"Jak Przetrwać. Od A-pokalipsy Do Z-ombie"

1
"Jak Przetrwać. Od A-pokalipsy Do Z-ombie"
ang."How to Survive. From A-pocalipse To Z-ombie"

Urywek pierwszego rozdziału, tak więc może wydawać się lekko wyrwany z kontekstu.

ZAWIERA WULGARYZMY

***********************************************



14 stycznia 2020 r.
Poskręcany bekon skwierczał na patelni. Topiący się tłuszcz pryskał na kremowe kafelki, zostawiając na nich tłuste, brudne smugi. W powietrzu czuć było zapach przypalonego mięsa. John uwielbiał kiedy bekon był dobrze wysmażony . Chrupki i obficie doprawiony. Nie dbał o cholesterol. Przecież miał dopiero trzydzieści lat i poza lekką wadą wzroku, cieszył się wyśmienitym zdrowiem. Dwa razy w tygodniu jeździł na siłownię, w każdą sobotę grywał w tenisa , a wieczorami wsiadał na rower i objeżdżał okoliczne dzielnice. Porządna porcja bekonu na śniadanie była więc grzechem na który mógł sobie pozwolić.
Po posiłku jak co dzień zaparzył sobie mocną kawę i włączył telewizor. Pięćdziesiąt cali krystalicznie czystego obrazu i idealnie stonowany dźwięk. Tak, John uwielbiał wydawać kasę na takie bajery. Gdyby tylko w ramówce dawali więcej ciekawych filmów, pewnie spędzał by przed nim całe dnie. Tymczasem musiał ograniczyć się do serwisów informacyjnych i kilku w miarę interesujących programów dokumentalnych.
Prezenterka na kanale czwartym, skończyła właśnie mówić o protestach związkowców i przechodziła do kolejnego tematu.
- Znowu to samo – pomyślał John, pociągając łyk gorącej czarnej kawy.
„Według przewidywań synoptyków, dodatnia temperatura powinna utrzymać się aż do wiosny. Tak więc mogę zaryzykować stwierdzeniem, że zimę pożegnaliśmy w tym roku wyjątkowo szybko.” – Kobieta uśmiechnęła się do kamery po czym na ekranie pojawił się krótki reportaż o wyjątkowo ciepłym początku roku.
John zrezygnowany wyłączył telewizor i dźwignął się z fotela. Gderanie o wspaniałej pogodzie robiło się powoli męczące. Kierował się właśnie ku kuchni, żeby dolać sobie trochę kawy z ekspresu, kiedy nieoczekiwanie gdzieś w pokoju rozdzwonił się telefon. Zatrzymał się i rozejrzał dookoła.
- Na miłość boską! Gdzie ja do cholery zostawiłem tę komórkę?
Podążał za dźwiękiem, w jednej ręce wciąż trzymając w połowie pełen kubek. W końcu znalazł. Wyciągnął telefon z kieszeni spodni byle jak rzuconych na podłogę o mało nie rozlewając przy tym drogocennego napoju.
- Niech to szlag! – zaklął. Ostrożnie odstawił kubek na stolik. – Tak, słucham?
Dzwonił Tony Raft, jego wiecznie znerwicowany wydawca.
- Cześć John. Chciałem tylko zapytać jak idą prace z ostatnimi rozdziałami – wysapał do słuchawki tubalnym głosem.
- Przecież w zeszłym tygodniu mówiłem ci, że muszę zmienić jeszcze kilka scen zanim wezmę się za zakończenie. Inaczej to się w ogóle nie będzie trzymało kupy. – Na linii zrobiło się cicho. – Tony, do diabła! Jesteś tam?!
Trzaski i świszczący oddech po drugiej stronie sugerowały, że Tony w istocie ciągle tam był. Szperał w jakiś papierach i najwidoczniej na tyle go to pochłonęło, iż zapomniał o trzymanym przy uchu telefonie.
- Tony! – wrzasnął John.
Szelest ustał i po serii sapnięć i zakłóceń usłyszał:
- Nie zapomnij, że gonią cię terminy. Muszę to jeszcze dać do zredagowania i …
- Jakie znowu terminy?! Premiera miała być w połowie roku, a ostatnie rozdziały miałem ci dowieźć w kwietniu. – Odetchnął. – Jest dopiero połowa stycznia Tony.
- Tak wiem, ale…
- Jak będziesz mnie co chwilę poganiał, to nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- Ja tylko ci przypominam John.
W tym momencie John miał już jednak dość.
- Słuchaj! To nie pierwsza moja książka i doskonale wiem ile czasu potrzeba mi na napisanie tych rozdziałów. Na tym polega moja praca. Więc przestań z łaski swojej non stop do mnie wydzwaniać i trajkotać, że gonią mnie terminy ! – Rozłączył się i cisnął telefon na sofę – Cholerny kretyn – warknął do pustego pokoju.
Tony Raft alias „cholerny kretyn” był niskim, łysym spaślakiem cierpiącym na chroniczny pośpiech. Wszystko czego chciał, musiał mieć na wczoraj. Jego nieustanne telefony i e-maile potrafiły , doprowadzić człowieka do szału i skutecznie odebrać ochotę do pisania. John obiecał sobie, że kiedy tylko zakończy kontrakt z tym człowiekiem, natychmiast weźmie się za znalezienie nowego wydawnictwa. Doskonale wiedział, że nie będzie miał z tym problemu, bo jego powieści przygodowe sprzedawały się jak parasole podczas deszczowej jesieni. Wystarczyło więc tylko skończyć tę jedną książkę i Raft w magiczny sposób zniknie z jego życia.
Dziś jednak nie miał zamiaru zabierać się za kolejne rozdziały, na ten bowiem dzień przygotował sobie zupełnie inny plan. O wiele ważniejszy niż zaspokajanie chorych oczekiwań Rafta. Zamierzał pojechać do centrum i kupić sobie nowy samochód. Miało to być spełnienie jego marzeń z dzieciństwa. Nowiutki lśniący Mustang.
Dwa miesiące wcześniej sprzedał swoje wysłużone Audi znajomemu z czasów akademickich. Co prawda nie mógł powiedzieć, że on i Eddy wciąż się przyjaźnili, ale bywało, że trafiali na siebie w jakimś pubie i dyskutowali po parę godzin nad kuflem złotego piwa. Zazwyczaj były to filozoficzne rozważania na temat sensu życia i nic ponad to. John i Eddy poznali się na imprezie w miasteczku studenckim, dokładnie jedenaście lat wcześniej. Obaj studiowali ekonomię z tym, że John zrezygnował na drugim roku, kiedy okazało się, że jego pierwsza powieść stała się światowym bestsellerem. Od tamtego czasu całkowicie poświęcił się pisarstwu i musiał przyznać, że przez lata dorobił się na tym interesie niezłych kokosów. W czasie kiedy John wydawał nowe książki, Eddy ukończył studia z tytułem magistra. Obecnie pracował jako księgowy w jednej z okolicznych firm. John nie pamiętał której dokładnie. Niemniej jednak nie to było ważne, bo już po tygodniu od sprzedaży Audi, zreflektował się, że chyba nieco się pośpieszył. Przemieszczanie się komunikacją miejską okazało się niestety prawdziwą katorgą.
Pierwszym krokiem w wyprawie do miasta dla osoby nie posiadającej własnego środka lokomocji było sprawdzenie rozkładu jazdy. Jak na złość najbliższy autobus do centrum odjeżdżał za pięć minut, następny jechał ponad godzinę później. O zdążeniu na pierwszy nie było mowy, na drugi Johnowi nie chciało się czekać. Takie były właśnie uroki posiadania domu na przedmieściach.
John włączył swojego Iphona , i zaczął przeglądać sieć w poszukiwaniu numeru miejscowego TAXI. Nigdy dotąd nie miał potrzeby korzystania z tego typu usług , toteż odnalezienie prawidłowego numeru zajęło mu więcej czasu niż przypuszczał. Zanim nadusił na zieloną słuchawkę, zapisał go w telefonie pod hasłem TAXI, tak na wszelki wypadek.
Kobieta która przyjęła jego zgłoszenie, oświadczyła że taksówka podjedzie w ciągu dziesięciu do piętnastu minut. Uznał więc, że przejdzie się jeszcze do sklepu po paczkę Marlboro, bo czekanie wydawało mu się dużo bardziej atrakcyjne z papierosem w zębach.
Po opuszczeniu sklepu wyćwiczonym ruchem, wydobył z paczki jednego papierosa i skierował się ku podjazdowi ciągnąc za sobą gryzący tytoniowy dym. Taksówka już na niego czekała. Kierowca wyglądał trochę jak podstarzały tirowiec, zmęczony życiem. Aby zbytnio nie drażnić jegomościa, John przywitał się i ładując się na tył podał mu miejsce docelowe.
Jechali w milczeniu przy akompaniamencie nieokreślonej muzyki ludowej wydobywającej się ze zdezelowanego radia. Po trzech brzmiących identycznie utworach zatrzymali się w końcu pod salonem Forda. John podziękował i zapłacił za kurs, prosząc aby kierowca zachował resztę. Miał nadzieję, że wywoła tym jakąkolwiek pozytywną reakcję wąsatego mężczyzny, ale przeliczył się. Facet po po prostu wziął kasę kiwną głową i odjechał z naburmuszoną miną.
- Ciekawy człowiek. – Pomyślał.
Tymczasem przy bramie czekał na niego wyglancowany chłoptaś w błyszczących lakierkach z bananem na twarzy .
- Pana samochód jest już gotowy. Wczoraj do nas przyjechał – obwieścił rozradowany. Każdy by się cieszył na myśl o wysokiej prowizji jaką dostanie ze sprzedaży tak drogiego samochodu.
Ostatnio zmieniony wt 10 cze 2014, 13:27 przez Mandragora, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Z Kronik SB:
[Dzisiaj 19:10] Mandragora: Minęło 30 długich dni. W końcu wstawiłam próbkę swoich możliwości. Teraz będę czekać na deszcz gromów :D
Obawiam się, że będziemy musieli Cię rozczarować. Chyba nie będzie takich gromów, jakich się spodziewasz, ale od Panny Interpunkcji dostajesz ciągle niezły łomot. Wydaje się, że reszta idzie Ci nieźle. ;)
Na początku prezentujesz swojego bohatera w jakiś taki specyficzny sposób, że wydał mi się kolejnym niezbyt sympatycznym dupkiem. Mam też nadzieję, że ten spokój, nudna rutyna codzienności są tylko wstępem do armagedonu, który czai się za rogiem.

Ile powieści już powstało?

Przyjemnego zabijania ludzkości (o ile tytuł jest adekwatny do treści).
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
dorapa pisze:Obawiam się, że będziemy musieli Cię rozczarować. Chyba nie będzie takich gromów, jakich się spodziewasz, ale od Panny Interpunkcji dostajesz ciągle niezły łomot. Wydaje się, że reszta idzie Ci nieźle.
No tak interpunkcja. Moja kochana "Pani Psorka" zawsze mówiła, że dla mnie powinni stworzyć specjalny program do wstawiania przecinków i innych takich :) Za nic się tego nie nauczę,bo jestem ponoć za bardzo chaotyczna.

Miło wiedzieć, że nie jest jednak tragicznie. Zawsze jakiś plus, choć to tylko urywek.
dorapa pisze:Ile powieści już powstało?

Przyjemnego zabijania ludzkości (o ile tytuł jest adekwatny do treści).
Nie wiem ile bo żadnej nie czytałam :). Nie mniej jednak ta w założeniu ma być trochę inna niż apokalipsy znane z filmów. Tzn. mam nadzieję, że pomysł na przedstawienie "apokalipsy" będzie całkiem (lub w miarę) oryginalny.

4
Mandragora pisze:Tzn. mam nadzieję, że pomysł na przedstawienie "apokalipsy" będzie całkiem (lub w miarę) oryginalny.
Uff, ulżyło mi. Tym bardziej powodzenia. :)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Widzę, że nie jestem osamotniony, jeżeli chodzi o pracę nad powieścią, której główny motyw to apokalipsa zombie :) Zapowiada się ciekawie. Tytuł mi się bardzo podoba (ja mam gorszy, całe szczęście, że roboczy :)), ale "Jak przetrwać" kojarzy mi się z "Zombie Survival Guide" Maxa Brooksa ;)
„Przekupić można każdego. Tyle, że jedni cenią się bardziej, drudzy zaś mniej.”

6
To przejdźmy do meritum. :cool:
Mandragora pisze:Poskręcany bekon skwierczał na patelni. Topiący się tłuszcz pryskał na kremowe kafelki, zostawiając na nich tłuste, brudne smugi. W powietrzu czuć było zapach przypalonego mięsa.
Jak się ten bekon mu skręcił? Bywało dawniej, że się takie cudo na patelni smażyło, ale nie skręcało się... Ile było tłuszczu na ścianie, ze spływał brudnymi smugami?
Twój bohater to brudas, nie dba o mieszkanie, nie sprząta w kuchni, że z kafelków spływa brudny tłuszcz?
Przemyśl ten opis.
Mandragora pisze:spędzał by

ort.
Mandragora pisze:Tak więc mogę zaryzykować stwierdzeniem,
zaryzykować stwierdzenie
Mandragora pisze:Gderanie o wspaniałej pogodzie robiło się powoli męczące.
gderać - marudzić, narzekać, krytykować nieustannie;
Chyba nie o to chodziło.
Mandragora pisze: Kierował się właśnie ku kuchni, żeby dolać sobie trochę kawy z ekspresu, kiedy nieoczekiwanie gdzieś w pokoju rozdzwonił się telefon.
Raczej "do kuchni", nie wyjdzie w czytaniu kuku. :)
nieoczekiwanie gdzieś w pokoju- ta fraza wydaje mi się całkiem niepotrzebna.
Mandragora pisze:Wyciągnął telefon z kieszeni spodni byle jak rzuconych na podłogę o mało nie rozlewając przy tym drogocennego napoju.
To zdanie świetnie nadaje się do ćwiczeń interpunkcyjnych. :)
Dlaczego zwykła kawa jest drogocennym napojem?
Mandragora pisze:wiecznie znerwicowany wydawca
znerwicowany
1. «chory na nerwicę»
2. «reagujący zbyt nerwowo»
Myślę, że wiecznie przy znerwicowany jest niepotrzebne. Dla mnie w tym słowie zawarta jest ciągłość pewnego rodzaju zachowań, człowiek znerwicowany, nieustannie, ciągle, wiecznie jest nerwowy, pobudzony, wybuchowy.
Mandragora pisze:wysapał do słuchawki tubalnym głosem.
tubalny - «głośny i niski zarazem»
wysapać - «wypowiedzieć coś z trudem, sapiąc»
Jak to połączyć? Usłysz to.
Mandragora pisze:Trzaski i świszczący oddech po drugiej stronie sugerowały, że Tony w istocie ciągle tam był.
To zdanie sugeruje, że Tony trzaskał i miał świstał.
Mandragora pisze:Szelest ustał i po serii sapnięć i zakłóceń usłyszał:
To z kolei twierdzi, że Szelest ustał i usłyszał.

Jak widzisz, są to potknięcia związane z językiem, budową zdań. Nic wielkiego dla uważnego czytacza.

Nie wiem, z jakiego powodu opowiadasz historię znajomości Johna i Edda. Będzie ważna w cd opowieści?

Panna Interpunkcja obiecała mi, że na Twoje przyjście wystroi się. Odwiedzisz ją?

Powodzenia w apokaliptycznym zombiakowie.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
dorapa pisze:Mandragora napisał/a:
Poskręcany bekon skwierczał na patelni. Topiący się tłuszcz pryskał na kremowe kafelki, zostawiając na nich tłuste, brudne smugi. W powietrzu czuć było zapach przypalonego mięsa.

Jak się ten bekon mu skręcił? Bywało dawniej, że się takie cudo na patelni smażyło, ale nie skręcało się... Ile było tłuszczu na ścianie, ze spływał brudnymi smugami?
Twój bohater to brudas, nie dba o mieszkanie, nie sprząta w kuchni, że z kafelków spływa brudny tłuszcz?
Przemyśl ten opis.
Świerzy boczuś zawsze skręca się podczas smażenia bo odparowuje z niego woda :) . Jeśli się go pilnuje to faktycznie będzie równy, jeśli nie to zrobi się "powywijany" jak to kiedyś powiedziała moja siostrzenica. No i oczywiście w kontakcie z olejem pryska niemiłosiernie.
dorapa pisze:Mandragora napisał/a:
Gderanie o wspaniałej pogodzie robiło się powoli męczące.

gderać - marudzić, narzekać, krytykować nieustannie;
Chyba nie o to chodziło.
Dokładnie o to :). Gderać to również synonim : truć, zawracać głowę
dorapa pisze:Mandragora napisał/a:
wysapał do słuchawki tubalnym głosem.

tubalny - «głośny i niski zarazem»
wysapać - «wypowiedzieć coś z trudem, sapiąc»
Jak to połączyć? Usłysz to.
Wydawca był zajęty różnymi czynnościami o czym mówią poprzednie linijki, tak więc można powiedzieć, że był zmęczony czy "zasapany". "Wysapał do słuchawki tubalnym głosem" wpasowuje się więc w logiczny ciąg. Tym bardziej, że pan wydawca był człowiekiem ze sporą nadwagą, a tacy ludzie często mimo mocnego głosu "sapią".
dorapa pisze:Nie wiem, z jakiego powodu opowiadasz historię znajomości Johna i Edda. Będzie ważna w cd opowieści?
Jeśli zabieram się za pisanie dłuższych tekstów to żadna scena , wstawka, postać nigdy nie jest przypadkowa. Nie traciłabym czasu na rozpisywaniu się o postaci, która nie ma większego znaczenia. Tak samo jest z różnymi opisami, choćby tak prozaicznej czynności jaką jest smażenie boczku. Tego typu opisy często najlepiej obrazują charakter i styl życia danych postaci. Czytając o przypalonym bekonie i tłuszczu pryskającym na kafelki człowiek myśli sobie od razu "ten facet to flejtuch" i o to właśnie chodzi.

Dziękuję za sugestie i za wskazanie błędów ort :). Wiem, że ciężko jest oceniać styl tak niewielkiego strzępka pewnej całości. Urywek ten siedzi już w folderze "tekstów zamkniętych", tekstów które poprawiałam i przeinaczałam po stokroć, aż w końcu uznałam, że w końcu jest ok. To ta mroczna część mojego laptopa skąd się nie wraca ( no chyba że jako pełna historia) , teraz muszę go z stamtąd wydobyć i poprawić orty. Za interpunkcję się nie biorę bo jak już wspominałam , jestem przypadkiem nieuleczalnym jeśli o to chodzi ( ale od tego mam swoich ludzi :) ).

Reszta tego krótkiego rozdziału też trafiła już do "tekstów zamkniętych", więc wstawię kolejny urywek za jakieś 10 dni.

I jeszcze raz dziękuję :)

"Jak Przetrwać. Od A-pokalipsy Do Z-ombie"

8
"Jak Przetrwać. Od A-pokalipsy Do Z-ombie"
ang."How to Survive. From A-pocalipse To Z-ombie"

Kontynuacja pierwszego rozdziału. Tutaj link do początku http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=15062
Ogólnie pierwszy rozdział jest bardzo krótki, i wydaje mi się, że to takie swoiste przedstawienie postaci głównego bohatera, więc akcji w nim nie ma się co doszukiwać. Nie mniej jednak, chciałabym dowiedzieć się przy okazji jak ten rozdział w waszych odczuciach przedstawia Johna tzn. jako jaką osobę. Chcę sprawdzić czy wygląda to tak jak miało być w moim zamyśle.

ZAWIERA WULGARYZMY

--------------------------------------------------------------------
Mustang czekał na niego na parkingu po drugiej stronie salonu. Czarny lakier lśnił w promieniach słońca, podobnie jak chromowane sportowe felgi. Cieniutkie opony mocno trzymały się asfaltu, mimo to czuło się niemal , że za chwilę ten potwór wyda ryk i ruszy na Johna z ogromną furią. Jak zahipnotyzowany podszedł bliżej, stawiając niepewne krótkie kroki, przejechał ręką po wypucowanej nowiutkiej karoserii. Gdyby nie to, że miał trzydzieści lat, najpewniej zacząłby skakać jak dziecko. Wiek nakazywał mu jednak zachować pozorny spokój .
- Proszę. Może pan zajrzeć do środka. Jest otwarty. – Usłyszał gdzieś zza pleców.
Oczywiście, że mógł. Nawet miał taki zamiar. Zajrzałby do środka nawet bez pozwolenia. Jakby było trzeba nawet i pobiłby pracownika salonu byleby tam zajrzeć.
Tymczasem delikatnie otworzył drzwi. Czuł się jak saper rozbrajający ładunek wybuchowy, jeden niewłaściwy ruch i wszystko szlag trafi. Wnętrze pachniało nowością i skórą. Obite nią siedzenia, krzyczały do niego : "Usiądź! Prosimy. Jesteśmy takie wygodne!"
Usiadł. Wymościł się wygodnie w fotelu kierowcy, położył ręce na kierownicy.
- Tak. To jest to – podsumował.
Ustawił lusterko. Oczy błyszczały mu się tak intensywnie jakby od rana jarał marihuanę. Zaśmiał się głupkowato do własnego odbicia, był tak przejęty, że nie zauważył nawet kiedy podszedł do niego wyglancowany chłoptaś, trzymając kluczyki w wyciągniętej dłoni. Właściwie to w ogóle by go nie zauważył gdyby tamten nie chrząkną dobitnie. Kluczyki zamajtały Johnowi przed oczami. Złapał je chciwie przez otwarte drzwi.
Młody mężczyzna odsuną się nieznacznie.
- Może się pan przejechać. – zabrzmiało jak głos mamy mówiącej pięciolatkowi, że może przejechać się na najlepszej karuzeli w wesołym miasteczku.
I jak pięciolatkowi nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Zatrzasnął drzwi, włożył kluczyk do stacyjki i odpalił. Tysiąc dwieście koni ryknęło pod maską, niemal poczuł ten łomot głęboko w żołądku. Miał ochotę śmiać się i płakać jednocześnie. Powoli puścił sprzęgło i wcisnął gaz. Nie chciał przesadzać, jeszcze nie teraz. Wyjechał z parkingu powoli, niczym szlachcic w złotej karecie. Tuż za bramą opuścił szybę i krzyknął:
- Za chwilę wracam !
Płynnie włączył się do ruchu i ruszył spokojnie wąskimi uliczkami z dumą wychwytując spojrzenia przechodniów. Taka bryka niewątpliwie zwracała uwagę, tym bardziej że kierowca prowadził ją z taką nonszalancją i finezją. Zrobił kilka rund i z niechęcią wrócił na parking. Chłoptaś czekał na niego pokornie w swoim stałym miejscu. John zaparkował , drżącą ręką wyją kluczyki ze stacyjki i wysiadł.
- I jak wrażenia? – rzucił młody mężczyzna do czerwonego jak burak Johna , który biegł ku niemu wymachując rękoma.
- Panie! Ja nawet nie wiem co powiedzieć. Niesamowita sprawa. – Zdyszany oddał kluczyki. – Jeszcze nie są moje.
Młodzian włożył je do kieszeni marynarki.
- W takim razie zapraszam do biura. Dopełnimy formalności.
Owe formalności składające się z kilku dokumentów takich jak: dowód własności, ubezpieczenie, potwierdzenie wpłaty i tym podobne, dopełnili wyjątkowo szybko. Wystarczyło kilka podpisów i John dostał na powrót swoje własne kluczyki plus zapasowy komplet. W końcu poczuł, że samochód był już tylko i wyłącznie jego. Wyszedł, a właściwie wybiegł do auta , zamaszystym ruchem otworzył drzwi i wpakował się do środka, pobawił się chwile pedałem gazu żeby po upajać się trochę dźwiękiem silnika i z piskiem opon wyjechał na ulicę. Chciał jak najprędzej dostać się na obwodnicę. Na każdych światłach nerwowo kiwał się w siedzeniu, trąbił na wlekących się przed nim kierowców, kilka osób pokazało mu nawet środkowy palec , ale jego wcale to nie obchodziło, bo oto tuż za rogiem czekały na niego cztery pasy idealnie prostej nawierzchni. Na zielonym skręcił więc w prawo i wystrzelił do przodu jak pocisk: Sto, sto dwadzieścia, sto sześćdziesiąt, dwieście, dwieście czterdzieści – "John ogarnij się człowieku." – Głos rozsądku przemówił kiedy wzrok przestał nadążać za tym co się dzieje. Samochód zaczął zwalniać.
- Udało ci się ty pieprzony farciarzu! – rechotał jak czubek. – Udało się! Masz swojego Mustanga.

Do domu wrócił późnym wieczorem. Miał za sobą jedno tankowanie i około 300 kilometrów na liczniku. Był zmęczony jak maratończyk po przekroczeniu linii mety. Mustanga zostawił w garażu, przytulił na do widzenia i pomachał mu smutno, zamykając zbrojone drzwi. Zmęczenie i myśl o tym, że kolejne dni nie przyniosą nic poza pracą, pokierowały go ku łóżku. Zasną w mgnieniu oka, jak niemowlę po obfitej mlecznej kolacji.

9
Cieniutkie opony mocno trzymały się asfaltu, mimo to czuło się niemal(zbędna spacja) , że za chwilę ten potwór wyda ryk i ruszy na Johna z ogromną furią.

Jak zahipnotyzowany podszedł bliżej, stawiając niepewne(przecinek) krótkie kroki, przejechał ręką po wypucowanej(przecinek) nowiutkiej karoserii.

Obite nią siedzenia(zbędny przecinek) krzyczały do niego : "Usiądź! Prosimy. Jesteśmy takie wygodne!"

Zaśmiał się głupkowato do własnego odbicia(może ";") był tak przejęty, że nie zauważył nawet(przecinek) kiedy podszedł do niego wyglancowany chłoptaś, trzymając kluczyki w wyciągniętej dłoni.

Właściwie(przecinek) to w ogóle(przecinek) by go nie zauważył(przecinek) gdyby tamten nie chrząknął dobitnie.
Młody mężczyzna odsunął się nieznacznie.
- Może się pan przejechać. – Zabrzmiało jak głos mamy(chyba przecinek) mówiącej pięciolatkowi, że może przejechać się na najlepszej karuzeli w wesołym miasteczku.
- Za chwilę wracam(zbędna spacja) !

Płynnie włączył się do ruchu i ruszył spokojnie wąskimi uliczkami(przecinek) z dumą wychwytując spojrzenia przechodniów.

Taka bryka niewątpliwie zwracała uwagę, tym bardziej(przecinek) że kierowca prowadził ją z taką nonszalancją i finezją.

John zaparkował(znów zbędna spacja) , drżącą ręką wyjął kluczyki ze stacyjki i wysiadł.
- I jak wrażenia? – rzucił młody mężczyzna do czerwonego jak burak Johna(zbędna spacja!) , który biegł ku niemu(przecinek) wymachując rękoma.
- Panie! Ja nawet nie wiem(przecinek) co powiedzieć. Niesamowita sprawa. – Zdyszany oddał kluczyki. – Jeszcze nie są moje.

Wyszedł, a właściwie wybiegł do auta(osz!) , zamaszystym ruchem otworzył drzwi i wpakował się do środka, pobawił się(zbędne się) chwilę pedałem gazu(przecinek) żeby po upajać się trochę dźwiękiem silnika i z piskiem opon wyjechał na ulicę.

...kilka osób pokazało mu nawet środkowy palec(!!!) , ale jego wcale to nie obchodziło, bo oto tuż za rogiem czekały na niego cztery pasy idealnie prostej nawierzchni.

Zasnął w mgnieniu oka, jak niemowlę po obfitej mlecznej kolacji.
Nie bardzo orientuję się jeszcze na forum, więc mogę się mylić, ale można tu zakładać dla każdego, osobnego fragmentu wątek? No nieważne.
Jeśli chodzi o tekst, to nie jestem nim zachwycona. I nie chodzi tu oto, że jest zły, ale jak na razie Mustang nie jest jakimś tam moim ulubionym tematem ;) Od strony błędów najbardziej wkurzają mnie nie przecinki, a te nieszczęsne spacje przed znakami interpunkcyjnymi :P Budowa zdań jest w porządku, nie mogę się do czegoś większego przyczepić jak na razie. Ma być apokalipsa. Na nią czekam.
The two of us together again, there's nothing we can't do!
Yes, Noatak.
I had almost forgotten the sound of my own name...
It will be just like the good old days.

10
A ja się podoczepiam realizmu tej sceny z pewną dozą tekstu poprzedniego.

Pierwsza rzecz 1200 koni mechanicznych. Obecnie tylko kilka samochodów (dosłownie) posiada taką moc. Nawet jeżeli to opowiadanie będzie działo się w przyszłości, a raczej niedalekiej przyszłości to nadal tego nic nie zmieni. Na dzień dzisiejszy takiego mustanga nie ma (chyba że o czymś nie wiem).
Dalej gość jedzie kupić sobie wymarzoną brykę (której jest może 15 sztuk na całym świecie) tak jakby osiemnastolatek jechał kupić używanego Golfa. On rozważa pojechanie po ten samochód autobusem. Ja wiem, że bogatemu nikt nie zabroni ale bez przesady. Dodatkowo takie samochody sprowadzą się najczęściej po jego zakupie (często np z innego kontynentu). Jakoś nie widzę możliwości jazdy próbnej po mieście Bugatti Veyron sprowadzonym do wybranego salonu w centrum miasta.


Dalej ciężko określić miejsce dziania się tej akcji ale jeżeli to jest USA (to prędkość i dystanse powinny być w milach) to jeżeli gość był przeciętnym Amerykaninem jeżdżącym wcześniej audi to raczej automatyczna skrzynia biegów. Tak samo ustawianie lusterek i inne takie rzeczy nie wykonuję się tam ręcznie tylko z poleceń komputera. Taki samochód jest naszpikowany elektryką. Klucze kodowe, profile ustawiania foteli, lusterek itd.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

11
Przecinki i spacje ( zwłaszcza te drugie ) to wynik szybkiego pisania i kwestia późniejszej korekty. Tak jak pisałam przy pierwszym urywku tego rozdziału, od interpunkcji mam już swoich ludzi i oni wyłapują błędy typu: spacja przed znakiem interpunkcyjnym, brak przecinka, niepotrzebny przecinek. :) Mi chodzi o weryfikację tekstu , czyli (tak w skrócie) o to czy przypadkiem nie piszę bzdur i czy w miarę dobrze i logicznie to wszystko brzmi ;)

Dzięki za wyłapanie trzech literówek, przez autokorektę często umykają mi tego typu błędy.
Triceraton pisze:Nie bardzo orientuję się jeszcze na forum, więc mogę się mylić, ale można tu zakładać dla każdego, osobnego fragmentu wątek? No nieważne.
Z regulaminu:
§ 4. Użytkownik forum dobrowolnie zamieszcza tekst lub jego fragment na forum publicznym

§ 5. Kolejne części dłuższych opowiadań wklejamy do nowego tematu, dodając link do poprzedniej części – nie jest to wymagane jednak bardzo mile widziane.

§ 6. Dodanie kolejnego fragmentu opowiadania jest równoznaczne ze wstawieniem kolejnego tekstu – wyczerpuje limit na 14 dni.

Myślę, że rozwiałam wątpliwość.

12
Poza zbędnymi spacjami i brakującymi przecinkami, o których wspominano wyżej, wyłapałam jeszcze kilka rzeczy.

Mustang czekał na niego na parkingu po drugiej stronie salonu. Czarny lakier lśnił w promieniach słońca, podobnie jak chromowane sportowe felgi. Cieniutkie opony mocno trzymały się asfaltu, mimo to czuło się niemal , że za chwilę ten potwór wyda ryk i ruszy na Johna z ogromną furią.
Zaczynało się nieźle, ten opis całkiem mi się podobał, ale potem przedobrzyłaś.

Właściwie to w ogóle by go nie zauważył gdyby tamten nie chrząknął dobitnie.

Kluczyki zamajtały Johnowi przed oczami.
Pewnie się czepiam, ale jakoś wybitnie nie pasuje mi tutaj to słowo.
Młody mężczyzna odsunął się nieznacznie.
Taka bryka niewątpliwie zwracała uwagę, tym bardziej że kierowca prowadził ją z taką nonszalancją i finezją.
Powtórzenie.
Chłoptaś czekał na niego pokornie w swoim stałym miejscu.
Nie rozumiem. Dlaczego stałym miejscu? Miał jakieś wyznaczone miejsce, w którym czekał na klientów wracających na parking z próbnej jazdy?:)

Wystarczyło kilka podpisów i John dostał na powrót swoje własne kluczyki plus zapasowy komplet.
niepotrzebne
Zasnął w mgnieniu oka, jak niemowlę po obfitej mlecznej kolacji.
Wiem, że jest to fragment pierwszego rozdziału, więc przeczytałam też pierwszą część [bardziej mi się podobała:)], ale na razie nie porywa to za bardzo, chociaż ma potencjał.
Ciekawa jestem jak się to rozwinie, bo nie jest źle.

13
Grimzon pisze:Pierwsza rzecz 1200 koni mechanicznych. Obecnie tylko kilka samochodów (dosłownie) posiada taką moc. Nawet jeżeli to opowiadanie będzie działo się w przyszłości, a raczej niedalekiej przyszłości to nadal tego nic nie zmieni. Na dzień dzisiejszy takiego mustanga nie ma (chyba że o czymś nie wiem).
Istnieje już mustang o parametrach 1200 koni mechanicznych przy pojemności silnika zdaje się 5,8 litra, wersja "Shelby Mustang 1000 S/C" jak się gdzieś rypłam w tych danych to przepraszam.
Grimzon pisze:Dalej gość jedzie kupić sobie wymarzoną brykę (której jest może 15 sztuk na całym świecie) tak jakby osiemnastolatek jechał kupić używanego Golfa. On rozważa pojechanie po ten samochód autobusem. Ja wiem, że bogatemu nikt nie zabroni ale bez przesady. Dodatkowo takie samochody sprowadzą się najczęściej po jego zakupie (często np z innego kontynentu). Jakoś nie widzę możliwości jazdy próbnej po mieście Bugatti Veyron sprowadzonym do wybranego salonu w centrum miasta.
To jest rok 2020! Samochody tego typu nie są już tak ciężko dostępne. Poza tym po tekście widać że Mustang był już wcześniej zamówiony ( pierwsze zdanie już to sugeruje ). Z jazdą próbną nie ma problemów, bo John jest znanym pisarzem (myślę, że taki Johnny Depp też nie miał by problemu z taką wstępną przejażdżką), poza tym wszystkie papiery do odbioru samochodu są już gotowe (John tylko przelewa kasę i je podpisuje), i firma ma jego dane w razie czego. A co do jazdy autobusem i tego całego "nie wiem jak się za co zabrać" to pokazuje charakter Johna. Nie należy on raczej do tych "bardziej poukładanych osób".
Grimzon pisze:Dalej ciężko określić miejsce dziania się tej akcji
Bo to jest znak rozpoznawczy moich tekstów ;) nigdy nie umieszczam miejsca akcji w jakimś konkretnym punkcie. Chyba, że chodzi o świat fantasy.
Grimzon pisze:automatyczna skrzynia biegów. Tak samo ustawianie lusterek i inne takie rzeczy nie wykonuję się tam ręcznie tylko z poleceń komputera. Taki samochód jest naszpikowany elektryką. Klucze kodowe, profile ustawiania foteli, lusterek itd.
To nowy samochód (z zewnątrz) , ale w starym stylu (wewnątrz). Manualna skrzynia, wnętrze skórzane . John chciał prawdziwego sportowego wozu, więc automat z góry odpada. Elektronika nawet jeśli tam jest, to ukryta tak aby jak najmniej rzucała się w oczy.
Ostatnio zmieniony czw 07 lis 2013, 19:59 przez Mandragora, łącznie zmieniany 1 raz.

14
Ad. Grimzon
Pierwsza rzecz 1200 koni mechanicznych. Obecnie tylko kilka samochodów (dosłownie) posiada taką moc. Nawet jeżeli to opowiadanie będzie działo się w przyszłości, a raczej niedalekiej przyszłości to nadal tego nic nie zmieni. Na dzień dzisiejszy takiego mustanga nie ma (chyba że o czymś nie wiem).
Sądziłem dokładnie tak samo. Ale ja lubię wszystko sprawdzać, zwłaszcza to, co wydaje się oczywiste. I ku swojemu (i teraz Twojemu) najwyższemu zdumieniu znalazłem, że jest! To Shelby Mustang 1000S/C. 5,8 litra i 1200KM. Model 2013 rok.

Ale w te cieniutkie opony to nie uwierzę. I każde w stanie spoczynku mocno trzymają się asfaltu.

15
NO chłopcy! :P Jak babka pisze o samochodach to wy zaraz wszystko musicie sprawdzać?
Nie ładnie . ;)
Ashandria pisze:Cytat:
Chłoptaś czekał na niego pokornie w swoim stałym miejscu.


Nie rozumiem. Dlaczego stałym miejscu? Miał jakieś wyznaczone miejsce, w którym czekał na klientów wracających na parking z próbnej jazdy?:)
Z perspektywy Johna tę scenkę widzimy, tak więc chłopak czeka tam , gdzie John widział go po raz pierwszy.

I dzięki za te nieszczęsne literówki Ashandria, trzeba widać mniej ufać autokorekcie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron