Powieść dla dzieci

1
Zwiedzamy opuszczone domy
Dzisiejszy dzień zapowiadał się niezwykle tajemniczo i nawet trochę strasznie. Wszystko dlatego, że wczoraj umówiliśmy się z Kingą i Maćkiem, że będziemy dziś zwiedzać opuszczone domy. W naszej wsi są dwa takie domy oraz budynek dawnego przedszkola, który po tym jak przenieśliśmy się do nowego budynku, również stał się opuszczony. To było kilka temu. Byliśmy wtedy jeszcze bardzo mali, ale i tak trochę z tego czasu pamiętam.

Najdokładniej pamiętam przenoszenie ze starego przedszkola do nowego różnych rzeczy. Wiele osób pomagało nam przy tym. Tatusiowe dźwigali najcięższe rzeczy, na przykład ławki i regały, a mamusie wszystkie te trochę lżejsze przedmioty. Z kolei my-dzieci nosiliśmy same drobiazgi.

Nie mogę sobie przypomnieć, co nosiły inne dzieci, ale dobrze pamiętam, że ja przeniosłam kilka doniczek z kwiatami, całą moc książek z naszej przedszkolnej biblioteczki, trochę zabawek oraz część szkolnych przyborów. Były wśród nich ołówki, gumki do ścierania, długopisy, pudełka z kredkami, farby do malowania, pędzle i linijki, mnóstwo zeszytów oraz wiele innych rzeczy. To przenosiłam sama ja, ale jak już mówiłam wiele osób tam wtedy pracowało i to niemal bez przerwy przez cały dzień. Możecie więc wyobrazić sobie jak wiele rzeczy musieliśmy przenieść. Całe szczęście, że nowe przedszkole wybudowano w odległości tylko kilkunastu kroków od starego, bo doprawdy nie mam pojęcia w jaki sposób udałoby się nam przenieść to wszystko, gdyby wybudowano je trochę dalej.

Oprócz samej przeprowadzki pamiętam także to, że bardzo było nam żal opuszczać dawne przedszkole. Oczywiście cieszyliśmy się odrobinę na myśl o nowym budynku — pięknym i wreszcie cieplejszym, ale żałowaliśmy, że nie mógł to być ten sam budynek, w którym przebywaliśmy wcześniej. Smutno nam było się z nim rozstawać. Smucili się wszyscy — dzieci, rodzice i nasza wspaniała pani.

O tak, pani Ania smuciła się chyba najbardziej ze wszystkich, dlatego, że opuszczała nie tylko przedszkole, ale i swoje mieszkanie, które znajdowało się na piętrze budynku. Pamiętam, że w momencie, kiedy wszyscy mieliśmy odchodzić do domów, pani Ania rozpłakała się. Biedna, nie mogła pomieścić w sobie smutku więc wypłakała go wraz z łezkami. Kilka sekund później razem z panią płakałam również ja, a po mnie dołączyło do nas kilkoro innych dzieci. Postaliśmy tak jeszcze chwilę płacząc, ale w końcu poszliśmy do domów. Po drodze wciąż jeszcze ocieraliśmy z oczu łzy. Przedszkole zostało samo. I chociaż nadal stało pośród drzew, to teraz było zupełnie już puste.

Pamiętam, że po przenosinach rodzice jeszcze przez wiele dni pocieszali nas i tłumaczyli, że nie było innego wyjścia jak przeprowadzka. Budynek przedszkola mógł się zawalić, a gdybyśmy w nim przebywali, to w każdej chwili groziłoby nam wielkie niebezpieczeństwo. Po tych tłumaczeniach zrozumieliśmy wszystko i byliśmy pewni co do tego, że przeprowadzka była konieczna.

Tak sobie przypominałam tamte dawne chwile leżąc w swoim łóżku. Byłam tak zamyślona, że nie spostrzegłam, która jest godzina. Zegar wskazywał prawie dziewiątą.

— O nie, spóźnię się! — pomyślałam, gdyż to właśnie o tej godzinie mieliśmy rozpocząć zwiedzanie opuszczonych domów.

Ubrałam się wobec tego szybko i czym prędzej zbiegłam po schodach na dół. Wleciałam jak strzała do kuchni, chwyciłam ze stołu cynamonkę i pędem wyleciałam na podwórko. Kinga i Maciek stali już przed moim domem.

— Cześć Lidka! — powiedzieli jednocześnie.

— Cześć — odpowiedziałam i spytałam: — To co, który dom będziemy zwiedzać najpierw?

— Może ten na początku wsi? — zaproponowała Kinga

Stwierdziliśmy, że to dobry pomysł. Najrozsądniej było zacząć od tego domu, ponieważ znajdował się najbliżej. Stał tylko trzy domy dalej na prawo od miejsca, w którym staliśmy.

Ruszyliśmy więc biegiem i po chwili znaleźliśmy się naprzeciwko opuszczonego domu.
Działka, na której go wybudowano nie była ogrodzona żadnym płotem, ani nawet drutem lub sznurkiem. Dlatego też bez trudu udało się nam na nią wejść. Wybudowany tam dom był średniej wielkości i stał niemal tuż przy samej drodze. Cały pomalowany był na smutny, szaro-niebieski kolor. Tylko ramy okien były ładne, bo wciąż jeszcze białe.

Podeszliśmy bliżej i weszliśmy po schodach. Ja zapukałam do drzwi. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Wiedziałam przecież, że w tym domu od dawna nikt nie mieszka. Sądzę jednak, że mogłam to zrobić po prostu z przyzwyczajenia. Zawsze przecież, gdy idzie się do cudzego domu, należy zapukać do drzwi.

Lecz Maciek nie mógł wiedzieć, że zrobiłam to dlatego, więc spytał mnie:

— Po co pukasz? Przecież tu nikogo nie ma.

Wówczas wyjaśniłam mu, dlaczego to zrobiłam, a na koniec powiedziałam:

— Uważam, że o stokroć lepiej jest się pomylić i zapukać do opuszczonego domu, niż zapomnieć zapukać do zamieszkanego.

Po tych słowach Kinga i Maciek przyznali mi rację. Wtedy też uzgodniliśmy, że zajrzymy do domu. Ale tylko na moment. Wiedzieliśmy, że to nieładnie, tak wchodzić do cudzego domu bez pytania i wałęsać się po nim. Pomyśleliśmy jednak, że skoro dom jest opuszczony, to chyba nie będzie to aż tak bardzo nieładnie z naszej strony.

Wobec tego Maciek chwycił za klamkę, a ja z Kingą całe znieruchomiałyśmy z przejęcia. Oj, jak mocno biło wtedy moje serce! Kinga powiedziała mi później, że jej serce w tym czasie również bardzo szybko biło.

Maciek przycisnął klamkę, ale… drzwi nie otworzyły się! Ucieszyłam się trochę, bo już zaczynałam się odrobinę bać.

— Albo są zepsute albo — Maciek wskazał ręką na zawieszoną tuż przy klamce kłódkę — zamknięte na zawsze!

Nie mieliśmy kluczyka do kłódki, więc nie było sposobu, by drzwi otworzyć. Postanowiliśmy, że skoro nie możemy wejść do środka, to chociaż rozejrzymy się wokół domu.

Nasz kolega poszedł na lewo, a my na prawo. Mieliśmy się ponownie spotkać za domem.

Szłyśmy pomału, dokładnie wypatrując, bo miałyśmy nadzieję znaleźć tu jakieś cenne przedmioty. Ostrożnie stąpałyśmy po ziemi, ponieważ leżało na niej sporo desek z powbijanymi gwoźdźmi oraz też trochę ostrego gruzu. Bardzo łatwo można się było skaleczyć.

— Lidka, spójrz — powiedziała do mnie Kinga i wskazała ręką na umieszczone tuż pod samym dachem malutkie okienko.

Okienko miało wybitą szybę. Chciałyśmy przez nie zajrzeć. Chciałyśmy nawet spróbować wejść przez nie do środka domu. Niestety miałyśmy pecha, gdyż po tej stronie nie było ani jednego większego drzewa, na które mogłybyśmy się wspiąć. Wobec tego poszłyśmy dalej.

Nie minęło dużo czasu, kiedy usłyszałyśmy wołanie Maćka:

— Dziewczyny! Chodźcie tu! — krzyczał wniebogłosy.

Pobiegłyśmy ile tylko sił w nogach. A kiedy dobiegłyśmy na miejsce, spostrzegłyśmy Maćka, stojącego na pustaku. Ten pustak to było takie podwyższenie. Maciek stał na palcach nóg, a rękami opierał się o parapet i zaglądał przez okno.

— Spójrzcie tylko, co tam jest! — powiedział, robiąc przy tym bardzo tajemniczą minę i zeskoczył z pustaka.

Pierwsza weszła Kinga. Zajrzała przez szybę i zachwyciła się:

— A niech mnie! — powiedziała.

Wtedy na pustak weszłam ja. Spojrzałam wprost przed siebie, za szybę i nie uwierzycie, co zobaczyłam! Tuż przy oknie stał stół! Nakryty pięknym, bielusieńkim obrusem! A na nim stała cudowna zastawa stołowa. Nigdy jeszcze nie widziałam tak pięknej zastawy! Składała się ze sztućców, szklanek i talerzy. Wszystkie te rzeczy były przyozdobione maleńkimi czerwonymi różyczkami. Pośrodku stołu stał jeszcze wazon. I na dodatek po brzegi wypełniony był żółtymi kaczeńcami! Oj, jak to wszystko pięknie się prezentowało!

— Wygląda to tak, jakby ktoś tu czekał na bardzo ważnego gościa — powiedziałam odwracając się na pięcie i o mały włos nie runęłam z pustaka na ziemię.

— Uważaj! — krzyknęła Kinga.

— Uważam, uważam — odparłam i znów chwyciłam za parapet.

Zaraz też ponownie zajrzałam za szybę, a wtedy spostrzegłam, że na kominku, który stał nieco dalej, za stołem pali się teraz ogień. Oj, jak okropnie się wtedy przeraziłam!

— O jejku! — wrzasnęłam na całą wieś. — Ktoś tam musi być! Tam się pali ogień… na kominku.

Czym prędzej zeskoczyłam z pustaka. Maciek i Kinga od razu jak usłyszeli mój krzyk, zaczęli uciekać. Ja też uciekałam, ale biegłam trochę dalej za nimi. Wybiegliśmy prędko z działki i chociaż byliśmy na ulicy, to wciąż nie przestawaliśmy uciekać. Zdyszani i przestraszeni wbiegliśmy na moje podwórko. Co prawda, mogliśmy się schronić w domu Kingi, gdyż on znajduje się bliżej opuszczonego domu. Przebiegliśmy jednak obok niego. Kingi rodziców nie było teraz w domu, a my bardzo baliśmy się, że mieszkaniec opuszczonego domu nas tam dopadnie. Baliśmy się, że będzie chciał się na nas zemścić za wałęsanie się po jego działce i zakłócanie spokoju. Schroniliśmy się wobec tego w moim pokoiku na poddaszu.

Zdyszani usiedliśmy na podłodze, a Maciek spytał mnie:

— Lidka, może ci się tylko wydawało, z tym ogniem, co? Niemożliwe jest przecież, żeby ktoś tam mieszkał. Gdyby tak było, to nasi rodzice z pewnością wiedzieliby o tym.

Wtedy spojrzałam na niego srogim wzrokiem, ponieważ wciąż jeszcze byłam bardzo przestraszona i zdenerwowana i odrzekłam:

— Nie wiem czy i kto taki tam mieszka. Ale jednego jestem pewna — widziałam płonący w kominku ogień i stół zasłany do posiłku. Zresztą stół widzieliście i wy…

Jak tylko to powiedziałam, nastała długa cisza. Widziałam, że Maciek głęboko się nad czymś zastanawia. Podejrzewam, że szukał jakiegoś wyjaśnienia tej sprawy. Ale i tak nic nie wymyślił. Ciszę przerwała Kinga, mówiąc szeptem:

— To niewiarygodne, zupełnie niewiarygodne…
Ostatnio zmieniony ndz 27 sty 2013, 22:12 przez elwira, łącznie zmieniany 2 razy.

2
elwira pisze:W naszej wsi są dwa takie domy oraz budynek dawnego przedszkola, który po tym jak przenieśliśmy się do nowego budynku, również stał się opuszczony. To było kilka temu.
powiedz tak dzieciom i zapytaj, ile było opuszczonych domów :)
stać się:
a) wydarzyć się
b) zmienić się w kogoś, coś (próbuje uznać to znaczenie, ale bolą mnie zęby)
c) spełnić się
elwira pisze:To było kilka temu.
Pyt nr 2 - co było kilka lat tamu?[

quote="elwira"]Byliśmy wtedy jeszcze bardzo mali, ale i tak trochę z tego czasu pamiętam. [/quote]
Kto to jest "my" (dopasuj odpowiednią odpowiedź):
1. budynek przedszkola i narrator
2. Kinga, Maciek i narrator
3. wszyscy razem, tzn. przedszkole, Kinga, Maciek i narrator
4. ludzkość.
Podkreślone - to czas zapętlony. Ten czas. Lub tamten. Nie wiem. Poplątało mi się.
elwira pisze: Całe szczęście, że nowe przedszkole wybudowano w odległości tylko kilkunastu kroków od starego, bo doprawdy nie mam pojęcia w jaki sposób udałoby się nam przenieść to wszystko, gdyby wybudowano je trochę dalej.
Jeżeli to ma być stylizacja na język czy logikę języka dziecka, to ja się nie bawię. Dzieci są rozsądne. Po swojemu, ale rozsądne. Tymczasem w Twojej stylizacji dziecko pokazywane jest jako niedorozwinięty dorosły ( popatrz tu:
elwira pisze:cieszyliśmy się odrobinę na myśl o nowym budynku — pięknym i wreszcie cieplejszym, ale żałowaliśmy, że nie mógł to być ten sam budynek, w którym przebywaliśmy wcześniej.
. Robiłaś kiedyś przeprowadzkę z małym dzieckiem? Przeprowadzkę jego królestwa? Ono jest wtedy jak poszukiwacz skarbów - każde znalezisko wzbudza w nim zachwyt, zdumienia... Kiedy robisz wyliczankę dla dzieci (tekst poprzedzający cytat), to to musi być ciekawe; jakby magik wyciągał z kapelusza coraz bardziej zadziwiające rzeczy. Tymczasem opisujesz, opisujesz... jak chińską wycieczkę. To jest nuuudne.
elwira pisze:Pamiętam, że po przenosinach rodzice jeszcze przez wiele dni pocieszali nas i tłumaczyli, że nie było innego wyjścia jak przeprowadzka. Budynek przedszkola mógł się zawalić, a gdybyśmy w nim przebywali, to w każdej chwili groziłoby nam wielkie niebezpieczeństwo. Po tych tłumaczeniach zrozumieliśmy wszystko i byliśmy pewni co do tego, że przeprowadzka była konieczna.
I znowu! Nie ma łatwo! dzieci niewiele CHCĄ zrozumieć z takich tłumaczeń. Nowe przedszkole jest głupie. Bo nowe. I nie tamto! O!

Poddaję się.
Nie podoba mi się ta opowieść. jako dziecku i jako dorosłemu. Właściwie to mam wrażenie, że protekcjonalna infantylność narratora nie jest zabiegiem, a warsztatowym partactwem.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

3
Dla dzieci pisze się bardzo ciężko...

Ile lat ma bohaterka? Jest mała, ale ile? Wspominasz o przedszkolu, ale można to różnie interpretować, bo bohaterka to wspomina po czasie. Nadal jednak jest młoda, stąd moje pytanie.

Niemniej, masz nadzwyczaj niekonsekwentną stylizację. Idziesz w narrację oczyma takiego małego dziecka, które jednak ani nie będzie myśleć takimi pięknymi okrągłymi zdaniami, ani też używać określeń i zwrotów typu:
- Uważam, że o stokroć lepiej jest się pomylić
- Wtedy spojrzałam na niego srogim wzrokiem

Z jednej strony więc:
- Biedna, nie mogła pomieścić w sobie smutku więc wypłakała go wraz z łezkami
Z drugiej wymienione określenia, te i inne w tekście.

Cała narracja, jak zauważyła Natasza, nie brzmi przekonująco. Nie tak się pisze dla dzieci, przynajmniej współcześnie.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Dziękuję

4
Dziękuję za opinie, chociaż nie są zbyt przychylne.

Najpierw chciałabym spytać o coś - skąd wiecie jak należy pisać dla dzieci? Czy może macie z nimi jakiś bliższy kontakt? Pytam z czystej ciekawości.

Panie Romku, jak Pana zdaniem pisze się dla dzieci współcześnie oraz czym różni się to pisanie od tego jak pisało się dawniej?

Moja książka jest częściowo wzorowana na "Dzieciach z Bullerbyn". Zresztą, pisałam o tym już wcześniej. "Dzieci z Bullerbyn" jak wiadomo, od wielu lat cieszą się nieprzerwanie ogromną popularnością. Mimo że przecież były napisane kilkadziesiąt lat temu! Czy to o czymś nie świadczy? Dlaczego twierdzi Pan, że teraz dzieciom pisze się inaczej? "Dzieci z..." podobają się również współczesnym dzieciom, chociaż powstały tak dawno.

Narracja, którą zastosowałam miał być podobna do tej z "Dzieci z...".
Romek Pawlak pisze:Ile lat ma bohaterka? Jest mała, ale ile?
Lidka jest siedmiolatkiem i już chodzi do szkoły, a nie do przedszkola. Kinga również ma 7 lat. Natomiast Maciek ma osiem.
Romek Pawlak pisze:nie będzie myśleć takimi pięknymi okrągłymi zdaniami, ani też używać określeń i zwrotów typu:
- Uważam, że o stokroć lepiej jest się pomylić
Zdania są czasem zbyt okrągłe i niestety zbyt długie - z tym się zgodzę. Ale co do zwrotów, czy pamięta Pan dobrze "Dzieci z Bullerbyn"? Oj, Lisa (chociaż miała 6-7 lat) nie raz używała podobnych, a nawet trudniejszych zwrotów, niż te, których używa moja mała bohaterka.

Romek Pawlak pisze:Z jednej strony więc:
- Biedna, nie mogła pomieścić w sobie smutku więc wypłakała go wraz z łezkami
Z drugiej wymienione określenia, te i inne w tekście.
Ależ przecież dzieci używają czasem takich "mądralińskich" zwrotów! Przechwytują zwroty zasłyszane od rodziców, dziadków, innych dorosłych, a później go sami zaczynają ich używać. Wypróbowują je.

Natasza pisze:Jeżeli to ma być stylizacja na język czy logikę języka dziecka, to ja się nie bawię. Dzieci są rozsądne. Po swojemu, ale rozsądne. Tymczasem w Twojej stylizacji dziecko pokazywane jest jako niedorozwinięty dorosły
To nie prawda.
Natasza pisze:Robiłaś kiedyś przeprowadzkę z małym dzieckiem? Przeprowadzkę jego królestwa?
Tak się składam, że robiłam :) I to nie z jednym, ale z całą grupką przedszkolaków właśnie. To częściowo ich reakcje zamieściłam w tekście. Prawdę mówiąc, było tak, że dzieci w rzeczywistości w ogóle nie okazywały żalu. Raczej cieszyły się, że wreszcie ich przedszkole będzie ładniejsze. To smutne, bo sądzę, że gdybym to ja była na ich miejscu, to tęskniłabym za nim chociaż odrobinkę.

Podsumowując: spędziłam z dziećmi trochę czasu (odbyłam dwa ponad półroczne staże w dwóch różnych przedszkolach). Wspaniale dogadywałam się z dziećmi i sądziłam, że dobrze je rozumiem. Wielokrotnie słyszałam podziękowania od rodziców, pochwały od pani dyrektor oraz zapewnienia o tym, że dzieci tak bardzo mnie lubią. Cieszyło mnie to, bo i ja również niemalże pokochałam te maleństwa. Teraz widzę, że może być jest inaczej. Że być może wcale dobrze ich nie rozumiałam. A może, co jeszcze gorsze - że one nie rozumiały mnie. Coś mi jednak podpowiada, że było inaczej, tzn. że jednak dobrze się rozumieliśmy. :)

Pozdrawiam

Re: Dziękuję

5
Bez tego "pan", jeśli mogę prosić :)

Ja wiem z praktyki, jak się pisze dla dzieci, i że ciężko :) kilka moich książek ukazało się w wydawnictwie Akapit Press, ostatnio jeszcze jedna w Naszej księgarni.
No i jest coś takiego, właśnie za książkę dla kategorii wiekowej 7+ dostałem to: http://www.ibby.pl/index.php?option=com ... 66&lang=pl

Z dziećmi mam kontakt przez partnerkę, która je uczy, a ponadto wykłada pedagogikę na uniwersytecie, a jeszcze bardziej mam kontakt przez to, że dla dzieci prowadzimy dom otwarty, jakiś zespół muzyczny się tu wciąż plącze :) jestem mocno zaprzyjaźniony z całą czeredą osiedlowych dzieciaków i szkołą, w której jest ich czterysta :)

Krótko mówiąc: mam z nimi do czynienia ciągle :)

Ale to nawet nie w tym rzecz. Sposób pisania dla dzieci i młodzieży bardzo się zmienił. Kiedyś ta literatura często wchodziła w konwencję bajki i czytały to 7-8-latki, a nawet starsze dzieci akceptowały. Teraz, jak tylko dziecko podrośnie, wchodzi w konwencję koszmarnego Karolka, Mikołajka, a jeśli nie, to w każdym razie w taki ostry, dynamiczny sposób pisania. "Dzieci z Bullerbyn" są cudowne, ale to ta tradycja, która już właściwie przeminęła, to wyjątek.

Siedmiolatka nie myślałaby tak, jak w twojej narracji. Widuję rezolutne siedmiolatki, rozmawiam z nimi, one już by worek kartofli sąsiadom potrafiły sprzedać :)

To temat na dłuższy wywód, ale ja swoich uwag nie piszę złośliwie. jest coś w Twoim tekście, ale nie styl opowieści - ten do poprawy.

[ Dodano: Pią 25 Sty, 2013 ]
Aha, jeszcze jedno. Ja właśnie w pierwszej książce, "Miłku z Czarnego Lasu", popełniłem kilka takich językowych okropności, co wynikało z braku doświadczenia. Książce to może nie zaszkodziło, ale w kolejnym wydaniu zredaguję to na pewno.
Ostatnio zmieniony pt 25 sty 2013, 14:57 przez Romecki, łącznie zmieniany 1 raz.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

6
To było kilka temu
Chyba Ci zjadło słowo.
ale jak już mówiłam(...)Możecie więc wyobrazić sobie
Zgrzyta mi w narracji dziecka to. Dzieci mają styl prosty, często nieskładny(dlatego nie czepiam się powtórzeń) - często następują duże przeskoki myślowe, bo "skoro ja rozumiem to tak, to inni też zrozumieją jeśli rzucę kilka słów".
Całe szczęście, że nowe przedszkole wybudowano w odległości tylko kilkunastu kroków od starego, bo doprawdy nie mam pojęcia w jaki sposób udałoby się nam przenieść to wszystko, gdyby wybudowano je trochę dalej.
Tutaj to już zupełnie zaszalałaś. Pamiętaj - krótkie zdania będą kluczem do sukcesu, jeśli piszesz jako małe dziecko dla małych dzieci - nie dość, że narracja jest bardziej wiarygodna, to mali czytelnicy łatwiej zrozumieją Twoje dzieło.
Po tych tłumaczeniach zrozumieliśmy wszystko i byliśmy pewni co do tego, że przeprowadzka była konieczna.
Duża część dzieci(raczej chłopcy) powiedziałaby "zdążyłbym uciec".
Byłam tak zamyślona, że nie spostrzegłam, która jest godzina.
Spostrzec - słowo bardzo nie pasuje do dzieci, bo jest po prostu trudne do wymówienia.
Stał tylko trzy domy dalej na prawo od miejsca, w którym staliśmy
Trochę zamotałaś.
Uważam, że o stokroć lepiej jest się pomylić i zapukać do opuszczonego domu, niż zapomnieć zapukać do zamieszkanego.
Ile ona ma lat? Rozumiem - dzieciaki sypią różnymi złotymi myślami i sentencjami, ale są one "pożyczone" od dorosłych i przekalkowane słowo w słowo. Tutaj jest za to wywód godny dorosłego.
Wobec tego poszłyśmy dalej
Kolejne zdanie niepasujące do dzieci - jeśli już, to użyłyby takiego słowa, aby kogoś rozśmieszyć.
Maciek stał na palcach nóg
Bez "nóg" - wiadomo, że nie na rękach.
Tam się pali ogień… na kominku.
W kominku.
Nie wiem czy i kto taki tam mieszka
Kolejne zbyt "duże" zdanie.
Lidka jest siedmiolatkiem i już chodzi do szkoły, a nie do przedszkola. Kinga również ma 7 lat. Natomiast Maciek ma osiem.
To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że zdecydowanie przekombinowałaś zdania - pierwszoklasiści często mają jeszcze problemy z płynnym wysłowieniem się, zacinają się, czasem są ogólnie małomówni.

Gdybym był dzieckiem, które to czyta(około pierwszej klasy, bo najlepiej czyta się o przygodach rówieśników), to zupełnie by mnie to nie zainteresowało - jest co prawda przygoda(zwiedzanie domów), ale brakuje napięcia. Najpierw historia o przeprowadzce i o tym co każdy robił, później już zaczyna się Przygoda, ale szybko się kończy.
Zdziwiło mnie też to leżenie na łóżku - dziewczynka czekała na zwiedzanie domów, więc powinna być podekscytowana i już od rana latać po domu(naprawdę ciężko o siedmiolatka, który leży w łóżku i myśli o przeszłości).

Zrozumieć się z dziećmi jest o wiele łatwiej, niż opisywać świat z ich perspektywy ;)

7
elwira pisze:Najpierw chciałabym spytać o coś - skąd wiecie jak należy pisać dla dzieci? Czy może macie z nimi jakiś bliższy kontakt? Pytam z czystej ciekawości.
Bliski jako matka, w dodatku literaturochłonna. Okoliczne dzieci patrzą podejrzliwie, czy przypadkiem budzący apetyt prezent, to nie jest ZNOWU KSIĄŻKA.
elwira pisze:Spojrzałam wprost przed siebie, za szybę i nie uwierzycie, co zobaczyłam! Tuż przy oknie stał stół! Nakryty pięknym, bielusieńkim obrusem! A na nim stała cudowna zastawa stołowa. Nigdy jeszcze nie widziałam tak pięknej zastawy! Składała się ze sztućców, szklanek i talerzy. Wszystkie te rzeczy były przyozdobione maleńkimi czerwonymi różyczkami. Pośrodku stołu stał jeszcze wazon. I na dodatek po brzegi wypełniony był żółtymi kaczeńcami! Oj, jak to wszystko pięknie się prezentowało!
Przyjrzyjmy się temu fragmentowi:
Najpierw to co wewnątrz tekstu:
- patrzyła wprost przed siebie? - czyli to jest tak: oczy- linia prosta na wysokości oczu - obiekt (a stół stał POD oknem, tak? no to jak to wprost?).
- za szybę? - patrząc przez okno, patrzymy Za szybę?
Zdarzenie opisywane: dziewczynka zagląda przez okno opuszczonego domu, a nie patrzy wprost przed siebie (bo to ma inne konotacje) czy spojrzenie za szybę. (bo to co innego znaczy).
czyli: "udając" logikę języka dziecięcego zastosowałaś udziwnione zwroty, burzące naturalny tok opowiadania historii. Tok emocjonalny i żywy. Żadne z niezgrabności stylistycznych nie są zabiegiem, nie pełnią żadnej funkcji - po prostu są niepotrzebne i brzmią fałszem na kilometr.

Tuż przy oknie stał stół! - nie uwierzymy! Za nic! Stół przy oknie! Niesamowite! A poważnie - tego się dzieciom nie robi! Zamiast niespodzianki, czegoś niesamowitego pokazuje im się stół przy oknie. Sztuczna, siłowa egzaltacja narracji jest między innymi przesłanką, by nazwać tę stylizację na język infantylnego dorosłego. Albo dorosłego traktującego dziecko jak infantylnego dorosłego. Dzieci taki szwindel wykryją w sekundę.

pogrubiłam konstrukcje w stronie biernej, w drugim przykładzie nawet z inwersją.
To nienaturalne i archaizujące. Zamiana na stronę czynną - ociepla tekst, ożywia. I buduje rzeczywiste emocje opowiadającej dziewczynki. Ona jest przejęta tym co zobaczyła? Z przejęciem więc stosuje konstrukcje literackie, formy usztywnione stylistycznie, jakby pisała wypracowanie dla pani?
Pięknie się prezentowało! - o rany! Widzisz to? Tak powiedziane?
Popatrz tu:
elwira pisze:— O nie, spóźnię się! (wyobrażenie logiczne - dziewczynka zrywa się w pośpiechu, napięcie, bo zaspała...)(a tu siurpryza - dziewczynka leży i spokojnie duma) pomyślałam, gdyż to właśnie o tej godzinie mieliśmy rozpocząć zwiedzanie opuszczonych domów.
Zdanie wykrzyknikowe a potem konstrukcja złożona podrzędnie, rozsnuwająca się na dwie linijki. To mi przypomina sensem takie fantastyczne słowo "zaraz', które w przekonaniu mojego syna trwa coś od godziny do dwóch tygodni.
Zwracam na to uwagę, bo właśnie takie błędy w narracji powodują, że całość brzmi fatalnie.
Stylizacja przypomina mi przebranie się za dziecko i lizanie wielkiego czerwonego lizaka.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
zaqr, Romek Pawlak - dziękuję za rady :)
Natasza pisze:Tuż przy oknie stał stół! - nie uwierzymy! Za nic! Stół przy oknie! Niesamowite! A poważnie - tego się dzieciom nie robi! Zamiast niespodzianki, czegoś niesamowitego pokazuje im się stół przy oknie.
To pomyłka. W oryginale mam w tym miejscu kropkę.Podobnie jak Ty nic niesamowitego w stole nie widzę.
Natasza pisze:Pięknie się prezentowało! - o rany! Widzisz to? Tak powiedziane?
Tak widzę. A to po prostu dlatego, że dziewczynka ma czasem taki "mądraliński" sposób mówienia. A czy Ty czytałaś "Dzieci z Bullerbyn"? Lisa, jak już mówiłam, używa jeszcze bardziej wyrafinowanych słów. Ona co chwila używa zwrotów takich jak: "wobec tego", "wówczas", "zaś", i innych podobnych.
Natasza pisze:— O nie, spóźnię się! (wyobrażenie logiczne - dziewczynka zrywa się w pośpiechu, napięcie, bo zaspała...) — (a tu siurpryza - dziewczynka leży i spokojnie duma) pomyślałam, gdyż to właśnie o tej godzinie mieliśmy rozpocząć zwiedzanie opuszczonych domów.
Dziewczynka budzi się. Ale zostało jeszcze trochę czasu do godziny dziewiątej. Dlatego przypomina sobie dawne chwile spędzone w przedszkolu (przy okazji opowiada czytelnikowi tamte czasy). Rozmyśla i rozmyśla, aż w końcu zerka na zegarek i widzi, że dochodzi dziewiąta. Wtedy uzmysławia sobie, że się spóźni. Jednak nie panikuje, bo dobrze wie, że nawet jeśli się spóźni, to Maciek i Kinga najpierw chwilę poczekają pod jej domem, a jeśli nadal nie przyjdzie, to sami pójdą po nią. Ona ma świadomość tego, że nawet gdyby jeszcze spała, to oni przyszliby ją obudzić. Umawianie się na godzinie dziewiątą jest w przypadku tych dzieci bardziej umowne. Jeśli zwiedzanie domów opóźni się nieco i rozpocznie na przykład 15 po dziewiątej, to też nic strasznego się nie stanie. Akurat moi bohaterowie mają dużo wolnego czasu.

9
elwira pisze:Dzisiejszy dzień zapowiadał się niezwykle tajemniczo i nawet trochę strasznie.
I tym pierwszym zdaniem kładziesz całe opowiadanie. Czytałaś braci Grimm? To też bajki dla dzieci- jednak ja bym w wersji orginalnej (chodzi mi o treść nie język dzieciom nie poleciła - wystarczy, że teraz królują gry - strzelanki)
elwira pisze:Najdokładniej pamiętam przenoszenie ze starego przedszkola do nowego różnych rzeczy. Wiele osób pomagało nam przy tym. Tatusiowe dźwigali najcięższe rzeczy, na przykład ławki i regały, a mamusie wszystkie te trochę lżejsze przedmioty. Z kolei my-dzieci nosiliśmy same drobiazgi.
Jeżeli taki opis zaciekawi dziecko, to ja nie znam się na dzieciach. A propos : czytałaś to opko jakiemuś dziecku? One są świetnymi krytykami.
Ciągle powołujesz się na"Dzieci z Bullerbyn"- tylko tak naprawdę nigdy nie podrobisz stylu autorki. Czytałam, znam- i twoje opko w najmniejszym stopniu nie przypomina scen z tamtej książki.
I na koniec: weź rady Romka Pawlaka do serca, bo on jako praktyk wie co mówi.
Nie wystarczy dzieci kochać, nie wystarczy, że one cię lubią = trzeba patrzeć na otaczający je świat przez ich różowe, czasami zaciemnione okulary i mieć intuicję by pisać dla dzieci. Wybacz, ale twego opka nie strawi także młodzież: za ciężki styl. I zamiast udawadniać wszystkim, że się mylą zastanów się jak popracować, by osiągnąć cel = napisać ciekawie dla dzieci.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

10
Elwiro... Nie ma za co :)
Uważam, że najważniejsze, kiedy się opowiada dzieciom, jest poczucie humoru. Wewnętrzne poczucie humoru.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

11
gebilis pisze:I tym pierwszym zdaniem kładziesz całe opowiadanie. Czytałaś braci Grimm? To też bajki dla dzieci- jednak ja bym w wersji orginalnej (chodzi mi o treść nie język dzieciom nie poleciła - wystarczy, że teraz królują gry - strzelanki)
I po jednym słowie poznajesz, że moja opowieść (bo to nie jest opowiadanie) będzie straszna? Ten strach to jest odczucie tej siedmioletniej dziewczynki po prostu. Dla niej to zwiedzanie opuszczonych domów zapowiada się trochę strasznie, ale to nie znaczy, że dla innych dzieci też takie będzie. Przecież każde dziecko jest inne.

Ja także uważam, że w dzisiejszych czasach jest zbyt wiele przemocy i agresji, na którą dzieci patrzą. I którą przechwytują. Dlatego też postanowiłam sobie i tekst napisałam w taki sposób, że nie zawiera tego typu negatywnych elementów.
gebilis pisze: I zamiast udawadniać wszystkim, że się mylą
Ja tego nie robię. Raczej powiedziałabym, że to niektórzy (zwłaszcza jedna osoba) szczególnie chce mi coś udowodnić.
Natasza pisze:Elwiro... Nie ma za co
Czytając Twoje odpowiedzi miałam wrażenie, że nie chcesz mi doradzić ani pomóc. Ale, że po prostu na mnie krzyczysz. To wcale nie było miłe, budujące ani pomocne.
Natasza pisze:Uważam, że najważniejsze, kiedy się opowiada dzieciom, jest poczucie humoru. Wewnętrzne poczucie humoru.
Ja uważam, że ważna jest także fantazja.

Dziękuję jeszcze raz za wszystkie opinie. Na razie wystarczy :)
Teraz zamierzam poprawić swój tekst, ale nadal z całych sił wierzę, że kiedyś dzieci będą mogły go przeczytać. Oraz, że się im spodoba.

Pozdrawiam :)

13
To dobrze, że się nie poddajesz :). Poleciłabym poćwiczyć opowiadanie dzieciom na tworzeniu bajek terapeutycznych (są przykłady w necie) - to dobry trening i nauka jak spojrzeć na świat dziecka jego oczami.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

14
elwira pisze:Dzisiejszy dzień zapowiadał się niezwykle tajemniczo i nawet trochę strasznie.
Jako komentarz polecam poniższy artykuł:
http://www.polonistyka.fil.ug.edu.pl/?i ... d_art=1124
elwira pisze:Wszystko dlatego, że wczoraj umówiliśmy się z Kingą i Maćkiem, że będziemy dziś zwiedzać opuszczone domy. W naszej wsi są dwa takie domy oraz budynek dawnego przedszkola, który po tym jak przenieśliśmy się do nowego budynku, również stał się opuszczony.
elwira pisze:Najdokładniej pamiętam przenoszenie ze starego przedszkola do nowego różnych rzeczy. Wiele osób pomagało nam przy tym. Tatusiowe dźwigali najcięższe rzeczy, na przykład ławki i regały, a mamusie wszystkie te trochę lżejsze przedmioty. Z kolei my-dzieci nosiliśmy same drobiazgi.

Nie mogę sobie przypomnieć, co nosiły inne dzieci, ale dobrze pamiętam, że ja przeniosłam kilka doniczek z kwiatami, całą moc książek z naszej przedszkolnej biblioteczki, trochę zabawek oraz część szkolnych przyborów. Były wśród nich ołówki, gumki do ścierania, długopisy, pudełka z kredkami, farby do malowania, pędzle i linijki, mnóstwo zeszytów oraz wiele innych rzeczy. To przenosiłam sama ja, ale jak już mówiłam wiele osób tam wtedy pracowało i to niemal bez przerwy przez cały dzień. Możecie więc wyobrazić sobie jak wiele rzeczy musieliśmy przenieść. Całe szczęście, że nowe przedszkole wybudowano w odległości tylko kilkunastu kroków od starego, bo doprawdy nie mam pojęcia w jaki sposób udałoby się nam przenieść to wszystko, gdyby wybudowano je trochę dalej.
elwira pisze:Najrozsądniej było zacząć od tego domu, ponieważ znajdował się najbliżej. Stał tylko trzy domy dalej na prawo od miejsca, w którym staliśmy.

Ruszyliśmy więc biegiem i po chwili znaleźliśmy się naprzeciwko opuszczonego domu.
Działka, na której go wybudowano nie była ogrodzona żadnym płotem, ani nawet drutem lub sznurkiem. Dlatego też bez trudu udało się nam na nią wejść. Wybudowany tam dom był średniej wielkości i stał niemal tuż przy samej drodze.
elwira pisze:Wtedy też uzgodniliśmy, że zajrzymy do domu. Ale tylko na moment. Wiedzieliśmy, że to nieładnie, tak wchodzić do cudzego domu bez pytania i wałęsać się po nim. Pomyśleliśmy jednak, że skoro dom jest opuszczony, to chyba nie będzie to aż tak bardzo nieładnie z naszej strony.
Unikaj powtórzeń. Nawet jeśli narratorem jest dziecko.
elwira pisze:Oczywiście cieszyliśmy się odrobinę na myśl o nowym budynku — pięknym i wreszcie cieplejszym, ale żałowaliśmy, że nie mógł to być ten sam budynek, w którym przebywaliśmy wcześniej.
Żadnego dziecka nie zainteresuje to, czy nowy budynek jest cieplejszy. To tekst dorosłego.
elwira pisze:Biedna, nie mogła pomieścić w sobie smutku PRZECINEK więc wypłakała go wraz z łezkami.
Niepotrzebnie słodzisz. Poza tym zwrot: wypłakać z łezkami zamień na zwykłe: wypłakała smutek, bo czy można płakać bez łez.
elwira pisze:Pamiętam, że po przenosinach rodzice jeszcze przez wiele dni pocieszali nas i tłumaczyli, że nie było innego wyjścia jak przeprowadzka.
Nie wierzę. Skąd u przedszkolaków przywiązanie do budynku. Przecież dzieciaki kochają nowe miejsca. Pamiętam przenosiny Alma Mater mojej córki do nowego budynku - co to była za radość, jaka podnieta...
elwira pisze:Ubrałam się wobec tego szybko i czym prędzej zbiegłam po schodach na dół. Wleciałam jak strzała do kuchni, chwyciłam ze stołu cynamonkę i pędem wyleciałam na podwórko.
Dorosłe wobec tego i zaraz potem podwórkowe wleciała i wyleciałam. Tekst jest nierówny stylistycznie.
elwira pisze:A kiedy dobiegłyśmy na miejsce, spostrzegłyśmy Maćka, stojącego na pustaku. Ten pustak to było takie podwyższenie. Maciek stał na palcach nóg, a rękami opierał się o parapet i zaglądał przez okno.
Stał na palcach - starczy, wiadomo, że nie stał na rękach. Komu ona tłumaczy, że ten pustak to było podwyższenie? Przecież to każdy wie. Nawet dziecko.
elwira pisze:Oj, jak okropnie się wtedy przeraziłam!

— O jejku! — wrzasnęłam na całą wieś.
Okrzyk przerażenia - Ojejku!? Spróbuj to wrzasnąć. Nie da rady. Pozbądź się tego. Niech dziewczynka powie, że wrzasnęła, bez mówienia co krzyczała.
elwira pisze:Zajrzała przez szybę i zachwyciła się:

— A niech mnie! — powiedziała.
Dziewczynka tak mówi? Nie wierzę.

Jeśli narratorem jest dziewczynka, to dlaczego nie mówi jak dziecko? Jest nadęta. I nie ma w niej dziecięcej radości. Jest młoda/stara.
Zastanów się nad taką kreacją narratora albo powstrzymaj się przed wsadzaniem w jego usta słów i wyrażeń charakterystycznych dla osób o wiele starszych i bardziej doświadczonych językowo.
Poza tym akcja jest nijaka. Wydarzenia są, ale nie ma napięcia.

Powodzenia w poprawkach. I pamiętaj - ćwiczenia czyni mistrza.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

15
dorapa pisze:Unikaj powtórzeń. Nawet jeśli narratorem jest dziecko.
Postaram się, chociaż sądziłam, że dziecko ma prawo używać powtórzeń.
dorapa pisze:Żadnego dziecka nie zainteresuje to, czy nowy budynek jest cieplejszy. To tekst dorosłego.
Tylko, że to chyba zależy od tego jak na to spojrzeć. Dzieci, którymi się opiekowałam przebywały w budynku dawnej szkoły. Było tam niezbyt ładnie i na dodatek strasznie zimno. Jesienią dzieci siedziały w kurtkach, a że ogrzewanie centralne nie działało, to trzeba było grzać piecykami elektrycznym. Wam się to wydaje nie do uwierzenia, ale dzieci podczas przeprowadzki naprawdę najbardziej cieszyły się na myśl o tym, że nowe przedszkole będzie cieplejsze i że wreszcie nie będą musiały marznąć. Oczywiście cieszyły się też z tego, że będzie ładne, bo dopiero co wybudowane.
dorapa pisze:Powodzenia w poprawkach. I pamiętaj - ćwiczenia czyni mistrza.
Bardzo Ci dziękuję za poświęcony czas, za rady :) Już widzę, że okażą się przydatne.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”