Koniec Rzeczy [postapokalipsa] [+18!]

1
Fantastyka postapokaliptyczna zawsze była dla mnie ważnym gatunkiem literackim. Odkąd pamiętam, uwielbiałem zagrywać się w fallouty, stalkery i inne gierki tego typu. W wieku szesnastu lat pochłonąłem cały "Bastion" Kinga jednym tchem, w wieku siedemnastu zaczęła się moja przygoda z "Metro Uniwersum". Nawet na prezentacji maturalnej miałem temat "Sposoby kreowania świata po apokalipsie w różnych tekstach kultury". Co tu dużo mówić - uwielbiam wyobrażać sobie, "Co by było, gdyby...". Nieraz wyobrażałem sobie życie w świecie po wojnie totalnej, takiej, która pochłonęłaby cały znany nam świat. Jak to byłoby chyłkiem przemykać przez ruiny Warszawy od jednego schronu do drugiego. Szukać żywności, walczyć o przetrwanie... Niestety, nie udało mi się załapać do finałowej "Listy 17", co może w jakiś sposób świadczyć o poziomie mojego opowiadania. Ale nie musi. Mam nadzieję, że będzie się podobać. Miłej lektury!
Tomasz Krzywik
Koniec Rzeczy
I
Kraków 25 V 2015

wwwNiebo już od kilku miesięcy zakrywały rdzawoczerwone chmury. Wiatr zawodził pomiędzy szkieletami budynków niosąc ze sobą kwaśny odór i, przede wszystkim, pył, mnóstwo pyłu. Ulice nekropolii, zwanej jeszcze jakiś czas temu Krakowem, zaśmiecały porzucone wraki samochodów, resztki ubrań, osierocone walizki czy tysiące innych drobiazgów... Drzewa wymarły wszystkie – straciły swoje liście, a nagie pnie pokrył nalot przypominający nieco rdzę. Wisła? Niemal cała wyparowała, teraz ogromne koryto rzeki wypełniał mały, brudny strumyk pełen śniętych ryb. Z miasta liczącego niemalże osiemset tysięcy mieszkańców nie zostało prawie nic poza gruzem, spękaną ziemią i paroma cudem ocalałymi kamieniczkami. Znakomita większość historycznych budynków popadła w ruinę; kościół Mariacki po utracie witraży i dzwonnicy w niczym już nie przypominał dumnej budowli jaką był jeszcze kilka miesięcy temu. Sukiennice straszyły pustymi oknami, wyrwami w ścianach i zadaszeniem dziurawym jak sito.
wwwMimo to krakowska Starówka wyglądała znacznie lepiej od pozostałej części miasta. Choć była mocno zniszczona to jednak dało się rozróżnić poszczególne ulice, część budynków... Ale dalej, już poza murami Starego Miasta, rozciągała się istna pustynia, wypełniona zgliszczami i gruzem.
wwwPrzybyli właśnie z tej pustyni, od strony Warszawy.
Było ich dwóch – obaj wysocy i dobrze zbudowani. Postronny obserwator miałby problem z ich rozróżnieniem: nosili identyczne skafandry przeciwchemiczne i maski przeciwgazowe. Jeden z nich schylił się nagle i podniósł coś: mały, pomięty już i przemoknięty papierek.
- Ty, Kawka – powiedział do towarzysza. - Zobacz. Cały świat w gruzach. Wszędzie, gdzie nie spojrzysz – ruiny, pogorzeliska, trupy. A ja właśnie wdepnąłem w ulotkę zachwalającą jakiś klubik nocny w Krakowie. Ma być walka lesbijek w klatce. Piszesz się?
wwwMężczyzna nazwany Kawką pokręcił głową. Miał wyjątkowo zły humor.
- Nie dzisiaj, może kiedy indziej – odpowiedział zmęczonym głosem. - Olek, wybacz, kończą nam się filtry i nie bardzo mam nastrój do żartów. Musimy znaleźć jakieś w miarę sterylne pomieszczenie.
- Do diabła z tym – mruknął znalazca ulotki, rzucając papierek w powietrze. Przez chwilę patrzył, jak unosi ją zapylony wiatr. - Po prostu do diabła… Sterylne pomieszczenie? A gdzie ty teraz znajdziesz sterylne pomieszczenie? Prawie wszystko co było na powierzchni zamieniło się w zwęgloną kupę gruzu albo chwiejące resztki. Ci, którzy w porę dotarli do schronów, zamknęli się w środku i za cholerę nie chcą otwierać drzwi. Pamiętasz co tam się działo? Co znaleźliśmy przy jednym ze schronów?
wwwKawka wzdrygnął się. Widoku zwęglonych, zdeformowanych ciał leżących przed zamkniętymi wrotami trudno było zapomnieć.
- Olek, a ty wyobrażasz sobie, co musieli słyszeć ci w środku? – spytał po chwili, nie patrząc na kumpla. - Najpierw krzyki i błagania ludzi, płacz, coraz rozpaczliwsze walenie tłumu o wrota. Matki z maluchami błagające o litość, proszące, żeby chociaż ratować dzieciaki. Potem wybuchy, jeden po drugim. Urwany w połowie wrzask. A potem cisza. Bardzo wymowna...
wwwMężczyźni zamilkli na chwilę, wsłuchując się w wycie wiatru.
- Albo metro – powiedział nagle Olek. - Pamiętasz jak wyglądało metro? Boże, biedni idioci myśleli, że jak zejdą pod ziemię, to im się uda. Stawiam orzechy przeciw euro, że zawaliła się cała pierwsza linia od Kabat aż do Centrum.
- Taaa, a jak w drugiej linii puściła jakaś cholerna uszczelka to Wisła dopełniła dzieła. Ech, nie możemy ich winić. Oni po prostu pomylili się, Olek. Pomylili metro warszawskie z moskiewskim. Nasze stacje nie były położone na głębokości pięćdziesięciu metrów. Nasze stacje nie były przystosowane do bombardowania. Cholera, nasze stacje nie były nawet ładne.
- Ty naprawdę sądzisz, że mogło im się udać? No wiesz, Rosjanom?
wwwKawka poprawił przewieszonego przez ramię kałasza.
- Nie wiem, nie jestem teraz w stanie o tym myśleć. Na razie Warszawa została za nami, jesteśmy w Krakowie, do Rosji się nie wybieramy. Musimy się rozejrzeć w okolicy, może w którejś z tamtych kamieniczek zachował się jakiś pokój w którym można by się zabunkrować i przeczekać do jutra. Niedługo zaroi się tutaj od syfu, a w dodatku jesteśmy w dupie z filtrami. Nie chcę mieć więcej problemów, niż to konieczne.
wwwOlek kiwnął głową.
Ruszyli w kierunku krakowskiej Starówki, teraz przypominającej wyspę pośrodku rdzawego oceanu ruin. Wawel rysował się na tle otoczenia dość wyraźnie, choć zamek wyglądał tak, jakby smok wawelski dostał napadu furii i postanowił zrobić w okolicy „małą” demolkę. Z niegdyś dumnej budowli pozostały resztki muru i trochę zabudowań.
A przecież starali się nie walić w cywili pomyślał Kawka Tak nam powiedział ten wojskowy, którego umierającego znaleźliśmy wczoraj nieopodal Kiejdanek. Że wiedzieli, że to będzie koniec i trzeba próbować ratować to, co się da. Żeby starać się nie tyle ocalić ludność, co zminimalizować straty. Ratować resztki kultury… Choć pewnie kiedy zaczęło się ostrzeliwanie, to za bardzo chcieli się zemścić, jedni na drugich. Kolejna wojna zamieniła się w jedną, wielką zemstę...
wwwWszystko wskazywało na to, że Einstein miał rację. Jeżeli w ogóle będzie komu się mścić i prowadzić czwartą wojnę światową, to będzie to wojna na kamienie i kije.
II
wwwPrzez rynek przeszli w ponurym milczeniu. Starali się nie myśleć o tym, ilu ludzi tu kiedyś mieszkało, ilu spacerowało, ilu zwiedzało... W końcu znaleźli kamieniczkę, która prezentowała się dość nieźle. Nawet okna jakimś cudem ocalały, choć całość wyglądała tak, jakby miała zaraz się zawalić. Ale nadal stała i to się liczyło.
- Kawka, wchodzimy?
- Wchodzimy.
wwwZbliżyli się do drzwi i ustawili po przeciwległych końcach. Kawka podniósł kałasza i wycelował, a Olek ostrożnie otworzył wejście do budynku.
wwwWewnątrz było pusto, panował półmrok, ale dało się iść bez obijania o ściany. Zaczęli wspinać się powoli po starych schodach, które jeszcze jakimś cudem zachowały się w całości. Jeszcze kilka metrów i, ku swojemu zdziwieniu, doszli do otwartego i niezniszczonego pokoju.
wwwOniemieli.
Wnętrze pomieszczenia zachowało się w doskonałym stanie. Schludne firanki przysłaniały okna, z sufitu zwisał elegancki żyrandol. Na puchatym dywanie, dokładnie pośrodku pokoju stał nakryty stolik. I powietrze. Czyste, przyjemnie pachnące. Nie to co smród na zewnątrz.
- O żesz kurna... - wyszeptał Olek i zrobił krok do przodu.
- Stój! - krzyknął Kawka, łapiąc towarzysza za ramię.
- Stary, o co ci chodzi? Tutaj nic...
- Przyjrzyj się.
wwwOlek przyjrzał się. I zrozumiał.
Powietrze falowało. Nie bardzo, ale jednak. Spokojny z pozoru pokój zdawał się rozpływać w krawędziach.
- Coś takiego rozerwało Borysa? Jak ty to mówisz… Anomalia?
- Tak. Idziemy wyżej.
III

- Michał?
- No?
- Czemu właściwie Kawka? Przecież nie od nazwiska...
wwwMężczyźni siedzieli po ciemku w opuszczonej sypialni. Nie było tu żadnych okien, a wyjść stąd można było jedynie przez drzwi, które wcześniej zastawili solidnym łożem małżeńskim. Zdjęli maski przeciwgazowe i pogasili latarki, żeby oszczędzać baterie.
wwwOszczędzać. Wszystko trzeba było teraz oszczędzać. Od oszczędzania zależało jak długo będziesz trzymał się życia.
- Taaa, masz rację, nie od nazwiska. Pamiętasz, wspominałem ci kiedyś o mojej dziewczynie, mieszkała całkiem niedaleko stąd...
- No, pamiętam, w Tyńcu, tak?
- Tak... I widzisz, pewnego dnia w jej kominie zamieszkały kawki. Człowieku, nawet nie wyobrażasz sobie, ile takie ptaki mogą narobić hałasu! No więc zamieszkały tam kawki i ot, cała historia. Kiedy już doszło do tej cholernej wojny, to uznałem, że moja... Ksywa... będzie brzmieć dużo lepiej od imienia. A chciałem, żeby kojarzyła mi się z czymś przyjemnym, to tak trochę na przekór, nie? Wiesz, stary świat się skończył, to i imiona można psu wsadzić...
- A. Aha.
- Ech, a co, spodziewałeś się pewnie jakiejś ciekawszej opowieści, hmm?
- Nie jest zła... Lepsza taka, niż inna. Na przykład mógłbym tu siedzieć teraz sam w ciemnościach i gadać do siebie. Albo nie żyć. Kurna, stary, ja prawie wlazłem do tamtego pokoju! Wywaliłoby mnie jak Borysa pod Warszawą!
wwwKawka przetarł w ciemności spoconą twarz. Od jakiegoś czasu czuł się coraz gorzej. Miał dreszcze, kasłał i w dodatku zaczynała go łapać gorączka.
- Ale nie wlazłeś. Może w ogóle byś tutaj nie przyszedł, tylko poszedł w zupełnie inną stronę... Olek, nie gdybaj, dzisiaj ty, jutro ja.
- Nie wiem, może faktycznie masz rację – Olek westchnął. Pogmerał chwilę w leżącym obok niego plecaku i wyciągnął piersiówkę. – Chcesz trochę?
- Nie, dzięki. Paskudnie się czuję.
- No tak – Olek przytknął piersiówkę do ust. - Nadal myślisz, że uda ci się znaleźć tę twoją...
- Tak – w głosie Kawki zabrzmiała desperacja. Ukrył twarz w dłoniach.- Nie. Nie wiem, Olek, minęło już bardzo dużo czasu. Boję się, że za dużo. Wiesz, kiedyś bym zadzwonił do niej na komórkę, ale teraz... Teraz pozostaje mi tylko modlitwa. I nadzieja...
- Może ją znajdziesz…
- Mam nadzieję. W ogóle aż strach pomyśleć, ile teraz osób jest w takiej sytuacji jak my… Ilu szuka swoich rodzin. Bliskich… Nawet nie jesteśmy w stanie pojąć ogromu historii jakie zakończył koniec świata i ile zaczął. Coś się kończy, coś zaczyna. Część ludzi wyparowała. Część zeszła do podziemi. Część takich jak ty, czy ja włóczy się po powierzchni i odgania od jakichś przerośniętych kretów, nietoperzy, czy innych psów. Wyobrażasz sobie, ile osób ma przygody, przy których nasza jest jedynie bezbarwną opowiastką? Ile historii do opowiedzenia? Tyle się mówiło, że to będzie koniec świata... Ale wiesz, mi się wydaje, że to taki ostatni dzień pary. Wydaje się, że widzieliśmy już wszystko, a tak na dobrą sprawę nie widzieliśmy jeszcze nic. Jutro odkryjemy coś lepszego. Dopiero ludzie nam o tym opowiedzą... Oni…
- Ej, Kawka, wszystko w porządku? - zaniepokoił się Olek. Sięgnął po latarkę. - Bo zaczynasz chyba trochę bredzić. Weź sobie pooddychaj może przez maskę, co? Kawka?
wwwKawka spał.
Kanie, 07 V 2013
[/i]
Ostatnio zmieniony śr 03 lip 2013, 22:41 przez tumi1, łącznie zmieniany 2 razy.
Bo lubię pisać.

2
Trzy widzę czynniki, które według mnie przyczyniły się do tego, że twoje opowiadanie nie odniosło sukcesu.

Pierwszy, najbardziej subiektywny, to styl. Nie wyróżnia się on niczym, jest po prostu poprawny. Różne są na ten temat opinie, niektórzy mówią, że styl powinien być przezroczysty i nie przeszkadzać, inni, że odwrotnie, i że jest ważny. Dla mnie jest ważny, dlatego tu go wymieniam jako liczący się aspekt - styl użyty jest co najwyżej poprawny. Nie ma w nim nic oryginalnego, nic charakterystycznego. To jest jednak kwestia zależna od gustu - od kogoś innego mógłbyś usłyszeć, że czytało mu się "szybko" i "łatwo", i to byłaby wtedy pochwała.

Dalej, rzeczy bardziej znaczące: wizja świata. Nie jest oryginalna. Co mamy - zrujnowane miasto, apokalipsa, nic nie ma, wszędzie ruina. Jak napisałeś w swoim wstępie, widać zagrywanie się w fallouty, widać że lubisz ten klimat, tu jednak potraktowałeś go odtwórczo. Możesz śmiało zakładać, że czytelnik sięgający po ten tekst również zagrywał się w fallouty. Nie znajdzie on w nim niczego nowego, ten sam krajobraz w kółko. Można się kłócić, że po apokalipsie ciężko o inny krajobraz, ale tu chodzi o coś więcej: nawet jeśli świat jest jak na apokalipsę standardowy, to zawsze można byłoby go jakoś niestandardowo i ciekawie przedstawić. Czego u ciebie brakuje.

Rzecz trzecia - fabuła. Bo zobaczmy, co tu się dzieje: dwóch bohaterów wchodzi do miasta, wspominają trochę co się działo w Warszawie, potem unikają jakiejś anomalii. I na koniec jakiś monolog. Mało trochę. Na scenę w książce byłoby jeszcze okej, ale to nie książka, to opowiadanie, tu opowieść powinna startować z jednego punktu i iść ciągiem przyczynowo-skutkowym do jakiegoś innego, i dobrze żeby po drodze był jakiś punkt zwrotny. U ciebie mamy tylko na dobrą sprawę jedną rozciągniętą scenę. To by jeszcze przeszło, gdyby poprzednie elementy zostały jakoś rozwinięte, bo tak to można nadrabiać: styl nadrabia za brak fabuły, świat przedstawiony za płaskie postaci, oryginalna fabuła za brak stylu, etc. U ciebie jednak zabrakło zbyt wielu elementów.

A, no i rozbawiła mnie walka lesbijek w klatce, niezłe ;)
One day nearer to dying...

3
Czyli jednak miałem dobre przeczucia.
Wiesz co, jeżeli chodzi o wizję świata, to faktycznie nie chciałem silić się na oryginalność. Lubię falloutowe klimaty z domieszką "stalkerowego". Lubię ten brud, syf i generalną rozwałkę. Bardzo długo myślałem nad tym, w jaki sposób mój świat mógłby się wyróżniać, ale uznałem, że jednak tak bardzo rozkochałem się w atomowej apokalipsie (tu: silny wpływ Metro uniwersum), że po prostu nie dam rady i wyszedłby jakiś potworek.
Dlaczego więc jednak, zdając sobie sprawę z banalności mojego świata, jednak zdecydowałem się na widmo atomowej zagłady?
Po pierwsze, w tym klimacie czuję się bardzo dobrze. Dużo czytałem o schronach itd. (Czego w tekście nie widać, jest po prostu za krótki). Uznałem jednak, że mój styl jest na tyle dobry, że wybroni się na tle reszty tandety... Ale przejechałem się. Najwyraźniej siła mojego stylu (nie mówię, że jest doskonały, wręcz przeciwnie!) leży gdzie indziej, na pewno nie sprawdza się w krótkich formach. Ja lubię zwroty akcji, złożone postaci i wytwarzanie między nimi a czytelnikiem więzi. Lubię bawić się dialogami, opisy walki... Ale nie umiem tego wszystkiego upchnąć w jednym krótkim opowiadanku. Pewnie, to tylko świadczy nie najlepiej o mnie, ale cóż - taka prawda.
Fabularnie faktycznie, pierwotnie miało być dużo dłużej, ciekawej, ale zabrakło mi miejsca.

Jeśli chodzi o oryginalność, to drugiego opowiadanka nie wrzucam na razie na wery, bo wysłałem je jeszcze na inny konkurs. Ale powiem Ci, że jednak umiem postawić na oryginalność :) Niemniej dzięki, że chciało Ci się przeczytać i sensownie - wg. mnie - ocenić. Mam nadzieję tylko, że nie zanudziłem :p
Bo lubię pisać.

4
To teraz trochę bardziej strategicznie ;)

Co do stylu - masz dziewiętnaście lat, on ci się jeszcze wyrobi, sporo się zmieni i wizja tego co i jak chcesz pisać ustabilizuje się nieco później. Patrząc właśnie w tym kontekście, twojego wieku, to jest nieźle, widać, że gdzieś się z tym dojdzie, no ale jeszcze nie teraz. Nie powinieneś liczyć, że styl sam wyniesie opowiadanie, on jest jednak najmniej ważny. A to się łączy z następnym punktem ;)
Uznałem jednak, że mój styl jest na tyle dobry, że wybroni się na tle reszty tandety... Ale przejechałem się.
No troszkę przejechałeś. Trzeba zawsze kalkulować, że nie jest się jedyną dobrze piszącą osobą, która wysyła coś na konkurs. Konkurencja nie śpi, żeby ją pokonać trzeba generalnie starać się bardziej niż oni ;)

Tak bardziej poważnie - nie uważam wcale żeby twój tekst był jakiś słaby w kategoriach ogólnych. Jeśli zestawimy go z większością tekstów, które powstają, to jest zdecydowanie powyżej średniej, jednak jak zaczniemy jego jakość odmierzać od arcydzieł, to jego pozycja spadnie w stronę tej średniości właśnie.

Jeśli masz dużo rzeczy do powiedzenia, to w żadnym razie nie pchaj ich do krótkiego opowiadanka. Wybierz jedną czy dwie, i napisz z nich coś krótkiego. Reszta niech idzie do tekstów dłuższych. Jeśli pierwotnie miało być dużo dłużej, to powinno było być dużo dłużej. Z tekstów jak najbardziej można wycinać rzeczy zbędne, co im służy, ale nie powinno się wycinać rzeczy koniecznych, jak na przykład rozwoju fabuły ;)

Zobaczymy w takim razie, jeśli twój drugi tekst wygra w tamtym konkursie, to będziesz wiedział, że jednak był okej, tylko tutaj nie podszedł jury. A jak nie wygra, to wrzuć tu ;)
One day nearer to dying...

5
Myślę, że masz rację, a powiem Ci, że chyba rzadko zdarza się, żeby autor zgadzał się ze swoim krytykiem ;) Cieszę się, że jest powyżej średniej wg. Ciebie, ale to mnie na pewno nie satysfakcjonuje i dlatego też nie porzucam nadziei na stworzenie wreszcie czegoś, co się spodoba bardziej. Niemniej pracuję teraz nad opowiadaniem "Zima", ale jest ono zupełnie inne jeśli chodzi o klimat. Tutaj nie mam ograniczeń jeśli chodzi o długość więc... Pracuję ;) Dzięki jeszcze raz, że chciało Ci się czytać

[ Dodano: Sro 26 Cze, 2013 ]
Mógłby się nad tym tekstem pochylić jakiś weryfikator? xd Za dwa dni wyjeżdżam na dwa miechy do Niemiec i nie będę miał jak sprawdzić opinii :( Wiem, że to jak domaganie się o dobicie, ale...
Bo lubię pisać.

6
Nie jestem weryfikatorem, ale postaram się dotrzymać kroku Czarnym. Przeczytasz, jak wrócisz. :)
Niebo już od kilku miesięcy zakrywały rdzawoczerwone chmury. Wiatr zawodził pomiędzy szkieletami budynków niosąc ze sobą kwaśny odór i, przede wszystkim, pył, mnóstwo pyłu. Ulice nekropolii, zwanej jeszcze jakiś czas temu Krakowem, zaśmiecały porzucone wraki samochodów, resztki ubrań, osierocone walizki czy tysiące innych drobiazgów... Drzewa wymarły wszystkie – straciły swoje liście, a nagie pnie pokrył nalot przypominający nieco rdzę.
Odległe powtórzenie. Jednak "rdza" jest na tyle charakterystycznym słowem, że przyciąga uwagę.
tumi1 pisze:Wiatr zawodził pomiędzy szkieletami budynków niosąc ze sobą kwaśny odór i, przede wszystkim, pył, mnóstwo pyłu.
"i, przede wszystkim, pył, mnóstwo pyłu" - Jak przeczytasz to zdanie na głos i zrobisz dłuższe pauzy w miejscach przecinków, zobaczysz, że traci ono na końcu rytm. Zatrzymujesz się zbyt wiele razy, a powtórzenie nie poprawia wrażeń.
tumi1 pisze:Ulice nekropolii, zwanej jeszcze jakiś czas temu Krakowem, zaśmiecały porzucone wraki samochodów, resztki ubrań, osierocone walizki czy tysiące innych drobiazgów...
1. Nekropolia z greckiego to "miasto umarłych", ale tak naprawdę znaczy nic innego, tylko "cmentarz". Czy Kraków stał się cmentarzem? Może w jakimś metaforycznym znaczeniu? Ale wygląda trochę jakbyś brał nekropolię za opuszczone miasto po prostu.
2. "Ulice nekropolii, [...]. zaśmiecały [...]." Śmieci zaśmiecają. Ulice są zaśmiecone.
tumi1 pisze:Niemal cała wyparowała, teraz ogromne koryto rzeki wypełniał mały, brudny strumyk pełen śniętych ryb.
1. Kropka bardziej pasje po "wyparowała". albo chociaż średnik. Przecinek wydaje się za słaby.
2. Wspominasz, że katastrofa wydarzyła się parę miesięcy temu. Myślisz, że wyschniętym korycie rzeki ciągle leżałyby śnięte ryby?
tumi1 pisze:Mimo to krakowska Starówka wyglądała znacznie lepiej od pozostałej części miasta.
Przecinek po "to".
tumi1 pisze:Choć była mocno zniszczona to jednak dało się rozróżnić poszczególne ulice, część budynków... Ale dalej, już poza murami Starego Miasta, rozciągała się istna pustynia, wypełniona zgliszczami i gruzem.
1. "Choć... to jednak..." To ładna konstrukcja zdania? Jeśli tak, to potrzeba przecinka przed "to".
2. Niepotrzebny wielokropek w tym miejscu.
3. Pustynia była wypełniona zgliszczami. Można wypełnić pustynię?
tumi1 pisze:Jeden z nich schylił się nagle i podniósł coś: mały, pomięty już i przemoknięty papierek.
Do czego odnosi się "już"? Pomięty już. Jakby to jego leżenie przez parę miesięcy sprawiło, że on się pomiął. "Wyblakły już" - ok. Ale "pomięty już"?
tumi1 pisze:Prawie wszystko co było na powierzchni zamieniło się w zwęgloną kupę gruzu albo chwiejące resztki.
Przecinek po "wszystko".
tumi1 pisze:Ale dalej, już poza murami Starego Miasta, rozciągała się istna pustynia, wypełniona zgliszczami i gruzem.
Przybyli właśnie z tej pustyni, od strony Warszawy.
Powtórzenie.
tumi1 pisze:Ci, którzy w porę dotarli do schronów, zamknęli się w środku i za cholerę nie chcą otwierać drzwi. Pamiętasz co tam się działo? Co znaleźliśmy przy jednym ze schronów?
Powtórzenie.
tumi1 pisze:Oni po prostu pomylili się, Olek.
Szyk. Może "Olek, oni się po prostu pomylili"?
tumi1 pisze:Ruszyli w kierunku krakowskiej Starówki, teraz przypominającej wyspę pośrodku rdzawego oceanu ruin.
To trzecia rdza w tym tekście.
tumi1 pisze:Wawel rysował się na tle otoczenia dość wyraźnie, choć zamek wyglądał tak, jakby smok wawelski dostał napadu furii i postanowił zrobić w okolicy „małą” demolkę.
1. Niepotrzebny cudzysłów. Wprowadza niezamierzony kicz.
2. "Smok Wawelski" to nazwa własna. Więc z wielkiej.
tumi1 pisze:A przecież starali się nie walić w cywili pomyślał Kawka Tak nam powiedział ten wojskowy, którego umierającego znaleźliśmy wczoraj nieopodal Kiejdanek.
1. Zgubiła Ci się interpunkcja w tym zdaniu.
tumi1 pisze:Że wiedzieli, że to będzie koniec i trzeba próbować ratować to, co się da.
"Że..., że..." jest niemal zawsze do uniknięcia.
tumi1 pisze:W końcu znaleźli kamieniczkę, która prezentowała się dość nieźle.
całkiem nieźle
tumi1 pisze:Zaczęli wspinać się powoli po starych schodach, które jeszcze jakimś cudem zachowały się w całości. Jeszcze kilka metrów i, ku swojemu zdziwieniu, doszli do otwartego i niezniszczonego pokoju.
Powtórzenie.
tumi1 pisze:Na puchatym dywanie, dokładnie pośrodku pokoju stał nakryty stolik. I powietrze.
1. Przecinek po "pokoju".
2. Stał stolik i powietrze?
tumi1 pisze:Nie to co smród na zewnątrz.
Przecinek po "to".
tumi1 pisze:- Coś takiego rozerwało Borysa? Jak ty to mówisz… Anomalia?
He he. Borysa? Strugackiego? Jakie to znajome. Nawet anomalie wyglądają tak samo.
tumi1 pisze:Kiedy już doszło do tej cholernej wojny, to uznałem, że moja... Ksywa... będzie brzmieć dużo lepiej od imienia.
1. "moja... Ksywa..." - Dlaczego z dużej? Dlaczego tyle wielokropków?
2. Można usunąć "to".
3. Co ma wojna do brzmienia imienia? Dlaczego nieprzyjemnie mu ono brzmi?
tumi1 pisze:A chciałem, żeby kojarzyła mi się z czymś przyjemnym, to tak trochę na przekór, nie?
Nie pasi mi ten dodatek i "to", które siedzi tam nie wiadomo po co.
tumi1 pisze:- A. Aha.
Oba słowa znaczą to samo, prawda?
tumi1 pisze:Na przykład mógłbym tu siedzieć teraz sam w ciemnościach i gadać do siebie.
1. Siedzieć, siebie. Oba słowa zaczynają się podobnie.
2. "sam" jest niepotrzebne, skoro mowa potem o gadaniu do siebie.
tumi1 pisze:Kawka przetarł w ciemności spoconą twarz.
A jakby przetarł w jasności? Ma to jakieś znaczenie? Różni się to przecieranie jakościowo?
tumi1 pisze:Może w ogóle byś tutaj nie przyszedł, tylko poszedł w zupełnie inną stronę...
1. Lubię wielokropek, ale nie tak często. I jeśli jego użycie jest przemyślane.
2. przyszedł, poszedł. Echo.
tumi1 pisze:Olek, nie gdybaj, dzisiaj ty, jutro ja.
Tu trzeba trochę zmodyfikować znaki przystankowe. Żeby nie czytało się tego zdania równo, niczym z kartki.
tumi1 pisze:- Nie wiem, może faktycznie masz rację – Olek westchnął.
Jeśli chciałeś zastąpić "powiedział", to powinno być "- westchnął Olek". A jeśli chcesz zostawić tak, jak jest, to musisz dorzucić kropkę po "rację".
tumi1 pisze:Ukrył twarz w dłoniach.- Nie.
Zgubiłeś spację przed pauzą.
tumi1 pisze:W ogóle aż strach pomyśleć, ile teraz osób jest w takiej sytuacji jak my… Ilu szuka swoich rodzin.
1. Niee, nie "w ogóle". Tak nieelegancko to brzmi nawet w zwykłej rozmowie, a co dopiero na kartce. Po prostu: "Aż strach pomyśleć..."
2. Ile osób... Ilu... Zmienił Ci się podmiot przez przypadek.
tumi1 pisze:Nawet nie jesteśmy w stanie pojąć ogromu historii jakie zakończył koniec świata i ile zaczął.
Hm. Kulawe zdanie.
1. Zamiast "jakie" dałbym "które".
2. Wstawić przecinek po "historii".
3. "ile" nie spełnia tutaj funkcji, którą chciałeś nadać temu słowu.
tumi1 pisze:Coś się kończy, coś zaczyna.
Ten zwrot został tyle razy powtórzony, że nie już po niego sięgać.
tumi1 pisze:Część takich jak ty, czy ja włóczy się po powierzchni i odgania od jakichś przerośniętych kretów, nietoperzy, czy innych psów.
"Ty czy ja" bez przecinka. Gdyby "czy" rozpoczynało zdanie podrzędne - wtedy stawiamy. Na przykład: "Nie wiedział, czy ma zjeść cały obiad."

Zgodzę się po części z Phineasem.

Jestem poszukiwaczem ciekawych historii i pomysłów. I dlatego nie usatysfakcjonowałeś mnie swoim opowiadaniem. Ten kawałek działałby dobrze jako wprowadzenie w realia, nie jako samodzielny utwór. Tak jak jest teraz - nie opowiada żadnej historii (oprócz anegdoty [anegdotki?] o kawkach). Ot, dwóch facetów przychodzi do zniszczonego Krakowa i znajduje schronienie na noc. A gdzie ich czyny? Bohater, który nic nie robi?

Drugi zarzut: Ujeżdżasz kliszę. Postapo w najbardziej powszechnym wydaniu. Ze zmutowanymi psami, anomaliami i opadem. Pomyśl sobie, jak różnie mogą wyglądać krajobrazy po końcu świata! Nawet, jeśli mówimy tylko o bombie atomowej. To nawet jeśli już z braku laku będziesz obstawał przy takich, a nie innych realiach, możesz wpuścić choć trochę świeżego powietrza. Mnie na przykład w postapo najbardziej ciekawią odbudowujące się stosunki międzyludzkie. To jak eksperyment na żywym organizmie. Ale to ja. Powiewy mogą być różne.

Była mowa o stylu. Poprawny - owszem. Przejrzysty (nie widać w nim Autora). Czytało mi się przyjemnie. Ale czy ratuje to brak pomysłu? Dla mnie nigdy. To zależy od osoby. Nie lubię kulturowych Frankensteinów. Chyba, że przyprawisz go listkiem bazylii...

Pozdrawiam.

Zatwierdzam jako weryfikację. :) dorapa
Ostatnio zmieniony śr 03 lip 2013, 22:41 przez Erythrocebus, łącznie zmieniany 1 raz.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

7
tumi1 pisze:Niebo już od kilku miesięcy zakrywały rdzawoczerwone chmury. Wiatr zawodził pomiędzy szkieletami budynków niosąc ze sobą kwaśny odór i, przede wszystkim, pył, mnóstwo pyłu. Ulice nekropolii, zwanej jeszcze jakiś czas temu Krakowem, zaśmiecały porzucone wraki samochodów, resztki ubrań, osierocone walizki czy tysiące innych drobiazgów... Drzewa wymarły wszystkie – straciły swoje liście, a nagie pnie pokrył nalot przypominający nieco rdzę. Wisła? Niemal cała wyparowała, teraz ogromne koryto rzeki wypełniał mały, brudny strumyk pełen śniętych ryb. Z miasta liczącego niemalże osiemset tysięcy mieszkańców nie zostało prawie nic poza gruzem, spękaną ziemią i paroma cudem ocalałymi kamieniczkami. Znakomita większość historycznych budynków popadła w ruinę; kościół Mariacki po utracie witraży i dzwonnicy w niczym już nie przypominał dumnej budowli jaką był jeszcze kilka miesięcy temu. Sukiennice straszyły pustymi oknami, wyrwami w ścianach i zadaszeniem dziurawym jak sito.
Okrutnie streotypowy ten opis i taki łopatologiczny. Jednak trzeba takie informacje inaczej podawać. Dawkować, odkrywać kawałek po kawałku. Niechby niechby czytelnik spojrzał na Kraków oczami tych dwóch przystojniaków, co to nadeszli od strony Warszawy.
tumi1 pisze:- Taaa, a jak w drugiej linii puściła jakaś cholerna uszczelka to Wisła dopełniła dzieła. Ech, nie możemy ich winić. Oni po prostu pomylili się, Olek. Pomylili metro warszawskie z moskiewskim. Nasze stacje nie były położone na głębokości pięćdziesięciu metrów. Nasze stacje nie były przystosowane do bombardowania. Cholera, nasze stacje nie były nawet ładne.
- Ty naprawdę sądzisz, że mogło im się udać? No wiesz, Rosjanom?
wwwKawka poprawił przewieszonego przez ramię kałasza.

Czy to muszą być Ruscy kontra ktoś tam? Muszą? Chyba nie.
Kto się pomylił? Kto walczył z Ruskimi?
tumi1 pisze:Wszystko wskazywało na to, że Einstein miał rację. Jeżeli w ogóle będzie komu się mścić i prowadzić czwartą wojnę światową, to będzie to wojna na kamienie i kije.
Bardzo, ale to bardzo niepotrzebne. Oklepane.
tumi1 pisze:Mam nadzieję. W ogóle aż strach pomyśleć, ile teraz osób jest w takiej sytuacji jak my… Ilu szuka swoich rodzin. Bliskich… Nawet nie jesteśmy w stanie pojąć ogromu historii jakie zakończył koniec świata i ile zaczął. Coś się kończy, coś zaczyna. Część ludzi wyparowała. Część zeszła do podziemi. Część takich jak ty, czy ja włóczy się po powierzchni i odgania od jakichś przerośniętych kretów, nietoperzy, czy innych psów. Wyobrażasz sobie, ile osób ma przygody, przy których nasza jest jedynie bezbarwną opowiastką? Ile historii do opowiedzenia? Tyle się mówiło, że to będzie koniec świata... Ale wiesz, mi się wydaje, że to taki ostatni dzień pary. Wydaje się, że widzieliśmy już wszystko, a tak na dobrą sprawę nie widzieliśmy jeszcze nic. Jutro odkryjemy coś lepszego. Dopiero ludzie nam o tym opowiedzą... Oni…
I raz jeszcze - oczywistości.

Nie odkryłam w tym opowiadaniu nic, co by pokazywało temat z odmiennej, nieznanej do tej pory perspektywy. Jedyną nowością jest umieszczenie akcji w znanym nam świecie.

Myślę, że pokonał Cię limit znaków, bo to co najciekawsze, nie zostało powiedziane.

Miłego!
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”