Płuca powoli odmawiały jej posłuszeństwa. Czuła pieczenie w gardle i klatce piersiowej. Zmuszała się jednak do nieustannego biegu. Gdyby się teraz zatrzymała, gdyby się poddała, możliwe że nie przeżyłaby do świtu. Pędziła przed siebie, ścigana przez śmierć. Nad jej głową gęste listowie nie przepuszczało zbyt wiele światła, a pod nogami chrzęściły kolorowe liście. Nadciągał jesienny zmrok, pełen zimna i niepokoju. Choć ścigali ją mężczyźni, nie byli tak zwinni jak ona. W przeciwieństwie do nich, nie była okuta w ciężką zbroję, nie nosiła ze sobą wielkich i niebezpiecznych mieczy. Hałas, jaki powstawał pod ich buciorami zagłuszał również jej szybkie kroki. Dodatkowo jej brązowa peleryna zapewniała kamuflaż w tym gęstym i ciemnym lesie.
Kroki żołnierzy było słychać już z bardzo daleka. Otoczona skałami i głazami na zalesionym wzgórzu mogła zapewnić sobie bezpieczną kryjówkę. Jednakże nie tylko ludzi powinna się wystrzegać. Niebawem nadejdzie zima, zwierzęta szukają nocą pożywienia. Uzbrojona tylko w mały łuk i sztylet, nie będzie miała szans z potężnym niedźwiedziem czy watahą wilków. Nie mogła sobie również pozwolić na ognisko, gdyż żołnierze odkryliby jej kryjówkę.
Wszystko się tak poplątało, myślała poprawiając ubłocony brzeg sukni. Powinnam się ubrać praktycznie, a nie uciekać w jednej z lżejszych szat. Zakryła się szczelniej peleryną i nałożyła kaptur na głowę. Skryła się między dużymi skałami, gdzie nie wyczuwalny był zimny wiatr i gdzie prawdopodobnie nie zauważą jej dzikie zwierzęta.
Żołnierze wycofali się do kamiennego mostu. Droga, na której stali, zakręcała do gęstego lasu porastającego okoliczne wzgórza. Idąc w drugą stronę zawróciliby do hrabstwa Valberg.
– Szlag by tę przeklętą dziewkę! – krzyknął zwalisty młodzian w ciężkiej zbroi. Spojrzał na swoich kamratów – Jeśli nie uda nam się jej znaleźć, kto wie co się z nami stanie.
– Marne szanse kapitanie. Zapada zmrok, trzeba zwołać posiłki i rozpalić pochodnie – żaden nie wspomniał, że akurat pochodni ze sobą nie mieli. Nikt nie przypuszczał, że pościg może się tak wydłużyć.
Kapitanowi nie w smak było zawrócenie do zamku i przyznanie się do porażki. Nie chciał stracić swojej całkiem sporej pensji. Szukanie dziewczęcia po zmroku w gęstym lesie też nie wchodziło w grę.
– Bardzo prawdopodobne, że niedźwiedzie pożrą ją na kolacje, panie – powiedział jeden z rycerzy. – Powinniśmy zawrócić do urwiska, na którym porzuciła swój powóz i przeszukać go. Prawdopodobnie nie zdążyła zabrać najważniejszych rzeczy, kiedy starała się jak najszybciej uciec.
Tak też uczynili. Droga prowadziła w stronę jednego ze skalistych wzgórz, jechali więc coraz wyżej. Niejeden z nich pomyślał, że pędząc na koniu ze wzniesienia uciekinierka zyskała dużą przewagę. Tak jak i wtedy, tak i teraz zatrzymali się przy zniszczonym powozie. Jedno z kół odpadło i potoczyło się z urwiska prosto do rwącej rzeki. Uprząż była przecięta bardzo ostrym narzędziem, dzięki czemu dziewczę szybko dosiadło konia i mogło uciec bez zbędnego balastu. Przeszukali każdy zakamarek powozu, nie znaleźli jednak nic poza sukniami, jedzeniem i paroma książkami zamkniętymi w drewnianych skrzyniach. Kapitan zaklął szpetnie.
Siedziała między skałami walcząc z wycieńczonymi płucami. Już niedługo będzie mogła zaczerpnąć głęboko powietrza, choć musiała uważać, by nie przeziębić się w tym przejmującym chłodzie. Las tonął w mroku, szary, zupełnie jakby nadchodząca noc pozbawiła go barw. Jeszcze parę minut, a będzie całkiem ciemno, pomyślała. Dmuchała w swoje przemarznięte dłonie i starała się myśleć o czymś miłym, lecz na próżno. Nie widziała przed sobą żadnych perspektyw, do oczu napłynęły jej łzy. Dlaczego to zrobiłeś, dlaczego?
Wtem usłyszała szelest liści, a potem urywaną cichą rozmowę. Na szczęście to nie zwierzęta, odetchnęła z ulgą. Rycerzami również nie byli, gdyż usłyszała odrobinę zirytowany, kobiecy głos.
– Musimy znaleźć miejsce na obóz. Jestem wykończona.
– Nie tylko ty. Bałbym się jednak tu nocować. Nie jestem pewny czy uciekliśmy dostatecznie daleko. – odpowiedział niski, z pewnością męski głos.
A więc i oni uciekali. Byli więc złoczyńcami czy ofiarami, zastanawiała się.
– … są daleko. Nie zapuszczą się do Lasu Gloomiego po zmroku. – przemówił trzeci osobnik, ale tak cicho, że nie dosłyszała najważniejszych słów.
– A skąd ta pewność?
– Kilka kilometrów stąd są ruiny zamczyska. Istnieje bardzo stara legenda o duchu pana... – tym razem mówił jeszcze ciszej. A może po prostu oddalali się od jej kryjówki.
W pewnym momencie poczuła wszechogarniające zimno. Zadrżała. Poczuła się nieswojo, wiatr przecież nie przedzierał się między skałkami. A jednak chłód wdzierał się nie tylko przez jej szaty, ale i uderzył w jej duszę. Poczuła ogromny smutek, straciła wiarę w siebie i chciała po prostu zasnąć. Ta legenda, zastanawiała się, czy pan zamku nie przyszedł jej się przyjrzeć. Bała się, była naprawdę przerażona. Jej zęby zaczęły grać osobliwą melodię strachu i zimna tak strasznego, jakby przychodził do niej z najgłębszych czeluści otchłani. Jej oczy powoli się zamykały i choć próbowała z tym walczyć, nie mogła wygrać. Odchyliła głowę spojrzawszy do góry, gdzie była resztka światła przemijającego dnia. Zdążyła ujrzeć nad sobą postrzępiony brzeg czarnej szaty, powiewający na wietrze. Nie była jednak pewna, wszystko widziała jak przez mgłę, do tego było tak ciemno. To na pewno tylko liście nad moją głową. Nie chcę umierać, myślała, muszę dotrzeć do... I zasnęła nie zdążywszy pomyśleć o niczym więcej.
Po drugiej stronie góry paliło się malutkie ognisko między skałkami. Podróżnicy jedli w ciszy świeżo upolowane króliki i omawiali plan na najbliższy dzień. Kobieta była ranna. Jeden z mężczyzn zrobił jej prowizoryczny opatrunek, lecz to za mało by zbić gorączkę trawiącą jej ciało. Być może było to tylko zakażenie, może trucizna lub jeszcze coś gorszego. Nie mieli przy sobie lekarstw aby temu zaradzić.
Jeszcze zanim słońce wyszło zza horyzontu, jeden z mężczyzn pobiegł na zwiad. Stanął nad urwiskiem i przyglądał się wiosce w dolinie. Właśnie tam powinni poszukać schronienia i znaleźć, kogoś, kto mógłby uratować ich towarzyszkę.
– Usnęła jak dziecko nie usłyszawszy nic z waszej rozmowy – usłyszał cichy głos za swoimi plecami.
– To dobrze.
– Wygląda na to, że jest ścigana. Na drodze po drugiej stronie roi się od żołnierzy.
– Na szczęście nie idziemy w tę stronę.
Nic więcej nie powiedzieli. Mężczyzna, wracając do swoich kamratów, upolował węża. Zanim się obudzili, oporządził go i upiekł, po czym wbił na palik obok powoli dogasającego ogniska. Dym był tak mały, że nie powinien być widoczny nad lasem. Zabezpieczył jednak brzegi dodatkowymi kamieniami, aby wiatr nie rozrzucał popiołu.
– A cóż to serwujesz na śniadanie? - spytała ranna kobieta.
– To nie dla was. Wyruszamy od razu, po drugiej stronie roi się od żołnierzy.
O nic nie pytali, aby nie tracić energii. Oboje wiedzieli, że ich kompan nigdy nie mówi nic bez potrzeby. Napili się wody z manierek i wyruszyli do doliny.
Dziewczę otworzyło oczy i rozejrzało się dookoła zdając sobie sprawę, że żyje. W mig przypomniała sobie wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia i zagryzła dolną wargę bielusieńkimi ząbkami. Cokolwiek zdarzyło się tej nocy, wolała o tym nie myśleć. Nie była pewna, która może być godzina. Było dość pochmurno i duszno. Słońce już chyba jednak wzeszło, więc straciła cenny czas.
Przypomniała sobie pobrane nauki i szybko rozeznała się w kierunkach. Zabrała podróżną torbę i udała się do jaskini, gdzie zostawiła swego pięknego wierzchowca. Zarżał, gdy tylko usłyszał jej kroki. Pogłaskała brązowego rumaka po głowie i czym prędzej go osiodłała. Jechała wśród skałek omijając stromizny. Nie mogła stracić też konia. Po pewnym czasie wyczuła nikły smród dymu. Gdzieś w okoli ktoś założył obóz. Przypomniała sobie nocnych wędrowców. Nie chciała nikogo spotkać, dlatego ostrożnie posuwała się na przód. Zapach ogniska jednak kusił. I nie tylko. Wyczuła też zapach pieczonego mięsa. Nie mogła walczyć z głodem, nie jadła wszak całą dobę. Jeśli spotka wędrowców, będzie musiała ich poprosić o odrobinę jedzenia.
Nikogo jednak nie zastała. W miejscu, gdzie widać było odrobinę czarnego popiołu otoczonego prowizorycznym murkiem, zauważyła drewniany palik z nabitym mięsem. Nie zastanawiając się długo, rzuciła się w jego stronę i jadła, aby nabrać sił.
Potem jednak zerwała się na nogi i rozglądała dookoła. A jeśli to pułapka, zastanawiała się. Otaczała ją jednak cisza. Jedynie szum wiatru między drzewami przeplatający się z szybkim biciem serca.
Kiedy najadła się do syta, postanowiła od razu wyruszać w drogę. Zasypała popiół piachem i zniszczyła murek. Jeśli żołnierze ponowią pościg, nie mogą trafić na jej ślady.
Tak jak wcześniej tajemniczy wędrowiec, tak i ona stanęła nad urwiskiem przyglądając się wiosce w oddali. Tam wpierw skieruję swe kroki, zdecydowała, po czym ruszyła z koniem trzymanym za uzdę krętymi ścieżkami w dół.
Zwierzę bało się wąskich górskich ścieżek, ale po paru próbach postanowiło zaufać Nadii i ostrożnie przesuwało się na przód. Zresztą dziewczyna była nieustępliwa, więc koń mógł tylko wierzyć w jej pewność siebie. I tak nie mogłaby już zawrócić, nie mogła go też tutaj zostawić, gdyż na to był jej zbyt drogi. Czym dalej i niżej, tym łatwiej było go prowadzić. W końcu mogła usiąść w siodle i pojechać do wioski. Nasłuchiwała wyczekując głosów zbliżających się żołnierzy, lecz całe szczęście towarzyszyła jej głucha cisza.
Przejechała lasem jeszcze kawałek dalej, nie chciała pokazywać się w centrum wioski. Najlepiej by jak najmniej osób wiedziało tu o jej obecności. Jednej osobie mogła jednak zaufać. Swej dawnej niani, która po śmierci matki stała się dla niej najbliższą rodziną. Wjechała na tyły podwórza i zostawiła konia w małej stajni.
– Świetnie się spisałeś – szepnęła do niego czule i spojrzała w głąb jego czarnych oczu. Koń w odpowiedzi zamrugał i – odprężył się.
Zapukała delikatnie do drzwi kuchni. Po chwili stanęła w nich starsza kobieta o szarych oczach. Przez chwilę zastanawiała się, kogo przywiało do niej o tak dziwnej porze.
– To ja nianiu. Nadia. – powiedziała cicho.
Wtem poczuła na policzkach delikatny dotyk szorstkich od pracy, lecz wyjątkowo ciepłych dłoni. W oczach staruszki pojawiły się łzy.
– Moja kochana – wyszeptała – to naprawdę ty Nadio?
– Tak. Czy mogę zostać u ciebie przez jeden dzień? – spytała nieśmiało.
Wtedy niania doszła do siebie i spojrzała na jej ubiór. Złapała ją za rękę i pociągnęła w głąb przytulnego domku. Czuć było w nim zapach suszonych ziół i pieczonego chleba.
Nadia zdjęła kaptur i przyjrzała się swojej dawnej opiekunce. Obie były wzruszone spotkaniem po latach. Dziewczyna poczuła jednak ból w piersi na myśl o tym, jak postarzała się jej ukochana niania. Liczne zmarszczki i cienie pod oczami wskazywały na to, jak ciężkie musiało być jej życie. Miała jednak nadzieję, że jest zdrowa i nie ma poważnych problemów.
– Moja obecność tutaj musi pozostać tajemnicą. Uciekłam i nie zamierzam wracać do domu. Przynajmniej w najbliższym czasie.
– Co się stało? Czy ktoś coś ci zrobił? – spytała dotykając jej ramienia i zapraszając by usiadła. – Oh... może zdejmij ten płaszcz, jest taki brudny. – nie wspomniała jednak nic o uzbrojeniu dziewczyny, choć rzuciła jej wymowne spojrzenie.
Dopiero teraz poczuła się zmieszana swoją powierzchownością. Jej ubranie faktycznie było brudne od ziemi, a dół peleryny ubłocony. Zdjęła ją czym prędzej i powiesiła na oparciu krzesła. W szerokiej ławie zostawiła torbę, łuk, kołczan i mały, poręczny sztylet. Usiadła na miękkiej kanapie czując ogromną ulgę.
– Nocowałam w lesie, a dachem nad głową były mi liście, których szum grał mi kołysanki napawające mnie strachem o moją niepewną przyszłość. Gonią mnie żołnierze. Dlatego absolutnie nie mogę zostać tu dłużej niż na jedną noc i dlatego właśnie powinnaś nazajutrz zapomnieć, że w ogóle się ze mną widziałaś.
– Żołnierze?! - spytała nie dowierzając - Musisz mi powiedzieć co się stało.
– Nie mogę. Bo wtedy i ty będziesz w niebezpieczeństwie. A jesteś jedyną osobą nianiu, na której mogę polegać.
Staruszka uścisnęła jej dłonie i siedziały tak przez chwilę w milczeniu. W co ona się w dała, myślała gorączkowo. Wiedziała jednak, że nic z niej nie wyciągnie. Dziewczyna była uparta, zupełnie jak jej ojciec, ale wrażliwa i delikatna, tak jak jej matka. Skoro ścigają ją żołnierze, to musiała wpaść w konflikt ze swoim ojcem. Tak bardzo była ciekawa, ale nic nie mogła zrobić, by tę ciekawość zaspokoić. Mogła jej jednak pomóc przez ten krótki czas.
– Upiekłam niedawno pyszny placek, więc możesz go zjeść, a ja w tym czasie zagrzeję wodę na kąpiel. - powiedziała ze wzruszającym zrozumieniem.
– Dziękuję. Chciałabym zostać z tobą na dłużej, ale jutro z rana muszę wyruszyć.
Jadła w spokoju wypieki jej niani uzmysławiając sobie jak dawno ostatnio miała coś tak pysznego w ustach. Jeszcze zanim udała się do łazienki, wyjrzała prze małe kuchenne okienko. Niebo było niepokojąco ciemne. Słychać było też błyskawice. Burze w górach są bardzo niebezpieczne. Będzie musiała jechać doliną.
– Gdzie zamierzasz się udać? - spytała starsza pani, a potem uniosła brwi – O tym pewnie też nie możesz mi powiedzieć?
– Nie mogę. Jednak nie zamartwiaj się o mnie. Jest ktoś, z kim koniecznie muszę się spotkać. Ten ktoś mi pomoże. - usłyszawszy to niania już o nic nie pytała.
Nadia obmywała się ciepłą wodą podgrzaną wcześniej na kuchennym piecu. Co prawda nie mogła wymoczyć się w wielkiej balii z podgrzewanym spodem, do której przywykła w domu, ale miednica i tak była dostatecznie duża. Ściany były jednak nieszczelne, chłód wdawał się między grube deski chałupy i dziewczyna mimo wszystko zadrżała. Woda również robiła się coraz chłodniejsza. Pomyślała, że mogłaby być trochę dłużej ciepła. Brakowało jej również zapachowych mydeł i delikatnego kwiatowego szamponu. Jestem chyba coraz bardziej wymagająca, pomyślała. Nie tak dawno temu spałam przecież na chłodnej ziemi. Ponieważ nie brakowało jej autoironii, zaśmiała się z samej siebie.
Już w czasie kąpieli słyszała silne grzmoty i grad uderzający o dach z taką siłą, jakby go ostrzeliwano. Skały na otaczających dolinę wzgórzach niosły echem każdy krzyk natury, a silny wiatr szarpał całym domostwem. Nadia bała się, że za chwilę zerwie dach albo wszystko się zawali. Wytarła się pośpiesznie i ubrała w swą skromną bordową suknię, podarowaną od jednej ze służących w jej dawnym domu. Związała jeszcze wilgotne jasne włosy w ciasny kok i przewiązała go czarną wstążką.
– Naniu, wszystko w porządku? – wybiegła z łazienki jak oparzona. Staruszka dostrzegła w jej oczach lęk przed siłami natury i zachichotała cicho.
– Oczywiście kochanie. U nas to całkiem normalne. - mówiła oglądając się nerwowo po całej kuchni. Wyglądało na to, że czegoś szukała. Zajrzała do jednej z szafek i wyjęła kilka małych słoików by potem włożyć je do leżącego nieopodal wiklinowego koszyka. – Burze mogą okazać się przerażające, ale za to wiosną i latem, kiedy jest słonecznie i ciepło, jest tu naprawdę pięknie. – powiedziała z czułością. Kochała swój mały domek oddalony spory kawałek od wioski. Spojrzała na piec przypominając sobie, co przygotowała dla swej podopiecznej – Ah! Całkiem zapomniałam. Tu masz gorącą ziołową herbatę. Dobrze ci zrobi na sen, moje dziecko. Przygotowałam ci łóżko w mojej małej sypialni.
– Nie! Nie mogę zabierać ci łóżka. Mogę spać gdziekolwiek, najlepiej w stajni...
Staruszka roześmiała się.
– Spokojnie. Wygląda na to, że mnie i tak tu w nocy nie będzie.
– Dlaczego? - spytała z zaciekawieniem. Czyżby niania miała starającego? A może to przez nią...
– W gospodzie leży ranna dziewczyna i wygląda na to, że nikt nie potrafi jej pomóc. A ja od kilku lat dorabiam sobie jako znachorka. – odpowiedziała pakując kilka pęczków ziół.
– Ranna? Co się stało?
– Nie wiem nic pewnego. Ale gospodarz śpieszył tu, jakby gonił go sam diabeł. Dlatego czym prędzej muszę się tam udać.
– Idę z tobą – rzekła zdecydowanie i już zakładała pelerynę. Niania złapała ją za ramię i spojrzała jej w oczy z niepokojem.
– Jesteś pewna? Czy nie chciałaś czasem, by twa obecność pozostała tutaj tajemnicą?
– Nikt mnie nie pozna w tych szatach. Zresztą szaleje burza i jest już ciemno. Nie będę się też odzywała, ale... – zadrżała, kiedy gdzieś blisko uderzyła kolejna błyskawica – nie zostawiaj mnie tu samej. Oszaleję, jeśli będę musiała spędzić tu noc całkiem sama. I tak nie zasnę przez burzę. – dokończyła zakładając przez ramię swą podróżną torbę dość sporych rozmiarów.
Niania zastanawiała się przez chwilę. W końcu przyznała jej rację. Znała swą podopieczną na tyle, że wiedziała iż dziewczyna nie zaśnie spokojnie. Nigdy nie żyła wszak w takich warunkach.
– Dobrze, możesz iść ze mną. Pamiętaj jednak o tym, by jak najmniej rzucać się w oczy.
Ruszyły więc razem po zboczu góry. Wiatr smagał je niemiłosiernie po twarzy, ciemne niebo przecinały błyskawice. Schodziły ostrożnie po mokrych ścieżkach. Kiedy dotarły do centrum wioski, ręce miały zdrętwiałe z zimna, a płaszcze i buty całkowicie przemoczone.
Otworzywszy drzwi gospody poczuły napływające z wewnątrz ciepło i od razu poczuły się lepiej. Karczmarz przywitał się z nimi z powagą na twarzy. Widać też było, że niepokoi się o swoich gości.
– Zaczekaj tutaj. Najlepiej wygrzej się przy kominku, a ja pójdę do tej dziewczyny.
Nadia skinęła głową i zdjęła przemoczoną pelerynę. Usiadła blisko kominka rozcierając zmarznięte dłonie. Tu, w kącie małej gospody, było bardzo przytulnie. Budynek był stabilniejszy niż mały domek na wzgórzu, nie słychać było tych wszystkich przerażających trzasków i zgrzytów.
Dopiero po chwili dostrzegła, że nie siedzi w salonie sama. W przeciwległym kącie, wyjątkowo zacienionym gdyż nie paliła się tam żadna świeca, siedział mężczyzna w ciemnoszarym płaszczu. Przez padający cień, nie mogła dostrzec jego twarzy, wiedziała jednak, że ów tajemniczy osobnik przyglądał jej się przez chwilę, a gdy tylko na niego spojrzała, odwrócił głowę. Uśmiechnęła się, lecz kąciki ust opadły jej kiedy tylko jej wzrok padł na torbę podróżną.
Właściwie wiedziała już, że musi wyruszyć nad ranem, choć tak dobrze było jej z nianią. Przez tyle lat ta dojrzała kobieta była przy niej. W tej chwili jest jej najbliższa.
Jej rozmyślania przerwał odgłos ciężkich kroków na schodach. Po chwili zobaczyła wysokiego, jasnowłosego młodzieńca w skórzanej zbroi. Młody i barczysty, musiał być wprawnym wojownikiem. Jego ogorzała twarz wyrażała jednak niepokój. Kiedy podszedł do mężczyzny w płaszczu mogła usłyszeć jego głos. Serce zabiło jej mocniej. Już go słyszała! Tam w głębi lasu, gdzie ukrywała się przed żołnierzami.
– Rana od zatrutej strzały. Za kilka dni byłoby już po wszystkim – powiedział do towarzysza – ale ta starsza pani potrafi przygotować antidotum.
W jego głosie było pełno emocji. W jednej chwili smutny i przerażony o los towarzyszki, a chwilę później rozpromieniony. Zdobył się nawet na delikatny uśmiech. Jego towarzysz tylko kiwnął głową.
Przypomniała sobie ognisko w lesie i mięso, które zostawili. Zastanawiała się, czy nie odkryli jej obecności i czy specjalnie... Nie, to nie możliwe! Czemu mieliby się nią przejmować? Chociaż ten młody mężczyzna wyglądał na dobrego człowieka.
Chwilę później zeszła na dół niania i poprosiła dwóch podróżników, by zostali jeszcze chwilę na dole. Następnie spojrzała na Nadię i uczyniła ruch ręką, jakby ją przywoływała. Dziewczyna sięgnęła po torbę i poszła w ich stronę. Pelerynę pozostawiła przy kominku, aby całkowicie wyschła.
– Moja wnuczka pomoże przygotować odpowiednie lekarstwa – powiedziała do mężczyzn stojących tuż obok.
Nadia odważyła się spojrzeć w twarz barczystego wojownika o splątanych jasnych włosach. Kiedy tak stała tuż obok niego, poczuła się strasznie mała. Nie sięgała mu nawet do ramienia i musiała wysoko zadrzeć głowę. On uśmiechał się do niej delikatnie i szczerze podziękował za pomoc jego przyjaciółce. Trudno było oderwać wzrok od głębokich niebieskich oczu, które w jakiś sposób jednocześnie wyrażały niepokój i próbowały dodać jej otuchy. Nie przedstawili się jednak, więc rzuciwszy krótkie spojrzenie na drugiego mężczyznę od razu poszła na górę. Lecz kiedy na niego spojrzała, poczuła ogarniający ją niepokój. Jakby ten tajemniczy mężczyzna wiedział kim ona jest, jakby odczytał z jej oczu wszystkie tajemnice i to w tak krótkiej chwili. Choć znowu nie widziała go tak wyraźnie jakby chciała.
W małym pokoju leżała blada dziewczyna. Miała krótkie, kręcone rude włosy, teraz mocno przepocone od męczącej ją gorączki. Jej powieki zadrgały, lecz nie podniosły się. Nieznajoma poruszyła jednak głową dając znać, że jest przytomna.
– Witaj. – przywitała się z chorą i dotknęła dłonią jej czoła. Przeraziła się czując, jakie jest gorące, lecz nie dała po sobie tego poznać. Uśmiechnęła się delikatnie do pacjentki – Moja babcia i ja pomożemy ci dojść do zdrowia. Niczym się nie martw.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Nie mogła jednak nic powiedzieć, gdyż miała tak sucho w gardle. Uniosła rękę próbując pokazać, o co jej chodzi. Nadia chciała już sięgnąć po kubek z wodą stojący na stole, lecz niania wyraziła głośny sprzeciw.
– Nic jej nie dawaj! Ta woda nie jest nawet przegotowana, tylko pogorszysz sprawę!
– Przepraszam. Czy powinnam w takim razie...
– Zaraz dostanie ciepły napój do picia. - powiedziawszy to spojrzała na rudą dziewczynę – Wzmocni on twoją odporność i pomoże na ból gardła.
Wyglądało na to, że były w podobnym wieku. Chora dziewczyna była drobnej budowy, ubrana w białą koszulę na ramiączkach i brązowe spodnie. Na krześle przewieszono błękitną szatę z grubego, mocnego materiału, a na drugim łóżku leżała skórzana tunika. Nadia nigdy wcześniej nie widziała tak dziwnych ubrań.
Niania przygotowała zieloną papkę, którą nałożyła w dość sporej ilości na ranne, lecz dokładnie oczyszczone z ropy ramię dziewczyny. Założyła bandaż z pociętego na paski prześcieradła i dała chorej gorący płyn do wypicia. Głowa pacjentki opadła na poduszkę.
– Dziękuję – powiedziała osłabiona. Mogła mówić, więc było widać poprawę. Niania skinęła głową w uśmiechu i zapowiedziawszy, że niedługo wrócą, wyprowadziła Nadię z pokoju.
– Będę musiała wrócić po pewne zioła do domu. Ale ty zostań tutaj. Najgorsze już mineło – powiedziała do swej podopiecznej. – Pomóż jej się przemyć, ja powinnam wrócić za godzinę. Wszystko przygotuję już w domu. - Potem spojrzała na Nadię z czułością i skierowała się do schodów.
Kiedy starsza pani opuściła gospodę, tajemniczego mężczyzny już nie było. W salonie gospody spotkała uśmiechniętego wojownika.
– Może piwa? Rozgrzeje cię trochę tej ponurej nocy – spytał, a widząc zarumienioną twarz dziewczyny i jej zakłopotanie pojął, jak dwuznaczną propozycję jej złożył – Przepraszam! – wybąkał – Nie miałem nic złego na myśli! Chodziło mi tylko o... - przerwał widząc, jak dziewczyna powoli się uśmiecha, a następnie wybucha cichym śmiechem. Zasłoniła usta dłonią i odwróciła się nie mogąc się powstrzymać.
– Nie szkodzi – odpowiedziała rozbawiona i podeszła do lady. Karczmarz popatrzył na nią i uniósł jedną brew do góry.
– No to co będzie?
Zastanawiała się przez chwilę, o co poprosić. Mało prawdopodobne by w tak małej wiosce serwowali kawę, nie chciała też wygłupić się pokazując swoje dworskie zachcianki. Poprosiła więc o mały kufel piwa, co pewnie zbliżyło ją odrobinę do wizerunku prostej dziewczyny ze wsi.
– Pozwól uczynić mi ten honor i zapłacić za ciebie – powiedział wojownik z szerokim uśmiechem i po krótkiej przerwie dodał z niepokojem w głosie – Jak się ma moja przyjaciółka? Wyjdzie z tego?
– Już widać poprawę, niebawem wróci moja babcia i wznowi kurację – powiedziała i upiła łyk piwa. Przypomniała sobie jednak o zaleceniach niani – Właściwie to nie powinnam nic pić, tylko iść do niej i czuwać. Przepraszam – zerwała się z krzesła i wycofała wpadając wprost na nieznajomego mężczyznę.
– To dobrze, że wraca do zdrowia – powiedział cicho spoglądając wprost na jej zakłopotaną twarz.
Rozpoznała od razu jego głos, gdyż dane jej było słyszeć go już wcześniej. Przeprosiła za swoją niezgrabność i pobiegła na górę do chorej dziewczyny. Kiedy już miała otwierać drzwi do pokoju nieznajomej uświadomiła sobie, że w ogóle nie słyszała kroków mrocznego podróżnika. Nie słyszała nawet dźwięku otwieranych drzwi gospody! Przeraziło ją to. To wszystko przywodziło na myśl magię. Albo ona postradała zmysły. Bała się jednak go i nie do końca rozumiała swoich reakcji. Oprzytomniała jednak zaraz przypominając sobie, że ktoś czeka na jej pomoc. Weszła więc cicho do pokoju dziewczyny zastając ją w pozycji siedzącej.
Nadia nie wiedziała co powiedzieć patrząc wprost w skośne oczy o barwie jasnej pomarańczy. O barwie, której nie może posiadać człowiek.
Zapomniany Sethielgard [fantastyka, romans, przygoda]
1
Ostatnio zmieniony wt 04 gru 2012, 21:55 przez Ewa Minkina, łącznie zmieniany 3 razy.