376

Latest post of the previous page:

Godhand, w pewnym sensie chciałem tutaj tak na "szybkiego" rozwiązać te problemy, które da się opisać w kilku zdaniach. Bo do Tu wrzuć przygotuję porządniejszy tekst, przy którym przynajmniej ja nie będę widział błędów.

Ale dzięki za podpowiedź.

Caroll, no zapewne tak. Po prostu chciałem poprosić o krótką weryfikację, ponieważ sporo oceniających rozpisało się z błędami.
A black secret in the shadows of ancient times
Forgotten knowledge the rocks now teach me
About the Trollking's war against a poisonous pig
The stone whispers, but it tells no lie.

378
Mearqur pisze:
Caroll, no zapewne tak. Po prostu chciałem poprosić o krótką weryfikację, ponieważ sporo oceniających rozpisało się z błędami.
Tu masz przykład...

379
Mearqur pisze: Co do Relana (najmłodszego), była to postać nie istotna. W gruncie rzeczy mógłbym go w ogóle ominąć, tak samo jak Thinna, ale dwie rodziny koczownicze, to trochę za mało. Chciałem zrobić sztuczny tłum - czy w takiej sytuacji mimo wszystko powinienem.
Nie rozwinąć, zwyczajnie w świecie - pokazać. A co zrobiłeś? Nazwałeś je i tyle.
Mearqur pisze:Odnośnie tych wulgaryzmów - klną przede wszystkim Hog, ponieważ jemu nadałem taki charakter. Czy mógłbyś rozwinąć tą uwagę na temat kolidowania, ponieważ starałem się, aby tylko określone osoby ich używały, a pozostałe tylko akcentowały pewne sytuacje. Oczywiście mogło to inaczej wyjść w oczach czytelników.

Język tekstu stoi w opozycji do wulgarnego języka bohaterów. Trochę to zakrawa groteską. Trochę.
Mearqur pisze:Gdzie robię błąd w zapisie dialogów. Napisz tutaj, może ktoś jeszcze się dorzuci. Z tym akurat wiedziałem, że mogą być problemy.
Na przykład tutaj:
- Spokojnie, może nie będzie aż tak źle. - odpowiedział drugi.


A jak to powinno się prezentować?
- Spokojnie, może nie będzie aż tak źle - odpowiedział drugi.
Kropka wszystko chrzani. Odwołuję do publikacji pt.: "Praktyczny słownik interpunkcyjny" autorstwa Artura Dzigańskiego. Tam dowiesz się o wiele więcej.

Summa summarum: więcej plastyczności, dziel tekst na sceny i sequele. Pracuj zarówno nad scenami, jak i sequelami. Później próbuj to łączyć: w końcu musi się udać.

380
Witam,

Jako, że nasza bitwa już się zakończyła (choć nie jest zsumowana) to każdy może zadać swe pytania (Magic miała jakieś), no i czekam na Rzeźnię Leszka.

Pozdrawiam,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

382
Caroll, ale jeszcze nie ogłoszono oficjalnie, który tekst jest czyj, więc do tego czasu Wy, Autorzy, chyba nie będziecie mogli dyskutować.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

383
Przepraszam - myślałem że zakończenie (nawet nieoficjalne) łamie klauzulę tajności.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

384
Też tak myślałam, kochani. :)

Na przyszłość - kłódka oznacza zakończenie, czasami (np. dzisiaj) nie mogłam od razu wszystkiego podliczyć. Więc już można wtedy się przyznawać i dyskutować.

385
No i już po tajności :)

Caroll serdeczne gratulacje!

Przegrać z takim tekstem, i takim przeciwnikiem to przyjemność granicząca z tą towarzyszącą własnej wygranej.

B.A.:

Spełniło się ;)


Pozdrawiam,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

386
I mogłam się założyć kto napisał który tekst. Jednak macie indywidualne style. :)

Gratuluje i dziękuję za lekturę.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

388
20 kwiecień 2010

No, wiadomo.


”- Cześć synku - zawołała automatycznie w kierunku przedpokoju.”

Wykrzyknik by się przydał po zawołaniu. Odruchowo, nie automatycznie.

„Do kuchni wszedł szczupły, niski i krótko obcięty chłopak.”

Ejże. Kat mu to zrobił? Krótko obciął?

„Z nieśmiałą miną podszedł do matki, przystanął kilka kroków przed nią.”

Bloki. Mała kuchnia. Będzie kilka kroków?

”Teresa kroiła cebulę z uśmiechem na twarzy.”

Odporna jest. W ogóle motyw z cebulą jest troszkę niewygodny. Od cebuli walą ręce, więc chyba dziecko nie byłoby szczęśliwe z głaskania po głowie.

„Każdy dzień bez problemów był zwycięstwem. Niesiona na fali tego zwycięstwa mogła pozwolić teraz na chwilę ciszy, relaksując się zwykłością dnia i obowiązków.”

Z tym niesieniem na fali jest bardzo górnolotnie. Może tak:
Uszczęśliwiona kolejnym mogła pozwolić teraz na chwilę ciszy, relaksując się zwykłością dnia i powszedniością obowiązków.

"Mateusz odchrząknął. Zbierał się na odwagę."

Mateusz odchrząknął. jakby zbierając się na odwagę.

„- Kurwa BEZ PRZECINKA mać. Muszę czasem wyjść mamo.”

A to dlatego, że pokazuje niestaranność. Na ogół w tekście przecinków brakuje. Tutaj przecinek znalazł się z powodów, które trudno wyjaśnić.

„Teresa popatrzyła w okno. Już dawno przyzwyczaiła się do chaosu uczuć na jaki była skazana.”

Do tego chyba nie da się przyzwyczaić. Można wypracować procedury radzenia sobie z problemem. Przecinek po uczuciach.

„Relaksacyjna zwykłość dnia oraz spokój ducha ulotniły się jak za sprawą zręcznego iluzjonisty.”

Nie podoba mi się. Może tak?
Relaksująca zwykłość dnia oraz spokój ducha znikły, jak karty w rękach zręcznego iluzjonisty.
Albo:
Relaksująca zwykłość dnia oraz spokój ducha znikły, jakby były sztuczką zręcznego iluzjonisty.


„Mati wstał, pocałował czule matkę w czoło i poszedł do swojego pokoju.”

Może dla odmiany w policzek, nie będzie źle.

”Oczywiście zgłoszono pobicie na policję, jednak Mateusz nie potrafił powiedzieć nic o sprawcy, więc z góry wiadomo było jak sprawa się zakończy. Irek wiedział, że pani Teresa potrzebowała "policji z ludzką twarzą" więc zadzwoniła do niego. Też był w końcu policjantem, choć z sąsiedniego miasteczka.”

Ta policja „z ludzką twarzą”…

Oczywiście zgłoszono pobicie na policję, jednak Mateusz nie potrafił powiedzieć nic o sprawcy, więc z góry wiadomo było jak sprawa się zakończy. Dlatego Teresa zadzwoniła do Irka, zresztą nie pierwszy raz. W końcu też był policjantem, choć z sąsiedniego miasteczka.

„Wziął delikatnie jej dłoń i zamknął w swojej.”

Zamknął w swoich. Chodzi o gest wsparcia a nie intymną czułość.

”- Możesz mi opowiedzieć, co zdarzyło się w tamtego dnia?”

To było wczoraj!

„Może będę mógł pomóc, wiesz, poza oficjalnym śledztwem. - Mrugnął wesoło do chłopaka.”

Błąd w zapisie.
Może będę mógł pomóc, wiesz, poza oficjalnym śledztwem- mrugnął wesoło do chłopaka.

„Bo przecież jest inteligenty, wie jak jest cynicznie trafne. - Pękła jakaś niewidzialna tama i teraz z oczu pani Teresy płynęły już potoki łez.”

Bo przecież jest inteligenty, wie jak jest cyniczne i zarazem trafne – pękła jakaś niewidzialna tama i teraz z oczu pani Teresy płynęły potoki łez.
Bez „już’ bo przedtem nie zaznaczono, że oczy ma zaszklone, załzawione.

„Pokręcił głową, westchnął i poszedł do samochodu.”

Święty Ireneusz? Nie uśmiechnął się mimowolnie? Przy całym tragizmie położenia pani Teresy napis jest komiczny.

„Mateusz Moterowski zniknął następnego dnia.”

Szyk zdania. Następnego dnia Mateusz Moterowski zniknął.


”Katarzyna uwielbiała chodzić do parku wieczorami. W tej części był pusty i cichy. Uważała że to dla niej wyzwanie, bo przecież w krzakach mogły czaić się pająki, a ona cierpiała na arachnofobię."

No nie bardzo uwielbiała. Przecież to było ćwiczenie woli, związane z bardzo nieprzyjemnymi wrażeniami.
Czyli raczej tak:
Katarzyna wieczorami spacerowała po parku. Wtedy był pusty i cichy, nie było świadków zmagań, jakie toczyła sama ze sobą. Traktowała te spacery jak wyzwanie, bo przecież w trawie czy krzakach mogły czaić się pająki, a ona cierpiała na arachnofobię.

„Nagle usłyszała jakiś dźwięk i odruchowo przykucnęła za koszem na śmieci. W świetle latarni zobaczyła chłopaka.”

Idąc powoli alejką usłyszała nagle jakiś dźwięk i odruchowo przykucnęła za koszem na śmieci. W słabym świetle świetle latarni zobaczyła chłopaka.
Między „arachnofobią” a „nagle” musi być jakiś łącznik, który wskazuje, że Katarzyna właśnie robi to, co każdego wieczoru.
Latarnia powinna świecić raczej słabo, bo jakby park był oświetlony jasno, to Mateusz dostrzegłby ją również, jeszcze zanim kucnęła za koszem.

”Katarzyna patrzyła. Czuła się dziwnie. Odraza, strach, fascynacja i ciekawość walczyły o pierwszeństwo w peletonie jej uczuć.”

Metafora z peletonem nie pasuje. Trzeba prościej i strawniej.
Katarzyna patrzyła, odczuwając na przemian strach, odrazę i fascynację. To było dziwne doświadczenie.

„Kucała zdecydowanie zbyt blisko trawiastego pobocza.”

Trawnika. Po prostu.

„Wepchnęła go do mieszkania, nie dając nawet czasu na ściągnięcie butów.”

Wciągnęła. To nie to samo, odwrotne ustawienie figur w przestrzeni.
Czyli:
Wciągnęła Irka do kuchni, ignorując jego nieśmiałą próbę ściągnięcia butów.

„Próbowałam się do niego dodzwonić, komórka jest wyłączona. Zgłosiłam zaginięcie - wiem że obiegowa opinia o czekaniu czterdzieści osiem godzin to bzdura. Obdzwoniłam szpitale, straż miejską nawet izby wytrzeźwień. Dziś rano już nie wiedziałam co robić. Zadzwoniłam do ciebie.”

Stanowczo za mało, jak na zaniepokojoną, a z upływem czasu zrozpaczoną matkę. Liczebnikowi „czterdzieści osiem” trzeba dopasować odpowiedni przypadek. Czyli:
Próbowałam się do niego dodzwonić, komórka jest wyłączona. Kontaktowałam się z kolegami, ale nikt Matiego nie widział od wyjścia ze szkoły. Zgłosiłam zaginięcie – wiem, że obiegowa opinia o odczekaniu czterdziestu ośmiu godzin to bzdura. Obdzwoniłam szpitale, straż miejską, zadzwoniłam nawet do nawet izby wytrzeźwień. Obeszłam wszystkie knajpy i dyskoteki, przeszukałam osiedle. Dziś rano już nie wiedziałam, co robić. Zadzwoniłam do ciebie.

„Wiedział, że Mateusz jako chory jest według wewnętrznego podziału policji w pierwszej grupie zaginionych. Obejmowała ona osoby, co do których istnieje realna możliwość że chcą popełnić samobójstwo, osoby małoletnie do lat piętnastu, których zaginięcie zgłasza się po raz pierwszy, oraz osoby chore bądź upośledzone wymagające opieki.”

Policja jest oczywiście wewnętrznie podzielona, ale to nie ma nic do procedur. Łopatologia posunięta stanowczo zbyt daleko. Krócej, krócej.
Wiedział, że Mateusz jest według policyjnej klasyfikacji w pierwszej, najbardziej zagrożonej grupie zaginionych – potencjalnych samobójców, małoletnich, których zaginięcie zgłaszane jest po raz pierwszy, oraz chorych i upośledzonych.
Teraz: co z tego wynika?
Na przykład to:
Tak więc rutynowe procedury już trwają, ale na razie policja nie ma powodu, by zajmować się rzeczami chłopaka.
I dalej:
Muszę przeszukać pokój Matiego – powiedział Irek.

„Wiedział że nawet w toku postępowania pokój Matiego nie będzie przeszukiwany.”

A to zdanie warto opuścić, już jest niepotrzebne.

”Dwie godziny później wychodził z laptopem Mateusza pod ręką.”

Godzinka chyba wystarczy, liczba skrytek w pokoju nastolatka jest mocno ograniczona. Pod ręką ma się ważne papiery albo gotówkę i nie dotyczy to czynności noszenia.
Godzinę później, nie znalazłszy niczego podejrzanego wyszedł od Moteckiej z laptopem Mateusza pod.pachą.

”Był już wieczór, kiedy Mateusz wszedł do parku. Przechadzał się uliczkami, siadał na ławkach, patrzył przez chwilę w niebo i ruszał dalej. Maraton w intencji spokoju ducha.”

Dlaczego? Czemu łamie rutynę, ustalone z matką modus vivendi? Sensowna przyczyna jest jedna – szuka dziewczyny, w obecności której wykonał dwa dni temu przedstawienie. Całkowicie świadomy jej obecności.

"Na jego drodze stanęła dziewczyna."

Jeśli tak było, stroną aktywną nie jest Katarzyna, tylko Mateusz. Podchodzi i nawiązuje kontakt.

„- Cześć.”

Zaczyna Mati, przyglądając się jej uważnie.

„- Cześć.”

Katarzyna odpowiada. Chwilę milczą, ona przejmuje inicjatywę.
- Widziałam cię.

"- Ciebie może nie, ale... - Mateusz wskazał na odblaskową przypinkę.”

Wskazał na spinkę. O tym, że jest odblaskowa już wspomniano.

„Nie odpowiedział. Zaśmiał się tylko sztucznie, jakby to miało rozładować panujące w przestrzeni napięcie.”

Nie jestem pewien, czy koniecznie musi być napięcie. Dalsze zachowanie Katarzyny wskazuje raczej na swoistą naturalność w relacji, mimo arachnofobii. Czytam to jako spotkanie pokrewnych dusz, funkcjonujących w jakiś sposób na obrzeżach „normalnego” życia. Czyli śmiech Mateusza może maskować ostrożność w udzielaniu szczerych odpowiedzi.

”- Chcesz iść ze mną? - wyszeptała jakby bała się że pająk zeskoczy z jej dłoni i zginie, powodując też śmierć tej chwili.”

No nie, przecież ona walczy ze swoją przypadłością. Spaceruje po parku, utrzymując dystans od miejsc, gdzie pająki mogą przebywać. Samemu sobie byłoby niesłychanie trudno zaaplikować uderzeniową metodę zwalczania fobii. No i przejście od lęku PRZED pająkami do lęku O pająki nie wydaje się wiarygodne. Myślę, że jako test poczucia bezpieczeństwa wystarczyłoby wejście na trawniki i dotknięcie trawy gołą dłonią.

„- Więc? - Jej oczy świdrowały pytająco.”

„Świdrowały”. Brzydkie słowo z negatywną konotacją.
W oczach miała nieme pytanie. Albo jakoś tak.

”Pająk towarzyszył im prawie pod dom Katarzyny.”

Fuj. Nie ma gada.

”Kiedy miałem kilkanaście lat zafascynował mnie bunt.”

Nie przyglądałem się temu fragmentowi, bo on jest w całości nie do utrzymania. Ze względu na fabułę, że względu na prawdopodobieństwo psychologiczne, ze względu na styl.

„Nie mógł zdecydować.”

Nie mógł się zdecydować, nie umiał podjąć decyzji.

„Niemal widział pękające serce Teresy, kiedy ta usłyszy prawdę. Ma prawo wiedzieć, pomyślał.”

Niemal widział serce pani Teresy, pękające w chwili, gdy powie jej prawdę. Ale przecież ma prawo wiedzieć, pomyślał.

„- Cześć Iruś, co to? - wskazała na wydruk. - Wiesz? Mateusz już jest!”.

- Cześć Iruś, co to? - wskazała na wydruk. - Wiesz? Mateusz właśnie wrócił! Nawet nie zdążyłam do ciebie zadzwonić.
Teresa jest porządnym człowiekiem i powinna się usprawiedliwić, bo Irek jest pierwszą, bądź jedną z pierwszych osób, do których zadzwoniłaby po powrocie syna.

„- To? Policyjne papiery. - Zmiął kartkę w dłoni i wcisnął do kieszeni kurtki.”

Złożyl. Zmięcie policyjnych papierów nie wyglądałoby wiarygodnie.

Wydaje mi się, że nie jest źle. Problem jest głównie tam, gdzie go wszyscy wskazywali.
Purot jest Poirot? :-)

[ Dodano: Wto 05 Mar, 2013 ]
Tekst nr 2


”Cedrowa podłoga była przyjemnie ciepła, dlatego przez moment bawiła się wodząc nagą stopą po wygładzonym drewnie, wyczuwając nierówności i słoje.”

…wyczuwając słoje i drobne nierówności.

„Zapewne dlatego, że gdzieś po drodze gubili własne zdanie. Tomiko swoje opinie rozdawała za darmo, przynajmniej tak się wszystkim wydawało.”

Zapewne dlatego, że gdzieś po drodze gubili świadomość tego, co się wydarza. Bo Tomiko swoje opinie (nie opinie - słowa, zdania, opowieści) rozdawała za darmo, przynajmniej tak się wszystkim wydawało.

„Po głębszym namyśle można było zauważyć, że w zamian brała odpowiedzialność, podejmowanie decyzji i własne refleksje, a od niektórych nawet wolną wolę.”

Dopiero po głębszym namyśle można było zauważyć, że w zamian brała odpowiedzialność, podejmowanie decyzji i osobiste refleksje („własne” jest mylące), a od niektórych nawet wolną wolę.

„Możliwe, że bez nich było znacznie lżej, natomiast sama Tomiko z upływem czasu doliczyła się stanowczo zbyt wielu odpowiedzialności i całego worka refleksji, przemyśleń i wątpliwości, których nie było z kim dzielić.”

Możliwe, że ludziom bez nich było znacznie lżej, jednak dla Tomiko z upływem lat stanowiły coraz większy ciężar, którym z nikim nie można się było podzielić.
Skrócenie, żeby w następnym zdaniu wrócić do szczegółowego wyliczenia.

„Jedynym, który potrafił coś Tomiko zabrać był czas, jednak, jako strasznie kapryśny osobnik, za nic nie połakomił się na nagromadzone przewiny, całkowicie ignorował trudne decyzje, za to chętnie zabierał energię, żwawość i gładkość skóry, zostawiając po sobie siateczkę zmarszczek i siwe włosy.”

Jedynym, który potrafił ukraść coś (odwracamy to, co robiła ludziom bohaterka) Tomiko był czas, lecz nigdy nie połakomił się na nagromadzone przewiny, całkowicie ignorował trudne decyzje, za to chętnie zabierał energię, żwawość i gładkość skóry, zostawiając po sobie tylko siateczkę zmarszczek i siwe włosy.
Rezygnacja z upostaciowania czasu jako kapryśnego osobnika da lepszy styl.

„Czasami Tomiko bardzo chciała umieć samą siebie przekonać do czegoś tak łatwo jak innych ludzi, niestety była niezmiernie uparta i odporna na własne argumenty.”

Tomiko chciałaby samą siebie przekonać do czegokolwiek tak łatwo, jak innych ludzi, niestety była niezmiernie uparta i odporna na własne argumenty.
Prostowanie poszatkowanego, źle brzmiącego zdania.

„Pozostawało jej, w ramach relaksu, wędrować samotnie brzegiem morza do Dai-tan’o, małej świątynni i cedrowej sali, gdzie przez jedno popołudnie pozwalała innym za siebie decydować.”

Pozostawało jej, dla wytchnienia, wędrować samotnie brzegiem morza do Dai-tan’o, małej świątyni z cedrową salą, gdzie przez jedno popołudnie pozwalała innym decydować za siebie.
Niezauważona literówka w „świątyni”.
Relaks – jakoś mi nie pasuje do języka opowieści, zbyt współczesny wyraz.

„Miał ciemne, intrygujące oczy i był bardzo pewny siebie.”

To jest domysł, nie opis. Wyglądał na pewnego siebie. Sposób, w jaki wykonywał przydzielone mu czynności znamionował pewność siebie.

„Tkał komplementy niczym barwne gobeliny, otulając nimi Tomiko, troskliwie i starannie.”

Zrezygnowałbym z przecinka po Tomiko.

„Słuchała go uważnie, przez moment z nadzieją, szukając za zasłoną słów czegoś więcej niż gładkich frazesów.”

Słuchała go uważnie, może nawet z nadzieją, szukając za zasłoną słów czegoś więcej niż gładkie frazesy.

”- To dla mnie prawdziwy zaszczyt słyszeć pochwałę padającą z twoich ust, pani Tomiko.”

Zrezygnowałbym z „padającej”.

„Z podniecenia? Zadowolenia? Wzruszenia? Może tak. A może nie”.

Z podniecenia? Zadowolenia? Wzruszenia? A może z całkiem innych powodów.
„Może tak, może nie” staje się refrenem użytym w dwóch różnych kontekstach. Chyba tutaj lepiej z niego zrezygnować.

„ – ALE teraz, zostaje mi jedynie podzielić się z tobą opowieścią.”

Tomiko nawiązuje do tego, że będąc w tym wieku może sobie co najwyżej poopowiadać.

„- Pani Tomiko, będzie to niezwykły przywilej słuchać. Twoje opowieści są balsamem dla umęczonych dusz.”

- Pani Tomiko, jej słuchanie będzie niezwykłym przywilejem. Twoje opowieści są balsamem dla umęczonych dusz.

„Jest coś, czego pragniesz. Zobaczymy czy wystarczająco mocno - pomyślała.
Dlatego rozpoczęła opowieść:”


Jest coś, czego pragniesz. Zobaczymy czy wystarczająco mocno - pomyślała i rozpoczęła opowieść:

Ja sama, gdy się nad tym zastanawiam, miałabym wiele innych nazw.”

Ja, gdy się nad tym zastanawiam, potrafiłabym nadać mu wiele innych nazw.

„Zazdrościłam mu łatwości, z jaką zdobył serca moich bliskich”…

Wielokropek byłby na miejscu, dla oddzielenia epickiej opowieści od opisu nacechowanego osobistą emocją.

„Zakochałam się w nich i w jego śmiechu: niskim, gardłowym.”

Moźe myślnik zamiast dwukropka byłby lepszy.

„Zwykłe. Prozaiczne. Bez krzty magii.”

„Prozaiczne” w tym zestawie nie pasuje. Bezbarwne? Szare? Martwe?

„Ale czas zawsze z nas drwi.”

Nieprzyjemne w brzmieniu. I czas jest znowu osobą, obdarzoną aktywnością. Ale czasu nie da się zatrzymać żadną magią?


„O wschodzie słońca, choć nie padły żadne słowa, wiedziałam JUŻ, że mój kochanek odejdzie.”

„Patrzył w milczeniu na białe mewy kołyszące się grzędach fal i mimo iż siedział obok mnie, na rozgrzanym słońcem piasku, myślami był gdzieś daleko, na innym brzegu, o którym śpiewało morze.”

Grzędy fal są super, ale na grzędach ptaki (kury) się raczej moszczą albo siedzą, mogą wskakiwać, gramolić się, nie kołysać. Piasek może być ciepły, bo ma w sobie ciepło poprzednich letnich dni, o wschodzie słońca nie mógł się jeszcze nagrzać.

”- Zatrzymaj się i wyjaśnij powód najścia – rozkazała Tomiko, podnosząc się.”

Może warto dodać motyw okrywania się ręcznikiem, intruz nie jest masażystą.

„Wtedy zauważyła sztylet w jego dłoni.”

Dopiero wtedy zauważyła…

„Światło, odbijające się na wąskim ostrzu broni, hipnotyzowało.”

OD wąskiego ostrza.

„- Tova, nie… Nie możemy – powiedział.”

Musi zrobić coś bardziej wyrazistego. Tova jest przecież głuchy, więc musieli wypracować jakiś sposób porozumiewania.

”Nie miała szans minąć go, nawet jeśliby pobiegła, napastnik zdążyłby ją chwycić, a mimo, że był niski, siłą na pewno przewyższał jej możliwości.”

To nie tak. Tomiko w niebezpiecznej sytuacji zachowuje racjonalność i zastanawia się nad tym, jak się wyratować. Bieg w stronę faceta z nożem, który nie słucha poleceń nie ma sensu. Raczej nie zdąży wybiec na taras i zaalarmować reszty mnichów krzykiem. Dobrze byłoby wprowadzić coś, co będzie miało znaczenie w następnych sekundach. Na przykład takie: „Wokół nie było nic, za czym mogłaby się ukryć, czym mogłaby odeprzeć atak, była tylko mata, ręczniki i mały stolik, służący do rytuału parzenia herbaty. Za daleko.”
To jest zresztą najtrudniejszy pisarsko fragment – dynamiczna kulminacja, która jakoś musi korespondować z nastrojem reszty opowieści.

„Nie po raz pierwszy przeklęła w myślach swoją wątłą posturę.”

Raczej wiek. Postura (w sensie, że drobna) nie musi mieć wpływu na szybkość poruszania się.

”W tym momencie głuchy mnich zaatakował, czując, że kobieta gra na zwłokę.”

Opis „czucia” chyba niepotrzebny, nie wiemy, co ma w głowie, jest tylko statystą z jednym zadaniem.

„Szybkim krokiem pokonał odległość dzielącą go od Tomiko i wyprowadził pchnięcie. Shun, dzięki temu, że stał blisko, przyjął cios na siebie i z całej siły uczepił się ramienia napastnika.”

Troszkę bym pozmieniał. To tylko sugestia.
Jednak nie trafił kobiety. Shun błyskawicznie wsunął się między nich, przyjął cios na siebie i z całej siły uchwycił ramię napastnika.
Bardzo trudna scena.

„Ale Tomiko nie dała mu okazji poprawić błędu. Z całej siły trzasnęła go w głowę drewnianym taboretem.”

Ale Tomiko, zawsze zachowująca zimną krew nie dała mu okazji do naprawienia błędu. Doskoczyła do stolika, chwyciła go i z całej siły uderzyła mnicha w głowę.

„Shun krzyknął. Najwyraźniej ostrze wbiło się głębiej pod ciężarem ciała.”

Shun krzyknął, widocznie ostrze wbiło się głębiej pod ciężarem ciała.

”- Nie, już nie boli – powiedziała łagodnie Tomiko, ujmując jego dłoń.”

- Nie, już nie boli – powiedziała łagodnie Tomiko, głaszcząc delikatnie jego zaciśnięte na ręczniku dłonie.
Mnie się wydaje, że w przypadku ciężkiej rany odruchowo uciska się ją z całej siły oburącz.

„- Koniec, hm – Tomiko zamyśliła się.”

- Koniec, hm – Tomiko przerwała na chwilę, porządkując myśli (sięgając do wspomnień).
Zamyślenie może trwać i pół godziny, a Shun właśnie umiera.

„Ludzie opowiadali sobie, że roztrzaskałam głowę swojego kochanka kamieniem, wycięłam i zjadłam jego język, by skraść dar pięknej mowy, a ciało rzuciłam na pastwę morza.”

Ludzie opowiadali sobie, że roztrzaskałam głowę kochanka kamieniem, zjadłam jego język by skraść dar pięknej mowy, a ciało rzuciłam na pastwę morza.
Uprościłbym, żeby miało lepszy rytm, treść komunikatu się nie zmienia.

Powtarzali to tyle razy, że czasem zastanawiam się, czy tak się nie stało. Może moja wersja to tylko coś, w co chciałam wierzyć? I powtarzałam sobie tyle razy, aż stała się wspomnieniem?”

Słyszałam to tyle razy, że czasem zastanawiam się, czy to aby nie prawda. Bo może moja wersja to coś, w co chciałam wierzyć? Tak bardzo, że stała się wspomnieniem?
Takie tam…wygładzanie kantów. Może bez sensu.

”- Pamiętam, że stałam na brzegu, cała przemoknięta – mówiła dalej, nie zważając na puste już spojrzenie Shuna. – Mewy zerwały się do lotu, krzycząc spłoszone, a wiatr niósł ich żale pod niebiosa.”

- Pamiętam tylko, że stałam na brzegu, cała przemoknięta – mówiła dalej, chwytając bezwładną dłoń Shuna i nie zważając na jego puste już spojrzenie. – Spłoszone mewy zerwały się do lotu, krzycząc (chrapliwie, przenikliwie), a wiatr niósł ich żale pod niebiosa.

„Jeńcem? Obawiam się, że nie wiem, o czym mówisz. Zamachowiec nie przeżył – oznajmiła chłodno, nie odrywając wzroku od morskiej toni.”

- Jeńcem? Obawiam się, że nie wiem, o czym mówisz. Przecież to zamachowiec nie przeżył – oznajmiła chłodno, nie odrywając wzroku od morskiej toni.


”- Matkę i siostrę. Mieszkają w rybackiej wsi, BEZ PRZECINKA Sokuma, niedaleko stąd.”

„Tomiko wspominała.
- Jeżeli pozwolisz ludziom wystarczająco wiele razy powtórzyć słowa, staną się one dla nich prawdziwe. A prawda? Kogo obchodzi prawda – zaśmiał się, rozwinął skrzydła i skoczył. Spośród morskiej piany wzbił się ku słońcu biały albatros. Choć rozpytywała później, nikt inny go nie widział.”


Jakoś by to inaczej napisać. Bóg dający dar wygłasza tekst a la Goebbels. Bogowie nie lekceważą prawdy, jakim przykładem byliby dla ludzi? Lepiej nawiązać do owego daru.
Na przykład. Daję ci moc słuchania i moc rozdawania opowieści. Sama zdecydujesz, co w nich będzie prawdą.
Skok z miejsca jest jakiś mało przekonujący. Raczej: zaśmiał się, wstał i pobiegł ku falom, rozwijając wielkie białe skrzydła.

Według mnie prawie nie ma błędów. Drobiazgi stylistyczne, jako się rzekło kwestia subiektywna. Tak samo jak propozycje zmian.
Wyrazy szacunku i gratulacje z okazji zwycięstwa.

390
Leszku, dzięki, za analizę.
Twoje uwagi są ciekawe. Rzeczywiście da się wygładzić kilka rzeczy stylistycznie.
Co do innych:
Leszek Pipka pisze:„Zapewne dlatego, że gdzieś po drodze gubili własne zdanie. Tomiko swoje opinie rozdawała za darmo, przynajmniej tak się wszystkim wydawało.”

Zapewne dlatego, że gdzieś po drodze gubili świadomość tego, co się wydarza. Bo Tomiko swoje opinie (nie opinie - słowa, zdania, opowieści) rozdawała za darmo, przynajmniej tak się wszystkim wydawało.
Ta zmiana moim zdaniem całkowicie zmienia sens i odbiór. Jest bardziej narzucająca czytelnikowi interpretację.
„Słuchała go uważnie, przez moment z nadzieją, szukając za zasłoną słów czegoś więcej niż gładkich frazesów.”

Słuchała go uważnie, może nawet z nadzieją, szukając za zasłoną słów czegoś więcej niż gładkie frazesy.
może nawet sugeruje, że Tomiko nie była pewna co czuje.
Leszek Pipka pisze:Może warto dodać motyw okrywania się ręcznikiem, intruz nie jest masażystą.
Nigdzie nie wspominam, że Tomiko jest rozebrana.
Leszek Pipka pisze:„- Tova, nie… Nie możemy – powiedział.”

Musi zrobić coś bardziej wyrazistego. Tova jest przecież głuchy, więc musieli wypracować jakiś sposób porozumiewania.
Czytanie z warg na przykład.
Leszek Pipka pisze:Doskoczyła do stolika, chwyciła go i z całej siły uderzyła mnicha w głowę.
Stołek jest na pewno zręczniejszy niż taboret. Jednak doskakiwanie jest takie... filmowe...:)
Zamyślenie może trwać i pół godziny, a Shun właśnie umiera.
Co niekoniecznie musi ją obchodzić prawda? :P
Leszek Pipka pisze:Jakoś by to inaczej napisać. Bóg dający dar wygłasza tekst a la Goebbels. Bogowie nie lekceważą prawdy, jakim przykładem byliby dla ludzi? Lepiej nawiązać do owego daru.
Zależy jacy bogowie. Rozumiem argument, jednak tutaj dotyczy to już pewnej kreacji świata.

Końcówka - gdy teraz na nią patrzę - jest ewidentnie urwana i widać przeskok myślowy. Skok wziął się z faktu, że stał na skale, czego nie napisałam, więc w oczywisty sposób jest niejasne. Te ostatnie zdania dodane zostały z mniejszą pieczołowitością. Co widać, niestety.
Dziękuję za wnikliwe pochylenie się nad tekstem. :)
C.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

391
„Może będę mógł pomóc, wiesz, poza oficjalnym śledztwem. - Mrugnął wesoło do chłopaka.”

Błąd w zapisie.
Może będę mógł pomóc, wiesz, poza oficjalnym śledztwem- mrugnął wesoło do chłopaka.
Nie.
ObrazekObrazekObrazek

Wróć do „Bitwy literackie”

cron