OSTATNIA, OSTATNI " fanatsyka } {Sf psychologicnze}

1
OPOWIADANIE
OSTATNIA- OSTATNI
Marta Grzebuła
Droga Mleczna w gwiazdozbiorze Strzelca nigdy przedtem nie świeciła tak jasno. Kryło się za tym coś złowróżbnego. Pas sięgający na północy gwiazdozbioru Kasjopei, ze swoimi gwiazdami układającymi się w kształt litery „W”, eksplodował. Konkretnie to obok jednej z gwiazd nastąpił wybuch Supernowej. Świat naukowy był poruszony. Zaobserwowane zjawisko w Galaktyce było nietypowe. Setki, tysiące oczu spoglądało w kierunku Drogi Mlecznej usiłując zrozumieć. A tym czasem łuna potężnego światła pędziła ku Ziemi. Mgławica niczym tęczowa kula pokonywała przestrzeń. Ale tuż nad Ziemię panował mrok.
***
Niebo wyglądało jak czarna kurtyna w teatrze. Rozsuwane tajemniczą mocą, uwalniało ze swoich kolejnych warstw jasne światło. Jeden promień oderwany z tego blasku sunął ku Ziemi. Tuż nad nią zaczął rozpraszać się na miliony iskier, które po chwili gasły. Pochłaniał je mrok nocy, lecz one istniały. Przeobrażały się w szare cienie, albo zmieniając kształt stawały się, pulsującą materią.
Nad miasto nadciągała mgła. Pojawiła się po kilkunastu sekundach nad rzędem kolorowych kamieniczek. Rynek wypełniały barwy i światła ulicznych lamp. Grupa młodych ludzi właśnie wchodziła do Pubu. Impreza zapowiadała się fajnie, i taka była w pierwszych godzinach...
-Trzymaj ją!- Bartek był oburzony. Anka, jak zwykle musiała udowodnić wszystkim swoją wyższość. Impreza, która zapowiadała się na udaną, teraz pośród krzyków i płaczu dobiegała końca.
-Niech cię szlag trafi, Anka! Czy ty zawsze musisz rozwalić każdą imprezę?- Tym razem to Ewelina pałała chęcią przyłożenia koleżance.
-Odczep się ! - odparła długo noga i długo włosa dziewczyna. Typowa laska z okładki, jak mawiał o niej Bartek.
– Nie musiał mnie nazywać: „ Głupią blondynką”!- wykrzyczała niemal w twarz drobnej czarnowłosej Ewelinie. Ta pod wpływem krzyku odsunęła się. Wszyscy powoli udawali się do wyjścia. Ochroniarz, dość konkretny i ewidentnie zły, wypraszał ich pojedynczo.
-Ale noc - Damian i Michał wsiadali do czarnego samochodu.
-A czego oczekiwałeś? Jak ta zołza się pojawia zawsze tak się kończy. - Michał bardziej stwierdzał niż pytał.
Autem zakołysało. Ruszyli. Pozostała sześcioosobowa grupa młodych ludzi szła spacerem. Anka odizolowana, szła z tyłu. Nikt się do niej nie odwrócił i nie odezwał.
Noc zrzuciła na miasto nieprzejrzysty koc czerni. Księżyc oraz gwiazdy przytłoczone tym mrokiem pozostawały niewidoczne. Młodzi ludzie dość ożywieni, rozmawiali o wydarzeniach z Pubu.
-Jak jeszcze raz dacie jej namiary na nasze spotkanie to wam łby poukręcam- całkiem poważnie powiedział Bartek.
-Teraz ty się czepiasz?- Ewelina wyglądała na wściekłą i rozżaloną.- Raz już ustaliliśmy zasady, ale myślę, że Michał coś jej powiedział. Nadal mu zależy na Ance.
-Nie wierzę w to- Bartek miał inne zdanie.- Po tym, jak go zdradziła poprzysiągł zemstę.
-Banialuki gadasz. Na klęczkach zjawiłby się przed nią, gdyby kiwnęła placem - Ewelina nie ustępowała.
Inni nie zabierali głosu, ani Konrad z Hanką, czy Patryk z Danką. Oni też byli wściekli, ale nie mieli ochoty na podkręcanie spirali wrogości. Pamiętali czasy, gdy była inna nie tylko piękna, mądra, ale i bardzo ciepła. Wszystko zmieniło się, gdy dostała mała rólkę w filmie. Z czasem uznała, że ma nie tylko talent, ale i ogromne szanse na poważną rolę w filmie. Początkowo jej wierzyli, ale do czasu. Nic się wokół niej nie działo. Michał oddany i zakochany do końca jej wierzył. Aż do czasu, gdy nie nakrył jej w łóżku z filmowcem. Z czasem okazało się, że taki z niego filmowiec, jak z Michała ksiądz. Anka, pozostawała głucha na wszelkie argumenty. Wkurzało ich to, że zawsze musiała być w centrum uwagi.
-Ewik a ty, co sadzisz na temat Anki?- Bartek spojrzał na swoją dziewczynę. Szła tuż obok, nieco zamyślona i nie do końca zgadzała się z ich emocjami. Bardziej interesowało ją niebo. Było takie inne. Westchnęła.
-Myślę, że Anka jest cholernie nieszczęśliwą osobą. Że jej fantazje doprowadzają ją do swoistego rodzaju psychozy a do tego jest nieobliczalna. To źle to wróży- urywała, spojrzała na Bartka a ten patrząc na jej błyszczące w świetle lamp ulicznych rude włosy pokiwał głową.
Nikt już nie miał ochoty na dalszą rozmowę.
Anna szła, klucząc pomiędzy uliczkami. Usiłowała się uspokoić i trafić do domu. Alkohol nadal szumiał w głowie. Miała żal do rzekomych przyjaciół. Oni jak zwykle ją wyśmiali. Z rozmyślań i samo rozżalenia wyrwał ją lekko zachrypnięty głos.
-Czy pani wie jak trafić na Karmelkową?
Przed nią stał wysoki, barczysty mężczyzna. Odrzuciła włosy, uniosła ku górze głowę i tonem nieco wyniosłym odparła.
-Nie wiem gdzie jest taka ulica. A zresztą zamów sobie pan taksówkę- dodała mało grzecznie. Zataczała się.
Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, wzruszył ramionami i szepnął pod nosem.
-Jak ładna tak głupia, a do tego chamska.
-Co powiedziałeś?!- wykrzyknęła za jego plecami.
-Odczep się głupia kobieto a do tego pijana. Idź się lecz!
Mężczyzna nie pozostawał jej dłużny. Dziewczyna rozwścieczona, pamiętająca wydarzenia z Pubu, podbiegła bliżej i z pełną furią uderzyła go w tył głowy. Odwrócił się i odruchowo machnął ręką. Jego cios okazał się skuteczny. Upadła. A on syknął przez zęby.
- Załatwię cię jak jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę. Suko!
-Ty chamie! Gówno jadzie pieprzony!- krzyczała rozwścieczona.
-Uważaj na siebie!- Zabrzmiał głos, oddalającego się mężczyzny.

Usiadła. Kręciło się jej w głowie. Nie mogła wstać. Podczołgała się pod mur. Budynek dał oparcie. Wstała. Ruszyła chwiejnym krokiem. Na twarzy nie pojawiła się ani jedna łza. Pałała nienawiścią, ale nie mogła mówić. Poczuła słodycz w ustach to była krew. Splunęła. Jej blok znajdował się po drugiej stronie. Odetchnęła z ulgą na samą myśl, że zaraz doprowadzi się do ładu, że będzie w domu.

A tym czasem znajomi szli w kierunku kawiarni. Byli oddaleni od niej o kilkaset metrów. Mimo to nikt nie spojrzał w jej kierunku. A ona zaczęła iść w poprzek ulicy.
Weszła do bramy przelotowej. Kamienica była zamknięta w kwadracie budynków, gdzieś pomiędzy wspomnieniem dawnego piękna a niepamięcią dzisiejszych zarządców. Był to rejon cieszący się złą opinią i sławą. Anna się nie bała, w końcu mieszkała tu od urodzenia. Z dumnie uniesioną głową weszła w mrok. Wchodząc, ponownie dotknęła twarzy. Z kącików ust broczyła krew. Zaklęła.
Brama była ogarnięta mrokiem a ona wściekła, poniżona nie zwracała na nic uwagi. Nie przerażała jej ciemność. Żadne światło, nawet te z ulicy nie rzuciło choćby łagodnej łuny blasku. Szła dość wolno, wciąż złowrogo mrucząc. Nagle z mroku wyłonił się cień, dziwny i nie przypominał sylwetki człowieka. I niby czarny dym pełzł w jej kierunku. Stanęła zdziwiona, nagle ogarnęło ją przerażenie. Spojrzała na nogi, poczuła przeszywający ból. Krzyknęła. Cień zaciskał się coraz bardziej. Traciła równowagę. Nadaremnie usiłowała się uwolnić. Stała sparaliżowana, po paru sekundach upadła. Głuchy łomot odbił się echem od ścian bramy. A ona leżąc, krzyczała w takim samym stopniu z przerażenia, co bólu. Coś wysysało z niej krew, kąsało to znów drapało. Krew niczym aureola otoczyła ciało.
A jej głos pełen przerażenia porwał wiatr i szybując pomiędzy budynkami rozniósł echem do każdej szczeliny. Wibrował on w czarnej przestrzeni, lecz z każdą sekundą stawał się coraz słabszy.
- Ktoś krzyczał?- Ewelina zatrzymała się w drzwiach kawiarni. Nasłuchiwała. - To Anka? –spytała.
-Oj, znowu chce zwrócić na siebie uwagę- Bartek był nieprzejednany. - Nich ją szlag, nie dam się tym razem sprowokować. Miał serdecznie dość. Dość pretensjonalnego zachowania Anki. Zamknął dokładnie drzwi. Potrzebował ułamka sekundy, aby spojrzeć z pogardą, w kierunku, z którego dochodził stłumiony i niezrozumiały głos. Wzruszył ramionami, odwrócił się i spytał głośno.
-Co zamawiamy?

A tym czasem cień, tak złowróżbnie wyglądający, otoczył ciało dziewczyny. Ciało, które po ułamkach sekund wpadło w niewytłumaczalne drżenie. Z ust wydobywała się para. Wokół zapanował chłód. Przeszywał miliardami ostrzy noży bezbronne ciało. Konwulsje trwały kilka sekund. Oczy stawały się mętne, tak samo jak źrenice, aby wraz z opadającą, niczym kurtyna, mgłą rozpłynąć się w ich głębi. Wyglądały jak dwa puste miejsce na mapie. Miejsca na mapie życia. Iskra tląca się na dnie powoli gasła. A cień płynął po ciele, jakby miał je posiąść. Wpłynął pomiędzy uda ofiary. Tam skumulował się i niczym potężna kula trwał, jednocześnie wibrując. Ciało Anny sztywniało. Cień sunął ku górze, rozpostarł się na jej piersiach. Zaczął wniknąć w głąb martwej już klatki piersiowej. Usta szeroko otwarte zamarły w bezgłosie. Cień wpełzł w ich głąb. Przypominał teraz kształtem miecz. Wnikał coraz głębiej. Wokół ciała pojawiły się inne, mniejsze cienie. Zawisły w bezruchu. Po chwili rozeszły się stłumione szepty.
-Przedostatni kwant energii.
Jeden z Szaraków zsunął się ku zwłokom.
-Został nam ostatni „Wybraniec”- jego słowa zawibrowały w przestrzeni. – Czekamy - padło po chwili.
Mijały minuty. Cienie pełzły po ziemi. Nie były zainteresowane już ciałem wyglądającym jak bezkształtna masa tłuszczu i resztek mięśni. Oczodoły świeciły pustką. Wyssane z wnętrza jamy brzusznej jelita wiły się po bruku. Ostatni neuron wysłał ostatni impuls. Ręce dziewczyny uniosły się ku sklepieniu bramy. Po chwili zamarły w bezruchu.
A przyczajone cienie oczekiwały na kolejną ofiarę.
Nikt jednak nie nadchodził. Po chwili z bramy wypłynęła falująca mgła.

Krwawo pomarańczowe słońce wschodziło zza linii dachów budynków miasta. Miasta, gdzie w jednej z bram, tuż pod ścianą leżało skulone ciało młodej dziewczyny. Niebawem zebrał się tłum ludzi. Każdy miał coś do powiedzenia, ale tylko do chwili, w której nie wjechały samochody Policyjne. A po południu nagłówki gazet krzyczały tłustym drukiem:
„OSTATNIA NOC ANNY K.”
**
Droga Mleczna w gwiazdozbiorze Strzelca pulsowała jasnym światłem. W obserwatorium astronomicznym grupa naukowców żywo dyskutowała. Wszyscy byli poruszeni. Usiłowali wytłumaczyć wyjątkowe zjawisko. Dwa dni temu, ku tej tętniącej barwami kuli, z rejonu Europy, wzbił się w obłoku mgły świetlisty promień. Przemieszczał się z ogromną prędkością. Wibrował i wciąż zmieniał kierunek. Nagle nastąpiło coś, co wydawało się być i tak już niemożliwe, przyspieszył. Po minucie zniknął.
***
Trzy cienie otoczone łuną światła, spod której można było dostrzec zarysy sylwetek płynnym ruchem przemieszczały się w kierunku srebrzysto złotego dysku.
-"Wybraniec" jest z nami - rozległ się pomruk.
- Jego energia bytu stanowi dla nas nowe źródło.
W lustrzanoszklanej komorze leżało ciało mężczyzny. Pod powiekami drgały gałki oczne. Był sparaliżowany, mógł jedynie myśleć. W głowie przewijały się ostatnie obrazy. Jakby był w kinie. Jego życie, jego czas. Dziewczyna, którą pytał o drogę. Wściekł się na nią. Poniosło go. Uderzył. Upadała. Nie wie, co było dalej. Aż do chwili, gdy nie biegł machając do taksówki. Ostatni kadr, ostatnie ułamki sekund. Potem była już tylko ciemność. Czuł teraz lęk. Mimo to wzbierała w nim potężna siła. Instynkt przetrwania.
Nie miał jednak szans.
Ostatnio zmieniony wt 25 lut 2014, 23:32 przez MartaG, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Kryło się za tym coś złowróżbnego.
uprzedzasz wydarzenia.
Konkretnie to obok jednej z gwiazd nastąpił wybuch Supernowej.
pot.
uwalniało ze swoich kolejnych warstw
zaimek zbędny.
miliony iskier, które po chwili gasły. Pochłaniał je mrok nocy, lecz one istniały. Przeobrażały się w szare cienie, albo zmieniając kształt stawały się, pulsującą materią.
iskra gasnie, gdy się wypala, nie ma co się przeobrazić, chociaż rozumiem, o co chodzi, tylko to nie ma prawa zmienić się w pulsująca materię.
Nad miasto nadciągała mgła.
akapit.
Grupa młodych ludzi właśnie wchodziła do Pubu. Impreza zapowiadała się fajnie, i taka była w pierwszych godzinach...
pub, o ile to nie nazwa własna, z malej.
dwa, ze znów uprzedzasz wydarzenia.
Anka, jak zwykle musiała udowodnić wszystkim swoją wyższość.
int.
Anka, jak zwykle musiała udowodnić wszystkim swoją wyższość. Impreza, która zapowiadała się na udaną, teraz pośród krzyków i płaczu dobiegała końca.
-Niech cię szlag trafi, Anka! Czy ty zawsze musisz rozwalić każdą imprezę?
powtarzasz to samo.
odparła długo noga i długo włosa dziewczyna.
:roll:
wykrzyczała niemal w twarz drobnej czarnowłosej Ewelinie. Ta pod wpływem krzyku odsunęła się.
powt. drugi krzyk zbędny.
-Ale noc - Damian i Michał wsiadali do czarnego samochodu.
zły zapis dialogu.
Pozostała sześcioosobowa grupa młodych ludzi szła spacerem.
tautologia.
-Nie wierzę w to- Bartek miał inne zdanie.-
to, ze bartek ma inne zdanie wychodzi w dialogu, po co to jeszcze pisac.
Inni nie zabierali głosu, ani Konrad z Hanką, czy Patryk z Danką.
styl.
Aż do czasu, gdy nie nakrył jej w łóżku z filmowcem. Z czasem okazało się, że taki z niego filmowiec, jak z Michała ksiądz.
raz - powt.
dwa - do czasu, gdy nakrył ją...

zmęczona jestem.
wrócę do tego jutro - tekst wymaga korekty, da się czytać, ale masa rzeczy do poprawy - styl, interpunkcja, dialogi.

(B16 - zatwierdzam jako weryfikację)
Ostatnio zmieniony wt 25 lut 2014, 23:31 przez ravva, łącznie zmieniany 1 raz.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

3
Półtorej godziny klepałem rzetelną odpowiedź, aż mnie wylogowało w międzyczasie i wszystkie poprawki diabli wzięli. Nie zamierzam tego pisać drugi raz, więc skupię się na bardziej ogólnych aspektach.

Masa błędów. Gramatycznych, składniowych, interpunkcyjnych i logicznościowych, zwłaszcza tych ostatnich. Zaburzenia ciągu przyczynowo-skutkowego, dzieją się rzeczy, które kompletnie z siebie nie wynikają. W niektórych momentach (jak wiatr niesie echo krzyku do znajomych dziewczyny) mają miejsce co najmniej niewytłumaczalne zjawiska (bo nie wiem czy wiatr w wolnych chwilach robi za kuriera).
Nie to jest jednak najgorsze - najbardziej razi mnie fakt, że pomysł jest dobry, a tak koszmarnie napisany. Widać gołym okiem, że redakcji i korekty nie było, podejrzewam, że nawet tej własnoręcznej, ot, napisane i ma być. Nie, nie ma być, nie może tak być. Fatalnie się to czyta i żałuję, że nie jest napisane lepiej. Język... Słaby. W kółko łuna światła, albo czerń. Odrobinę więcej polotu!
Zamiast wydawania ze współfinansowaniem pomyślałbym o profesjonalnej redakcji i korekcie, zwłaszcza że sam pomysł nie jest zły. Jeśli wydawnictwo odrzuca, to nie znaczy, że trzeba płacić za wydanie, tylko, że coś w tekście jest nie tak. Wystarczy dać komuś do przeczytania.
Końcówka zdecydowanie na plus. Podobał mi się moment, w którym ponownie spotykam pana Damskiego Boksera.
I nic poza tym.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

4
Bartosh16 pisze:Nie to jest jednak najgorsze - najbardziej razi mnie fakt, że pomysł jest dobry, a tak koszmarnie napisany.
nie jest koszmarnie.
słaby warsztat, to się da doszlifowac.
większość się da.
trzeba pokazać, co zmienić.
naprawić.
B16 pisze:Końcówka zdecydowanie na plus. Podobał mi się moment, w którym ponownie spotykam pana Damskiego Boksera.
tiaa, facet jest fajny, chociaż mógłby być bardziej, no nie wiem, pewnie Nav oczami przewroci, ale powiem: dżumowaty.

a on jest nijaki.


jak mnie łeb napier...
boli.
o rany :-(
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

5
Przeczytałam. Nie mam siły na dokładna analizę. Zastanawiają mnie włosy Eweliny. Czy one nie są czarne na początku, a rude, kiedy Bartek się do niej odzywa?
wykrzyczała niemal w twarz drobnej czarnowłosej Ewelinie
-Ewik a ty, co sadzisz na temat Anki?- Bartek spojrzał na swoją dziewczynę. Szła tuż obok, nieco zamyślona i nie do końca zgadzała się z ich emocjami. Bardziej interesowało ją niebo. Było takie inne. Westchnęła.
-Myślę, że Anka jest cholernie nieszczęśliwą osobą. Że jej fantazje doprowadzają ją do swoistego rodzaju psychozy a do tego jest nieobliczalna. To źle to wróży- urywała, spojrzała na Bartka a ten patrząc na jej błyszczące w świetle lamp ulicznych rude włosy pokiwał głową.
Bo Ewik, to chyba Ewelina, nie?


Ogólnie - pomysł mi się podoba. Warsztat kuleje. Mocno.
Friends come and go and the world doesn't stop for anybody, so do what you love and never look back.

6
ravva pisze:jak mnie łeb napier...
Oj, mnie też, Zatoki?

W porządku, kilka błędów wytknę.
MartaG pisze:Zaobserwowane zjawisko w Galaktyce było nietypowe.
Wybuch supernowej (mała litera) nie jest w astronomii czymś nietypowym. Owszem, w średniowieczu, jak małe słońce obok tego dużego świeciło tak w dzień, jak i w nocy, to było to coś nietypowego. Teraz? Wybuch supernowej będzie zauważony i sklasyfikowany, ale nie wywoła poruszenia.
MartaG pisze:jak czarna kurtyna w teatrze.
Spytałem moją kobietę, jaki kolor kojarzy się jej z kurtyną. Bez wahania odpowiedziała, że czerwony.
Może i kurtyna w tekście jest czarna, ale gryzie się ze stereotypami.
MartaG pisze:Rozsuwane tajemniczą mocą, uwalniało ze swoich kolejnych warstw jasne światło. J
Rozsuwane mogły być chmury. Warstwy też bardziej do nich pasują niż do nieba.
MartaG pisze:Noc zrzuciła na miasto nieprzejrzysty koc czerni.
Koc czerni...
O ile w ogóle czerń jest wymierzalna, to jednostką miary czerni nie będzie koc.
"Noc okryła miasto czernią, jak kocem", na przykład.
MartaG pisze:Księżyc oraz gwiazdy przytłoczone tym mrokiem pozostawały niewidoczne.
Przytłoczone? Czyli są w mieście? A ten koc jest ciężki i nie do zniesienia? Tak to brzmi.
"Księżyc i gwiazdy przesłonięte mrokiem pozostawały niewidoczne", na przykład.
MartaG pisze:-Ewik a ty, co sadzisz na temat Anki?- Bartek spojrzał na swoją dziewczynę. Szła tuż obok, nieco zamyślona i nie do końca zgadzała się z ich emocjami. Bardziej interesowało ją niebo. Było takie inne. Westchnęła.
-Myślę, że Anka jest cholernie nieszczęśliwą osobą. Że jej fantazje doprowadzają ją do swoistego rodzaju psychozy a do tego jest nieobliczalna. To źle to wróży
Ten sam Ewik, który chciał Ance przylutować kilka zdań wcześniej?
MartaG pisze:Michał oddany i zakochany do końca jej wierzył. Aż do czasu, gdy nie nakrył jej w łóżku z filmowcem. Z czasem okazało się, że taki z niego filmowiec, jak z Michała ksiądz.
Do końca wierzył, czy do czasu?
Jaki filmowiec? Reżyser? Scenarzysta? Montażysta? Dźwiękowiec?
I czemu taki filmowiec, jak z Michała ksiądz? Nie nadawał się, czy był tylko szeregowym pracownikiem? Nie rozumiem tego.
MartaG pisze:A tym czasem znajomi szli w kierunku kawiarni. Byli oddaleni od niej o kilkaset metrów. Mimo to nikt nie spojrzał w jej kierunku. A ona zaczęła iść w poprzek ulicy.
Tymczasem razem, bez tego "A". Zauważ, że kolejny akapit zaczynasz tym samym wyrażeniem "A tym czasem". Tak nie może być.
Znajomi byli oddaleni o kilkaset metrów, więc nie widzieli zajścia. Po co zatem o nich wspominać?
Chyba, że w kontekście tego:
MartaG pisze:A jej głos pełen przerażenia porwał wiatr i szybując pomiędzy budynkami rozniósł echem do każdej szczeliny.
Jeżeli chcesz, żeby znajomi Anki posłyszeli jej krzyk, to nie trzeba fatygować wiatru, który nota bene noszeniem echa się nie zajmuje, a w szczególności nie pomiędzy budynkami. Wystarczy napisać, że ktoś się zaniepokoił, ot, choćby Michał, który chce się zemścić, ale mu zależy (o ile wcześniej nie wsiadł do kołyszącego się samochodu i nie odjechał, bo tego też nie wiadomo).
MartaG pisze:A tym czasem cień, tak złowróżbnie wyglądający, otoczył ciało dziewczyny. Ciało, które po ułamkach sekund wpadło w niewytłumaczalne drżenie. Z ust wydobywała się para. Wokół zapanował chłód. Przeszywał miliardami ostrzy noży bezbronne ciało. Konwulsje trwały kilka sekund. Oczy stawały się mętne, tak samo jak źrenice, aby wraz z opadającą, niczym kurtyna, mgłą rozpłynąć się w ich głębi. Wyglądały jak dwa puste miejsce na mapie. Miejsca na mapie życia. Iskra tląca się na dnie powoli gasła. A cień płynął po ciele, jakby miał je posiąść. Wpłynął pomiędzy uda ofiary. Tam skumulował się i niczym potężna kula trwał, jednocześnie wibrując. Ciało Anny sztywniało. Cień sunął ku górze, rozpostarł się na jej piersiach. Zaczął wniknąć w głąb martwej już klatki piersiowej. Usta szeroko otwarte zamarły w bezgłosie. Cień wpełzł w ich głąb. Przypominał teraz kształtem miecz. Wnikał coraz głębiej. Wokół ciała pojawiły się inne, mniejsze cienie. Zawisły w bezruchu. Po chwili rozeszły się stłumione szepty.
-Przedostatni kwant energii.
Jeden z Szaraków zsunął się ku zwłokom.
-Został nam ostatni „Wybraniec”- jego słowa zawibrowały w przestrzeni. – Czekamy - padło po chwili.
Mijały minuty. Cienie pełzły po ziemi. Nie były zainteresowane już ciałem
Matko Jedyna na Niebie.
A cień, który kumuluje się między udami, rozpościera na piersiach i zbliża do ust powinien przypominać coś innego niż miecz.
MartaG pisze:Nagle nastąpiło coś, co wydawało się być i tak już niemożliwe, przyspieszył.
Niemożliwe!
"Choć to wydawało się niemożliwe, przyspieszył" i już inaczej brzmi, choć osobiście napisałbym po prostu, że przyspieszył i zniknął.
MartaG pisze:Czuł teraz lęk. Mimo to wzbierała w nim potężna siła. Instynkt przetrwania.
Nie miał jednak szans.
Na co mu ta potężna siła, skoro nie ma szans? Nie ma szans na co? Na ucieczkę? Na przeżycie? Czemu zawczasu odbierać mu możliwość walki? Czytelnik nie będzie chciał czytać o walczącym człowieku, który nie ma szans. Zwłaszcza że jest Wybrańcem i powinien te szanse mieć.

To tylko NIELICZNE błędy, które wyłapałem na szybko, a jest ich całe mnóstwo.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”