Przedstawienie [Urban fantasy], fragment.

1
Tekst zawiera kilka wulgaryzmów.



___Motocykl zawył wściekle, gdy Ben przekręcił manetkę gazu do oporu. Miał najwyżej kilkadziesiąt sekund na dotarcie do dziewczyny, zanim zrobią to Czarni. Obserwował ją dopiero od kilku dni i nie przypuszczał, że wypadki potoczą się tak szybko. Błyskawiczna reakcja wroga umocniła go w przekonaniu, że mała jest tym, kogo szukał, ale na tym kończyły się dobre wieści - nie był przygotowany do akcji ratunkowej. Musiał improwizować.
___Zalawirował między stojącymi w korku samochodami, przejechał przez skrzyżowanie na czerwonym świetle, śmignął bezczelnie przed nosem patrolu drogówki i skręcił w boczną, ślepą uliczkę, kończącą się wysokim na jakieś cztery metry murem. Przymocowany do kierownicy GPS poinformował go, że jest na miejscu. Rozejrzał się. Żadnych śladów walki, wyglądało na to, że zdążył. Zresztą cholera wie, Czarni umieli działać czysto i po cichu. W każdym razie jedyne, co mógł teraz zrobić, to czekać.
___Nacisnął przycisk zamocowanego przy uchu komunikatora. Zdobyte kilka sekund mógł wykorzystać na wezwanie posiłków.
___- Tu Ben, potrzebna pomoc. Powtarzam, potrzebna pomoc.
___Cisza.
___- Tu Ben, żyjecie tam?
___Słuchawka pozostawała głucha.
___- I taki z was, kurwa, pożytek – rzucił wściekle. Pewnie znowu zrobili sobie romantyczną kąpiel i nic nie słyszeli. Powtórzył wezwanie, tym razem nagrywając je i puszczając w pętli. Prędzej czy później ktoś się odezwie.
___Zabębnił w kierownicę wszystkimi ośmioma palcami, dwa kikuty zamerdały w powietrzu. Próbował obmyślić plan dalszego działania. Na dachu mogli być snajperzy, ale dla nich na razie był zwykłym cywilem. Żałował, że nie widzi, co dzieje się za murem, ale w tej chwili nic nie mógł na to poradzić. Po chwili namysłu sięgnął do bagażnika i wyciągnął z niego dwulitrową butelkę wody mineralnej. Pod ręką nie było nic lepszego, Żywiec Zdrój musiał wystarczyć.
___Ruch za murem bardziej wyczuł niż usłyszał. Odkręcił butelkę i zacisnął lewą dłoń na kierownicy. Zaczynało się. Chwilę później dobiegły go jakieś krzyki, potem rozległ się huk, a zza muru wystrzeliła w powietrze drobna postać. Zamiast jednak opaść na ziemię po stronie Bena, zaczęła wzlatywać coraz wyżej, powoli zbliżając się do dachu najbliższego budynku. Bingo – pomyślał Ben, a na głos ryknął:
___- Na ziemię! Szybko!
___Dziewczyna oczywiście nie zareagowała, i trudno było jej się dziwić.
___Struga wody wytrysnęła z butelki i zawisła w powietrzu, formując się w kulę. Ben przestał mrugać i wlepił w nią wzrok. Musiał się skupić, trzeba było działać szybko i precyzyjnie. Lewitujący bąbel, cały czas odprowadzany jego spojrzeniem, pomknął w kierunku malejącej z każdą chwilą postaci. Owinął się wokół jej kostki i błyskawicznie zamarzł.
___Dziewczynę lekko szarpnęło w dół, ale leciała dalej, tyle, że z kawałem lodu uczepionym u nogi.
___Dwa litry – dwa kilo – pomyślał Ben. – W sumie niedużo.
___Skupił się mocniej i pociągnął bryłę do siebie. Kontrola nad lodem nie przychodziła mu łatwo, a fakt, że dziewczyna ciągnęła w swoją stronę, dodatkowo utrudniał sprawę. Godziny treningu zrobiły jednak swoje i po chwili szamocząca się postać została sprowadzona na ziemię.
___- Chcę ci pomóc. I tak, wiem, że jestem brzydki – powiedział z naciskiem, patrząc prosto w przerażone, niebieskie oczy, lustrujące rozliczne blizny pokrywające jego twarz. – Żadnego latania i na motor, jasne?
___Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spojrzała na coś ponad ramieniem Bena. Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie.
___Zrozumiał w mgnieniu oka. Roztopił więżący ją lód i posłał powstałą wodę prosto w twarz przymierzającego się do strzału Czarnego, gdzie zamroził ją z powrotem. Wszystko to zabrało mu może pół sekundy. Mężczyzna upuścił karabin i nie mogąc złapać oddechu zaczął walić rękoma w twardą powierzchnię. W końcu stracił równowagę i spadł za ceglaną ścianę. Gdyby nie okoliczności, całość wyglądałaby dość komicznie.
___- Jasne? – powtórzył Ben, odwracając się z powrotem do dziewczyny. Tym razem energicznie pokiwała głową.
___- No to na motor i spadamy. Jak masz na imię?
___- Alicja.
___- Witamy w Krainie Czarów. Jestem Ben.
___Ruszyli, gdy tylko Alicja wdrapała się na tylne siedzenie motocyklu. Ben wyjechał z zaułka i skierował się na most łączący brzegi przepływającej przez miasto rzeki. Usilnie próbował obmyślić plan dalszej ucieczki. Na razie szło w miarę gładko, ale musiał jeszcze zgubić Czarnych i odstawić dziewczynę w bezpiecznie miejsce. Przydałoby się też samemu przy tym przeżyć. Nie mógł pojechać prosto do kryjówki, nie, kiedy miał na karku pościg. A miał na pewno.
___Odwracał się co kika sekund, sprawdzając, czy Czarni zdążyli wysłać już pogoń. Nie musiał długo czekać, po chwili miał za plecami czarne BMW, do którego szybko dołączyło drugie, identyczne. Zza przyciemnianej szyby wysunęła się uzbrojona w pistolet ręka.
___- Schyl się! – krzyknął, samemu opuszczając głowę nisko nad kierownicę. Alicja przytuliła się do jego pleców. Poczuł się trochę niezręcznie, ale nie miał czasu długo się nad tym zastanawiać - zauważył kolejną parę czarych samochodów czekającą na niego na moście. Zaklął pod nosem, ale jechał dalej. Wyglądało na to, że jednak będzie musiał zrobić przedstawienie.
___Kilkaset metrów przed mostem przyspieszył, mając nadzieję, że Czarni odbiorą to jako decyzję o przeprawie. Za sobą słyszał nasilający się ryk silników ścigających go samochodów. Koło ucha świsnęła mu kula.
___- Trzymaj się! – ryknął, starając się przekrzyczeć pęd powietrza. Tuż przed samym mostem gwałtownie skręcił w wąską ulicę ciągnącą się wzdłuż rzeki. Trochę się przestraszył, gdy drobne ręce Alicji zaczęły zjeżdżać po jego kurtce, ale niepokoił się niepotrzebnie. Wytrzymała. Gdzieś zza pleców dobiegł go głośny odgłos zderzenia samochodu z czymś twardym. Miła niespodzianka – pomyślał i odwrócił się. Drugie BMW nadal siedziało im na ogonie.
___Chciało mu się rzygać, głównie za sprawą rąk Alicji, którymi bezlitośnie ściskała go w pasie. Opanował mdłości i zaczął rozglądać się za dogodnym zjazdem do wody. Znowu będę w gazetach – pomyślał z niesmakiem. Trudno.
___Kilkaset metrów przed sobą zauważył prowadzące w stronę rzeki schody. Były wystarczająco daleko, żeby zdążył zająć się pewną istotną kwestią. Wymacał w kieszeni zapasowy komunikator i wcisnął go w kurczowo zaciśniętą dłoń dziewczyny.
___- Załóż na ucho! – Krzyknął. Zrozumiała. Odczekał kilka sekund – Słyszysz mnie?
___- Słyszę! – wrzasnął głos w jego własnej słuchawce.
___- Możesz mówić ciszej. I postaraj się nie zepsuć tej zabawki. Widzisz te schody przed nami, po lewej?
___Wychyliła się, żeby spojrzeć pod jego ramieniem.
___- Widzę, ale...
___- To nasz zjazd. Będę gwałtownie skręcał, postaraj się nie spaść.
___Przyhamował lekko tuż przed schodami i z dokładnością, która jego samego zdziwiła trafił w podjazd dla wózków. Zjechali na dół. Alicja wydała z siebie głośny, przenikliwy pisk, od którego Benowi włosy na karku stanęły dęba.
___- Możesz tego nie robić? – spytał, gdy telepali się już po porastającej brzeg rzeki trawie.
___- Przepraszam.
___- Po prostu więcej nie piszcz. Szczególnie teraz spróbuj mnie nie rozpraszać.
___Wjechał na wodę, która zaczęła krzepnąć pod kołami motocyklu. Obrał kurs na przeciwległy brzeg. Zwolnił, widząc, że nie nadąża z zamrażaniem na bieżąco. Za wszelką cenę starał się nie mrugnąć – najmniejsza przerwa w lodowej ścieżce, jaką tworzył, mogłaby skutkować pójściem na dno. Nie miał pojęcia, czy jego umiejętności obejmują oddychanie pod wodą i wolał tego nie sprawdzać. Zalała go kolejna fala mdłości, gdy Alicja z nieprawdopodobną siłą wbiła mu dłonie w żołądek.
___- Nie ściskaj tak mocno. Rzygać mi się chce.
___Uścisk odrobinę zelżał.
___- Zobacz i powiedz, co się dzieje na brzegu – zakomenderował.
___- Samochód stoi... Wysiadają jacyś ludzie... Mają śmieszne miny – relacjonowała z przejęciem. – Będą strzelać! Nie, jednak nie.
___- Jesteśmy już za daleko, żeby mogli nas trafić. Wyglądało na to, że mają chwilę, żeby pogadać.
___- Słuchaj uważnie. – Odkaszlnął. – Zasada numer jeden: Żadnego latania, ani innych sztuczek przy ludziach. Mnie tam już nic nie pomoże, ale ty masz jeszcze czyste konto. Poza tym...
___- Czekaj, o co chodzi z kontem?
___- Media, głupolu. Ludzie cię nagrywają i wrzucają to do Internetu, piszą artykuły do gazet, a potem cały kraj cię szuka. Właśnie, ktoś jeszcze wie o twoich umiejętnościach?
___Dziewczyna nie odpowiedziała.
___- Lepiej mi powiedz. Czarni mogą próbować się do nich dostać.
___Argument poskutkował.
___- Tylko mój tata.
___- Dobra. Później spróbujemy zorganizować mu jakąś ochronę. Może jeszcze do niego nie dotarli.
___Przez chwilę jechali w milczeniu.
___- Wypatruj miejsca, w którym moglibyśmy wjechać na drugi brzeg – poinstruował, gdy kątem oka dostrzegł, że przeszkadzać w tym będzie betonowy wał przeciwpowodziowy. Łagodnie skręcił, jechali teraz wzdłuż nabrzeża.
___- Kawałek dalej jest plaża.
___- Dobrze. Jakbyś zauważyła coś wcześniej, daj znać. Co jest, kurrr...
___Powietrze wypełnił narastający hurgot. Alicja odwróciła się.
___- Helikopter!
___Ben rzucił wiązanką przekleństw. Nie docenił Czarnych. Gwałtownie skręcił, i dobrze – gdyby pozostał na dotychczasowej trasie, nie uniknąłby trafienia pociskiem, który zatonął kilka metrów od motocyklu. Chwilę później w powietrze trysnęła fontanna wody, której towarczyszył potężny huk.
___- O, skurwysyn... – zaklął Ben, gdy woda wokół zafalowała. Nie miał czasu jej uspokoić przed zamrożeniem. Nie przy tej prędkości. Motocykl zaczął podskakiwać na powstałych wybojach, co koszmarnie utrudniało manewry.
___Kolejny pocisk trafił w zmrożoną powierzchnię kawałek za nimi. Odłamki lodu posypały się na wszystkie strony, a w słuchawce ponownie rozległ się przenikliwy pisk Alicji. Ben poczuł, że prawa ręka dziewczyny wiotczeje. Niedobrze. Powstrzymał odruch i nie spojrzał na nią, zamiast tego powiedział najspokojniej, jak umiał:
___- Nie wyciągaj odłamka. Tamuje krwotok.
___Pociski coraz częściej przelatywały obok nich, wpadając do wody. Zwody Bena na razie były skuteczne, ale celność wroga rosła w miarę jak śmigłowiec się zbliżał.
___- Mała, musisz go rozwalić! Nie dam rady cały czas robić uników!
___- Jak? - W jej głosie słychać było ból i przerażenie.
___- Ja mam wiedzieć? Jest w powietrzu, to twoja działka.
___Tak naprawdę w głowie układały mu się przynajmniej trzy sposoby, na jakie sam mógłby pozbyć się śmigłowca, ale dopóki prowadził motocykl nie mógł nic zrobić.
___- Mogę polecieć?
___- Rób, co chcesz, tylko go rozwal!
___Poczuł, że Alicja odrywa się od siedzenia i unosi w powietrze. Miało to dodatkowy plus – łatwiej mu było teraz manewrować. Szarpnął kierownicą. Pocisk przeleciał niebezpiecznie blisko.
___- Jak tam? – rzucił po kilku sekundach do nadajnika. Nie otrzymał odpowiedzi, za to gdzieś z tyłu dobiegło go głośne gruchnięcie czegoś dużego o beton, a chwilę później huk eksplozji.
___- Spadł. – W głosie Alicji słychać było głębokie zdziwienie.
___Ben odetchnął z ulgą. Nie spodziewał się, że mała rozprawi się ze śmigłowcem tak szybko. Zatrzymał motocykl i wymroził sporą połać dookoła. W końcu mógł oderwać wzrok od wody. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że jego oczy są pełne łez i niemiłosiernie pieką.
___Przywołał gestem Alicję. Lekko się potykając wylądowała na krze. Chwiała się na nogach, lewą ręką podtrzymywała prawe przedramię, w którym tkwił długi na kilka centymetrów okruch lodu. Z rany ciurkała ciemna krew. Żylna – pomyślał Ben. - Nie jest tak źle.
___Zszedł z maszyny i kulejąc podbiegł do dziewczyny, żeby ją podtrzymać. Wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć.
___- Jesteś wielka. Zaraz to opatrzę. Daleko do tej twojej plaży?
___Wybełkotała coś niezrozumiałego i zwymiotowała mu pod nogi.

***

___- Zabiłam ich, prawda? – spytała drżącym głosem, gdy szczelnie otulona kurtką Bena siedziała pod drzewem. Jej prawa ręka wisiała na prowizorycznym temblaku.
___- Raczej tak. I to w pięknym stylu. Dostaniesz w nagrodę podwójny deser.
___- Ben, ja nie chciałam.
___Najwyraźniej zbierało jej się na płacz.
___- Pewnie, że chciałaś – parsknął, stojąc na jednej nodze i opierając się o pień. Źle zrośnięte udo dawało mu się we znaki. Powinien siedzieć w sanatorium gdzieś w górach, a nie robić za kaskadera, żeby uratować dupę durnej dwunastolatce. – Co, mieli nas tam wystrzelać jak kaczki?
___- Ale ja ich zabiłam.
___Pogratulować logiki. Rozumiał ją jednak. Sam podobnie reagował po tym, jak pierwszy raz pozbawił kogoś życia.
___- Gdybyś tego nie zrobiła, bylibyśmy martwi. Oboje. Nie miałaś wyboru.
___Dziewczyna powoli pokiwała głową. Po jej policzkach ściekały łzy.
___- Czego oni chcą?
___- Z tego, co wiem, po prostu nas pozabijać.
___- Ale ja nic...
___- Ja też nic nie zrobiłem. Na początku – dodał w myślach. – Oni po prostu nie chcą, żeby tacy jak my łazili sobie po świecie i latali albo zamrażali im wodę na mordach.
___Nie było to całą prawdą, ale nie miał zamiaru zdradzać Alicji wszystkich szczegółów. W każdym razie nie, kiedy cały czas istniało ryzyko, że zostanie złapana.
___- Dziękuję, Ben.
___Spojrzała na mu w oczy, tym razem już bez strachu, który towarzyszył ich spotkaniu w ślepej uliczce. Pokrywająca prawie pół twarzy blizna po oparzeniu u większości ludzi powodowała odrazę, jednak ta mała patrzyła na niego jak na księcia z bajki. Zmieszał się trochę i odwrócił wzrok.
___- Proszę bardzo.
___Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał damski głos w słuchawce.
___- Ben, co się dzieje? Gdzie jesteś?
___- Teraz to mnie możecie w dupę pocałować. Sam sobie poradziłem. Mam małą.
___- Dzień dobry – odezwała się nieśmiało Alicja do swojego nadajnika.
___- Dzień dobry. Ben, gdzie jesteście? Wyślę po was Roberta.
___- W lesie przy brzegu, koło takiej małej plaży. W sumie nie wiem, gdzie to dokładnie jest.
___Pomajstrował przy przyczepionym do kierownicy GPS–ie i spytał:
___- Widać mnie?
___- Widać. Wyłącz, jeszcze was ktoś namierzy.
___Bena coś tknęło.
___- Mała, jak blisko ciebie podeszli Czarni?
___- Jeden prawie mnie złapał. Chyba nawet chwycił mnie za rękaw.
___- Ściągaj ciuchy. Wszystkie.
___- Co?
___- Moją kurtkę możesz sobie zostawić. Skurwysyny lubią przyczepiać takie malutkie nadajniki, mniejsze od główki szpilki. Myślisz, że ich zgubiłaś, a tu nagle pojawiają się nie wiadomo skąd i jebs! Kulka w plecy.
___- On ma rację – wtrącił się głos w słuchawce. – Kiedyś znalazłam taki, gdy się kąpałam. Miałam farta, że byłam wtedy pod ziemią.
___To przemówiło do wyobraźni Alicji.
___- Dobrze, ale się odwróć.
___Ben wykonał polecenie i poczekał, aż mała da mu znać, że skończyła.
___- Już.
___Zapięta pod szyję kurtka sięgała jej do kolan. Ben podszedł do leżącej na ziemi sterty ciuchów i wyciągnął z niej bieliznę.
___- Daj rękę.
___Alicja, zdziwiona, wyciągnęła w jego kierunku lewą dłoń.
___- Drugą.
___Podstawił majtki pod cieknącą z przedramienia krew. Po chwili na ich wewnętrznej stronie pojawiły się ciemnoczerwone plamy.
___- Co robisz?
___- Właśnie cię zgwałciłem i utopiłem – odpowiedział, wrzucając bieliznę razem z resztą ubrań do rzeki. – Czarni oczywiście w to nie uwierzą, ale miśki z policji może dadzą się nabrać. A teraz spadamy.
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 19:01 przez Articuno, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Articuno pisze:że mała jest tym, kogo szukał, ale na tym kończyły się
Articuno pisze:ale w tej chwili nic nie mógł na to poradzić. Po chwili namysłu sięgnął do bagażnika
Takie tam powtórzonka.
Articuno pisze:_Nacisnął przycisk zamocowanego
Zdanie w tonacji cis-moll.(Ludwig van Beethoven - Sonata Księżycowa, op. 27) :)
Articuno pisze:Żałował, że nie widzi, co dzieje się za murem, ale w tej chwili nic nie mógł na to poradzić.
Articuno pisze:_Ruch za murem bardziej wyczuł niż usłyszał.
Znaczy będziemy mieli gościa z cudownymi mocami, ale do tych mocy nie należy przenikanie wzrokiem przez mury.
Articuno pisze:że dziewczyna ciągnęła w swoją stronę, dodatkowo utrudniał sprawę.
Niezbyt fortunne wyrażenie.
Articuno pisze:- Chcę ci pomóc. I tak, wiem, że jestem brzydki – powiedział z naciskiem, patrząc prosto w przerażone, niebieskie oczy, lustrujące rozliczne blizny pokrywające jego twarz. – Żadnego latania i na motor, jasne?
Tu akcja traci impet. Leniwie się zrobiło. Przyśpiesz!
Articuno pisze:Ruszyli, gdy tylko Alicja wdrapała się na tylne siedzenie motocyklu.
Jak wysoko było do siedzenia, że musiała się wdrapywać? Czy Alicja jest latającą karlicą? :)
Articuno pisze:Odwracał się co kika sekund, sprawdzając, czy Czarni zdążyli wysłać już pogoń. Nie musiał długo czekać, po chwili miał za plecami czarne BMW, do którego szybko dołączyło drugie, identyczne. Zza przyciemnianej szyby wysunęła się uzbrojona w pistolet ręka.
Czarni oczywiście jeżdżą czarnym BMW. Powinni mieć czarne rękawiczki. Dla zachowania image'u.
Articuno pisze:Alicja przytuliła się do jego pleców.
Articuno pisze:Trochę się przestraszył, gdy drobne ręce Alicji zaczęły zjeżdżać po jego kurtce, ale niepokoił się niepotrzebnie.
Articuno pisze:Chciało mu się rzygać, głównie za sprawą rąk Alicji, którymi bezlitośnie ściskała go w pasie.
Dziewczyna prawie się go nie trzyma, a potem nagle dowiadujemy się, że próbuje wycisnąć z Bena soki żołądkowe. Tym bardziej dziwne, że panna ma lat dwanaście i skąd u niej taka krzepa?
Articuno pisze:- Jesteśmy już za daleko, żeby mogli nas trafić. Wyglądało na to, że mają chwilę, żeby pogadać.
___- Słuchaj uważnie. – Odkaszlnął. – Zasada numer jeden: Żadnego latania, ani innych sztuczek przy ludziach. Mnie tam już nic nie pomoże, ale ty masz jeszcze czyste konto. Poza tym...
___- Czekaj, o co chodzi z kontem?
___- Media, głupolu. Ludzie cię nagrywają i wrzucają to do Internetu, piszą artykuły do gazet, a potem cały kraj cię szuka. Właśnie, ktoś jeszcze wie o twoich umiejętnościach?
Ta dyskusja w tym momencie jest niepotrzebna, spowalnia akcję, rozładowuje napięcie. Niech pogadają o Internecie i słitfociach na FB kiedy już będą bezpieczni, no, choćby na krze.

Jeszcze jedna rzecz. Alicja jest ranna. Tę sprzyjającą okoliczność pragnie wykorzystać Ben, nurza we krwi jej majtki, ze niby ją zgwałcił, a potem ciało utopił. Fajnie to wymyśliłeś, ale powiedz, skąd krew na jej majtkach? Gwałcił ją w bieliźnie? Ubrał po gwałcie a potem rozebrał? Po kiego czorta niby ją ubierał, skoro miał zamiar utopić? Ech, się poplątało.

Ogólnie:
tekst się czyta, a to najważniejsze. Masz pomysł, bohaterów z mocami nie z tej ziemi i całkiem nieźle piszesz. Powodzenia w tworzeniu.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
Hej,

Jak zwykle czepialstwo subiektywne.
Zalawirował między stojącymi w korku samochodami(...)
Zalawirował mi zgrzyta.
Zabębnił w kierownicę wszystkimi ośmioma palcami, dwa kikuty zamerdały w powietrzu.
Scena ma ukazać bohatera jako starego wygę w brutalnym świecie, prawda? Merdanie niszczy efekt.
Po chwili namysłu sięgnął do bagażnika i wyciągnął z niego dwulitrową butelkę wody mineralnej.
Motocykl nie ma bagażnika. Może mieć położony poprzecznie nad tylnym światłem tzw. kufer albo zamocowane po bokach (nieco nad tylnym kołem) sakwy. Użytkownicy jednośladów bardzo cenią sobie w nich miejsce, a dwulitrowa butelka ma jednak spore gabaryty.
Ruszyli, gdy tylko Alicja wdrapała się na tylne siedzenie motocyklu.
A nie motocykla czasem? ;)
Mała, musisz go rozwalić! Nie dam rady cały czas robić uników!
- Jak? - W jej głosie słychać było ból i przerażenie.
- Ja mam wiedzieć? Jest w powietrzu, to twoja działka.
Jeśli chce ją uratować to dziwna decyzja. Przecież nie wie gdzie trafił ją lód i jak poważne są jej obrażenia.

Mało tego jak widzisz (plus większość z tego co wyłapała Dorapa z majtkami na czele).

Ogólnie.
Sprawnie i gładko. Jest akcja i dynamika, co więcej jest nawet ciekawie. Co mi się nie podobało? Postać Bena. Wątek twardego, starego wygi, który jednak ma dobre serdueszko jest tak wyeksploatowana że ciężko będzie uczynić Twojego bohatera wyjątkowym. Dodatkowo relacja małolata i stary wyga jest już kompletnie zużyta. Wolverine i Rouge (tematyką chyba najbliżej Twojego utworu), Geralt i Ciri, Leon I Mathilda i setki innych.
Podobało mi się i jeśli wyciągniesz z tego (a na razie widać, że potrafisz) jakąś oryginalność - będę pod dużym wrażeniem.
Czego życzy,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

4
Takie tam powtórzonka.
A myślałem, że wszystkie wyłapałem :)
Znaczy będziemy mieli gościa z cudownymi mocami, ale do tych mocy nie należy przenikanie wzrokiem przez mury.
Moje niefortunne sformułowanie. Ben ma tylko umiejętność kontroli nad wodą.
Articuno napisał/a:
że dziewczyna ciągnęła w swoją stronę, dodatkowo utrudniał sprawę.

Niezbyt fortunne wyrażenie.
Przebuduję.
Tu akcja traci impet. Leniwie się zrobiło. Przyśpiesz!
Ta dyskusja w tym momencie jest niepotrzebna, spowalnia akcję, rozładowuje napięcie. Niech pogadają o Internecie i słitfociach na FB kiedy już będą bezpieczni, no, choćby na krze.
Podejrzewałem to. Zastanawiałem się, czy nie wywalić tych fragmentów, ale uznałem, że zostawię i zobaczę, co powiecie.
Jak wysoko było do siedzenia, że musiała się wdrapywać? Czy Alicja jest latającą karlicą?
W początkowym projekcie Alicja była parę lat młodsza, niedokładnie pozamiatałem :)
Czarni oczywiście jeżdżą czarnym BMW. Powinni mieć czarne rękawiczki. Dla zachowania image'u.
Z jakiegoś powodu Ben nazywa ich Czarnymi :) A tak na serio to wnioskując po poście Godhanda na razie mam ważniejszy stereotyp do zwalczenia. Zresztą, niech sobie Czarni pozostaną Czarnymi w czarnych samochodach i nawet czarnych rękawiczkach. Czarne okulary też im dołożę, co mi tam.
Dziewczyna prawie się go nie trzyma, a potem nagle dowiadujemy się, że próbuje wycisnąć z Bena soki żołądkowe. Tym bardziej dziwne, że panna ma lat dwanaście i skąd u niej taka krzepa?
Dziewczyna trzyma go całkiem mocno, niech choćby strach dodaje jej sił. Zsuwać się zaczęła, gdy Ben gwałtownie skręcił przed mostem - siła odśrodkowa, te sprawy. Może źle to zobrazowałem w tekście?
Jeszcze jedna rzecz. Alicja jest ranna. Tę sprzyjającą okoliczność pragnie wykorzystać Ben, nurza we krwi jej majtki, ze niby ją zgwałcił, a potem ciało utopił. Fajnie to wymyśliłeś, ale powiedz, skąd krew na jej majtkach? Gwałcił ją w bieliźnie? Ubrał po gwałcie a potem rozebrał? Po kiego czorta niby ją ubierał, skoro miał zamiar utopić? Ech, się poplątało.
Przeczytałem raz. Przeczytałem drugi. Palnąłem się w czoło.


Zalawirował mi zgrzyta.
Ok, poszukam synonimu. Komuś jeszcze zgrzyta?
Cytat:
Zabębnił w kierownicę wszystkimi ośmioma palcami, dwa kikuty zamerdały w powietrzu.


Scena ma ukazać bohatera jako starego wygę w brutalnym świecie, prawda? Merdanie niszczy efekt.
Wygę jak wygę, o tym napiszę za chwilę. Spróbuję wykombinować coś zamiast merdania.
Motocykl nie ma bagażnika. Może mieć położony poprzecznie nad tylnym światłem tzw. kufer albo zamocowane po bokach (nieco nad tylnym kołem) sakwy. Użytkownicy jednośladów bardzo cenią sobie w nich miejsce, a dwulitrowa butelka ma jednak spore gabaryty.
Dzięki za informację, za chwilę bagażnik zmieni się w sakwę.
A nie motocykla czasem?
Motocyklu, motocykla... poszukam gdzieś odmiany, zaskoczyłeś mnie.
Cytat:
Mała, musisz go rozwalić! Nie dam rady cały czas robić uników!
- Jak? - W jej głosie słychać było ból i przerażenie.
- Ja mam wiedzieć? Jest w powietrzu, to twoja działka.


Jeśli chce ją uratować to dziwna decyzja. Przecież nie wie gdzie trafił ją lód i jak poważne są jej obrażenia.
Wie, gdzie trafił. Chwilę wcześniej prawa ręka Alicji zwiotczała. Fakt, że jakiś inny odłamek mógł ją trafić gdzieś indziej. Od oberwania do powyższego dialogu mija jednak pewna chwila ("Pociski coraz częściej przelatywały obok nich"). Ben może więc wywnioskować, że skoro Alicja nadal się go jako tako trzyma, może być w stanie zrobić coś z helikopterem.

Poza tym, jaki miałby być według Ciebie tok rozumowania Bena? "Alicja oberwała w rękę, możliwe, że w coś jeszcze. Na karku mamy helikopter, jesteśmy pod ostrzałem. Nie bardzo wiem, co robić, ale na wszelki wypadek uznam, że mała jest niezdolna do walki i nic nie powiem."?

Czy ktoś jeszcze podziela zdanie Godhanda? Jeżeli tak, przerobię trochę ten fragment. Jeżeli nie, pozwolę go sobie zostawić tak, jak jest.

Teraz co do motywu starego wygi i małolaty:

Znając tylko ten kawałek - masz zupełną rację. Mamy tu bliznowatego wygę, który ratuje gówniarę przed niedobrymi bandytami.
W ogólnym, znanym oczywiście tylko mnie zamyśle, Ben wcale nie jest takim twardzielem, na jakiego tu wygląda. Dostał od życia po d**ie i ucieka przed światem, który zwalił mu się na łeb, a do większości tego typu "bohaterskich" akcji zmuszają go czynniki zewnętrzne.
O Wolverine i Rouge nie wiem praktycznie nic, poza tym, że Wolverine miał takie szpony i mają o nim robić film.
Rozumiem jednak, że nawet w moim szerszym zamyśle co najmniej ocieram się o sztampę. Na pocieszenie, wracając SKM-ką z kursu tańca (God bless hotspoty na stacjach!) w głowie ukształtowały mi się trzy pomysły na tchnięcie w Bena, Alicję i ich relacje trochę oryginalności.

Najbardziej mnie cieszy, że znaleźliście bardzo mało błędów czysto "warsztatowych" i mogę zająć się poprawianiem tekstu już na poziomie samej fabuły i koncepcji. Obawiałem się, że po przeczytaniu weryfek będę zdołowany, a wyszło tak, że mnie mocno zmotywowaliście. Dzięki serdeczne.

5
To jest fragment, dlatego będę odnosił się tylko do niego, bez mniemanoligii (aby uniknąć konfabulacji co do dalszej części utworu).

Mamy tu kawałek sensacyjnego urban fantasy, co od razu nam pewną konwencję narzuca (albo wydaje się narzucać). Jaką? W sumie taką, do jakiej nas przyzwyczaiły inne pozycje tego typu (albo to, do czego nas przyzwyczaiła popkulturowa większość takich pozycji). Przyjrzyjmy się najpierw konstrukcji.

Fragment nas wrzuca w akcję od razu, i tutaj się nie ma nad czym rozwodzić - bohaterowie jacy są, każdy widzi, po pierwszych kilku zdaniach czytelnik wie czego się spodziewać po głównym bohaterze (bo już setki takich widział), wie jak to się potoczy dalej, czeka tylko jeszcze bardziej oryginalnych niż w innych tekstach fajerwerków. I tu, niestety (odkładając na bok nieoryginalnego bohatera) tekst jakoś zdaje mi się kuleć.

Nie wiem, czy to przez sam styl (o tym będzie później), ale jakoś mnie te sceny akcji nie porwały, nie wydały się szczególnie malownicze, ani oryginalne, te supermoce nie dają zbyt wiele pola do popisu (albo jeszcze tego pola nie odkryłeś). Po prostu takie sobie standardowe sceny ackji.

Jeśli zaś o styl chodzi, to jest wyjątkowo prosty, stara się być przezroczysty wręcz. Jeśli to miałeś na myśli i taki efekt chciałeś uzyskać, to wyszło nienajgorzej. Tylko po części też przez niego jakoś te sceny wydają mi się mało plastyczne, suche. Same dialogi w tym kawałku też lecą na autopilocie - tak samo jak fabuła. Kwestie jakby wyjęte z filmów, a może nawet i nie filmów, tylko z autora wyobrażenia, co by dana postać w filmie powiedziała.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dalej może być coś zupełnie innego, i te zarzuty o autopiloty wszystkie o których się rozpisuję, dotyczące fabuły i kreacji bohaterów, staną się zupełnie bezzasadne, ale mam tylko ten fragment, więc na tej podstawie mogę oceniać.

W skrócie - przeczytałem. Wzruszyłem ramionami. Nie ma tu ani oryginalności, ani frazy porywającej. Tekst na czytanie i pięć minut po. Później się o nim zapomina.

Ale koniec końców - jest okej. Jesteś na dobrej drodze, stylistyka do tekstu pasuje, bohater(owie) też (jeśli masz zamiar podążania za daną stylistyką i schematem). Jak na dziewiętnaście lat jest bardzo dobrze, i mankamenty w twoim pisaniu o których wspomniałem z czasem znikną.
One day nearer to dying...

6
Przeszkadza mi nadmiar imiesłowów, na przykład:
Articuno pisze:Lewitujący bąbel, cały czas odprowadzany jego spojrzeniem, pomknął w kierunku malejącej z każdą chwilą postaci.
Articuno pisze:Za sobą słyszał nasilający się ryk silników ścigających go samochodów.
W tym drugim zdaniu mamy dodatkowo nieuzasadnioną aliterację i wychodzi jeden wielki syk.

Sporo ogólników - zwłaszcza, gdy mowa o Czarnych - które nic nie wnoszą (a mogłyby, gdyby miały formę zindywidualizowanych myśli bohatera). Przykłady:
Articuno pisze:Czarni umieli działać czysto i po cichu.
Articuno pisze:Czarni mogą próbować się do nich dostać.
Articuno pisze:Nie docenił Czarnych.
Albo on z nimi walczy już od jakiegoś czasu i trochę ich zna, a wtedy będzie myślał o nich na swój własny sposób, czyli choćby tak, jak o policji, którą nazywa "miśkami". Helikoptera też powinien się w takim wypadku raczej spodziewać. Albo ich zupełnie nie zna, ale wtedy powinien tylko stawiać sobie pytania, kombinować, próbować wyciągać ogólne wnioski o nich z tego, co się wydarza tu i teraz, zamiast ogólnych twierdzeń. W ogóle historia jest, niby konsekwentnie, opowiadana z punktu widzenia Bena, a tak naprawdę narrator patrzy z boku, chwilami z góry, a o wnętrzu Bena wiemy mało. Bardzo dobre jest to zdanie:
Articuno pisze:Zabębnił w kierownicę wszystkimi ośmioma palcami, dwa kikuty zamerdały w powietrzu.
Ono jest właśnie napisane całkowicie z punktu widzenia Bena - dla niego obecność "wszystkich ośmiu" palców jest oczywista, a "merdanie kikutami" jest całkowicie oswojone. Uważam, że w ten sposób powinna być opowiadana ta historia - nie tylko "działo się", ale "działo się temu, konkretnemu Benowi".

Ze spraw logicznych:
1. niezbyt dobrze zrozumiałam fragment z jazdą: motocykl jedzie w pewnym momencie po lodzie, tak? I nie ślizga się?
2. Bohater panuje nad wodą, a krew w dużej części składa się z wody. Dlaczego nie może wobec tego "zamrozić" krwotoku? Przy okazji taki "zamrożony" strup zadziałałby znieczulająco...
3. Co Alicja zrobiła z helikopterem? Na czym polega jej władza nad powietrzem poza tym, że może latać?

Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony pt 17 maja 2013, 09:23 przez Thana, łącznie zmieniany 1 raz.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

7
1. niezbyt dobrze zrozumiałam fragment z jazdą: motocykl jedzie w pewnym momencie po lodzie, tak? I nie ślizga się?
Nie, nie ślizga. Rozwinę wątek motocyklu Bena przy okazji innego kawałka albo upchnę krótkie wyjaśnienie jeszcze w tym.
2. Bohater panuje nad wodą, a krew w dużej części składa się z wody. Dlaczego nie może wobec tego "zamrozić" krwotoku? Przy okazji taki "zamrożony" strup zadziałałby znieczulająco...
Dziękuję za kapitalny pomysł!
3. Co Alicja zrobiła z helikopterem?
Historię opowiadam z perspektywy Bena. Podczas gdy Alicja rozprawiała się z helikopterem, Ben był wgapiony w wodę.
Na czym polega jej władza nad powietrzem poza tym, że może latać?
O tym za dwa tygodnie.

Co do Czarnych: Ben zetknął się z nimi w przeszłości, ale poza tym, że chcą zabić jego i Alicję zbyt wiele o nich nie wie. Twoje uwagi dały mi jednak do myślenia, spróbuję coś w tej kwestii zdziałać.
Co do kombinowania i wyciągania wniosków: Czy ta scena na pewno jest na to dobrym miejscem? Ben chce uciec, przeżyć. Filozofowanie niech sobie zostawi na kiedy indziej.
Uważam, że w ten sposób powinna być opowiadana ta historia - nie tylko "działo się", ale "działo się temu, konkretnemu Benowi".
Tak. To mój pierwszy kawałek o Benie, jego postać cały czas się u mnie w głowie kształtuje. Myślę, że pisząc kolejne historie coraz łatwiej będzie mi się w niego wczuć i zindywidualizować narrację pod jego kątem. Przykładowo będę mógł się odnosić do tego właśnie fragmentu. To samo dotyczy ogólników, o których wspomniałaś.
W ogóle historia jest, niby konsekwentnie, opowiadana z punktu widzenia Bena, a tak naprawdę narrator patrzy z boku, chwilami z góry
Czy to na pewno źle? Tak jak napisałaś, konsekwencja jest, a zmienianie perspektywy trochę poszerza mi możliwości.

8
Articuno pisze:Czy to na pewno źle? Tak jak napisałaś, konsekwencja jest, a zmienianie perspektywy trochę poszerza mi możliwości.
To nie jest źle. Źle jest, że
o wnętrzu Bena wiemy mało
.

A tego nie można pokazać przez rozwlekły opis, bo akcja siądzie. Tylko przez takie zdania, jak to z ośmioma palcami.
Articuno pisze:Co do kombinowania i wyciągania wniosków: Czy ta scena na pewno jest na to dobrym miejscem? Ben chce uciec, przeżyć. Filozofowanie niech sobie zostawi na kiedy indziej.
Nie chodzi o kombinowanie w sensie filozofowania, tylko o kombinowanie, co oni mogą zrobić, i co, w związku z tym, ma zrobić Ben. W rodzaju: strzelają z takiej i takiej broni, czyli mogą mieć jeszcze to i to. Mają taki i taki pojazd, więc tędy nie ucieknę, muszę tamtędy, itp.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

9
Nie chodzi o kombinowanie w sensie filozofowania, tylko o kombinowanie, co oni mogą zrobić, i co, w związku z tym, ma zrobić Ben. W rodzaju: strzelają z takiej i takiej broni, czyli mogą mieć jeszcze to i to. Mają taki i taki pojazd, więc tędy nie ucieknę, muszę tamtędy, itp.
Zgoda. Da się zrobić.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”