Tomasz Krzywik
Koniec Rzeczy
I
Kraków 25 V 2015wwwNiebo już od kilku miesięcy zakrywały rdzawoczerwone chmury. Wiatr zawodził pomiędzy szkieletami budynków niosąc ze sobą kwaśny odór i, przede wszystkim, pył, mnóstwo pyłu. Ulice nekropolii, zwanej jeszcze jakiś czas temu Krakowem, zaśmiecały porzucone wraki samochodów, resztki ubrań, osierocone walizki czy tysiące innych drobiazgów... Drzewa wymarły wszystkie – straciły swoje liście, a nagie pnie pokrył nalot przypominający nieco rdzę. Wisła? Niemal cała wyparowała, teraz ogromne koryto rzeki wypełniał mały, brudny strumyk pełen śniętych ryb. Z miasta liczącego niemalże osiemset tysięcy mieszkańców nie zostało prawie nic poza gruzem, spękaną ziemią i paroma cudem ocalałymi kamieniczkami. Znakomita większość historycznych budynków popadła w ruinę; kościół Mariacki po utracie witraży i dzwonnicy w niczym już nie przypominał dumnej budowli jaką był jeszcze kilka miesięcy temu. Sukiennice straszyły pustymi oknami, wyrwami w ścianach i zadaszeniem dziurawym jak sito.
wwwMimo to krakowska Starówka wyglądała znacznie lepiej od pozostałej części miasta. Choć była mocno zniszczona to jednak dało się rozróżnić poszczególne ulice, część budynków... Ale dalej, już poza murami Starego Miasta, rozciągała się istna pustynia, wypełniona zgliszczami i gruzem.
wwwPrzybyli właśnie z tej pustyni, od strony Warszawy.
Było ich dwóch – obaj wysocy i dobrze zbudowani. Postronny obserwator miałby problem z ich rozróżnieniem: nosili identyczne skafandry przeciwchemiczne i maski przeciwgazowe. Jeden z nich schylił się nagle i podniósł coś: mały, pomięty już i przemoknięty papierek.
- Ty, Kawka – powiedział do towarzysza. - Zobacz. Cały świat w gruzach. Wszędzie, gdzie nie spojrzysz – ruiny, pogorzeliska, trupy. A ja właśnie wdepnąłem w ulotkę zachwalającą jakiś klubik nocny w Krakowie. Ma być walka lesbijek w klatce. Piszesz się?
wwwMężczyzna nazwany Kawką pokręcił głową. Miał wyjątkowo zły humor.
- Nie dzisiaj, może kiedy indziej – odpowiedział zmęczonym głosem. - Olek, wybacz, kończą nam się filtry i nie bardzo mam nastrój do żartów. Musimy znaleźć jakieś w miarę sterylne pomieszczenie.
- Do diabła z tym – mruknął znalazca ulotki, rzucając papierek w powietrze. Przez chwilę patrzył, jak unosi ją zapylony wiatr. - Po prostu do diabła… Sterylne pomieszczenie? A gdzie ty teraz znajdziesz sterylne pomieszczenie? Prawie wszystko co było na powierzchni zamieniło się w zwęgloną kupę gruzu albo chwiejące resztki. Ci, którzy w porę dotarli do schronów, zamknęli się w środku i za cholerę nie chcą otwierać drzwi. Pamiętasz co tam się działo? Co znaleźliśmy przy jednym ze schronów?
wwwKawka wzdrygnął się. Widoku zwęglonych, zdeformowanych ciał leżących przed zamkniętymi wrotami trudno było zapomnieć.
- Olek, a ty wyobrażasz sobie, co musieli słyszeć ci w środku? – spytał po chwili, nie patrząc na kumpla. - Najpierw krzyki i błagania ludzi, płacz, coraz rozpaczliwsze walenie tłumu o wrota. Matki z maluchami błagające o litość, proszące, żeby chociaż ratować dzieciaki. Potem wybuchy, jeden po drugim. Urwany w połowie wrzask. A potem cisza. Bardzo wymowna...
wwwMężczyźni zamilkli na chwilę, wsłuchując się w wycie wiatru.
- Albo metro – powiedział nagle Olek. - Pamiętasz jak wyglądało metro? Boże, biedni idioci myśleli, że jak zejdą pod ziemię, to im się uda. Stawiam orzechy przeciw euro, że zawaliła się cała pierwsza linia od Kabat aż do Centrum.
- Taaa, a jak w drugiej linii puściła jakaś cholerna uszczelka to Wisła dopełniła dzieła. Ech, nie możemy ich winić. Oni po prostu pomylili się, Olek. Pomylili metro warszawskie z moskiewskim. Nasze stacje nie były położone na głębokości pięćdziesięciu metrów. Nasze stacje nie były przystosowane do bombardowania. Cholera, nasze stacje nie były nawet ładne.
- Ty naprawdę sądzisz, że mogło im się udać? No wiesz, Rosjanom?
wwwKawka poprawił przewieszonego przez ramię kałasza.
- Nie wiem, nie jestem teraz w stanie o tym myśleć. Na razie Warszawa została za nami, jesteśmy w Krakowie, do Rosji się nie wybieramy. Musimy się rozejrzeć w okolicy, może w którejś z tamtych kamieniczek zachował się jakiś pokój w którym można by się zabunkrować i przeczekać do jutra. Niedługo zaroi się tutaj od syfu, a w dodatku jesteśmy w dupie z filtrami. Nie chcę mieć więcej problemów, niż to konieczne.
wwwOlek kiwnął głową.
Ruszyli w kierunku krakowskiej Starówki, teraz przypominającej wyspę pośrodku rdzawego oceanu ruin. Wawel rysował się na tle otoczenia dość wyraźnie, choć zamek wyglądał tak, jakby smok wawelski dostał napadu furii i postanowił zrobić w okolicy „małą” demolkę. Z niegdyś dumnej budowli pozostały resztki muru i trochę zabudowań.
A przecież starali się nie walić w cywili pomyślał Kawka Tak nam powiedział ten wojskowy, którego umierającego znaleźliśmy wczoraj nieopodal Kiejdanek. Że wiedzieli, że to będzie koniec i trzeba próbować ratować to, co się da. Żeby starać się nie tyle ocalić ludność, co zminimalizować straty. Ratować resztki kultury… Choć pewnie kiedy zaczęło się ostrzeliwanie, to za bardzo chcieli się zemścić, jedni na drugich. Kolejna wojna zamieniła się w jedną, wielką zemstę...
wwwWszystko wskazywało na to, że Einstein miał rację. Jeżeli w ogóle będzie komu się mścić i prowadzić czwartą wojnę światową, to będzie to wojna na kamienie i kije.
II
wwwPrzez rynek przeszli w ponurym milczeniu. Starali się nie myśleć o tym, ilu ludzi tu kiedyś mieszkało, ilu spacerowało, ilu zwiedzało... W końcu znaleźli kamieniczkę, która prezentowała się dość nieźle. Nawet okna jakimś cudem ocalały, choć całość wyglądała tak, jakby miała zaraz się zawalić. Ale nadal stała i to się liczyło. - Kawka, wchodzimy?
- Wchodzimy.
wwwZbliżyli się do drzwi i ustawili po przeciwległych końcach. Kawka podniósł kałasza i wycelował, a Olek ostrożnie otworzył wejście do budynku.
wwwWewnątrz było pusto, panował półmrok, ale dało się iść bez obijania o ściany. Zaczęli wspinać się powoli po starych schodach, które jeszcze jakimś cudem zachowały się w całości. Jeszcze kilka metrów i, ku swojemu zdziwieniu, doszli do otwartego i niezniszczonego pokoju.
wwwOniemieli.
Wnętrze pomieszczenia zachowało się w doskonałym stanie. Schludne firanki przysłaniały okna, z sufitu zwisał elegancki żyrandol. Na puchatym dywanie, dokładnie pośrodku pokoju stał nakryty stolik. I powietrze. Czyste, przyjemnie pachnące. Nie to co smród na zewnątrz.
- O żesz kurna... - wyszeptał Olek i zrobił krok do przodu.
- Stój! - krzyknął Kawka, łapiąc towarzysza za ramię.
- Stary, o co ci chodzi? Tutaj nic...
- Przyjrzyj się.
wwwOlek przyjrzał się. I zrozumiał.
Powietrze falowało. Nie bardzo, ale jednak. Spokojny z pozoru pokój zdawał się rozpływać w krawędziach.
- Coś takiego rozerwało Borysa? Jak ty to mówisz… Anomalia?
- Tak. Idziemy wyżej.
III
- Michał?
- No?
- Czemu właściwie Kawka? Przecież nie od nazwiska...
wwwMężczyźni siedzieli po ciemku w opuszczonej sypialni. Nie było tu żadnych okien, a wyjść stąd można było jedynie przez drzwi, które wcześniej zastawili solidnym łożem małżeńskim. Zdjęli maski przeciwgazowe i pogasili latarki, żeby oszczędzać baterie.
wwwOszczędzać. Wszystko trzeba było teraz oszczędzać. Od oszczędzania zależało jak długo będziesz trzymał się życia.
- Taaa, masz rację, nie od nazwiska. Pamiętasz, wspominałem ci kiedyś o mojej dziewczynie, mieszkała całkiem niedaleko stąd...
- No, pamiętam, w Tyńcu, tak?
- Tak... I widzisz, pewnego dnia w jej kominie zamieszkały kawki. Człowieku, nawet nie wyobrażasz sobie, ile takie ptaki mogą narobić hałasu! No więc zamieszkały tam kawki i ot, cała historia. Kiedy już doszło do tej cholernej wojny, to uznałem, że moja... Ksywa... będzie brzmieć dużo lepiej od imienia. A chciałem, żeby kojarzyła mi się z czymś przyjemnym, to tak trochę na przekór, nie? Wiesz, stary świat się skończył, to i imiona można psu wsadzić...
- A. Aha.
- Ech, a co, spodziewałeś się pewnie jakiejś ciekawszej opowieści, hmm?
- Nie jest zła... Lepsza taka, niż inna. Na przykład mógłbym tu siedzieć teraz sam w ciemnościach i gadać do siebie. Albo nie żyć. Kurna, stary, ja prawie wlazłem do tamtego pokoju! Wywaliłoby mnie jak Borysa pod Warszawą!
wwwKawka przetarł w ciemności spoconą twarz. Od jakiegoś czasu czuł się coraz gorzej. Miał dreszcze, kasłał i w dodatku zaczynała go łapać gorączka.
- Ale nie wlazłeś. Może w ogóle byś tutaj nie przyszedł, tylko poszedł w zupełnie inną stronę... Olek, nie gdybaj, dzisiaj ty, jutro ja.
- Nie wiem, może faktycznie masz rację – Olek westchnął. Pogmerał chwilę w leżącym obok niego plecaku i wyciągnął piersiówkę. – Chcesz trochę?
- Nie, dzięki. Paskudnie się czuję.
- No tak – Olek przytknął piersiówkę do ust. - Nadal myślisz, że uda ci się znaleźć tę twoją...
- Tak – w głosie Kawki zabrzmiała desperacja. Ukrył twarz w dłoniach.- Nie. Nie wiem, Olek, minęło już bardzo dużo czasu. Boję się, że za dużo. Wiesz, kiedyś bym zadzwonił do niej na komórkę, ale teraz... Teraz pozostaje mi tylko modlitwa. I nadzieja...
- Może ją znajdziesz…
- Mam nadzieję. W ogóle aż strach pomyśleć, ile teraz osób jest w takiej sytuacji jak my… Ilu szuka swoich rodzin. Bliskich… Nawet nie jesteśmy w stanie pojąć ogromu historii jakie zakończył koniec świata i ile zaczął. Coś się kończy, coś zaczyna. Część ludzi wyparowała. Część zeszła do podziemi. Część takich jak ty, czy ja włóczy się po powierzchni i odgania od jakichś przerośniętych kretów, nietoperzy, czy innych psów. Wyobrażasz sobie, ile osób ma przygody, przy których nasza jest jedynie bezbarwną opowiastką? Ile historii do opowiedzenia? Tyle się mówiło, że to będzie koniec świata... Ale wiesz, mi się wydaje, że to taki ostatni dzień pary. Wydaje się, że widzieliśmy już wszystko, a tak na dobrą sprawę nie widzieliśmy jeszcze nic. Jutro odkryjemy coś lepszego. Dopiero ludzie nam o tym opowiedzą... Oni…
- Ej, Kawka, wszystko w porządku? - zaniepokoił się Olek. Sięgnął po latarkę. - Bo zaczynasz chyba trochę bredzić. Weź sobie pooddychaj może przez maskę, co? Kawka?
wwwKawka spał.
Kanie, 07 V 2013
[/i]