No dobra, przeczytałem. Podsumowując na wstępie - nie jest tragicznie, ale z pewnością mogłoby być lepiej. Tekst nie jest szczególnie ambitny - jak to ktoś rzekł, "fantastyka rzadko przenosi jakieś wartości i głębsze myśli". Przejdźmy zatem do analizy trzech zadanych elementów:
Fabuła
Fabuła jest w porządku. Miejscami widać grube nici, którymi ją zszyto - jak pan feudalny z małą eskortą. To jakby baron jadący z piątką strażników. Rozumiem, że L5K, rozumiem że heroic, ale mimo wszystko realizm jest ważny. Chwilę później widzimy, że ów daimyo jest złym gościem - nawet w obliczu zagrożenia zamiast bać się o swój zad, gnębi swoich ludzi i lekce sobie waży wroga. Wątek miłosny natomiast jest. Szkoda, że jest tak ubogi - brakowało więcej o istotnym punkcie zwrotnym, jakim była zażyłość między roninem a Yukune. Zmarnowany potencjał.
Bohater
Bohater wydaje się natomiast trochę płytki. Może dlatego, że jest absolutnym twardzielem, co nie lęka się niczego. A może dlatego, że tak istotny wątek miłosny lub każdy inny dotykający bardzo prywatnej sfery uczuciowej, jest potraktowany odrobinę po macoszemu. Rozumiem, tekst krótki - ale brakuje tego. Wiem, że miał mieć konflikt wewnętrzny - ale tu wyczuwam najwyżej rozterkę. Na dodatek potem staje się tak potężny, że opisy walki są w pewnym momencie komiczne. Zamysł niezły - wykonanie co najwyżej jako-takie.
Narracja
To ten fragment, w którym ludzie wytykają Ci błędy, od których tak uciekasz. Powiem krótko - tam gdzie opisy nie są istotne, jest ich multum. Tam, gdzie ich potrzeba - brakuje ich. Poza tym nadmiar heroizmu i spadających głów, a także nadmiar zwrotów, po które muszę się zwracać do słownika - a można było wszystko wyjaśnić w ciągu fabularnym. To nie tekst źródłowy, żebym opracowywał sobie jego tłumaczenie z polskiego na nasze.
Fragmenty, które szczególnie zwróciły moją uwagę:
Podniósł z ziemi długi drewniany kształt, podwójny flet z trzciny zwany hichiriki, przytknął go do ust.
Drewniany kształt, który był fletem. Zaiste, jakby nie można napisać "podniósł z ziemi długi, drewniany instrument - hichiriki, podwójny flet z trzciny". O ile można mówić o drewnianym flecie z trzciny. To właśnie przykład nadmiernie opisowych zdań.
Togashi Ichinada pojawił się nagle na wiodącym na świątynny dziedziniec chodniku.
Wolno idąc pojawił się na chodniku dziedzińca. Miejscami pojawiają się takie mętne opisy...
ubrany był na biało, a był to kolor śmierci
...oraz odrobinę podstawówkowe formułowanie zdań.
Ale temu służącemu nic dobrego nie przyszło z tego, że był posłuszny i oddany. Absolutnie nic.
Przekroczył ciało martwego sługi
A to już ewidentnie błędne zdanie. Służącemu nic nie przyszło z bycia posłusznym. Przekroczył ciało martwego sługi. Kto, posłuszny sługa?
Wkrótce zmienił się, zgolił włosy, a ciało jego pokryto misternymi tatuażami, w których dominowały smocze.
Smocze to mogą być kule - w domyśle smoczego pochodzenia. Tak jak te tatuaże, wykonane przez smoki. Tak sugeruje to zdanie.
Pan Shosuro Sakano, bo tak się ów daimyo nazywał, nic o tym nie wiedział, wyruszając w podróż z nieliczną eskortą.
Pyszny, dumny pan feudalny idzie do zaprzyjaźnionego władcy w skromnej eskorcie. Nie widzi mi się to, więc tym bardziej widać że to zabieg fabularny. Grubymi nićmi szyty.
Właściwie, to czemu nie kazać mu popełnić seppuku?
Tak bardzo zły ten daimyo, że w obliczu niebezpieczeństwa każe jednemu ze swoich ochroniarzy popełnić seppuku?
Yukune stała koło lektyki, rozmawiając o czymś z Sakano.
O "czymś" sugeruje, że narrator nie wie, o czym. A przecież jest wszechwiedzący. Można to było zgrabniej ująć.
Kilka bezpańskich psów, kilku roninów.
Niepotrzebny pleonazm.
- Nikogo się nie obawiam, ale oni mogą sprawiać kłopoty tym, w których towarzystwie przebywam.
Ja się ich nie obawiam, ja po prostu trochę się ich boję.
- O kim mówisz, Yachizawa-san? – spytała, choć znała odpowiedź, a on wiedział, że zna, nie odpowiedział więc.
Ten fragment po prostu mnie rozwalił. "O kim mówisz, spytała, choć znała odpowiedź, a on wiedział, że zna, a ona wiedziała, że on wie, a on to też wiedział, więc gdy ich spojrzenia się spotkały, było w nich zrozumienie"
Nosił szeroki stożkowaty kapelusz
Jestem pewien, że wyobraziłem go sobie błędnie.
I już wiedział. Wiedział co się stało. (...) poczuł coś. Poczuł instynktownie (...)
Powtórzenie zabiegu celowego powtórzenia widzę pierwszy raz i wygląda co najmniej dziwnie.
Uśmiechnął się. W duchu.
Niepotrzebne dzielenie zdania.
Zakręcił mieczami i wpadł między nich, krew zbryzgała ściany i sufit, odcięte kończyny potoczyły się po podłodze, krzyki, świst ostrza, brzęk stali…
Nie obraź się, ale brakuje mi tu tylko dźwięku blendera mielącego truskawki.
Żuraw włożył wszystkie siły w pionowo idące cięcie, podczas gdy ostrza ronina zawirowały wokół niego w szalonym tańcu.
I tu znowu takie potknięcie - jak zawirowały? Szalony taniec sugeruje wiele wyprowadzonych ciosów, natomiast chwilę później dowiadujemy się, że po prostu dźgnął go krótkim, a długim przyblokował cios.
a głowa Inashitsu spadła na piasek
Kolejna dekapitacja, to się robi nudne.
Być może jest to napisane mało uprzejmie, starałem się tego unikać - moje nemesis, moje mroczne alter-ego to ad hominem w połączeniu z sarkazmem.
Werdykt
Bier to na warsztat - albo lepiej, napisz ponownie. Może być z tego dobry tekst.