodzinny dwór.
– Kochasz mnie, Jack? – mruknęła dziewczyna.
– Tak, złotko. Zobacz, właśnie dojechaliśmy.
Tanako przetarła oczy i ujrzała ogromną bramę. Z jej dwóch stron strzelały w niebo dwie wysokie kolumny. Posiadłość była otoczona murem. Przed nimi rosły zastępy kwiatów. Ich zapach mimo lekko otwartego okna, połaskotał nozdrza obojga kochanków. Kwiecie było dokładnie pielęgnowane. Przepiękne żonkile i róże dziesiątkami upiększały czarną jak noc ziemię. Nie znalazł się tam żaden niechciany gość, co zaskoczyło Jacka, który nie spodziewał się aż tak imponującej precyzji gospodarza.
– Moja mama ma fioła na punkcie ogrodnictwa.
– Właśnie widzę.
– Poczekaj, otworzę bramę.
Tanako kiwnęła głową i sprawdziła na komórce godzinę przyjazdu. Było dobrze po ósmej. Gwiazdy ukazujące się zza chmur zaczęły błyszczeć jak latarnie. Jack pchnął furtkę z całych sił, po czym zmęczony wrócił za kierownicę.
– Jesteś wykończony, prawda? – zapytała z troską w głosie Tanako.
Nie musiał odpowiadać. Rezultaty całodziennej jazdy były widoczne na twarzy i rękach.
– Czyli nie zdołasz zrobić tego o co cię proszę?
– Tanako – wymamrotał Jack – Czy musi to być akurat dzisiaj? Chciałem ci pokazać coś innego.
– Nie chcę czegoś innego – uparła się dziewczyna. – Chcę się kochać. Nawet nie wyobrażasz sobie jak mnie niesie. No więc, jesteś facetem czy nie?
– Zrób to sama. Ja naprawdę padam z nóg. Moi rodzice z pewnością będą chcieli cię dzisiaj poznać. Zjeść z tobą kolację, pogadać.
– Misiu – zaśpiewała Tanako, głaszcząc policzek chłopaka – Chcesz odmówić sobie takiej przyjemności po całym dniu jazdy?
Jack zadrżał, gdy ręka dziewczyny zjechała mu po klatce piersiowej. Zmęczenie znikło, pojawiła się euforia. Nie zważał już, że ktoś mógł ich nakryć, tylko od razu zaczął się całować z dziewczyną. Ta usiadła mu na nogach i przywarła do niego. Nieśmiała gra wstępna przerodziła się szybko w głębokie i energiczne uczucie. Jack nie spieszył się, najpierw ściągnął jej bluzkę, potem pocałował szyję. Muskając ją koniuszkiem warg sprawił, że Tanako przeszył dreszcz emocji. Wiedział, że spisuje się doskonale. Po chwili pieścił jędrne piersi dziewczyny. Gdy wzdychała, on jej wtórował. Wkrótce ich oddechy złączyły się w jedną całość. W oczach zapłonął ogień, a myśli powiodły ich ku kolejnej fazie przyjemności. Tanako piszczała z radości, zaciskając palce na barkach Jacka. Członek partnera doprowadzał ją do szału. Czuła, jak stają się jednością. Z każdą sekundą, z każdą kroplą potu na czole jej ciało domagało się miłości. Więcej i więcej! Tamten przyspieszał i przyspieszał, aż w końcu zniknął w ekstazie wyobrażeń i odgłosów Tanako. Złączeni nierozerwalną więzią czuli jak odpływają do raju. Jack lubił jak kobieta przejmowała inicjatywę. Miał w końcu do czynienia z niewyżytą seksualnie tygrysicą. Marzenie stało się rzeczywistością. Zdobył to, o czym marzył każdy facet na świecie. Wypełniony falą radości i pobudzenia wtulił się w delikatne i gładkie ciało Japonki. Skórę miała powabną jak włosy. Nogi zgrabne jak u modelki, a ręce atletyczne jak u sportowca. Boże, dziękuje, że zesłałeś mi anioła, pomyślał Jack.
– Dziękuje, kochanie – wyszeptała czule dziewczyna.
Jack westchnął i przytulił ją do masywnej klatki piersiowej. Posiedzieli tak może z piętnaście minut, wspominając stare, dobre czasy. Podjęli też temat studiów, wspólnego mieszkania i dzieci. Chłopak sceptycznie podchodził do ostatniej kwestii. Uznał, że pierw powinni się dobrze wybawić, by ostatecznie osiąść i wychowywać potomków. Dziewczyna podzielała jego zdanie. Sama w końcu nie bardzo różniła się od niego.
– Czas wrócić do rzeczywistości – podjął Jack.
– Tak szybko? Poświntuszmy jeszcze chwilę.
Chłopak roześmiał się i ucałował Tanako w klatkę piersiową.
– Sam widzisz, że musimy powtórzyć bajkę.
– Zdecydowanie – dodał Jack – Ale pewne części mojego ciała nie są w stanie już funkcjonować.
Dziewczyna zmarszczyła czoło i prychnęła.
– Odrobimy to jutro – zapewnił szczerze Jack, ujmując jej chłodne dłonie. – Obiecuję.
– A co zrobisz? – zapytała seksownie Tanako. W sekundzie obudziła się w niej dzika namiętność.
– Zaprezentuję nasz numer popisowy.
Chłopak zmierzwił jej włosy, wielką jak u niedźwiedzia ręką, po czym sprawdził godzinę w radiu. Zostało im jeszcze piętnaście minut. Dokładnie kwadrans do wprowadzenia Tanako w szeregi rodziny Wilson. Ubrali się tak szybko jak to było możliwe, po czym przejechali przez bramę główną. Ujrzeli zagajnik. W nocy drzewa przypominały wielkie stojące bez ruchu kukły. Podmuch wiatru wprawiał je w ruch. Nieprzenikniona ciemność przepływała przez nie jak woda przez zniszczoną tamę. W głuszy bawiły się ze sobą jakieś zwierzęta. Pointrygowana Tanako próbowała je dostrzec, ale zniechęcona wysiłkiem wróciła do przeczesywania drogi. Ta była kręta, lecz widoczna. Przy krawężnikach poustawiano lampki nocne. Kierowca czuł się wtedy, jakby prowadził samolot na pasie startowym.
Gdy wyjechali z gaju, ujrzeli w oddali oświetlony ze wszystkich stron budynek. Zbudowano go z jasnego jak słońce kamienia. Gdyby nie noc, rzec można by było, że dworek leżał w bardzo malowniczym miejscu. Zewsząd otaczały go morza ogrodów. Co kilkanaście metrów napotykało się coraz to inny posąg. Wiele z nich nawiązywało do mitologii greckiej. Dwa z nich były tak ogromne i mosiężne, że wysokością dorównywały samemu domowi. A był on wysoki, miał pięknie wystrojony dziedziniec i ogromne, niebosiężne filary przy wejściu. Doczepione do ścian pochodnie nadawały miejscu szlachecki klimat. Na balkonie na piętrze postawiono maszynę grającą. Wyglądem przypominała jednorękiego bandytę, lecz wydobywały się z niej przeróżne melodie. W całej posiadłości rozbrzmiewała więc kojąca serca piosenka, którą zakłócał jedynie świst powietrza. W tle domu widniały ogromne francuskie okna. Obok na zewnątrz stały parasole i kilka ławek. Tanako śmiała się wniebogłosy, gdy zauważyła, jak bawią się na nich małe kotki. Jack od razu zaproponował, by wzięła sobie jednego. Propozycja ta sprawiła, że o mało co nie wpadli w drzewo, kiedy dziewczyna zaczęła mu dziękować.
Zatrzymali się przy fontannie, która bardziej przypominała basen aniżeli wodotrysk. Gdy Tanako wyszła na zewnątrz ogrom dworu szlacheckiego przyćmił jej serce. Z daleka wydawał się być mały jak kamienica, ale stając z nim twarzą w twarz człowiek wyobrażał sobie, że stoi naprzeciw zamku warownego. Jack objął ją od tyłu w talii i pocałował namiętnie w policzek. Wzdrygnęła się i uśmiechnęła. Jej ciało wypełniła fala ciepła. Następnie obrócili się na pięcie i podążyli w stronę ogrodu.
– A twoi rodzice? – zapytała zdziwiona Tanako.
– Nie przejmuj się nimi. Chodź, pokażę ci coś.
Przyciągnął ja do siebie i przeprowadził przez wielką liściastą bramę, usytuowaną niedaleko placyku. Ich nozdrza łaskotał intensywny zapach flory. W połączeniu z bijącym zewsząd aromatem kwiatów Tanako odpływała w nieznane. Silne ręce Jacka zapewniały jej bezpieczeństwo. Przy nim mogłaby nawet stanąć do walki z najgorszym przeciwnikiem na świecie. Kroczyła dumnie, lecz szybko opadała z sił, gdyż oszałamiała ją nawałnica zapachów. Ciekawa była, dokąd Jack ją prowadzi. Trwało to jednak za długo. Mijali tak wiele zakrętów i zielonych rond, że powoli traciła orientację w terenie. W końcu Jack, widząc, że Tanako lekko słaniała się na nogach, wziął ją na ręce. Zaniepokoił się złym samopoczuciem dziewczyny. Ku jej zdziwieniu szedł jednak dalej.
– Gdzie mnie prowadzisz? – wyjąkała cichutko Tanako.
– Do miejsca, w którym nigdy nie była żadna niewiasta. Wytrzymaj, kochanie.
Postanowił przyspieszyć kroku i po minucie marszu wydostali się z tunelu. Wykończony całodobową jazdą i upojnie spędzonymi chwilami, Jack nie mógł powstrzymać się od pokazania jej Wodospadu Pożądania. Sam ledwo stał na nogach, ale podjął już decyzję i musiał dotrzymać słowa. Gdy owiało ich rześkie powietrze, Japonka odetchnęła jakby parę minut wcześniej brakowało jej tlenu. Spojrzała na Jacka pełnymi od łez oczyma i wtuliła się w jego tors. Zamruczała i przymknęła oczy. Tamten uśmiechnął się w duchu i mijając zachodnią furtkę, zaczął schodzić z pagórka. Potem okrążył skarpę i wówczas usłyszał jednostajny odgłos szumiącej wody. Podniecony do granic możliwości zbudził Tanako i postawił ją na ziemi. Resztkami sił powlekli się na skraj klifu, z którego widać było spływającą do rzeki kaskadę wody. Skały pokryte były mech podobnymi roślinami. Nurt rzeki nie był gwałtowny, toteż można było bez problemu przejść na drugą stronę. Ćwierkanie ptaków i pluskanie wody łagodziły niepokój. Natura, nieprzewidywalna lecz przyjazna witała przybyszy z otwartymi dłońmi. W górze panował okrągły jak piłka księżyc. Otoczony pierścieniem gwiazd rzucał olśniewający blask na grań i otaczający ich krajobraz. Chmury popłynęły daleko na północ. Zupełnie jakby ktoś przepędził je machnięciem ręki. Dookoła nie było też ani żywej duszy.
Jack splótł jej prawą dłoń ze swoją. Dziewczyna, podekscytowana i zaskoczona odparła mu życzliwym uśmiechem. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek ujrzy coś tak nadzwyczajnego. Ba! Nigdy nie podejrzewała, że Jack może mieszkać tak blisko arkadii. Ach, ten mój misiek, pomyślała i wyszczerzyła zęby.
Ostatnio zmieniony czw 17 lip 2014, 09:01 przez growe, łącznie zmieniany 2 razy.
Kto pisze, ten żyje wiecznie.

2
Zmieniłbym kolejność zdań w pierwszym akapicie.

Było lato. Wiatr zachodni skierował się na wschód. Za nim podążyły stada ptaków. Słońce rzadko się tu pojawiało. Mniejsze chmury łączyły się z tymi większymi, tworząc nieprzeniknione ściany obłoków. Czasami, kiedy cisza panowała na rozdrożach powietrze przecinał odgłos przelatującego helikoptera.
Jack przyspieszył do siedemdziesięciu kilometrów na godzinę. Jego kabriolet wymijał samochody jak błyskawica.

Najpierw opis tła, trochę liryczny i poprzez helikopter miękko przechodzący w świat motoryzacji i wytworów ludzkiej inżynierii, działania i spodziewanej akcji.
W tej części stanów rzadko kto jeździł.
Nie bardzo rozumiem, o jakie stany chodzi. Jeśli o Stany Zjednoczone (takie państewko, spore), to należałoby dużą literą. A jeśli nie, to wyjaśnić o co chodzi. Względnie użyć liczby pojedynczej co byłoby w miarę logiczne.
toteż przyspieszenie do osiemdziesiątki kończyło się zazwyczaj dachowaniem.
Jeśli w milach, to od biedy mogę się zgodzić, z tym, że dlaczego akurat dachowaniem? Czołowego nie ma w repertuarze?
Wysokie na kilkanaście stóp drzewa przesłaniały krajobraz. Z głębi lasu wydobywały się przeróżne jazgoty i piski. W koronie drzew śpiewały ptaki.
Powtórzone drzewa.
Wilki lub lisy wychylały się, by popatrzeć na drogę, by potem zniknąć w czeluściach zagajnika.
Powtórzone „by”.
Na przykład: Wilki lub lisy wychylały się, aby popatrzeć na drogę, niknąc później / po czym niknęły w czeluściach zagajnika.
Tanako zapięła bluzkę pod szyją i wtuliła się w rękę kierowcy i przymknęła oczy.
Zamiast pierwszego „i” – przecinek.
Miała mały, różowy nosek. Usta nieco większe od przeciętnych, pomalowane na szkarłatny kolor. Kiedy otwierała oczy, źrenice miała brązowe i wielkie jak bile.
Powtórzone „miała”.
Do tego Tanako operowała tak urzekającym głosem, że pod ich wpływem rozpływał się on jak lody w upalne dni.
Rozpływa się pod jej głosem; czyli „pod jego wpływem”. I „on” niepotrzebne.
Ta poprowadziła ich pierw przez gaj, potem przez skoszoną łąkę.
Ta prowadziła najpierw przez gaj, potem...
Ziemia usłana była różnego rodzaju kamieniami,
„Ziemia usłana była różnymi kamieniami.” lub lepiej „Ziemia usłana była kamieniami”
Dziewczynie jednak w ogóle to nie przeszkadzało, ponieważ ani na chwilę nie przestała rozmyślać z zamkniętymi oczyma.
„ponieważ” do usunięcia
I chyba lepiej „nie przestawała”.
Znaleźli się przy brzegu szerokiego strumienia. Woda stąd parła przed siebie z nieziemską szybkością. Ryby skakały do góry jak poparzone. Jedna z nich uderzyła o maskę, co lekko zdekoncentrowało Japonkę. Jack, zdziwiony jej opanowaniem, przejechał na drugą stronę. Jechał powoli, ponieważ w tych rejonach łatwo było o wpadkę. Ostatecznie, widząc jak kilka metrów od niego biły się niedźwiedzie zjechał w dół doliny. Jego oczom ukazał się wtenczas rodzinny dwór.
To nie jest dobry fragment. Wymaga gruntownego przeredagowania.
– Jesteś wykończony, prawda? – zapytała z troską w głosie Tanako.
Imię Tanako jest tu zbędne.
– Zrób to sama.
???
Jack zadrżał, gdy ręka dziewczyny zjechała mu po klatce piersiowej.
„mu” do usunięcia. Wyrzucaj zaimki, kiedy tylko można. I tak zostanie ich za dużo.
z każdą kroplą potu na czole jej ciało domagało się miłości.
Przecinek przed „jej”.
Posiedzieli tak może z piętnaście minut,
„Trwali tak przez jakoś czas.”
W takich sytuacjach czasu się nie liczy, nawet nie dlatego, że nie jest ważny, ale dlatego, że po prostu nie istnieje. Zwłaszcza liczony z matematyczną dokładnością do jednej minuty.
wspominając stare, dobre czasy.
To teraz mieli złe?
Podjęli też temat studiów, wspólnego mieszkania i dzieci.
„Podjęli też temat”. Nie wiem co powiedzieć. Szczyty abstrakcji. Wspomniane tematy również.
Uznał, że pierw powinni się dobrze wybawić,
„najpierw”
by ostatecznie osiąść i wychowywać potomków.
To miała być ironia czy groteska?
Chłopak roześmiał się i ucałował Tanako w klatkę piersiową.
Mam wrażenie, że u kobiety ta część ciała jest określana innym słowem. Zwłaszcza w opisie takich sytuacji.
dodał Jack – Ale pewne części mojego ciała nie są w stanie już funkcjonować.
Albo kropka po „Jack”, albo „ale” mała literą.
po czym sprawdził godzinę w radiu.
„w radio”
W głuszy bawiły się ze sobą jakieś zwierzęta.
Była ciemna noc. Skąd wiedzieli, że zwierzęta się bawią i to ze sobą? O tej porze, to raczej polują.
Kierowca czuł się wtedy, jakby prowadził samolot na pasie startowym.
„wtedy” zbędne.
wszystkich stron budynek. Zbudowano go z jasnego
„budynek – zbudowano” - powtórzenie. Zamiast „zbudowano” może być „wzniesiono”.
Wiele z nich nawiązywało do mitologii greckiej. Dwa z nich były tak ogromne i mosiężne, że wysokością dorównywały samemu domowi.
Powtórzone „z nich”. W pierwszym zdaniu można usunąć i połączyć je ze zdaniem poprzedzającym.
Dwa z nich były tak ogromne i mosiężne, że wysokością dorównywały samemu domowi.
Wynika z tego, że jakby nie były mosiężne, to nie dorównywałyby wysokością.
Może tak: Dwa spośród nich, wykonane z mosiądzu, były tak ogromne, że...
Na balkonie na piętrze postawiono maszynę grającą.
Przecinek przed „postawiono”.
lecz wydobywały się z niej przeróżne melodie.
Zbyt infantylne i niezgrabne.
W całej posiadłości rozbrzmiewała więc kojąca serca piosenka, którą zakłócał jedynie świst powietrza.
„kojąca serca piosenka” i „świst powietrza' są nie do przyjęcia. Niszczysz nastrój jak możesz.
W tle domu widniały ogromne francuskie okna.
Okna, nawet francuskie, nigdy nie znajdują się w tle domu (tam może być na przykład jakiś pejzaż), lecz w ścianie czy fasadzie.
Obok na zewnątrz stały parasole i kilka ławek.
Obok domu nie może być „wewnątrz”. Zlokalizuj to jakoś. Na przykład: Obok werandy stały parasole i kilka ławek.
Gdy Tanako wyszła na zewnątrz ogrom dworu szlacheckiego przyćmił jej serce.
Przecinek przed „ogrom”.
To już zdążyła być wewnątrz? Nic o tym nie było.
I to, że ogrom domu przyćmił jej serce, jest równie egzaltowane, co nienaturalne.
Z daleka wydawał się być mały jak kamienica,
To kamienice są małe?
ale stając z nim twarzą w twarz człowiek wyobrażał sobie,
Bardzo niedobre porównanie i rażąco zbędne wprowadzenie „człowieka”.
Następnie obrócili się na pięcie i podążyli w stronę ogrodu.
Całe zdanie zgrzyta, a najbardziej „na pięcie”.
Przy nim mogłaby nawet stanąć do walki z najgorszym przeciwnikiem na świecie.
Kobieta tak od razu chciałaby stawać do walki?
że Tanako lekko słaniała się na nogach, wziął ją na ręce.
„słania się”
– Gdzie mnie prowadzisz? – wyjąkała cichutko Tanako.
Zdaje się, że wziął ją na ręce, a nie prowadził. Najwyżej niósł.
Jack nie mógł powstrzymać się od pokazania jej Wodospadu Pożądania.
„jej” do usunięcia.
Skały pokryte były mech podobnymi roślinami.
Skały pokryte były podobnymi do mchu roślinami.
Skały pokryte były mech podobnymi roślinami. Nurt rzeki nie był gwałtowny, toteż można było bez problemu przejść na drugą stronę.
Były – był – było. Trzeba przeredagować. Na przykład: Skały pokrywały podobne do mchu rośliny. Niezbyt gwałtowny nurt rzeki, umożliwiał / pozwalał na łatwe przejcie na drugą stronę.
Natura, nieprzewidywalna lecz przyjazna witała przybyszy z otwartymi dłońmi.
Rozumiem, że metafora, ale te dłonie natury... poszukałbym czegoś innego.
Jack splótł jej prawą dłoń ze swoją.
Napisałbym: Jack ujął delikatnie jej prawą dłoń i splótł ze swoją.
Ach, ten mój misiek, pomyślała i wyszczerzyła zęby.
I tak dobrze, że tylko wyszczerzyła te zęby, a nie ugryzła.
A zdaje się miało być romantycznie...

Pomimo licznych potknięć i rażących błędów, tekst sprawia dość sympatyczne wrażenie. Rozumiem, że to tylko początek; tytuł też nie ma żadnego połączenia z treścią. Jest sporo niezłych miejsc, zwłaszcza opisów, aczkolwiek niepełnych i niedopracowanych, ale budujących dobry, klimat i plastyczny obraz. Fragmenty zbliżenia pary kochanków również do przyjęcia. Widoczne jest natomiast pewne niezdecydowanie, w którym kierunku ma pójść fabuła i co chcesz przedstawić. Stylistycznie nierówny i rozchwiany, ale jeśli to ma być pierwszy tekst, to nie jest źle. W każdym razie na pewno masz potencjał i choć czeka Cię sporo trudu, to warto go podjąć.

3
Cześć. Zajrzałem, więc zostawię komentarz. Tekst mi się nie spodobał, choć wprowadził mnie w dobry nastrój. Ale to efekt czegoś, czego raczej sobie nie zaplanowałeś.
Jack przyspieszył do siedemdziesięciu kilometrów na godzinę. Jego kabriolet wymijał samochody jak błyskawica.
He he. Siedemdziesiąt na godzinę i błyskawica. To ja na drogach poruszam się w okrętem międzygwiezdnym.
Wiatr zachodni skierował się na wschód.
Zachodni wiatr wieje z zachodu. Można powiedzieć, że wieje na wschód, choć nie jest to poprawne, bo tak naprawdę nie wiemy dokąd wiatr wieje, tylko skąd. Wracając do meritum, ze zdania i tak wynika, że wiatr nie zmienił kierunku.

Czasami, kiedy cisza panowała na rozdrożach powietrze przecinał odgłos przelatującego helikoptera.
Helikoptery wylatywały wtedy, gdy było cicho?
W tej części stanów rzadko kto jeździł.
Ale za to skakano, przechadzano się i ścigano się z wilkami. Może lepiej mało kto się tu zapuszczał, może inaczej.
Nie było latarni, a szarówka wkraczała tu po szesnastej.
Latem? Na jakiej planecie się dzieje akcja?
Jazda po zmroku była niebezpieczna, toteż przyspieszenie do osiemdziesiątki kończyło się zazwyczaj dachowaniem.
Niestabilny ten kabriolet.
Wysokie na kilkanaście stóp drzewa przesłaniały krajobraz.
A przed chwilą tyle napisałeś o tym co się dzieje na niebie. Choć z drugiej strony pięciometrowe drzewa to nie są jakieś olbrzymy, zastanawiam się nawet, czy bohater nie wjechał do jakiegoś świeżo posadzonego zagajnika.
Z głębi lasu wydobywały się przeróżne jazgoty i piski.W koronie drzew śpiewały ptaki.
Słychać to z kabrioletu? Pędzącego jak błyskawica w dodatku. Jeśli nie, to po co o tym wspominać (Ostrzeżenie: ta opinia jest całkowicie subiektywna: Koniec ostrzeżenia). Poza tym w koronach drzew, a nie koronie.
W dole trzeszczały krzaki.
No nie bardzo. Widziałeś i słyszałeś kiedyś trzeszczący krzak? Na pewno nie robił tego sam z siebie.
Liście tańczyły w powietrzu, a ponieważ były ich dziesiątki (zwłaszcza na ziemi) opuszczały brązowe zacisze i atakowały drogę.
Mam dość silne wrażenie, że liście w tym lesie obdarzone są inteligencją i w dodatku współpracują lepiej niż niektóre naczelne.

– Ile jeszcze do celu? – zapytała Tanako, machając rękami dookoła, by odgarnąć liście z twarzy i włosów.
To tylko utwierdza mnie w przekonaniu.
No i jeszcze jedno. Czy Tanako jest na jakiejś misji jednostki specjalnej, że pyta się w ten sposób? Daleko jeszcze, skarbie - to pierwsze co mi się nasuwa by to polepszyć.

– Wiesz, że bardzo mi się chce.
– Pięć minut. Zaraz się tobą zajmę.
Przez chwile myślałem, że chce zrobić postój w lesie, tylko w sprawie nie wartej opisu. Ehhh, ja niemądry.

Tanako zapięła bluzkę pod szyją i wtuliła się w rękę kierowcy i przymknęła oczy.
Dwa razy i.
Natychmiast rozluźnił wszystkie mięśnie i pogłaskał jej kasztanowe włosy.
Czyli jednak coś napiął. Może nawet więcej niż Autor mówi :twisted:

Codzienna pielęgnacja sprawiła, że dłoń zjeżdżała po nich jak sanki z górki.
Ale rączka ma frajdę!
W odbiciu wewnętrznego lusterka wyglądała jak postać z bajki.
Mandacik za źle ustawione lusterko.

Kiedy otwierała oczy, źrenice miała brązowe i wielkie jak bile.
Gdy je zamykała, to miała inne? Poza tym źrenice są czarne. Zawsze.

Jack kochał je najbardziej. Do tego Tanako operowała tak urzekającym głosem, że pod ich wpływem rozpływał się on jak lody w upalne dni.
Gubię się w tym opisie. Pod czym się rozpuszczał?

Ziemia usłana była różnego rodzaju kamieniami, toteż pojazd trząsł się jak galareta.
Nawet w Polsce nie spotkałem ziemistej drogi obsypanej tak dużymi kamieniami, które wprawiłyby samochód w takie palpitacje. Specjalnie je tam położyli? A jeżeli nie było drogi, to przyznam, że warto byłoby obdarzyć bohaterów samochodem terenowym.
Dziewczynie jednak w ogóle to nie przeszkadzało, ponieważ ani na chwilę nie przestała rozmyślać z zamkniętymi oczyma.
W rzeczywistym świecie te rozmyślania skończyła by z siniakiem, albo nadwyrężonym karkiem.
Woda stąd parła przed siebie z nieziemską szybkością
Rozumiem że nieziemska, to jakieś kilka węzłów?

Jedna z nich uderzyła o maskę, co lekko zdekoncentrowało Japonkę.
Boże, najpierw liście, teraz ryby. Uciekajcie stamtąd. Ciekawe, że Japonka nie zdekoncentrowała się na wertepach, a atakująca ryba już lekko na niej to wymogła. I nad czym nasza panna tak się koncentrowała? Nad dumaniem?
Jechał powoli, ponieważ w tych rejonach łatwo było o wpadkę.
Las, rzeczka no no... A to chodzi pewnie o wypadek. :oops:
Ostatecznie, widząc jak kilka metrów od niego biły się niedźwiedzie zjechał w dół doliny. Jego oczom ukazał się wtenczas rodzinny dwór.
Bijące się niedźwiedzie, to taki drogowskaz? Ogólnie występuje tu takie zagęszczenie fauny i flory, że przeszło mi przez myśl, że przejeżdżali przez zoo.

Pit-stop.
Do tej pory jest źle. Przepraszam, że sobie poprawiam humor tym tekstem, jednak sam się o to prosi. Opisy w wielu miejscach są do przeredagowanai. Nie mówię oczywiście, że należy się ich pozbyć, ale wydaje mi się że wstawiłeś je trochę na siłę, a potem powychodziły kwiatki.
– Kochasz mnie, Jack? – mruknęła dziewczyna.
– Tak, złotko. Zobacz, właśnie dojechaliśmy.
Dobrze, że dojechali, bo nie miałby argumentu. ,

Ich zapach mimo lekko otwartego okna, połaskotał nozdrza obojga kochanków
Kiedy oni zamknęli dach? No i połaskotała nozdrza? Jakoś tak dziwnie.

Przepiękne żonkile i róże dziesiątkami upiększały czarną jak noc ziemię. Nie znalazł się tam żaden niechciany gość, co zaskoczyło Jacka, który nie spodziewał się aż tak imponującej precyzji gospodarza.
Pewnie chodziło ci o robaki... W końcu co to za ogród, w którym chowają się menele, czy inni jegomoście. Ale nawet jeżeli chodziło o robaki, to czy ten DŻACK ma rentgen w oczach, że widzi z daleka, że kwiatki ładnie są odrobaczone?
Gwiazdy ukazujące się zza chmur zaczęły błyszczeć jak latarnie.
Bez przesady. Latarnie? No i na wieczór się rozpogodziło oczywiście. Słońce rzadko bywa, ale gwiazdki zobaczyć trzeba. O dwudziestej w lecie. W Polsce o tej porze chyba by się nie udało wypatrzyć gwiazd, może jedną, dwie.
Jack pchnął furtkę z całych sił, po czym zmęczony wrócił za kierownicę.
To brzmi jakby zmęczył się pchaniem furtki.
– Jesteś wykończony, prawda? – zapytała z troską w głosie Tanako.
Nie musiał odpowiadać. Rezultaty całodziennej jazdy były widoczne na twarzy i rękach.
Pogryziona i poobijana twarz przez krwiożercze liście i latające ryby.

No więc, jesteś facetem czy nie?
– Zrób to sama.
Tu mało nie spadłem z krzesła. Ze śmiechu, oczywiście.
Misiu – zaśpiewała Tanako, głaszcząc policzek chłopaka – Chcesz odmówić sobie takiej przyjemności po całym dniu jazdy?
Co to za utwór muzyczny?
Jack zadrżał, gdy ręka dziewczyny zjechała mu po klatce piersiowej. Zmęczenie znikło, pojawiła się euforia.
Hurra, zjechała mu po klatce piersiowej. Ręka zjechała mu. Późno już trochę... Euforia tu trochę nie pasuje.
Nieśmiała gra wstępna przerodziła się szybko w głębokie i energiczne uczucie.
Nieśmiała? Ręka na klacie, całowanie, wchodzenie na nogi - co tam nieśmiałego?

Złączeni nierozerwalną więzią
Mam nadzieję, że chodzi o miłość.
Chłopak sceptycznie podchodził do ostatniej kwestii. Uznał, że pierw powinni się dobrze wybawić, by ostatecznie osiąść i wychowywać potomków. Dziewczyna podzielała jego zdanie. Sama w końcu nie bardzo różniła się od niego.
Wyobrażam sobie taki dialog:
- A co myślisz o dzieciach? - zapytała Japonka.
- E, jestem sceptycznie nastawiony do tej kwestii. Trzeba się wybawić, potem osiądziemy i wychowamy potomków.
- Też tak myślę - rzuciła Tanako i zacisnęła wargi. Przypomniała sobie, że nie wzięła dziś pigułki.
Chłopak roześmiał się i ucałował Tanako w klatkę piersiową.
A może daj jej cios czołem w szczękę? Poza tym, zeszła już z niego czy nie. W aucie jest jeszcze kierownica i jakby nie patrzeć ogranicza niektóre manewry.

Ubrali się tak szybko jak to było możliwe
Dlaczego tak się śpieszyli?
przypominały wielkie stojące bez ruchu kukły. Podmuch wiatru wprawiał je w ruch.
Widzisz błąd?
Nieprzenikniona ciemność przepływała przez nie jak woda przez zniszczoną tamę
Co to znaczy?
Pointrygowana Tanako próbowała je dostrzec, ale zniechęcona wysiłkiem wróciła do przeczesywania drogi.
Po co przeczesywała drogę? Liczyła, że jak zacznie szukać zwierząt na drodze, mimo że są gdzie indziej, to i tak się tam pojawią?

Gdy Tanako wyszła na zewnątrz ogrom dworu szlacheckiego przyćmił jej serce.
Ciekawy przypadek dla zajmujących się medycyną.
- Do miejsca, w którym nigdy nie była żadna niewiasta.
Prowadzi ja do kopalni węgla, czy na lan party?
Gdy owiało ich rześkie powietrze, Japonka odetchnęła jakby parę minut wcześniej brakowało jej tlenu.
Jakby parę minut wcześniej brakowało jej tlenu, to raczej już nie mogłaby odetchnąć.
Ach, ten mój misiek, pomyślała i wyszczerzyła zęby.
Zakończenie godne opowieści o wampirach.
Poza tym ja bym to zapisał tak: Ach ten mój misiek - pomyślała i wyszczerzyła zęby.


To tyle ode mnie. Jak na pierwszy tekst nie jest tragicznie. Jak przypomnę sobie swój pierwszy tekst to mnie ciarki przechodzą i rzeczywiście, masę błędów miałem podobnych, wynikających z braku zauważenia różnic, miedzy tym co myślałem, że napisałem, a tym co da się z tego odczytać. Przyznam, że w wielu miejscach mogłem się czepiać trochę na wyrost, ale przynajmniej zauważysz, co tacy wybiórczy pedanci jak ja mogą uznać za śmieszne, nielogiczne i tym podobne.
Jeszcze na pocieszenie, chciałem powiedzieć, że takie teksty to raczej nie moje klimaty i może stąd się wzięło kilka dodatkowych uwag.
Na plus dodam, że opowiadanie ma swój klimat unoszącej się aury miłości wśród dzikiej, ale jednak niegroźnej natury (mimo moich kąśliwych uwag) i wydaje mi się, że gdybyś popracował nad tym tekstem, to w dalszej części można by zabawić się w zburzenie tej idylli :twisted:
Pozdrawiam i powodzenia.

zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony czw 17 lip 2014, 09:00 przez MTszewski, łącznie zmieniany 1 raz.

4
Gorgiasz robisz tu na Wery niesamowitą pracę - przebrnąć pezez tyle tekstów rozmaitej masci - to coś niesamowitego. Mam nadzieje że ktoś to wreszcie doceni.
Ale ja jeszcze w sprawie tekstu
growe pisze:Nie było latarni, a szarówka wkraczała tu
no te latarnie... musisz bardziej uwazac jakie informacje przekazujesz czytelnikowi i jakie to ma powiązanie z resztą tekstu
growe pisze:W koronie drzew śpiewały ptaki. W dole trzeszczały krzaki. Wilki lub lisy wychylały się, by popatrzeć na drogę, by potem zniknąć w czeluściach zagajnika. Liście tańczyły w powietrzu, a ponieważ były ich dziesiątki (zwłaszcza na ziemi) opuszczały brązowe zacisze i atakowały drogę.
Rozumiem, że chcesz opisać ciekawie co dzieje się wokół - ale = informacje przekazywane czytelnikom muszą być jasne i czytelne nawet wtedy gdy są zagmatwane. Ale opis krajobrazu nie może być zagmatwany = to może dotyczyć mysli bohatera lub jego wyobrażeń. Krajobraz jest taki jak kazdy widzi, może być tylko różnie opisany, ale opisany czytelnie dla odbiorcy :)
A w sumie coś w tym tekście jest takiego, że czyta sie go przyjemnie - choć zgrzyta okrutnie = ale to wykazali juz moi przedmówcy.
Chociaż ja bym się spierała czy w tym miejscu:
growe pisze:Wysokie na kilkanaście stóp drzewa przesłaniały krajobraz. Z głębi lasu wydobywały się przeróżne jazgoty i piski. W koronie drzew śpiewały ptaki
czy słowo drzewa na pewno nie może być powtórzone. Co prawda konstrukcja zdań do poprawy, jednak czy słowa...?
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

5
Ten tekst miał być tylko odskokiem do fantasy. Skończyłem akurat czytać Meyer i jej "Zmierzch" i pomyślałem, że napiszę coś podobnego ;-) Dziękuję wszystkim za analizę. Poprawki naniosę, jak znajdę wolny czas ;-)
Kto pisze, ten żyje wiecznie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron