Zawiera lekkie fragmenty na +18
Jeśli nie masz cierpliwości o dobrych chęciach,a śmiertelnie słabych umiejętnościach-nie czytaj! Poco masz sobie psuć humor?
Przejechał spory kawałek. Park był niezwykle rozległy i to go widział z daleka gdy przyjeżdżali do miasta. Zatrzymał konia przy małym jeziorze,gdy z z niego zszedł,ten od razu ruszył zanurzyć się w tym jeziorku. Thug zaś położył się na zielonej trawie. Pogoda była piękna,tak jak i okolica,więc znużony uciął sobie drzemkę. Sen który nadszedł,był raczej wspomnieniem zdarzenia którego nieraz żałował i niemal równie często karcił się za to.
Leżał na trawie pod drzewem,które ze szczodrością użyczyło mu swego cienia. Przywiązany do grubej gałęzi koń,pasł się. Odpoczywając,usłyszał jakiś krzyk. Nie zwrócił na niego uwagi uznając,że to pewnie bawiące się dzieci z niedawno miniętej wioski. Jednak gdy usłyszał go ponownie,by on wyraźnie przepełniony zgrozą,strachem i paniką. To go ocuciło,natychmiast wstał,wyciągnął miecz i pobiegł sprawdzić co się tam działo. Kolejne krzyki wskazały mu drogę,więc szybko dotarł do ich źródła. Zobaczył,że rzeczywiście to były dzieci tylko,że goniło je dwóch mężczyzn. Trzeci stał i przytrzymywał już dwie dziewczynki. Zapewne był też czwarty z końmi na skraju zagajnika do którego uciekły dzieci. Mężczyźni byli zbyt dobrze ubrani by być bandytami,ich struj wskazywał na średniozamożne mieszczaństwo. Dla dzieci liczyła się każda sekunda,więc wyskoczył szybko z zarośli.
-Co tu się dzieje?
-Patrz,jeden chce się stawiać.
-Załatwmy go szybko i łapmy resztę dzieciaków.
Nie zdziwiło go to,że uznali go za jednego z dzieciaków,gdyż wiekiem różnił się może o dwa lata od najstarszego chłopaka z tej przerażonej grupki. Uznali go po prostu za starszego brata którejś z nich,mającego się nimi opiekować. Tamci wyciągnęli miecze,ale wyraźnie nie spodziewali się,że i on umie walczyć. Pierwszy z nich szybko przypłacił to życiem. Drugi zaskoczony śmiercią towarzysza nie zdołał uniknąć kolejnego ciosu i ostrze trafiło go na wysokości klatki piersiowej. Przeciwnik upadł,obficie krwawiąc,więc nie zwracając więcej na niego uwagi zaatakował ostatniego przeciwnika,który połapał się już w sytuacji. Nim Alej do niego dobiegł,ten przygotował się do walki i doskoczył do niego. Ten był on znacznie lepszym przeciwnikiem niż jego towarzysze,ale po kilku wymianach ciosów popełnił błąd,jeden mały błąd,który natychmiast przypłacił życiem. Wtedy odwróciwszy się,zobaczył,że ten którego trafił w pierś,przeżył i uciekł. Pobiegł za nim po krwawych śladach,lecz gdy wyskoczył z zagajnika,widział już odjeżdżających opryszków.
Potem zobaczył się,jak w mieście zakradał się do wili. Było to w rzeczywistości kilka tygodni po zdarzeniu w zagajniku,ale we śnie zobaczył jakby to zdarzenie nastąpiło tuż po poprzednim. Teraz zakradał się do jednej z wili tego co zlecał takie porwania dzieci. Do takich wili je zabierali,a potem po dzieciach ślad znikał. On jednak skradał się tam bo wiedział,że główny szef tej organizacji,na którego miał zlecenie,przyjechał tu aby dopilnować swych interesów. Przeskoczył przez ogrodzenie i wtopił się w cień. Nie dalej niż pięć metrów od niego przeszli jacyś strażnicy,jednak nie dostrzegając go. Nie zabił ich,nie po to tu był. Gdy tylko się oddalili na tyle by go nie mogli przypadkiem dostrzec,podbiegł do budynku. Usłyszał jakieś hałasy z piwnic. Poszukał okna i zajrzał,a to co zobaczył przeraziło go. Już wiedział co się dzieje z porwanymi dziećmi. Przez okno widział jak dwóch ludzi znęca się nad dziećmi,powoli łamie ich wolną wole by były posłuszne,a po kilku latach stawały się bezwarunkowo poddane. Niewolnicy idealni,nie kwestionujący rozkazów,myślący jedynie jak najlepiej je wypełnić. Gotowi nawet się zabić by zadowolić swego pana,któremu zawsze będą posłuszne. Wolność? To będzie dla nich puste słowo głupców,którzy nie rozumieją jak pięknie jest być wiernym niewolnikiem swego jedynego boga i pana zarazem. Może nawet cześć z tych chłopaków będzie za kilka lat łapać inne dzieciaki,zastępując swych dzisiejszych oprawców. Niekończący się krąg bólu i cierpienia. Najgorzej miały dziewczynki już przygotowywane do pracy w burdelach organizacji albo na sprzedasz dla tych chorych ludzi którzy zechcą mieć taką zabawkę w swym domu. Pełen gniewu i obrzydzenia wdrapał się na balkon na piętrze. Pokój połączony z balkonem był pusty. Ten którego szukał był kilka pokoi dalej,musiał się tam dostać po gzymsie na zewnątrz budynku,aby strażnicy nie zaalarmowali osób w środku,a więc aby cel mu nie umknął. Idąc po ścianie budynku był bolenie widoczny w swym czarnym ubiorze na białym,marmurowym tle. Uznał jednak,że to pewniejszy sposób. Strażnicy którzy byli na zewnątrz patrzyli raczej co się dzieje przy ogrodzeniu niż na piętro budynku. Poza tym z pewnością byli znudzeni i senni,więc nawet jak by ktoś go dostrzegł mógłby go uznać za cień rzeźby albo drzewa. Tylko pech mógł sprawić,że go dostrzegą i wybuchnie alarm,tylko pech,a przynajmniej tak wierzył i taką miał nadzieje,że się nie myli w swych wnioskach. Gdy doszedł wreszcie do właściwego okna,zobaczył półtuzina osób przy stole i drugie tyle uzbrojonych strażników. Jego cel był wśród tych przy stole. Siedział niemal tuż pod oknem. Nawet on nie mógł spudłować strzałem z kuszy. Już miał ją wyciągnąć,ale zrezygnował przypomniawszy sobie co robią z dziećmi i pod wpływem gniewu,nie zastanowiwszy się,podjął decyzje by spróbować uratować te dzieci. Wyciągnął krótki nóż i rzucił go w szyje celu. Trafi bez pudła. Nim trup upadł na podłogę i rozległ się krzyk,wskoczył do środka,wyciągnął z pod płaszcza dwie małe kusze i wystrzelił w stron tych strażników,co byli najbliżej drzwi. Jednego trafił w ramie,a drugiego w głowę. Odrzucił kusze i wyrzucił kolejne pięć małych noży zabijając cztery kolejne osoby. Strażnicy znaleźli się w zasięgu miecza i otwarł się drzwi przez które wpadło kolejnych czterech przeciwników z czego dwóch było uzbrojonych w kusze. Zablokowali oni wejście tak,że nawet ci co byli nieuzbrojeni i dotychczas siedzieli przy stole,nie mogli wyjść,a sami w tym ścisku nie mogli skorzystać ze swych kusz. Zabiwszy kolejnego strażnika i obracając się do tyłu przewrócił jeden ze stołów. Był zdecydowanie lepszy od nich,lecz ich było więcej,musiał cofnąć się do ściany by nikt nie zadał mu ciosu w plecy. Zabił kolejnego,a po chwili dołączył do trupów jeszcze jeden strażnik. Ci co nie byli uzbrojeni podnosili miecze martwych i dołączali do walki. Przebijając kolejnego przeciwnika dostrzegł,że jeden z kuszników miał dość miejsca by wycelować. Natychmiast uskoczył pod nogi kolejnego ze strażników czym go kompletnie zaskoczył. Wykorzystał te sekundy darowanego życia i przebił mu głowę od dołu. Miecz utknął w czaszce i musiał go puścić. Szybko się podniósł i wyciągnął nóż z innego trupa,po czym rzucił go w drugiego kusznika,zabijając go. Dwóch przeciwników widać postanowiło skorzystać i uciec,pozostawiając swoich "przyjaciół" na pastwę Thuga. Pozostało jedynie trzech,w tym kusznik naciągający grubą cieniowe. Uzbrojony w jeden miecz mógł walczyć z jednym przeciwnikiem naraz i oni zdawali sobie z tego sprawę. Zrobił,więc coś czego się nie spodziewali,skoczył na nich. Nim jego towarzysze mogli mu pomóc,Alej zablokował miecz przeciwnika i pięścią uderzył w jego twarz. Chwila oszołomienia wystarczyła by zginął. Kusznik właśnie naciągał cieniowe,lecz nim podniósł kusze i wystrzeli,Alej chwycił ją i przesunął ją tak by ten nie mógł go trafi. Natychmiast też ciął go w szyje. Kusznik w spazmach śmierci nacisnął spust,a bełt przeleciał na szerokość pięści obok Thuga. Usłyszał,że ostatni przeciwnik jest tu za nim,puścił kusze i obracając się do niego czuł oddech śmierci na szyi. Coś mu mówiło,że już za próżno,że nie zdąży zablokować ciosu. Jednak gdy się obrócił zobaczył strażnika tuż za sobą,lecz z bełtem w piersi na którego ten spoglądał niewidzącym już wzrokiem. Alej odetchnął z ulga i szybko pozbierał swe miecze oraz noże po czym ruszył w dół rezydencji. Nie poszedł głównymi schodami tylko skorzystał z tych wąskich ukrytych na lewym krańcu korytarza. Węższe schody sprawiały,że nie był tak odsłonięty na strzał z kuszy czy łuku za to gdyby ktoś strzelił,nie miał by szans na uniknięcie trafienia. Okazało się,że schody nie prowadziły do wąskiego holu jak na górze,a do przestronnego pomieszczenia. Gdzie ponownie poczuł wstręt i nienawiść do tych ludzi. W pomieszczeniu było osiem kobiet niemal całkowicie nagich,a to co miały na sobie miało tylko pobudzić żądze. Leżały spokojnie na poduszkach lub miękkich łożach. Dwóch facetów zażywało rozkoszy z tymi bezwolnymi partnerkami,wyuczonym by dawać każdemu chętnemu rozkosz o jakiej nie śnił,spełniać jego każde zachcianki. Gdy pozostałe kobiety go zauważyły,bez słów zachęcały go aby wziął przykład z tamtych dwóch On jedynie wyciągnął noże i dwoma szybkimi rzutami ich zabił. Gdyby nie to,że tamte dziewczyny zrzuciły na bok trupy,pomyślałby,że nawet nie zauważyły ich śmierci. Gdy tylko zepchnęły z siebie ciała,tak jak pozostałe dziewczyny zachęcały go do tego by się z nimi zabawił. Niemo,nie opuszczając swych miejsc,ale jakże skutecznie! Przeszła mu przez głowę myśl,że mógłby im kazać iść za nim i uciec z tym haremem. Z pewnością by go posłuchały,a perspektywa posiadania ośmiu podanych jego woli i zawsze gotowych by zaspokoić jego pragnienia kobiet była,aż nadto kusząca,dla każdego. Zbyt kusząca,wybiegł czym prędzej i z ulgą stwierdził,że przed drzwiami stoi trójka strażników. Gdy drzwi jeszcze się za nim zamykały,zobaczył,że one przestały się wreszcie wdzięczyć. Pozostały jednak na swoich miejscach,czekając na kolejnych gości których zadowolą. Taki teraz miały sens życia,nigdy by nie zrozumiały jak mogłyby robić coś innego. Walka z łatwością wywietrzyła mu z głowy niepożądane myśli. Uporawszy się z tą trójką pobiegł do głównych schodów na których mogło stanąć obok siebie z osiem osób i jeszcze byłoby zapewne nieco miejsca. W połowie rozdzielały się w dwie strony. Pod schodami były małe drzwi,za którymi z pewnością były schody prowadzące do piwnic. Na dole głównych schodów,schowani za barykadą ze stołów w kształcie półkola było dziesięciu kuszników. Gdyby się tylko pokazał na górze,byłby trupem. Dziwne,że bocznych schodów nikt nie zabezpieczył. Nie zastanawiał się nad tym tylko zakradł się do pary kuszników i zasztyletował ich szybko i z wprawą,nie wydając najmniejszego niepotrzebnego szelestu. Tak samo zabił kolejną dwójkę. Jednak gdy zabijał trzecią parę ci ostatnim,przedśmiertnym krzykiem ostrzegli pozostałych. Tamta,wciąż żywa czwórka natychmiast obróciła się w jego stronę. Gdy się schylił widział czubki dwóch bełtów które utknęły w stole. Podniósł jedną z kuszy i dostrzegając,że jeden z strażników leci po pomoc,niewiele się zastanawiając,wystrzelił w niego i trafił choć nie tam gdzie celował to i tak zabójczo. Drugi strażnik chciał go obejść i zaatakować od tyłu. Bieg przy schodach gdy pozostała dwójka wystrzeliła do Aleja. Jednak nie udało mu się to i także on padł trafiony z kuszy w nogę. Thug natychmiast skoczył do pozostałej dwójki,która wciąż naciągała bezużyteczne już kusze. Byli bez szans. Dobił tego,który chciał go obejść,po czym otworzył drzwi pod schodami. Tak jak myślał były tam schody prowadzące do piwnic,z których słychać było różne odgłosy. W miejscu gdzie kończyły się schody był środek korytarza. W korytarzu było mnóstwo drzwi do cel w których trzymano dzieci. Patrząc przez zakratowane okna w drzwiach widział,że śpią z nadzieją,że ten koszmar się skończy wraz z ich przebudzeniem. W większości były to sześciu-ośmioletnie dzieci,wiele było starsze,ale też niektóre wyglądały na młodsze. Wychudzone,nie licząc tych co niedawno tu przybyli lub po prostu robiących to co się im każe,a zatracające własną wole,w zamian były dobrze karmione. Dzieci wbrew pozorom są twarde,opierają się nawet gdy nie mają ku temu powodu. Jednak to co się im wpoi za młodu,to pozostanie w nich aż do ich końca. Stanie się podstawą tego kim się staną,czasem zapominając o tym czemu stali się właśnie tacy. Thugowi przeszło przez myśl czy czasem i niektórzy z tych strażników,których zabił nie przeżyli tego samego. Czy i oni zatracili się w takich celach? Stali się idealnymi żołnierzami,nie kwestionującymi rozkazy swych dowódców? Nieznających różnicy między dobrem,a złem? Czy to właśnie w ten sposób stali się oprawcami innych dzieci? Błędne koło,nie czas był o tym myśleć. Na końcu korytarza dostrzegł postać strażnika z czym u jego nóg. Zakradając się,podchodził bliżej,a w końcu
dostrzegł,że to coś u jego nóg to mała dziewczynka nie mająca jeszcze siedmiu lat. Łatwo się było domyśleć co robiła dziewczynka. Sztylet leżał na ziemi przy jego pasie w zasięgu ręki dziecka. Lecz ona nie wyciągnęła go by zabić swojego oprawce,choć mogłaby to teraz zrobić tak łatwo. Zamiast tego nagle odsunęła się i zapytała:
-Cy tak doze,panie?
-Bardzo dobrze,lecz co mówiliśmy o odzywaniu się?
Dziewczynka zniżyła główkę,skruszona.
-Zostanie ci to wybaczone jeżeli weżniesz ten sztylet i wbijesz go w serce tego podglądacza za tobą.
Co mówiąc podał jej sztylet do jej małych,kruchych dłoni. Ona natychmiast się odwróciła i nieporadnie trzymając broń ruszyła na Aleja. Na jej twarzy igrał uśmiech pełni szczęścia,że jej głupota zostanie zapomniana. Gdy była o dwa duże kroki od Thuga,dopiero wtedy się otrząsnął. Uniknął nieporadnego ciosu i szybkim ciosem,rękojeści,ogłuszył dziecko,które padło nieprzytomne. Patrząc na nie,czuł obrzydzenie. Mężczyzna zapiął już spodnie i ze dwoma długimi sztyletami w dłoniach,zaczął się zbliżać,rechocząc.
-Ho ho jaki szlachetny. Nie zabił dziecka które chciało go przebić swym kozikiem.
-Bestie.
-A wiesz,że jakby cie jednak zabiła to bym wyciął twoje serce,a ona z radością by je zjadła?
Alej,zaślepiony wściekłością zaatakował i o mało nie przypłacił tego swoją głową. Tamten chciał go sprowokować i gdy zaatakował,ten z niebywałą szybkością zrobił unik i samemu zadał cios,tak,że Alej tylko szczęściu albo instynktowi nabytemu podczas różnych szkoleń,zawdzięczał to,że wtedy nie zginął. To było jak zimny prysznic,wściekłość momentalnie wyparowała. Odsunął się od przeciwnika,lecz nie dane mu było się zastanowić nad następnym ruchem,jego przeciwnik natychmiast wyprowadził kolejny atak i jeszcze jeden,a potem następny. Alej nie miał żadnej okazji aby zadać cios. Mógł się tylko cofać i unikać kolejnych uderzeń. Nagle jego przeciwnik potknął się o nieprzytomne dziecko. Ta chwilowa utrata równowagi przeciwnika była szansą na którą czekał Thug. Nie zamierzał jej zmarnować,uderzył z góry,a drugim sztyletem dźgnął prosto w niego,przeciwnik nie zdążył zablokować drugiego ostrza. Alej schyli się i podniósł klucze. Nie było ich dość by otworzyć wszystkie cele co oznaczało,że jest gdzie jeszcze przynajmniej jeden wartownik. Poszedł na drugi koniec korytarza gdzie znalazł pomieszczenie wielkości dwóch cel,było tam jeszcze czterech grających w karty ludzi. Byli tak głośno,że pewnie ledwie by usłyszeli jak wywarza drzwi do cel. Teraz siedziały tam już tylko cztery trupy. Wziął wszystkie klucze i zaczął otwierać koleje cele. Zachęcał dzieci aby wychodziły,te z początku nie ufnie,ale wychodziły,co starszym i bardziej żywym dawał klucze i kazał uwolnić resztę. W końcu załapały,że chce je ratować i zaczęły szybko otwierać pozostałe cele. Wiele dzieci było wygłodniałych,a kilka było całkowicie załamanych,nie chciały nawet wyjść ze swych klitek. Kilkoro innych musiały być niesione przez resztę,tak bardzo byli osłabieni. Nim uwolnili wszystkie doszedł do nich dym. Wszedł po schodach,a gdy otworzył drzwi,poczuł potężny podmuch gorącego powietrza. Szybko zamknął drzwi,wiedział,że tamtędy się nie wydostaną. Pobiegł do pomieszczenia które widział z zewnątrz,podszedł do okna i zaczął szarpać jedyny pręty uniemożliwiające ucieczkę oknem. Całe szczecie pręty nie były głęboko umocowane i po kilku mocnych szarpnięciach puściły. Ustawił stół pod oknem,a na nim krzesło,tak samo przed stołem,po to by dzieci miały łatwiej wyjść. Polecił dzieciom aby wychodziły po kolei zaraz po tym jak on sam przejdzie przez okno. Wyskoczył i przeturlał się po ziemi,spodziewając się,że ktoś go zaatakuje,lecz w pobliżu nikogo nie dostrzegł. Gdzieś dalej słyszał ludzi,sądząc po odgłosach,próbujących ugasić pożar. Łatwo uciekli z piwnicy płonącego budynku. Jego zleceniodawcy pomogli dzieciom wrócić do domów. Uciekli dzięki szczęściu,pożar wybuchł w pobliżu wili,a wiatr sprawił,że i ona się zapaliła. Niesamowity łut szczęścia,idealnie dopasowany w moment. Jednak organizacja zapamiętała go i wielokrotnie przez to miał kłopoty. Gdyby nie to może nigdy nie powstałby mit o "Krwawym Szlaku".
Ocknął się z drzemki i zobaczył,że była już prawie noc. Koń wiernie czekał niedaleko niego. Thug uśmiechnął się. "Może ma racje,dajmy życiu szanse." Podszedł do konia i wskoczył na jego grzbiet.
-Chodźmy stary druhu,wracajmy.
PS:jak dotrwałeś,to gratuluje i dziękuje.
Wspomnienie (fantastyka)
1
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:57 przez Thug, łącznie zmieniany 4 razy.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.
-Albo żebyś się przesunął.