WWW- Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziała mama i niebo pękło na pół.
WWWDni były szare i dziwne. Po dwóch tygodniach nieustającego deszczu powietrze przesiąkło wilgocią, która niosła dźwięki miasta na odległości, o jakich się nie śniło butom siedmiomilowym. Najlżejszy warkot silnika brzmiał w uszach jak tumult szarżującej kawalerii. Natężone tony nie sprawiały przykrości w zaułkach dookoła Grodzkiej, każdego ranka nabrzmiałych mgłą i stukotem obcasów, bo dzięki nim odnosiło się wrażenie, że mimo porannej pustki miasto żyje. Miasto spuchnięte i napęczniałe, jak gąbka, drgające w kroplach deszczu, który strumieniami spływał z barokowych gzymsów kościoła św. Piotra i Pawła i wydzierał z gardeł uniwersyteckich rzygaczy. Ale gdy wychodziło się zza kamiennych bastionów Starego Miasta na Aleje - co tam zresztą Aleje, już w końcówce ulicy Szewskiej, rozlewającej się szeroką deltą w skrzyżowanie pod Bagatelą, dźwięki nachodziły jeden na drugi, zderzały się, kłębiły w eterze przesiąkniętym zapachem spalin i zamiast chopinowskiego preludium bębenki wystukiwały tylko kakofonię, natarczywe strojenie orkiestry przed koncertem. Wtedy w głębi czaszki kiełkował ból.
WWWListopad przyszedł horrendalnie spóźniony. Ludzie zerkali na karty kalendarzy z narastającą irytacją, podczas gdy październik ciągnął się i ciągnął, aż trzeba było dopisać ołówkiem kilka dodatkowych dni po trzydziestym. W końcu jednak nastał Dzień Wszystkich Świętych i cmentarze rozmigotały się światłem. Jak co roku Perpetua poparzyła sobie palce przy zapalaniu znicza i jak co roku usiadły z mamą na samym szczycie wzniesienia, do którego przylgnęły groby podgórskiego cmentarza. Znicze migotały pomiędzy drzewami jak oszalałe stado świetlików. Właśnie wtedy mama powiedziała
WWW- Nie chcę o tym rozmawiać
WWWi Perpetua pomyślała, że to niesprawiedliwe, bo przecież po to są Zaduszki, żeby rozmawiać o zmarłych.
WWW- To niesprawiedliwe – powiedziała, ale wtedy mama dodała
WWW- Bardzo cię proszę
WWWi zamilkły obie, a potem już nigdy nie wracano do tego tematu.
WWWNastępnego dnia kilka lat później straż miejska złapała ją na czerwonym świetle, kiedy szła na uniwersytet. Było to głupie, bo miała jeszcze 10 minut do wykładu i ledwie Planty do przejścia, ale z obu stron nic nie jechało, więc weszła na pustą zebrę. Kiedy dotarła na drugą stronę, czekał już na nią uśmiechnięty funkcjonariusz z pęczkiem mandatów w ręku.
WWW- Co to, nie widzieliśmy czerwonego? - zagadnął i odhaczył jeszcze jakąś kieszonkę w swoim pancerzu wspomaganym.
WWW- Rzeczywiście – Perpetua złapała się tej linii obrony, a potem dodała dla większej wiarygodności. - Strasznie przepraszam. Śpieszę się na wykład, to dlatego. Jestem już pięć minut spóźniona. Ojej. Nie dałoby się...
WWW- Studentka – przerwał jej strażnik odkrywczo. - Aha. Wy, studenci. Tyle macie przyznanych ulg, to myślicie, że i przepisy was już nie dotyczą? Daj palec, ugryzą całą rękę. Taka to dzisiaj młodzież.
WWWPerpetua pomyślała, że to strasznie szkoda, że nie potrafi się rozpłakać na zawołanie.
WWW- No to mandacik będzie. Poproszę dokumenciki.
WWWBardzo długo oglądał jej legitymację, i jeszcze dłużej wklepywał nazwisko w bazę danych, robiąc przy tym dziwne miny. Jak gdyby było jakieś skomplikowane. W rezultacie weszła na aulę dziesięć minut po czasie i musiała usiąść obok Hieronima, bo pozostałe wolne miejsca były na samym przedzie, a przecież student prędzej sięgnie po romantyczną poezję niż odważy się zająć pierwsze ławki.
WWW- Cześć, Perpe – powiedział Hieronim. - Dobrze, że jesteś. Nie chciałabyś przeczytać mojego nowego wiersza? Jestem z niego całkiem dumny, ale obiektywna krytyka i tak dalej, rozumiesz.
WWWO Boże, pomyślała Perpetua, jeszcze i to. Kiwnęła głową z przyzwoleniem i pomodliła się szybko do dowolnego bytu transcendentnego, który akurat słuchał, żeby wiersz był znośny. Co prawda Szaniecki mówił właśnie coś ważnego o Adenauerze, ale po takim początku dnia Perpetua spisała swoje życie na straty i nie miała ochoty zajmować się kwestiami, które istotne okażą się dopiero na egzaminie.
WWWWiersz było dość dobry.
WWW- Niezłe – powiedziała. - Gdzie go wyślesz?
WWW- Nigdzie – parsknął Hieronim. - To i tak chłam przecież.
WWWPerpetua policzyła do trzech, wypuściła powietrze z płuc i stwierdziła:
WWW- Aha.
WWWSzaniecki oznajmił, że jeśli ktoś nie będzie wiedział na egzaminie tego, co właśnie powiedział, odeśle go z dwóją bez możliwości poprawy.
WWWW wieczornych wiadomościach podano, że wojna w zachodniej Afryce ma się ku końcowi, połowa posłów wyszła ostentacyjnie z obrad sejmu, ponieważ Warwiński w dosadnych słowach obraził SnRPK, a pan Wojciech z Suwałk ma zabawne hobby kolekcjonowania kamieni nerkowych.
WWW- Co powiedział? - spytała mama znad rachunków.
WWW- Kto?
WWW- Warwiński o Stowarzyszeniu.
WWW- Nie wiem, nie podali – powiedziała Perpetua, a ponieważ prezenterka zgodnie ze swoim stanowiskiem przystąpiła do prezentacji kolekcji pana Wojciecha, przełączyła na Teatr Telewizji. W tym tygodniu puszczali Mayday Raya Cooneya. Po wiekach wystawiania w Bagateli wreszcie ściągnięto go z desek teatru i przeniesiono na mały ekran, ale po dziesięciu minutach wytężonej uwagi Perpetua stwierdziła, że to i tak w niczym mu nie pomogło. Na Polsacie leciał kolejny remake Głupiego i głupszego. Na TVNie serial o perypetiach miłosnych ludzi ze stolicy. Zgasiła telewizor i wpatrzyła się tępo w czarną ścianę plazmy.
WWW- Wyjdźże gdzieś – podsunęła mama.
WWWZadzwoniła po Lawinię i wyszła.
WWW- Słuchaj, co się stało – powiedziała Lawinia konspiracyjnym tonem, kiedy zasiadły w końcu na surrealistycznie kolorowych sofach Spokoju. - Słuchaj, bo to nieogarnialne. Karol się rozstał z Krzysztofem!
WWW- Boże, ale czemu?
WWW- Krzysztof się przespał z jakimś przypadkowym chłopakiem na imprezie. Ale mieli już kryzys od dłuższego czasu. Karol chodzi strasznie roztrzęsiony. Wczoraj się wyprowadził.
WWW- To tragiczne – stwierdziła Perpetua.
WWWJeśli rozpadał się związek Krzysztofa i Karola, to co było pewne na tej ziemi?
WWWKilka minut po zmierzchu wpadli do nich Hieronim z Atanazym. Poprzez stare kawałki The Knife cicho szumiała wentylacja. Rozżarzone główki kadzidełek gnuśniały zapachem Indii; ich mdły aromat nasycał smak syropu z porzeczki, który kłębił się w piwie jak dym papierosowy. Na kanapach w głębi sali rechotali turyści, Hiszpanie albo Włosi, niewielka różnica, w mieście zawsze było ich na pęczki. Bywały dni, Perpetua kiedyś liczyła je nawet, gdy potrafiła przejść przez Szewską nie słysząc ani jednego słowa w ojczystym języku. Miasto było z tego dumne. Europejska stolica kultury.
WWW- Młode talenty z Grupy Nowa Kultura wystawiają wernisaż – powiedział Hieronim. – Przejdziemy się?
WWWHieronim znał się dobrze z młodymi talentami z Grupy Nowa Kultura, ponieważ sam był młodym poetą okresu schyłku. Pisał wiersze hermetyczne i przesiąknięte absolutnym minimalizmem formy; Perpetua uważała, że wydawnictwa biłyby się o niego, gdyby tylko wysłał je gdziekolwiek.
WWW- Ile? - spytała Lawinia.
WWW- Wstęp? Darmo.
WWW- Możemy się przejść – przyznała Perpetua. - Co będziemy tutaj robić?
WWW- Nie ufam Nowej Kulturze – powiedziała Lawinia. - Podobno kiedyś zorganizowali happening, zebrali setkę ludzi pod Ratuszem, a potem biegali między nimi z wiadrami pełnymi niebieskiej farby...
WWW- To była akwamaryna, a nie niebieski – zaprotestował Hieronim.
WWW- Ja tam nie wiem. W każdym razie wiadra nie były długo pełne, a ubrania długo potem nie nadawały się do użytku. Nie jestem pewna, czy chcę poświęcać swoje dżinsy na rzecz sztuki przez duże eSz.
WWW- Głupia jesteś! Tamta manifestacja miała na celu oczyszczenie ducha poprzez zbrudzenie materii. Katharsis. Jesteś najlepszym przykładem, jak rzeczy materialne nas zniewalają. Już nie mamy przedmiotów codziennego użytku, tylko to one nas posiadają... Kurde, jakie znaczenie ma stary sweterek wobec idei puryfikacji? Zresztą nie widziałaś, jak obłędnie wyglądała potem płyta rynku. Pollock nowej generacji.
WWWLawinia się obśmiała.
WWW- Daleko wam, mój drogi, do Pollocka!
WWW- A czego chcesz od sztuki? - zdenerwował się Hieronim. - Wycieniowanej pędzlem martwej natury? Sedesu wypełnionego książkami? Instalacje przeżyły się tak samo jak sztuka figuratywna, teraz dzieło musi wychodzić do odbiorcy i wciągać go nie tylko w odbiór, ale też w sam moment kreacji. Przenikanie wymiarów, odbiorca staje się dziełem. To wielkie rzeczy! A ty to sprowadzasz do paradygmatu szafy.
WWW- Nie będzie takich rzeczy, Law – zapewnił Atanazy ugodowo. - Twoje sweterki są bezpieczne.
WWW- Wolałabym iść na imprezę.
WWW- Noc jest młoda, będzie potem czas. Zgarniemy Mikołaja i skończymy na Wielopolu. Perpe?
WWW- A tam – powiedziała Perpetua. Wentylacja konsekwentnie międliła zapach Indii.
WWWWieczór był ciepły i jasny, drzewa dookoła rynku ciągle pełne kolorów, co niedorzecznie kontrastowało z robotnikami stawiającymi pierwsze budki świątecznego kiermaszu. Ale Halloween odeszło już w zapomnienie, więc galerie i sklepowe witryny powoli zaczynały obrastać w bombki na sztucznych choinkach. W Rossmanie kasjerki założyły mikołajowe czapki.
WWW- Hej, wybieracie się gdzieś dzisiaj? Z ulotką piwo za piątkę i szoty wódki po złotówce.
WWWNiebo było czyste jak rozpacz. Ponad Sukiennicami lśniła blado jedyna gwiazda, z trudem przebijając się przez miejską łunę. Wiatr sunął nad chodnikami miękki jak skórka brzoskwini i strząsał od czasu do czasu brunatne liście z tych nielicznych robinii akacjowych, które się ostały po ostatniej przebudowie rynkowej płyty. Z każdą przebudową było ich coraz mniej. Nie tylko wokół rynku, bo wszędzie na ulicach remonty ciągnęły za sobą ofiary we florze. Miasto się rozrastało, mieszkańcy potrzebowali przestrzeni, a samochody miejsc do parkowania. Ludzie jak ludzie, kochają zieleń i są jacy byli, tylko problem parkingowy ma na nich zgubny wpływ.
WWWNowa Kultura lubiła estetykę brutalistyczną i zagnieździła się ze swoim wernisażem w podziemiach hotelu Forum, który przysiadł nad Wisłą w odległej, tylko przez nielicznych jeszcze pamiętanej przeszłości i od tamtego czasu spoglądał w stronę zamku niczym Barad-dûr rzucające wyzwanie Minas Tirith. Co jakiś czas powstawały projekty jego przebudowy albo wyburzenia, ale od kiedy trafił na listę zabytków (klasyczny przykład architektury drugiej połowy XX wieku) nikt nie czuł zapału do przekopywania się przez zastępy biurokratycznych obostrzeń inżynieryjnych i architektonicznych. Miasto nie miało pieniędzy, były ważniejsze inicjatywy, jak przedwczesne wyprowadzenie piaskarek na ulice, żeby tym razem nie pozwolić zaskoczyć się zimie. Dlatego poświęcano liczne pokoje i obszerne podziemia na wynajem dla zubożałych bisnessmanów lub alternatywnych grup artystycznych i jakoś się to kręciło, chociaż budynek wyglądał na taki, co to nie do końca ma nawet prawo stać.
WWW- Drodzy moi najmilsi – powiedział Hieronim, stając przed wejściem i robiąc szarmancki ruch w kierunku bileterki. - Pozwólcie sobie przedstawić Kalitę zwaną Kalitą. Kalita, okaż sympatię.
WWW- Cześć – okazała sympatię Kalita. - Żadnych płatności, wstęp za jeden podpis. Trzymajcie, tu są długopisy.
WWWOglądnęli z zaciekawieniem biało-czarne ulotki powielone na ksero. Prostą czcionką widniało na nich oświadczenie, że Ja, Niżej Podpisany/a, Przysięgam Uroczyście Nieść Światło I Nowy Wymiar Wrażliwości Na Wszystkie Strony Miasta. Atanazy pochwalił pomysł, wyrażając się z pełnym uznaniem o inicjatywie.
WWWRaz dwa trzy schody i oplotła ich ciepła wilgoć podziemi. Zapach miał w sobie coś z tropików: pot, tani alkohol, papierosy i coś jakby słodkość egzotycznych kwiatów, których zmieszane wonie ulatywały z ciał skropionych perfumami. Powietrze dudniło od ciężkich basów muzyki drgającej w odrapanych ścianach. Wtedy po raz pierwszy odkryli, że nie będzie to wernisaż o jakich się czyta w literaturze. Hieronim zapytał: A coście myśleli? Karol powiedział, że w sumie dobrze, a Lawinia mruknęła tylko z dezaprobatą. Lawinia studiowała filologię klasyczną i wierzyła w stare formy.
WWWNie było gładkich ścian zawieszonych obrazami w gustownych ramach, dystyngowanych gości snujących się cichutko pomiędzy antyramami, powitania gospodarza, toastu winem, wykwintu. W pierwszej sali na lewo dudniła muzyka i rytm skaczących ciał – tam wernisaż miał swoje centrum i stamtąd jego puls rozchodził się po labiryncie podziemi jak przyspieszone adrenaliną uderzenia serca albo ciepłota jądra ziemi. Dopiero dalsze zakątki piwnic tłumiły zgiełk muzyki na tyle, by pozwolić na skoncentrowanie opinii. Gołe żarówki wyciągały spośród cieni ściany, z których farba odchodziła płatami rozległymi jak płaszczki. Ale nikt nie patrzył na te oznaki rozkładu, ponieważ ludzie skupiali się wokół rozmów poza zasięgiem żarówek, w miejscach gdzie rozrzedzone światło rozmywało kształty w impresjonistyczne niedomówienie.
WWWJakiś znajomy zaczepił Atanazego i Hieronima, a Lawinia ironicznym komentarzem na temat współczesnego rocka progresywnego przebiła się do ich rozmowy, przez co Perpetua nagle straciła towarzyski punkt zaczepienia i została sama. Pomyślała ze smutkiem o gruncie i spojrzała pod nogi: betonowa podłoga była zachlapana świeżą farbą i Perpetua z wdzięcznością przyjęła tę nową pobudkę dla umysłu. Nieregularne linie kolorów prowadziły w głąb korytarza. Ruszyła ich śladem nie podnosząc wzroku i przemierzyła tym sposobem kilka następnych pomieszczeń, odkrywając po drodze bogatą florę: czarne rurki, pomarańczowe trampki, spódnicę etno, czerwoną sukienkę, fioletowe rurki, rurki, etno, trampki. Wpływ przynależności do artystycznej bohemy na wybór garderoby, pomyślała. Praca magisterska z zakresu socjologii.
WWWŚlady farby jednak nigdzie nie prowadziły. Przepełniło ją dogłębne rozczarowanie, więc stanęła i podniosła głowę. Przypadkowo trafiła na dzieło sztuki – bezsprzecznie musiało był co dzieło sztuki, bo miało autora, tytuł i opis. Nazywało się Wierność Odysa i tworzył je peerelowski fotel oraz miednica zawieszona nad nim do góry dnem. Opis mówił: 1. usiądź wygodnie w fotelu, 2. włóż głowę pod miednicę, 3. posłuchaj muzyki, 4. wstań z fotela. Tak zrobiła. Otoczyła ją cisza i szum morza płynący z jej własnych bębenków. Aha, pomyślała, rozumiem. To to, o czym mówił Hieronim – wciągnięcie odbiorcy w sam moment kreacji. Wytężyła pamięć, odnalazła melodię i zanuciła cichutko „Hello, I love you” z Waiting for the Sun.
WWWPoszła dalej i znalazła szkice węglem złączone w cykl o tytule Demon. Szkice były rysowane silną ręką, energicznie i agresywnie. Z niektórych wydzierał ostry uśmiech obłąkanego zaplątany w gęstwinę czarnych linii. Wiele szkiców urywało się w jednej trzeciej kreski – Perpetua znalazła nawet taki, który tylko z trzech kresek się składał. Spodobał się jej. Nie była pewna, ale miała wrażenie, że będzie w stanie odtworzyć go własnym nakładem sił.
WWWŚciany trzeciego pomieszczenia pochlapano farbą. Perpetua długo wpatrywała się w barwne wzory abstrakcyjne, ale nie odkryła ani sensu życia, ani niczego więcej.
WWWPotem znalazła instalacje świateł. Lampy poskładane z butelek, puszek, kapsli i korków zwisały z sufitu i wirując, rozświetlały ograniczającą je przestrzeń tysiącem migotliwych rozedrgań. Wśród tych drżących prześwitów Perpetua spędziła najwięcej czasu. Przypominały las w pełni dojrzałego popołudnia, kiedy wiatr ożywia słońce pomiędzy listowiem. Salka była niewielka, przechodnia i daleko od pulsującego jądra imprezy. Tutaj, na peryferiach labiryntu, z utworów sceny alternatywnej dało się słyszeć jedynie ciężki bas, który zlewał w jedno wszystkie wymyślne gatunki.
WWWKiedy w końcu odnalazła normalne płótna, znalazł ją Atanazy.
WWW- Trzymaj piwo – powiedział, podając jej plastikowy kubek. - Co słychać? Zwiedziłaś już wszystko?
WWW- Wystarczająco – stwierdziła Perpetua z pewną dozą niepewności.
WWW- No, i co myślisz?
WWWZastanowiła się. Wymagało to zastanowienia. Właściwie nie wydawało jej się, by myślała cokolwiek. Dotychczas jedynie spacerowała i patrzyła – nie wymyśliła na temat tego, co widziała, żadnego oryginalnego komentarza. Ale Atanazy pytał, co myśli, więc zebrała się w sobie i odpowiedziała zgodnie z prawdą:
WWW- Jest interesujące – a potem natychmiast zaczęła się zastanawiać, co właściwie jest takie interesujące, gdyby Atanazy miał ochotę pociągnąć ten temat.
WWW- Nie rozumiem co jest nie tak z tymi ludźmi – burknęła Lawinia, pojawiając się nieoczekiwanie u ich boku. - Widziałaś tamtą salę na prawo? Na ścianie jest komiks. Żeby był jakiś ambitny w przekazie, albo chociaż zgrabnie narysowany, ale nie, kurwa, ja bym go lepiej narysowała. To ma być ta cała Nowa Kultura? Nie widziałam tutaj jeszcze żadnej kultury, ani kurwa jednej.
WWW- Nie bądź niesprawiedliwa – powiedział Atanazy. - Ciekawa koncepcja. Impreza też dobra. Niektóre instalacje są bardzo pomysłowe, a to znaczy, że musieli nad nimi pomyśleć.
WWW- Trzymajcie mnie, bo odlecę – rozezliła się Lawinia. - Od pomysłów to są agencje reklamowe. A myślałam, że ja tu przychodzę oglądać sztukę. Gdzie ta sztuka? Jaka sztuka w ogóle? Przyjdzie jedno z drugim, chluśnie trochę farby i mówi, że sztuka, a ja mam odczuwać katharsis. Nie mówię, że nieinteresujące. Mówię, że nie sztuka.
WWW- Lawinia by chciała od sztuki powtórki z antycznej tragedii – zakpił Hieronim. Najwyraźniej słowa krytyki skierowane przeciwko Nowej Kulturze przyciągały go jak magnes gwoździe.
WWW- Tak, a tak. A żebyś wiedział! Tam przynajmniej był jakiś poziom, jakiś wysiłek, jakiś talent. A co masz tutaj? Co masz, pytam?
WWW- Nową rzeczywistość się tworzy małymi krokami! Jeszcze dużo czasu minie, zanim tacy jak ty docenią co się właściwie dzieje. Taka jesteś przyzwyczajona do sztywnych form, konwencji, decorum, cała historia teatru polega na powolnym zrywaniu z założeniami antycznymi, a ty się zachowujesz, jakbyś chciała przywrócić zasadę trzech jedności! Uważasz, że sztywne ramy wspomagają proces twórczy? Że jak coś nie jest uporządkowane w szufladkach: tragedia, komedia, martwa natura na płótnie, to nie ma wartości artystycznej? Trzeba uwolnić takie myślenie! Impresjonistów nie doceniono prawie wiek temu, surrealiści wyzwolili podświadomość niewiele czasu później, a wy ciągle tylko forma i forma, tradycja i tradycja, jak czegoś wcześniej nie widziałem, to nie może być dobre i wartość tego żadna... Co za cholerny kraj!
WWW- Ty kraju do tego nie wciągaj...!
WWWI tak dalej, i tak dalej. Hieronim i Lawinia się pokłócili, ale przyszła Kalita – złapała Hieronima pod ramię i opowiedziała mu wśród krzyków i wybuchów śmiechu, jak dzisiaj weszła sobie ot tak z niczego do przypadkowej księgarni i kupiła książkę, bo ona lubi tak od czasu do czasu zaszaleć i zrobić coś impulsywnie, więc kupiła książkę Inspektor Truś i rosyjski samogon i teraz opowiadała mu o postaciach, bo postaciami są tam zwierzątka i jest to wszystko bardzo śmiesznie napisane. Kalita w ogóle była osobą bardzo żywiołową i impulsywną, i zawsze miała do opowiedzenia coś zabawnego, bo ona jest taka niepozbierana, że się zawsze wkopie w jakieś głupie sytuacje, więc słuchajcie... Słuchali i śmiali się. Opowiadała o Indiach i Indonezji, i Peru, i gwałtownie gestykulowała przy każdym opisie. Przyszedł Mikołaj i spytał, czemu Lawinia i Hieronim są obrażeni, a potem czy widzieli jego prace, bo kilka wystawił. Nie widzieli, więc naturalnie poszli zobaczyć, a Lawinia troszeczkę odzyskała wiarę w ludzkość.
WWWPojawiali się nowi znajomi, nieznajomi prosili ich o papierosa albo o ogień, coraz więcej ludzi przebiegało obok z roztrzepanymi włosami i wypiekami na policzkach – noc szła i szła coraz bliżej ku północy. Perpetua wypiła piwo i odkryła, że czuje muzykę bardziej w kościach i bliżej serca. Drgało teraz do rytmu basów. Więc poszli tańczyć. Oczy ślizgały im się po ciałach pobliskich osób, ale źrenice nie skupiały się na żadnych szczegółach i rzeczywistość zawęziła się do słuchu i zapachu potu. Krew płynęła teraz wzburzonym nurtem, biła o brzegi tętnic i uderzała do głowy, a powietrze drapało o wysuszone gardło.
WWW- Widziałaś Tamizę? Jej chłopak nie może jej znaleźć - wykrzyczał jej do ucha Hieronim. Wskazała Tamizę obcałowującą się z jakimś mężczyzną i Hieronim kiwnął głową na wpół przytomnie. - Okej. Miejmy nadzieję, że jej jeszcze przez jakiś czas nie znajdzie.
WWW- Napij się ze mną wódki – poprosiła Lawinia. Przedarły się do baru i wypiły po wściekłym psie, a tabasco rozkwitło jej w piersi jak napęczniała kolcami róża. - Mam zamiar skończyć dzisiaj z czyjąś ręką w majtkach – oświadczyła Lawinia, a kiedy Perpetua zareagowała jedynie czkawką, ciężkim krokiem wróciła na parkiet.
WWWNie warto już było śledzić podwodnej flory i unosić się nad rozdętymi polipami kolorowych spódnic. Wszystkie dziewicze kwiaty amazońskiej puszczy przyćmił teraz mrok, alkohol i szaruga gęstego dymu, wiszącego nisko nad podłogą w spoconym powietrzu podziemi. Ludzie przemykali korytarzami nie rozglądając się na boki, z celem niejasno wyznaczonym w rozpalonej głębi oczu. W tych oczach, jak w powietrzu nad pustynią, paliła się duchota i niewyraźnie migotały zamglone obietnice fatamorgany. Po czwartym piwie Perpetui zakręciło się w głowie. Przytrzymała się za rękaw Hieronima, a on odwrócił się do niej, roześmiał i zawołał:
WWW- Nie ma spania! Nie ma spania!
WWWNikt nie myślał o spaniu, chociaż umysły powoli zanurzały się coraz głębiej w niewyraźny błogostan właściwy momentowi na sekundę przez zaśnięciem, kiedy rzeczywistość nie wydaje się realniejsza od snu. Kalita śmiała się coraz głośniej. Lawinia zniknęła gdzieś w korytarzach. Hieronim krzyczał, wymieniając jakiemuś malkontentowi swoje racje i pomysły na nowy świat. Atanazy w kącie przy instalacjach świetlnych całował się z Ludwiką, która miała na nogach ekstrawaganckie kozaczki w tygrysie paski i to było jedyne, co się w niej dostrzegało spod jego rozgorączkowanych dłoni. Perpetua coraz częściej obijała się w tańcu o przypadkowe osoby, ale to nikomu nie przeszkadzało, bo jeszcze bardziej roznamiętniało i rozchwiewało zmysły. Oczy mieli teraz prześwietlone migotaniem neonów, a uszy pełne bitów. Z każdym ruchem mniej było na zewnątrz rzeczywistości, a więcej gorączki w środku.
WWWCiężko już było ustać. Wyrwała się z zatęchłego kokonu tańczących i oparła rękę o chłodną ścianę, starając się nie przymykać powiek, w strachu, że podłoga ucieknie jej spod botków. Wtedy wpadła na nią Tamiza, z makijażem rozmazanym pod strugami łez. Chwyciła Perpetuę za rękaw i zawołała histerycznie:
WWW- Gdzie jest Mikołaj? Nigdzie nie mogę znaleźć Mikołaja!
WWWPerpetua nie wiedziała, gdzie był Mikołaj. Nie ma go z Hieronimem? Nie, Hieronima już pytała. Otrzeźwiała na moment, uspokajała, koiła, mówiła delikatne słowa, podczas gdy nerwowy krzyk Tamizy powoli przechodził w rozpaczliwe łkanie. Poszły szukać, od Hieronima przez Atanazego z Ludwiką, aż do Kality. Kalita też się przejęła i teraz już wszyscy szukali Mikołaja. Gdzie był Mikołaj? Nagle ta kwestia stała się niewyobrażalnie istotna, wryła się w ich zmęczone mózgi i pchała myśli wąską ścieżką nasączoną gęstniejącym strachem. Mikołaj, Mikołaj. Nikt nie widział Mikołaja. Korytarze ciągnęły się, krzyżowały, znikały wpół drogi, zagrodzone ślepym zaułkiem – przebiegli niemal wszystkie, niektóre po trzy razy, z ciągłym wołaniem na ustach Mikołaj i Mikołaj. Kontemplował Wierność Odysa, włosy skręcały się mu nad czołem w drobne loczki nasączone potem. Kiedy w końcu dostrzegł ich obecność, chwycił pod rękę Tamizę, a Perpetui wcisnął w dłonie kieliszek krupniku, więc wypiła na raz, a potem zostawiła ich samym sobie i wróciła do swojej ściany, tej czy tamtej, bo już tylko ściany wydawały się stabilne na tej karuzeli dźwięków.
WWWJakiś chłopak złapał ją wpół, okręcił, mocno pocałował i poszedł dalej. Podłoga uciekała, wydłużała się w tropikalne ścieżki i znikała jej z oczu. Gdzie była Lawinia? Lawinia, Lawinia, Boże, gdzie jest Lawinia? Ale jej umysł odepchnął tę palącą kwestię i przesączył się w niewyraźną obojętność. Korytarze stawały się coraz ciemniejsze i bardziej przestronne, jak wykarczowane lasy. Ludzi ubywało, ale gorączka jedynie wzrastała i zagarniała kolejne źrenice. Nie miała już siły tańczyć, a jej oczy prawie niczego nie rejestrowały, ale żywy, tętniczy bit basów pulsował wewnątrz mózgu i ciągnął na opustoszały parkiet. Tańczyli samotnie, mając dookoła rozległy lebensraum, nie patrząc po sobie i nie krygując się swoich ruchów, bo o tej godzinie jest tak, że nic nie ma znaczenia. Takt jednostajny jak szum katarakty zanurzał umysły w tonicznej katatonii. I tak było, nieskończenie, tylko ruch i rytm, aż do amnezji.
WWWKiedy już opadła zupełnie z sił, a jej mózg rzucał tylko pojedyncze anonse bardzo luźno powiązane z rzeczywistością, zdecydowała w końcu, że chce spać. Atanazy wciąż był zajęty Ludwiką, a Lawinii dalej nie było, więc tylko kiwnęła ręką w bliżej nieokreślonym kierunku i podtrzymując się dłonią ściany ruszyła samotnie w stronę szatni. Hieronim stał w przejściu, oparty plecami o framugę. Oczy miał szerokie jak spodki, a między palcami żarzył się leciutko koniuszek zwiniętego papierosa. Stanęła przy nim i po chwili nawet zwrócił ku niej twarz – powiedziała, że idzie, więc skomentował:
WWW- Nie sądzę, żeby kapusta miała z tym coś wspólnego – co przyjęła z zupełną aprobatą, bo również nie sądziła, żeby tak było.
WWWPół świadomie odebrała płaszcz i z trudem zarzuciła go na ramiona, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu wyjścia. Szarzyło się niewyraźnie w górze, jeszcze na wpół zanurzone w nocy, ale już rozjaśniające powoli betonowe schody. Trzy dwa jeden, jeszcze jeden stopień, jeszcze jeden, a potem jeszcze jeden; za plecami wciąż słyszała przytłumiony bas. Pchnęła drzwi i wciągnęła powietrze otwartymi ustami, a płuca z wdzięcznym szokiem przyjęły ten kubeł lodowatej mgiełki rozlany po szalejącym w nich pożarze.
WWWCisza wzięła jej zmęczony umysł w ramiona i utuliła. Stała tak długo, chłonąc bezdźwięk ulicy w napęczniałe bębenki, aż alkohol rozgrzewający jej żyły ustąpił miejsca nieprzyjemnym dreszczom. Dopiero wtedy owinęła się szalikiem i zapięła guziki, zamykając resztki żaru pod ich wątpliwą strażą. Nie było jeszcze słońca, ale szarość poranka rozlewała się już po ulicach w mokre breje. Powietrze raniło gardło opiłkami przymrozka, który ścinał nieśmiało niektóre płytkie kałuże.
WWWOch, jakżeby teraz spała. Spałaby mocno, intensywnie i całym swoim jestestwem. Westchnęła prawie spazmatycznie i powoli, ciężko, półsennie, ruszyła w stronę migoczącej plakietki pierwszego porannego autobusu.
Studium obłędu [obyczaj/realizm magiczny]
1
Ostatnio zmieniony śr 06 lut 2013, 18:26 przez Ni, łącznie zmieniany 3 razy.
Kiedy nadchodzą ciemne, nudne dni, wówczas jesteśmy potrzebni - ja i ty: prawdziwy fanatyk i prawdziwy kpiarz.
GK Ch.
GK Ch.