Testament

1
Paweł Ostaszewski był bardzo zdziwiony, kiedy dowiedział się, że stryj przepisał na niego swój dom. Dziwaczny krewny nie utrzymywał kontaktów z rodziną, która i tak nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Mimo to, mógł wybrać innego spadkobierce niż Pawła, który owego stryja widział na oczy tylko raz lub dwa i to kiedy był mały. Paweł choć był zaskoczony, nie narzekał. Ceny nieruchomości idą cały czas w górę, a dostać w spadku dom, to jak wygrać z rakiem. Po spełnieniu wszystkich formalności wziął w pracy parę dni wolnego i postanowił pojechać obadać swoją nową posiadłość. W ciągu paru godzin jazdy, znalazł się na pograniczu polsko – białoruskim. Dalej jednak nie wiedział co czynić, gdyż GPS nie potrafił znaleźć wsi Szeptuchowo. Błądził tak przez niemal godzinę, aż spotkał jakąś starą babuchnę, która wskazała mu kierunek. Wieś rzeczywiście była trudna do znalezienia, gdyż prowadziła do niej jedynie wąska, leśna droga. Nie było też żadnego kierunkowskazu. Gdy wyjechał z lasu, ukazała mu się wieś ukryta w puszczy. Jadąc główną drogą, nikt by nie pomyślał, że za tą ścianą lasu znajduje sie normalna wieś, razem z pastwiskami i polami uprawnymi.
Paweł przejechał całą osadę, ale nigdzie nie znalazł domu o numerze 16. W końcu podjechał do mężczyzny idącego drogą.
- Dzień dobry. Przepraszam, może mi pan powiedzieć jak trafić do domu Eryka Ostaszewskiego?
- A po co to panu?
- Siostrzeńcem jego jestem.
- Moje kondolencje.
- A tam. Nawet go nie znałem.
- Minie pan jeszcze dwa domy i skręci w lewo, tam ujrzy pan brązowy dom z zielonymi okiennicami.
- Dziękuję!
Dom był w niezbyt zadbanym stanie, a podwórze zaś zarośnięte. Paweł zajrzał w okna, lecz przez brudne szyby nic nie było widać. Wszedł na ganek, wsadził klucz do drzwi i... coś powstrzymywało go przed przekręceniem klucza. Jakiś szósty zmysł, instynkt samozachowawczy. Spojrzał na jedno z okien. Mógłby przysiąc, że na szybie był czyjś zaparowany oddech, a firanka się ruszała, jakby ktoś właśnie odszedł od okna. Paweł odsunął się od drzwi.
- Klucz nie wchodzi?
Za nim stał facet spotkany wcześniej. Paweł nawet nie słyszał, jak zaszedł go od tyłu.
- Nie. Wszystko w porządku - odpowiedział, otrząsnąwszy się z irracjonalnego strachu.
- Przepraszam za moją wcześniejszą nieufność. Po prostu pana stryj, to był dziwny typ i nikt go nie odwiedzał oprócz innych dziwnych typów. Przyjechał pan tu po jakieś rzeczy?
- Nie. Żeby obejrzeć dom. Stryj przypisał mi go w testamencie.
- No to witam w sąsiedztwie. Witek jestem.
Mężczyźni najpierw przeszli na ty, a potem przeszli przez próg drzwi. W domu panował nieład, a do tego, wszystko było zakurzone i pokryte pajęczyną. Wyglądało to, jakby Eryk Ostaszewski umarł nie miesiąc, a sto lat temu.
- Powiedz coś o moim stryju. Dlaczego był z niego dziwny typ? Wstyd przyznać, ale z pewnością znałeś go lepiej niż ja.
- A co tu dużo mówić. Odludek był z niego straszny i dziwak. Parał się magią i zbierał dziwne rzeczy.
- Magią? - Paweł spojrzał na swego rozmówce z niedowierzaniem.
- Możesz sobie kpić, ale tutaj ludzie wierzą w różne rzeczy. Różne rzeczy też widzieli. Twój stryj jednak robił coś innego niż to, co robią zwykłe wiejskie szeptuchy. Z domu często dochodziły różne dźwięki. Czasem był to hałas, jakby ktoś niszczył meble, czasem jakieś nieludzkie wrzaski. Pamiętam, że kiedyś nawet zabił wszystkie okna deskami. Co do dźwięków to... niektórzy słyszeli coś dobiegającego z domu nawet ostatnio, po jego śmierci.
- Ty chcesz mnie nastraszyć, żebym tu nie zamieszkał co? - spytał Paweł żartobliwym tonem. Być może zrobił to, by uspokoić samego siebie i nie pokazać, że to miejsce zaczęło go przerażać.
- Dobra, może zajrzę do ciebie potem, żeby sprawdzić czy niczego ci nie trzeba, okej?
- Okej.
Paweł chodził po domu i robił listę rzeczy, które trzeba będzie wyremontować. Szykowało się sporo wydatków, ale czuł, że warto. Będzie miał wymarzony dom na wsi, gdzie będzie mógł odpoczywać na wakacjach. Tak się rozmarzył, że aż zapomniał o strachu, który czuł wcześniej. Marzenia jednak się rozwiały i pojawił się niepokój. Niczym nieuzasadniony wszechogarniający niepokój. Na początku był mały, ledwo wyczuwalny. Powiększał się wraz z nadchodzącym zmierzchem.
Obchodząc wcześniej teren posesji, znalazł miejsce na ognisko. Udał się teraz tam, biorąc z samochodu czteropak piwa. Choć wiedział, że prędzej, lub później będzie musiał wrócić do starego domu, wolał to odwlec. Początkowo czas mijał miło. Ogień wesoło tańczył, słońce pięknie zachodziło, barwiąc na pomarańczowo bezchmurne niebo, a piwo... piwo było dobre. Czas mijał tak szybko, że Paweł nawet się nie zorientował, kiedy nadeszła noc. Ku jego zaskoczeniu, ta noc była... kompletna i totalna. Choć wcześniej niebo było bezchmurne, teraz nie było widać żadnych gwiazd ani księżyca. Mrok był tak gęsty, że nie widział nic poza ogniskiem. Takiej absolutnej czerni powinna towarzyszyć cisza, jednak mrok wypełniało wiele różnych dźwięków. Wszystkie zwierzęta we wsi podzielały pawłowy niepokój. Krowy muczały jak zarzynane, psy szczekały i wyły. Paweł co chwilę obracał się nerwowo, słysząc, jak coś przebiegało po trawie. Miał teraz okropny dylemat. Zostać przy ognisku, czy pójść do domu. W żadnym z tych miejsc nie czuł się bezpiecznie.
Siedział jeszcze chwilę, aż dojrzał coś, czego nie potrafił zrozumieć. Choć panował totalny mrok, widział różne cienie i tylko dlatego mógł je zobaczyć, bo były utkane jakby z jeszcze głębszej czerni. Były różnych kształtów. Niektóre przypominały człowieka, a niektóre były mniejsze.
Nie wiedział, czy widzi coś nienazwanego, czy zaczął odchodzić od zmysłów. Pojawiły się też białe smugi o podobnych kształtach. Momentami myślał, że ma jakieś mroczki przed oczami. Bo jakby mógł je widzieć, skoro nie widział nic na metr od ogniska. Mężczyzna chciał teraz uciec stąd, uciec gdziekolwiek. Wziął swoją latarkę i ruszył pospiesznie w stronę domu, nawet nie kłopocząc się gaszeniem ogniska.
Przyspieszył kroku, gdy coś koło niego przebiegło. Zaczął biec, gdy coś dotknęło jego ramienia. Już niemal będąc przy domu zatrzymał się, ponieważ usłyszał głos jakiejś kobiety. Nie potrafił wychwycić żadnych słów, ale nawijała ciągle, jak radio. W nadziei na znalezienie towarzystwa, poszedł w stronę głosu. Zatrzymał się i poświecił latarką. Głos dochodził z krzaków przy płocie. Nie miał zamiaru tego sprawdzać.
Otworzył po omacku drzwi, a potem namacał włącznik. Następnie chodził po wszystkich pokojach zapalając wszędzie światła. Kolejną czynnością było zasłonięcie wszystkich okien. Po uczynieniu wszystkich tego wszystkiego, nie wiedział co robić dalej. Wziął pogrzebacz, jakby mógł mu w czymś pomóc i krzątał się po domu bez celu. Wszędzie widział przedmioty, których znaczenia mógł się tylko domyślać i książki w językach, o których nigdy nie słyszał.
Usiadł na bujanych fotelu i czekał. Jednak nie wiedział dokładnie na co. O śnie, w każdym razie nie mogło być mowy. Wkrótce pojawił się ból głowy, który z czasem zaczął się nasilać. Czuł jakby ktoś mu stukał młotkiem w głowę, chcąc rozbić czaszkę i dostać się do środka. Paweł był teraz bliżej szaleństwa, niż kiedykolwiek wcześniej. W głowie rozbrzmiało mu okropne brzęczenie. Po dwóch sekundach dotarło do niego, że to dzwonek do drzwi.
- Kto tam? - krzyknął, nie ośmielając się otworzyć drzwi.
- To ja, Witek.
Paweł otworzył, a tubylec nie czekając na zaproszenie wszedł i szybko zamknął drzwi.
- Szalona noc, co? Masz pecha chłopie. Przyjechać akurat dzisiaj...
- Ale o co właściwie chodzi?
- Zrób nam kawy. To będzie długa noc...
Po niedługim czasie mężczyźni już siedzieli pijąc, jak to się mówi, kawę czarną jak noc. Jednak dzisiejsza noc była jeszcze czarniejsza.
- Nie martwię się o to, czy mi uwierzysz czy nie, bo pewnie sam zauważyłeś, że coś się dzieje. Chciałbym ci opowiedzieć tę historię od początku, jednak nawet najstarsi ludzie już jej nie pamiętają. W każdym razie, las otaczający wieś, żyje. Żyje jakąś własną świadomością, a w nim żyje mnóstwo różnych, nienazwanych bytów. Wieki temu była jakaś wojna, nikt już nie pamięta jaka, możliwe że jakiś najazd Tatarów, czy innych Moskali. Wraz z pochodem wojsk wszystkie wsie i miasta były palone, a ludzie razem z nimi. Wtedy ludzie ze wsi zawarli z leśnymi duchami pakt. Wieś zostanie ukryta, póki niebezpieczeństwo nie minie, ale za to raz w roku ta osada będzie należeć do lasu. Jedna noc w roku, kiedy duchy mogą harcować po niej.
- Czy mogą nas skrzywdzić? - spytał Paweł, który cały czas słuchał Witka, z szeroko otwartymi oczami i tak samo otwartą buzią.
- A różnie to bywa. Czasem po prostu hulają po wsi, czasem coś narozrabiają, powysysają krew z krów, porozwalają meble i tym podobne. Czasem kogoś porwą. Moja prababcia opowiadała, że kiedyś, podczas takiej nocy, jeden z duchów opętał jej koleżankę i został w niej już na zawsze. Wieś jednak trochę na tym skorzystała, ponieważ leczył ludzi lepiej, niż jakakolwiek szeptucha.
- Jeżeli mój stryj zajmował się magią, to nic dziwnego, że wybrał to miejsce.
- Wiesz... – Witek ściszył głos. - Czasem ludzie bardziej bali się twojego stryja niż duchów z lasu.
Na te słowa, Pawła rozbolała go głowa jeszcze bardziej. Natarczywy ból nabierał na sile. Paweł obawiał się o swoje zmysły. Czuł jakby ktoś chciał wejść do jego głowy. Widać było, że toczy jakąś wewnętrzną walkę, więc postanowił opisać Witkowi swoje uczucia.
- Naprawdę nie wiem jak ci pomóc. Musisz wytrzymać do świtu, wtedy to się skończy. Mów do mnie coś. Byle co.
Wtedy Paweł mówił co mu tylko przyszło do głowy. O tym jak w barze poderwał jakąś laskę, czy też o tym jaki wielki kutas jest z jego szefa. Ból jakby ustawał, znowu poczuł się lepiej.
- Witek, a czy ludzie nie mogliby akurat raz w roku na jedną noc opuścić wsi?
- Nie. W tym jest cały problem, że to nie dzieje się regularnie. Raz w roku, ale jakiego dnia to nie wiadomo. Teraz mamy wrzesień, ale rok temu to było to trzeciego lutego. Było naprawdę strasznie biorąc pod uwagę, że tego dnia nie było prądu we wsi z powodu jakiejś awarii.
- A gdyby spróbować stąd uciec?
- Jak? Nie zauważyłeś, że droga ze wsi prowadzi przez las?
- I nikt nigdy nie próbował?
- Ktoś tam kiedyś próbował. I nie wrócił. Był też kiedyś jakiś przyjezdny. Jechał przez las wiele godzin, dopiero o świcie udało mu się wyjechać na główną drogę. Do tego całkowicie oszalał. Myślał, że będzie jechał przez ten las w nieskończoność. Przez okno w samochodzie widział stojące przy drodze postacie, których nie umiał nawet opisać.
Witek mówiłby dalej gdyby światło nie zaczęło migotać. Obaj zerwali się na nogi wyczuwając niebezpieczeństwo i... czyjąś obecność. Paweł aż krzyknął, widząc postać w rogu pokoju. Dużą, brodatą i posępną. Stryj.
- Bij go! - krzyknął Witek do Pawła, który nie rozstawał się z pogrzebaczem.
Paweł jednak stał sparaliżowany. Dopiero, gdy stryj zrobił kilka kroków w przód, wyciągając swoją rękę w stronę siostrzeńca, ten ocknął się krzycząc z przerażeniem i uderzył swojego zmarłego stryja. Widmo zniknęło. Światło wróciły do normy.
- Co...? Jak...? Zabiłem go? - dukał nie mogąc się otrząsnąć.
- Nie możesz zabić ducha. - Witek też był trochę przestraszony, ale zachował zimną krew. - Ale nie lubią one żelaza, osłabia ich. Przepędziłeś go. Tymczasowo.
Paweł nagle złapał się za głowę. Stryj atakował jego umysł z podwójną siłą. Momentami czuł, jakby przebił mu czaszkę, włożył do środka rękę i zaczął mieszać w jego umyśle, jak zupę w garnku. W głowie pojawiały mu się losowe myśli, przed oczami widział przypadkowe obrazy.
- Ej, Paweł! Mów do mnie! - potrząsał nim Witek, widząc, że jest gorzej niż wcześniej.
- Zapomniałem schować truskawek do lodówki, pewnie już zgniły. Maryśka załóż szalik bo jest zimno i się przeziębisz, a wtedy będę musiał zmienić tapicerkę w samochodzie. Legia chuj. Co?
- Mów do mnie, ale z sensem – Witek potrząsał Pawłem, który zaczął przytomnieć.
I tak mijały następne godziny. Rozmawiali o czymkolwiek, żeby tylko czymś zająć pawłowy umysł. Czasem było całkiem w porządku. Czasem Paweł tylko czuł, jak ktoś się dobija do jego głowy. A momentami było tak jak przed chwilą.
Witek odsłonił firankę i się uśmiechnął. Świtało już. Najczarniejsza noc w roku się skończyła.
- Paweł, patrz. Świta. Już po wszystkim - zaśmiał się radośnie. - Chcesz iść spać, czy może czegoś się napijemy?
Paweł który dotychczas się wpatrywał w podłogę, podniósł teraz głowę.
- Witek, Witek. Kiedy w końcu oddasz mi siekierę, którą pożyczyłeś tyle czasu temu?
Nie wierzę i nigdy nie uwierzę w żadne utopie, ale za to wierzę we wszelkie możliwe antyutopie.


http://edwardhorsztynski.blog.pl/

https://www.facebook.com/pages/Edward-H ... 81?fref=ts

2
Lubię czytac to co piszesz, ale w pewnych miejscach mi zgrzytneło:
E.Horsztyński pisze:Ceny nieruchomości idą cały czas w górę, a dostać w spadku dom, to jak wygrać z rakiem
dla mnie porównanie nie adekwatne
E.Horsztyński pisze:Gdy wyjechał z lasu, ukazała mu się wieś ukryta w puszczy.
Za szybko ta wies, przydało by sie zadanie spowalniające - ale podsycające ciekawość
E.Horsztyński pisze:Mężczyźni najpierw przeszli na ty, a potem przeszli przez próg drzwi.
urocze podkrecenia akcji :) - nie zeby było coś nie tak...
E.Horsztyński pisze: Niczym nieuzasadniony wszechogarniający niepokój. Na początku był mały, ledwo wyczuwalny. Powiększał się wraz z nadchodzącym zmierzchem.
Tu odwróciłabym kolejnośc najpierw zmierzch - a co niech i czytelnik poczuje niepokój, a potem o niepokoju bohatera
E.Horsztyński pisze:bo były utkane jakby z jeszcze głębszej czerni. Były różnych kształtów
za blisko siebie te - były
E.Horsztyński pisze:Otworzył po omacku drzwi,
Ale chyba najpierw musiał się cofnąć od tych krzaków- gdziekolwiek one były
tzn. za szybko sie dzieje- byc przed domem i naraz przed drzwiami
E.Horsztyński pisze:otwartą buzią.
buzia bardziej mi do dziecka pasuje...
E.Horsztyński pisze:Światło wróciły do normy.
niezbyt logiczne zdanie
E.Horsztyński pisze: Zabiłem go? - dukał nie mogąc się otrząsnąć.
Dukał raczej z wielkiej litery
No nie powstrzymam się= i co dalej?
Czekam na ciąg dalszy i nie interesuje mnie czy w twoim zamierzeniu on istniał, ja chcę czytać dalej :lol: :lol:
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

3
Paweł Ostaszewski był bardzo zdziwiony, kiedy dowiedział się, że stryj przepisał na niego swój dom. Dziwaczny krewny nie utrzymywał kontaktów z rodziną, która i tak nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Mimo to, mógł wybrać innego spadkobierce niż Pawła, który owego stryja widział na oczy tylko raz lub dwa i to kiedy był mały. Paweł choć był zaskoczony, nie narzekał.
Osobiście zgrzytam na rozpoczęcie imieniem i nazwiskiem. Uczucie jak przy rozpoczęciu kabaretu od szczegółowego wyjaśnienia czym ma być Bozon Higgsa.
Mamy tu trzy linijki i trzy razy powtarzasz imię. Stryja mogłeś zastąpić np: wujkiem.
polsko – białoruskim.
polsko-białoruskim
Wieś rzeczywiście była trudna do znalezienia, gdyż prowadziła do niej jedynie wąska, leśna droga. Nie było też żadnego kierunkowskazu. Gdy wyjechał z lasu, ukazała mu się wieś ukryta w puszczy. Jadąc główną drogą, nikt by nie pomyślał, że za tą ścianą lasu znajduje sie normalna wieś, razem z pastwiskami i polami uprawnymi.
Z powtórzeniami pasuję :) W ostatnim zdaniu w się brakuje ogonka.

Masz krótki dialog z zerowymi didaskaliami. Może warto dodać jakieś z np: tonacją głosu, czy gestami? To też budowa postaci.
Dom był w niezbyt zadbanym stanie, a podwórze zaś zarośnięte
Wybój. Może wyrównać przestawiając np: stanie, zaś podwórze zarośnięte. ?
Będzie miał wymarzony dom na wsi, gdzie będzie mógł odpoczywać na wakacjach.
Coś mi się zdaje, że ten Paweł musi nieźle zarabiać.
książki w językach, o których nigdy nie słyszał.
ciekawe skąd wie, że o nich nigdy nie słyszał :P
Jednak nie wiedział dokładnie na co. O śnie, w każdym razie nie mogło być mowy.
w każdym razie to dla mnie wtrącenie, a wtedy przecinek z obu stron.

Dużo powtórzeń, za dużo jak dla mnie. Interpunkcja też chyba nie najlepsza, ale ja wolę jej nie wytykać, bo sam robię na czuja. Fabuła mnie nie porwała, najlepsze było na początku, zaciekawienie, potem już po prostu doczytałem. Tu chyba mogę to wyjaśnić dość prosto, nie znam dobrych horrorów, chyba po prostu nie czuje ich klimatów :) Końcówka też mnie nie zaskoczyła, wręcz spodziewałem się podobnego tekstu. Dużą podpowiedzią było stwierdzenie, że bardzo się różni od szpetóchów. Znaczy był tym złym, a tacy to chyba zawsze próbują oszukać śmierć. Bardziej by mnie zaskoczyło, gdyby Paweł przetrwał tę noc, zamieszkał we wsi, pochłonięty jej innością i badając powiązania między światem realnym, a leśnymi duchami. Wtedy to nawet wyjście do czegoś dłuższego.

No nic, dziękuje, pojadłem. Życzę powodzenia i do następnego.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

4
Nie rozumiem tej maniery zastępowania na siłę w tekście słów wyrazami bliskoznacznymi. Nie powiem czasami bliskość tych samych słów razi = ale to nie reguła. Czasami słowa powtórzone podnoszą wymowę wypowiedzi - więc taka wymiana nie ma sensu. A już na pewno zamiana słowa stryjek na wujek w tym wypadku jest błędem - to dwa różne znaczenia osób - i tylko w mowie potocznej używa się obecnie te słowa zamiennie.
Ale to autor zdecyduje jak tekst ma wyglądać. :P
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

5
Podobało mi się. Akcja utrzymana w napięciu. Błędy zostały już wyliczone przez poprzedników, więc nie będę ich powtarzać. Jeśli chodzi o fabułę, to zaciekawiła mnie. Czytało mi się szybko, łatwo i przyjemnie. I tak jak pierwszy komentator czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że będzie ;) Pozdrawiam!

6
Na początek może o zgrzytach, ponieważ wdarło się ich w Twój tekst całkiem sporo:

Mimo to, mógł wybrać innego spadkobierce
spadkobiercĘ
Dom był w niezbyt zadbanym stanie, a podwórze zaś zarośnięte.
Niepotrzebnie wkradło Ci się to "a" w towarzystwie "zaś", ponieważ można je stosować zamiennie, czyli albo: "Dom był w niezbyt zadbanym stanie, a podwórz zarośnięte", albo: "Dom był w niezbyt zadbanym stanie, podwórze zaś zarośnięte".
Nie. Żeby obejrzeć dom. Stryj przypisał mi go w testamencie.
Przypisać można grupę do określonego zbioru, majątek w testamencie się ZApisuje.
Mężczyźni najpierw przeszli na ty, a potem przeszli przez próg drzwi
Powtórzenie.
W domu panował nieład, a do tego, wszystko było zakurzone i pokryte pajęczyną.
Niepotrzebny przecinek po "a do tego".
Wyglądało to, jakby Eryk Ostaszewski umarł nie miesiąc, a sto lat temu.
Zdecydowanie lepiej brzmiałoby: "Wyglądało to tak, jakby..."
Paweł spojrzał na swego rozmówce z niedowierzaniem.
rozmówcĘ
Dobra, może zajrzę do ciebie potem, żeby sprawdzić czy niczego ci nie trzeba, okej?
Strasznie zgrzyta mi styl wypowiedzi mieszkańców ukrytej w puszczy, całkowicie odciętej od świata miejscowości. Moim zdaniem ze względu na swoje miejsce zamieszkania powinni tym bardziej mówić, jak ludzie ze wsi, a nie z miasta.
wiedział, że prędzej, lub później będzie musiał wrócić do starego domu
Nie "lub", ale "czy" później. Poza tym znowu wkradł Ci się niepotrzebny przecinek po "prędzej".
pawłowy niepokój
Powinno być "Pawłowy niepokój" - przymiotniki pochodzące od imion piszemy wielką literą.
Przyspieszył kroku, gdy coś koło niego przebiegło. Zaczął biec, gdy coś dotknęło jego ramienia.
Powtórzenie.
O śnie, w każdym razie nie mogło być mowy.
Wspominałam już o tym, że lubisz produkować nadprogramowe przecinki?
Czuł jakby ktoś mu stukał młotkiem w głowę
Tutaj z kolei brakuje przecinka po słowe "czuł".
Chciałbym ci opowiedzieć tę historię od początku, jednak nawet najstarsi ludzie już jej nie pamiętają.
Skoro najstarsi jej nie pamiętają, to jak to możliwe, że pamięta o niej Witek? Poza tym zgrzyt, zgrzyt, kolejny zgrzyt. Chętniej widziałabym słowo "choć" w miejsce "jednak", bo nie do końca wiadomo, o co w zdaniu chodzi.
W każdym razie, las otaczający wieś, żyje.
Mógłbyś otworzyć sklep z przecinkami. Dzisiaj promocja, bo postawiłeś w tym zdaniu o dwa za dużo.
Żyje jakąś własną świadomością, a w nim żyje mnóstwo różnych, nienazwanych bytów.
Powtórzenie.
Wieki temu była jakaś wojna, nikt już nie pamięta jaka, możliwe że jakiś najazd Tatarów
Rozszerzasz swoją działalność o kramik z powtórzeniami?
Wraz z pochodem wojsk wszystkie wsie i miasta były palone, a ludzie razem z nimi. Wtedy ludzie ze wsi zawarli z leśnymi duchami pakt. Wieś zostanie ukryta, póki niebezpieczeństwo nie minie
Widzę, że dzisiaj w kramiku promocja na wsie.
- Czy mogą nas skrzywdzić? - spytał Paweł, który cały czas słuchał Witka, z szeroko otwartymi oczami i tak samo otwartą buzią.
Taka tajemnicza, straszna historia, aż tu nagle pojawia się słowo "buzia", które automatycznie powoduje wyobrażenie sobie małego brzdąca targanego przez policzek za ciotkę i jej: 'Tititi, Pawełku, jaki ty duży wyrosłeś!". Osobiście zastąpiłabym to słowo czymś innym, bo szalenie psuje konwencję.
Natarczywy ból nabierał na sile
Chyba raczej "przybierał na sile".
Czuł jakby ktoś chciał wejść do jego głowy.
Brakuje przecinka po słowie "Czuł".
O tym jak w barze poderwał jakąś laskę
Brak przecinka po "O tym".


Teraz o wrażeniach: jest słodko-kwaśnie. Z jednej strony podoba mi się sama koncepcja i sposób budowania przez Ciebie napięcia, prowadzenie akcji. Czytając, naprawdę byłam ciekawa, jak dalej potoczy się historia, choć nie zapałałam do Pawła zbytnią sympatią (być może dlatego, że niewiele tak właściwie się o nim z tekstu dowiedziałam). Widać, że umiesz pisać, choć musisz jeszcze sporo posiedzieć nad warsztatem, ponieważ ten zdaje się kuleć jak stół bez jednej nogi - niby stoi, ale sprobuj się na nim oprzeć, a narobisz rumoru. Zdecydowanie za dużo błędów gramatycznych, stylistycznych i interpunkcyjnych, literówki i powtórzenia. Mam wrażenie, że ani razu nie przeczytałeś tekstu przed dodaniem go na Weryfikatorium. Mam rację? Szkoda byłoby zmarnować tak dobry pomysł na opowiadanie, więc chętnie ujrzałabym je w nowej, poprawionej wersji.
Noc od dnia różni to, że nie widać sufitu
O uczucia już właściwie nie pytaj
Gdy przechodzisz przez szereg ciał bez imion
To nie przeszkadza, tego właściwie nie ma
Pozostał głód, już tylko głód...


Closterkeller, "California"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron