Tania telenowela, fragment

1
Nie wiedziałam, jak do tego doszło, ani jak zareaguje Darko, kiedy się obudzi. Dlatego szybko zdecydowałam, że cichaczem wymknę się do łazienki, potem szybko ubiorę i pojadę do wynajętego hotelu, a na koniec po prostu przebukuję bilet i wrócę do Polski. Właśnie otwierałam drzwi wyjściowe, zadowolona, że plan ucieczki się powiódł, gdy nagle wyłonił się Darko w samych slipkach, patrząc na mnie nic nie rozumiejącym spojrzeniem.
„Dokąd się wybierasz, Karina? Chyba nie zamierzałaś wyjść bez pożegnania? I bez śniadania?”
- Eeee, ja właśnie…
- Właśnie widzę, że podjęłaś desperacką próbę ucieczki, chciałbym, żebyś wyjaśniła, dlaczego, tylko najpierw coś zjedzmy…Wykończyłaś mnie, Karina, muszę coś zjeść.
Zamarłam. Co mam robić? Śmiać się? Płakać?
„To znaczy…musimy coś zjeść. Chodź.” – pociągnął mnie za rękę do kuchni.

Zakomenderował, żebym usiadła, a on zrobi nam obojgu śniadanie. Zastanawiałam się, czy to jakiś podstęp, i czy już powinnam się zacząć bać. Natomiast on jakby nigdy nic powiedział, że zrobi mi swoje standardowe śniadanie, jajko ze czymś tam, zaczął opowiadać, że jak jeszcze mieszkali w Novi Pazar, ojciec zawsze w niedzielę wstawał pierwszy i robił całej rodzinie śniadanie i zawsze było to jajko. Zastanawiałam się, po co mi to wszystko opowiada. Powinien raczej kombinować, jak się mnie pozbyć albo przynajmniej przybrać grobowy wyraz twarzy, zwiastujący wyznanie, że „jesteś fajna, ale zeszła noc to pomyłka!”. Stopniuje napięcie, czy co?
Wyrwał mnie z zamyślenia.
„Coś mówiłeś?”
- Pytałem, co się stało. Jesteś strasznie blada. Źle się czujesz?
W jego oczach dostrzegłam autentyczną troskę.
„Zjedz, smacznego. Potem porozmawiamy.”
Ledwie mi przeszło przez gardło, chociaż muszę przyznać, że było smaczne.
„Jutro zrobię Ci kajmak.” – zapowiedział, gdy kończyłam.
- Co?
- To takie śniadanie, tyle, że z sera.
- Jutro?
- Wybierasz się dokądś?
- Nie, ale…
- To dobrze, bo jutro jesteśmy umówieni z Betty i James’em, chciałbym, żebyś ich w końcu poznała, żartują ze mnie, że zaczynają wątpić w Twoje istnienie. Polubisz ich, to moi najbliżsi przyjaciele. – uśmiechnął się.
- Nie wątpię, ale…
- Co ale?
- Czy to nie za wcześnie?
- Masz jakiś problem z tym, że jesteśmy parą? – wydawał się coraz bardziej zdziwiony, a ja się wprost zakrztusiłam swoją śliną.
- Czym?
- Karina, no błagam! – zdenerwował się. – Mam rozumieć, że spotykasz się ze mną z nudów, tak?!
Atmosfera niespodziewanie zgęstniała. Ze względu na mój brak reakcji, Darko wybiegł z kuchni. A ja za nim.
„Mam rozumieć, że wykorzystałaś mnie na jedną noc, ale teraz już z nami koniec?! – wściekał się. – Po tej nocy zrozumiałaś, że nie pasujemy do siebie i nie wiesz, jak mi to powiedzieć?” – świdrował mnie wzrokiem.
- Darko, to nie tak… - próbowałam jakoś wybrnąć z tej patowej sytuacji.
- To jak? No, proszę, słucham.
Milczałam.
„Słucham, Karina. Może uda mi się jakoś dopasować do Twoich marzeń.” – zakpił.
- Możemy porozmawiać o tym później? – zapytałam cicho.
Roześmiał się nerwowo. Potem zakrył twarz w dłoniach i zastygł w bezruchu. I wtedy poczułam się jak rozwydrzona gówniara. A przecież zawsze uważałam się za osobę bardzo dojrzałą i w ogóle. Nie wiem, jakbym zareagowała w sytuacji odwrotnej – gdybym to ja przyłapała Lukę wymykającego się cichaczem z apartamentu bez pożegnania. Chyba by mi puściły nerwy. Chyba bym go zwyzywała od skurwysynów i poszukiwaczy przygód na jedną noc i jeszcze dała z liścia, zapominając o pretensjach do bycia intelektualistką. A potem by wyleciał na kopach bez wyjaśnienia w samych slipkach z wilczym biletem w jedną stronę. Jestem przecież wiedźmą i mszczę się okrutnie. A on ze mną jeszcze rozmawia? I nie wygląda na wyprowadzonego z równowagi, raczej…zranionego.
„O kurwa. – pomyślałam. – O kurwa, Karina, ty Królowo wszystkich Idiotów. On Cię kocha..”
Musiałam zrobić z siebie zdzirę bez serca, żeby to zrozumieć.
„Nie wiem, jak mam do Ciebie trafić, Karina. Najpierw chyłkiem wymykasz się z mojego mieszkania, a teraz jeszcze nie chcesz mi powiedzieć, o co chodzi.” – powiedział w końcu.
- Dlaczego chcesz to wiedzieć? – gdybym prowadziła ranking najgłupszych pytań, jakie kiedykolwiek zadałam w swoim życiu, pytanie : „Why do you want to know it so much?” zajęłoby pewnie pierwszą lokatę. Ale zwyczajne chciałam to wiedzieć, zanim całkiem się odsłonię i ujawnię swoją „wrażliwą” naturę i wyda się w końcu, że tak naprawdę to żadna ze mnie samica alfa, tylko zwykła suka podwórkowa.
Darko posłał mi zdumione spojrzenie. Potem się tylko roześmiał. I spojrzał mi głęboko w oczy. Czułam się jak na prześwietleniu Rentgenem. Nie odpowiedział na moje pytanie, tylko wziął mnie za rękę i poprowadził mnie do drugiego pokoju, który pełnił funkcję gabinetu Darko. Oprócz komputera, znajdującego się na mosiężnym biurku przy którym stał kręcony skórzany fotel, skanera, drukarki, sporo miejsce zajmował potężny regał, dosłownie i w przenośni uginający się od książek. Podprowadził mnie do mebla i wskazał na środkową półkę. Zerknęłam na nią, a tam ustawiony był cały rządek poradników w stylu „polski dla obcokrajowców”. Wzruszyłam ramionami, też mam w laptopie mnóstwo poradników tego typu i się tym nie chwalę.
„Co to ma wspólnego z moim pytaniem? – zapytałam bez cienia entuzjazmu. – Polski jest stosunkowo podobny do serbskiego, jak już się przestawi z cyrylicy, jest z górki.” – wymądrzałam się.
- Ja już dawno zauważyłem, że nie obchodzi Cię, czy się staram, czy nie. Jestem, to jestem, nie ma mnie, to nie ma. Bez różnicy, ot, whatever! Jesteś zimna jak lód, zero uczuć, zero emocji. Prawdziwa Królowa Śniegu, udzielna księżna przyjmująca należne jej hołdy. – ta tyrada byłaby może jedynie pierwszą tyradą, jaką wypowiedział Darko pod moim adresem, ale nie była, gdyż nie zaserwowano mi jej w języku Szekspira, ale w języku poetów znad Wisły. I wygłosił ją jednym tchem, co świadczyło, że jednak sporo pracy w to włożył.
„Od kiedy uczysz się polskiego?” – wydukałam.
- Przecież chyba było słychać, że nie od wczoraj. – odpowiedział już po angielsku.
- Ale właściwie, dlaczego? - zapytałam podejrzliwie. Pomyślałam, że może nie odpowiada mu mój angielski. – Przecież ja znam angielski.
- A czy Twoi rodzice znają angielski? Poza tym, nie wiem, może nie będę całe życie mieszkał w Wielkiej Brytanii. – dodał tajemniczo.
Zadrżałam. Czyżby wybierał się w podróż prosić rodziców o moją rękę? No, proszę, tylko nie to. Przecież ja dopiero od dwóch miesięcy myślałam o Darko, jako o moim facecie! Wcześniej najpierw przez dwa miesiące sądziłam, że zwyczajnie mu się nudzi, potem, no okej, że trochę mnie lubi, skoro poświęca mi tyle czasu, a przecież wokół tyle ciekawszych i ponętniejszych sztuk. Dopiero, kiedy wyjeżdżał i przed wyjazdem zamiast się wyspać, pakować, zajmował się moim tekstem, który dostałam do napisania „na wczoraj”. Oczywiście, nie napisał go za mnie, nie znał przecież polskiego, tak dobrze nie ma, ale przez osiem godzin siedział ze mną, podrzucając mi, o czym powinnam jeszcze napisać. Miał samolot o piątej, a siedział ze mną do dwunastej. Zważywszy na fakt, że przecież doliczyć czas odprawy oraz fakt, że przecież w ogóle nie był spakowany, spał chyba ze dwie godziny, jak się domyślałam. Nie chciał mi powiedzieć, ile. Było to, „nieważne”. Ucieszył się za to, że się o niego martwię.
Potem nie odzywał się tydzień, to myślałam, że moje podejrzenia o nudzie kolegi się sprawdziły.
„A gdzie chciałbyś mieszkać?” – zapytałam w końcu.
- Nie wiem jeszcze. Na razie mieszkam tutaj, a póki co nie planuję przeprowadzki, nie martw się. Nie będę ciągnął tego tematu, widzę, że to nie ma sensu. Jeśli nie masz mi nic do powiedzenia, ubierz się i wychodzimy.
- Dokąd? – zapytałam.
- Umówiłem się z grabarzem, że przywiozę ciało. – odparł z śmiertelnie poważną miną. „Śmiertelnie” to dobre słowo.
- Zamierzasz mnie załatwić po drodze? – dociekałam.
- Nie, załatwię Cię tutaj, jeśli zaraz się nie ubierzesz. Posłuchaj, Karina. Nie nadwyrężaj mojej cierpliwości. – był coraz bardziej zły. – Gdybym miał choć trochę rozumu, od razu kazałbym Ci się pakować.
O, tak właśnie. Więc czemu tego nie zrobił? Sam fakt, że przyszło mu to do głowy, uspokoił mnie. A raczej uspokoił mnie fakt, że o tym powiedział, a to przecież oznaczało, że nie planował zemsty. Założyłam płaszcz i buty, a potem wyszliśmy
Ostatnio zmieniony czw 10 sty 2013, 18:21 przez sunlight, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Hej, podobało mi się. Szybko przeczytałam, nie miałam zastojów i pomyślałam, co dalej! :mrgreen:
Nie do końca pojmuję dlaczego jedne wypowiedzi są w cudzymsłowie ( bo mówione po angielsku?), a inne nie(bo w innym języku, ale jakim?).
sunlight pisze: „O kurwa.bez kropki – pomyślałam. – O kurwa, Karina, ty Królowo wszystkich Idiotów. On Cię kocha..”
sunlight pisze:- A czy Twoi rodzice znają angielski? Poza tym, nie wiem, może nie będę całe życie mieszkał w Wielkiej Brytanii.bez kropki – dodał tajemniczo.
sunlight pisze:- Ja już dawno zauważyłem, że nie obchodzi Cię, czy się staram, czy nie. Jestem, to jestem, nie ma mnie, to nie ma. Bez różnicy, ot, whatever! Jesteś zimna jak lód, zero uczuć, zero emocji. Prawdziwa Królowa Śniegu, udzielna księżna przyjmująca należne jej hołdy. – A tu wielka litera. ta tyrada byłaby może jedynie pierwszą tyradą, jaką wypowiedział Darko pod moim adresem, ale nie była, gdyż nie zaserwowano mi jej w języku Szekspira, ale w języku poetów znad Wisły. I wygłosił ją jednym tchem, co świadczyło, że jednak sporo pracy w to włożył.
sunlight pisze:- Nie, załatwię Cię tutaj, jeśli zaraz się nie ubierzesz. Posłuchaj, Karina. Nie nadwyrężaj mojej cierpliwości. – A tu wielka litera. był coraz bardziej zły. – Gdybym miał choć trochę rozumu, od razu kazałbym Ci się pakować.
Przyznasz, że trochę namotałeś w tym dialogowaniu. Sprawdź pod tym kątem.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
Tak wiem, jest to trochę zamotane, zawsze jak zaczynam pisać, to łapię się, ile błędów potrafię narobić, łącznie z zaczynaniem i nie kończeniem zdań ;) Jeśli chodzi o chaotyczność stylistyki, która ma miejsce, miała służyć lepszemu ukazaniu rozchwiania emocjonalnego bohaterki i pewną jej chaotyczność, nie wiem, na ile mi się to udało. Odnosząc się do tych zdań w w cudzysłowie, to owa niejasność jest spowodowana tym, że fragment pochodzi ze środka opowiadania. Bohaterowie posługują się językiem angielskim, jako, że Darko jest obcokrajowcem. Dziękuję za wszystkie uwagi i pozdrawiam ;)

4
Ciekawy motyw i całkiem nieźle się czytało. Tylko płeć bohaterów jakoś mi się poprzestawiała. Darko zachowuje się w mych oczach jak kobieta (nie chodzi o to, że gotuje, tylko sposób w jaki się wypowiada), a Karina jak małomówny, ubogi w emocje facet.

5
Ewa Michalik pisze:Karina jak małomówny, ubogi w emocje facet.
Przecież gdyby nie te cechy, to nie byłoby postaci. Ona ma jakiś problem, ale to z pewnością zostało opowiedziane w innej części.
Poza tym - może Karina to małomówna, uboga w emocje kobieta. ;)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

6
Jak już napisałam wyżej, fragment pochodzi ze środka opowiadania, stąd pewne niedopowiedzenia. Może tylko powiem, że wcale nie jest do końca tak, że bohaterka jest małomówna i wyprana z emocji, a jej chłopak rozlazły i nazbyt uczuciowy ;) Oczywiście, będzie dalszy ciąg, także wszelkie wątpliwości (mam nadzieje) zostaną wyjaśnione. Pozdrawiam ;)

7
W sumie jest to też dość oryginalne podejście, by się tak pary zamieniły miejscami :D. Czyli że kobieta będzie tą, która "nosi spodnie" :D.

8
Ja się przyczepię do (pewnie) szczegółu, a mianowicie
"do wynajętego hotelu".
Jeśli chodzi o pokój w hotelu, to pewnie wystarczyłoby "do hotelu".
I jeszcze:
"mosiężne biurko".
Mosiężny to może być na przykład przycisk do papieru. Bywało kiedyś coś takiego :-)
Albo figurka.

Pozdrawiam

9
Drażniło mnie to, że nie mogłam rozkminić, czemu część dialogów jest normalnie, a część w cudzysłowie. Myślałam, ze w tym szaleństwie jest metoda, ale chyba nie.
Pewien chaos w tym fragmencie jest wskazany - nakreśla bohaterów - jednak przesadne rozwiązywanie tego zapisem nie jest chyba najlepszym pomysłem.
W każdym razie była to dla mnie pewna przeszkadzajka.

Mówiąc szczerze nie chce mi się punktować potknięć w zapisie dialogów, bo to zwyczajnie pod podstawową korektę podpada. To nie jest tak, że Ty nie wiesz, tylko nie chciało Ci się sprawdzić, co? ;)

Co mi się podobało, to sprawne zarysowanie charakterów postaci. Fragment jest krótki, a mimo tego oboje wypadają bardzo "żywo" i można im przypisać pewne cechy, zaciekawić się dalszym rozwojem zdarzeń.
Czytało się szybko i przyjemnie. Fragment może nie idealny, ale sprawnie napisany. Nie wiem, czy na dłuższą metę taka opowieść by mnie wciągnęła, ale na razie było fajnie. Chętnie zerknę, jak wrzucisz następną część.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron