Trzynaście kroków
[___]No i stało się, skończyło, przestało być. Joanna powiedziała mi o tym wprost, w twarz, nie uciekając spojrzeniem. Krótko, po męsku, między kolejnymi zaciągnięciami dymem, chropawym głosem, starannie odmierzając sylaby, dokładnie celując, prosto we mnie, w moje zaskoczenie, w rozebrane nadzieje na wspólne poranki, żytni chleb z kozim serem, dzieci wrzeszczące, roześmiane, na wszystko inne. Powiedziała mi to bezwstydnie, ubrana w czarną sukienkę z odkrytymi plecami, w której wyglądała jak gwiazda filmowa. Pamiętam, kupiła ten łaszek niedawno, kiedy byliśmy w Paryżu i dziś założyła dla innego, dla Zbyszka. Wiedziałem o tym już gdy szła po podjeździe, gdy weszła, z poważnym wyrazem twarzy, z milczeniem od progu. Poznałem auto. Sam mu pomagałem wybrać je salonie. Uwierzycie? Taki banał.
[___] - Między nami, – pauza na niedbały ruch dłoni z papierosem, dłoni z czerwonymi paznokciami, smukłej, z bransoletką omotaną wokół nadgarstka – między nami Jurek, nie było na poważnie. Wiesz.
[___]Tak naprawdę nie mówiła tego ładnie, nie tak jak byłem przyzwyczajony. Bez uśmiechu, z lekkim skrzywieniem w kąciku ust. To zawieszenie głosu, to wyreżyserowane powtórzenie, wyćwiczony ton, zaplanowany przed lustrem gest odarł całość z blasku, w jaki zwykłem Joannę ubierać. Żal tego. Gdy strzepywała popiół, błysk srebrnego wisiorka zakłuł mnie w oczy, musiałem zamrugać. Wdech. Wydech. Odgoniłem emocje, choć pewnie i tak było widać, w zaciśnięciu szczęk, w tym jak pocieram pięścią podbródek, w wąskiej kresce warg. Nie dodała nic, a ja nie odpowiedziałem. Bez słowa sięgnąłem po jej płaszcz, pomogłem założyć. Kiedy wkładała ręce w rękawy wsunąłem się po raz ostatni w zapach włosów, wspomnienie smaku ciała. Ukradłem pocałunek, muskając powietrze trzy centymetry od czubka starannie ułożonej fryzury. Wyszła pospiesznie, stukając na tarasie obcasami czarnych szpilek. Buty też wtedy... A może nie. Miała tyle par i wiecznie przynosiła nowe. Żeby chociaż te ubrała z mojego powodu. Ech...
[___]Spadł świeży śnieg i kroki Asi odbijały wyraźne znaki w bieli. Mogłem je policzyć, kiedy tak stałem w jasnym prostokącie wejścia, ucząc się na pamięć jak odchodzi.
[___]Jeden, dwa, trzynaście. Ostatnie dwa krótsze, zamazane, bo wsiadała do samochodu, zgubiła rytm. W tył, na mnie, nie spojrzała ani razu. Stałem tak jeszcze przez trzy papierosy patrząc w noc, nie czując zimna, pozwalając demonom rozumu przepracować to, przemielić, wywlec na drugą stronę. Zimne powietrze pomieszane z oddechami z dymu wypełniało mi płuca i miałem świadomość, że z każdym zaciągnięciem tworzę kolejny pancerz, kruchy jak lód na kałużach. Myślałem o Joannie, o jej przyspieszonym oddechu, o wrażeniu, że nieustannie zerka przez ramię, sprawdza czy ktoś nie patrzy, o ukradkowych dotknięciach pod stołem konferencyjnym, o tuszu do rzęs zostawionym w hotelowej łazience. Wspominałem mgłę w zielonych oczach, nieobecny uśmiech, subtelność gęsiej skórki na kobiecym biodrze. Przeżywałem coraz to od nowa dzisiejsze spotkanie, na wiele sposobów miażdżąc jej usta szorstkim pocałunkiem. W końcu poczułem zmęczenie, chciałem rzucić to, pójść spać z trzeba haustami koniaku na dobranoc. Ale była jeszcze jedna sprawa, randka z dziwką wyobraźnią i spokrewnioną z nią zazdrością. Gotowy na nienawiść wziąłem głęboki oddech i ostrożnie wkroczyłem na początkowy z pożegnalnych śladów, żeby zatrzeć wspomnienia, zastąpić je nowymi. Zamienić kochanie na pogardę.
[___]Krok pierwszy i ich pierwsze spotkanie, pierwsze dotknięcie. Przypadkowe. Pewnie nic specjalnego, codzienność - a dreszcz mrozi kark, podszywa skórę, budzi kłąb gorąca w podbrzuszu. Potem spojrzenie. Celowe. Wyważone. Zbych potrafi patrzeć na kobiety, jakby znał ich myśli. Drugi krok i ona wie. Że zauważył skórę gładką na wystających obojczykach, pieprzyk na lewej piersi. Że go to zachwyca. Uśmiech. Do niego. Dla niego. Trzeci krok. On z nieskrępowaną pewnością sięga ku jej włosom. Już zna ich miękkość, wie które kosmyki nie ulegają spince. Czwarty i czarna burza spada na białe ramiona, przykrywa biust. Śmiech Joanny. Jego mruknięcie w odpowiedzi. Piąty. Kciuk Zbyszka biegnie linią wzdłuż brzucha, rysuje kółeczko z pępkiem w środku. Na ścianie cień koniuszka piersi, drgający płomień świecy. Szelest pościeli, łapczywy taniec warg. Krok szósty. Silne ręce, o długich palcach, obejmują biodra, ściskają aż do posinienia. Siódmy. Cichy okrzyk i nie chcę wiedzieć nic więcej. Ósmy. Jęk. Znam ten jęk, ten głos, słyszę go przed zaśnięciem, noszę pod powiekami, pod skórą. Głęboko. Coraz szybciej, prędzej, byle do końca. Dziewiąty, teraz, nareszcie, dziesiąty... Jedenasty! Dwunasty! Zaraz już ostatni ślad. I tylko westchnienie. I smukłe palce na wargach Zbyszka. Mgła w oczach. Półmrok nocy za oknem. Asia...
[___]Trzynaście.
[___]Teraz już cicho.
[___]Ona nie wróci.
Trzynaście kroków
1
Ostatnio zmieniony wt 25 lut 2014, 21:54 przez ithi, łącznie zmieniany 2 razy.