31

Latest post of the previous page:

Lepiej, Augusta, duzo.
Redaktorka wykastrowała Ci styl, rytm Twojego pisania. Uczyniła go przeźroczystym, nieobecnym. :(
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

32
to idę po masło ...
No i co teraz????
Nie przerobię 840.000 znaków
bo się skończę...

Mogę jeszcze fragment?

Surowizna:

Minęło półtorej miesiąca, 47 dni wegetacji upłynęło nie wiem jak i kiedy. Robiło się coraz cieplej, przeczytałem już prawie wszystkie książki. Czasami oglądałem telewizję i dyskutowałem z Phillem ale ostatnio znacznie częściej niż kiedyś mierziło mnie jego milczenie. Żywot eremity doskwierał mi coraz bardziej, kusiło mnie żeby pojechać do kafejki i trochę poszperać w necie ale bałem się tego przeraźliwie. Myślałem nad tym wiele razy i ciągle jeszcze nie miałem siły się z tym zmierzyć, może spodziewałem się jakiejś wiadomości od Niej, nie zlikwidowałem adresu na który dostawałem wyłącznie wiadomości od Anny. Nie wiem co byłoby gorsze: milczenie z jej strony czy też jakakolwiek wiadomość, poza tym nawet gdyby coś napisała chyba nie miałbym odwagi tego przeczytać. Czytałem czasami jej stare e-maile i za każdym razem znów czułem ucisk w piersiach, widocznie moje serce było jak wątroba Prometeusza – można je było codziennie wyszarpywać a i tak odradzało się samoczynnie po to aby stale czuć ból.
Szukałem jakiejkolwiek książki której bym jeszcze nie czytał, niestety pozostały mi do wyboru tylko obyczajowe, romansidła i trochę albumów. Popatrzyłem na stos przeczytanych lektur i mój wzrok znów padł na porzucone przeze mnie miesiąc wcześniej „Dziwne losy Jane Eyre”. Podniosłem tomik z zakurzonej podłogi. Musiał być chyba sporo razy czytany, bo jego grzbiet był zmięty a kartki miały pozaginane rogi i plamy.
Kilka dni wcześniej postawiłem na werandzie znaleziony w garażu stary bujany fotel. Okrutnie skrzypiał przy huśtaniu ale ten dźwięk nie irytował mnie, było wręcz odwrotnie, monotonny skrzyp uspokajał i wprowadzał w swoistego rodzaju trans. Dobrze mi się czytało na tym zdezelowanym meblu.

a to po redakcji:

Minęło półtora miesiąca. Czterdzieści siedem dni wegetacji upłynęło nie wiem jak i kie-dy, robiło się coraz cieplej. Przeczytałem już prawie wszystkie książki z regału, czasem oglą-dałem telewizję i dyskutowałem z Philem, ale znacznie częściej niż kiedyś mierziło mnie jego milczenie. Żywot eremity doskwierał mi coraz bardziej, kusiło mnie, by pojechać do kafejki i trochę poszperać w necie, ale przeraźliwie się tego bałem. Myślałem nad tym wiele razy i ciągle jeszcze nie miałem siły się z tym zmierzyć. Może spodziewałem się jakiejś wiadomości od Anny? Nie zlikwidowałem adresu, na który dostawałem maile wyłącznie od niej. Nie wie-działem, co byłoby gorsze: jej milczenie czy jakakolwiek wiadomość. Poza tym nawet gdyby coś napisała, chyba nie miałbym odwagi do tego zajrzeć. Czytałem czasami jej stare e-maile, zarchiwizowane w Outlooku, i za każdym razem znów czułem ucisk w piersiach. Widocznie moje serce przypominało wątrobę Prometeusza: można je było codziennie wyszarpywać, a i tak odradzało się samoczynnie – po to, aby stale czuć ból.
Szukałem jakiejkolwiek książki, której bym jeszcze nie czytał, niestety pozostały mi do wyboru tylko obyczajowe, romansidła i trochę albumów. Popatrzyłem na stos przeczytanych powieści, mój wzrok znów padł na porzucone miesiąc wcześniej Dziwne losy Jane Eyre. Pod-niosłem tom z zakurzonej podłogi. Musiał być chyba sporo razy czytany: zmięty grzbiet, po-plamione kartki, pozaginane rogi…
Kilka dni wcześniej postawiłem na werandzie stary bujany fotel, znaleziony w garażu. Okrutnie skrzypiał podczas huśtania, ale ten dźwięk mnie nie irytował. Wręcz przeciwnie: monotonny skrzyp uspokajał i wprowadzał w swoisty trans. Dobrze mi się czytało na tym zdezelowanym meblu.

No i jak to widzisz Nataszo?

33
Wprawdzie nie mnie pytasz o zdanie, ale ponieważ już pisałam o tym fragmencie, więc myślę, że nadal mam prawo :) Redaktorka zrobiła dobrą robotę, usuwając ewidentne błędy (47 dni, Niej) oraz potknięcia (...tego przeczytać. Czytałem...). Przy okazji zajęła się trochę składnią, dzieląc dłuższe zdania i zmieniając szyk wyrazów. To jest działanie troskliwej pani od polskiego, a jego rezultaty bywają różne. Podział zdania czy akapitu na jednostki mniej więcej równej długości, rozdzielane przecinkami czy kropkami, rzeczywiście wywołuje wrażenie monotonii, zwłaszcza w dłuższych tekstach, którym odbiera żywość narracji. Pod tym względem fragment nie poprawiony wydaje mi się bardziej naturalny, chociaż są w nim potknięcia.
Ale: problem nie w redakcji. Problem w tym, że pisząc "literacko", gubisz spontaniczność wypowiedzi. To jest to, co zauważył Leszek. Rozmawiając z nami (a w końcu to też jest słowo pisane, nie gadki przy stole) używasz języka znacznie bardziej żywego i swobodnego, niż w narracji książkowej. I nie masz problemów z monotonią zdań :D

Zamiast zliczać proporcje między dialogami i narracją w jakichś powieściach dla dziewcząt, sięgnij po stare kryminały Chmielewskiej. Ona znakomicie potrafiła posługiwać się codziennym językiem, pełnym kolokwializmów, zarówno w dialogach, jak i właśnie w narracji. Pewnie i za to kochali ją czytelnicy, bo przecież jej fabuły bywały mocno naciągane i pełne nieprawdopodobieństw. Miały jednak dwie podstawowe zalety: zaczynały się w realiach codzienności (dom, miejsce pracy, dom przyjaciółki w Szwecji), a narracja - często pierwszoosobowa - była prowadzona żywo, w czym podstawową rolę odgrywał właśnie język. U niej normy poprawnościowe nie zabijały barwności wypowiedzi.

Ty masz zadanie trudniejsze, gdyż narratorem jest mężczyzna, cudzoziemiec, więc trudno mu wkładać w usta jakieś specyficznie rodzime kolokwializmy (np. grepsy z polskich filmów), ale możesz jednak pozwolić sobie na większą niż do tej pory swobodę (potoczność) języka.
Ostatnio zmieniony sob 21 cze 2014, 10:59 przez Rubia, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

34
Wtrącę się w jednej sprawie (no dwóch ;)). Pierwsza:
Czytałem czasami jej stare e-maile i za każdym razem znów czułem ucisk w piersiach,
Czytałem czasami jej stare e-maile, zarchiwizowane w Outlooku, i za każdym razem znów czułem ucisk w piersiach.
Tutaj jest tak poprawnie, że aż boli. Bardzo rzadko - tak rzadko, że nie mogę sobie teraz przypomnieć - spotkałam się w rozmowie, żeby ktoś stosował poprawną formę e-mail. Znacznie częstszy jest potoczny mail. W narracji pierwszoosobowej można sobie na takie coś pozwolić.
Nie wiem też, po co jest wtrącenie o archiwizowaniu i jeszcze w Outlooku. Dla mnie zbędne dopowiedzenie, bo jest jasne, że maila czyta się na komputerze za pomocą jakiegoś programu (niekoniecznie Outlooka).

Zwróciłam jeszcze uwagę na to, że trzy razy zostały poprawione zdania przez dodanie dwukropka. O ile tutaj:
Musiał być chyba sporo razy czytany: zmięty grzbiet, po-plamione kartki, pozaginane rogi…
jest ok, tak dwa pozostałe, IMHO, ocierają się o manierę.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

35
No.

Panie idealnie uchwyciły problem. I rzeczywiście - fragmenty przedredakcyjne są dużo żwawsze, naturalniejsze.
Ten, który akurat wyjąłem, pokazuje sposób pracy Pani Redaktorki. Nie mam żadnych danych, żeby ocenić go w całości, ale jest całkiem możliwe, że Twój tekst tyleż zyskał, co stracił.
I Rubia i Natasza mają rację, rytm opowieści został wtłoczony w ramy, które zabrały mu oddech, jest być może poprawniej, ale zdecydowanie bardziej monotonnie.

Wracając do inkryminowanego :-P fragmenciku. Zabawiłem się w próbę ożywienia go, co można zrobić na dziesiątki sposobów, mnie wyszło tak:

Bardzo schudłam, dlatego musiałam kupić sobie kilka ubrań, przy okazji odkrywając, jak mocno zmienił m się gust, gdyż najlepiej czułam się w bojówkach, t-shirtach i ciemnych koszulach o wojskowym kroju. W lustrach sklepowych przymierzalni wyglądałam jak chłopak, tym bardziej, że choć nigdy nie nadużywałam makijażu, teraz zrezygnowałam z niego całkowicie.

Wika powiedziała mi wówczas, że wyglądam jak żołnierz, a mnie to określenie bardzo się spodobało - oddawało idealnie to, co czułam. Bo, cholera, chciałam być żołnierzem; marzyłam o tym, żeby ktoś wydawał mi rozkazy, wypełniane przeze mnie bez szemrania, bez zastanowienia czy oceny ich sensowności. Marzyłam o tym, żeby ktoś zdjął mi z barków ciężar podejmowania decyzji, który tak mnie wykańczał.


Nie wiem, czy tak jest lepiej, niż w autorskiej wersji, ale chodzi mi o to, żeby nie iść wąwozem sprawdzonych, poprawnych rozwiązań, tylko żeby szukać takich środków wyrazu, które uczynią coś czytelnikowi, nie będą suchym sprawozdaniem z jakichś wydarzeń, jak w kronice wypadków regionalnej gazety.
OK?

36
Leszek Pipka pisze:marzyłam o tym, żeby ktoś wydawał mi rozkazy, wypełniane przeze mnie bez szemrania, bez zastanowienia czy oceny ich sensowności.
Leszku, jeszcze tylko zagryzanie wargi i będzie bohaterka z 50 twarzy Greya :D
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

37
Bardzo Wam Wszystkim dziękuję :)
Jesteście Kochani

Często czytając zredagowane już rozdziały, łapałam się na tym, ze są bardzo grzeczne, takie ładne i poprawne. Wiecie - ja nie jestem pisarką, jestem lamerem :D więc brałam to za dobrą monetę. To z Outlookiem - też wydawało mi się oczywiste, że stare e-maile ma się na skrzynce, ale widocznie nie wszyscy to wiedzą (stąd wziął się dopisek - to sugestia redakcji).

Na szczęście dialogi są praktycznie nie ruszone.


Muszę to wszystko przeanalizować :)
Jestem w trakcie pisania II tomu :P
jak szaleć to szaleć - zobaczę jak mi pójdzie
Postaram się wkrótce wstawić jakiś obszerniejszy fragment (surowizna)
może będzie lepiej.

A co do cholery :D
Anna jest bardzo delikatną osóbką, dopiero teraz zamieni się w Larę Croft :P
Aż się boję, że za bardzo ją zmieniłam...

Jeszcze raz chylę czoła i bardzo dziękuję :)
za wszystko, za poświęcony mi czas i Wasze zaangażowanie.

38
No masz.
Wszystko wyśmieją.
Filipie, ja Cię bardzo proszę, odrobinę szacunku dla ciężkiej pracy umysłowej.
Złośliwiec :-P
Tyyy...a skąd Ty wiesz, co robiła ta panna od Greya? Ha?! :wp:

Augusto, "cholera" to tylko dodatek, spełniający postulat zajrzenia do Chmielewskiej. Fragment potraktowałem treningowo, bez związku z rzeczywistymi cechami, jakie nadałaś Annie.
To powodzenia w drugiej części.
Sky is the limit :-)

39
Hehe, się czytało z wypiekami, znaczy przy cieście i kawie. Takie, wiesz: rozpoznanie walką. A Grey to ciężki przeciwnik, poległem w połowie bitwy.

A ogólnie, to marzy mnie się napisanie romansu.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

Dwa księżyce (fragment powieści - jeden rozdział)

41
ja tego nie czytałam :shock:
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Dwa księżyce (fragment powieści - jeden rozdział)

43
pierwsze zdanie jest bardzo on kobiece :-P
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Dwa księżyce (fragment powieści - jeden rozdział)

44
Leszek Pipka pisze: postulat zajrzenia do Chmielewskiej
O właśnie. Zapomniałam o tym.
Zajrzałam. Kiedyś. Bodajże Lesio?
Czy będę heretykiem i odszczepieńcem, jeśli powiem, że absolutnie do mnie nie przemawia proza tej autorki?
Lubię kryminały, ale kryminalne.
Te komediowe kojarzą mi się nieodparcie z Gangiem Olsena, a tego wprost nie trawię (irytacja wywołana nieudacznictwem, którego organicznie nie znoszę).
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”