Zwierciadła [fantasy, fragment powieści]

1
Witajcie, zamieszczam fragment (pierwszy rozdział) większej całości, powieści fantasy. Akurat tu jeszcze jest zero samego fantasy, ale ciekawa jestem waszej reakcji na sam tekst.

To jedziemy z tym koksem.


.............................................................................

WWWZegar wybił północ. Był 10 lipca − jej osiemnaste urodziny. Od dawna wiedziała, co dziś zrobi. Czekała na ten dzień, jakby miał być dla niej zbawieniem. W przeciwieństwie do swoich kolegów i koleżanek nie planowała wielkiej, hucznej imprezy. W zasadzie, to i tak nie miała kogo zaprosić na tę potencjalną imprezę. Jej klasa liczyła trzydzieścioro sześcioro osób, ale wiedziała, że większość z nich jej nie lubi. Wszyscy tylko udawali, jakby istniała jakaś niewidzialna siła, która pchała ich do niej. Nikt jej nie lubił tak po prostu, za to, kim jest, za to, jaka jest. Wiedziała o tym. Była tego pewna. Jej wewnętrzny głos, przez większość nazywany intuicją, a na który ona mówiła COŚ, mówił jej, że ci ludzie nie są przy niej bezinteresownie. Chcieli czegoś dla siebie. Zawsze. Intencje ludzi nie były czyste. Nigdy. Zwłaszcza mężczyzn. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie było tego widać. Za zainteresowaniem jej osobą zawsze stał jakiś ukryty powód. Musiał być.
COŚ jeszcze nigdy jej nie zawiódł, zawsze miał rację. Była pewna, że i w tej kwestii się nie myli. Jedyną osobą, która ją naprawdę kochała, był jej młodszy brat, śpiący teraz za ścianą z podkulonymi nogami na zbyt krótkim łóżku.
WWWTak, osiemnastka…. Od dziś zgodnie z polskim prawem była dorosła, mogła nareszcie robić to, na co miała ochotę. Na to właśnie czekała. Na możliwość opuszczenia domu rodzinnego bez konsekwencji, bez strachu przed pościgiem policji. Wiedziała, że nie ścigają pełnoletnich, ale uciekającego z domu małolata zawsze doprowadzali na miejsce.
WWWPrzez chwilę leżała w łóżku, patrząc się po ciemku w sufit, który wydawał się być dużo za nisko. Wszyscy poza nią jeszcze spali. Zza ściany słyszała miotającego się w niespokojnym śnie brata, a z dalszego pokoju dochodziło miarowe chrapanie ojca. Znów nie mogła się oprzeć wrażeniu, że ktoś ją obserwuje. Czuła na sobie czyjś wzrok, ale w pokoju nie było nikogo poza bzyczącą, natrętną muchą. Westchnęła i usiadła na łóżku, przecierając oczy. Zapaliła starą lampkę stojącą na biurku. Słabe światło żarówki wystarczało do oświetlenia całej dostępnej w tym pomieszczeniu przestrzeni. Ledwo mieściło się tu łóżko, malutkie biureczko i komoda. Mikroskopijnego lufciku pod sufitem nie można było nawet nazwać oknem. Powietrze w pokoju było wilgotne i zatęchłe. Nie było żadnego przewiewu.
WWWSpod poduszki wyjęła wysłużony pamiętnik i narysowała grubą kreskę, żeby oddzielić to, co było, od tego, co będzie. W ten sposób wyzerowała swoje życie. Postanowiła nie rozpamiętywać tego, co ją dotychczas spotkało, i z niecierpliwością czekała na to, co miało nastąpić. Przecież teraz już będzie dobrze. Nie mogło być źle cały czas. Przecież wszyscy mówili, że w życiu są górki i dołki. Miała wrażenie, że w jej życiu do tej pory był jeden wielki dół. Zastanawiała się, czy nie sięgał aż na antypody...
WWW„Rów Mariański już był, teraz będą Himalaje” − pomyślała i uśmiechnęła się do siebie w duchu. COŚ także się uśmiechnął.
WWWWstała z łóżka i powoli podeszła do starej komody wciśniętej w róg tej żałosnej namiastki pokoju nastolatki. Otworzyła pierwszą szufladę. Leżało tam zaledwie kilka rzeczy, które nie zajmowały nawet połowy dostępnej przestrzeni. Pogrzebała chwilę i wyjęła swoje ulubione ubranie. Resztę rzeczy rzuciła na łóżko. Powoli ubrała się, po czym spakowała do małej walizki wszystko, co miała. Na wierzchu położyła pamiętnik. Zgasiła lampkę, otworzyła drzwi i wyszła na ciemny korytarz. W ręku trzymała kopertę. Patrzyła na nią chwilę, po czym westchnęła, pogrzebała w kieszeni spodni i wyjęła niesamowity, lazurowy kamień, który lekko opalizował mimo całkowitych ciemności panujących w korytarzu. Chwilę mu się przyglądała, po czym trzymając go w półotwartej dłoni, chuchnęła na niego, tak jak się chucha na znalezioną jednogroszówkę, żeby przyniosła szczęście. Wrzuciła kamień do koperty i zakleiła ją. Podeszła do drzwi, zbyt wąskich jak na drzwi do pokoju, i wsunęła pod nie kopertę. Za drzwiami jej brat po raz kolejny niespokojnie wiercił się na łóżku. Rozejrzała się raz jeszcze, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół tego pomieszczenia. Dziś miała to wszystko zostawić na zawsze. Miała tu nigdy nie wrócić. Uśmiechnęła się do siebie. Tak, o to właśnie chodziło. Na palcach przeszła korytarz i znalazła się u drzwi wejściowych. Szybko wsunęła nogi w buty, przekręciła klucz i pchnęła drzwi. Wyszła z domu.
WWWNa ulicy odetchnęła świeżym powietrzem. Był środek nocy, ale było ciepło. Nie spieszyło się jej, znała dokładnie drogę na lotnisko. To było zaledwie kilkanaście, a może kilkadziesiąt minut spacerkiem od jej domu. Czasem tam chadzała. Lubiła patrzeć na odlatujące samoloty, które codziennie po kilkadziesiąt razy przelatywały nad jej domem, niemiłosiernie hałasując. Postanowiła pójść pieszo. Po raz ostatni chciała przejść się po rodzinnym mieście. Szła powoli, rozkoszując się każdą sekundą spokoju. Ciągnęła za sobą cały swój dobytek – malutką walizkę na kółkach. W kieszeni spodni miała wszystkie pieniądze, które do tej pory uzbierała. Wiedziała, że to wystarczy.
Szła tą drogą wiele razy, ale dopiero dziś zaczęła widzieć ją naprawdę. Minęła boisko po prawej, potem mały sklepik z niebieskim dachem po lewej. Szła wolno, noga za nogą, niemal celebrując każdy następny krok i ciesząc się narastającym poczuciem wolności. Wsłuchiwała się w monotonny turkot kółek walizki na nierównym chodniku. W końcu dowlokła się do lotniska i kupiła bilet w jedną stronę. Nawet nie bardzo się zastanawiała, gdzie pojedzie. Przy kasie jej usta same wypowiedziały nazwę miejsca docelowego. Chciała wyjechać jak najdalej od tego miejsca, które chyba powinna nazywać domem, ale które nigdy DOMEM nie było… Przecież DOM to miejsce, do którego chce się wracać, które daje poczucie bezpieczeństwa. To przystań strudzonego wędrowca. Ona czuła się bezpiecznie zawsze wtedy, kiedy z niego wychodziła. Nigdy nie czuła się w nim dobrze.
WWWW hali lotniska było prawie pusto. Po lewej zauważyła zakochaną parę. Skądś wiedziała, że lecą w podróż poślubną. Byli bardzo przejęci, co chwilę się całowali i przytulali. Poczuła ukłucie zazdrości. Ona nigdy nikogo takiego nie miała. Nikt jej nigdy nie całował, nie przytulał w TEN sposób. W ich gestach widać było miłość.
WWWPo prawej z kolei żywo gestykulując, rozmawiało kilku biznesmenów z Chin. Zapewne wracali z jakiegoś ważnego biznesowego spotkania, które nie potoczyło się po ich myśli. Byli bardzo poruszeni i przypuszczalnie obmyślali strategię na kolejne spotkania.
WWWJej samolot miał odlecieć dopiero za cztery godziny. Nie mogła nawet przejść teraz do hali odlotów, ponieważ przy okienku odprawy nikogo jeszcze nie było. Wszystkie lotniskowe sklepy były zamknięte. Usiadła więc na jednym z krzesełek pod ścianą. Była ubrana w niebieskie, wysłużone dżinsy, tenisówki i koszulkę z jakimś nic nieznaczącym napisem. Jej długie, kruczoczarne włosy miękko opadały na ramiona. Oddychała płytko, z przejęciem, jakby była czymś podekscytowana. Jej serce biło za to spokojnym, miarowym rytmem, charakterystycznym dla kogoś, kto wie, co robi, i jest w stu procentach pewien swojej decyzji. Wzrok miała wbity w ziemię, a w rękach ściskała kurczowo bilet do wolności, do nowego życia, choć wszystkim innym wydawało się, że jest to zwykły bilet na samolot. Przeczytała po raz kolejny napis na bilecie − New York. „Tam właśnie musisz polecieć” − tak podpowiedział jej wewnętrzny głos przy kasie. Podniosła wzrok znad biletu i spojrzała w dal. Przez chwilę siedziała bez ruchu, w końcu westchnęła i wstała z krzesełka. Nie mogła tak bezczynnie siedzieć. Narastało w niej podniecenie związane z ucieczką. Czuła się trochę tak, jakby uciekała z więzienia. A może faktycznie tak było?
WWWNie zastanawiała się, gdzie idzie. Ciągnęła za sobą walizkę. Znalazła się przy płocie lotniska. Wiał chłodny wiatr, powietrze miało typową dla lipcowej nocy ciepłą temperaturę. Na płycie lotniska samoloty lądujące i przygotowujące się do startu mieszały się z maszynami obsługi naziemnej w sposób, który z początku przyprawiał ją o ból głowy, ale po dłuższym przyglądaniu się zauważyła, jak bardzo uporządkowane i przemyślane są te ruchy. Jakby jakiś wzięty choreograf mocno się natrudził, przygotowując taki układ, w którym wszystkie te wielkie maszyny wyglądały niezwykle harmonijnie.
WWWCzerwono-pomarańczowa tarcza słońca zaczęła się wyłaniać znad horyzontu i oświetliła płytę lotniska. „Sto lat, dziś dostajesz najważniejszy prezent urodzinowy w życiu” − pomyślała. Tak, tak wyglądały jej urodziny. Miała je spędzić na lotnisku, a wymarzonym prezentem miała być ucieczka z domu. Westchnęła.
WWW− Czy coś się stało? − odezwał się męski głos za jej plecami.
WWWOdwróciła się powoli. Już od pewnego czasu miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Nie tylko tu, na lotnisku, ale nawet w domu. Miała wrażenie, że ktoś jej pilnuje. Chciała myśleć, że to Anioł Stróż wreszcie sobie o niej przypomniał, ale niewiele na to wskazywało. Wolała nie znać prawdy, nie chciała wiedzieć, kto ją właściwie obserwował i dlaczego.
WWWTeraz COŚ podpowiadał, że powinna się odwrócić i odpowiedzieć, bo rozmówca nie da za wygraną.
WWW− Nic − rzuciła niecierpliwym tonem przez ramię.
WWW− Jesteś pewna? − naciskał zniecierpliwiony rozmówca.
WWWPodniosła wzrok, żeby przyjrzeć się natrętowi. Wydawał się jej znajomy, ale nie wiedziała, skąd go zna, więc porzuciła tę myśl. Jej ciemnoszare oczy zaczęły uważnie badać jego twarz i sylwetkę. Był całkiem przystojny. Miał delikatną, południową urodę. Młody, najwyżej kilka lat starszy od niej, wysoki brunet o szaro-niebieskich oczach. Jego twarz i sylwetka, jego wzrok, to, jak na nią patrzył… Podświadomie pragnęła się do niego zbliżyć. Z drugiej strony bała się, że będzie taki, jak wszyscy inni. Wszyscy chcieli jej bliskości, ale nie wiedziała, dlaczego. Nikomu na niej nie zależało. Nikomu poza… Na wspomnienie brata w jej oczach stanęły łzy. Nie mogła go zabrać ze sobą. Nie teraz. Dla niego było za wcześnie.
WWWPoczuła na sobie niecierpliwy wzrok mężczyzny stojącego obok. Czekał na odpowiedź. Nie pamiętała pytania. Pamiętała, że uderzyła ją jego bezpośredniość.
WWW− Przepraszam, ale kiedy przeszliśmy na ty? − zapytała, nerwowo krzyżując ręce na piersi. Nie bardzo wiedziała, jak wygonić chłopaka z własnej głowy. Te błyszczące oczy, ta delikatna, lekko opalizująca skóra, te pełne, kształtne usta… To wszystko wołało do niej. Czuła, jakby jakaś niewidzialna siła przyciągała ją do niego. Czuła, że może mu całkowicie zaufać.
WWW− Jestem Mark − powiedział spokojnie, udając, że nie słyszy irytacji w jej głosie.
WWWDopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że od kiedy chłopak się przedstawił, nie rozmawiają po polsku. Mark czuł się pewniej w angielskim. Pewnie był jednym z turystów, których czasem widuje się na lotniskach. Tak podejrzewała, choć po polsku mówił całkiem płynnie i bez akcentu. Zastanawiało ją tylko jedno − dlaczego założył, że i ona mówi po angielsku?
WWWNie miała problemów z językami. Twierdziła, że urodziła się, znając większość języków świata. Bez trudu rozmawiała w co najmniej piętnastu. Podejrzewała, że nie jest to kres jej możliwości. Nie spotkała jeszcze żadnego obcokrajowca, z którym by się nie dogadała. Nie stosowała też zasady swego ojca, że do obcokrajowca należy mówić „głośno, wyraźnie, ale niekoniecznie w jego języku”. Jej umysł automatycznie przestawiał się na język rozmówcy.
WWW− Eveline – rzuciła bez zastanowienia. Zawsze chciała mieć tak na imię. Jej poprzednie nie pasowało do „nowego” życia. Zostawiła je w domu razem z bolesnymi wspomnieniami. Teraz mogła być kim chciała. Zaczynała od nowa. W nowym miejscu, z nowym imieniem. Miała napisać nową historię swojego życia.
WWWMark przyglądał jej się przez chwilę zdziwiony, ale w końcu uśmiechnął się promiennie, odsłaniając równiusieńkie, białe jak śnieg zęby, które doskonale kontrastowały z jego ciemną karnacją. Dopiero teraz mogła mu się dokładnie przyjrzeć – lekko garbaty, jakby trochę za duży nos, rozczochrane, brązowe włosy, które zaczynały już wchodzić w oczy. Co jakiś czas wykonywał delikatny ruch dłonią, żeby je odgarnąć. Przede wszystkim jednak uwagę zwracały hipnotyzująco piękne, duże oczy. Miał wyraziste, męskie rysy, choć można było w nich dostrzec pewną dziecięcą łagodność. Był szczupły, ale ładnie zbudowany, pod koszulką widać było delikatny zarys wytrenowanych mięśni. Stał nonszalancko oparty o ścianę, ubrany w znoszone dżinsy i rozpiętą u góry koszulę z krótkim rękawkiem. Na głowie miał czapkę z logo jakiejś drużyny koszykarskiej. Na ramieniu trzymał torbę z laptopem. Wyglądało na to, że nic innego przy sobie nie ma. Chłopak drgnął lekko i nieznacznie kiwnął głową, kiedy za jego plecami przechodziła młodziutka, drobna dziewczyna o bursztynowych oczach.
WWWNa twarzy Eve mimowolnie pojawił się uśmiech, a jej oczy stały się nagle bardziej zielone niż szare. Mark powoli podchodził do niej. Wyglądało, jakby bał się, że Eve mu ucieknie, ale ona nie zamierzała się nigdzie ruszać. Nawet, gdyby chciała, nie było to możliwe. Nogi miała ciężkie jak z ołowiu. Była pewna, że próba ucieczki nie odniesie skutku. Czuła, że COŚ trzyma ją w miejscu i nakłania do rozmowy z nieznajomym.
Mark stanął obok niej i zauważył, że Eve drży na całym ciele.
WWW− Może wrócimy do hali odlotów? Chyba ci zimno − powiedział, wpatrując się w nią badawczo. W jego wzroku i wyrazie twarzy było coś dziwnego. Patrzył na nią tak, jakby ją dobrze znał.
WWWSpojrzała za jego ramieniem w stronę swojego dawnego domu i jej twarz wykrzywił nieprzyjemny grymas.
WWW− Chodźmy. − Usiłowała się uśmiechnąć.
WWWMark odwzajemnił uśmiech, potem spojrzał w stronę, w którą patrzyła wcześniej i przez jego twarz przebiegł nieznaczny cień złości. A może jej się wydawało. Kiedy ponownie na niego spojrzała, jego twarz nabrała przyjaznego wyrazu.
WWW− Panie przodem. − Lekko się ukłonił, kiedy puszczał ją w drzwiach.
WWWW milczeniu weszli do hali odlotów. Eve usiadła na pierwszym z brzegu krzesełku. Mark zrzucił torbę z ramienia i usiadł dwa krzesełka dalej. Uśmiechnął się. Jego oczy były jaśniejsze niż przedtem, bardziej niebieskie.
WWW− „Nie… wydaje mi się, to niemożliwe” − pomyślała Eve.
WWW− No więc, czemu tak spochmurniałaś, kiedy patrzyłaś w stronę miasta? − wrócił do tematu.
WWW− Zauważyłeś? Hmmm… wiesz, co? Nie mam powodów, żeby się uśmiechać… „Są moje urodziny, a ja nie świętuję, tylko opuszczam jedyną osobę, którą kocham, żeby zacząć życie gdzie indziej. Z dala od osób, które powinny mnie kochać” − dokończyła w myślach.
WWW− Dobra, dam ci dobry powód, żebyś się uśmiechnęła. Pochylił się w jej stronę i cichutko dokończył: − Wszystkiego najlepszego − Uśmiechał się, jakby to, co zrobił przed chwilą, było najbardziej naturalną rzeczą na świecie. − Wybacz, że nie mam kwiatka, ale kwiaciarnia jeszcze zamknięta. − Skinął głową w stronę lotniskowych sklepów.
WWW− „Świetnie, a już myślałam, że będę miała spokój od natrętów” − Eve westchnęła w duchu.
WWWTymczasem właśnie jeden natręt siedział obok niej, uśmiechał się zachęcająco i najwyraźniej nie miał zamiaru zostawić jej w spokoju.
WWW− Skąd wiesz, że mam dzisiaj urodziny? − wydukała.
WWW− Hmm… Jakby ci to… − zaczął niepewnie. − Zgadłem…, tak, zgadłem. Tak smutnym można być tylko w urodziny, o których nikt nie pamięta − skłamał, zadowolony, że nie musi mówić, skąd tak naprawdę o tym wie. Wiedział, że prawda wyjawiona w tej chwili spowodowałaby niechybną ucieczkę dziewczyny.
WWWEve spojrzała na niego podejrzliwie. Przez chwilę myślała, że to pewnie on obserwował ją od dłuższego czasu, ale szybko odrzuciła tę myśl, uznając ją za nieprawdopodobną.
WWW− To aż tak widać? − westchnęła smutno i spuściła wzrok, a jej oczy zrobiły się znów ciemnoszare.
WWWNa lotnisku tłum ludzi oczekujących na samoloty zaczął gęstnieć. Eveline i Mark przez chwilę siedzieli w milczeniu. Mark nie wiedział, co ma zrobić. Nie wiedział, jak ją pocieszyć. Nie chciał się zbytnio spoufalać, więc nie poklepał jej po ramieniu. W końcu postanowił zmienić temat.
WWW− Dokąd lecisz?
WWW− Przed siebie, w sumie wszystko mi jedno, ale bilet mam do Nowego Jorku, jeśli o to pytasz − odparła spokojnie, pewna, że i tak nieznajomy nie pojmie jej rozterek.
WWW− To tak jak ja − Mark się uśmiechnął. − Wiesz co? Tak sobie pomyślałem… − Eve spojrzała na niego pytająco. − Znam obsługę tego lotu. Załatwię, że będziemy siedzieć razem. Dobrze mi się z tobą rozmawia, a i tobie przydałaby się chyba bratnia dusza w tej sytuacji, co? − Szturchnął ją delikatnie łokciem w bok.
WWW− Yyyyy…. Dobrze, chyba tak… − odarła Eve, nie do końca pewna tego, czy Mark jest jej bratnią duszą. COŚ jednak mówił jej, że nie powinna odmawiać, że Mark może się okazać idealnym rozwiązaniem na długą, sprzyjającą rozmyślaniom podróż. Jego gadatliwość mogła ją odciągnąć od niepotrzebnego roztrząsania tego, co już było i czego nie da się cofnąć. Poza tym Mark jej się podobał. Dlaczego właściwie miałaby rezygnować z podróży w towarzystwie miłego przystojniaka?
WWWNagle Mark poderwał się z krzesła, jakby przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym. Spojrzała na niego pytająco.
WWW− Zaraz wracam, znajoma mnie wzywa, potrzebuje mnie. Nigdzie się stąd nie ruszaj − powiedział i zniknął.
WWWEve była pewna, że już go nie zobaczy. Też mi pretekst „znajoma mnie potrzebuje… teraz!” − tak jakby była w stanie na odległość go przywołać, przecież to nie jest możliwe. To, że ona zawsze wiedziała, kiedy jej brat ma kłopoty, to było co innego. Byli rodzeństwem. Mieli urodziny tego samego dnia, choć on urodził się rok później. Ich relacje musiały być inne niż Marka i jakiejś dziewczyny, przepraszam „znajomej”, jak ją określił. Nie wiedziała czemu, ale myśl o tym, że Mark nie wróci i że zostawił ją dla innej kobiety, napawała ją smutkiem i… obecność drugiego uczucia była dziwna i zupełnie nielogiczna, biorąc pod uwagę to, że znali się mniej więcej od dwóch godzin.
Eve zauważyła, że Mark zostawił torbę z laptopem.
WWW− „Dziwne” − pomyślała. − „I co ja niby mam zrobić z tą torbą, jeśli on nie wróci? Przecież nie wezmę jej jako swojej do samolotu… chyba nie pozostaje mi nic innego, jak poczekać na niego. Jeśli wróci tak jak obiecał, może być ciekawie. Przecież chciałam poznać nowych ludzi. Nie mam nic do stracenia”.
WWWEve bezmyślnie obserwowała ludzi na lotnisku. Najbliżej niej stała jakaś rodzina. Matka, ojciec i dwóch małych chłopców. Dzieci aż podskakiwały z przejęcia. Eve mimowolnie przysłuchiwała się ich rozmowie.
WWW− Będziemy lecieć samolotem? − zapytał starszy chłopiec. Mógł mieć najwyżej cztery latka.
WWW− Tak synku − odpowiedział spokojnie tata.
WWW− A dlaczego samoloty latają?
WWW− Bo mają skrzydła.
WWW− I machają nimi jak ptaki?
WWW− Nie synku, samoloty nie machają skrzydłami. Samoloty mają silniki, więc nie muszą machać skrzydłami.
WWW− Silniki? Jak w naszym aucie?
WWW− Tak. Takie jak w naszym aucie.
WWW− Aaaaaaa − w głosie malucha słychać było aprobatę i podziw.
WWWRodzice uśmiechnęli się i spojrzeli na siebie.
WWWEve patrzyła na nich zafascynowana.
WWW− „Więc tak powinna się zachowywać kochająca rodzina?” − myślała. − „Piękny obrazek”.
WWWZamyśliła się. Słowo „rodzina” przywodziło jej na myśl tylko jedną osobę − brata, który pewnie jeszcze spał w tym okropnym domu niedaleko lotniska. Wiedziała, że musi go stamtąd wyciągnąć. Jak to zrobić, żeby w ciągu roku w Nowym Jorku zarobić tyle pieniędzy, żeby być w stanie ściągnąć tam brata i uwolnić go z tego więzienia, jakim był dla nich dom rodzinny? Wiedziała, że zrobi wszystko, co będzie musiała, żeby mu pomóc. Tylko, co to znaczy WSZYSTKO?
WWWCzas mijał zadziwiająco szybko.
Ostatnio zmieniony wt 25 lut 2014, 23:00 przez covu, łącznie zmieniany 2 razy.
Friends come and go and the world doesn't stop for anybody, so do what you love and never look back.

2
Kilka uwag:

Po pierwsze i najważniejsze, o czym Ci już pobieżnie wspominałem, imiona. W pierwszej części tekstu (zanim Evelline podaje swoje imię) całkiem nieźle radzisz sobie z pisaniem bezimiennym. Odkąd się przedstawia, jej imię pada co chwilę, nieraz praktycznie koło siebie.
Jest taki myk - Ctrl + F, wpisujesz słowo, dajmy na to "Eve" i widzisz, gdzie pada gęsto i gdzie powinnaś poszukać zamienników. Podobnie Mark.
Wiem, że nie zawsze da się uniknąć imienia, ale powinno się to robić, kiedy tylko się da.
Opróćz tego "bylica" - był, była, było. Za dużo.
I "mielizna" - miał, miała.
covu pisze:Był 10 lipca
Liczebniki raczej słownie.
covu pisze:co dziś zrobi
Cały fragment w czasie przeszłym. Nie możesz napisać "dziś", bo to słowo określa czas teraźniejszy.
covu pisze: nie planowała wielkiej, hucznej imprezy. W zasadzie, to i tak nie miała kogo zaprosić na tę potencjalną imprezę
Podkreślony fragment można wywalić.
covu pisze:Wszyscy tylko udawali, jakby istniała jakaś niewidzialna siła, która pchała ich do niej.
To porównanie nic mi nie mówi, nie sugeruje mi, że jej "koledzy" byli obłudni (a chyba tacy mieli być). Może... "...jakbym miała jakiś kryty skarb, na którym chcieli położyć swoje pazerne łapska"? To by usprawiedliwiało obłudę.
covu pisze:Nikt jej nie lubił tak po prostu, za to, kim jest, za to, jaka jest.
Podkreślenie zbędne.
covu pisze:ona mówiła COŚ

"Coś". Wystarczy wielką literą napisać.
covu pisze:Za zainteresowaniem jej osobą zawsze stał jakiś ukryty powód.
Podkreślenie można wyrzucić.
Stał powód... Gryzie mi się to nieco.
covu pisze:Tak, osiemnastka….
Po wielokropku nie ma kropki.
covu pisze:Od dziś zgodnie z polskim prawem była dorosła
Dorosłość to niestety nie to samo, co pełnoletniość.
covu pisze:uciekającego z domu małolata zawsze doprowadzali na miejsce.
W Polsce? Śmiem wątpić w tak nadzwyczajną skuteczność policji :)
Może niech zostanie samo "ścigali"?
covu pisze:Mikroskopijnego lufciku
Mikroskopijny to złe słowo na określenie lufciku.
covu pisze:Powietrze w pokoju było wilgotne i zatęchłe. Nie było żadnego przewiewu.
Te dwa zdania, o ile nie mają istotnego znaczenia dla przebieg fabuły, można wyciąć.
covu pisze:W ten sposób wyzerowała swoje życie. Postanowiła nie rozpamiętywać tego, co ją dotychczas spotkało, i z niecierpliwością czekała na to, co miało nastąpić. Przecież teraz już będzie dobrze. Nie mogło być źle cały czas. Przecież wszyscy mówili, że w życiu są górki i dołki. Miała wrażenie, że w jej życiu do tej pory był jeden wielki dół. Zastanawiała się, czy nie sięgał aż na antypody...
„Rów Mariański już był, teraz będą Himalaje” − pomyślała i uśmiechnęła się do siebie w duchu. COŚ także się uśmiechnął.
Ten fragment bardzo mi się nie podoba. Jeśli koniecznie chcesz opisać dołki głównej bohaterki, to można to zrobić zgrabniej.
"Gruba kreska, jak u Mazowieckiego. Lecz czy uda jej się w ten sposób odciąć od dotychczasowego życia? Czy wspomnienia nie będą jej dręczyć? Szanse nie były wielkie, mogła sobie jedynie przysiąc, że nie będzie o tym zbyt wiele myśleć. Miała wrażenie, że poprzednie osiemnaście lat było jednym, wielkim pasmem nieszczęść, z wyłączeniem tych nielicznych szczęśliwych momentów spędzonych z bratem. Gdyby nie on...
- Gdy dotkniesz dna, odbijaj się - zanuciła piosenkę Myslovitz."
Na przykład :)
covu pisze:swoje ulubione ubranie
Czyli co konkretnie?
Gdzieś dalej piszesz o tym, co to dokładnie było i źle to wygląda.
covu pisze:pogrzebała w kieszeni spodni i wyjęła niesamowity, lazurowy kamień
Jak się znalazł w jej kieszeni? Schowała spodnie z kamieniem w kieszeni do szuflady?
covu pisze:Patrzyła na nią chwilę, po czym westchnęła, pogrzebała w kieszeni spodni i wyjęła niesamowity, lazurowy kamień, który lekko opalizował mimo całkowitych ciemności panujących w korytarzu. Chwilę mu się przyglądała, po czym trzymając go
Powtórzenia.
covu pisze:Wrzuciła kamień do koperty i zakleiła ją(1). Podeszła do drzwi, zbyt wąskich jak na drzwi do pokoju, i wsunęła pod nie kopertę.
1. Zaburzenie tożsamości podmiotu. Niby wiadomo, że chodzi o kopertę, a jednak z konstrukcji zdania wynika, że zakleiła kamień.
2. Pogrubienie - powtórzenie.
covu pisze:Rozejrzała się raz jeszcze, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół tego pomieszczenia.
Przecież nienawidzi domu rodzinnego.
covu pisze:nogi w buty
Całe nogi?
Napisz, że stopy.
covu pisze:Był środek nocy, ale było ciepło
Był środek ciepłej nocy.
Z fragmentu wynika, że był raczej wczesny ranek.
covu pisze:Ciągnęła za sobą cały swój dobytek
Zbędne.
covu pisze:gdzie pojedzie
Poleci raczej.
covu pisze:Chciała wyjechać jak najdalej od tego miejsca, które chyba powinna nazywać domem, ale które nigdy DOMEM nie było… Przecież DOM
Czemu "dom" wielkimi literami? Wcale nie musi tak być, żeby był efekt.
covu pisze:Nigdy nie czuła się w nim dobrze.
Czytelnik to wie. Można wyciąć.
covu pisze:kilku biznesmenów z Chin
Na jakiej podstawie bohaterka wnosi, że z Chin?
covu pisze:Zapewne wracali z jakiegoś ważnego biznesowego spotkania, które nie potoczyło się po ich myśli. Byli bardzo poruszeni i przypuszczalnie obmyślali strategię na kolejne spotkania.
Pogrubienie - powtórzenie.
covu pisze:Oddychała płytko, z przejęciem, jakby była czymś podekscytowana. Jej serce biło za to spokojnym, miarowym rytmem,
Doprawdy dziwna kombinacja.
covu pisze:tak podpowiedział jej wewnętrzny głos przy kasie.
Nazwałaś go "Cosiem", trzymaj się tego.
covu pisze:Znalazła się przy płocie lotniska. Wiał chłodny wiatr, powietrze miało typową dla lipcowej nocy ciepłą temperaturę. Na płycie lotniska samoloty lądujące i przygotowujące się do startu mieszały się z maszynami obsługi naziemnej w sposób, który z początku przyprawiał ją o ból głowy, ale po dłuższym przyglądaniu się zauważyła, jak bardzo uporządkowane i przemyślane są te ruchy.
Pogrubienie - powtórzenie.
Podkreślenie - co znaczy "mieszały się?" Kojarzy mi się to raczej z nasionami w worku. Nasiona mogą się mieszać, ale maszyny?
I czemu przyprawił o ból głowy?
covu pisze:odezwał się męski głos
Facet się odezwał. Głosy raczej nie mówią, a jeśli już, to są to jakieś urojenia.
covu pisze:Anioł Stróż wreszcie sobie o niej przypomniał, ale niewiele na to wskazywało
Czemu niewiele na to wskazywało?
covu pisze:Podniosła wzrok, żeby przyjrzeć się natrętowi.
Czemu natrętowi? Powiedział raptem dwa zdania. Eve jest chyba nieco przewrażliwiona.
covu pisze:Młody, najwyżej kilka lat starszy od niej
Rozumiem, że był starszy od niej, ale nadal młody, ale to zdanie po prostu źle brzmi.
covu pisze:niecierpliwy wzrok mężczyzny stojącego obok
Zbędne.
covu pisze:Nie pamiętała pytania. Pamiętała, że uderzyła ją jego bezpośredniość
Powtórzenie.
Nie pamiętała pytania, a jedynie bezpośredniość, z jaką zostało zadane.
covu pisze:Te błyszczące oczy, ta delikatna, lekko opalizująca skóra, te pełne, kształtne usta
Za dużo tego.
covu pisze:że od kiedy chłopak się przedstawił, nie rozmawiają po polsku.
Ale od kiedy się przedstawił, nie powiedział ani słowa. Jak miała to wyczaić?
Napisz, że przedstawił się w języku angielskim.
covu pisze:Mark czuł się pewniej w angielskim. Pewnie był jednym z turystów
Powtórzenie.
covu pisze:jeszcze żadnego obcokrajowca z którym by się nie dogadała. Nie stosowała też zasady swego ojca, że do obcokrajowca należy mówić
Generalnie jestem przeciwny temu słowu, jeśli nie jest absolutnie niezbędne.
"Nie spotkała obcokrajowca".
Pogrubienie - powtórzenie.
covu pisze: równiusieńkie, białe jak śnieg zęby
Czemu zdrobnienie? To nie mleczaki berbecia z przedszkola. Równe
Białe jak śnieg... Ryzykowne porównanie. Jak powiedział Żółty w reklamie m & m'sów: "Ale może być żółty".
covu pisze:Miał wyraziste, męskie rysy,
Na Boga! Przecież nie damskie.
Wiem, że trafiają się osoby, które mają "M" w książeczce zdrowia w rubryce płeć, ale nie do końca wyglądają jak mężczyźni (Autentyk z nk.pl:
- Fajna dupa, koleżanka?
- To mój chłopak.).
Chodziło Ci chyba o rysy dorosłego faceta.
covu pisze:ubrany w znoszone dżinsy
A ona też nie ma czasem na sobie znoszonych dżinsów?
covu pisze:Nogi miała ciężkie jak z ołowiu
Zbędne.
covu pisze:Eve drży na całym ciele.
− Może wrócimy do hali odlotów? Chyba ci zimno
A taka ciepła noc była. Czemu dziewczyna drży?
covu pisze:− Chodźmy. − Usiłowała
Wydaje mi się, że tutaj powinno być bez kropki po "chodźmy", chociaż widziałem niedawno taki zapis u MacLeana i pewności nie mam.
covu pisze:− „Nie… wydaje mi się, to niemożliwe”
Tutaj bodaj bez myślnika, ale też nie mam pewności.
covu pisze:Wiedział, że prawda wyjawiona w tej chwili spowodowałaby niechybną ucieczkę dziewczyny.
To zdanie jest zbędne.
covu pisze:Dlaczego właściwie miałaby rezygnować z podróży w towarzystwie miłego przystojniaka?
Bo jest kolejnym natrętem, a ona nie ufa ludziom?
covu pisze:Eve była pewna, że już go nie zobaczy. Też mi pretekst „znajoma mnie potrzebuje… teraz!” − tak jakby była w stanie na odległość go przywołać, przecież to nie jest możliwe. To, że ona zawsze wiedziała, kiedy jej brat ma kłopoty, to było co innego. Byli rodzeństwem. Mieli urodziny tego samego dnia, choć on urodził się rok później. Ich relacje musiały być inne niż Marka i jakiejś dziewczyny, przepraszam „znajomej”, jak ją określił. Nie wiedziała czemu, ale myśl o tym, że Mark nie wróci i że zostawił ją dla innej kobiety, napawała ją smutkiem i… obecność drugiego uczucia była dziwna i zupełnie nielogiczna, biorąc pod uwagę to, że znali się mniej więcej od dwóch godzin.
Podkreślenia - kto mówi w tym fragmencie? Narrator, czy Eve?
Pogrubienie - skąd takie założenie? Znają się może od godziny czy dwóch, a on ją zostawia dla innej?
covu pisze:Jeśli wróci tak jak obiecał, może być ciekawie. Przecież chciałam poznać nowych ludzi. Nie mam nic do stracenia”.
Dlaczego ciekawie?
Chciała poznać nowych ludzi? Po co? Przecież ich nie lubi i nie ufa, tylko młodszemu bratu.
Nie ma nic do stracenia? Kilka godzin temu każdy czegoś od niej chciał. Szybko zmieniła zdanie. Jak na mój gust to ma do stracenia zaufanie, które zdążył zbudować Mark.
covu pisze: stała jakaś rodzina
Nie "jakaś" rodzina, lecz konkretna rodzina, bohaterka ją widzi i może ją opisać.
covu pisze:Jak to zrobić, żeby w ciągu roku w Nowym Jorku zarobić tyle pieniędzy
Zbędne.
covu pisze:Tylko, co to znaczy WSZYSTKO?
Cudzysłów, czemu wielkie litery?

Wnioski ogólne:

WWWHmm... Przeczytałem całe, dwa razy. Najpierw normalnie, potem krytycznie. To już o czymś świadczy. Najlepiej zaś o tym fragmencie świadczy fakt, że przeskakiwałem tekst, co zdarza mi się tylko, jak mnie coś zainteresuje.
Mogłoby jednak zainteresować bardziej.
Widzę, że dziewczyna ma przeczucia, tego "Cosia", widzę, że koleś imieniem Mark też je ma. Talent do języków, zmiana barwy tęczówki, kim do cholery jest ta dziewczyna? Nieźle, aczkolwiek dodałbym jeszcze parę pytań, prowadząc narrację, szczyptę niepewności. To pierwszy rozdział, od tego kawałka tekstu zależy, czy potencjalny czytelnik przeczyta resztę. Daj mu po temu poważny powód.
Co na minus? Wszystko wypisałem powyżej.

Mam nadzieję, że pomogłem w jakiś sposób :)
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

3
Dzięki za uwagi. Większość pewnie słuszna ;)
Część piłeczek, pozwolisz, poodbijam ;)
Bartosh16 pisze:
covu pisze:Wszyscy tylko udawali, jakby istniała jakaś niewidzialna siła, która pchała ich do niej.
To porównanie nic mi nie mówi, nie sugeruje mi, że jej "koledzy" byli obłudni (a chyba tacy mieli być). Może... "...jakbym miała jakiś kryty skarb, na którym chcieli położyć swoje pazerne łapska"? To by usprawiedliwiało obłudę.
Dalej piszesz o pewnej dozie niepewności, którą powinien mieć czytelnik - to jej część - "czemu oni właściwie udawali, że ją lubią?"
Bartosh16 pisze:
covu pisze:Tak, osiemnastka….
Po wielokropku nie ma kropki.
Liczyłeś? Serio? :D

A poważnie - wypadek przy pracy. Nie stawiam normalnie czterech kropek w rzędzie.
Bartosh16 pisze:
covu pisze:uciekającego z domu małolata zawsze doprowadzali na miejsce.
W Polsce? Śmiem wątpić w tak nadzwyczajną skuteczność policji :)
Może niech zostanie samo "ścigali"?
Fantasy, pamiętasz?
Poniosła mnie fantazja?
Bartosh16 pisze:
covu pisze:Rozejrzała się raz jeszcze, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół tego pomieszczenia.
Przecież nienawidzi domu rodzinnego.
Co nie znaczy, że musi chcieć go zapomnieć. Jednak dom kojarzy jej się także, w jakiś sposób, z bratem, którego kocha.
Bartosh16 pisze:
covu pisze:Był środek nocy, ale było ciepło
Był środek ciepłej nocy.
Z fragmentu wynika, że był raczej wczesny ranek.
Między północą a 4 nad ranem?

Ja te godziny uznaję za noc.
Bartosh16 pisze:
covu pisze:kilku biznesmenów z Chin
Na jakiej podstawie bohaterka wnosi, że z Chin?

Bo zna język? I wie o czym gadają i być może usłyszała coś, co jej powiedziało, że panowie są z Chin?

Bartosh16 pisze:
covu pisze:Oddychała płytko, z przejęciem, jakby była czymś podekscytowana. Jej serce biło za to spokojnym, miarowym rytmem,
Doprawdy dziwna kombinacja.
Ona nie jest człowiekiem.
Kombinacja jest dziwna z założenia. Tak miało być, że jej ciało wysyła jej sprzeczne sygnały.

Bartosh16 pisze:
covu pisze:tak podpowiedział jej wewnętrzny głos przy kasie.
Nazwałaś go "Cosiem", trzymaj się tego.
To była próba uniknięcia powtórzenia.

Bartosh16 pisze:
covu pisze:Miał wyraziste, męskie rysy,
Na Boga! Przecież nie damskie.
Wiem, że trafiają się osoby, które mają "M" w książeczce zdrowia w rubryce płeć, ale nie do końca wyglądają jak mężczyźni (Autentyk z nk.pl:
- Fajna dupa, koleżanka?
- To mój chłopak.).
Chodziło Ci chyba o rysy dorosłego faceta.
Dobra, ja znam (osobiście) wielu facetów o damskich (czyt. delikatnych) rysach. I kila kobiet o męskich rysach. Ale ok.
Bartosh16 pisze:
covu pisze:ubrany w znoszone dżinsy
A ona też nie ma czasem na sobie znoszonych dżinsów?

A to jest jakaś niepisana zasada, że nie wolno nosić znoszonych dżinsów? Wygodne ciuchy na podróż...
Ale wiem o co ci chodziło. Spodnie można mu zmienić. Nie jest to duży problem. Równie dobrze mogę go ubrać w sztruksy.
Bartosh16 pisze:
covu pisze:Eve drży na całym ciele.
− Może wrócimy do hali odlotów? Chyba ci zimno
A taka ciepła noc była. Czemu dziewczyna drży?
Z powodów, o których jeszcze nie wiesz. Może się boi? Może wręcz przeciwnie?
Znów - doza tajemniczości.
Bartosh16 pisze:
Wnioski ogólne:

WWWHmm... Przeczytałem całe, dwa razy. Najpierw normalnie, potem krytycznie. To już o czymś świadczy. Najlepiej zaś o tym fragmencie świadczy fakt, że przeskakiwałem tekst, co zdarza mi się tylko, jak mnie coś zainteresuje.
Mogłoby jednak zainteresować bardziej.
Widzę, że dziewczyna ma przeczucia, tego "Cosia", widzę, że koleś imieniem Mark też je ma. Talent do języków, zmiana barwy tęczówki, kim do cholery jest ta dziewczyna? Nieźle, aczkolwiek dodałbym jeszcze parę pytań, prowadząc narrację, szczyptę niepewności. To pierwszy rozdział, od tego kawałka tekstu zależy, czy potencjalny czytelnik przeczyta resztę. Daj mu po temu poważny powód.
Co na minus? Wszystko wypisałem powyżej.

Mam nadzieję, że pomogłem w jakiś sposób :)
Jeszcze raz dzięki
Friends come and go and the world doesn't stop for anybody, so do what you love and never look back.

4
Odbite w moją stronę piłeczki mają sens, jak najbardziej. Przyznaję, że istotnie mogło tak być, ale czemu nie ma tego w tekście? Czytelnik (w tym przypadku ja) nie domyśli się wszystkiego, niestety, stąd moje pytania, które zręcznie odbiłaś.
Nie jest człowiekiem? Nie wiedziałem.
Rozmawiają po chińsku? Tego też nie wiedziałem.
covu pisze:Co nie znaczy, że musi chcieć go zapomnieć. Jednak dom kojarzy jej się także, w jakiś sposób, z bratem, którego kocha
Niech więc zapamięta tylko pokój brata.

Co do spodni... Ona zakłada znoszone spodnie, spotyka kolesia w znoszonych spodniach. Ja wiem, takie rzeczy się zdarzają, ale w tym przypadku brzmi to co najmniej dziwnie i nieco zabawnie :) chyba że ten "ich" gatunek ma skłonności do znoszonych dżinsów, to wybaczę.
Niepisanej zasady nie ma, pisałem tylko o tym, co mnie gryzie :)

Kropek nie liczyłem. Ta czwarta jest po prostu nieco większa i to widać.

Fantasy z policją... Nieee :) Jeśli policja zacznie łapać wszystkich małolatów na gigancie, to niebawem politycy przestaną kraść, a bezrobocie spadnie. Wybacz, nie mieści mi się to po kopułą, ale skoro się upierasz przy tej fantazji... Niech Ci to będzie słodką ironią wplecioną w narrację :)
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

5
Bartosh16 pisze:Odbite w moją stronę piłeczki mają sens, jak najbardziej. Przyznaję, że istotnie mogło tak być, ale czemu nie ma tego w tekście? Czytelnik (w tym przypadku ja) nie domyśli się wszystkiego, niestety, stąd moje pytania, które zręcznie odbiłaś.
Wszystko jasne. Dlatego starałam się wyjaśnić.
Pewne kwestie są specjalnie zostawione niedopowiedziane. Biznesmenów z Chin akurat łatwo poznać po aparycji i języku, więc nie rozwijałam tego. Portugalczyków pewnie bym szerzej uzasadniała.
Bartosh16 pisze: Nie jest człowiekiem? Nie wiedziałem.
Dowiesz się, w rozdziale drugim bodaj, razem z nią.
Bartosh16 pisze:
covu pisze:Co nie znaczy, że musi chcieć go zapomnieć. Jednak dom kojarzy jej się także, w jakiś sposób, z bratem, którego kocha
Niech więc zapamięta tylko pokój brata.

Do pokoju brata nie właziła, żeby go nie budzić pewnie, wiec rozglądając się nie mogła go zapamiętać.

Ona jest masochistką mojego gatunku. Ja nie zapominam tego, czego nie lubię. Wręcz przeciwnie. Ale rozumiem, że komuś to się może gryźć.
Bartosh16 pisze:
Co do spodni... Ona zakłada znoszone spodnie, spotyka kolesia w znoszonych spodniach. Ja wiem, takie rzeczy się zdarzają, ale w tym przypadku brzmi to co najmniej dziwnie i nieco zabawnie :) chyba że ten "ich" gatunek ma skłonności do znoszonych dżinsów, to wybaczę.
Niepisanej zasady nie ma, pisałem tylko o tym, co mnie gryzie :)
Dżinsy to przypadek, wyszło z automatu, szczerze - nie zauważyłam nawet.
Bartosh16 pisze:

Kropek nie liczyłem. Ta czwarta jest po prostu nieco większa i to widać.
Nie zwróciłam uwagi, przepraszam.
Bartosh16 pisze:

Fantasy z policją... Nieee :) Jeśli policja zacznie łapać wszystkich małolatów na gigancie, to niebawem politycy przestaną kraść, a bezrobocie spadnie. Wybacz, nie mieści mi się to po kopułą, ale skoro się upierasz przy tej fantazji... Niech Ci to będzie słodką ironią wplecioną w narrację :)
Dobra, oplułam ekran.
Mam jednak wybujałą fantazję.

To jest generalnie mój pierwszy tekst (nie liczę wypracowań, projektów, inżynierki i magisterki) ;) więc wpadki typu imieniozy i inne odmiany chorób twórczych występują na bank, nie sposób się nie zgodzić.
Friends come and go and the world doesn't stop for anybody, so do what you love and never look back.

7
Bartosh16 pisze:A to jest po fachowej korekcie, czy przed?
Czy tekst leżakował?
Właśnie niby po :/ (tyle warta ta korekta, jak widać. Przecinki mi kobita powstawiała i już).

Leżakował, ale może za krótko (kilka miesięcy, w trakcie których pisałam coś z zupełnie innej bajki).

Pisałam w wątku martończyka, że od czasu napisania tego tekstu, głównie piszę kolejne, bo mam grafomański atak.
Niby siadałam nad nim ze trzy razy i poprawiałam, ale trochę mi jeszcze do doskonałości brakuje, jak widać.

Powtórzenia imion mnie osobiście nie rażą, więc nie zauważyłam. Dziwne, że korektorka też nie :/

Nic. Nie będę się tłumaczyć. Będę szlifować.
Friends come and go and the world doesn't stop for anybody, so do what you love and never look back.

9
Zgadzam się z Bartoshem w sprawie nadmiaru być oraz mieć we wszystkich możliwych formach, a także, bardziej ogólnie, powtórzeń. To możesz jednak skorygować sama, jeśli się nastawisz na taką łapankę.
covu pisze:Jej klasa liczyła trzydzieścioro sześcioro osób,
Trzydzieści sześć osób.
covu pisze: Wszyscy tylko udawali, jakby istniała jakaś niewidzialna siła, która pchała ich do niej.
Siła z natury swojej jest niewidzialna. Każda.
Do tego, sformułowanie jest zupełnie niejasne: wszyscy udawali, jakby istniała siła?
covu pisze:Przez chwilę leżała w łóżku, patrząc się po ciemku w sufit, który wydawał się być dużo za nisko.
Wiesz, po ciemku naprawdę bardzo trudno jest ocenić odległości. A dużo za nisko niedobrze brzmi.
covu pisze:Zza ściany słyszała miotającego się w niespokojnym śnie brata,
Miotać się - to stanowczo zbyt mocne określenie, jak na zachowania we śnie. Tak można opisywać delirium albo atak szału. Kręcić się, wiercić - całkowicie by tutaj wystarczyło.
Słabe światło żarówki wystarczało do oświetlenia całej dostępnej w tym pomieszczeniu przestrzeni.
A nie mogłabyś prościej? Na przykład Światło żarówki, chociaż słabe, rozjaśniło cały pokój albo podobnie?
covu pisze: Postanowiła nie rozpamiętywać tego, co ją dotychczas spotkało, i z niecierpliwością czekała na to, co miało nastąpić. Przecież teraz już będzie dobrze. Nie mogło być źle cały czas.
Podkreślone - zbędne. O oczekiwaniach i planach bohaterki pisałaś już wcześniej. Przez tych kilka chwil nic się nie zmieniło.
covu pisze: Leżało tam zaledwie kilka rzeczy, które nie zajmowały nawet połowy dostępnej przestrzeni.
Co Ty tak z tą dostępną przestrzenią? Nieuświadomiona klaustrofobia?
covu pisze:Pogrzebała chwilę i wyjęła swoje ulubione ubranie. Resztę rzeczy rzuciła na łóżko. Powoli ubrała się, po czym spakowała do małej walizki wszystko, co miała.
Ulubione ubranie - czyli co? Do tej pory koncentrowałaś się głownie na negatywach. Wszystko było nie takie. Małe, ciasne, brzydkie i duszne. Nareszcie pojawia się coś, co bohaterka lubi, a Ty o tym ani słowa. A przecież ubiór to bardzo ważny element charakterystyki, zwłaszcza jeśli w grę wchodzą ciuchy ulubione.
covu pisze:Zgasiła lampkę, otworzyła drzwi i wyszła na ciemny korytarz. W ręku trzymała kopertę. Patrzyła na nią chwilę, po czym westchnęła, pogrzebała w kieszeni spodni i wyjęła 1. niesamowity, lazurowy kamień, który lekko opalizował mimo całkowitych ciemności panujących w korytarzu. Chwilę mu się przyglądała, po czym trzymając go w półotwartej dłoni, chuchnęła na niego, tak jak się chucha na znalezioną jednogroszówkę, żeby przyniosła szczęście. Wrzuciła kamień do koperty i zakleiła ją. Podeszła do drzwi, 2. zbyt wąskich jak na drzwi do pokoju, i 3. wsunęła pod nie kopertę.
1. A czemu niesamowity? To bardzo wieloznaczne określenie.Jak rozumiem, wiąże się z jego blaskiem, o którym piszesz w następnym zdaniu, lecz może to być przecież naturalna fluorescencja. A jeśli myślisz o jakichś ukrytych, tajemnych właściwościach, to nie uprzedzaj wypadków! Poza tym - w całkowitych ciemnościach nie widać kolorów. Barwa blasku nie musi być tożsama z kolorem kamienia.
2. Znowu coś z tymi rozmiarami. I czy szerokość drzwi ma tu w ogóle jakieś znaczenie?
3. Kopertę z kamieniem? To albo szpara pod drzwiami musiała być bardzo szeroka, albo kamień bardzo płaski, albo jednak koperta pozostała na podłodze w przedpokoju i ktoś, kto wstanie pierwszy,będzie mógł zgarnąć to, co było przeznaczone dla brata. A nie mogła po prostu ostrożnie uchylić drzwi i położyć koperty w pokoju, jeśli już nie chciała tam wchodzić?
covu pisze:Szła wolno, noga za nogą, niemal celebrując każdy następny krok i ciesząc się narastającym poczuciem wolności. Wsłuchiwała się w monotonny turkot kółek walizki na nierównym chodniku. W końcu dowlokła się do lotniska
Ta celebra i radość bardzo kontrastują z ostatnim stwierdzeniem.
covu pisze:W kieszeni spodni miała wszystkie pieniądze, które do tej pory uzbierała. Wiedziała, że to wystarczy.
covu pisze: Przy kasie jej usta same wypowiedziały nazwę miejsca docelowego. Chciała wyjechać jak najdalej od tego miejsca, które chyba powinna nazywać domem, ale które nigdy DOMEM nie było…
Ja rozumiem, że to jest fantasy i COŚ bezustannie czuwa nad dziewczyną, ale uwiarygodnij jakoś tę sytuację na poziomie realiów codzienności. A co by było, gdyby jej usta same wypowiedziały, że chce lecieć do Auckland, a kasjerka zaczęła wymieniać liczne połączenia, przez Moskwę i Bangkok? I te pieniądze z kieszeni spodni naprawdę wystarczą na dowolną trasę? A co to jest miejsce docelowe? Nie możesz podać nazwy konkretnego miasta?
Nawet jeśli Twoja bohaterka w ogóle nie wsiądzie do samolotu, lecz przez jakiś portal przedostanie się do rzeczywistości alternatywnej, to dbałość o takie szczegóły nadaje wiarygodność całej fabule. Przecież na razie mamy realia polskiej współczesności. Jeśli ta ucieczka była zaplanowana - a była - to dziewczyna raczej powinna wiedzieć, dokąd chce uciec. Motywacja: żeby tylko jak najdalej od domu może wystarczać w przypadku nagłego impulsu pod wpływem awantury z ojcem, lecz nie przekonuje, kiedy piszesz o realizacji przygotowanego planu.

c.d.n.
covu pisze:Po prawej z kolei żywo gestykulując, rozmawiało kilku biznesmenów z Chin.
Może raczej kilku mężczyzn, którzy wyglądali na chińskich biznesmenów. Dalej piszesz wprawdzie o szczególnych zdolnościach językowych bohaterki, lecz na razie nic na to nie wskazuje.
covu pisze: Usiadła więc na jednym z krzesełek pod ścianą. Była ubrana w niebieskie, wysłużone dżinsy, tenisówki i koszulkę z jakimś nic nieznaczącym napisem. Jej długie, kruczoczarne włosy miękko opadały na ramiona. Oddychała płytko, z przejęciem, jakby była czymś podekscytowana. Jej serce biło za to spokojnym, miarowym rytmem, charakterystycznym dla kogoś, kto wie, co robi, i jest w stu procentach pewien swojej decyzji.
Oj, a tutaj nie gra narracja. Do tej pory narrator był "przyklejony" do bohaterki, oglądał świat jej oczami, przekazywał wprost jej myśli. Teraz nagle, bez powodu, zamienił się w obserwatora całkowicie zewnętrznego. Żeby zachować spójność narracji, Twoja bohaterka powinna właściwie stanąć przed lustrem, choćby w lotniskowej toalecie, i spojrzeć na siebie uważnie. Wtedy by widziała wszystko, o czym piszesz. Także tę koszulkę (nocną?) z nic nie znaczącym napisem. To był ten jej ulubiony strój? Bo mi się wydaje, że jeśli lubimy jakiś ciuch, to napis na nim ma jednak znaczenie...
Podkreślone - zgadujemy: czym jest podekscytowana? I kim jest ten ktoś, kto wie, co robi? Niepotrzebnie komplikujesz, przecież sytuacja jest całkowicie jednoznaczna.
covu pisze:Przeczytała po raz kolejny napis na bilecie − New York. „Tam właśnie musisz polecieć” − tak podpowiedział jej wewnętrzny głos przy kasie.
No, nareszcie. Ale lepiej byłoby napisać o tym we właściwym miejscu, czyli kiedy stała przy kasie. W końcu, żadna to tajemnica, miasto, jak miasto.
covu pisze: Na płycie lotniska samoloty lądujące i przygotowujące się do startu mieszały się z maszynami obsługi naziemnej w sposób, który z początku przyprawiał ją o ból głowy, ale po dłuższym przyglądaniu się zauważyła, jak bardzo uporządkowane i przemyślane są te ruchy.
Ale po dłuższym przyglądaniu się ten ból głowy jej przeszedł? Ale jest spójnikiem wprowadzającym przeczenie, więc pasowałoby tu raczej że maszyny mieszały się w sposób na pozór całkowicie chaotyczny, ale... albo coś podobnego.
covu pisze:1. Jej ciemnoszare oczy zaczęły uważnie badać jego twarz i sylwetkę. Był całkiem przystojny. 2. Miał delikatną, południową urodę. Młody, najwyżej kilka lat starszy od niej, wysok 3.i brunet o szaro-niebieskich oczach. Jego twarz i sylwetka, jego wzrok, to, jak na nią patrzył… Podświadomie 4.pragnęła się do niego zbliżyć.
1. Znowu ten zewnętrzny obserwator. A poza tym, jeśli przechodzisz do opisu mężczyzny, to lepiej skupić się teraz wyłącznie na nim. Miałaś już okazję, żeby opisać dziewczynę.
2 i 3. To teraz szaroniebieskie (lepiej byłoby bez łącznika) oczy należą do kanonu urody południowej? Jeśli odwołujesz się do takich stereotypów, to trzeba je brać z dobrodziejstwem inwentarza, bez modyfikacji.
4. Raczej: zapragnęła. Przecież zobaczyła go dopiero przed chwilą.
covu pisze:Poczuła na sobie niecierpliwy wzrok mężczyzny stojącego obok.
Zbędne. Nic nie wskazywało, że gdzieś odszedł.
covu pisze:Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że od kiedy chłopak się przedstawił, nie rozmawiają po polsku. Mark czuł się pewniej w angielskim. Pewnie był jednym z turystów, których czasem widuje się na lotniskach. Tak podejrzewała, choć po polsku mówił całkiem płynnie i bez akcentu. Zastanawiało ją tylko jedno − dlaczego założył, że i ona mówi po angielsku?
Bo to podstawowy język obcy, którego uczą w szkołach w większości krajów świata. Nie rób ze swojej bohaterki takiej gapy.
covu pisze: Na ramieniu trzymał torbę z laptopem. 1.Wyglądało na to, że nic innego przy sobie nie ma. 2. Chłopak drgnął lekko i nieznacznie kiwnął głową, kiedy za jego plecami przechodziła młodziutka, drobna dziewczyna o bursztynowych oczach.
WWW Na twarzy Eve mimowolnie pojawił się uśmiech, a jej oczy stały się nagle bardziej zielone niż szare. Mark powoli podchodził do niej. Wyglądało, jakby bał się, że Eve mu ucieknie, ale ona nie zamierzała się nigdzie ruszać. Nawet, gdyby chciała, nie było to możliwe. Nogi miała ciężkie jak z ołowiu. Była pewna, że próba ucieczki nie odniesie skutku. Czuła, że COŚ trzyma ją w miejscu i nakłania do rozmowy z nieznajomym.
3. Mark stanął obok niej i zauważył, że Eve drży na całym ciele.
1. Jak nie ma, to nie pisz o tym.
2. Nie zmieniasz przedmiotu opisu. Wystarczyłby podmiot domyślny.
3. Zrób coś z tym narratorem, który raz jest przyklejony do dziewczyny, a w następnym zdaniu obserwuje ją z dystansu. Tu akurat przyjął punkt widzenia Marka. Takie przeskoki są możliwe, lecz w obrębie większych całości, na przykład podrozdziałów czy choćby dłuższych akapitów. Wraz ze zmianą punktu widzenia zmienia się również główny bohater tej części.

Trochę się tego uzbierało. Jeszcze pozostało parę akapitów, lecz nie dostrzegłam tam nic zasadniczo odmiennego. Poza bardzo szczegółowym opisem Marka.

Nie są to jakieś wielkie błędy, lecz raczej usterki wynikające z niezbyt dokładnego przeczytania tekstu przed wrzuceniem do weryfikacji. Przydałoby się trochę więcej konsekwencji – czasem zbyt wybiegasz do przodu, innym razem pewne informacje podajesz zbyt późno, pomijając najwłaściwszy moment.
Fragment jest dosyć długi, więc mogłoby się w nim znaleźć – poza takim typowo nastolatkowym jojczeniem, że dom jest okropny i w ogóle domem nie jest, także parę konkretów. Nie chodzi o szczegółową analizę sytuacji, lecz stwierdzenie chociażby, że ojciec jest surowy, wiecznie krzyczy i wszystko go denerwuje, a mama… właśnie, co z matką? Takie detale są ważne, naprawdę. Bo skoro dziewczyna uzbierała sobie tyle pieniędzy, że starczyło jej na bilet lotniczy do Nowego Jorku, to znaczy, że podstawowe potrzeby życiowe miała jednak w tym okropnym domu zaspokojone. Wychodzi na to, że ucieka, bo w szkole jej nie lubią, a w rodzinie nie kochają. Strasznie fanaberyjne te dzieci się teraz zrobiły, żeby tak zaraz zwiewać za Wielką Wodę…

Generalnie jednak – Twój tekst mnie wciągnął, mam nadzieję, że rozwinie się z tego jakaś interesująca fabuła.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

10
Dzięki za uwagi konstruktywne. Obiecuję kolejny tekst przejrzeć dokładniej przed wrzuceniem na 'tuwrzucia'. Choć nie powiem, że tego nie przeglądałam. Chyba trzy razy nie wystarczą i już. I może leżakowanie dłuższe potrzebne...

Klaustrofobii nie mam, lęk wysokości owszem, ale przyjrzę się sobie samej, może się czegoś o sobie dowiem. :)

Pani korektorka dostanie ode mnie burę.
Trzydzieścioro sześcioro to jej poprawka. Po mojemu było trzydzieści sześć. :evil:

Co do fabuły - ona się rozwinęła... W trylogię już popełnioną ;) Z wachlarzem tych samych błędów pewnie ;)

Jeszcze raz dzięki za poświęcony czas! :)
Friends come and go and the world doesn't stop for anybody, so do what you love and never look back.

11
rubia pisze:2 i 3. To teraz szaroniebieskie (lepiej byłoby bez łącznika) oczy należą do kanonu urody południowej? Jeśli odwołujesz się do takich stereotypów, to trzeba je brać z dobrodziejstwem inwentarza, bez modyfikacji.
A do tego się przyczepię.
Bohaterowie fragmentu, jak zdążyliśmy ustalić, nie są ludźmi. Ich fizjologia i fizjonomia nie są normalne.
Nawiązując jednak do faktu, że Południowcy barwę tęczówek mają zgoła inną, można by to zrobić w ten sposób, że bohaterka zauważyła tę anomalię. "Południowiec? Szaro-niebieskie oczy? Genetyczna anomalia, ale facet... Coś w nim jest nie tak". Albo Coś może o tym napomknąć.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

12
Bartosh16 pisze:
rubia pisze:2 i 3. To teraz szaroniebieskie (lepiej byłoby bez łącznika) oczy należą do kanonu urody południowej? Jeśli odwołujesz się do takich stereotypów, to trzeba je brać z dobrodziejstwem inwentarza, bez modyfikacji.
A do tego się przyczepię.
Bohaterowie fragmentu, jak zdążyliśmy ustalić, nie są ludźmi. Ich fizjologia i fizjonomia nie są normalne.
Nawiązując jednak do faktu, że Południowcy barwę tęczówek mają zgoła inną, można by to zrobić w ten sposób, że bohaterka zauważyła tę anomalię. "Południowiec? Szaro-niebieskie oczy? Genetyczna anomalia, ale facet... Coś w nim jest nie tak". Albo Coś może o tym napomknąć.
Albo pójść stereotypem i nie pisać, że miał południową urodę, tylko śniadą cerę.
Rozumiem o co chodziło. Zastanowię się co z tym zrobić. Pomyślę, przetrawię i poprawię po mojemu.
Friends come and go and the world doesn't stop for anybody, so do what you love and never look back.

13
Bartosh16 pisze:Bohaterowie fragmentu, jak zdążyliśmy ustalić, nie są ludźmi. Ich fizjologia i fizjonomia nie są normalne.
Mi nie chodzi o to, kim są albo nie są bohaterowie oraz jaka jest ich fizjologia tudzież anatomia. Punktem wyjścia jest skojarzenie ze słowem południowiec. I, jako żywo, w stereotypie południowca nie ma oczu niebieskich albo szarych, niezależnie od tego, jak wyglądają poszczególne egzemplarze nacji uważanych za południowe.
Takie stereotypowe skojarzenia wykorzystuje się w całości. A jeśli nie, to trzeba to wyraźnie zaznaczyć, bo inaczej stereotyp nie zagra.
covu pisze:Albo pójść stereotypem i nie pisać, że miał południową urodę, tylko śniadą cerę.
Chociażby. Albo, że tylko te oczy nie pasowały do wyglądu południowca. Różnie można to ująć.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”