Neapolitana: Początek

1
Nocna panorama Neapolu rozszczepiała się na dwie części. Granicę pomiędzy lądem a Morzem Tyrreńskim wyznaczała stara pinia o rozłożystej koronie, przysłaniająca wygięte w uśmiechu wybrzeże z plażami okrytymi jasnym piaskiem, miłym i bezpiecznym dla stóp turystów, przechadzających się po nich wieczorami.
Na lewo od opadającego z kory pnia, w zgęstniałej miejskiej przestrzeni, paliły się migoczące światła, przysłaniane ruchem samochodów i ludzkich sylwetek, poruszających się w oknach.
Po prawej niewidoczna w ciemnościach tafla morza – spoglądając przez okno, mogłem ją sobie wyobrazić, dobrze znając ten widok, skąpany w świetle dnia – falowała lekko, nieprzerwanie uderzając o linię brzegu, gdzie puste muszle skorupiaków i fragmenty wodorostów zapadały się w wilgotny piasek. Na horyzoncie, nad krajobrazem spotykającego się z morzem kontynentu, czuwał budzący grozę Wezuwiusz.
W mroku spowijającym hotelowy pokój, wyszukałem po omacku włącznik niewielkiej biurowej lampki. Głowa urządzenia błysnęła, rzucając chorowity snop światła.
Kobieta leżąca na boku, poruszyła się niespokojnie. Łóżko zaskrzypiało, a kołdra zsunęła się, odsłaniając nagą pierś. Upewniony, że łuna nie pada na wezgłowie, obojętnie przyjrzałem się brodawce, ciemnej niczym grudka węgla, opadłej poniżej granicy wyznaczającej czas przed i po urodzeniu dziecka.
Łupało mnie w skroniach od nadmiaru wypitego alkoholu. Podczas krótkiej drzemki otrzeźwiałem na tyle, żeby odzyskać władzę nad umysłem, ale ciało nadal poddawało się otępieniu. Westchnąłem świadomy, że łupanie jest tylko przedsmakiem bólu głowy, który dopadnie mnie nad ranem.
Zamrugałem energicznie, odpędzając resztki mgły zasnuwającej oczy i dokładnie obejrzałem naszyjnik, spoczywający na biurku. Miał kształt półkola i przywodził na myśl szerokie kolie w stylu egipskim. Na pierwszy rzut oka wydawał się zrobiony ze złota i szlifowanych turkusów, ale ujęty w dłoń okazał się zbyt lekki. Obróciłem go kilkakrotnie, obserwując, jak odbija światło. Blask był jaśniejszy, pozbawiony iskry. To upewniło mnie, że naszyjnik wykonano z czerwonego mosiądzu. Bezwartościowa błyskotka.
Przeszukałem porzuconą przy drzwiach torebkę. W portmonetce prócz kart kredytowych, znajdowały się pomięte rachunki i nieważny bilet do opery. Nie znalazłem żadnej gotówki. Delikatnie wysypałem zawartość torebki na podłogę: dwie szminki, puder, notatnik w czarnej oprawie oraz jedwabny szal z zaplątanym weń wisiorem. Wysupłałem łańcuszek z materiału i obejrzałem zawieszony na nim krzyż. W miejscu, gdzie zwykle umiejscowiona jest ociekająca krwią głowa Chrystusa, znajdowało się szeroko rozwarte oko.
Wisior, w przeciwieństwie do naszyjnika, był wykonany ze złota i przywoływał mgliste wspomnienia, które uświadamiały mi, że gdzieś już widziałem podobny symbol. W niejasny sposób wiązałem go z okresem swojego dzieciństwa, może wczesnymi latami dorosłości.
Zebrałem resztę rzeczy i z powrotem wrzuciłem do torebki, zabierając krzyż, który postanowiłem zatrzymać. Nagi usiadłem przy biurku i z zamkniętymi oczami dłuższą chwilę masowałem skronie. Nieznośny łupiący ból nie zmniejszył się ani trochę, więc wreszcie dałem sobie spokój. Zastanawiałem się, czy w pokoju jest może butelka czegoś mocniejszego i czy drink uśmierzyłby cierpienie, ale po namyśle zrezygnowałem także z tego pomysłu. Raz jeszcze spojrzałem za okno w nieprzeniknioną czerń, pod którą kryły się ryby i nieodkryte jeszcze stworzenia, pływające w najtrudniej dostępnych głębinach Morza Tyrreńskiego.
„Czy na pewno żyje tam coś, czego jeszcze nie odkryliśmy?”, pomyślałem. „Mam nadzieję, że tak. A co jeśli nie?”. Zasmuciło mnie postrzeganie morza jako czegoś, co przebadaliśmy i zrozumieliśmy.
Postanowiłem na jakiś czas ograniczyć gin z tonikiem i whisky z wodą sodową. Od nadmiaru alkoholu robiłem się miękki.
Patrzenie w ciemność usypiało mnie. Otępienie nasiliło się, więc aby je przezwyciężyć, przeniosłem spojrzenie na rozświetlone zabudowania, ciągnące się wzdłuż wybrzeża i dalej w lewo, gdzie według mojej orientacji, znajdowała się klaustrofobiczna dzielnica hiszpańska.
Rzadko powracałem myślami do Quartiere Spagnoli. Nie odwiedziłem rodziców od blisko trzech lat. Prawie zapomniałem już, jak to jest żyć w czworo w mieszkaniu o metrażu kartonowego pudełka. Spojrzałem na gumkę do włosów, rozciągniętą na nadgarstku i pomyślałem o siostrze. Czy mogła jeszcze żyć? Czy to możliwe po tylu latach?
Kobieta obróciła się na plecy, odsłaniając drugą pierś. Niechętnie otworzyła oczy i z pomrukiem niezadowolenia natychmiast je zamknęła.
Kilkakrotnie zacisnąłem krzyż w dłoni. Jego kanciaste ramiona boleśnie wbiły się w palce, co uznałem za przyjemne, podobne do mocnego masażu tępymi, drewnianymi szpikulcami. Dłonie puchły mi od niesłabnącego śródziemnomorskiego upału, jaki od półtorej tygodnia torturował Neapol oraz całą Kampanię. Swoje robił także codzienny dzbanek kawy, bez którego od dawna nie mogłem się obejść, jeśli chciałem normalnie funkcjonować i nie przesypiać całych dni.
„Nie mam nawet trzydziestu lat, a czuję się zużyty jak podeszwa”, pomyślałem.”Życie zrobiło się takie nudne”.
Wisior budził we mnie ciekawość. Uznałem, że warto byłoby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Powróciłem myślami do dzieciństwa, które we wspomnieniach odnajdywałem jako szczęśliwe.
- Piotr? – wymruczała Camilla. Nie był to jeden z tych seksownych dźwięków budzącej się kotki. Wręcz przeciwnie. Mało kuszący, lekko zachrypły głos oszołomionej i wciąż nietrzeźwej osoby.
Wsparła się na łokciach i mrużąc oczy rzuciła mi skołowane spojrzenie. Odpowiedziałem jej ziemnym uśmiechem. Była w takim stanie, że równie dobrze mógłbym pokazać język. Nawet by się nie zorientowała.
- Masz może papierosy? - zapytałem. - Moje się skończyły.
- Sprawdź w torebce – odpowiedziała. - Co się dzieje? Dlaczego siedzisz nagi przy biurku? Chodź tutaj i przytul mnie.
Noc była gorąca, a pokój nie posiadał klimatyzacji. Poczułem niechęć na samą myśl o wzięciu kogokolwiek w ramiona. Skórę miałem rozpaloną i mokrą od potu. Mimo to położyłem się obok i objąłem ją.
- Sprawdziłem. Nie ma w niej papierosów. Ale znalazłem ten krzyż. Mam wrażenie, że gdzieś go już widziałem.
- Grzebiesz w moich rzeczach? - Oczami pełnymi bólu spojrzała na podrygujący radośnie wisior, który zwisał z mojej dłoni. - Zaschło mi w ustach. Zabiłabym za szklankę wody.
Wstałem i napełniłem kryształową szklankę wodą z karafki. Podałem ją Camilli.
- Co to za symbol? Ten krzyż z okiem – zapytałem, gładząc jej ramię.
- A jakie to ma znaczenie? - odparła sucho.
- Daj spokój.
Zaśmiała się krótko. W jej głosie nie było wesołości, raczej poirytowanie i gorycz.
- Wisior należy do mojego męża.
- W takim razie chciałbym wiedzieć, kto jest twoim mężem, Camil - szepnąłem jej do ucha.
- Cóż... – zrobiła długą przerwę, podczas której spoglądała do wnętrza na wpół opróżnionej szklanki wzrokiem kogoś, komu jest wszystko jedno. - W innych okolicznościach nie pisnęłabym nawet słówka, ale teraz nikt nie potrafiłby zepchnąć go w większe bagno niż to, w którym znajduje się obecnie. Mario Palizzolo. Znasz to nazwisko?
- Ten milioner od maszyn budowlanych?
- Ten bankrut – sprostowała. - Mario Palizzolo tonie w długach. Nie ma nic. Jestem żoną nędzarza. - Powiedziała to z taką odrazą, jakby okazało się, że jej mąż ma czyraki na pośladkach i to ona będzie musiała je wyciskać, bo Mario nie ma na lekarza. - Musieliśmy zastawić moją biżuterię. Zostało mi tylko futro i może dwadzieścia milionów lirów na kartach kredytowych. Żałuję, że urodziłam mu dziecko. Gdyby nie ono miałabym jeszcze figurę. A tak odchodzę z garścią ochłapów i obwisłymi cyckami.
- A krzyż? - naciskałem.
- To znak -wyjaśniła po krótkim namyśle. - Symbol klubu dżentelmeńskiego albo innego stowarzyszenia dla bogatych. Każą nazywać siebie Rycerzami św. Januarego. Słyszałeś kiedyś większą bzdurę? - prychnęła.
- Rycerze św. Januarego? - powtórzyłem. Ponownie mignęło mi przed oczami mgliste wspomnienie. Musiałem gdzieś o nich słyszeć i to w niezbyt dobrym kontekście. Poczułem się nieswojo.
- Mhm – przytaknęła, a później przełknęła ostatni łyk wody, odstawiając szklankę na szafkę przy łóżku - Mario mówił, że to zgraja nawiedzonych świrów, którym od nadmiaru zer na koncie pomieszało się w głowie. Trzyma się ich, bo podobno wiele mogą, ale ze spotkań wraca poddenerwowany i wystraszony, jakby działy się tam jakieś podejrzane rzeczy.
- Gdzie się spotykają?
- Nie wiem. Mario nigdy mi tego nie mówił. Poza tym niewiele mnie to interesowało – powiedziała i ciężko opadła na poduszki. - Muszę się jeszcze przespać. Będziesz tutaj, gdy się obudzę?
- Oczywiście, Camil – skłamałem, gładząc ją po włosach.
Przymknąłem oczy i westchnąłem głęboko. Minęło kilkanaście minut nim zasnęła, a jej oddech stał się spokojny i miarowy. Spędziłem ten czas na rozmyślaniu o krzyżu oraz stowarzyszeniu, którego był symbolem. Później bezszelestnie wstałem, założyłem ubranie i podniosłem z sofy szaro-białe futro z gronostai. Znałem pasera, któremu mógłbym sprzedać je za zadowalającą sumkę.
Camilla odchodząc nie zabrała ze sobą dziecka. Nie wyniosła pod pachą swojego chihuahua. Spakowała futro i karty kredytowe. Bez wyrzutów sumienia zamknąłem za sobą drzwi z krzyżem w kieszeni i znaczną częścią majątku Palizzolo, przerzuconego przez ramię.
Ostatnio zmieniony pn 10 mar 2014, 22:16 przez chilipouder, łącznie zmieniany 2 razy.
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

2
Nastrój gorącej, dusznej nocy i bohater, naciągacz, żigolak (?), złodziejaszek. Pewnie wpadnie w niezłe tarapaty.
Podobało mi się.
Ale jutro na pewno wygrzebię trochę robaczków z tego grzybka. :D

[ Dodano: Nie 09 Mar, 2014 ]
chilipouder pisze:Granicę pomiędzy lądem a Morzem Tyrreńskim wyznaczała stara pinia o rozłożystej koronie, przysłaniająca wygięte w uśmiechu wybrzeże z plażami okrytymi jasnym piaskiem, miłym i bezpiecznym dla stóp turystów, przechadzających się po nich wieczorami.
Opis nafaszerowany określeniami jak pieróg domowej roboty farszem. Dla mnie za dużo na raz. Za długo.
chilipouder pisze:Nocna panorama Neapolu rozszczepiała się na dwie części. Granicę pomiędzy lądem a Morzem Tyrreńskim wyznaczała stara pinia o rozłożystej koronie, przysłaniająca wygięte w uśmiechu wybrzeże z plażami okrytymi jasnym piaskiem, miłym i bezpiecznym dla stóp turystów, przechadzających się po nich wieczorami.
Na lewo od opadającego z kory pnia, w zgęstniałej miejskiej przestrzeni, paliły się migoczące światła, przysłaniane ruchem samochodów i ludzkich sylwetek, poruszających się w oknach.
Po prawej niewidoczna w ciemnościach tafla morza – spoglądając przez okno, mogłem ją sobie wyobrazić, dobrze znając ten widok, skąpany w świetle dnia – falowała lekko, nieprzerwanie uderzając o linię brzegu, gdzie puste muszle skorupiaków i fragmenty wodorostów zapadały się w wilgotny piasek. Na horyzoncie, nad krajobrazem spotykającego się z morzem kontynentu, czuwał budzący grozę Wezuwiusz.
Imiesłowom w takim natężeniu powiedz: Hasta la vista, baby! I zatop je w ciekłym azocie, a potem rozwal z shotguna. Dlaczego? Bo one są tak samo pozbawione uczuć i zabójcze jak T-1000. :wink:
Co to jest opadający z kory pień? Kora odpada z pnia, nie pień opada z kory. Kora wykona taki ruch, ale odwrotnie - no way.

Gdzie podział się bohater we fragmencie: mogłem ją sobie wyobrazić, dobrze znając ten widok? Zdanie, z którego pochodzi jest pełne imiesłowów i za długie. Spróbuj je pociąć, a zamiast imiesłowów wstaw osobowe czasowniki. Widzę, jaką kunsztowną budowę chciałeś mu nadać, ale te imiesłowy...

Po prawej, niewidoczna w ciemnościach, tafla morza falowała lekko, nieprzerwanie uderzając o linię brzegu, gdzie puste muszle skorupiaków i fragmenty wodorostów zapadały się w wilgotny piasek. Wyobrażałem ją sobie, bo dobrze znałem widok plaży skąpanej w świetle dnia.

Popróbuj opisać ten krajobraz jeszcze raz. Ogranicz do minimum imiesłowy.
chilipouder pisze:W mroku spowijającym hotelowy pokój, wyszukałem po omacku włącznik niewielkiej biurowej lampki. Głowa urządzenia błysnęła, rzucając chorowity snop światła.
Kobieta leżąca na boku, poruszyła się niespokojnie. Łóżko zaskrzypiało, a kołdra zsunęła się, odsłaniając nagą pierś. Upewniony, że łuna nie pada na wezgłowie, obojętnie przyjrzałem się brodawce, ciemnej niczym grudka węgla, opadłej poniżej granicy wyznaczającej czas przed i po urodzeniu dziecka.
Imiesłowy - :|
Coś mi tu zgrzyta. Po kolei:
niewielka lampka biurowa - w pokoju hotelowym lampka biurowa, nie, po prostu lampka, ew. lampka na biurko, ale lepiej tylko niewielka lampka
Głowa urządzenie błysnęła - lampka ma głowę, klosz w kształcie kuli? żarówka to głowa?
chorowity snop światła - Głowa rzuciła chorowity snop światła? Chorowity - słaby, mdły, nijaki...
łuna nie pada na wezgłowie - chorowity snop światła i łuna? Łuna to «odblask pożaru lub silnego światła widoczny na horyzoncie», więc nie efekt "chorowitego", słabego, mdłego, bladego światła.

I jeszcze: Upewniony, że łuna nie pada na wezgłowie, obojętnie przyjrzałem się brodawce...
"Upewniony" gryzie! :twisted:
Upewniwszy się, że łuna nie pada na wezgłowie...
Upewniłem się, że światło nie pada na wezgłowie...
Pewien, że światło nie pada na wezgłowie...
chilipouder pisze: Raz jeszcze spojrzałem za okno w nieprzeniknioną czerń, pod którą kryły się ryby i nieodkryte jeszcze stworzenia, pływające w najtrudniej dostępnych głębinach Morza Tyrreńskiego.
Jest tu mała pułapka. Jeśli za oknem jest czerń, to każdy pomyśli o nocnym niebie. Tymczasem u Ciebie jest morze.
Raz jeszcze spojrzałem za okno w nieprzeniknioną czerń Morza Tyrreńskiego...
chilipouder pisze:Rzadko powracałem myślami do Quartiere Spagnoli. Nie odwiedziłem rodziców od blisko trzech lat. Prawie zapomniałem już, jak to jest żyć w czworo w mieszkaniu o metrażu kartonowego pudełka. Spojrzałem na gumkę do włosów, rozciągniętą na nadgarstku i pomyślałem o siostrze. Czy mogła jeszcze żyć? Czy to możliwe po tylu latach?
Eee, gumka do włosów?! :( Gumka do włosów zniszczyła moją wizję przystojnego naciągacza.
A co z siostrą? W jakich warunkach żyje siostra, skoro nie widział jej trzy lata (a może więcej) i zastanawia się, czy jeszcze żyje? I co z niego za brat, skoro zostawił ją w takich warunkach na pastwę losu?
chilipouder pisze:- Grzebiesz w moich rzeczach? - Oczami pełnymi bólu spojrzała na podrygujący radośnie wisior, który zwisał z mojej dłoni. - Zaschło mi w ustach. Zabiłabym za szklankę wody.
Wstałem i napełniłem kryształową szklankę wodą z karafki. Podałem ją Camilli.
- Co to za symbol? Ten krzyż z okiem – zapytałem, gładząc jej ramię.
- A jakie to ma znaczenie? - odparła sucho.
1. Kobieta, zamroczona alkoholem ocknęła się na chwilę. Piszesz: Odpowiedziałem jej ziemnym (zimnym) uśmiechem. Była w takim stanie, że równie dobrze mógłbym pokazać język. Nawet by się nie zorientowała., a potem prowadzi z nim całkiem logiczną i sensowną rozmowę. Więc albo stonuj opis jej upojenia, albo zamrocz ją w czasie rozmowy.
2. Zaschło jej w ustach, zabiłaby za szklankę wody. Dostaje ją, wypija. Czujemy wilgoć, w dół gardła spływa woda, mokra, chłodna... A potem ona odparła sucho. :lol: Niech nie będzie sucho, niech niech będzie obojętnie, chłodno, ale nie sucho.

Jak już powiedziałam, podobało mi się. Lubię Twojego bohatera, choć niezły z niego drań. Już mi pachną jego przygody. I ci Rycerze św. Januarego...
Powinno być ciekawie.

Zapamiętaj, że imiesłów to T-1000, a Ty jesteś Terminator, musisz go pokonać, bo zarzyna Ci zdania, Twoje kochane dzieci, Twoją miłość... :D

Powodzenia.
Ostatnio zmieniony ndz 09 mar 2014, 11:35 przez dorapa, łącznie zmieniany 1 raz.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
Po trzech kawałkach Neapolitany mogę śmiało powiedzieć, że zapowiada się z tego dobra, ciekawa powieść. Mam nadzieję, że wystarczy ognia na rozpalenie właściwej akcji i na schwytanie czytelnika w sidła napięcia i niepewności – dotychczasowe fragmenty to dawne wspomnienia (siłą rzeczy "zza szyby") albo, jak tu – wprowadzenie, które dopiero powoli się rozpędza.

Ale podoba mi się, rzeczywiście – upalna, duszna noc jest świetnie oddana. Powaliły mnie niektóre określenia jak: "opadłej poniżej granicy wyznaczającej czas przed i po urodzeniu dziecka". Masz interesującą zdolność manewrowania między brzydotą a pięknem, czasem wpadasz w turpizm, czasem prowadzisz nas w fantazje. Trzymam kciuki za postępy pracy :)

5
Dziękuję dorapo za komentarz. Poświęciłaś mu sporo czasu. Doceniam to.
Galla pisze:Trzymam kciuki za postępy pracy :)
Dzięki. :)
Bartosh16 pisze: Tylko broń Boże nie wrzucaj tutaj całości. Bo nie wydasz.
Nie planuję. To powieść do eksperymentowania i ćwiczeń. Pracy nad stylem, prowadzeniem narracji i umiejętnościami tworzenia przekonujących postaci. Pisząc nadal czuję się niepewnie i chcę się tej niepewności pozbyć, także dzięki uprzejmości opiniujących, którzy są na tyle mili, aby wskazać mi błędy, których sam nie dostrzegam.
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

6
Tak na wstępie: nie czytałem pozostałych tekstów, które wrzuciłeś na forum pod tym tytułem, stąd mogą wynikać pewne moje wątpliwości w tekście.
z plażami okrytymi jasnym piaskiem, miłym i bezpiecznym dla stóp turystów, przechadzających się po nich wieczorami.
Przechadzających się po nim - podmiotem, który jest najbliżej jest piasek, a nie plaże. No i ten bezpieczny piasek jakoś niekoniecznie pasuje.
Po prawej(,) niewidoczna w ciemnościach tafla morza
Czytaj tekst na głos, dużo łatwiej wtedy znaleźć miejsca, w które powinno się wstawić przecinek. Zwłaszcza w przypadku tekstu takiego jak ten.
tafla morza – spoglądając przez okno, mogłem ją sobie wyobrazić, dobrze znając ten widok, skąpany w świetle dnia – falowała lekko
Wtrącenie bardzo mocno wybija z rytmu czytania.
Głowa urządzenia błysnęła, rzucając chorowity snop światła
Na mój gust "głowa urządzenia" brzmi gorzej niż "żarówka". Bardzo mi nie w smak taka metafora.
Westchnąłem świadomy, że łupanie jest tylko przedsmakiem bólu głowy, który dopadnie mnie nad ranem.
Powtórzenie łupania (zdanie czy dwa wstecz była o nim mowa) - zdanie do przerobienia, nie widać tu tego kontrastu (dla mnie łupanie jest słowem mocniejszym niż ból).
Zamrugałem energicznie, odpędzając resztki mgły zasnuwającej oczy i dokładnie obejrzałem naszyjnik, spoczywający na biurku. Miał kształt półkola i przywodził na myśl szerokie kolie w stylu egipskim. Na pierwszy rzut oka wydawał się zrobiony ze złota i szlifowanych turkusów, ale ujęty w dłoń okazał się zbyt lekki. Obróciłem go kilkakrotnie, obserwując, jak odbija światło. Blask był jaśniejszy, pozbawiony iskry. To upewniło mnie, że naszyjnik wykonano z czerwonego mosiądzu.
Musisz popracować nad unikaniem powtórzeń w tekście, bo można dużo przez to stracić.
Zebrałem resztę rzeczy i z powrotem wrzuciłem do torebki, zabierając krzyż, który postanowiłem zatrzymać
Pamiętaj, że często mniej znaczy więcej i jest lepsze. Informacje ważne muszą być dobrze widoczne - powinny znajdować się na początku albo na samym końcu zdania. Zabrałem krzyż(yk), a resztę rzeczy wrzuciłem z powrotem do torebki. - opis czynności ograniczasz do "zabrałem" i "wrzuciłem"; pierwotnie do tego dochodzi "zebrałem", "postanowiłem", a na tak krótkie zdanie to za dużo.
Czy na pewno żyje tam coś, czego jeszcze nie odkryliśmy?
Wszystko psuje "na pewno". Po co tu to?
Niechętnie otworzyła oczy
Po co je otwierała? Przecież nikt jej nie budził, nikt nei hałasował, mogła spać w najlepsze.
Każą nazywać siebie Rycerzami św. Januarego
Świętego - w dialogu nie używaj skrótów.


Nie było złe, ale trochę chyba nie mój klimat: jakoś tak ckliwie. Ode mnie masz plus za dialog, bo wypadł dosyć naturalnie (chociaż jakoś szybko się przekonała, by mówić o mężu, podczas gdy znali się niedługo. A przynajmniej ja to odbieram w ten sposób, jako ignorant jeśli chodzi o poprzednie fragmenty).

Pracuj nad redukowaniem powtórzeń i poprawną interpunkcją (dalej zdarzają się potknięcia).

No i powodzenia w dalszym pisaniu. :)

7
Zaqr, dzięki za komentarz. :)
Zaqr pisze:Cytat:
z plażami okrytymi jasnym piaskiem, miłym i bezpiecznym dla stóp turystów, przechadzających się po nich wieczorami.

Przechadzających się po nim - podmiotem, który jest najbliżej jest piasek, a nie plaże. No i ten bezpieczny piasek jakoś niekoniecznie pasuje.
Cytat:
Po prawej(,) niewidoczna w ciemnościach tafla morza

Czytaj tekst na głos, dużo łatwiej wtedy znaleźć miejsca, w które powinno się wstawić przecinek. Zwłaszcza w przypadku tekstu takiego jak ten.

Cytat:
Czy na pewno żyje tam coś, czego jeszcze nie odkryliśmy?

Wszystko psuje "na pewno". Po co tu to?

Cytat:
Każą nazywać siebie Rycerzami św. Januarego

Świętego - w dialogu nie używaj skrótów.
Z powyższym się zgadzam i dziękuję za wskazanie błędów. Uwaga dotycząca wadliwie działającej interpunkcji także cenna. :)
Jeśli chodzi o resztę, wezmę pod uwagę, ale mógłbym polemizować. Nie nad słusznością uwag, bo z subiektywnego punktu widzenia są jak najbardziej słuszne, ale z ich słusznością z obiektywnego punktu widzenia, oderwanego od oceny przez pryzmat własnych upodobań.
Sprawa z powtórzeniami w tym fragmencie:
Cytat:
Zamrugałem energicznie, odpędzając resztki mgły zasnuwającej oczy i dokładnie obejrzałem naszyjnik, spoczywający na biurku. Miał kształt półkola i przywodził na myśl szerokie kolie w stylu egipskim. Na pierwszy rzut oka wydawał się zrobiony ze złota i szlifowanych turkusów, ale ujęty w dłoń okazał się zbyt lekki. Obróciłem go kilkakrotnie, obserwując, jak odbija światło. Blask był jaśniejszy, pozbawiony iskry. To upewniło mnie, że naszyjnik wykonano z czerwonego mosiądzu.
Jest dla mnie sporna. Ja nie uważam, żeby pogrubione przez Ciebie słowa pojawiały się zbyt blisko siebie. Dla mnie to akceptowalna częstotliwość.

Łupanie jest według mnie mniej uciążliwe, bo ja utożsamiam tego typ ból z krótkimi powracającymi, cyklicznie lub nie, uderzeniami, co według mnie jest mniej uciążliwe niż ciągły ból głowy.

itd.

Niemniej jednak wszystkie uwagi przyjmuję, wezmę na warsztat, zastanowię się i być może zmienię. Dzięki Tobie i dorapie - a oboje lubicie dłubać w tekstach, jak w tym przywołanym robaczywym grzybku ;) - spojrzałem na tekst z innej perspektywy. Pouczające. Szkoda, że nie można tak z każdym napisanym fragmentem. Postępy w rozwijaniu stylu byłby wtedy błyskawiczne.
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron