Święty Spokój

1
Pokrótce to opowiadanie ukazuje urywek dnia pewnego polskiego młodego człowieka. Czy problem jest aż tak odległy? Myślę, że podobni ludzie nas otaczają. Nie przedłużam.... Proszę:





Psy wyją. Dzień jak co dzień. Siedzę na parapecie. Wiatr od wchodu wieje. Psy wyją. Telefon zmieniłem. Nie wiem co się dzieje u mojej rodziny. Nie dzwonię. Siedzę i macham nogami z ósmego... Framuga wstrzymuje mi ręce, bo inaczej dawno bym przepadł. Upadł zapomniany, później pochowany w kartonie. Nawet nikt by wspomnień nie miał. Spoglądam na okolicę. W całym bloku pachnie kawą. Już zbliża się ranek. Wszyscy będą gdzieś wychodzić. Niektórzy się spóźnią do pracy, będą się tłumaczyć. A ja dalej będę siedzieć. Patrzeć na ten szalony wyścig szczurów. Od tygodnia padał deszcz. Może jutro będzie cieplej.
A ja nadal siedzę. Pada mżawka. Lecz to dla mnie nie jest problem. Nie jest zimno. Pozostały resztki lata. Ciepło. Choć słońca nie ma, to nadal jest ciepło. Mgła unosi się nad lasem, łagodnie unosi się nad błoniami. Widać w oddali szkołę. Ale nie idę dzisiaj tam. Nie, tam nie jest moje miejsce. Nie pasuję do ludzi. Trzymam w ręku kubek. Już zimna kawa zapełnia połowę naczynia. Popijam łyk. Już nie smakuje dobrze. Lecz dla mnie to nie ma żadnego znaczenia. Łza mi leci po twarzy. A nie. To tylko kropla deszczu. Tak przyzwyczaiłem się do samotności, że nie wiem jak żyć inaczej. Smutek zapełnia moje serce całkowicie. Myślałem, że to się zmieni. Nadal myślę. Ale czy bym potrafił?

Muszę i tak wyjść z domu. Nie lubię, ale muszę. Nie wiem dlaczego rodzice nadal mi płacą pieniądze. Właściwie to dobrze, bo żyłbym pod mostem, albo w ogóle bym nie żył. Nie utrzymuję z nimi kontaktu, ale co miesiąc dostaję pieniądze, z których mogę przeżyć. Lecz nie czuję się przywiązany do nich. Ani rodziców, ani pieniędzy. Podszedłem do komputera. Żadnej nowej wiadomości. Zresztą... Czego mogłem się spodziewać? Jest dopiero ósma. Zaspanym wzrokiem patrzę prosto na monitor. Dlaczego to się tak skończyło? Nie wiem, nie rozumiem... Nie chcę rozumieć. Po prostu jestem. Egzystuję.
Zaglądam do lodówki. Prawie nic nie ma. Nie lubię wychodzić z domu, ale też nie lubię mieć za dużo w lodówce. Nie jadam wiele, ale wypada z czegoś przeżyć. Przynajmniej oszczędzam na jedzeniu. *PIK* Wiadomość jakaś. Ciekawe kto to...? Podszedłem i spojrzałem na krótką wiadomość. Żadnych uczuć. Nic, pustka. Czy nauczę się wyzwalać jakiekolwiek emocje? Nie umiem. Od zawsze ciągnęła się za mną pustka. Pustka.... Pustka. I zasmarkana chustka.

Spojrzałem na swój komputer. W prawdzie mogłem wymienić go na lepszy, ale po co? Co chwilę będą nowsze, lepsze, a ten lubiłem. Ubrałem się. Zszedłem po schodach. Nigdy nie jeździłem windą. Zawsze się bałem, że jak będę jechać windą to się zatrzyma. Nigdy nie miałem szczęścia. A znając mnie to na półpiętrze by się zatrzymała... i co? Tylko stres. Lepiej go sobie oszczędzić. Racja. Schody też się mogły zawalić. Ale jak się schody zawalą to przynajmniej większe prawdopodobieństwo, że szybciej umrę niż jak taka winda, która się zatrzyma to co? Umrę z głodu i odwodnienia. Po co mi to? Szkoda mi czasu na takie umieranie.
Wyszedłem z wieżowca. Teraz do sklepu. Tak, tak. Przyjdzie czas, przyjdzie próby czas. Ale jeszcze nie dzisiaj. Spojrzałem na sąsiada... to był chyba sąsiad. Zresztą co on mnie obchodzi, nawet nie wiem czy mieszka w tym samym bloku co ja. Ale jak zobaczyłem go to ucieszyłem się w duchu, że nie mam zwierząt. Nie muszę wychodzić z nimi. Nie utrudniają mi życia. Nie szczekają, nie piszczą, nie łaszą się. Ach, to był dobry wybór, albo dobrym wyborem było nie podejmowanie decyzji? Nie wiem, nieważne. Kieruję się do sklepu.
Jak daleko ten sklep. A co tak naprawdę muszę kupić? Właściwie niewiele, warto było wychodzić z domu? Ech. Jak już wyszedłem to kupię, ale następnym razem się zastanowię. Na to mam czas. Tyle spojrzeń ludzi. Nie lubię. Bardzo nie lubię. I spojrzeń, i ludzi.... Sukces. Wszedłem do sklepu. Mówią, że trzeba się cieszyć z małych sukcesów. Mały krok dla człowieka, wielki krok dla ludzkości, w każdym razie dla mojej lodówki. Wziąłem trochę zakupów. Zawsze biorę coś więcej niż potrzebuję, ale cóż. Dobrze, że zawsze biorę mniej pieniędzy niż potrzebuję. Nie lubię kontaktów z ludźmi. Zawsze mam słuchawki. Patrzę tylko ile muszę zapłacić i sążnie wysypuje monety i banknoty. Oczywiście zaraz po tym szybko ewakuuję się z miejsca pochówku mojej gotówki. Nieraz zapomniałem reszty, bo nie chciałem dłużej przebywać w Ich otoczeniu.

Tak niewiele ludzi mnie rozumie. Gdy wróciłem do domu to zobaczyłem czy ktoś coś napisał. Tak! Napisała. Tylko ona mnie rozumie. Zobaczymy, może będzie to lepiej niż przewiduję. Nie wiem. Za dużo znaków zapytania i nadziei. Nadziei nie ma, choć jest. Ach, dlaczego to wszystko jest tak skomplikowane? Nie rozumiem. Nie wiem. Nie chcę rozumieć. Error. Idę spać.
Ostatnio zmieniony wt 27 sie 2013, 13:04 przez Desfaq, łącznie zmieniany 3 razy.
Siła zamknięta jest w Tobie.
Otwórz swoją głowę.

2
Chaos w narracji nie zastąpi obrazu przeżycia. On musi być konsekwentny (ten obraz), mieć jakiś logiczny punkt A i punkt B. Coś się przekładać na coś.
W tym tekście chaos jest ekwiwalentem... niczego.
Streść sobie to opowiadanie - o co chodzi? Gość ma problem egzystencjalny i se patrzy (potem o tym se gada).
Ale ja tekstu pytam - po co ja mam to przeczytać? Mogę se popatrzeć i rozłożyć to co widzę na przypadki postrzeżeń. Ale po co?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

3
Jak na monolog wewnętrzny żywcem "przelany" na "papier", jest to niezwykle ogólnikowy kawałek. Kilka urwanych informacji, kilka bardzo ogólnych stwierdzeń:
Desfaq pisze:Nie, tam nie jest moje miejsce. Nie pasuję do ludzi.
Desfaq pisze:Tak przyzwyczaiłem się do samotności, że nie wiem jak żyć inaczej. Smutek zapełnia moje serce całkowicie. Myślałem, że to się zmieni. Nadal myślę. Ale czy bym potrafił?
Desfaq pisze:Właściwie to dobrze, bo żyłbym pod mostem, albo w ogóle bym nie żył. Nie utrzymuję z nimi kontaktu, ale co miesiąc dostaję pieniądze, z których mogę przeżyć. Lecz nie czuję się przywiązany do nich. Ani rodziców, ani pieniędzy.
O czym to właściwie? Nic się z tego nie dowiaduję o bohaterze, nie ma w tym nic osobistego, indywidualnego - dlaczego nie ma kontaktu z rodzicami? Dlaczego nie pasuje do ludzi? Itd, itp. Takie tam jęczenie
Sam chaotyczny zapis oderwanych skojarzeń i wolno płynących myśli to nie jest tekst literacki. To musi mieć jakiś cel, spójność, gdzieś dążyć. Dodatkowo, to nie jest taki prawdziwy monolog wewnętrzny. To jest pod publiczkę. Bohater nie obnaża swoich myśli, swojego ja. On pokazuje, eksponuje tylko to co chce, jakby próbował się popisać: patrzcie, jestem taki inny. Ale jest tylko bełkotliwy i męczący.
Koncept do przemyślenia.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

4
Dziękuję za opinie. Są pomocne. A ten tekst to był tylko wstęp, dlatego niewiele jest o bohaterze, bo zaplanowałem, że odbiorca może się dowiedzieć trochę później jakiś informacji o naszym outsiderze.
Siła zamknięta jest w Tobie.
Otwórz swoją głowę.

5
Hej, przede wszystkim sądzę, że dopuszczasz się tu czegoś, co podpada pod plagiat. Jak przeczytałem pierwsze zdanie, to już chciałem pisać do niego humorystyczny komentarz "na parapecie siedzę", ale potem przeczytałem następne zdania i brwi unosiły mi się coraz wyżej, bo praktycznie zerżnąłeś tekst Piotra Roguckiego i nie dałeś w tekście nawet żadnego odnośnika, że to cytat. Zmieniłeś słowo czy dwa i pokazałeś nam jako swoje. Żeby była jasność, mówię oczywiście o "Parapecie" Comy. Nie wiem, czy zrobiłeś to świadomie, czy nieświadomie, czy zdawałeś sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji, ale radzę już nigdy nie powtarzać takich akcji. Nie jestem prawnikiem, ale jak na mój skromny rozumek, gdyby taki Rogucki to zobaczył - że ktoś nieznacznie przemienia fragment jego własnego utworu i używa u siebie jak swoje - to mógłby Ci za to założyć sprawę. Ktoś może powiedzieć, że to tylko kilka wersów, ale ja myślę, że to AŻ kilka wersów.

Sam utwór czytało się naprawdę ciężko. Tworzysz za krótkie zdania, które sprawiają, że czytelnik czyta Twój tekst, jakby jechał samochodem, który gaśnie co metr. Narracja rwie. Kolejne zdania wydają się strumieniem świadomości chłopca z rozległymi problemami psychicznymi, który w kółko zaprzecza sobie. Nie ma w tym nic ciekawego: garść sprzeczności i fobii zapakowanych w nieprzemyślaną, rwącą narrację, która nie doprowadza nawet do żadnego celu.

A czuć, że coś tam masz. Głównie jakąś wizję tego bohatera, jakieś jego wtręty, i to może być interesujące, tylko musi być napisane lepiej, sprawniej, logiczniej. Podejrzewam też, że wolniej. Myśl więcej o tym, jak piszesz. Caroll idealnie to podsumowała: "Sam chaotyczny zapis oderwanych skojarzeń i wolno płynących myśli to nie jest tekst literacki". I z tym oto cudzym zdaniem Cię zostawię.

Trzymaj się i powodzenia w doskonaleniu się,
Patryś
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

6
Apel do Moderatorów, czy weryfikatorów. Prosiłbym zapoznać się z utworem Comy ponieważ ten początek jest to bezczelny plagiat. Wieje mi po prostu brakiem szacunku do artystów innego pokroju. Co ta za żałosne zachowanie kopiować czyjeś słowa, myśli i osiągnięcia i podpisywać się pod nimi, jak pod własnymi. Że też wstyd nie jest samemu autorowi, jako osobie piszącej, kopiować czyjeś słowa...

Powodzenia w dalszej karierze. Oby nie zabrakło ludzi, którzy będą za Ciebie pisać i szukać Ci pomysłów.
„Prawdziwa mądrość zaczyna się, kiedy przestajesz cytować innych ludzi...”

7
Po przyjrzeniu się sprawie, administracja uważa, iż autor tekstu jedynie inspirował się tekstem Comy. Chcielibyśmy jednak prosić wszystkich, by w przyszłości tego typu zabieg w odautorskim wstępie lub przypisie zaznaczać. Zapobiegnie to zbyt pochopnym opiniom i oskarżeniom, jakie naszym zdaniem niestety miały tu miejsce. Niemniej dziękujemy Wam za czujność i sugerujemy, żeby najpierw zgłaszać takie sytuacje administracji na PW.
Autor tekstu nie logował się od kilku dni na forum, więc dopóki nie doczekam się odpowiedzi na moją PW, doklejam tutaj tekst piosenki zespołu Coma, "Parapet":
Coma pisze:Psy wyją
Na parapecie siedzę
Ulice zwieszone niezdarnie z tym chodnikiem kostrobatym w dole
Śnieg z lewej
Bo tutaj był zawsze
Na skraju dzielnicy od pola
Od wschodu wieje
Psy wyją
Do moich myśli
O tym spacerze w lesie, który się odbyć nie zdążył
Bo jesień...
A teraz zima
I wyją do moich bliskich
Których ubywa i giną
I nikną po miastach
Tak samo odległych jak moje
A raczej już wcale ich nie ma
A jeśli to nie wiem
Telefon zmieniłem...
Nie dzwonię
Siedzę i macham nogami
Z szóstego to sztuka cyrkowa i chwiejna
Framuga wstrzymuje mi ręce
A ręce wstrzymują mnie jednak
Inaczej już dawno bym przepadł
I przepadłbym w śnieg ów bym przepadł
Nad pola sunąwszy pod prąd ów
Pod śnieg ów niesiony
To wiatrem, to wyciem
Jak dobrze mi byłoby opaść
Z daleka od domu od okna
Na drzewa...
Na drogę...
Na lipiec...
Na środek świeżego miesiąca gdzie
Troski nie gryzą nie gniotą
A wokół nikogo i upał
Co włosy przemieniłby w złoto
Zapomnieć że zima i zgrzyty
Że wycie przenika przez ściany
I poczuć na sobie tę ciszę
I ową się ciszą dokarmić
I poczuć na sobie tę ciszę
I ową się ciszą dokarmić...
źródło: http://www.tekstowo.pl/piosenka,coma,parapet.html

Zapraszam do dalszego komentowania tekstu!
Adres e-mail: kontakt(M@ŁP@)weryfikatorium.pl
WeryfikatoriuM na Facebooku

Land of Fairy Tales

Eskalator.exe :batman:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron