Herschin i jego brygada - dopiero początek cyrku [opow., 1]

1
wwwPułkownik Herschin od przeszło godziny obserwował zataczające się towarzystwo. Byli pośród tego tłumu jego przyjaciele; Schnitz ściskał za tyłek pijaną kelnerkę, Muehlbann tłukł głową w szybę, Trotz zaś wyczaił wojenny album i wyrywał z niego kolejne fotografie. Każdą przedzierał w pół, następnie jej wyrywki spalał w ogniu gromnicy. Skąd wzięła się gromnica? Balowali w salce katechetycznej - tylko tam, jak sądzili, mogli czuć się względnie bezpieczni. Może i alianci szczerze nienawidzili nazistów, lecz z pewnością nie strzeliliby żadnemu w plecy w obecności przystrojonego ołtarza. Tym bardziej, że był to kościół katolicki; Herschin był bowiem katolikiem i stwierdził, iż w placówce ewangelickiej ewangelicki bóg zesłałby na niego potępienie.
On w ogóle miał interesujące podejście do spraw wiary - Ojciec Stworzyciel był dla niego wszystkim: panem ziemi i zarazem panem piekieł, jednoczesnym sprawcą cudów i katastrof; aktorem pociągającym za plączące się sznurki marionetek, jakie stanowili ludzie, w szczególności zaś żołnierze jego oddziału. Oddział ów, właściwie brygada, składał się już wtedy z zaledwie piętnastu mężczyzn; pozostali wyginęli po lasach albo przepadali bez wieści. Kelnerka, którą Schnitz ściskał za tyłek, z przestrachu przed rosyjskim gwałtem przyłączyła się do kompanii, wzbogacając ją o atrakcyjne ciało i umiejętność przyrządzania mocnych drinków. Tak więc przy niej nie można było być trzeźwym - więc trzeźwy nikt nie był. Minął tydzień, odkąd wędrowała z ludźmi Herschina i tydzień ten upłynął jako permanentny czas upojenia.
wwwWbrew pozorom była to inteligentna dziewczyna. Bardzo bystra, aczkolwiek psychicznie słaba; zaglądała do kieliszka częściej niż powinna, a jako że swą śliczną blondgłówkę miała niewytrzymałą, kończyło się to tragicznie. Pod koniec wojny poznała niemieckiego oficera, też alkoholika, który ją przytulił i pogłaskał, a który miał stać się później ojcem jej dziecka; płód usunięto za pomocą średniowiecznych metod, przyprawiając dziewczynę o chorobę psychiczną. Ze zwykłej alkoholiczki przemieniła się w alkoholiczkę z zaburzeniami. Potrafiła za to strzelać, i to wyśmienicie. Pytana, kto ją tego nauczył, odpowiadała, że tamten właśnie niemiecki oficer. Co do oficera, zginął od kuli Schnitza podczas pojedynku o godność kelnerki.
A kelnerka miała na imię Viola.

wwwŻołnierze popadali ze zmęczenia. W ciasnej salce unosiła się woń przetrawionego alkoholu. Jak w gorzelni, pomyślał Herschin, przyglądając się śpiącym kompanom. Leżeli wzdłuż obwieszonych świętymi obrazkami ścian, niezdolni walczyć za ojczyznę, ubodzy, z drobną bronią u boku; broń tę ich dowódca chwilę później wyjął zza tychże pasków i skrył głęboko w tabernakulum. Następnie wyszedł przed kościół, aby zapalić papierosa. W okolicy było jeszcze względnie bezpiecznie.
wwwNad ranem zbudziły żołnierze dzwony sąsiedniego, ewangelickiego kościoła. Ludność złożona z Niemców i Ukraińców kroczyła odważnie w stronę Domu Bożego, milcząc przy tym raczej, aniżeli głośno rozprawiając o tym, co się stanie, gdy do wioski wkroczą alianci lub Rosjanie. Herschin przyglądał im się uważnie, sądząc, iż przyjdzie taki dzień, w którym wszyscy jak jeden brat staną do walki ze zwycięzcami wojny. Zdawał sobie sprawę, że reprezentuje przegraną stronę; że należy do stracenców, których lada dzień skróci się o łeb. Nie miał już papierosów, a zdenerwowanie było równie silne jak wczoraj. Był wściekły. Przeskoczył przez płot i dopadł do opryszków dysputujących zawzięcie pod bramą ewangelickiej świątyni. Mieli po naście lat i popalali domowej roboty skręty. Na widok faceta w mundurze, w dodatku uzbrojonego, ogarnęło ich przerażenie. Z takim lepiej nie zadzierać, wspólnie zdecydowali, i oddali, co chciał. Obiecali, że jeśli wyjdzie im na przeciw o godzinie piętnastej tego samego dnia, wskażą miejsce, w którym można tanio zaopatrzyć się w używki. Herschin, co prawda, był spłukany, lecz wciąż potrafił posługiwać się bronią. Jak coś nie wyjdzie, rzekł mawiać, kula między oczy powinna załatwić sprawę. Więć wyszedł na pięć minut przed piętnastą i zastał chłopców zgodnie ze złożonym przez nich przyrzeczeniem. Zaprowadzili go pięć kilometrów dalej, w las; pod puszczą, dosłownie na jej skraju znajdował się głęboki dół, a na jego dnie stosy papierowych torebek. Najmocniejsze, jakie mamy, powiedział jeden z chłopców i wcisnął mu w dłoń pudełko markowych papierosów. Skąd je macie, spytał Herschin, nawet nie sięgnąwszy po jednego. Od tutejszych... Nieraz od przyjezdnych, którzy w ten sposób opłacają nieformalne składowe... Pan jest żołnierzem, więc jak trzeba, wszystko oddamy. Ale nie kazał oddawać. Głęboko w poważaniu, brzydko mówiąc, mógł mieć ich usmarkane dziecinnym kichaniem, wygniecione banknoty. Wziął jeszcze flaszkę samogonu, tak na wszelki wypadek, gdyby pojawiła się konieczność ukojenia wyczerpanej duszy.
wwwWyskoczył z piaskowego dołu i otrzepał spodnie. Podobno Rosjanie się zbliżają, usłyszał. Odwrócił się, chłopcu, który to powiedział, spojrzał prosto w oczy. W dziecinne, nastoletnie, mimo okrucieństwa wojny wciąż niewinne, zielone oczy. Rosjanie, powtórzył. Co nam po nich. To tylko głupcy, barbarzyńcy...
Zrobił krok w przód. A jeśli oni, ci chłopcy, w obawie przed utratą życia opowiedzą wrogom, gdzie schronili się naziści? To gówniarze, szczeniaki kajające się przed karabinem i czerwonymi nosami.

wwwBył już kilkaset metrów od wspomnień o katordze dwóch chłopców. Kula między oczy zawsze wyklucza możliwość klęski. Przeładował tylko i zabezpieczył pistolet, potem wsunął go w kaburę i zakrył marynarką. Zapalił papierosa. Tak zaczynał się ciepły dzień.

wwwViola wyniosła puste butelki na dzwonnicę. Schnitz trzeźwiał w konfesjonale, Trotz zbierał własne wymiociny do blaszanego, do połowy pełnego od wody wiadra. Wojacy grali w karty na blacie ołtarza. Tylko Muehlbanna brakowało. Gdzie jest Muehlbann, zapytywał sam siebie Herschin. Sam sobie jednak nie był w stanie odpowiedzieć.
wwwMuelbahnn - toż to był diament! Tak, tak właśnie; oszlifowane cudeńko godne najsilniejszego oddziału, zamiast tego nagrodzone ubogim w prowiant i broń oddziałem starców. Chwilami Violi, Schnitzowi, Trotzowi i kapitanowi robiło się żal chłopaka w mundurze; kelnerka mówiła, że taki przystojniak powinien podrywać barmanki w kantynie, tymczasem marnuje życie na uciekanie się do podłych sztuczek, ażeby tylko przedłużyć je sobie o parę nędznych dni. Tak właśnie uważała ta nieduża, ciemna blondynka ze sporym biustem - wszyscy zginą. Muszą. Alianci albo Rosjanie, kto będzie pierwszy i kto poszczyci się wybiciem zdziesiątkowanej, niegdyś sławetnej brygady generała Herschina?
wwwZbliżało się popołudnie i żołnierze dostali pięciogodzinną przepustkę. Wcześniej Herschin wypytał miejscowych, czy oby na pewno nie widzieli w okolicy niczego ani nikogo podejrzanego. Ponoć spokojnie, słyszał za każdym razem; ot, panie, przejedzie jakiś powóz, dorożka, wóz też... A cisza jak była, tak jest; jak zawsze, jak zwykła tu panować.

wwwNadchodziła druga już kościelna noc. Na ciemnym niebie wioski od kilku minut jaśniała pomarańczowa łuna. Kilku mężczyzn zbiegło się do Herschina, zapytać, czy zidentyfikował ów niespotykany dotąd znak. Bo słońce już zaszło, perorowali, więc to żadna pogodowa sprawka.
Herschin pamiętał takie sytuacje: wszędzie czarno i milcząco, nagle na niebie rozkwita jaskrawy, przerzedzany wiatrem pas. Płoną domy, płoną lasy...
wwwViola przyniosła kapitanowi i chłopom pół litra wódki i paczkę papierosów. Nie chcieliśmy pana straszyć, zaczął jeden z nich, ale w okolicy znaleziono zabitych chłopców. Dwie kule kto na nich poświęcił. Tutaj, między oczy, generale...
A generał dobrze znał tych chłopców. Sumienie ścisnęło mu serce.
Więc pan już wie, panie generale, tak jak my wiemy - pokazali na siebie. Pan od dawna czuł, że przeciwnik lada dzień wejrzy w tę naszę tutejszą biedę... Najgorsze, że jak czerwoni, to o rodziny trza się bać. Pomordują, zgwałcą, potną, posiekają, a idź pan w cholerę z tym czerwonym bestialstwem! - splunął.
wwwHerschin zrozumiał, o co podświadomie prosi go ta łachmańska grupka. Prosiła o schronienie dla siebie i swoich rodzin. Wciąż jednak nie potrafił uwierzyć, że to już ten czas, ta noc, gdy będzie musiał stanąć oko w oko z obrońcami tych, których stręczył.
Ostatnio zmieniony sob 30 mar 2013, 16:09 przez gabim, łącznie zmieniany 2 razy.

2
zesłałby na niego potępienie.
Mam wrażenie, że tak się nie mówi.
Tak więc przy niej nie można było być trzeźwym - więc trzeźwy nikt nie był.
Wbrew pozorom
Jakim?
tamten właśnie niemiecki oficer. Co do oficera,
Leżeli wzdłuż obwieszonych świętymi obrazkami ścian, niezdolni walczyć za ojczyznę, ubodzy, z drobną bronią u boku
Jakoś tak z zupełnie innej beczki.
z drobną bronią u boku; broń tę ich dowódca
Wiem, że tak można czasami, ale jak to powtarzasz to to zaburza płynność narracji.
Nad ranem zbudziły żołnierze dzwony
milcząc przy tym raczej, aniżeli głośno rozprawiając o tym, co się stanie
jak jeden brat
huhu
dopadł do opryszków
bez "do"
do połowy pełnego od wody wiadra
jakoś niezręcznie
Alianci albo Rosjanie,
Rosjanie to też byli alianci, nie?
Więc pan już wie, panie generale, tak jak my wiemy - pokazali na siebie. Pan od dawna czuł, że przeciwnik lada dzień wejrzy w tę naszę tutejszą biedę... Najgorsze, że jak czerwoni, to o rodziny trza się bać. Pomordują, zgwałcą, potną, posiekają, a idź pan w cholerę z tym czerwonym bestialstwem! - splunął.
Te myślniki wcześniej były przecinkami, mam wrażenie. Nie spluwa się też słowami, więc trzeba by napisać to jakoś inaczej: powiedział spluwając albo coś takiego.
gdy będzie musiał stanąć oko w oko z obrońcami tych, których stręczył.
Albo źle użyłeś tego słowa albo nie rozumiem.

Podoba mi się klimat tego opowiadania. Jeśli znajdzie się w nim coś więcej niż klimat, to będzie dobrze, na razie czegoś mi brakuje.

3
Trotz zaś wyczaił wojenny album i wyrywał z niego kolejne fotografie. Każdą przedzierał w pół
Nie pasuje mi tutaj słowo "wyczaił". "Wyrywał" kolejne fotografie - był to proces długotrwały.
nie strzeliliby żadnemu w plecy w obecności przystrojonego ołtarza
"Przy przystrojonym ołtarzu" - w obecności można użyć, jeśli mówimy o osobie.
Herschin był bowiem katolikiem i stwierdził, iż w placówce ewangelickiej ewangelicki bóg zesłałby na niego potępienie
Niezbyt katolik jeśli wierzy w innych bogów.
za plączące się sznurki marionetek, jakie stanowili ludzie
"jakimi byli ludzie".
pozostali wyginęli po lasach albo przepadali bez wieści
Obstawiam, że "wyginęli" odnosi się do śmierci w lesie - mi osobiście bardziej pasowałoby "poginęli". Masz też dwa różne czasy - zmień przepadali na przepadli.
a który miał stać się później ojcem jej dziecka
Strasznie kombinujesz z czasami - pójdź w prostotę przekazu.
Nad ranem zbudziły żołnierze dzwony sąsiedniego
Literówka.
Obiecali, że jeśli wyjdzie im na przeciw o godzinie piętnastej tego samego dnia, wskażą miejsce, w którym można tanio zaopatrzyć się w używki.
Po raz kolejny zdanie przekombinowane.
Najmocniejsze, jakie mamy, powiedział jeden z chłopców i wcisnął mu w dłoń pudełko markowych papierosów
Dlaczego palili skręty, jeśli mieli dostęp do markowych papierosów.
Tak zaczynał się ciepły dzień
Z chłopcami spotkał się o piętnastej - ciężko nazwać to początkiem dnia.

Zapis - zdecydowanie na zdrowie wyszłoby przekształcenie obecnej formy w standardowy zapis dialogów. Nie dość, że nie musiałbyś kombinować ze zdaniami, to jeszcze wszystko stałoby się klarowniejsze. No i będzie wiadomo kto kiedy mówi (OT tutaj na przykład: "Pan jest żołnierzem, więc jak trzeba, wszystko oddamy. Ale nie kazał oddawać." - trzeba być czujnym, żeby wiedzieć, że skończył się dialog chłopców.).
Chyba wrzuciłeś "świeży tekst" nawet go nie czytając - ciężko jest przez niego przebrnąć. Nakombinowałeś z językiem i zapisem, przez co czasami w tekście panuje totalny chaos.
Następnym razem poproszę tekst, który ma standardowy zapis dialogów.
Co do fabuły - w sumie nic nie wiadomo. Jest jakaś grupa nazistów, nadciągają Rosjanie, ludzie się boją. I? Chyba tyle. Brak sensownych informacji - konkretów. Nie wiemy nic o bohaterach, nie wiemy nic o sytuacji.

4
Gabim! Waryjacie jeden z drugo! :) Przyjacielu w Literaturze! Nie! Nie kupuję tego! A teraz się staraj! :)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

5
Trochę mnie ten tekst zaskoczył. Nie spodziewałam się takiego klimatu po Twoim opowiadaniu.
Nastrój mnie wciągnął. Mimo że tu i ówdzie forma nie do końca mi pasowała, językowo coś zgrzytało, to nawet "popłynęłam" razem z tekstem.

Wplecenie dialogów w tekst tutaj nawet mi współgrało z tempem i charakterem narracji (mimo że innowacji w zapisie zazwyczaj nie lubię). Często natomiast potykałam się na sposobie podzielenia zdań. Jakoś zaburzał on płynność czytania - albo coś odruchowo chciałoby się połączyć, to znowu postawić kropkę.

Chociażby ten fragment jakoś się nie czytał dobrze:
gabim pisze:Może i alianci szczerze nienawidzili nazistów, lecz z pewnością nie strzeliliby żadnemu w plecy w obecności przystrojonego ołtarza. Tym bardziej, że był to kościół katolicki; Herschin był bowiem katolikiem i stwierdził, iż w placówce ewangelickiej ewangelicki bóg zesłałby na niego potępienie.
Zwłaszcza ten średnik w drugim zdaniu.
To tak mocno widzimisiowo...

Mniej widzimisiowo... Barneym i zaqr odwalili już solidną robotę. Co tutaj mogę jeszcze od siebie dorzucić:
gabim pisze:Przeskoczył przez płot i dopadł do opryszków dysputujących zawzięcie pod bramą ewangelickiej świątyni.
gabim pisze:Najmocniejsze, jakie mamy, powiedział jeden z chłopców i wcisnął mu w dłoń pudełko markowych papierosów. [...]
wwwWyskoczył z piaskowego dołu i otrzepał spodnie. Podobno Rosjanie się zbliżają, usłyszał. Odwrócił się, chłopcu, który to powiedział, spojrzał prosto w oczy. W dziecinne, nastoletnie, mimo okrucieństwa wojny wciąż niewinne, zielone oczy.
Gryzą mi się trochę te opisy... Nazywasz ich opryszkami (niby forma zdrobnienia, ale jednak), a potem jedziesz "chłopcami o niewinnych oczach" i tak dalej.
gabim pisze:On w ogóle miał interesujące podejście do spraw wiary - Ojciec Stworzyciel był dla niego wszystkim: panem ziemi i zarazem panem piekieł, jednoczesnym sprawcą cudów i katastrof; aktorem pociągającym za plączące się sznurki marionetek, jakie stanowili ludzie, w szczególności zaś żołnierze jego oddziału.
Tutaj miałam poczucie: "no i...?". Zabrakło mi jakiegoś odzwierciedlenia tego dalej w bohaterze, jakiejś istotności tego faktu. Niby nie każde słowo w tekście musi być niezbędne, ale jak próbujesz czymś takim zaciekawić czytelnika, to dobrze by było, gdyby coś ciekawego rzeczywiście w tym było ;)
gabim pisze:To gówniarze, szczeniaki kajające się przed karabinem i czerwonymi nosami.
Nie bardzo widzę tutaj sens użycia akurat tego słowa.

Ogólnie nawet mi się podobało. Ze względu na klimat i dość ciekawy wybór tematyki. Zastanawiam się, w którą stronę to dalej poszło.
Językowo, warsztatowo... Do uporządkowania. Trochę przekombinowanych zdań, dziwnie użytych słów. Wiem, ze Ty lubisz kombinować. Miejscami wychodzi, miejscami mniej, niestety... Życzę powodzenia w dalszych próbach.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron