Fryzjer

1
Fryzjer

WULGARYZMY!

Jechałem po rekord odcinka, w lipcowe, gorące południe. Smród w okolicy rzeźni, dobiegający z lasku, po prawej stronie szosy, dodatkowo zdopingował mnie do zwiększenia nacisku na pedała. Pokonałem szybko mostek, kierowca auta z naprzeciwka chyba mi machnął ręką, ale nie byłem pewien. Zaczynała się ostatnia prosta, oparta o ścianę drzew z jednej strony, z drugiej zaś, odcięta nienaturalnie pogłębionym rowem, od łąk i strumienia, za którym świeciło kilka rybnych stawów. Ale nie miałem w tej chwili czasu, ani chęci na kontemplację widoków. Liczył się wynik.
Wilkołak, mimo to, przyciągnął moją uwagę. Ustawiczna budowa portretów pamięciowych, wzięła na moment górę nad sportową koncentracją. Zauważyłem go przy wjeździe do Rybaczówki. Był ubrany w strój kucharski z wielką, tradycyjną czapą na głowie. Zagarniał powietrze ręką, uzbrojoną w patelnię, zupełnie, jak by chciał zagarnąć wszystkich przejezdnych na podwórko przed lokalem. Spojrzałem na licznik. 40 minut i 12 sekund, była nadzieja na super czas. Pochyliłem się nad kierownicą, krople potu spłynęły po twarzy,jedna rozprysnęła się na szkiełku licznika.
Dętka strzeliła dokładnie obok małego sklepiku spożywczego, już na ulicy Grunwaldzkiej. Kto z rowerzystów nie miał tego denerwującego odczucia, że tylne koło jedzie jakoś inaczej?
- Kurwa jebana mać......- rzuciłem pod nosem, wyrównując ciężki oddech. Zsiadłem z roweru,zrzuciłem plecak. Nogi rozpalone, ubranie czułem jak ciężki, nasycony potem balast. Rzut oka na licznik, kropelka rozlała się, trochę nawiązując do otarcia łez, gdyż wynik 43 minuty i ani sekundy dalej, mógł mnie pocieszać. Dotknąłem rozgrzanej opony. No przecież- flak-tylko że bez oleju.
- Dzień dobry- usłyszałem dwa, zgrane, młode głosy.
- Hello- jakoś tak mi się wyrwało. Obejrzałem się za siebie. Idą chodnikiem dwie młodziutkie kurewki, ujmowane za kradzież trzech Snickersów i konsumpcję ćwiartki Krakowskiej w przymierzalni. Gdyby złożyć przód drugiej i tył pierwszej, to może bym się zgodził na eskortowanie do WC na suchej żywności.......
…...... …..... …....
….., stałem w drzwiach celi, w kamizelce taktycznej,zawierającej bidon z kawą po 0.60 groszy z automatu,rękawiczki ogrodowe,dwa telefony,Motorolę,ciemne okulary,drugi bidon z napojem izotonicznym.
-Kiedy przyjedzie Policja?- zapytała znudzona pierwsza. Siedziała na środkowym z trzech niebieskich krzeseł. Pod wyskrobanym, w białej farbie, napisem o treści: "Kiedy mnie kurwy stąd wypuścicie?", obok oświadczenia "19.04.2012, tu byłam, Bania Bolkuf" i "Ciecie to gestapo".
- Ja tutaj jestem policją- rzuciłem trochę bezmyślnie i musiałem się potem tego wypierać, bo jota w jotę,zeznała to na KP przeciw mnie.
-To chodź na magazyn,do WC.
- A po co?
-Mój chłopak mówi,że jestem dobra. Dogadamy się.
Pomyślałem o teście Zelmera, ale nie było prześcieradła. Test Zelmera,przez kobietę zdany, oznacza prześcieradło wessane w odbyt. Nasz,rzeczą jasną....
…...... …..... …....
Dziewczyny weszły do sklepiku. Mogły mieć satysfakcję, widząc mnie obmacującego kapcia w kole. Nieważne, trzeba było spinać pośladki, dojść w dziesięć minut na market, wskoczyć pod prysznic.
Ze skupu złomu, zaraz za przejazdem kolejowym, wyszedł Fryzjer, w towarzystwie Czerwonego Kapturka. Byli trzeźwi, ale szybko zajęli się odliczaniem monet, zgromadzonych w garści Fryzjera, nad którą solidarnie się pochylili. To był znak, że stan trzeźwości, ma się ku rychłemu końcowi.
Pies za żywopłotem, niedaleko przychodni dla zwierząt, swoim zwyczajem, rzucił się do rogu płotu, zajadle mnie oszczekując. Nigdy nie udało mi się zobaczyć tego psa. Ale zawsze, od lat, wyczuwał mnie niezawodnie i nie odpuszczał. Skręciłem w lewo. Poorana dziurami ścieżka, pełna wyrw, zasypana pobitymi szkłami,już mi nie zagrażała, kapcia zdążyłem przecież złapać. Za wiśniowym płotem, jakby przyczajona, chowała się budka „Doner- Kebab”, o tej porze, z niewielką jeszcze liczbą klientów. Musiałem przystanąć, tir z napisem RABEN na plandece, wytaczał się od strony bramy na plac manewrowy marketu. Brama, puszczona w kierunku słupka, przy falowanym murze, nagle zatrzymała się gwałtownie. Niezmordowany kierownik Stacji Paliw, zatrzymał napędzany gazem wózek. Ofoliowany transfer towaru, piętrzył się niemal równo z daszkiem pojazdu. Tradycyjny przejazd, wzdłuż elewacji sklepu, w bezpiecznej odległości, od podobnego do stalowego węża, rzędu wózków, po lewej stronie. Betonowe słupki, po prawej, grzały się w słońcu. Kilka młodych kobiet, ze sklepików na pasażu, oddawało się na nich, rytuałowi, regularnego palenia papierosów. W głębi przystanku siedziało trzech meneli.
-Gruby chuj jedzie- usłyszałem, minąwszy ich.
Rower do schowka, bieg po schodach, zimny prysznic. Kiedy zakładałem w biurze kamizelkę taktyczną i montowałem radio, czułem wielką chęć życia.
…........ ….......... …...........



Doszedłem do Nissana Quasqaia,a stamtąd już,miałem klasyczny widok- na tle fontanny, wypluwającej co chwilę, kilka wodnych gejzerów otoczonej galerią pomarańczowych ławek, pod palmą w doniczce, leżał Fryzjer. Włosy, po umyciu głowy można by pewnie uznać za siwiejące. Najstarszy menel z parkingu, zaczynał chrapać. Okryty szarą kurtką, z naderwanym lewym rękawem, w spodniach z plamą koloru trudnego do opisania i w butach zawiązanych,odpowiednio-lewy drutem,prawy sznurkiem konopnym, robił nieciekawe wrażenie.
- Panie,zabierz go pan stąd....- matka kilkuletniej dziewczynki, z pięknym, jasnym warkoczem, miała obrzydzenie w głosie i oczach. Dziewczynka z kolei, przyglądała się Fryzjerowi z pewnym zaciekawieniem.
- Mamo!- krzyknęła w momencie, kiedy szukałem żółtych,ogrodowych rękawic, w całej kamizelce i wszystkich kieszeniach spodni- Ten pan sika!
- Niko zgłoś- powiadomiłem radiem kierownika zmiany.
- Zgłaszam- odpowiedziała Biała.
- Fryzjer się olał koło fontanny, trzeba go wyprowadzić, a nie mam rękawiczek.
- Ja teraz na Policję czekam. Potem.
Dzisiaj jest twoja czarna godzina,Fryzjer, pomyślałem, patrząc,jak kałuża rośnie i zbliża się niebezpiecznie do czubka mojego buta. Matka z dziewczynką uciekły do Tarko Fashion. Dziewczynka cały czas oglądała się z zaciekawieniem, matka szarpała ją nerwowo, za lewy nadgarstek.
- Jebnąć mu parę pał i za drzwi !- bojowy dziadek w szarym płaszczu i czarnym kapeluszu wyszedł z apteki. Skrzywił się na widok Fryzjera, jakby chciał splunąć, ale się powstrzymał. Rozejrzałem się. Euro AGD,Yes i Artimex - obserwowano nas z każdej strony. Coraz uważniej.
- Idę po reklamówki na kasy-rzuciłem do radia.
Przy bankomacie WBK, gość w średnim wieku, mocno szpakowaty, w zielonej kurtce z demobilu Bundeswehry,usiłował trafić nowobogackiego, niezdarnym lewym prostym. Wyprowadzał cios z przekleństwem na ustach. Nowobogacki, całkiem sprawnie blokował uderzenie i szykował się do wyprowadzenia kontry.
Rozdzieliłem ich.
- Co się pan wpierdala!?-nowobogacki naparł na mnie- Tamten w kolejkę mi wszedł !
- Dzwonie na Policję......- szpakowaty poprawił kurtkę i wyciągnął telefon- Żeby ludzi w sklepie pod bankomatem napadać......Gdzie jest ochrona?
- Słucham?- uśmiechnąłem się.
- Co się szczerzysz,pedale?- nowobogacki był czerwony, zupełnie,jak nasze liniowe krawaty- Złodziei, kurwa, łap!!!
Szpakowaty odpuścił, wyraźnie roztrzęsiony, ruszył przez pasaż, w kierunku wyjścia. Zielona kurtka z demobilu, mignęła po raz ostatni w wiatrołapie. Klient nowobogacki, nagrywał mnie telefonem.
-Pan jest bezczelny!- krzyknął – Numer służbowy poproszę!
-A ja poproszę o zachowanie spokoju i zaprzestanie nagrywania- odpowiedziałem mu spokojnie. Nudzili mnie już ludzie. Podobnie, jak ten, prymitywny burak, który pewnie dokłada do osiedlowej knajpki i żyje dzięki kredytom. Albo kładzie kafelki na metry w Bahrendorf, lub innym Useburgu, co rodzi w nim przekonanie, że może nas wszystkich zwolnić, z dyrektorem sklepu włącznie.
-Gdzie tu można skargę złożyć?! Jutro będzie pan zwolniony!!- nie myliłem się, oni wszyscy byli do bólu schematyczni. Całkiem, jak ich żony, „nikogo i niczego nie szukające”, na Badoo, czy Fotka.pl.
-Może pan iść do punktu obsługi klienta, przy wejściu na halę sprzedaży.- czułem się jak głosowy automat.
Facet coś jeszcze burknął i poszedł, ale prosto, obok wysepki NTV, przez puste i uzbrojone czujką ruchu kasy, na halę sprzedaży.
- Jacek,zgłoś- Zdzichu Dmochowski z monitoringu miał ochrypły głos.
- Zgłaszam.....- Zaczynało się. Służba bez przerwy i w nerwach, tak poczułem.
- Dzwonili z pasażu, żeby Fryzjera wyprowadzić. Trzeba iść do kraty RTV. Aha... alarm, między trzynastką, a czternastką.
- Zaraz idę- Lama z linii kas miała oko i ucho na wszystko.
Najbliższe reklamówki jednorazowe, wisiały przy kasach samoobsługowych. Założyłem po dwie na rękę , jako substytut jednorazowych rękawiczek. Teraz spokój,nikt i nic cię nie ruszy. Idziesz i bierzesz Fryzjera,poza teren.....
Fryzjer leżał pod ławką, w kałuży moczu, chrapiąc, snem niesprawiedliwego. Dokoła było pusto, wrażenia zapachowe konkurowały z tymi w okolicach rzeźni . Głębokie westchnienie, chwyt pod ramiona i już! Ciągnąłem go pasażem, w kierunku bramy nr 2.Tym razem, ludzie pod wejściem do sklepu, udawali,że niczego nie widzą. Kierowca białego Punto zdążył zwolnić, w momencie kiedy Fryzjer oprzytomniał i próbował zaklinować się stopami o hopkę na przejeździe.
- Ty gruba kurwo!!! Ty pedale!!!!!- rozległ się wściekły okrzyk, gdzieś spod dzikich drzew owocowych, naprzeciwko ogrodzenia Krusu .-Zostaw go!
Czerwony Kapturek szedł w nieodłącznej, czerwonej czapce, z niegdyś czerwonym daszkiem i usiłował mnie storpedować wrogim, przeszywającym spojrzeniem. Twarz szakala, pokręcona latami nałogu, pewnie miała, w jego pojęciu, groźny wyraz Brnął przez pole mleczy, z których, jakby dla groteskowej ozdoby postaci, wypływały w górę całe chmury białego pyłu. Kichnął, zamieszał w rozporku i oddał się czynności, tendencyjnie wykonywanej w moim kierunku.
- Leję na ciebie, goń się, prosiaku, ciągnij się, kurwo jebana!!
- Wyglądasz, jak byś worek kartofli targał- Zdzichu nas nagrywał- Idziesz do tej kraty? Dzwonili drugi raz z RTV
- Łiiiiiiiii.....łiiiiiiiiiiiiii...........- Czerwony Kapturek imitował odgłosy świni w chlewie. Krzywił się przy tym i wyginał. Samochody przystawały. Zauważyłem,że niektórzy ludzie robili telefonami zdjęcia zza szyb aut, jeden z kierowców odsunął szybę.
-To jest właśnie ochrona! Biedaków szarpią, a mi tu lusterko z auta urwali, w tamtym tygodniu! Róbcie może, co do was należy!- zasunął szybę, prawie wjechał w klientkę na skrzyżowaniu wewnętrznych dróg parkingu, wymienili się klaksonami. Dlaczego ludzie mają głupie przekonanie, że służba ochrony pilnuje samochodów na parkingu? Wiaty z wózkami , były oklejone informacjami o treści „Parking niestrzeżony”.
Skierowałem się prosto do sklepu, minąłem skłócone małżeństwo, z płaczącym dzieckiem, uczepionym wózka klientowskiego. Prawie potrąciłem inteligenta ,w szarych spodniach na kant, rodem jeszcze z PRL, który palił papierosa, wpatrzony w komin Matexu, górujący majestatycznie nad terenem marketu.
W starym Passacie, przy otwartych drzwiach, siedziało kilku facetów w moim wieku, może trochę młodszych . Głuche uderzenia basów, zapewne też i krążąca w obiegu fifka, której nie zauważyłem i komentarz kierowcy:
- Przesraną masz gościu robotę. Ja bym poskładał tego typa, na bank.
- Co on ma w tym kaftanie, granaty?- usłyszałem kobiece pytanie, gdzieś z tylnego siedzenia.
- Nie,kurwa, wibratory ma-odparł męski głos. Kobieta roześmiała się, w sposób kompletnie zaprzeczający intelektowi.
Zdzich wręczył mi stary, rozpadający się zeszyt do kraty i klucze, z szarym,twardym zabezpieczeniem, w charakterze breloczka. Poszedłem tradycyjnie, przez alkohole. Na półkach błyszczały nie zabezpieczone Red Labele, dołożone w pośpiechu Grantsy, Finlandie Redberry. Gołe wszystko, jak moje konto, jeszcze przez 10 dni. Trzeba się wkręcić na zabezpieczanie alkoholi, pomyślałem, odpocznę trochę nerwowo. Klipsowanie patelni , to żmudna i mało fajna robota, ale z alkoholami, to już zupełnie inna sprawa. Mój ulubiony relaks, nigdy bym się nie obraził, gdyby służba polegała tylko na tym. Kto pracował w ochronie marketu,ten wie, jak cenny jest relaks.
- Bierzesz coś, czy wnosisz?- zapytałem pod kratą wiecznie niewyspanego studenta, w koszulce firmy Pomo.
- Klientka się uparła na laptopa, ale żaden jej nie pasuje.- odpowiedział przecierając oczy- Całą noc się do egzaminu uczyłem........
Pogrzebał trochę na półkach i przyniósł jasnobrązowe pudełko, z zawartością firmy Asus. Spisaliśmy EAN, godzinę,datę wyjścia sprzętu na sklep. Wrzuciłem zeszyt z kluczem do kieszeni bojówek i ruszyłem z magazynu w kierunku piekarni.
Zjadacz vel Chlebek grzebał w koszyku z darmowymi skrawkami chleba do degustacji. Ubrany w czarną wiatrówkę z białym emblematem "Nike" na plecach, porozrywane spodnie dżinsowe i niebieskie korkotrampki, z obciętymi korkami, zawiązane sznurówką żółtą lewy i zieloną linką prawy, patrzył w półkę ze ściennymi zegarami, na skraju stoiska z artykułami łazienkowymi i coś do siebie mówił.
-Fe fen fen......- język Zjadacza nadawał się raczej do rąk deszyfratorów zapisu czarnych skrzynek, niż sensownej konwersacji, z kimkolwiek. Na mój widok poszedł sam, jak oswojony piesek,po raz pierwszy tej służby, prowadzony nosem w kształcie żagla, aleją główną, w lewo przed odzieżą, potem na power aleję i do Poku, ale bliżej Tabak Shopu, bo się Kostka bał. Kostek, jako były arbiter PZPN, szybko zauważył boiskowe obuwie Zjadacza i ze śmiechem skomentował:
- Chlebek, a ty w jakiej lidze grasz?
Zjadacz nie odpowiedział, rozpędzał się. Wszedłem w bramki i aktywowały. Klucz od kraty....Wyjąłem klucz i zeszyt, położyłem na ladzie POK-u i nadałem przez radio
-To ja, kluczem od kraty.
Zgodnie z procedurą, przeszedłem bez klucza bramki jeszcze raz. Cisza.
-Policja idzie do akwarium.- nadała Lama z linii kas. Niska, krągła , na krótkich nóżkach. Wątpię, by budziła respekt w kimkolwiek. Ale ochrona, to wcale nie budzenie respektu, jak miała to wielokrotnie udowadniać. Podobna zupełnie do nikogo, szara boleśnie, ale niezwykle skuteczna zawodowo.
A więc zaraz będzie z głowy, zrobię przerwy na posterunkach i sam potem pójdę. Mówiąc szczerze, czułem powoli głód. Brnąłem przez kolejki, tamujące przejście linią. Nikt nikogo nie zapraszał do luźniejszej kasy. Jeśli kolejka zrobiła się zbyt długa i ostatni z klientów stał za niebieską linią wzdłuż kas,to szybko na taśmie lądowała trójkątna tabliczka.” Przepraszamy ostatni klient”.
Wpadłem na swoją niedoszłą żonę. Trzymała na rękach rozwrzeszczanego bachora. Udała,że mnie nie zna. Jej towarzysz,bardziej oparty o wózek, niż jadący nim, głaskał w prawej dłoni, kartę do bankomatu. Zmarszczki, początki łysienia, plus pierwsze siwe włosy. Mętne oczy, jeśli w nie dobrze zajrzeć, wyrażały zmęczenie. Tak to jest-powiedziałem do siebie w duchu- płać za jej dupę, mistrzu. Nie żałuję niczego.
Ujęte do wyjaśnienia, tłumaczyły się patrolowi, przy lekko uchylonych drzwiach do pomieszczenia dla ujętych. Posłuchałem przez chwilę. Jasne, nikt nie kradnie, tylko ta ochrona bierze pieniądze za samo stanie i dopierdalanie się do ludzi niewinnych. Kiedyś miałem pomysł na szyld : "Baza ludzi niewinnych". Pięknie by na drzwiach pomieszczenia dla ujętych wyglądał.
Zdzich wziął zeszyt z kluczem i niedbale rzucił je do pudełka za fotelem.
- Idź notatki skserować do Poku- trzeba było ponownie przez kolejki się przeciskać. Czerwony Kapturek stał w kasach samoobsługowych, ściskając nalewkę "Lipa z miodem" za 4.90 PLN, uszlachetnioną siarczynami. Wyraźnie się chwiał. Miałem zamiar ,od razu ,wyprowadzić go z błędnej nadziei, co do skuteczności zakupu trunku górnej półki, po który nisko należało się schylić. Skończyło się na zamiarze.
- Kradzież,mamy kradzież,klient wybiega przez dwudziestkę!!!!!!!!!- Zdzich wydarł się tak, że mi zatrzęsło w uchu słuchawką. Wyrwałem przez kasy, rzuciłem notatki na ławkę obok bankomatu WBK i przekląłem w duchu 110 kg masy, chociaż sklep wyssał ze mnie przez pół roku 20. Bieg,bieg ,bieg!
- Do bramy jedynki!- darł się Zdzich.
Potrąciłem parę, minąłem jakiegoś klienta zagadanego przez telefon, potykacz przy Zapiecku, ale Kostek wyprzedził mnie jednak. Jego pech. W wiatrołapie, uciekający złodziej , błyskawicznie obrócił się. Wyrwał jednocześnie coś zza pazuchy. Kleista, pomarańczowa smuga, rozprysła się, dokładnie na Kostka twarzy .
-Je....bany skurwy....syn- Kostek kaszlał zgięty wpół, zwymiotował na gumową wycieraczkę. Ostra woń gazu uderzyła mnie po oczach, wtargnęła w nozdrza, zacząłem łzawić, kichać. Nagle zrobiło się dokoła pusto. Ludzie, w pośpiechu, odchodzili spod bramy.
-Spierdala w stronę Matexu, żółta kurtka!!!- Zdzich też już prawie charczał.
Facet szybko biegł, chociaż miał pod górkę. Stanął na chwilę, obejrzał się. Dyszał też, ale mniej, niż ja W tym samym momencie, sięgnąłem prawa dłonią w tył, do Motoroli, zawieszonej na pasku do spodni.
-Stój, bo strzelam!!- zebrałem oddech na tyle, by móc krzyknąć. Złodziej....podniósł ręce do góry. Stał w połowie podjazdu, do małego parkingu przed Matexem, w równej linii z brzózką na łączce, pod którą siedział, prawie oprzytomniały Fryzjer. Szedłem, łapiąc oddech. Jednak co innego biegi, a co innego rower, niestety.
Motorola, pod uściskiem prawej dłoni, robiła się gorąca i mokra. Właśnie złamałem prawo. Ale za późno na odwrót.
- Mały, a dlaczego on się zatrzymał?- sądząc po sile sygnału, Biała obserwowała akcję z monitoringu.
- Są sposoby- chwyciłem mikrofon lewą ręką, nie odrywając prawej od Motoroli, schowanej pod kamizelką taktyczną. Złodziej był jakieś pięć metrów ode mnie. Skinąłem głową w geście, by szedł na dół. Kiedy minął mnie, szybko wyjąłem radio i przytknąłem mu koniec anteny do kręgosłupa. Docisnąłem.
- Zachowaj spokój i idź. Jak nie zaczniesz świrować, to będzie ok.
- Co, pewnie mnie pobijecie?- nie oglądał się nawet za siebie.
- Naoglądał się pan głupich programów. A poza tym, zaatakował gazem, pracownika ochrony na służbie.
- Pan mnie rozśmiesza. Nie macie uprawnień funkcjonariuszy publicznych.
Prowadziłem go jak najszybciej. Minęliśmy grupkę gapiów pod wejściem. Potem prosto, obok Classico Cafe, Deichmanna, do Poku. Wzbudzaliśmy powszechne zainteresowanie, facet wciąż trzymał ręce w górze, ale miałem wrażenie, że nie chodziło tylko o to. Starałem się koncentrować na ujętym, odciąłem uwagę od komentarzy za plecami. Kostek wycierał na Poku przemytą twarz. Dalej kichał. Kiedy go mijaliśmy, wykrztusił przez radio:
- On jest radnym w Kowarach- wierzyłem mu, Kostek był przecież z Kowar. No to pięknie. Radny złodziej, z próbą ucieczki. Sytuacja godna, przynajmniej, artykułu prasowego.
Ostatnio zmieniony sob 30 mar 2013, 17:30 przez Jack Wolf, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Literatura to to chyba jeszcze nie jest, nie zdziwiłbym się, gdyby nikt tego palcem nie tknął, bo orka się zapowiada mohutna. Błędy i nieporadności w ilościach paletowych, wypłatę Ci chyba dali w przecinkach, którymi - z braku wymienialności owej waluty - obsypałeś tekst bez ładu i składu, ogólny pierdolnik, ani śladu uporządkowania - tylko wyrzygane in extensio ochroniarskie uniwersum, góry wulgaryzmów jak leci, zagęszczenie akcji w przeliczeniu na linijkę na granicy percepcji, ale...
podoba mi się! :-)
Niektóre dialogi, sytuacje, wewnętrzne monologi bohatera i charakterystyki postaci (zwłaszcza meneli) mnie rozwaliły.
Jeśli rzeczywiście nikt tego tekstu nie weźmie, nie przejmuj się, nie dysponuję teraz nadmiarem wolnego czasu, ale masz u mnie weryfę bankowo - wcześniej czy później.

3
Dzieki za opinie Leszek. Mnie rozwala Twój nick. Pozytywnie, znaczy.
Życie marketu i nasza robota to góra wulgaryzmów. Nie chcę głaskać. Rozwalać,lać,szaleć. Na granicy percepcji. Aha....to mały kawałek. Zakończenie i tym podobne, tutaj nie znajduja się. Pozdrawiam!

4
Hej,
dodatkowo zdopingował mnie do zwiększenia nacisku na pedała
Ja rozumiem że w danym momencie naciska się jeden, ale w sensie przyśpieszenia chyba bardziej prawidłowo byłoby pedały.
nie miałem w tej chwili czasu, ani chęci na kontemplację widoków
Które w poprzednim zdaniu bohater nam opisał czyli zwrócił na nie uwagę.
Może to jeszcze nie kontemplacja, ale i nie dzikie gnanie po wynik.
Zagarniał powietrze ręką, uzbrojoną w patelnię, zupełnie, jak by chciał zagarnąć wszystkich przejezdnych na podwórko przed lokalem.
Powtórzenie.
- Hello- jakoś tak mi się wyrwało. Obejrzałem się za siebie. Idą chodnikiem dwie młodziutkie kurewki, ujmowane za kradzież trzech Snickersów i konsumpcję ćwiartki Krakowskiej w przymierzalni. Gdyby złożyć przód drugiej i tył pierwszej, to może bym się zgodził na eskortowanie do WC na suchej żywności.......
…...... …..... …....
…..,
Trochę niejasny ten fragment. Poza tym tekst sugeruje (mnie przynajmniej) że gdyby się zgodził to one eskortowałyby jego do tego WC a nie miało być odwrotnie?
"Zgodziłbym się na spacer w charakterze ich eskorty do WC"
w kamizelce taktycznej,zawierającej bidon z kawą po 0.60 groszy z automatu,rękawiczki ogrodowe,dwa telefony,Motorolę,ciemne okulary,drugi bidon z napojem izotonicznym
Wyszło że albo nie traktujesz Motoroli jako telefon (wtedy jest fajnie). Jeśli oba telefony były produktami tej firmy to wtedy (a po przecinkach spacje) :

rękawiczki ogrodowe, dwa telefony - Motorole, ciemne okulary
Pomyślałem o teście Zelmera, ale nie było prześcieradła. Test Zelmera,przez kobietę zdany, oznacza prześcieradło wessane w odbyt. Nasz,rzeczą jasną....
Wybacz ale słabe to. Od razu skojarzył mi się kawał o jednonogiej dziwce (słaby) z tekstu (bardzo fajnego - moim zdaniem) Dialektyka Noża autorstwa jednego z forumowiczów.
I czemu na litość "rzeczą jasną" a nie normalnie?
zasypana pobitymi szkłami
Rozbitym szkłem po prostu.
Ofoliowany transfer towaru, piętrzył się
Transfer się piętrzył?
Tradycyjny przejazd, wzdłuż elewacji sklepu, w bezpiecznej odległości, od podobnego do stalowego węża, rzędu wózków, po lewej stronie. Betonowe słupki, po prawej, grzały się w słońcu. Kilka młodych kobiet, ze sklepików na pasażu, oddawało się na nich, rytuałowi, regularnego palenia papierosów.
Jestem ostatnią osobą, która może się czepiać interpunkcji ale jakoś dużo tu tych przecinków.
-Może pan iść do punktu obsługi klienta, przy wejściu na halę sprzedaży. - czułem się jak głosowy automat.
Pogrubione wielką literą.
groźny wyraz Brnął
Brak kropki między zdaniami.
klientowskiego
Poważnie to jest poprawne?

Ktoś złapie więcej.
Ogólnie ilość nazw fajnie oddawała realność ale tylko na początku, później zaczęła mnie męczyć.
Nie jest to zły tekst, każdy widzi że to dzień z życia ochroniarza, który wie co pisze.
Mnie po zastanowieniu podobało się średnio.

Pozdrawiam i czekam na inną tematykę żeby zobaczyć co Autor jeszcze może,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

5
Motorola, jest to krótkofalówka. Radio po prostu, w naszym żargonie. Podobne ma Policja.
Wózki na towar, których używają klienci sklepu, to wózki klientowskie. Ok- nasz żargon.
Transfer się piętrzył, a jakże;))) Transferem określa się towar przewożony z obiektu głównego na satelitę, lub inny obiekt. Znowu nasz żargon;)
Drobiazgi typu brak kropki umykają mojej uwadze. Z prostej przyczyny- dla mnie to błahostka. Lub robota dla redaktora. W***** się? Za to mu płacą;))))
Ostatnio zmieniony czw 07 mar 2013, 14:59 przez Jack Wolf, łącznie zmieniany 1 raz.

6
Smród w okolicy rzeźni, dobiegający z lasku, po prawej stronie szosy
Jak dla mnie za dużo tego na raz - rzeźnia, lasek i prawa strona szosy.
odcięta nienaturalnie pogłębionym rowem
Pogłębianie rowów nigdy nie jest naturalne - o co dokładnie chodziło? Że zbyt głęboki?
Ustawiczna budowa portretów pamięciowych, wzięła na moment górę nad sportową koncentracją
Bardzo nie podoba mi się to zdanie.
ubranie czułem jak ciężki, nasycony potem balast
Bardziej "odczuwałem"(albo "było jak").
kropelka rozlała się, trochę nawiązując do otarcia łez
Na pewno nawiązując? Raczej mogłaby przekonać/zachęcić.
No przecież(spacja)- flak(spacja)-(spacja)tylko że bez oleju
Możesz mówić, że to sprawa dla redaktora, ale ktoś, kto czyta ten tekst przed nim, będzie po prostu zniechęcony przez takiego typu błędy(i do redaktora tekst nie dotrze).
ujmowane za kradzież trzech Snickersów i konsumpcję ćwiartki Krakowskiej w przymierzalni
A skąd o tym wie?
może bym się zgodził na eskortowanie do WC na suchej żywności
Jak dla mnie, zdanie niezrozumiałe.
z kawą po 0.60 groszy z automatu
Nie ma monety mniejszej niż grosz - 0,60 może być złotego - tutaj, sześćdziesiąt(słownie liczby) groszy.
automatu,rękawiczki ogrodowe,dwa telefony,Motorolę,ciemne okulary,drugi bidon z napojem izotonicznym.
Na miejscu potencjalnego wydawcy odłożyłbym tekst po czymś takim - "skoro nie chciało mu się dać spacji, to pewnie nie zależy mu na wydaniu - mi też nie będzie".
Siedziała na środkowym z trzech niebieskich krzeseł
Niezgrabne zdanie.
Pies za żywopłotem(...)W głębi przystanku siedziało trzech meneli
Strasznie nudny, na dodatek nieciekawie napisany fragment, który(w moim odczuciu) nic nie wnosi do tekstu.
Włosy, po umyciu głowy można by pewnie uznać za siwiejące
Podkreślone wyrzucić i będzie dobrze - "umyć włosy" po prostu będzie.
w butach zawiązanych,odpowiednio-lewy drutem,prawy sznurkiem konopnym
Zbyt przekombinowane jak dla mnie - i szkoda drutu, można dać na złom.
miała obrzydzenie w głosie i oczach
Okropne stwierdzenie.
Niko zgłoś- powiadomiłem
"Zgłoś" to raczej rozkaz/prośba, a nie powiadomienie.
Dziewczynka cały czas oglądała się z zaciekawieniem, matka szarpała ją nerwowo, za lewy nadgarstek.
Między częściami zdania nie masz żadnego łącznika, na przykład "a matka".
nowobogackiego, niezdarnym lewym prostym. Wyprowadzał cios z przekleństwem na ustach. Nowobogacki
Powtórzenie.
przez puste i uzbrojone czujką ruchu kasy
Lepiej brzmiałoby bez "i".
Założyłem po dwie na rękę
Na dłoń.
chrapiąc, snem niesprawiedliwego
Snem sprawiedliwego można spać, nie chrapać.
Wyglądasz, jak byś worek kartofli targał
Jakbyś.
Czerwony Kapturek imitował odgłosy świni w chlewie
A poza chlewem świnie brzmią inaczej?
rodem jeszcze z PRL
Bez "jeszcze".
Kobieta roześmiała się, w sposób kompletnie zaprzeczający intelektowi
Nie jestem pewien czy miało chodzić o zaprzeczenie jej intelektu(bo po prostu niezbyt inteligentna), czy śmiech był w jakiś sposób zadziwiający/ nie do pojęcia.
zeszyt do kraty
Nic mi to nie mówi.
nie zabezpieczone Red Labele
Niezabezpieczone.
korkami, zawiązane sznurówką żółtą lewy i zieloną linką prawy
Co się tak uparłeś, że każdy menel ma mieć każdy but zawiązany czymś innym?
Zjadacz vel Chlebek grzebał w koszyku z darmowymi skrawkami chleba do degustacji(...)patrzył w półkę ze ściennymi zegarami, na skraju stoiska z artykułami łazienkowymi
Jakoś nie pasuje mi widok stoiska do degustacji chleba obok łazienek.
Na mój widok poszedł sam, jak oswojony piesek,po raz pierwszy tej służby, prowadzony nosem w kształcie żagla, aleją główną, w lewo przed odzieżą, potem na power aleję i do Poku, ale bliżej Tabak Shopu, bo się Kostka bał.
Konstruuj krótsze, bardziej zrozumiałe zdania - to może wyjść tylko na dobre.
głaskał w prawej dłoni, kartę do bankomatu
Trzymał w prawej i głaskał prawą? To raczej przeciągał przez nią palce.
Ujęte do wyjaśnienia, tłumaczyły się patrolowi, przy lekko uchylonych drzwiach do pomieszczenia dla ujętych.
Kto się tłumaczył? Zasygnalizuj w jakiś sposób zmianę sceny, bo panuje u Ciebie straszny chaos.
Kostek kaszlał zgięty wpół, zwymiotował na gumową wycieraczkę. Ostra woń gazu
Jaki gaz do samoobrony powoduje wymioty?

Bardzo mi się nie podobało z jednego, prostego powodu - tekst ma pełno błędów wynikających z braku korekty autora - brak spacji, znaków interpunkcyjnych, długie, niezrozumiałe zdania - jeśli myślisz o poważnym pisaniu, to musisz się za to zabrać.
Interpunkcja do gruntownej korekty - mam wrażenie, że wstawiałeś w tekście przecinki "na czuja" i niezbyt wyszło.

Sama historia: mogłaby być dobra, ale w tekście panuje taki chaos, że ciężko wyłapać informacje ważne i przeskoki z jednej sytuacji do drugiej. Co do "slangu" - stosowanie dodaje klimatu, ale przydałoby się wyjaśnić szaremu czytelnikowi o co chodzi.

PS. Ostrzegaj przed wulgaryzmami w tekście!

7
Dzięki, zaqr. O to mi chodzi- merytoryczne uwagi, a nie pierdzielenie "pisz, masz talent". Ale:
- Wie, za co ujmowane, bo sam ujmował przecież. Tylko kiedyś,wcześniej, ok.
- Niko zgłoś, czy Linia zgłoś, czy Pok zgłoś- są to przyjęte na tym obiekcie ,sposoby zwracania się do siebie na służbie
- Chleb do degustacji jest o kilka kroków od stoiska AGD. Tesco Jelenia Góra, Al. Jana Pawła 17 II A. Można się naocznie przekonać;)
Przecinki były na czuja. Nigdy nie potrafiłem nauczyć się interpunkcji. Tekst jest chaotyczny, muszę przyznać. Pojechałem swoim torem wyobraźni. Mogę zmienić temat kilkanaście razy na kilkanaście minut rozmowy. Bez problemu. I skrzyżować jabłonkę z psem- sama się będzie podlewała;))) Co do meneli, to tak, uparłem się. W ramach fanaberii. Żeby byli dziwni,kolorowi i rozwalali czytelnika. Pozdrawiam!
P.S.
Ostrzeganie przed wulgaryzmami obiecuję. Nie,żebym to uznawał z serca. Regulamin to regulamin. Dzięki za zwrócenie uwagi.

8
Językowo nie wiadomo, w co pierw ręce włożyć... Błędów jest dużo. Przekombinowane zdania, powtórzenia wszelkiej maści, momentami różne inne cuda... Interpunkcja i sam zapis (Sorry, my tu nie jesteśmy redaktorami, których obowiązkiem jest wkurzanie się na tekst i nam nikt za to nie płaci - jesteśmy czytelnikami i dla nas trud wstawienia chociaż spacji tam, gdzie trzeba, mógłbyś sobie zadać. Zwłaszcza, że to robi różnicę przy czytaniu. Łatwiej się czyta, kiedy słowa, części zdania są właściwie rozdzielone, niż gdy czytelnik musi to sam "przerabiać". Niby nic, a robi różnicę, zwłaszcza, gdy chce się przeczytać uważnie.)
Jack Wolf pisze:dodatkowo zdopingował mnie do zwiększenia nacisku na pedała.
Nacisk na (kogo? co?) pedał! (no chyba, że chodzi o homoseksualistę, ale chyba jednak nie to miałeś na myśli).
Jack Wolf pisze:Ustawiczna budowa portretów pamięciowych, wzięła na moment górę nad sportową koncentracją.
Co to jest "ustawiczna budowa portretów"? Strasznie kombinujesz. Chodzi jak rozumiem o nawyk zapamiętywania twarzy spotykanych osób, tak? Nawyk tak głęboko wpojony, że nawet gdy facet jest skoncentrowany na czymś tam, to i tak zapamiętuje każdego dokładnie? To po prostu tak to opisz. Zastanów się też, na ile świadomie w tym momencie on to robi. Czy po prostu migną mu detale i zostaną, czy od razu na bieżąco będzie ten widok "przepracowywał"? To mogłoby robić różnicę w narracji.
Jack Wolf pisze:Zagarniał powietrze ręką, uzbrojoną w patelnię, zupełnie, jak by chciał zagarnąć wszystkich przejezdnych na podwórko przed lokalem.
Powtórzenie. No i "jakby" piszemy w tym wypadku łącznie.
Jack Wolf pisze:40 minut i 12 sekund, była nadzieja na super czas.
Tutaj liczby raczej słownie.
Jack Wolf pisze:- Kurwa jebana mać......- rzuciłem pod nosem, wyrównując ciężki oddech. Zsiadłem z roweru,zrzuciłem plecak.
Wielokropek ma mieć dokładnie trzy kropki. I to naprawdę wystarczy.
Pogrubione powtórzenie.

kropelka rozlała się, trochę nawiązując do otarcia łez
Nie wciskaj czytelnikowi "symboliki". Niech sobie sam stwierdzi, do czego mu ta spływająca kropelka nawiązuje.
Jack Wolf pisze: z kawą po 0.60 groszy
raczej po sześćdziesiąt groszy (chyba że w Twoim świecie płaci się częściami groszówek, ale na razie nic na takie odmienności nie wskazuje).
Jack Wolf pisze:- Dzień dobry- usłyszałem dwa, zgrane, młode głosy.
- Hello- jakoś tak mi się wyrwało. Obejrzałem się za siebie. Idą chodnikiem dwie młodziutkie kurewki, ujmowane za kradzież trzech Snickersów i konsumpcję ćwiartki Krakowskiej w przymierzalni. Gdyby złożyć przód drugiej i tył pierwszej, to może bym się zgodził na eskortowanie do WC na suchej żywności.......
…...... …..... …....
….., stałem w drzwiach celi, w kamizelce taktycznej,zawierającej bidon z kawą po 0.60 groszy z automatu,rękawiczki ogrodowe,dwa telefony,Motorolę,ciemne okulary,drugi bidon z napojem izotonicznym.
-Kiedy przyjedzie Policja?- zapytała znudzona pierwsza. Siedziała na środkowym z trzech niebieskich krzeseł. Pod wyskrobanym, w białej farbie, napisem o treści: "Kiedy mnie kurwy stąd wypuścicie?", obok oświadczenia "19.04.2012, tu byłam, Bania Bolkuf" i "Ciecie to gestapo".
Za którymś razem załapałam, o co mniej więcej chodzi w tym przeskoku, ale mówiąc szczerze, to trochę za bardzo tu namieszałeś. To "ujmowane" wpada kompletnie znikąd, później dostajemy scenę w czasie przeszłym, potem znów przeskok do użerania się z rowerem. Przydałoby się to jakoś uporządkować albo chociaż dodać wskazówki, co, w jakiej kolejności tak naprawdę się odbywa.
Jack Wolf pisze:matka kilkuletniej dziewczynki, z pięknym, jasnym warkoczem, miała obrzydzenie w głosie i oczach. Dziewczynka z kolei, przyglądała się Fryzjerowi z pewnym zaciekawieniem.
Powtórzenie.
Jack Wolf pisze:Poszedłem tradycyjnie, przez alkohole. Na półkach błyszczały nie zabezpieczone Red Labele, dołożone w pośpiechu Grantsy, Finlandie Redberry. Gołe wszystko, jak moje konto, jeszcze przez 10 dni. Trzeba się wkręcić na zabezpieczanie alkoholi, pomyślałem, odpocznę trochę nerwowo. Klipsowanie patelni , to żmudna i mało fajna robota, ale z alkoholami, to już zupełnie inna sprawa.
Powtórzenia.
Jack Wolf pisze:Na mój widok poszedł sam, jak oswojony piesek,po raz pierwszy tej służby, prowadzony nosem w kształcie żagla, aleją główną, w lewo przed odzieżą, potem na power aleję i do Poku, ale bliżej Tabak Shopu, bo się Kostka bał.
Za dużo, zbyt niezrozumiale. Pomijając to nużące wyliczanie elementów na trasie... Z tego zdania wynika, że Zjadacz po raz pierwszy na tej służbie (trochę, jakby to jego służba była) gdzieś tam poszedł, jak oswojony piesek... A chyba jednak chodzi o to, że to narratorowi po raz pierwszy na tej służbie udało się delikwenta pozbyć bez problemów, nie?
Wiadomo - da się domyślić, zrozumieć... Ale w pisaniu nie chodzi o to, żeby czytelnik się domyślił, tylko, żebyś to napisał, co miałeś na myśli.
zaqr pisze:
głaskał w prawej dłoni, kartę do bankomatu
Trzymał w prawej i głaskał prawą? To raczej przeciągał przez nią palce.
Raczej: "Gładził palcami kartę do bankomatu" (wyszczególnienie ręki bym sobie darowała). W każdym razie "przeciągać palce przez kartę" też nie gra.
Ujęte do wyjaśnienia, tłumaczyły się patrolowi, przy lekko uchylonych drzwiach do pomieszczenia dla ujętych. Posłuchałem przez chwilę. Jasne, nikt nie kradnie, tylko ta ochrona bierze pieniądze za samo stanie i dopierdalanie się do ludzi niewinnych. Kiedyś miałem pomysł na szyld : "Baza ludzi niewinnych". Pięknie by na drzwiach pomieszczenia dla ujętych wyglądał.
I jeszcze troszkę powtórzeń.

Nie wypisywałam wszystkiego. Raczej kilka obrazków różnych tendencji. Starałam się też w miarę możliwości nie powielać tego, co już inni wskazali. Poprawianie interpunkcji i zapisu zupełnie zostawiłam.

Na język sobie pomarudziłam... Co mogę pochwalić? Tempo akcji na pewno. Nie znam się, ale mam wrażenie, że zagęszczenie tych wszystkich wydarzeń, komunikatów, scen, dobrze oddaje rzeczywistość (w każdym razie - wychodzi to wiarygodnie). Niestety, wprowadziło to chaos do tekstu. To by się dało naprawić, nie tracąc dynamiki, ale trzeba wprawy (no i dość gruntownej przeróbki). Niemniej pod względem dynamiki jest to niezła próba. Narrator też wypada ciekawie.
Żargonowe słownictwo jest tutaj na pewno cenne dla nadania klimatu, natomiast miejscami mógłbyś pomyśleć o wrzuceniu nienachalnych wyjaśnień. Jak z tą motorolą. Zauważ, że na końcu dało się to wyjaśnić:
nie odrywając prawej od Motoroli, schowanej pod kamizelką taktyczną. Złodziej był jakieś pięć metrów ode mnie. Skinąłem głową w geście, by szedł na dół. Kiedy minął mnie, szybko wyjąłem radio i przytknąłem mu koniec anteny do kręgosłupa. Docisnąłem.
Czytelnikowi byłoby jednak wygodniej śledzić tę scenę od początku, gdybyś tę informację, że motorola to krótkofalówka przemycił nieco wcześniej.
I w podobny sposób można się uporać z różnymi innymi rzeczami.

Pozostawiam do przemyślenia i życzę powodzenia w dalszych próbach.
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron