Pomijając wszystko co znajduje się na świecie i poza nimi, poza tym co znam i tego co jest mi nie znane. Spotkało mnie to czego niegdyś pragnąłem, a teraz przeklinam i cofam się do przeszłości aby było inaczej. Każdy teraz ma wiele przed oczami bo życiu każdego są takie właśnie sytuacje, które chciał by cofnąć. Lecz to znaczy, że potraficie mnie chociaż w jakimś małym stopniu zrozumieć. Żyłem w prowincji Guangdong w południowo-wschodnich Chinach. Byłem rodzajem samotnika, żyłem swoim życiem, być może to nie wiarygodne jak na Chiny lecz ja tak potrafiłem. Ludzie przyzwyczajają się do codzienności i potrafią ją akceptować. Znacznie łatwiej żyje się w środowisku, w którym się urodzimy i wszystko to zdaje się być dobrobytem. Nie żałowałem niczego, ale życie też nie przynosiło mi satysfakcji, będąc fanatykiem wampirów i wampiryzmu, potrafi być się zdolnym do wielu rzeczy. Być może to ironiczne, że mając 25 lat ciągle wierzyłem w wampiry, z grubsza zabawne. Tak wiele się mówi o takich rzeczach ze trudno było mi nie łączyć tego wszystkiego z tymi krwawymi istotami. Co dziennie na ulicach giną ludzie, ci o których nikt nie słyszy i ci o których piszą. I jeśli ktokolwiek powie że człowiek człowiekowi równy zastanów się nad tym. Zapewne każdy zastanawia się gdzie tutaj u diabła wampiry i wilkołaki, widzę czytam tu tylko o wariacie, maniaku wampiryzmu, być może takim jak ja. Być może i tak jest, pomijając fakt że, ten wariat mieszka w Chinach gdzie wiele się dzieje, lecz nie koniecznie jest to nagłośnione. Znałem innych którzy mieli takie samo zainteresowane jak i ja, i ciągle dostawałem różne informacje z dziwnych sytuacji na rewirze. Rewiry to nasze pola w których się rozglądaliśmy. Wszystko zapisywaliśmy, w formie zdjęć czy też nagrań. Codziennie rano spotykaliśmy się na jednej z uliczek i przekazywaliśmy sobie informacje. Pewnego razu zobaczyłem jak jedna z restauracji usuwała resztki psów. Być może to by cię zdziwiło lecz to jest normalne, nie wiem czy dla kogoś z tutejszych było by to czymś nadzwyczajnym. Informację, która okazała się najciekawsza przyniósł Jeng, była to płyta. Nie mogliśmy obejrzeć jej na ulicy, tak więc poszliśmy do mojego domu, gdzie miałem skromny odtwarzacz. Gdy tylko włączyliśmy nagranie, na ekranie ukazał się napis zaproszenie. Zaraz po tym na ekranie pojawił się mężczyzna w białym fartuchu, przypominał lekarza, jego grube okulary przyprawiały o śmiech. Po chwili zaczął, że wie o nas i bacznie nam się przygląda, zna nasze zainteresowanie i dal tego zaprasza nas.
-Wiem kim jesteście, wiem jakie macie zainteresowania i czego poszukujecie. Obawiam się ze puste ulice prowincji Guangdong nie zaspokoją waszej ciekawości. Mam dla was propozycje nie do odrzucenia. Jeśli jest ktoś z was zainteresowany, zapraszam dzisiaj o 4 w nocy do Świątyni Guangxiao. Pamiętajcie, że jeśli przyjmiecie zaproszenie nie ma już odwrotu.
Na ekranie pojawił się adres owej świątyni i film się zakończył. Gdy zaś chciałem wyciągnąć płytę, okazało się że podczas odtwarzania pękła na kilka części.
-Skąd to masz? – krzyknąłem, byłem zdziwiony tym nagraniem
-Gdy przeczesywałem swój rewir, zatrzymał mnie mężczyzna w czarnym graniaku. Był strasznie poważny, nawet nie zdążyłem nic powiedzieć gdy to on zaczął:
-Weź płytę i przekaż ją swoim kolegom, po czym ją do mnie rzucił. Jak najszybciej podniosłem ją z ziemi ale go już nie było.
-I co teraz, czy uważacie że to jest coś poważnego, czy takie doktorek może mieć dla nas coś interesującego.
-Uważam, że każdy powinien przemyśleć to sam. – odparł jeden z nas
-Zaś ja uważam że powinno zadecydować głosowanie, jeden za wszystkich a wszyscy za jednego.
-Jest to racja, ale może nie każdy chce tak.
-Staliśmy się drużyną tak więc, nie ma już dawno odwrotu, wszystko robimy razem tak więc i razem spotkamy się z doktorkiem, czy może tym lalusiem w graniaku.
-Uważam, że zrobimy to tak, - zaczął nastraszy z nas, który do tej pory tylko słuchał nie mówiąc nic – teraz wracamy do swoich zajęć i kto chcesz spotykamy się o na 4 pod świątynią.
Była jeszcze trzecia gdy to pierwszy pojawiłem się na umówionym miejscu. Na około było dość ciemno, chociaż latarenki połyskiwały rzucając swoje jaskrawe światełka. Wszędzie mieniły się cienie, czasami przemagał mnie strach, nie ukrywam, że biłem się z myślami o tym aby wracać i zapomnieć o sprawie. Po jakimś czasie na miejscu zjawiło się troje innych, oczywiście, których znałem, była to nasza paczka. Mijały minuty, a z nimi przybywało znajomych twarzy. Bardzo mnie ciekawiło czy przybędą wszyscy, czy może ktoś wymięknie. Gdy wybiła godzina czwarta, a przed świątynią stało dokładnie trzydzieści-cztery osoby, znaczyło to że brakowało tylko jednego członka naszej grupy. To dziwnie lecz brakowało najstarszego. Była to jego propozycja aby się spotkać w tym miejscu, z pewnością przemyślał to już wcześniej. Nagle zza jednego z pomników wyłonił się mężczyzna w garniturze, był taki jak opisywał go Jeng. Zbliżył się do nas i zaczął.
-Widzę że przybyliście, a to wiele znaczy. Cieszę się, że aż w takiej ilości, czy mówiliście komukolwiek gdzie idziecie ?
-Nie. – zaczął jeden po drugim, tak samo jak i ja, większość nawet nie miała komu o tym powiedzieć. Zamieszkiwaliśmy slumsy, nasza dzielnica jest wielką ironią, gdzie nadzwyczaj bogaci mieszkają tuż obok nadzwyczaj biednych. Wielkie pałace z basenami tuż obok małych parterowych domków, gdzie jeden łączy się z drugim. Wielkie wspaniałe wieżowce z balkonami tuż obok stęchłych bloków, ogrodzonych drutem.
-Wspaniale, tak więc teraz pragnę abyśmy udali się do naszego celu. Zapraszam was.
Wszyscy zaczęliśmy iść za mężczyzną w około świątyni. Na tyle stał autobus, co się okazało był przygotowany dla nas, tak aby nas przewieść. Mężczyzna zatrzymał się i otworzył drzwi, co dziwne były tylko jedne z przodu. Zaczęliśmy wchodzić jeden po drugim do środka. Usiedliśmy wygodnie, gdy nagle zamknął on drzwi, a w sufitu dało się słyszeć dziwny syk. Był on ciągle taki sam, nie był głośniejszy ani nie zanikał. Autobus napełniał się jakimś oparem. Robiło się coraz duszniej, i w mgnieniu oka straciłem świadomość.
Gdy się obudziłem, byliśmy nadal w autobusie ale znajdował się on na parkingu w jakimś budynku.
Widziałem że naokoło wszyscy już rozbudzali się, a z przodu wszedł mężczyzna w garniturze i zaczął:
-Przepraszam ze ten środek na senny ale rada uznała, że tak będzie bezpieczniej. To bardzo ważne aby wszystko to było w tajemnicy, i abyście wy moi drodzy czuli się komfortowo. Znajdujemy się teraz na miejscu, każdy z was dostanie klucz i zostanie pokierowany do miejsca, które zostanie oddane do waszej dyspozycji. Tak więc bez obawy, tym razem nikt nie zostanie uśpiony, wszystkie procedury zostały poprawianie przeprowadzone. Wasze telefony nie będą wam już potrzebne, zostały zneutralizowane, innymi słowy mogą służyć wam jako zabawki.
Mężczyzna wyszedł, a za nimi my, jeden za drugim. Przeszliśmy po schodach do miejsca które wyglądało na recepcję, tak każdy z nas dostał do ręki dziwny klucz z numerkiem, mój było 534. Trochę dziwiła mnie tak wysoka liczba na kluczu. Pokoje były jednoosobowe, gdy wszedłem do mojego byłem zdziwiony, nigdy nie mieszkałem w tak okazałym pomieszczeniu.…
-Nie no już nie mogę tego czytać. – powiedział obudzony detektyw – domeczki, światełka, stary walący się budynek okazałym, to bez sensu. Tolibar to dla ciebie, masz znaleźć bardziej interesujące informacje, bo to wygląda jak by on prowadził ten dziennik przez kilka lat.
-Dobrze inspektorze.- Detektyw zabrał zniszczony pamiętnik i przeniósł na swoje biurko.
-Ja teraz jadę rozejrzeć się w terenie, może nie tylko dziennik tam został. Musimy dowiedzieć się jak najwięcej o tym co się tam działo.
-Tak jest Inspektorze, wydobędę wszystko co jest tylko możliwe z tego rękopisu.
Inspektor skierował się do wyjścia, wyglądał na zmęczonego lekturą, jak widać typ dzienników nie przypadał mu do gustu. Detektyw Tolibar jednak okazał się innym typem i od razu wziął się do czytania.
Być może i miałem zaniżone oczekiwania, ale każdy cieszy się tym co ma. Zacząłem dokładnie rozglądać się po pokoju. Po lewej stronie znajdowało się łózko, tuż koło niego mała szafka nocna. Przy oknie z metalowymi prętami stał stolik i przystawione do niego krzesło. Po prawej stronie stała niewielka szafa. Gdy obróciłem się do tyłu zauważyłem na drzwiach kartkę. Na niej wył zapisany plan dnia, wyglądał on przedziwnie:
7.30 śniadanie
8.30 ćwiczenia wydolnościowe
12.00 labaratorium
14.00 obiad
15.00 sala
18.00 losowanie
19.00 kolacja
Pod spodem zaś była mała notka:
(Czas spędzamy w swoich pokojach, o wszystkim zostaniesz poinformowany na pierwszym posiłku)
W pomieszczeniu były jeszcze jedne drzwi, gdy je otworzyłem moim oczom ukazała się łazienka. Wszystko to wydawało się być bardzo złudne i tajemnicze. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę piątą trzydzieści cztery. Byłem bardzo zmęczony, tak wiec położyłem się na wcześniej przygotowane łózko. Usnąłem bez najmniejszego problemu, nie miałem za czym tęsknić, i nie czułem obawy.
W pokoju zadzwonił dzwonek kilkakrotnie, gdy spojrzałem na zegarek była już siódma czternaście. Pośpiesznie wstałem i otworzyłem drzwi. Wszyscy wychodzili na korytarz, bardzo zaspani ale jak widać stosując się do zaleceń. Byłem bardzo zmęczony i nie chciało mi się nawet do nikogo odzywać, jak widać nie tylko miałem tak ja. Większość stała oparta o ścianę i czekała na kogokolwiek, kto pokieruje nas do miejsca gdzie będziemy jedli. Gdy na moim zegarku wybiła godzina siódma trzydzieści pojawiło się dwóch mężczyzn w fartuchu. Jeden z nich prowadził wózek na którym stało kilka garnków i metalowe talerze. Wyglądały tak samo jak te więzieniu, które widziałem na filmach. Męzczyzna obok zaczął:
-Każdy z was dostanie swój przydział jedzenia śniadaniowego, należy go zjeść w pokoju. Naczynia macie umyć w łazience którą macie w pokojach. Po śniadaniu wszyscy macie wyjść tak jak teraz na korytarz i czekać na kogoś kto was zaprowadzi na miejsce zajęć.
Mężczyzna z wózkiem przejechał obok każdego dając mu na tacce sztućce i miskę, którą napełnił jakimś nie wyglądającym apetycznie jedzeniem.
Wszedłem do pokoju, po czym usiadłem na krześle stawiając moje śniadanie na stole. Smakowało to jak groch zmieszony z mięsem i ryżem. Ale nie dął bym sobie odciąć ręki czym było to jedzenie. Byłem strasznie głodny, tak wiec zjadłem to nawet nie zastanawiając się długo czym jest. Jednak, że mój organizm zareagował zupełnie inaczej na tę dawkę. Poczułem okropny ból brzucha, może dla tego w pokoju miałem łazienkę- pomyślałem lekko poirytowany.
Gdy zadzwonił po raz kolejny dzwonek, była godzina ósma trzydzieści, czym prędzej wyszedłem na korytarz. Wszyscy już stali oparci o ścianę, jak widać większość nie czuła się jeszcze najlepiej po jedzeniu. Po chwili już na korytarzu pojawiał się mężczyzna w garniturze.
-Zapraszam teraz wszystkich za mną. Teraz odbędą się ćwiczenia, bardzo nam zależy na waszej formie. Wasze zdrowie jest dla nas bardzo ważne.
Szliśmy prosto korytarzem, schodami w dół i weszliśmy do pokoju z numerem dziesięć. Pomieszczenie było ogromnie, w nim był asortyment do ćwiczeń, oraz odgrodzone siatką boisko cholowa. To było coś niesamowitego, mieliśmy z tego korzystać przez cały czas aż do dwunastej. Mężczyzna powiedział że jeśli wykonamy wszystkie ćwiczenia zapisane na kartce możemy nawet teraz korzystać z sali, pomimo, że jest ona jeszcze raz o godzinie piętnastej. Na kartce były rozpisane wszystkie ćwiczenia do każdego z punktów na tym obiekcie. Zabrałem się do ćwiczeń, nie było one ciężkie. Wraz z nami byłą też grupka innych osób, byłem zainteresowany, wiec gdy tylko pojawiała się możliwość zacząłem rozmowę z jednym z nich. Dowiedziałem się że przybyli tak samo jak i my ale są już tutaj miesiąc. Widziałem ich tylko ośmiu, lecz on wspominał że było na początku ich aż trzydzieścioro. Byłem zdziwiony kilkakrotnie pytając go gdzie jest reszta ale on mówił, że nie wrócili z losowania. Nie wiedział co się z nimi stało. Gdy tak rozmawialiśmy przyłączył się do nas jeden inny, wyglądał na obłąkanego.
-Wiec co się stało, to jest rzeźnia. Tutaj każdy staje się pożywieniem, dzisiaj ty jesz, ale jeszcze dzisiaj możesz ty zostać zjedzonym. – Zaczął się do mnie przysuwać, a jego ręce zaczęły mnie dusić.
Był bardzo silny, czułem że racę przytomność, gdy nagle pojawił się jeden ze stróżów, uderzył go po karku tak że ten padł bezwładnie na ziemie. Mężczyzna podniósł go niczym balonik, sprawiał wrażenie nadzwyczaj silnego. Wyszedł z nim za drzwi i gdy te jeszcze się nie zamknęły, na ścianę trysnęła krew, a ja słyszałem tylko tak jak by pęknięcie kości. Okropnie się przeraziłem, zacząłem drżeć, nie potrafiłem powiedzieć czy to działo się naprawdę, czy tylko mi się wydawało. Czas minął mi nadzwyczaj szybko, i nawet nie wiem kiedy do sali wszedł mężczyzna w garniturze. Powiedział on nam że teraz mamy skierować się do laboratorium, tam zostaniemy dokładnie zbadani. Skierowaliśmy się tuż za nimi, i gdy doszliśmy do Sali z numerem trzy, kazał nam siąść na krzesełkach na korytarzu. Byłem drugi w kolejce do wejścia, tak wiec nie musiałem długo czekać, chociaż z drugiej strony badanie tego jednego zajęło prawie piętnaście minut. Gdy wyszedł wyglądał na zmęczonego, błędnym wzrokiem spoglądał w ziemię. Wszedłem do pomieszczenia, było całe białe na środku łóżko, a obok niego stał mężczyzna w biały fartuchu. Przypominał mi lekarza, powiedział mi że pierwszym razem to trwa wszystko dłużej bo musi wszystko zapisać i że jeszcze nie ma żadnych danych o mnie w swoich kartach. Tak więc mierzył mnie, ważył, sprawdzał stan mojego zdrowia. Sprawdzał moje włosy wszystkiego brał próbki. Nigdy tak bardzo nie byłem kontrolowany jak dzisiaj. Pod koniec kazał mi się położył i powiedział, że pobierze próbkę mojej krwi. Było to bardzo dziwne, bo w rzeczywistości nie była to tylko próbka ale także normalny pobór krwi. Wyglądało to na więcej niż 450 ml, strasznie słabłem. Po tym lekarz kazał mi skierować się do pokoju. Tak też zrobiłem, idąc korytarzem myślałem że zemdleję, czułem się bardzo słabo. Gdy wszedłem do pokoju na stole leżał czekolada, którą czym prędzej otworzyłem i zacząłem jeść. Gdy tylko położyłem się na łóżku, bez najmniejszego problemu usnąłem.
Zerwane przymierze
1
Ostatnio zmieniony czw 03 kwie 2014, 00:33 przez Karl78, łącznie zmieniany 2 razy.