WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWKolejka po wolność
WWWTo było zwykłe, szarobure popołudnie, szedłem wtedy ulicą Armii Ludowej w pobliżu jednego z okolicznych sklepów, gdy spotkało mnie niemałe zaskoczenie. Wzdłuż chodnika ciągnął się niespotykanej długości rząd ludzi, jeden za drugim. Ustawieni byli wężykiem, by nie stać w kałużach powstałych w nierównościach bruku. W życiu nie widziałem tak rozległej kolejki. Jej początek ginął gdzieś tam, zasłonięty przez dziesiątki, a może i setki pleców. Wyglądało to, jakby ustawiła się tu większość okolicznych mieszkańców, a dzień przecież pracujący.
WWWChoć przypatrywałem się uważnie, nie potrafiłem ocenić odległości od sklepu, tym samym nie mogąc oszacować liczby kolejkowiczów. Chciałem jakoś przepchać się trochę do przodu, by ogarnąć to niecodzienne zjawisko. Ale cóż, facet przeciętnej postury kontra zniecierpliwiony tłum… Poddałem się po serii pomruków i krzywych spojrzeń. Zdecydowałem się jeszcze zapytać jakiegoś łysawego gościa z brzuchem, gdzie jest początek.
WWW– Panie, pan się lepiej zainteresuj, gdzie jest koniec – Warknął, mrużąc oczy i wskazując za swoje plecy.
WWW– Każdy koniec jest czegoś początkiem – wyrwało mi się niespodziewanie. Stwierdzenie było skierowane bardziej do mnie samego niż do grubasa, który zresztą je zignorował.
WWWZrezygnowany, ustawiłem się posłusznie na końcu ogonka. Na moje szczęście przede mną stała kobieta przed czterdziestką, o całkiem przyjaznej twarzy, rokującej nadzieję na bezkonfliktowość. Zapytałem:
WWW– Miła pani, za czym właściwie czekacie?
WWW– Podobno rzucili coś nowego. Jak oni to nazywają… „wolność”, czy jakoś tak.
WWW– Aha, no tak, słyszałem o tym – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, przypominając sobie fragmenty z jakieś audycji radiowej. – To chyba z Zachodu?
WWW– Tak mówią, proszę pana. Szczerze to nie bardzo wiem, co to jest, ale dzieciaki cały ranek mnie namawiały.
WWW– Ja też dobrze wiem, jak ciężko im się oprzeć, sam mam synka.
WWW– O, a ile latek?
WWW– Siedem.
WWW– Piękny wiek. Niech pan mu też kupi, ucieszy się. Takie ładne rzeczy robią tam w Ameryce. Podobno ma tej „wolności” starczyć dla każdego. I nie jest strasznie droga.
WWW– Właściwie, czemu nie. – Wszyscy chcieli ją mieć, więc musi to być coś niezwykłego.
WWWDla zabicia czasu zaczęliśmy rozmowę o dzieciach, o tym, kim chcą zostać w przyszłości i o tym, jak ciężko jest w dzisiejszych czasach utrzymać i wychowywać potomstwo. Niepostrzeżenie kolejka skurczyła się nieco, świeżo upieczeni nabywcy upragnionej „wolności” oddalali się stąd chwiejnym krokiem, z pijaną euforią na twarzach. Kolejkowicze rozstępowali się przed nimi, spoglądając z zazdrością.
WWW– Przepraszam, pokaże pan, co pan kupił? – zapytałem, gdy jeden z tych szczęśliwców mnie mijał. On tylko wybuchnął śmiechem, obracając się zamaszyście i waląc mnie w plecy tak mocno, że o mało nie przewróciłem się na stojącą przede mną towarzyszkę. W ostatniej chwili odzyskałem równowagę, uchraniając całą kolejkę przed diabolicznym efektem domina. Chciałem zerwać się i od razu rzucić na aroganta, ale ten był już daleko. Poza tym za mną pojawiło się kilka nowych osób, więc wolałem nie ryzykować opuszczenia swojego miejsca. Jak widać „wolność” dodawała nie tylko bezczelności, ale też wzbogacała o skrzydła.
WWW– Co też się dzieje z tymi ludźmi, to nie do wiary – oburzyła się opiekuńcza mamusia przede mną, chwytając się za ramiona. – Nie wiem, czy ta „wolność” jest odpowiednia dla dzieci. Jak z Zachodu, to może szkodliwe.
WWW– A jak od nas to na pewno.
WWW– Daj pan spokój. Nie wiesz pan, jakie oni nam świństwa przesyłają? Chcą nas wytruć jak szczury.
WWW– Wcześniej mówiła pani co innego.
WWW– Nigdy nie wiadomo. – W oczach kobiety zabłysnęło przerażenie. Zarzewie paniki udzieliło się też niektórym z okolicznych kolejkowiczów. Zaczęli się nerwowo rozglądać, jakby gdzieś wśród nich kryli się wrogowie. I jak na zawołanie pojawił się stróż porządku.
WWW– Obywatele, „wolność”, na którą czekacie to towar reglamentowany! Ci, którzy mają kartki zostają, reszta – rozejść się.
WWWKilka chwil minęło, nim doszło do jakiejkolwiek reakcji na podniesiony głos mundurowego. Nie było żadnego zawodzenia ani lamentów. W końcu można by to przewidzieć. Widoczne gdzieniegdzie uśmieszki mogły świadczyć nawet, że niektórzy wręcz podśmiewują się z samych siebie i z wiary w to, że „dla wszystkich wystarczy”. Ale przecież warto było spróbować.
WWW– No i widzi pan, tak to jest. Może tak nawet i lepiej – powiedziała moja towarzyszka i odeszła.
WWWI ja również opuściłem kolejkę, trochę z żalem, a trochę z rozbawieniem z własnej naiwności. Później wiele produktów pojawiało się na sklepowych półkach, choć wciąż brakowało właśnie tego, który każdy chciał kupić.
Kolejka po wolność
1
Ostatnio zmieniony pt 01 lis 2013, 00:31 przez Verbis, łącznie zmieniany 3 razy.
Wstyd rodzi się z dokonywanego nieustannie porównania z obrazem człowieka takiego, jakim chcielibyśmy być