

Historia Melgundy
Lata mijały. Meroth, ukryty przed gniewem swych braci, w jemu tylko znanych zakątkach Milth, widział przez swoje Oko cierpienia ojca. Tak bowiem wedle jego zamiaru ludzie rodzili się, i umierali. Ich dusze po opuszczeniu śmiertelnego ciała, miast udać się do Hidynu, raju stworzonego dla nich przez stwórcę, ulegały zniszczeniu.
Pewnego jesiennego wieczoru, do wioski nad rzeką Khadr, przybyła tajemnicza, rudowłosa kobieta. Odziana w suknię jakby utkaną z zielonych szmaragdów, która uwydatniała jej zapierającą chłopom dech w piersiach figurę, kroczyła dumnie przez wieś w stronę wieży czarodzieja Foltesta. Nie trzeba było wiele czasu, by obok panny zebrał się tłum ciekawskich. Chłopi porzucali swe pola, dzieci zabawy a kobiety domy by tylko zobaczyć któż zawitał do ich wioski. Z początku nie zobaczyli oni zbyt wiele. Kobieta miała na głowie kaptur z którego wystawały rude loki zasłaniające twarz. Przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej schronić się w wieży przed wzrokiem ciekawskich.
Czarodziej wyszedł przed swoją siedzibę i zdziwił się niesamowicie, ujrzawszy tłum podążający za jego przyszłą uczennicą. Powitał ją w języku Kaelów, po czym zaprosił ją do swej wieży. Melia, bo tak się zwała nowo przybyła panna, zdjęła kaptur. Wiejący ze wschodu wiatr rozwiał jej ognisto rude włosy, tym samym odsłaniając jej twarz. Choć wieśniacy, tego co ujrzeli twarzą nazwać nie potrafili. Opisanie tego widoku leżało poza granicami ich intelektu. Jednak jak potrafili, tak też nazwali. Ich narządom wzroku ukazały oczy, zielone oczy które jak gwiazdy rozświetlały mroki, cera białą jak śnieg i usta jakby z płatków róż.
Oczarowani wdziękami Meli wieśniacy rzucili się w kierunku bezbronnej kobiety. Foltest oślepił ich nagłym wybuchem światła, po czym schronił Melię w swojej wierzy. Zrozpaczone kobiety wraz z dziećmi powróciły do swych domów, podczas gdy chłopi, całą noc próbowali bezskutecznie sforsować wrota, które dzieliły ich od Melii.
Mijały tygodnie, a wieść o przybyciu pięknej panny, rozeszła się po całym świecie. Do wioski przybywali panowie ze wszystkich krain Erdenu, Kaelu i Iginu by choć przez chwile móc popatrzeć na, prawie już legendarną, twarz Melii. Nawet jeden z uważanego za głupi ludu Awenów, przybył nie zważając na konsekwencje, spowodowane opuszczeniem swej żony. Melia dzień w dzień słyszała propozycje zamążpójścia. Chłopi proponowali jej pola, lordowie pałace jednak żaden z nich nie mógł jej dać tego czego pożądała najbardziej; wiedzy. Uczyła się więc zaklęć od czarodzieja Foltesta. Jej mądrość każdą chwilą zdumiewała go coraz bardziej. Nic prawie nie jadła, nie piła. Nocami miast spać czytała księgi. Foltest był wielce zdziwiony jak udaje jej się skupić pomimo hałasu.
Pomimo braku apetytu Meli, jedzenia z dnia na dzień ubywało. Zalotników było więcej, niż mrówek w mrowisku, dlatego też Foltest nie mógł opuścić wieży. Szukając w lochach grzybów, przypadkiem odnalazł przejście prowadzące do jaskini, z której wyjście prowadziło do wioski. Uradowany odkryciem wyszedł z jaskini, nieostrożnie kierując się w stronę targowiska. Droga w tym miejscu okazała się stroma. Drzewa, zwykle przyjaźnie nastawione spoglądały na niego ponuro, bowiem nawet one zazdrościły mu Melii. Foltest dopiero teraz zrozumiał, jaki skarb jest w jego posiadaniu. Wrócił więc w stronę jaskini by dostać się do swego domu. Melia, jak to miała w zwyczaju, czytała księgę traktującą o magii żywiołów, podczas gdy Foltest wiedziony urokami uczennicy, chciał dać upust pożądaniu. Melia wyczuła jego zamiary i powaliła na ziemię błyskawicą. Nawet tak wielki czarodziej jak on nie zdążył obronić się tarczą i zmarł. Wraz z jego śmiercią wszystkie zaklęcia chroniące wieżę padły i zalotnicy sforsowali wrota.
Melia była zrozpaczona. Słyszała kroki mężczyzn biegnących po schodach. Czarodziejka poddała się. Usiadła na drewnianym krześle i czekała na to ,co los jej przyniesie. Zalotnicy wyłamali drzwi, wpadli do komnaty, po czym padli trupem. Po chwili Melia ujrzała mężczyznę, rosłego o miodowych oczach. Była zdumiona, gdyż dorównywał jej pięknością. A był to Meroth, Pan Zmian.
Mężczyźni opuszczali swe żony i z każdego zakątka świata przybywali pod wieżę Foltesta. Ludzie przestali się rozmnażać co rozwścieczyło boga. Przybył więc w ciele człowieka z zamiarem zabicia Melii jednak gdy tylko ją zobaczył, zakochał się w niej. Miłość nie wzięła góry nad ambicją. Meroth postanowił odebrać Melii piękno. Szkoda mu jednak było jej uroku. Nie chciał by takie piękno na zawsze opuściło Milth, dlatego też postanowił spłodzić jej dzieci. Nie chciał jej skrzywdzić dlatego zaproponował czarodziejce wszystko, w zamian jej łona. Melia pożądała tylko jednego, wiedzy. Meroth więc wyjął swe lewe oko, które nagle skamieniało i urosło do rozmiarów pięści. Gdy tylko dotknęła czarnego kamienia jej włosy zsiwiały twarz pomarszczyła, a piersi rozlały się jak oliwa. Jedynie zielone oczy zachowały część dawnego piękna. Meroth zbiegł, zostawiając ją samą, brzemienną i wściekłą. Myślała że Meroth ją oszukał jednak po pewnym czasie odkryła potęgę oka. W czarnej kuli widziała wszystko. Przeszłość, teraźniejszość, nikomu nieznane receptury i zaklęcia. Widziała wszystko prócz przyszłości, bo jej nie znają nawet bogowie.